Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Będzie o piekielnym znajomym. Znajomy jest dobrym człowiekiem, jak trzeba przyjedzie pomoże,…

Będzie o piekielnym znajomym. Znajomy jest dobrym człowiekiem, jak trzeba przyjedzie pomoże, doradzi. Jak każdy człowiek ma wady, jego wadą są lepkie rączki i nagminne śmiecenie.

Któregoś razu widziałem jak lekko wstawiony sączył sobie piwko koło bloku (czego również nie powinien robić) w którym mieszka nikomu nie wadząc, gdy widzę a tu w najlepsze wywalił pustą butelkę dokładnie pod okno własnego mieszkania. Na moje pytanie czemu nie wywalił do kosza odpowiedział że przyjdą sprzątaczki i sprzątną, od tego one są. Masakra, nic nie dało jemu tłumaczenie że będzie to leżeć jakiś czas i szpecić widok, a one nie są od tego aby po nim sprzątać. Próba perswazji odbiła się niczym od muru. Podobnych przypadków ma całą masę ale teraz nie o tym.

Kolejną rzecz z jakiej jest dumny to podkradanie rzeczy. To tu w pracy jakieś małe narzędzie weźmie bo po co będzie kupował własne skoro w pracy u niego mają tego sporo, przecież nie zbiednieją, tak mówi. To jak z innej firmy współpracującej ktoś coś zostawi, zapomni to od razu trafia do niego. No bo przecież jak by było im potrzebne to by zabrali. Normalny człowiek by takie coś przechował i oddał, lub jak miał by kontakt do tej firmy to by zadzwonił i powiadomił o czymś takim. Ale nie on, wydaje mi się że nawet jest z tego faktu dumny że ma coś na czyjś koszt. Człowieka nie zmienisz, nic nie dadzą żadne argumenty.

Najlepszym podsumowaniem tego jest jego narzekanie że wszyscy kradną, a zwłaszcza w urzędach i polityce. No super jeśli on tu na dole drabiny społecznej robi takie rzeczy i nie widzi w tym problemu, następnie zdziwienie że inni robią to co on tylko na większą skalę. Całe szczęście nie ma szans aby przebić się wyżej, bo kolejny musiał by szukać azylu.

blok złodziejaszek

by Anvil15

W końcu znalazłem chwilę by opisać moją podróż z czerwca. Poleciałem z…

W końcu znalazłem chwilę by opisać moją podróż z czerwca.

Poleciałem z kumplem do Belgradu, ja dawno nie byłem w Serbii a chciałem jemu pokazać kraj, który pokochałem na studiach.

Podróż w pierwszą stronę przebiegła bezproblemowo. Droga powrotna już taka fajna nie była. Gdy miał się zacząć boarding nagle dostałem maila od LOT-u, że odwołują nasz lot i w zamian polecimy lotem za około 2h i tak samo zmieniają nam lot z Warszawy do Gdańska i w celu odbioru nowych kart pokładowych mamy podejść do obsługi w gate-cie. Podeszliśmy do gate-u by w ogóle dowiedzieć się, dlaczego zmienili nam lot i czy możemy pozostać przy poprzednim locie z Warszawy do Gdańska, bo na spokojnie zdążymy się przesiąść nawet z tego późniejszego lotu. Zależało nam na tym, ja miałem opcję powrotu do domu nawet w nocy, kumpel mieszka daleko od Gdańska i z tego pierwotnego lotu zdążyłby na PKS do domu. Obsługa zlała naszą prośbę o nieprzenoszenie nam lotu z Warszawy (potem okazało się, że dobrze, że tak się stało). Wytłumaczeniem obsługi było to, że lot został odwołany z powodu pogody uniemożliwiającej lot.

