Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Poczekalnia

Historia o nadużyciach przy naprawie telefonów już zniknęła, ale mnie zainspirowała do…

Historia o nadużyciach przy naprawie telefonów już zniknęła, ale mnie zainspirowała do opisu od strony klienta.
Mój tata, człowiek w zaawansowanym wieku, niedowidzący, i z niepełnosprawną dłonią (każdy z tych elementów widoczny) wybrał się do punktu usługowego po baterię do pilota i poprosił od razu o wymianę, co panu zajęło jakieś 15 sekund. Bateria kosztowała jakieś 10 złotych, a za wymianę zażyczył sobie około 90 zł. Przy czym o cenie poinformował po wykonaniu usługi, wcześniej nie sugerował, że będzie to sporo kosztowało, albo, że nie jest chętny do wymiany. Tata oznajmił, że na taka kwotę przygotowany nie był, na co pan poświęcił kolejne 15 sekund, baterię wyjął i sprzedał osobno za wspomniane 10 zł.
Koniec historii, ale zadziwienie zostało.

uslugi

by myscha

Moja lepsza połowa mieszkała przez jakiś czas w niewielkiej mieścinie w Niemczech.…

Moja lepsza połowa mieszkała przez jakiś czas w niewielkiej mieścinie w Niemczech. Jako, że możliwości zakupów były tam dość ograniczone, dużo zamawiała w internecie.
Ostatnio przy okazji jakichś problemów z dostawą paczki, żonka opowiedziała mi o paru sytuacjach, jakie miała wtedy z kurierami i sąsiadami.
Ogólnie w Niemczech zazwyczaj sklepy oferują jeden rodzaj dostawy. Paczkomaty, o ile dobrze zrozumiałem, są raczej rzadkością i rządzą się nieco innymi prawami niż w Polsce, za to można zamawiać do punktów odbioru, ale nie każdy sklep oferuje taką opcję. Żona więc zazwyczaj zamawiała na adres i na początku dawała okejkę na odstawienie paczek pod drzwiami. Po tym jednak jak jedna z paczek zginęła spod drzwi, zrezygnowała z tej opcji. Wiązało się to z tym, że paczki w przypadku, gdy kurier nie zastał jej w domu albo lądowały w punktach odbioru albo u sąsiadów. I z tym wiąże się kilka piekielnych sytuacji, jakie ją spotkały.
1. Paczka zostawiona o sąsiadki. Żona kilka dni z rzędu usiłowała paczkę odebrać, jednak sąsiadka nigdy nie otwierała. Żona w końcu zostawiła kartkę w drzwiach z prośbą o telefon, gdy sąsiadka będzie w domu, aby mogła podejść i odebrać swoją paczkę. Kartka wesoło tkwiła w drzwiach kolejne kilka dni. Po kontakcie z firmą kurierską okazało się, że generalnie oni mają w regulaminie, że w razie W mogą zostawić paczkę o sąsiadów, więc można im naskoczyć. Żona pogodzona ze stratą zamówiła towar ponownie. Sąsiadka zadzwoniła miesiąc później. Gdy żona przyszła po paczkę, sąsiadka przyznała, że wzięła paczkę i tego samego dnia wyjechała na miesiąc. Nie widziała w swoim zachowaniu nic złego, a wręcz się obraziła, bo ona chciała dobrze, a dostała pretensje i już nigdy nie przyjmie dla nikogo paczki. Może to i lepiej.
2. Żona zastaje w skrzynce kartkę, że paczka znajduje się u sąsiada. Po odwiedzinach ten stwierdził, że owszem, paczkę teoretycznie przyjął, ale tak naprawdę kazał ją postawić pod drzwiami żony, bo on nie ma miejsca w domu. Paczka oczywiście zaginęła. Wartość znikoma, a sąsiad był mocno starszym człowiekiem, więc żona nie robiła problemów, jedynie poprosiła, aby więcej tak nie robił, na co sąsiad stwierdził, że babom to się nie dogodzi.
3. Chyba najbardziej bezczelna akcja. Otóż jedna z sąsiadek przyjęła paczkę dla żony, gdy żona po nią przyszła sąsiadka zażądała 5€ za przechowanie paczki. Żonka odmówiła zapłacenia i twardo żądała wydania paczki grożąc wezwaniem policji. Kobieta splunęła jej pod nogi i rzuciła w nią paczką, wyzywając od polskich prostytytutek. A była to pani o typowo polskich nazwisku...
Co ciekawe, po około 2 latach mieszkania tam, żona przeprowadziła się w inną część miasta. I tam już nie było problemu ani ze znikającymi paczkami ani z sąsiadami mającymi problem z oddaniem przyjętej paczki.
A dodałem, że czynsz w pierwszym mieszkaniu był z jakichś przyczyn wyjątkowo atrakcyjny...?

