Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Gliwice. Takie sobie miasto na Śląsku, spore centrum handlowe czy jak kto…

Gliwice. Takie sobie miasto na Śląsku, spore centrum handlowe czy jak kto woli- galeria.

Obchodzę z płaczącym dzieckiem cały parter, szukam pokoju dla matki z dzieckiem. Jest przy toaletach. A tam... marny przewijak, brud i smród, krzesełka dla matki karmiącej brak.

Wściekłam się. Tak duże centrum i żeby w tych czasach nie zapewnić matce karmiącej spokojnego miejsca? Bez przechodniów? Dla mnie to też nie jest komfortowe ani fajne żeby wyciągać cycka w tych pseudo strefach relaksu i karmić głodne dziecko. Zakryje się pieluchą, okej. Ale wolałabym naprawdę ten pokój.
A potem milion historii, że matka karmiła dziecko na oczach innych ludzi, że coś tam się odkryło, coś nie przykryło itp.

Dla porównania- Auchan w Żorach- piękny pokój dla karmiącej, zamykany na klucz, jest krzesełko, stabilny przewijak, umywalka a nawet i mikrofalówka by coś podgrzać dziecku. Można? Można!

Gliwice karmienie pokój sklep

by ~Matkakarmiaca

Czasy jeszcze przed powstaniem NPL. Pewien pacjent skarżył się nieziemsko na SOR…

Czasy jeszcze przed powstaniem NPL.

Pewien pacjent skarżył się nieziemsko na SOR i lekarza tam pracującego, że bezczelny typ i jak on śmiał tak potraktować pacjenta!

Otóż pacjent pojechał na urlop z pobolewającym uchem. W ciągu trzech dni ucho bolało coraz bardziej, więc pacjent skrócił pobyt, wsiadł w auto, wrócił w swoje okolice i udał się z tymże bolącym uchem (a jakże) na SOR. Nie dość, że się nasiedział w poczekalni to koniec końców lekarz kazał mu wracać do domu i rano udać się do lekarza rodzinnego. Gdy pacjent oburzony takim obrotem sprawy zaczął się awanturować, że go boli jak jasny gwint, lekarz polecił zażyć apap i czekać do rana, do wizyty u rodzinnego.

I za cholerę ten pacjent nie mógł zrozumieć, że Szpitalny Oddział RATUNKOWY służy pacjentom w przypadkach NAGŁYCH.

sor szpital

by ~Booka666

Około rok temu wziąłem pożyczkę w banku bez żubra (kredyt 30tys na…

Około rok temu wziąłem pożyczkę w banku bez żubra (kredyt 30tys na 5 lat koszty 15tys). Już pół roku temu sprawdziłem że pożyczka spełnia przesłanki do skorzystania z sankcji kredytu darmowego (spłata tylko kapitału bez jakichkolwiek kosztów).

Zadzwonili do mnie ostatnio z banku z propozycją zwrotu części prowizji od pożyczki. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu że mogę skorzystać z sankcji kredytu darmowego, ale to wymaga czasu i istnieje możliwość że sprawa skończy się w sądzie, więc pomyślałem że mogę posłuchać co mają do zaproponowania. Okazało się że muszę stawić się w oddziale żeby dowiedzieć się szczegółów.

No dobra, przyjechałem na miejsce i propozycja jest mniej więcej taka: zwrócimy Panu 2 tys. zł prowizji (z 5 tys. które pobraliśmy jako prowizję) i zrobimy konsolidację tak że nie będzie Pan mógł skorzystać z sankcji kredytu darmowego. Zapytanie gdzie jest haczyk?

Pożyczka po konsolidacji będzie miała ratę o 100 zł wyższą niż obecnie, więc w odsetkach zapłacę dodatkowo o dwa razy więcej niż mi zwrócą

kredyt

by ~Konieczko

Kruszyna. Chore serce, chore nerki. Ale była, żyła, merdała ogonkiem, nawet gdy…

Kruszyna.

