Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Poczekalnia

I chyba właśnie zaczyna się kontynuacja historii #91682, co już wtedy przewidywałam.…

I chyba właśnie zaczyna się kontynuacja historii #91682, co już wtedy przewidywałam. Tak w skrócie, rzecz dotyczy mojego sąsiada, który we wszystkich składanych dokumentach podaje do kontaktu wyrejestrowany numer stacjonarny, nikomu nie udostępnia komórkowego i w ubiegłym roku narobił koło pióra urzędniczkom, które przez znajomych swoich znajomych przekazywały mu informacje dotyczące konieczności odwiedzenia agencji rolnej w celu poprawienia błędów we wniosku.
Właśnie dostał oficjalne pismo z agencji zawierające decyzję o odmowie wypłaty dopłat za ubiegły rok. Pewnie tradycyjnie jakieś błędy narobił, może znowu brakło podpisu. Po ubiegłorocznej aferze, urzędniczki nie poprosiły go poprzez znajomych o stawienie się w celu poprawienia błędów, dodzwonić się nie mogły i teraz ma efekty swojej głupoty. Czy stracił całość, czy tylko część, nie wiem i wolę nie pytać. Na razie lata po innych sąsiadach i dopytuje, czy otrzymali odmowy.

Głupota ludzka

by luska

W nawiązaniu do ostatnich historii o portalach randkowym i ludziach tam poznanych,…

W nawiązaniu do ostatnich historii o portalach randkowym i ludziach tam poznanych, opowiem swoją.

Poznałem kobietę, 35 lat, dwoje dzieci (ja 37, bez dzieci) i zaczęliśmy się spotykać. Po kilku tygodniach znajomości doszło do pierwszego zbliżenia, a kilka dni później ona mi mówi, że teraz jesteśmy w związku, że opowiedziała już o mnie całej rodzinie i znajomym i że niedługo poznam jej dzieci.

Hola, hola! To, że cię raz puknąłem nie oznacza jeszcze, że jesteśmy parą i byłoby miło gdybyś przed ogłoszeniem całemu światu naszego związku, ustaliła to najpierw ze mną.

Tak jej powiedziałem, tylko że bardziej dyplomatycznie. Zapytała:
- Ale to nie chcesz być ze mną?
- Chcę, ale zanim zacznę poznawać twoją rodzinę i znajomych to chciałbym żebyśmy najpierw sami poznali siebie nawzajem.

Nie spodobało jej się to, ale w końcu się ze mną zgodziła. Po jakimś czasie nastąpiła druga akcja.

Oznajmiła mi, że w weekend dzieci jadą do ojca, będzie wolna i pojedziemy gdzieś razem. Zaznaczam, że oznajmiła, a nie zapytała, bo zdążyłem już zauważyć, że jak sobie coś wymyśli to tak ma być, a moje zdanie nie ma tu znaczenia.

Tak się akurat złożyło, że na ten weekend byłem już umówiony na wyjazd w góry z kolegami, który zaplanowaliśmy kilka tygodni wcześniej.

- No i co z tego? To odwołaj.
- Nie odwołam, bo chcę tam jechać, wszystko jest już przygotowane i byliśmy na ten wyjazd umówieni już od dawna.
- Aha, czyli koledzy są ważniejsi ode mnie?
- Nie są ważniejsi. Jakbym był wcześniej umówiony z tobą, a koledzy by chcieli żebym z nimi pojechał, to też bym im odmówił.

Przyjęła do wiadomości moje argumenty, choć z wielkim fochem. Po jakimś czasie nastąpiła trzecia i ostatnia akcja.

Wymyśliła sobie, że chce poznać moich rodziców. Mówię:

- Na to jest jeszcze za wcześnie. Spotykamy się dwa miesiące z hakiem. Po co tak gonić?
- Nie traktujesz mnie poważnie.
- Chcę traktować cię poważnie, ale to co robisz jest niepoważne.

Dalej były szantaże emocjonalne, że jeśli nie zacznę jej traktować poważnie, to będzie koniec. Ja na to, że jeśli nie zacznie zachowywać się poważnie, to faktycznie będzie koniec.

No i tak też nastąpił koniec.