kurierzy sąsiedzi

by ~marianogorek

Ja trochę piekielna, ale historia raczej wesoła. Otóż, zanim skończyłam liceum moja…

Ja trochę piekielna, ale historia raczej wesoła.
Otóż, zanim skończyłam liceum moja mama często się mną chwaliła, jaka to ja mądra i jak świetnie sobie radzę w życiu jak na swój wiek. Czerwone paski na świadectwie, różne konkursy itd
I ta jedna rzecz, która wprawiała w zdumienie wymieszane z zachwytem każdego. Taka inteligentna, że już we wczesnych latach szkoły podstawowej rozwiązywała zadania z Mensy.
To takie testy/łamigłówki na inteligencję zebrane w całkiem sporą książkę.
Nie zaprzeczyłam, że tak było, ale nigdy też nie potwierdziłam. Mama wiele razy przyłapała mnie z tą książką, ale nigdy nie widziała środka.
A co było w środku? Tam gdzie się dało zrobiłam kolorowankę, a tam gdzie się nie dało, ale były "fajne znaczki" i kompozycja się zgadzała robiłam wycinanki. Tak, wycinałam co ciekawsze rzeczy. Z tego co wycinałam projektowałam język dla obcych.
To pierwszy raz, kiedy ta moja mała mroczna tajemnica ujrzała światło dzienne.
W późniejszych latach miałam jeszcze inne książki z łamigłówkami, ale już umiałam je rozwiązać bez wycianania i z czystym sumieniem mogę się przyznać, że IKu mam większe niż ziemniak ;)

by ~Yntelyngentna

Piekielna rodzina, piekielny system. Staram sie o adopcje swojej jeszcze nie narodzonej…

Piekielna rodzina, piekielny system. Staram sie o adopcje swojej jeszcze nie narodzonej bratanicy. Problem numer jeden: jako wdowa według urzędu nie daje gwarancji stabilizacji dziecku. Czytaj mam wziąć ślub najlepiej już teraz. Mam partnera z którymi mogłabym zalegalizować nasz związek, ale rzecz w tym, ze nie chce. Nie czuje do Pawła tego co do zmarłego meza i raczej się to nie zmieni. Nie mam potrzeby formalizowania naszej relacji. Piekielna jest moja własna matka, która uważa, ze ślub to nic wielkiego i dla dobra dziecka warto sie poświęcić. Mówi, że skoro mieszkamy razem to przecież nic się w moim życiu nie zmieni. Ja natomiast czuje, iż biorąc ślub z innymi mężczyzną, zdradzam zmarłego. Druga piekielność stworzył moj własny brat. Pierwotnie planował po urodzeniu dziecka zostawić je w szpitalu, zaproponowałam, że mogę je adoptować na co przystał. Wygląda na to, że moja wizja adopcji jest inna niż wizja brata. Według niego ja mam ponosić wszelkie koszty utrzymania dziecka i odpowiedzialność, on natomiast będzie mógł pobierać 800+ i przychodzić do dziecka kiedy mu sie zechce ( bo to przecież jego dziecko).Stanowczo się sprzeciwiam takiemu rozwiązaniu, powiedziałam bratu, że z chwilą, gdy się rzeknie praw do córki, to jest po prostu jej wujkiem. Nie chcę żeby miał prawo o czym kolwiek decydować. W tej sytuacji znowu wkracza moja mama, która uważa, że znowu mam dziwny problem. Pewnie powiecie, że historia zmyślona, ale nie szkodzi bo na pewno jedna czy dwie osoby udzielą sensownej rady. Edit: Dopisuję bo pytacie. Dziecko urodzi się za cztery miesiące z niepełnosprawnością widać już zmiany na USG. Tą samą chorobę ma mój syn więc wiem jak zająć się takim dzieckiem. Szczerze nie sądzę żeby ktoś chętnie zaadoptował chore dziecko. Mam stabilną sytuację finansową (posiadam dobrze rentowną firmę). Żonkę brata nie interesuje co się stanie z dzieckiem.

