Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historie, które ostatnio tu przeczytałam zainspirowały mnie do opisania historii z mojej…

Historie, które ostatnio tu przeczytałam zainspirowały mnie do opisania historii z mojej rodziny.

Mam ciocię, która ma 70 lat, jest wdową i ma trójkę dzieci.
Ciocia z wujkiem mieszkali na wsi. Wszystkie dzieci wyjechały na studia do miasta.

Wujek był prostym człowiekiem, rolnikiem, ciocia pomagała w gospodarstwie i trochę dorabiała po sąsiadach. Wioska, w której mieszkała to maleńka miejscowość, ledwie kilka gospodarstw. Sklepy, kościół, przychodnia - wszędzie trzeba dojeżdżać do sąsiednich wiosek.

Moje kuzynostwo urządziło się w mieście, wszystkim powodzi się nieźle. Jedna kuzynka wyszła za mąż, ma dwójkę dzieci, mieszkają z mężem w sporym domu. Druga kuzynka z partnerem w mieszkaniu własnościowym, kuzyn z partnerką i dzieckiem też w na swoim.

Dopóki żył wujek, wszystko było ok, wujek miał samochód, mieszkali sobie w tej wioseczce we dwójkę, dzieci często przyjeżdżały na święta, ot tak na weekend na wsi, a kuzynka nawet czasem podrzucała wnuki na tydzień czy dwa.
Niestety, 5 lat temu wujek zmarł. Na szczęście głupi nie był i całkiem dobrze zabezpieczył żonę na starość. Ciocia mieszkała jeszcze jakiś czas na wsi, radziła sobie, dojeżdżała wszędzie rowerem, ale zaczęła się po prostu czuć samotna. Dzieci, owszem, przyjeżdżały, ale wiadomo, wszyscy mają swoje życie, a ciocia jednak na co dzień była sama.

Trzeba też powiedzieć, że gdy dzieci zapowiadały się z wizytą, to zawsze pojawiały się sugestie, że zjedliby bigosu albo może zraziki, chętnie też szarlotka na deser. A ciocia jeździła rowerem i 3 km na rowerze woziła te zakupy na obiad dla kilku osób.

Pamiętam w jakim byłam szoku, gdy ciocia zaprosiła nas na swoje urodziny - pojechałam z mamą i moją córką. Obie kuzynki, jak i ich partnerzy, nie kiwnęli nawet paluszkiem, żeby pomóc nakryć do stołu, posprzątać talerze czy cokolwiek. Wszyscy jak książęta, podczas gdy ciocia, mama, ja i córka wszystkim się zajmowałyśmy. Ciocia nie prosiła o pomoc, to fakt, ale też ucieszyła się, że my po prostu zaczęłyśmy coś robić, bo to dla nas normalne.

Ogólnie nawet po śmierci wujka pozostała tradycja spotykania się na święta u cioci - kuzynostwo przyjeżdżało zawsze do mamusi w odwiedziny i dawali się obsługiwać. Ciocia czasem prosiła mamę, aby przyjechała z miasta samochodem i pomogła jej zrobić zakupy, bo dzieci przyjeżdżają na święta, trzeba nagotować, bo głodni, a ile można na rowerze przewieźć? Gdy prosiła dzieci o to, aby przywieźli jej zakupy albo podwieźli do sklepu - oczywiście, nikt nie miał czasu, a potem jeszcze pretensje, że nie ma czegoś, co by chętnie zjedli.

Ciocia jednak się nie skarżyła i dopiero ostatnio powyżalała się mojej mamie, bo chyba przelała się czara goryczy.
Otóż ciocia już jakiś czas rozmyślała o przeprowadzce do miasta. Chciała być bliżej rodziny, siostry, dzieci, wnuków, mieć sklep, lekarza, kościół pod nosem.
Domu nie chciała sprzedawać, ale jak wspomniałam, wujek ją zabezpieczył, ciocia sprzedała kawałek ziemi i kupiła kawalerkę całkiem niedaleko najstarszej córki.

Niestety, z dziećmi wcale nie spotykała się częściej niż dotychczas. Nikt nie miał dla niej czasu, nikt nie odwiedzał, nawet rzadko kiedy dzwonił. Jedyny plus, że miała bliżej do moich rodziców czy do mnie i mojej rodziny.

Nadeszły jednak święta Bożego Narodzenia i tu dzieci się odezwały, czy mama wyprawi Święta jak zwykle w domu na wsi. Ciocia zgodziła się, pojechała kilka dni wcześniej nagrzać w domu, posprzątać i rozpocząć gotowanie. Święta udane, ale zmęczyło to ciocię na tyle, że przy kolejnych Świętach (Wielkanoc) powiedziała dzieciom, że wolałaby spędzić Święta w mieście. Dzieci były zaskoczone i zapytały, gdzie ona chce te Święta urządzić, bo u siebie w kawalerce nie ma przecież miejsca. Ciocia zasugerowała, że w końcu można by urządzić Święta u któregoś z dorosłych dzieci (wszyscy są po 40).