Owszem, gdy jechaliśmy na lotnisko i gdy już czekaliśmy w terminalu mocno padał deszcz, ale były to opady krótkie choć intensywne. Na pytania zadawane przez wielu pasażerów, dlaczego w takim razie od razu odwołują lot zamiast go najpierw opóźnić w nadziei na poprawę pogody (a ta nadzieja ewidentnie jest, bo mamy polecieć za nieco ponad 2h innym planowym lotem) nikt nie odpowiadał. Malo tego, inne samoloty odlatywały we wszystkich kierunkach, nie tylko ja sprawdzałem radary pogodowe pokazujące, że burze znad Belgradu odeszły i udają się w drugą stronę niż lecimy więc pogoda była wygodną wymówką. Gdy zbliżał się już czas na rozpoczęcie boardingu na lot, którym ostatecznie mieliśmy polecieć, ażeby zdążyć nas wszystkich ulokować w samolocie a nie było żadnej informacji, kiedy ten się rozpocznie podeszliśmy z jedną z pasażerek zapytać, kiedy zaczną nas wpuszczać do samolotu. Pracownica rozmawiała w tym momencie przez radio z innym pracownikiem na temat bagaży i że nie wiadomo czy się wszystkie zmieszczą do bagażnika.

Gdy skończyła rozmawiać wywiązał się taki dialog:
[Pracownica Lotniska]: (po angielsku) W czym mogę pomóc?
[Pasażerka]: (j/w) Kiedy zaczniecie boarding? Niedługo będzie godzina odlotu a dalej nie ma informacji, kiedy będziemy mogli w końcu wsiąść do samolotu.
[PL]: (j/w) Na razie nie wiadomo, kiedy będziemy mogli Państwa wpuścić. Lot może być opóźniony z powodu meteo… (tu zaczęła szukać słowa jak to powiedzieć po angielsku)
[Ja]: (po serbsku) Moment, przed chwilą rozmawiałaś z kimś przez radio, że nie wiadomo czy bagaże się pomieszczą a nam próbujesz znowu wmówić, że chodzi o pogodę. Jaka jest prawda, bo to już nie jest śmieszne?
[PL]: (po serbsku, z szokiem w oczach, bo zdała sobie sprawę, że słyszałem o co chodzi) Tak, jak powiedziałam, przez burze nad Serbią nie wiadomo, kiedy lot się odbędzie.
[Ja]: Burze znad Serbii odchodzą na południe, jest piękna słoneczna pogoda, co widać za oknami. Jeśli dalej wierzy Pani, że to jest prawdziwy powód to powodzenia.

Ostatecznie do samolotu wpuszczono nas pół godziny po planowej godzinie odlotu. W samolocie tego samego typu, którym mieliśmy lecieć pierwotnie zmieścili się pasażerowie z tego pierwotnego lotu i ci którzy mieli lecieć tym samolotem, nawet były wolne miejsca. Gdy wszyscy usiedli, pilot ogłosił przez megafon, że przez strajk włoski prowadzony przez węgierskich kontrolerów lotów odlecimy za kolejne 40 minut. Na szczęście to dodatkowe opóźnienie wyniosło zaledwie 20 minut. Wylądowaliśmy już po odlocie naszego pierwotnego lotu do Gdańska więc byliśmy skazani na lot, który nam odgórnie dano. Ten również był opóźniony o ponad pół godziny i ostatecznie wylecieliśmy po północy (można było odnieść wrażenie, że wszyscy pracownicy próbują zrobić wszystko, żeby lot jednak odbył się przed 24).

Po wylądowaniu w Gdańsku zamówiliśmy sobie Bolty i popołudniu na spokojnie zajęliśmy się pisaniem reklamacji do LOT-u, ponieważ:
- lot został odwołany w ostatniej chwili
- ostatecznie wylądowaliśmy ponad 4 godziny po pierwotnej godzinie
- lot z Warszawy odbył się ostatecznie kolejnego dnia
- musiałem wziąć urlop na żądanie i straciłem przez to premię frekwencyjną w całości
- ja i kumpel musieliśmy zamówić Bolty, żeby wrócić do domów a KM jechalibyśmy za darmo.