by PaniZla

Https://piekielni.pl/91850 Miało być o 14stej było o 9:00 Spotkanie weryfikujące. To co…

https://piekielni.pl/91850


Miało być o 14stej było o 9:00
Spotkanie weryfikujące. To co opisał kolega.

"Dzień dobry witam w rozmowie. Now only English please ... (Wchodzę w Polski dla wiadomych celów.)"

Pani Y proszę opowiedzieć o swojej pracy.
My name is Y i dalej po polsku.

In English please (błędy celowe)



Firma jest w Polsce
Ieam teach ouur pracownicy to fork in uer firm.

Obecnie trwa weryfikacja jej procesu zatrudnienia

Pociotkowie

by Canarinios

Koło domu brata na ulicy Drewnowskiej ze skrzyżowaniem z Unii Lubelskiej w…

Koło domu brata na ulicy Drewnowskiej ze skrzyżowaniem z Unii Lubelskiej w Łodzi. Jest genialny problem. Rowerzyści i hulajnogi rozpędzają się jadąc od Srebrzyńskiej i wpadają na przejazd... w ciagu 2 sek. od razu mówię nie widać ich bo zasłania to ogrodzenie.
Sprawa zgłoszona do UMŁ i od 2 lat nie da rady zrobić STOP dla rowerzystów bo uwaga i tak nie przestrzegają.

Rocznie jest ok 30 wypadków, czekamy na śmieterlny.

UMŁ i prawo drogowe

by Canarinios

Zawsze jest ten moment w życiu, kiedy wybór staje się niełatwy. I…

Zawsze jest ten moment w życiu, kiedy wybór staje się niełatwy. I to nie chodzi o jakieś mało istotne decyzje, ale o te, które mają wpływ na przyszłość, na kontakty, na relacje. W najbliższą sobotę czekają mnie dwie imprezy. Pierwsza to urodziny mojego przyjaciela, który naprawdę wiele dla mnie zrobił. Pomógł mi, gdy miałem najcięższe chwile w życiu, wspierał, kiedy myślałem, że wszystko się zawali. Szczerze mówiąc, to dla niego powinienem być wdzięczny na zawsze, bo nie wiem, gdzie bym teraz był bez tej pomocy.

Ale wtedy wchodzi druga impreza – branżowa. I choć może to zabrzmieć trochę zimno, to ta impreza ma ogromne znaczenie dla mojej kariery. Przemiany w mojej branży postępują szybko, a znajomości na takim wydarzeniu to prawdziwy złoty bilet do nowych możliwości. Kontakty, które tam mogę zdobyć, mogą otworzyć drzwi, o których wcześniej mogłem tylko pomarzyć. I choć wiem, że życie to nie tylko praca, to jednak kariery się nie buduje w samotności – a tutaj naprawdę chodzi o przyszłość.

Teraz pojawia się pytanie: czy będę piekielny, jeśli wybiorę tę branżową imprezę? W końcu to nie oznacza, że nie cenię mojego przyjaciela, że nie zależy mi na naszej przyjaźni. Ale czy to fair, jeśli w dniu, który ma być dla niego szczególny, ja, zamiast świętować z nim, decyduję się pójść do miejsca, które potencjalnie będzie miało większe znaczenie zawodowe? I tak, choć rozumiem, że dla niego to będzie ważna okazja, dla mnie może to być moment przełomowy w mojej karierze.

Na razie czuję się, jakbym musiał wybierać między dwiema równie istotnymi ścieżkami. Ktoś pewnie powiedziałby, że powinienem być lojalny wobec przyjaciela i iść na jego imprezę, bo to właśnie takie chwile cementują relacje. Z drugiej strony… przyjaciel nie będzie się gniewał, gdy to, co robimy, ma wpływ na naszą przyszłość, prawda?