Taka narwana, wszystko na już chciała i tak jak ona sobie wymyśli.

by mofayar

Na Wielkanoc wywiało nas do Lizbony. Po 46 latach przygotowywania śniadanka i…

Na Wielkanoc wywiało nas do Lizbony. Po 46 latach przygotowywania śniadanka i świątecznego obiadku stwierdziliśmy, że wystarczy. Do/i z Lizbony lecieliśmy narodowymi liniami portugalskimi czyli TAP. Odradzam. Stanowczo odradzam, chyba, że załatwicie sobie aprowizację na własną rękę, ale to też może nie wystarczyć.
Przypominam, że to nie są tzw tanie linie. Lot na tej trasie trwa ponad cztery godziny. Po pierwsze samolot, a raczej bydłowóz. W 37 rzędach po 6 osób mieści się dobrze ponad 200 pasażerów. Jak to osiągnięto? Fotele nie mają żadnej regulacji, a oparcia są ustawione prawie pionowo. Ja mam 170 cm wzrostu, a kolana mi się słabo mieściły (a gdybym miał 185, to porażka). Szerokość fotela jak w ciasnym tramwaju, ale tam się siedzi kwadrans a nie cztery godziny.
Chciałem sobie poczytać na laptopie, ale było tak ciasno, że trudno było sprzęt rozłożyć.
Teraz jedzonko. ZERO. Przy czterogodzinnym locie TAP nie oferuje nic gratis, nawet wody. Napoje po 3.30 euro za drobiazg. O cenach czegoś do zjedzenia nic nie powiem, bo w menu były jakieś trutki na szczury za miliony monet. Generalnie po lądowaniu człowiek wysiada jak paralityk, zmęczony i głodny oraz odwodniony. Na szczęście w drodze powrotnej byliśmy mądrzejsi i zrobiliśmy sobie prowiant na drogę.
A, i jeszcze lotnisko w Lizbonie. Drogi do gejtów są bardzo oszczędnie oznaczone, bo chodzi o to, aby jak najdłużej plątać się po alejkach sklepów. A na zakończenie dobra rada. Jeśli jesteście, tak jak my w cztery osoby, to najlepszy jest uber. Wychodzi o wiele taniej niż (droga!) komunikacja miejska,

by jotem02

Mam w korytarzu dwóch sąsiadów. Wczoraj w nocy jeden robił imprezę i…

Mam w korytarzu dwóch sąsiadów. Wczoraj w nocy jeden robił imprezę i mocno hałasował. Nagle odgłosy imprezy ucichły, wyjrzałem przez okno, a na parkingu stoi samochód policyjny. Reszta nocy przebiegła spokojnie.

Dzisiaj rano, gdy wychodziłem do pracy i tylko otworzyłem drzwi, uderzył mnie okrutny smród. Jego źródło szybko zlokalizowałem na wycieraczce u drugiego sąsiada. Ekskrementy w ilości takiej, że nie mogła ich zrobić jedna osoba, ani nawet dwie.

Sąsiad od imprezy nie jest na pewno tak głupi, żeby srać (dosłownie) we własne gniazdo i na pewno nie pozwoliłby na to swoim gościom. Musieli to zrobić zaraz po wyjściu z imprezy.

Szykuje się gruba afera.

by ~khgjhg

Tak się zastanawiałam, czy to wrzucić, bo piekielność niewątpliwa, ale mocno specyficzna,…

Tak się zastanawiałam, czy to wrzucić, bo piekielność niewątpliwa, ale mocno specyficzna, dobra, jak się okaże, że 4/5 historii to wyjaśnienia, to skasuję.

Sezon zawodów tanecznych w pełni, istne szaleństwo, sprawdzamy co chwilę na necie, czy są już listy startowe na dane zawody, zerkam na najbliższe, no wow, są! Rejestracja od godz. 6.50 (oprócz wcześniejszego zgłoszenia, należy się zarejestrować w dniu zawodów, ale to jeszcze spoko, jeśli start jest w późniejszych godzinach, wystarczy że ktoś, np. trenerka potwierdzi, że dana osoba danego dnia tańczy). 7.50 rozpoczęcie zawodów. Od 8.00 już tańczą. Pierwsza kategoria - show dance.

Ku*wa. Już wyjaśniam. Show dance to najkrócej rzecz ujmując taniec z rekwizytem. Niezupełnie tylko o to chodzi, bo z rekwizytem można tańczyć też modern oraz jazz, jeśli kogoś to interesuje, to dodam jeszcze, że show dance musi mieć "scenariusz", tzn. o ile w modernie możesz tańczyć o emocjach, o uczuciach, tak w show musisz tańcem opowiedzieć historię, coś się dzieje, taki mini-filmik.