Chore serce, chore nerki. Ale była, żyła, merdała ogonkiem, nawet gdy już nie bardzo miała siły, aby podejść do miski z żarciem... Schudła. Zmizerniała. Ostatnie badanie u weta wykazało guza na nerce. Oczywiście, że nie do operacji, bo serce Kruszyny nie wytrzymałoby narkozy.

Powiem wam jedno- nie chciałabym być bogiem (abstrahując od tego, czy on istnieje, czy nie). Nie jestem w stanie zadecydować "dzisiaj umrzesz". Ale musiałam. Owszem, mogłam poczekać parę dni, może tygodni? Aż pies umrze z bólu, z wycieńczenia, z zagłodzenia. No nie. Kocham ją i nie pozwolę, żeby się męczyła. Szłam do weta coraz wolniej i wolniej, im bliżej była lecznica, tym wolniej szłam, ale dotarłam. Umówiłam ją na eutanazję, upewniłam się, że ja i Młoda będziemy mogły przy niej być aż do końca, wyszłam rycząc prawie w głos.

Piekielność? Specjalnie umówiłam się na godzinę tuż przed zamknięciem lecznicy, żeby nie było już nikogo z pieskiem/kotkiem do leczenia. No ale jednak ktoś był. Pańcia z psiesem "modnej" rasy. Wyrażająca swoje oburzenie, jak to można psa uśpić, zamiast go leczyć! Sorry, mało kontaktowałam wtedy. Teraz zresztą też, raczej szwendam się po domu i płaczę, zanim wyrzucę miski Kruszyny (smycz i obrożę wyrzuciłam wracając z lecznicy) i jej kocyki i poduszki.

Więc teraz odpowiedź dla pańci na pytanie "a jakby pani była chora, to też by pani chciała, żeby ją uśpić?". Tak. Jak będę stara, chora i cierpiąca, bardzo bym chciała, żeby ktoś zakończył moje cierpienie. Niestety, polskie prawo na to nie pozwala.

Kocham cię, Kruszyno.

eutanazja

by Xynthia

Jakie portale randkowe są każdy widzi, jednak z racji tego, że mam…

Jakie portale randkowe są każdy widzi, jednak z racji tego, że mam od lat stałe grono znajomych i tę samą pracę, trudno mi poznać tę jedyną w życiu realnym, więc postanowiłem spróbować. Pełen nadziei, ale też ostrożnie, założyłem profil i rozpocząłem poznawanie kobiet. Pominę przypadki, w których znikały bez słowa, albo oczekiwały, że cały ciężar rozmowy wezmę na siebie, ale opiszę kilka wyjątkowych przypadków.

1. Szara myszka. Z wyglądu ładna, skromna dziewczyna. Pisanie szło fajnie, więc zaproponowałem spotkanie. Dziewczyna pełna fobii i nerwic. Na całej randce realnie uciekała przed tłumami, w kawiarni zaczęła poprawiać wystrój. Po godzinie moich prób nawiązania rozmowy uciekła i chwilę później zablokowała.

2. Kłamczuszka. W czasie pisania opowiadała o sobie, że siłownia to jej drugi dom, nie pije, nie pali. Mnie to pasuje, bo sam ćwiczę. Zaznaczyła też, że jej pasją jest fotografia, modelarstwo. Co więcej ogólnie jest artystką. Rzeźbi, maluje, tańczy. Sama randka była sympatyczna. To znaczy dopóki nie zaczęliśmy rozmawiać o jej hobby. Okazało się, że nie ma nawet bladego pojęcia o tych swoich rzekomym pasjach. Przyciśnięta przyznała, że widać, że trenuję, to chciała mi zaimponować.

3. Niezdecydowana. Miła dziewczyna. Energiczna, pozytywna. Jedna randka, druga i jeszcze kolejne. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Aż tu blok. Wszędzie gdzie się dało. Trudno, zakochać się nie zdążyłem, to nie zabolało. Po kilku tygodniach nagle widzę wiadomość od niej. Pyta co u mnie. Co mi tam, napisałem, że dobrze i grzecznie pytam co u niej. Odpowiedzi nie doczekałem, bo mnie zablokowała. Tydzień później znów napisała i znów zablokowała po kilku zdaniach. Na kolejną wiadomość nie zdążyłem nawet odpisać. Po miesiącu znów pisze czy nie chciałbym się znów umówić. No nie, bo pisanie mnie nic nie kosztowało, ale na spotkanie szkoda czasu. Znów blok, chyba tym razem ostateczny :⁠-⁠) Nie wiem co nią kierowało do tej pory. Jakieś pomysły?