Najstarsza córka zgodziła się rodzinę ugościć u siebie, ale oczywiście oczekiwała, że ciocia przyjdzie i wcześniej wszystkie ugotuje. Ciocia się jednak zbuntowała, powiedziała, że owszem ugotuje kilka rzeczy, ale już nie w takich ilościach jak wcześniej, bo zwyczajnie chciałaby też na Święta odpocząć i posiedzieć spokojnie przy stole, a nie latać ciągle między stołem a kuchnią.

Święta mimo niezadowolenia dzieci z takiego postawienia sprawy, udały się dość dobrze.

Nadeszły Święta Bożego Narodzenia. Mama widziała się z ciocią parę dni przed Wigilią i zapytała jakie ciocia ma plany. Ciocia przyznała, że żadne. Żadne z dzieci się do niej nie odezwała, aby zaprosić na Święta. Mama pomyślała, że to dziwne, ale jest jeszcze czas, na pewno to niedopatrzenie. Postanowiła mimo wszystko zadzwonić do kuzynki i zapytać, co planują na Święta, gdzie urządzają, bo ich mama nic nie wie. Kuzynka odparła tylko, że już mają swoje plany, które nie uwzględniają spotkania z mamą. Kuzynka druga odpowiedź w tym samym tonie. Kuzyn wyjeżdżał z rodziną do teściów na dwa tygodnie.
Ciocia Święta spędziła u moich rodziców.

Okazało się, że kuzynki spędziły Święta razem, czego dowiedziałam się z relacji na FB, ale mamy postanowiły nie zapraszać. Zapytałam ich o to, dlaczego tak postąpiły i co usłyszałam od jednej z kuzynek?
- Bo mama to by chciała, że ją ciągle obsługiwać i koło niej skakać!

rodzina

by ~konellllka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Balbina
10 10

Sama nie wiem co napisać. Ja pie.....dolę.

Odpowiedz
avatar janhalb
16 18

Historia w 100% piekielna, ale (nie bijcie…) odnoszę wrażenie, że ta pani trochę tak te swoje dzieci wychowała, że uważają, że im się wszystko należy i że to "normalne", że mama wokół nich skacze, a jak się robi inaczej, to są zdziwione…

Odpowiedz
avatar Balbina
5 5

@janhalb: Trochę racji w tym jest. Jak byłam młoda to naturalne było jeżdżenie czy to do mamy na obiad czy teściowej. Święta raz u jednych raz u drugich ale zawsze coś upiekłam do kawy. Z czasem moja mama dysponowała co która ma zrobić żeby jej było lżej. No i nastał taki czas że to my z bratową robiłyśmy imprezy a oni sie gościli, bo i nawet już co ugotowała to było po prostu niesmaczne (traciła smak) Było normalne że robiąc imieniny taty dawała nam kasę a my przyjeżdżałyśmy ze zrobionymi potrawami a ona szykowała już tylko stół i krzesła. Oczywiście tym co zostało opiekowała się ona. Sąsiadka jej kiedyś skomentowała że ma za dobrze bo jej dzieci przyjeżdżają na gotowe i zabierają wszystko co zostało w słoikach nie mysląć że mamie emerytce te resztki się by przydały.

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 9

@janhalb: Dokładnie tak jest. Rodzice mojej znajomej tak wychowali syna, a teraz matka płacze, że syn nigdy nic nie robi i w żaden sposób nie pomaga, chociaż mieszka kilka metrów od niej. Ale właśnie tego go uczyła przez 20+ lat...

Odpowiedz
avatar digi51
5 11

@janhalb: Jest w tym trochę racji, generalnie człowiek, który jest dobry dla kogoś ma prawo oczekiwać, że ktoś też będzie dobry dla niego. Moim zdaniem trochę słabo zrzucać wszystko na wychowanie, to też kwestia charakteru. W wielu przypadkach rodzic, który opiekował się dzieckiem, pomagał mu etc dostaje to samo od dziecka na starość. Wiele osób ze starszego pokolenia uważa, że skoro oni zapraszają to muszą wszystko przygotować sami i skakać wokół gości - ale normalny człowiek, który jest tak obsługiwany i interesuje się rodzicem zauważy, że rodzic się starzeje i też należy mu się jakiś odpoczynek, komfort i jakaś podzięka za lata gościnności. Inaczej, jak ktoś traktuje rodzica jak tanią siłę roboczą...

Odpowiedz
avatar Ohboy
-1 7

@digi51: Normalnie bym się zgodziła, ale skoro cała trójka tak się zachowuje to rodzice musieli gdzieś zawalić.

Odpowiedz
avatar digi51
1 5

@Ohboy: ... albo wszyscy mają podobne charaktery, co między rodzeństwem wcale nie jest jakimś cudem...

Odpowiedz
avatar Ohboy
-3 5

@digi51: Żartujesz? Osobiście nie znam ani jednego rodzeństwa, które miałoby podobne charaktery.