Ale dobra, bo to akurat nieistotne, istotne jest to, że do show potrzebny jest rekwizyt. Najlepiej duży. Im większy, tym lepiej (dobra, bez przesady, np. na IDO są ścisłe wytyczne odnośnie wielkości rekwizytu i za zbyt duży można zostać zdyskwalifikowanym). Duży rekwizyt ma to do siebie, że ciężko się go transportuje, w stanie "na scenę" jest to praktycznie niemożliwe, więc po prostu są składane, montowane przed występem, skręcane za pomocą miliona śrubek. Montaż JEDNEGO rekwizytu to kilkanaście minut. Czujecie już o co chodzi?

Show dance jako pierwsza kategoria. I w zeszłym roku zgłoszonych "naście" tancerek w tej kategorii tylko od nas. Nie, dzieciaki sobie same nie poskręcają rekwizytów. Nie, nie każdy rodzic może przyjechać, żeby to zrobić. Tak, mamy osobę, która się tym zajmuje. 60 minut na kilkanaście rekwizytów, nierealne!

Naprawdę tak trudno przesunąć show dance na późniejszą godzinę??? Tak, wiem, jak mi się nie podoba, to mogę sama zorganizować konkurs tańca z bardziej przyjaznym harmonogramem. Ale to może za rok, teraz patrzę na listy startowe, przypominam sobie kto ma jaki rekwizyt i liczę tak pi razy oko, czy zdążą... A Młoda tańczy tylko modern i jazz.

konkursy_taneczne

by Xynthia

W tej historii piekielna jest przede wszystkim moja głupota i naiwność. Wiem,…

W tej historii piekielna jest przede wszystkim moja głupota i naiwność.

Wiem, że z początek może zabrzmieć trochę jak smęty, ale to konieczne wprowadzenie. Historia zaczyna się parę lat wcześniej. Spotykałem się z pewną dziewczyną. Bywało między nami lepiej, gorzej, ale coś razem zbudowaliśmy. Niestety, często się kłóciliśmy i kilka razy rozstawaliśmy. Mieliśmy różną wizję związku. Ja obiecywałem zmianę, ona dawała mi szansę. Z perspektywy czasu widzę, że to była dobra dziewczyna. Zajmowała się mną w potrzebie, wspierała i pomagała mi.

Ja sam wiem, że nie dość ją doceniałem. Byłem pewien, że w razie czego łatwo zbuduję nowy związek. Piekielni też byli ludzie w moim otoczeniu. Osoby, które wówczas uważałem za przyjaciół podjudzały mnie, żebym ją rzucił jak jest taka okropna, manipulowały mną żebym ją traktował gorzej niż ona chciała, wmawiając mi, że to ona przegina i oczekuje zbyt dużo. Tak, wiem, że powinienem mieć własny rozum.

W każdym razie zmądrzałem. Wchodziłem w kolejne związki, ale to nigdy nie było to. Wszystko mi się rozpadało. Zostawiałem kolejne dziewczyny, bo to ciągle nie było to. Ta zbyt zrzędliwa, ta zbytnia domatorką, ta egoistka.

I teraz wychodzi moja piekielność. Tęsknię za byłą, chciałbym wrócić do jej życia, ale to nie jest możliwe, więc po cichu obserwuje jej media społecznościowe, czasem kręcę się po miejscach, w których bywa, żeby ją "przypadkiem" spotkać i może nawiązać znów jakąś nić porozumienia. Raz czy dwa łaziłem po jej osiedlu w tym samym celu. Wiem, że nie powinienem, wiem, że to trochę upiorne. Ale nie robię tego jakoś intensywnie, nie straszę jej ani nic. I nie zamierzam jej stalkować.