LOT reklamacji nie uznał dalej twierdząc, że chodziło o burze.
Ja rozumiem, że chodziło o ekonomię, ekologię etc. No bo wiadomo, że jeśli odbędzie się jeden lot a nie dwa to mniejsze koszty obsługi, paliwa, opłaty za emisje CO2, ale mogliby się poczuwać do odpowiedzialności za straty poniesione przez pasażerów. Na coś w końcu przepisy międzynarodowe na wypadek opóźnień są.

lot opóźnienie reklamacja

by Kacek3city

Znowu o paczkomatach będzie. Tym razem o tych oryginalnych, prawilnych, z InPostu.…

Znowu o paczkomatach będzie. Tym razem o tych oryginalnych, prawilnych, z InPostu.

W okresie przedświątecznym / poblackfridayowym zwykle paczkomat najbliżej mnie jest przepełniony. Zdarza się więc przekierowanie paczek do innych paczkomatów. Luzik, i tak chodzę z psem, przejdę się dalej, odbiorę.

Problem się zaczyna, gdy przekieruje mi paczkę do jednego z dwóch paczkomatów przy pobliskich biurowcach.

Paczkomaty są oddalone od siebie o 80 m w linii prostej. Jest to na tyle blisko, że stojąc przy jednym możemy otworzyć z aplikacji skrytkę w tym drugim. A wtedy, jeśli akurat furtka w płocie je oddzielającym jest zamknięta, trzeba popylać już 300 m naokoło i trzymać kciuki, żeby nam nikt paczki nie zajumał.

"Trzeba czytać opis paczkomatu w takim razie!" ktoś mógłby powiedzieć. Jeden ma w opisie "przy wjeździe do parkingu podziemnego", drugi "przy biurowcu X". Problem w tym, że wjazdy do parkingów podziemnych są zarówno przy jednym jak i drugim, a biurowiec X nie ma swej nazwy widocznej nigdzie na pierwszy rzut oka.

"To może zdjęcie" - ktoś mógłby zaproponować. Na obu w tle znajduje się ten sam biurowiec (żeby było śmieszniej - nie jest to biurowiec X), zdjęcia łudząco podobne do siebie.

InPost nie raczy też namalować numerka paczkomatu w żadnym widocznym miejscu. Napisałem do InPostu. Ponoć jest to widoczne gdzieś na ekranie, oni problemu nie widzą.

Ja nauczyłem się już, żeby z tamtych paczkomatów otwierać skrytkę przez ekran paczkomatu, nie przez aplikację. Ale co roku widzę w tamtym miejscu masę ludzi ganiających panicznie między dwoma punktami.

paczkomaty

by niepodam

Kolega ma ostrą aferę w pracy. Wypisano mu wniosek o naganę. Co…

Kolega ma ostrą aferę w pracy. Wypisano mu wniosek o naganę. Co skutkowało pozbawieniem premii rocznej.

Ale od początku. Nazwijmy go X, jest liderem zmiany w jednym z centrów dystrybucyjnych. Nad nim jest brygadzista i kierownik itd. W każdym razie ostatnimi czasy szukali nowego trenera. Osoby szkolącej nowych pracowników. Wymagania płynny angielski.

No i dostała je pewna dziewczyna, sama chwalącą się, że to jej mąż załatwił posadę. A z angielskim to Hello, Good Bye i My name is Y. W grudniu przyjęto grupę nieważne czy Indie czy Afryka. Ogólnie tylko angielski. Y woła X. Masz tłumaczyć bo płynnie mówisz po angielsku. X odmawia bo to nie jego obowiązki. W efekcie wniosek o naganę, za tzw. utrudnianie pracy.

Zgodnie z prawem odwołał się i zapytał gdzie ma w obowiązkach tłumaczenie i znajomość angielskiego. I zażądał weryfikacji znajomości angielskiego trenerki.

10tego 2025 o 14.00 ma być weryfikacja tzn. ma być spotkanie tylko po angielsku z zadawaniem dużej ilości pytań.

korpo i znajomości

by Canarinios

Dawno temu z mężem postanowiliśmy otworzyć swoją firmę. Byliśmy tam jedynymi pracownikami…

Dawno temu z mężem postanowiliśmy otworzyć swoją firmę. Byliśmy tam jedynymi pracownikami i jakoś przez ponad 20 lat pozwalało nam to, jeżeli nie dostatnio, to stabilnie żyć. Ogromnym atutem tej działalności był jej adres - taki sam jak naszego domu. Wystarczyło tylko przejść przez podwórko, żeby znaleźć się w pracy.