4. Wrażliwa na toksyków. Najwyraźniej ktoś ją kiedyś bardzo skrzywdził, bo ciągle narzekała na toksycznych samców. Każde zachowanie analizowała pod względem manipulacji, terroryzowania kobiet itd. Każda nieprzyjemność była wynikiem samczego spisku. Ktoś ją tracił w sklepie, to dlatego, że toksyczni mężczyźni uczą, że kobiety są nieważne i można je zignorować. Nie dostała pracy, bo patriarchat woli mężczyzn. Nawet ja okazałem się toksycznym chamem, bo byłem uprzejmy, a ona nie pozwoli się oszukać i dobrze wie, że gdybym nie chciał zaciągnąć jej do łóżka to traktowałbym ją jak śmiecia.

5. Dziwna trochę. Ona napisała pierwsza. Fajnie, lubię inicjatywę. Z twarzy zupełnie przeciętna. Ani piękność, ani maszkara. Od początku zasypuje mnie pytaniami, że aż nie dążę odpowiadać, ciężko mi nawet odpisać coś więcej niż po jednym słowie czy jakoś w w ogóle sensownie uczestniczyć w rozmowie. Delikatnie zwróciłem uwagę, że chciałbym mieć też jakieś pole do popisu, zrozumiała, fajnie. Szybko zaproponowała spotkanie. Miałem wątpliwości, ale co tam. Na spotkaniu nadskakiwała mi jak księciu, mam wrażenie, że próbowała być wobec mnie gentlemanem. Otwierała drzwi, chciała pomagać zdjąć kurtkę. Wręczyła mi prezent na dzień dobry. Nie czułem się w jej towarzystwie komfortowo, więc pod koniec podziękowałem za spotkanie i oznajmiłam, że niestety ale nie kliknęło i tyle. W domu sprawdziłem telefon i okazało się, że mam kilkadziesiąt wiadomości od niej. Od proszących o kolejne randki, to się przekonam jaka jest dobra w łóżku, przez ubolewania, że kolejny typ jej nie chce, aż po błagalne teksty, żebym jej pokazał co zrobić, żeby podobać się facetom. Może wylazł ze mnie cham, ale nie uniosłem tego. Krótko jej odpisałem, że niestety nie jestem w stanie nic dla niej zrobić, życzę powodzenia w życiu i zablokowałem.


Tak czy inaczej nie poddaję się, jest masa fajnych kobiet, trzeba tylko jeszcze z tych fajnych wyłowić tę, z którą nadaje się na tych samych falach :⁠-⁠)

Portale randkowe.

by ~RudolfCzerwononosy

Historia sprzed może trzech lat. Przez dość długi czas chodziłam do pewnej…

Historia sprzed może trzech lat.

Przez dość długi czas chodziłam do pewnej kosmetyczki - niech będzie jej Magda.

Dopóki pracowała w małym, skromnym salonie, wszystko było w porządku, rzadko przekładała wizyty, a jeśli to robiła, to przepraszała itd.

Po pewnym czasie jednak założyła trochę większy i go wyremontowała, co jest oczywiście jak najbardziej na plus, oprócz tego, że w tamtym momencie przysłowiowa woda sodowa chyba uderzyła jej do głowy.

Takich salonów jednak w moim mieście jest wiele, a w aplikacji w której robi zapisy, nie widziałam, żeby miała specjalne obłożenie.

Wizyty zaczęły być przekładane co chwila, a ona jak gdyby nigdy nic, tłumaczyła się, że "klientki jej namieszały", czytaj "są ważniejsze klientki od ciebie".

Pewnego razu jednak poszłam do niej po raz ostatni.