Związki

by MortimerMort2

Retrospekcje z dzieciństwa #6 Temat: szkoła 1. Rymowanka dla naszej pani Jedną…

Retrospekcje z dzieciństwa #6

Temat: szkoła


1. Rymowanka dla naszej pani

Jedną z nauczycielek zostawił mąż i to podobno dla innej nauczycielki z innej szkoły. Nabawiła się ona przez to ostrego syndromu niedopchnięcia i dokumentnie znienawidziła cały męski gatunek, co dawała nam odczuć na każdej lekcji. Dziewczyny traktowała normalnie, a nas - chłopaków - gnębiła na wszystkie możliwe sposoby. Jej nazwisko kończyło się na -yłek, powiedzmy Pyłek. Któregoś razu, gdy przyszła na lekcję, na tablicy przywitał ją napis: "PYŁEK C**J CI W TYŁEK". Oburzyła się niesamowicie, my powtarzaliśmy tę akcję regularnie co kilka lekcji.

2. Kreatywna księgowość

Nauczyciele kazali nam czasami przynosić dziennik, gdy został w innej sali albo pokoju nauczycielskim. Cyfrę 1 można łatwo przerobić na 4. Tak też gdy dziennik przenosiła osoba wtajemniczona, to poprawiała oceny innym wtajemniczonym i kilku niewtajemniczonym również, dla niepoznaki. Działało to z powodzeniem przez rok, aż pewnego razu ktoś przesadził z tym poprawianiem i nauczyciele się zorientowali. Była wielka afera, śledztwa, groźby, straszenie, ale nikt się nie rozpruł i nikogo nie ukarano. Zabroniono jednak noszenia dzienników przez uczniów i skończyło się El Dorado.

3. Papierosy, które jaram

W liceum dobre pół szkoły jarało szlugi. Nauczyciele chcieli jakoś temu zaradzić i jako że paliliśmy na dworze, to wpadli na genialny pomysł zamknięcia szkoły na cztery spusty. Postawili ciecia przy drzwiach i wypuszczał on tylko te klasy, które kończyły lekcje. Rozwiązanie idiotyczne, bo w piękną pogodę nikt nie mógł wyjść sobie na dwór na przerwie, tylko wszyscy kisili się w budynku. A co z paleniem? Oczywiście zaczęliśmy palić w kiblach. Na każdej przerwie, w każdym kiblu, było tak gęsto od dymu, że nie było widać dalej niż na metr do przodu. Gdy otwierało się drzwi, to fala dymu dosłownie wylewała się na korytarz. Nauczyciele robili oczywiście naloty na kible, ale co oni mogli zrobić jak tam ponad 20 osób jarało? Wszystkich nie zatrzymają, a podczas nalotu po prostu gasimy szlugi, wychodzimy i mogą nam naskoczyć. Na godzinie wychowawczej zawsze było pitolenie:
- Przestańcie palić w ubikacjach, bo cała szkoła śmierdzi dymem.
My na to:
- No to zacznijcie nas znowu wypuszczać na zewnątrz, to tam będziemy palić.
- Ale nie wypuszczamy was właśnie dlatego, żebyście nie palili!
- No to będziecie dalej mieć zadymione kible.
Taka to logika. Temat był podnoszony wiele razy i nigdy nie udało się osiągnąć konsensusu. Do końca szkoły paliliśmy w kiblach, a po napisaniu matury zapaliliśmy triumfalnie w palarni nauczycielskiej.

dzieciństwo retrospekcje

by Cut_a_phone

Zanim wpis odsyłam tu: https://biznes.interia.pl/firma/news-koktajl-pestycydow-w-rodzynkach-z-biedronki-i-lidla-tak-tlum,nId,7950984 Dwa plus rak gratis Niebawem będziemy mieli…

Zanim wpis odsyłam tu:
https://biznes.interia.pl/firma/news-koktajl-pestycydow-w-rodzynkach-z-biedronki-i-lidla-tak-tlum,nId,7950984

Dwa plus rak gratis
Niebawem będziemy mieli na naszym rynku spożywczym towary z Ameryki Południowej. Już wiemy, że tam nikt nie kontroluje tego, czym i ile razy producent zabezpiecza ,,żywność" przed zbiorem. W artykule mamy małą próbkę tego, co nas czeka. Stara mądrość ludowa mówi, żeby jeść to, co jest produkowane w okolicy, bo nie trzeba tego zabezpieczać do transportu. Tak ,,optymistycznie" przed świętami.