W ostatnim czasie mocno zachwiała się ta stabilność, więc postanowiliśmy, że mąż pójdzie do pracy na etat, a ja zostanę w firmie, biorąc na siebie wszystkie obowiązki, które dotąd były rozłożone na dwie osoby. Raz pracy jest więcej, raz mniej, ale w wyznaczonych godzinach muszę być na stanowisku. Praca jest zarówno fizyczna, jak i umysłowa.

Pewnego dnia musiałam w pilnej sprawie pojechać do teściów, wykrawając czas z dnia pracy. Wychodząc powiedziałam, że się spieszę, bo wracam do pracy. Mój teść się szczerze roześmiał:
- Jak to, przecież ty nic nie robisz, tylko siedzisz w domu

rodzina praca zdalna

by myscha

W nawiązaniu do historii #91841, wracam z częścią drugą. O piekielnościach osób,…

W nawiązaniu do historii #91841, wracam z częścią drugą. O piekielnościach osób, które się rekrutują będzie.

Od razu zaznaczam, że nie liczyłam, aby na nasze ogłoszenie odpowiedziała alfa i omega. Wystarczyło mi to, że ktoś już pracował z ludźmi (lub był do tego chętny) i znał język niemiecki w stopniu średniozaawansowanym (czyli maturalnym0 B1/B2). Nie wymagałam 10 lat doświadczenia, ani bycia w stu procentach poprawnym językowo, bo sama nie jestem. Zależało mi na tym, aby ktoś, odbierając telefon od klienta zagranicznego, mógł się przedstawić i zapytać o sprawę, a następnie przekazać do kogoś z nas, bardziej doświadczonych.

Po tym krótkim wstępie, zaczynam swoją opowieść o osobach, które się rekrutują.

1. Źle skomponowane CV
Moja prośba- niech Wasze CV będą wyraźne. Podzielcie je na zagadnienia, jeśli nie potraficie zrobić kolumn. Możecie skorzystać też z wielu darmowych programów, aby CV było czytelne.

Sporo CV, które przeglądałam, było sporządzone okropnie. Umiejętności wymieszane ze studiami, języki zamiast określone poziomem, określone były kropkami (jak interpretować 3,5 kropki z 5?). Wymieszane formaty dat- raz rok, raz rok i miesiąc. Do tego sporo osób nie formatowała tekstu wcale. Wyobraźcie sobie CV w formacie historii na piekielnych, tylko dodajcie jeszcze zdjęcie. Gdybyśmy używali oprogramowania do wyodrębniania danych z CV, żadne z nich by przez nie nie przeszło.

2. Brak danych kontaktowych
Widzę fajne CV. Chcę zaprosić osobę na rekrutację. Szukam danych. Zero telefonu, zero maila. Na szczęście był profil na LinkedIn. Przynajmniej tak myślałam do momentu, gdy kliknęłam w link, który przeniósł mnie na stronę główną tego portalu.

3. Kłamstwo/niedomówienie w CV
Pisałam o języku niemieckim. Zaprosiłam na rekrutację trzy osoby, które miały wpisany poziom dobry/zaawansowany- każda miała osobną rozmowę dla jasności, ale popełniły ten sam błąd, więc opiszę je zbiorczo. W zaproszeniu uprzedziłam o fakcie, że porozmawiamy chwilę po niemiecku, a więc proszę, aby znaleźli dogodne miejsce i moment na rozmowę, bo wiem, że rozmowa na rekrutacji w obcym języku, może być stresująca.

Miałam do zadania cztery pytania, dla każdego takie same. Żadne specjalistyczne. Kolejno było to pytanie o hobby (Was hast du für Hobbys?) zwierzątko domowe lub wymarzone zwierzątko (Hast du ein Haustier oder würdest du eines haben wollen? Wenn ja, welches?), wakacjach (Erzähl in zwei bis drei Sätzen von deinem Urlaub) oraz o książce lub filmie (Erzähl mir von einem Buch oder Film, den du zuletzt gelesen oder gesehen hast).