Zależało mi na wizycie, bo kolejnego dnia wyjeżdżałam na wakacje. Już byłam nawet w salonie i czekałam, aż tu nagle pojawiły się dwie inne klientki, które przyszły tam z marszu bez umawiania się. Zaczęły bardzo prosić o to żeby Magda przyjęła je właśnie w tym momencie, a one gotowe są zapłacić nawet więcej.

I wiecie co się stało?

Zostały przyjęte, a mnie (nie pytając o zgodę) kazano zaczekać. Łudziłam się jednak, że zabieg zostanie wykonany, bo panie te przyszły tylko na wąsik i brwi.

Gdybym nie wyjeżdżała dzień później i nie zależałoby mi na tej wizycie tak bardzo, pewnie bym już wtedy wyszła.
Zresztą nawet dopytałam się, czy w takim razie dla mnie nie zabraknie czasu i spotkałam się z odpowiedzią, że nie.

Ale co się okazało? Zostałam poinformowana, że niestety zabieg nie może zostać wykonany, bo (uwaga) Magda musi jeszcze coś zjeść i nie wie jak się wyrobi.

Zaproponowała za to alternatywę tego samego zabiegu, który trwa krócej (ale gorzej wygląda, bo miałam już kiedyś go wykonywany), albo zapisanie mnie po urlopie.

Podziękowałam, a ona co jakiś czas wysyłała smsy przypominające o ich promocjach.

Zrezygnowałam z dalszych wizyt, ale może nie ma tego złego, bo za to teraz chodzę do kosmetyczki, od której zawsze wychodzę zadowolona.

salon kosmetyczny

by konto usunięte

Kojarzycie serial "Przyjaciele"? Była tam taka dziewczyna, która wszystkich biła i myślała,…

Kojarzycie serial "Przyjaciele"? Była tam taka dziewczyna, która wszystkich biła i myślała, że to jest fajne. Dopiero gdy ktoś jej oddał, to stwierdziła, że jednak nie jest to fajne. Otóż ja też z taką miałem do czynienia.

Dla mojej byłej zabawne było bicie mnie po jajach. Podczas droczenia się, przekomarzania, nagle buch - z pięści w jaja. Ja się zwijam z bólu, a ona się śmieje, że to przecież było lekko.

Wytłumaczyłem jej, że to takie miejsce, że nawet delikatne uderzenie, które w innym miejscu nie zrobiłoby wrażenia, tutaj boli okropnie. Poprosiłem, żeby więcej tego nie robiła.

Po jakimś czasie zrobiła to znowu. Kolejny raz, tym razem bardziej dobitnie, wytłumaczyłem żeby tak nie robiła. Ona na to, że na pewno udaję, bo to niemożliwe żeby to tak bolało. Przecież było lekko! No to mówię:
- Jak jeszcze raz tak zrobisz, to ci oddam i zobaczysz jak to fajnie.
- Niby w co, jak ja nie mam jaj? Hahaha!

Gdy doszło do kolejnego razu, oddałem w splot słoneczny. Teraz oboje się zwijaliśmy - ja z bólu, a ona łapała oddech. Gdy już złapała, miała do mnie wielkie wyrzuty, że jak ja mogłem na nią rękę podnieść. Wytłumaczyłem ponownie, dodając, żeby sobie wzięła to co czuła po moim uderzeniu i pomnożyła razy tysiąc, to może zrozumie to co ja czuję po jej uderzeniu w jaja. Chyba dotarło, bo już nigdy mnie w jaja nie uderzyła.

Epilog i główna przyczyna, dlaczego tę historię piszę.

Kilka miesięcy później się rozstaliśmy, a jeszcze kilka miesięcy później zacząłem z nową partnerką. Była znalazła ją ostatnio w mediach społecznościowych i napisała jej, żeby na mnie uważała, bo jestem damskim bokserem. Opowiedziałem partnerce jak było naprawdę, a ona okazała pełne zrozumienie i skwitowała słowami:
- Ja na twoim miejscu już po pierwszym razie bym jej przy**bała.

by ~Jajcew

Dowolne skrzyżowanie w dowolnym mieście. Światła do lewoskrętu mogą być w dwóch…

Dowolne skrzyżowanie w dowolnym mieście.

