Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Top

Ostatnia historia z moim byłym pracodawcą w tle:) Moja branża jest specyficzna…

Ostatnia historia z moim byłym pracodawcą w tle:)

Moja branża jest specyficzna i dosyć hermetyczna, i ma, że tak powiem, kilka głównych gałęzi. Jeden z producentów, który był do tej pory na jednej gałęzi, postanowił rozszerzyć działalność i obecnie jest już na dwóch, wprowadzając nowy produkt na rynek. Coś jak: produkuje zeszyty, to zacznę też ołówki. Mam nadzieję, że jest to zrozumiałe.

Do tej pory dość ściśle współpracowałem z nim właśnie na tej jednej gałęzi, a jak ogłosił, że wydał coś na tą drugą, to też się tematem zainteresowałem, podszkoliłem i trochę jego sprzętu zamontowałem u zainteresowanych klientów. Druga sprawa, jako że jest to nowość, jest całkiem sporo tańszy od konkurencji. Wyszło tak jakoś, że w sumie jestem liderem sprzedaży w swoim województwie i jedyną osobą, która ma na jego system autoryzację i certyfikację. Będąc przy okazji w okolicach producenta, zajechałem i od słowa do słowa, zostałem oficjalnym partnerem na moje województwo i kilka ościennych powiatów. Co się z tym wiąże, większość zamówień tegoż systemu przechodzi przez moje ręce.

Mam nadzieję, że nie przynudziłem tym przydługim wstępem.

Jako że sprzęt jest dosyć prosty i tani, nadaje się w sam raz na niewielkie, niezbyt skomplikowane obiekty. Jak powszechnie wiadomo, w przetargach bądź ofertach są wybierane właśnie najtańsze opcje. Mój były pracodawca wygrał przetarg właśnie na instalację kilku systemów, na którą mam autoryzację i partnerstwo. No, nie zgadniecie, co zrobił.

Dostałem prośbę o wycenę od mojego kolegi tam pracującego. Cenę zrobiłem dobrą i wysłałem. (Wracając do poprzedniej historii, nie mogę zablokować sprzedaży klientowi, który płaci z góry, jestem zależny od producenta, moje prywatne animozje nie mają tu nic do rzeczy). Kolega przedstawił wycenę szefowi, który z automatu zablokował transakcję i kazał wycenić to na innym producencie. Inni producenci byli 20-30% drożsi. Ostatecznie, po przestudiowaniu ofert, były szef przystał jednak na ofertę mojego systemu, ALE! z pominięciem mnie. Czyli kazał wysłać oficjalne zapytanie do producenta. Producent odesłał ich z powrotem do mnie. Oni, że nie będą z moją firmą współpracować i dalej taka przepychanka. Ostatecznie stanęło na tym, że oni oficjalnie dostaną sprzęt od producenta, tylko że droższy o 10% od mojej ceny, ten sprzęt i tak trafi do mnie w celu sprawdzenia zamówienia i wydania klientowi, a ja z tych 10% i tak dostanę prowizję :) Interes życia.

Były pracodawca

by Nyord

Odchudzam się. Odchudzam odkąd pamiętam. Gdy byłam dzieckiem odchudzała mnie mama, gdy…

Odchudzam się. Odchudzam odkąd pamiętam. Gdy byłam dzieckiem odchudzała mnie mama, gdy stałam się dorosła, sama starałam się zadbać o siebie. Nie potrzebuję pocieszania, klepania po plecach, ani nic takiego. I w sumie jest to historia o tym jak niewiedza może zaszkodzić.

Gruba jestem odkąd pamiętam. Zresztą jak cała moja rodzina. Już jako nastolatka byłam od moich rówieśnic cięższa o 10-15 kilogramów. Mama uczyła mnie cały czas wciągać brzuch, kazała mniej jeść, a jednocześnie każdy kotlet był smażony w głębokim tłuszczu, każde ziemniaki, kasze itd. obficie oblewane tłustym sosem. Ja sama też byłam łakomczuchem, więc kiedy zaczęłam dostawać kieszonkowe, zaczęłam kupować zakazane produkty, takie jak burgery z McDonalda.