Odpowiedz
avatar digi51
1 5

@Ohboy: To fajnie masz XD

Odpowiedz
avatar janhalb
3 3

@digi51: Wiesz co - jest dość zasadnicza różnica między "byciem dobrym" w pozwalaniem na wszystko i niewymaganiem niczego. "Kwestia charakteru" to by była gdyby tak się zachowało jedno dziecko z rodzeństwa - widocznie ma takich charakter. Jeśli tak postępuje cała trojka, to jednak znaczy, że tego została "nauczona" (nie mówię, że świadomie). Jeśli mama cała życie wokół dzieci skakała (a to się zdarza zwłaszcza w przypadku pań, które nie pracują zawodowo, tylko zajmują się domem), to dzieci mogły się do tego przyzwyczaić.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@janhalb: Z jednej strony tak, ale z drugiej dzieci są na swoim, nie mieszkają z matką, więc wszystko same ogarniają. Także potrafią i powinny pewne rzeczy rozumieć. Ale nie rozumieją albo nie chcą.

Odpowiedz
avatar Italiana666
0 0

@janhalb: tez musze dolaczyc do osob, ktore wskazuja na bledy w wychowaniu. Rodzice czesto majac dobre checi, zle wychowuja swoje dzieci. Znam ze swojego otoczenia osoby, ktore zostaly skrzywdone nadopiekunczoscia. Sa to osoby, ktore sobie z wieloma rzeczami nie radza. Zachowija sie jak dorosle dzieci.

Odpowiedz
avatar Chrupki
3 3

Rzadko zdarzają mi się takie reakcje, ale naprawdę mam nadzieję, że to fejk. Szalenie przykra sytuacja i w ogóle trudne do zrozumienia zachowanie trójki rodzeństwa.

Odpowiedz
avatar Face15372
-1 5

Cóż, relacja jednostronna, a rzadko w życie jest tak bardzo czarno-białe.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 6

Niech o tym pamięta przy sporządzaniu testamentu, bo można być prawie pewnym, że będą tak samo roszczeniowi.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
4 4

Ciekawe, że przez te wszystkie lata matka nie była się w stanie porozumieć z dziećmi odnośnie tego, że oni przejmowali coraz większy ciężar przygotowań. Moja mama też kiedyś robiła całe święta sama. A potem zaczęłyśmy robić razem pierogi. A potem dostąpiłam zaszczytu zrobienia kompotu, a potem sałatki. Po mnie moja siostra, aż w końcu rozłożyłyśmy potrawy na 3 "rodziny". Trochę dziwne też, że żadne z rodzeństwa nie chciało spędzać z mamą czasu, nawet jak była bliżej. Może jednak jest coś czego o niej nie wiecie, a dzieci wiedzą? Bo znam ludzi, którzy są "do rany przełóż", ale w tym byciu ekstremalnie miłym są niemożliwi dla swoich dzieci. Dorosła osoba wtrąca się, krytykuje i próbuje sterować życiem swoich 30-40 letnich już dzieci. Wszystko bardzo miłym głosem, ale spróbuj zrobić inaczej niż ona ci "doradzała" i marudzi bez końca. Synowie siedzą, nic nie skomentują, czekają aż matka skończy swoje "doradzanie", ale bliskości tam nie ma, nie odwiedzają się jakoś chętnie. Ale ciocia dla innych do rany przyłóż...

Odpowiedz
avatar digi51
1 1

@mama_muminka: Zgodziłabym się, ale mi tu nie pasuje to, że jednak wcześniej matkę odwiedzali z własnej woli na wsi, dzieci podrzucali na kilka tygodni etc. Znam trochę osób, które mają trudne stosunki z rodzicami i niechętnie się z nimi kontaktują. Nie wiem, czy słusznie czy nie, ale żadna z tych osób nie jeżdzi sobie na parę dni do rodziców wypocząć, a tym bardziej zostawia pod ich opieką dzieci. Sporo z nich nawet zachowuje się odwrotnie niż bohaterowie historii - z poczucia obowiązku zrobią zakupy, pomogą dojechać do lekarza, ale unikają spędzania czasu wolnego z rodzicami.

Odpowiedz
avatar mnemonik
0 0

Haha to ja mam zawsze problem w drugą stronę, mówi się babci, zostaw nie rób tyle i tak nie przejemy tego i się zmarnuje. A ta dalej siedzi w garach i potem narzeka jak się umęczyła, teściowa to samo. Pomóc powinny ale też 70 latkowie w zasadzie całe dnie nic nie robią więc też wielka krzywda się nie stanie jak 2 razy do roku się trochę wysilą, gdzie inni ludzie mają tak zapchany grafik że na nic czasu nie ma. Moje babcie i dziadkowie są już dawno po 70, mimo to nie da się z nimi wytrzymać bo co chwila nad tobą skaczą, ja wcale o to nie proszę.

Odpowiedz
avatar wiecznie_wqrwiony
0 0

@mnemonik: Jeśli babcia robi to wszystko z własnej woli i ma na to siłę, to masz zupełnie inną sytuację. Irytującą, ale nie ma tu mowy o wykorzystywaniu staruszki. To duża i istotna różnica.

Odpowiedz
avatar vylarr
1 1

Ciotka ma tajną broń - spadek, może wydziedziczyć swoje dzieci i domek na wsi papa (który trochę kosztuje + ew. ziemia).

Odpowiedz
Udostępnij