Te trzy osoby już po pierwszym pytaniu się zestresowały i zamiast odpowiedzieć, dukały. Już po polsku powiedziałam, że spokojnie, nie muszą się stresować i zależy mi na prostej odpowiedzi. Tylko jedna osoba wydusiła "Ich mag Rad fahren". Pozostałe dwie już wtedy się przyznały, że niemieckiego uczyły się z Duolingo i na moje pytanie, dlaczego wskazały taki poziom, stwierdziły, że według aplikacji mają poziom zaawansowany.

4. Umawianie spotkań i ich odwoływanie na ostatnią chwilę lub pozostawanie bez odpowiedzi
To już chyba każdy rekrutujący przeżył. Zapraszam osobę na rozmowę, podkreślam, że gdyby coś się zmieniło, to proszę o informację, to albo znajdziemy nowy termin, albo będę wiedziała, aby za daną osobą nie czekać. A potem dosłownie na 5 minut przed spotkaniem dostaję komunikat na maila, że jednak ktoś nie przyjdzie, albo czekam na teamsie i nikt się nie zjawia, a telefonu nie odbiera.

5. Generacja Z
Nie chcę być uprzedzona co do roczników, ale gdy widziałam kogoś z "nowego pokolenia", czułam w kościach, że rozmowa nam się nie uda. Oto kilka wymagań z jakimi spotkałam się od przedstawicieli generacji Z na rozmowach:
-elastyczny czas pracy z przerwą lunchową;
-praca wyłącznie zdalna (mimo, że w ogłoszeniu napisaliśmy STACJONARNA);
-rozpoczynanie pracy od godziny 8 do 12;
-wynagrodzenie minimum 10k netto (chociaż padła też propozycja zaledwie 12k netto);
-zwiększone dni wakacyjne i wolne na urodziny;
-auto służbowe, jeśli mają dojeżdżać do pracy;
-multisport płatny w całości przez pracodawcę.

Od przyszłego tygodnia na nowo uruchamiam rekrutację. Liczę, że zarówno szefostwo uda mi się namówić na zmiany, jak i może dzięki temu znajdę lepszych kandydatów.

Padło też pytanie, dlaczego pracuję w tym miejscu. Lubię swoją ekipę, na pensję też nie narzekam. Mieszkam w wiosce obok i do pracy mogę podjechać rowerem, bo dzieli mnie od niej 4 km skrótem. Wynagrodzenie zawsze miałam na czas, a do tego szefostwo wobec starych pracowników jest bardziej wyrozumiałe (zatrudniał nas ich ojciec, który był złotym człowiekiem np. nigdy nie miał problemu, aby ktoś szybciej wyszedł z pracy, bo miał sytuację awaryjną, nie żądając odrobienia godzin i nadal się firmą interesuje w zakresie jego ludzi, a my możemy pójść do niego z problemami). Młodsze pokolenie chce wprowadzić nas w formę korporacji, co nie do końca im się udaje, ale liczę, podobnie jak inni, że pracując wraz z ojcem, uda się im nabrać doświadczenia i spojrzą na niektóre kwestie inaczej.

rekrutacja cv

by ~Micasa89

Prowadzę punkt usługowy, gdzie można również coś skserować/wydrukować w pojedynczych egzemplarzach. Ktoś…

Prowadzę punkt usługowy, gdzie można również coś skserować/wydrukować w pojedynczych egzemplarzach.

Ktoś wysyła do wydrukowania CV. Graficznie ładnie przygotowane, z szablonu, przyjemnie wziąć do ręki. Do treści zazwyczaj nie zaglądam, ale mam zwyczaj "rzucenia okiem", czy nie posypał się font, czy w miejscu polskich znaków nie wyrosły jakieś krzaczki, czy technicznie wyszło prawidłowo itp. Wyrobione oko wyłapuje takie rzeczy momentalnie i najczęściej da się coś z tym zrobić, albo zgłosić klientowi, zanim przyjedzie po odbiór.