Supermarkety

by Tee_can_do_that

Wchodzę sobie na stronę Piekielni.pl w celu poczytania nowych historii. Pomijam już…

Wchodzę sobie na stronę Piekielni.pl w celu poczytania nowych historii. Pomijam już fakt, że strona mobilna od dawna nie funkcjonuje i na smartfonie wyświetla się wersja dla komputerów, co jest dość uciążliwe, ale wczoraj późnym wieczorem i dziś rano doszła nowa "atrakcja" w postaci dźwiękowej reklamy niedającej się wyłączyć przez pierwsze kilkanaście sekund. Nawet wyciszenie smartfona nie pomaga. W związku z tym dałem sobie spokój z dalszym przeglądaniem i nie wiem, czy jeszcze tu wrócę.

rozrywka

by Jorn

Retrospekcje z dzieciństwa #5 Temat: niech przemówią pięści Słowem wstępu nakreślę, że…

Retrospekcje z dzieciństwa #5

Temat: niech przemówią pięści

Słowem wstępu nakreślę, że w latach 90 bójki między dzieciakami były na porządku dziennym, tłukł się każdy z każdym, pierwszą i preferowaną przez każdego metodą rozwiązywania sporów była walka, a pięści przemawiały lepiej niż najlepsze argumenty, które to argumenty nota bene nikogo nie obchodziły, bo liczyła się tylko siła.


1. Zawsze znajdzie się większy brat

Dwaj koledzy, rówieśnicy, Maciek i Wojtek. Posprzeczali się o coś i postanowili rozwiązać sprawę za pomocą pięści. Maciek wygrał, ale Wojtek nie mógł się z tym pogodzić, więc nasłał swojego starszego brata, który bez najmniejszego trudu oklepał Maćka. Jednakże Maciek też miał starszego brata - starszego i silniejszego niż brat Wojtka. Dopadł go akurat w okolicy osiedlowych śmietników. Po zaaplikowaniu oklepu wrzucił go do kontenera na śmieci i zatrzasnął klapę. Siedział tam ponad godzinę, aż uwolnił go sąsiad, który przyszedł wyrzucić śmieci. Wojtek z Maćkiem się pogodzili i uznali, że w ewentualne przyszłe konflikty nie będą już angażować braci.

2. Test twardości

Pewnego razu szliśmy sobie w czterech przez neutralny teren, gdy dopadli nas chłopaki z sąsiedniej ulicy. Ci sami, z którymi toczyliśmy konflikt o bazę, opisany w poprzedniej historii. Było ich też czterech, ale ci akurat byli starsi i silniejsi od nas. Ruszyliśmy oczywiście do walki, ale szybko nas poskładali. Pozbieraliśmy się z ziemi i chcemy odejść w hańbie pokonani, ale oni nas zatrzymują i pytają:
- Jesteście twardzi?
- Jesteśmy!
- No to rozbierać się do gaci i włazić w pokrzywy.
Ponowna walka była bez sensu, bo znowu nas oklepią, uciekać się nie dało, więc uznaliśmy naszą porażkę, rozbieramy się i idziemy w stronę pokrzyw, które były wyższe od nas. Kiedy już mieliśmy w nie wejść, oni mówią:
- Dobra, wystarczy. Ubierać się i wyp***dalać!
Takiego wroga się szanuje.

3. Słodka zemsta

W szkole notorycznie zaczepiał mnie jeden typek. Pluł na mnie, rzucał we mnie różnymi rzeczami, podkładał mi nogę, albo podbiegał od tyłu, uderzał i uciekał. Chłopaczek był mały i wątły, ale bardzo szybki i zwinny, przez co nigdy nie mogłem go dogonić. Gdy zaczynałem pogoń, zawsze uciekał do najbliższej patrolującej korytarz nauczycielki, z płaczem, że chcę go bić. Pewnego razu jedziemy z kolegą na rowerach i nagle - nie wierzę własnym oczom - ten sam koleś idzie sobie chodnikiem. Rzuciłem do kolegi: czekaj! Skręciłem i jadę prosto na niego. W ostatniej chwili zeskoczyłem z roweru puszczając go bokiem i w ułamku sekundy stałem już przed kolesiem. Działo się to tak szybko, że nawet nie zdążył tego zarejestrować, a co dopiero rzucić się do ucieczki. Zacząłem tłuc bez opamiętania i przestałem dopiero, jak upadł na ziemię. Honorową zasadą było, że nie bije się leżącego. Nazajutrz w szkole mogłem zobaczyć swoje dzieło - oboje oczu podbite i pęknięta warga. Nigdy więcej mnie już nie zaczepił.

retrospekcje dzieciństwo

by Cut_a_phone
Następna strona