Więc czy jeśli wybiorę imprezę branżową, to będę piekielny?

by ~Mashiroiro

Jak skończyłem 18 lat chciałem zarobić sobie na pierwszy samochód. Zatrudniłem się…

Jak skończyłem 18 lat chciałem zarobić sobie na pierwszy samochód. Zatrudniłem się do firmy z nazwą związaną z najwyższym pasmem gór w Polsce.
Produkcja kosmetyków trafiłem na linię produkującą maski do włosów. Maszyna sprowadzona z Włoch gdy tam dokonała żywota - ciągle stawała. Wypłata minimalna krajowa plus premia 1k od wyrobienia normy dziennej minimum 4 razy w tygodniu. A przekroczenie normy co 10 % dawało extra 500 zł. Pierwszy miesiąc wiadomo nauka ale ogarniam szybko robotę i od 1 lipca staje na linii sam. Problem w nalewaniu maski do pudełek stanowił "ścisk" od węża który co ok 2h wypadał i robił stratę produktu i przestój na pół godziny bo trzeba posprzątać. Za pierwszym razem ten " ścisk" wzmocniłem 5 sztukami trytytek i zamiast rozwalać się co ok 2h rozwalała się prawie wcale norma była wyrabiana codziennie co dało mi fajnie 3k wypłaty co w 2016 roku było całkiem spoko i zamiast kupić gruza postanowiłem coś lepszego i spiąć się na sierpień. Norma na sierpień to 58xx sztuk dziennie czyli ok 130k na cały miesiąc. Zabrałem z domu od ojca fajną uszczrlke od gazu co kosztuje normalnie ok 70 zł i ten "ścisk" zabezpieczyłem uszczelką i na wszelki wypadek trytytkami. Następnie podkręciłem maszynę. Pod koniec pierwszego dnia miałem zrobione 13k. A z tyłka leciał mi pot bo cały czas biegłem wokół maszyny dokładając pól produkty i układając gotowy produkt. Przychodzi kierowniczka czy chcę przyjść w soboty na setki i mieć pewność że zrobię norme myślę spoko I tak w każdą sobotę ale tylko od 6 do 14 żeby mieć życia troszkę. 16 sierpnia miałem zrobioną normę na cały miesiąc i zaczynam kręcić nadwyżki. I zaczęły podchodzić do mnie stare baby co by tu im pomóc z linią bo lakiery slabo idą, a no idą bo one zamiast kombinować z linią to krzyczą "mechanik" a oni mają stałą pensję wiec się nie spieszą. One zadowolone bo siedzą a kasa leci ale chciałyby premie. Raz idę pomagam a ona magicznie chodzi wokół mojej linii i dokłada ja wtf co Pani robi ale ona że chce się zamienić a ja że w życiu bo zrobiłem już normę. Poszła po Kierownika że ona tu chce stać a Kierownik mówi na próbę 1h pokaż linię. Ja wxxxw bo norma jest na linię a nie człowieka i zaraz zostanę zrobiony w konia więc podczas pokazywania linii zdejmuję uszczelkę i uruchamiamy maszynę w zasadzie po 5 minutach zaczeło lać na podłogę a ta oczywiście standard "mechanik" podchodzi kierownik opierdziela babe i cofa na lakiery ja zakładam uszczelkę ruszam maszynę i sprzątam.Ostatniego dnia jest zawsze podsumowanie ile jaka linia zrobiła normy, jednocześnie ostatni dzień mojej pracy. Jak się okazało większość robiła max 115% normy o ile ją wyrobiła aż dochodzi do mojej lini gdzie jest 252% linia jednoosobowa. Wszyscy patrzą jak i co teraz i uruchamia się ona że oba też byłana tej lini. A ja wychylam się i pytam kierownika ile tej premi będzie bo wg mojej matmy 7500 plus premia za wyrobienie normy. Kierownika jakby wysadziło z butów ale bierze kalkulator i mówi że za wyrobienie normy w tym miejscu jest 12xx czyli 87xx premii wychodzi dla tej linii. Zbaraniałem myślałem że będą coś kręcić a tu nic. I wtedy wypala tamta stara baba - to kierowniku tu dwie osoby tyle dostaną bo ja też tam byłam chyba kierownik pamięta. Kierownikowi mało szczęka nie opadła do samej ziemi i mówi że ona stała tam niecałą godzinę i to jeszcze narobiła strat. A ta że w takim razie trzeba podzielić premie na pół bo tak będzie uczciwie. Ja się odpalam że czasy komuny już dawno minęły i premia jestvmoja bo ja ją wyrobiłem. Kierownik wkurzony i kończy dyskusję, że premia jest wyplacana zgodnie z listą norm i przypisaniem stanowiskowym i poszedł do swojego kantorka. I tu zaczęło piekiełko że jestem pazerny na pieniądze i nie mam wstydu podzielić się taką premią. A ja na odchodne stwierdziłem że jestem tu tylko po pieniądze i to też mój ostatni dzień w pracy bo wracam do szkoły możesz iść na moją linię.Wypłata wpadła na prawie 11k a że to zlecenie i pit 0 był nowością to wszystko do ręki. Ok 15 września dzwonią i pytają czy bym przyszedł do pracy na linię bo maszyna cały czas się psuje bez mojej opieki - zabrałem uszczelkę ale nie zwolniłem maszyny. Ja proste mam szkołę i jak już to w wakacje.
Ps kupiłem sobie BMW 116i w LPG i mam je do dziś