Tym razem rzeczywiście znikają ogonki. Ale nie ma pustych miejsc, albo wspomnianych już krzaczków, tylko zamiast "ą" jest "a", ale nie wszędzie. Czasem trafia się prawidłowe, a czasem zamiast "ą" jest "e". Tego program nie zmienił. Zaczynam czytać. Literówki, brak odstępów, zmiana rodzaju żeńskiego na męski, również w losowych miejscach. Słabo mi.

Zgłaszam klientce, przepraszając za przeczytanie, z sugestią, że może lepiej poprawić.
- Nie - mówi pani - niech tak zostanie.

Starała się o stanowisko asystentki i jej atutem miała być dbałość o szczegóły.

usługi cv

by myscha

Apropos historii użytkowniczki Xynthia o uciekających w Sylwestra psach. Mamy swoją lokalną…

Apropos historii użytkowniczki Xynthia o uciekających w Sylwestra psach.

Mamy swoją lokalną grupę wielbicieli czworonogów. Jak pewnie na każdej takiej grupie już na początku grudnia zaczęły się posty na temat strzelających fajerwerków, życzące osobom strzelającym śmierci w męczarniach.

Powiem tak. Mam adopciaka, który pieruńsko boi się fajerwerków. Po pierwszym Sylwestrze, który całą rodziną spędziliśmy dodając skołowanemu psu otuchy, patrząc jak pies dyszy jakby miał zaraz zejść na zawał, w kolejnych latach podawaliśmy mu środki uspokajające. Wiem, że to może kontrowersyjne, ale oczywiście konsultowaliśmy to z weterynarzem, który uznał, że delikatne środki uspokajacie są mniejszym złem niż tak silny stres.

Ale ja nie o tym. Otóż o ile zdecydowana większość właścicieli psów, które się boją, stara się wychodzić z psem jak najwcześniej albo w ogóle wyjeżdżają gdzieś, gdzie jest spokojniej niż na dużym osiedlu mieszkalnym w mieście wojewódzkim, tak część mam wrażenie, że chodzi z psami późnym wieczorem, aby tylko pokazać jak ich pies cierpi z powodu ciągłych wystrzałów.

W tym roku starsza córa pierwszy raz miała iść na imprezę sylwestrową, na którą zobowiązałam się ją zawieźć i ją odebrać. Ok.20 idziemy do samochodu, a tam znajoma psiara z przerażonym psem ciągnie go na smyczy po chodniku. Po wymianie uprzejmości, psiara zaczyna mi narzekać, że dopiero 20, a już tak strzelają, że pies nawet pochodzić nie chce i ciągnie do domu.

Powiedziałam jej więc, żeby poszła z psem do domu, bo jaki sens ma ciąganie go siłą. A psiara mi odpowiada:
- Ja mam się ograniczać, bo jacyś debile strzelają?

Po drugie. W Nowy Rok na grupie pojawił się długaśny post z filmikiem. Post znanego na grupie psiego eksperta (facet oczywiście wie wszystko na tematy związane z psami i każdy, kto się z nim nie zgadza, ma się do douczyć, a do tego czasu nie odzywać). Facet wysmarował długi post o tym, jak bardzo nienawidzi strzelających, jak im życzy wszystkiego najgorszego za to co zgotowali jego psu.

Na filmiku przerażony, kulący się pies na smyczy stoi na jednym z większych placów na osiedlu, gdzie w niedalekiej odległości jakieś łepki puszczają fajerwerki. Potem widać, jak facet się z nimi awanturuje wskazując na swojego psa, a chłopaki odpyskowują, że po co wychodzi z nim prawie o północy. Facet oczywiście zwyzywał ich i stwierdził, że "wychodzi, bo może".
Po krytycznych komentarzach o celowym narażaniu psa na wzmożony stres, facet zwyzywał wszystkich komentujących i opuścił grupę...

psiarze fajerwerki

by ~hollymolly

Jakiś czas temu dokonałam na vinted zakupu kurtki puchowej. Owszem była używana,…

Jakiś czas temu dokonałam na vinted zakupu kurtki puchowej. Owszem była używana, ale jej stan był opisany jako bardzo dobry, a cena nie była niska, choć nie wiem, czym sprzedający się kierował dokonując takiej oceny.