Światła do lewoskrętu mogą być w dwóch wersjach:
1. pełny kolor - oznacza skrzyżowanie kolizyjne czyli należy liczyć się że auta z naprzeciwka mają pierwszeństwo
2. strzałka w lewo z kolorem- skrzyżowanie bezkolizyjne czyli skręcając w lewo macie pierwszeństwo

Notorycznie jestem świadkiem, jak kierowcy skręcając na strzałce czyli na skrzyżowaniu bezkolizyjnym (!), nagle się zatrzymują na środku tego skrzyżowania prowokując auto za nimi do nagłego hamowania i potencjalnej kolizji.

Pamiętajcie to uniwersalna zasada w Polsce.
Nie tłumaczy Was fakt, że nie znacie miasta.
Wy po prostu nie znacie przepisów...

skrzyżowanie

by Rudaa

Bareja wiecznie żywy, czyli "nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan…

Bareja wiecznie żywy, czyli "nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz?"

Pod koniec zeszłego tygodnia Młoda pojechała na zawody. Duże. Ogólnopolskie. No dobra, w sumie to Mistrzostwa Polski. Kilkudniowe. Ponieważ z jej szkoły tańca różne osoby tańczyły w różne dni, dogranie transportu i noclegów tak, aby było jak najbardziej optymalnie, to było potężne wyzwanie logistyczne, któremu szkoła tańca sprostała. Dla historii ważne jest tylko to, że bus, który rano przywoził jedne osoby, po południu/wieczorem wracał z innymi osobami.

Busy były zamówione jakieś dwa miesiące wcześniej, bo później to nie ma szans, nie wiem czemu tak wygląda ta branża, ale jak nie zamówisz odpowiednio wcześniej, to potem ci pozostaje tylko koleo.pl albo coś w tym stylu. Nie ma i już, fizycznie nie ma, wszystkie są zamówione, w transporcie. No właśnie, wszystkie...

Siedzę sobie spokojnie w domu, zerkam a to na stronkę z wynikami, a to na powiadomienia na grupie i widzę, że dzieciaki nie dotarły. Bus się zepsuł, na szczęście już tylko godzinkę drogi od miejsca docelowego, trenerka wyjechała swoim prywatnym samochodem po dziewczyny (cztery osoby) i dotarły. Fajnie, tylko że to był bus, którym wieczorem miało wracać osiem osób... No zepsuty i uj, firma przewozowa poprzestała na tej informacji, radźcie sobie sami.

Ku*wa. Z noclegami kwestia wyglądała mniej-więcej tak samo jak z busem, tzn. co zarezerwowane, to nasze, o dodatkowych miejscach możesz pomarzyć. Już nie wspominam o kosztach, bo każdy rodzic zapewne by zapłacił za dodatkowy nocleg, ale miejsc po prostu NIE MA. Ponad 500 km odległości, 6 godz. drogi, nie każdy może pojechać po dziecko. W sumie to chyba nikt nie mógł, nawet zmotoryzowani. Firma przewozowa się wypięła, bus zepsuty i koniec dyskusji, nie mamy innego, żeby podstawić.

Gdyby nie trenerka-cudotwórczyni, to nie wiem, jak byśmy wybrnęli z tej sytuacji. Dała kluczyki do swojego prywatnego samochodu jednemu z opiekunów (który i tak miał wracać tego dnia z dziewczynami busem) i załatwiła jakiegoś swojego znajomego, który poświęcił te "naście" godzin, żeby przyjechać i zapewnić transport. Wracali na dwa samochody osobowe.

"Nie mamy dla pani busa i co nam pani zrobi?". No nie wiem, najłagodniejsze co mogę wymyślić, to częściowy zwrot kosztów, bo usługa, za którą zapłaciliśmy, nie została w pełni wykonana. Opłacony był transport "do" i "z powrotem", tego dnia było tylko "do".

I nie wiem, czy to tylko moja wielkopańska fanaberia, że uważam, iż mimo dużego popytu na tego rodzaju usługi firma powinna jednak mieć "na stanie" choć jeden pojazd, który może wysłać w takiej właśnie awaryjnej sytuacji? Czy też jednak pokornie powinniśmy przyjąć do wiadomości, że zepsuł się i radźcie sobie?