Mazowieckie

by ~Kontek

Niebezpieczna jazda. Na prawo jazdy zdałam za pierwszym razem, nie miałam żadnych…

Niebezpieczna jazda. Na prawo jazdy zdałam za pierwszym razem, nie miałam żadnych problemów z teorią. Miasto zjechałam centymetr po centymetrze przed praktycznym egzaminem także i to poszło mi z łatwością. Problemy zaczęły się pojawiać w momencie, gdy zdobyłam prawo jazdy. Okazało się, że jestem, jak to określił pieszczotliwie mój partner - kasownikiem. Niszczyłam wszystko przydrożne pachołki, kontener, słupki, a nawet ogrodzenie sąsiada. Okazało się, że w sytuacjach stresowych nie umiem panować nad autem. Tak więc w momencie, gdy wyjeżdżając z galerii odrąbałam lusterko, zdecydowałam, że przesiadam się na autobus. Najmniej zrozumienia okazała moja własna mama. Nakrzyczała na mnie, że tak szybko się poddaję. W jej ocenie skoro zdałam na prawo jazdy to się nadaje na kierowcę. Dowodziła, że moje liczne wypadki są naturalną drogą nauki, który przechodzi każdy początkujący kierowca. Próbowałam jej tłumaczyć, iż nie czuję się pewnie za kierownicą, ale moje argumenty trafiły w próżnię. Cóż prawko leży na dnie szuflady, przynajmniej tak jest bezpiecznie dla wszystkich. Właściwie jazda autobusem nie jest tak zła.

by PaniZla

Jestem właścicielem 4 pokojowego mieszkania. Postanowiłem zarobić i je wynająć. Zgłosiło się…

Jestem właścicielem 4 pokojowego mieszkania. Postanowiłem zarobić i je wynająć. Zgłosiło się małżeństwo. Umowa podpisana na 5 lat u notariusza. Przyszli, obejrzeli i zadali pytanie dlaczego są tylko gołe ściany. Odpowiedziałem, że kwestia umeblowania należy do wynajmującego gdyż każdy ma różne gusta. Po okresie najmu wypowiedziałem umowę. Lokatorzy się wkurzyli i poniszczyli wszystko co się da. Powiedziałem, że odliczę im to z kaucji. Myśleli że kaucja nie pokryję strat. Dopiero gdy uświadomiłem ich, że to co zniszczli należało do nich, a mi kaucja pokryje stety . . . Takich bluzgów nie słyszałem od jego żony pod adresem męża gdy zorientowali się co zrobili. Mieszkanie ponownie wynająłem z gołymi ścianami. Ciekawe czy kolejni lokatorzy będą tak samo inteligentni.

by ~Leirnag
Następna strona