Mimo wszystko, nauczona doświadczeniem próbowałam wypytać o kilka szczegółów, jak wymiary kurtki oraz jej faktyczny stan, a głównie jej wypełnienia z pierza. Pani zapewniała o jego idealnym stanie i profesjonalnym praniu. Niestety po otrzymaniu przesyłki okazało się, że wypełnienie kurtki z kaczego puchu jest w środku pozbijane w każdej komorze w kule. Opisałam całą sytuację, dołączając zdjęcia przedstawiające problem, na co dostałam od Pani oburzoną odpowiedź, że nie rozumie o co mi chodzi, bo nowa kurtka kosztowała 280 euro i ona to od początku czuła, że będą ze mną jakieś problemy, ale w swej wspaniałomyślności przyjmie zwrot, bo nie zamierza się ze mną kłócić.

Dodam, że wadę produktu doskonale obrazowały nawet zwykłe zdjęcia zrobione telefonem pod światło, na których było wyraźnie widać puste przestrzenie pozbawione wypełnienia, które zbiło się w innych miejscach w wielkie kule.

Tak, wiem, mogłam wyprać kurtkę i spróbować ją doprowadzić do stanu używalności na własną rękę, ale wolałam nie ryzykować niepowodzenia

Internet zakupy

by ~Alicja11

Mieszkam na polskim morzem. Nie pracuję w branży turystycznej, ale od czasów…

Mieszkam na polskim morzem. Nie pracuję w branży turystycznej, ale od czasów liceum dorabiam sobie w czasie wakacji sprzątaniem kwater. Historia nie wiem czy piekielna, ale pokazuje jak łatwo manipulować ludźmi.

Mam dużo znajomych wynajmujących miejsca noclegowe, czy to domki, czy pokoje. Co zrozumiałe, wśród ludzi jadących na wakacje z czworonogiem, popularniejsze są domki. Ośrodki wypoczynkowe miewają różną politykę wobec zwierząt.
Jestem na grupie, gdzie właściciele mogą ogłaszać się i reklamować swoje ośrodki. Wiadomo, połowa komentarzy to zawsze krytyka, że drogo albo daleko od plaży itd.

Niemniej bardzo rozbawiła mnie jedna rzecz.
Pojawiły się dwa ogłoszenie o wynajmie domków. Domki bardzo do siebie podobne (piętrowe, z balkonem, 4-6 osób, w podobnej lokalizacji ok.300m od plaży).

Pierwsze ogłoszenie - w sezonie 700zł za domek za dobę, oprócz oczywiście zachwalania domków pojawiła się informacja, że zwierzęta są mile widziane, a koszt za zwierzaka do dodatkowe 30zł/doba.

Drugi post reklamujący domki w zasadzie tylko pod kątem tego, że zwierzęta są mile widziane, a nawet za przywiezienie ze sobą psa jest pewien rabat na cenę domku za dobę. Post pełen chwytających za serce stwierdzeń typu "nie pozwól, aby twój pies był tylko tolerowany" "nigdy więcej nie płać więcej za spędzenie wakacji ze swoim pupilem" itd. Cena? 1150zł za domek za dobę już z rabatem.

Zgadnijcie, pod którym postem pojawiły się negatywne komentarze o drenowaniu kieszeni właścicieli czworonogów, chciwości i skandalu, a pod którym pełne zachwytu komentarze o wielkim sercu właścicieli domków i wspaniałej inicjatywie, która w końcu uwzględnia zwierzęta jako pełnoprawnych turystów?

PS. Nie, nie jestem w żaden sposób osobiście związana ani z jednym ani z drugim ośrodkiem i celem tego wpisu nie jest krytyka kogokolwiek, tylko pokazanie, jak ludzie mają problemy z logicznym myśleniem.

urlop pies cena

by ~zmorza
Następna strona