IDO

by Xynthia

Dobra, naprawdę nie traktuję Piekielnych jako bloga pt. "moja depresja", ale po…

Dobra, naprawdę nie traktuję Piekielnych jako bloga pt. "moja depresja", ale po prostu muszę, bo jak to nie jest piekielne, to nie wiem co...

Mam naprawdę bardzo racjonalne podejście do życia. Jak jestem chora, to biorę leki, żeby się wyleczyć, nie? I dlatego nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy zaprzestają brania leków (owszem, głownie psychotropowych), bo "już mi lepiej", "chyba mi przeszło" itp. Odszczekuję. Rozumiem. I nie wiem, co mam robić.

Psychiatra przepisała mi leki. Grzecznie wykupiłam, w sumie to musiałam czekać aż dojdzie zamówienie, bo "na stanie" w aptece nie było, no ale mam. Biorę. Jedne rano, drugie wieczorem, po tygodniu mam zwiększyć dawkę. To było tydzień temu, w środę.

Środa - jeszcze OK.

Czwartek rano - o, działają, wreszcie poczułam głód, hurra! Du*a. Co z tego, że w żołądku mnie "skręca", jak każdy kęs "rośnie" mi w ustach i mimo dokładnego gryzienia staje mi w gardle, mam wrażenie, że duszę się każdym kęsem... No ale plecy nie bolą, fajnie, zamiast rozrywającego bólu lekki dyskomfort w okolicy lędźwiowej, spoko.

Piątek. Głodna jestem jak cholera, ale jedzenie jw. Oprócz tego silne zawroty głowy, ucisk w klatce piersiowej i ogólne osłabienie powodujące, że pójście do łazienki jest wyzwaniem ponad siły.

Tu mała dygresja - ktoś mi powiedział "nie czytaj ulotek, zwłaszcza o skutkach ubocznych, bo sobie to wkręcisz i będziesz to miała!". No więc nie czytałam, dopiero przy zawrotach głowy (naprawdę silnych!) zerknęłam do ulotki. No tak, jest...

Piątek wieczór. Boli nawet leżenie w łóżku, do niczego innego nie jestem zdolna, po raz kolejny gratuluję sama sobie, że poprosiłam psychiatrę o L4, bo w życiu nigdy (takie głupie powiedzonko) nie dałabym rady w takim stanie pójść do pracy. Młoda chodzi po zakupy i wychodzi z psem, no ale jak jest na treningu a Kruszyna piszczy, że MUSI wyjść, to idę, zastanawiając się, czy wrócę do domu...

Piątek wieczór cd. Pie*dolę, nie biorę tego świństwa!

Sobota - bz.

Niedziela - bz.

Poniedziałek - bz.

Wtorek - trochę lepiej. Poszłam się wykąpać, bo oprócz opisanych wcześniej dolegliwości było mi cały czas zimno i co chwile oblewałam się zimnym, lepkim potem. O kąpieli marzyłam gdzieś od soboty, nie byłam w stanie.

Dzisiaj - dużo lepiej. Te cholerne leki chyba już się wypłukały z organizmu...

Piekielność? NIKT mnie nie uprzedził. Kurde, czy ktoś mi powie, w jaki sposób mam pracować, nie potrafiąc wstać z łóżka? Dobra, nawet jakbym się jakoś "pozbierała" i dojechała do pracy, to cienko widzę wykonywanie obowiązków, kiedy zataczam się, przewracam i mam mocno "błędne" spojrzenie. Czy lekarz nie powinien uprzedzić, że coś takiego może wystąpić?

Aha, nie ogłaszam całemu otoczeniu, że "mam depresję", ale akurat jedna z moich koleżanek z pracy wiedziała, a że miała córkę z podobnymi problemami, to mnie uświadomiła, że przepisywanie leków to loteria. Ojej, źle działają? No to zmienimy... Podobno pół roku jej ustawiali, zanim była w stanie normalnie funkcjonować. Ku*wa, nie mam pół roku. Muszę pracować.

Nie wiem, co mam robić. Serio.

depresja

by Xynthia
Następna strona