W wieku 18 lat ważyłam już 80 kg, ale nie było tragedii, bo wciąż sporo z tego to były mięśnie. W wieku 21 lat podjęłam pierwszą samodzielną decyzję, żeby się odchudzać. Akurat dostałam od dziadka na urodziny książkę o odchudzaniu. Wypróbowałam. To była dieta Dukana. Samo białko. W dodatku w minimalnych ilościach. Schudłam kilka kilo, to fakt, ale przypłaciłam to masowym wypadaniem włosów, chronicznym zmęczeniem itd. Potem, przeświadczona, że jedynym słusznym sposobem jest dieta MŻ, jadłam kanapkę z razowego chleba i dwa małe jogurty naturalne dziennie. Rzuciłam tę dietę, bo nie idzie wytrwać na takiej głodówce. Jakiś czas potem zdesperowana, zaczęłam dietę 1000 kalorii. I przytyłam! W Internecie starałam się dowiedzieć jak powinnam chudnąć, ale był pełen sprzecznych informacji.

I tutaj dopiero zaczyna się według mnie prawdziwa piekielność. Zmęczona sprzecznymi informacjami i brakiem efektów, poszłam do specjalisty. Do dietetyka. Na początku zrobił na mnie dobre wrażenie. Zrobił dokładny wywiad, kazał zbadać krew, zrobić krzywą cukrową i insulinową. Zobaczył wyniki, stwierdził, że jest ok. Wyliczył, że moja podstawowa przemiana materii, to ok. 1500 kalorii, ale wówczas dużo trenowałam. 6 dni w tygodniu katowałam się ćwiczeniami po 3 godziny plus do tego chodziłam na spacery (minimum 15 tysięcy kroków dziennie), wiec uznał, że z tą aktywnością 1800 kalorii będzie jak znalazł. Mijały miesiące, a ja nie chudłam. Dietetyk obniżył mi ilość kalorii do 1500. Schudłam raptem dwa kilogramy, mimo obsesyjnego trzymania się diety. A potem stanęło w miejscu. Dietetyk potrafił mnie tylko oskarżać, że na pewno nie trzymam się diety. Z perspektywy czasu myślę, że może po prostu nie uwierzył mi, że tyle ćwiczę, bo teraz już wiem, że to było stanowczo za mało. Chociaż moja rodzina i tak mi wypominała, że stanowczo za dużo jem. Mama radziła ograniczyć kalorie do 600-800 kalorii, bo ona była na takiej diecie i schudła.

Zostawiłam temat. Zmądrzałam nieco przez lata. W czasie porządków znalazłam moje stare wyniki badań, przyjrzałam się im i zobaczyłam nieprawidłowości. Zrobiłam badania jeszcze raz, skonsultowałam z lekarzem i okazało się, że już wtedy miałam dużą insulinooporność. U diabetologa dobrałam leki, poszłam do dietetyka klinicznego, który też mi dał 1800, ale moja aktywność jest zdecydowanie mniejsza niż te lata temu. I tak wtedy wysłuchiwałam od rodziców, że za dużo żrę, tak teraz wysłuchuję również od teściów. Pomijając już fakt, że zarówno moja jak i męża rodzina co rusz piecze lub kupuje słodkości "specjalnie dla mnie", co dodatkowo nadwyręża moją silną wolę. Ewentualnie próbują mnie przekonać, że np. pączki wcale nie są niedietetyczne, bo co tam niby jest? Mąki troszkę, tłuszczu nie tak wiele, no, może polewa jest słodka, ale to przecież takie nic. Skończyłam na tym etapie z rozwalonym metabolizmem i zdrowiem. Z głupoty własnej i niekompetencji pierwszego dietetyka. No nic, byle do przodu. Miłego dnia :)

Odchudzanie

by ~Chryzantemma

O parkowaniu. Moje osiedle, podobnie jak inne, cierpi na brak porządnego parkingu.…

O parkowaniu. Moje osiedle, podobnie jak inne, cierpi na brak porządnego parkingu. Trzy wieżowce, kamienice, trzy nieduże parkingi, samochodów tyle, że niedługo będą parkować na dachu. Z tego powodu kierowcy parkują gdzie tylko jest miejsce, chodniki i trawniki są regularnie zawalone.

Jestem w stanie to zrozumieć i nie mam do nikogo pretensji, jednak ostatnio ktoś przegiął pałę. Chciałam wyrzucić śmieci i nie mogłam tego zrobić. Śmietniki są u nas schowane w zamykanym na klucz pomieszczeniu gospodarczym, obok wejścia do budynku. Jakiś kierowca "genialnie" zaparkował na chodniku, blokując całkowicie dostęp do drzwi - dało się je uchylić może na 10 cm. Pomysłowi mieszkańcy mojego bloku zaczęli kłaść worki obok auta, ktoś był nawet na tyle "uprzejmy", że wysypał zawartość swojego worka na samochód.

Niedługo później właściciel przeparkował swój samochód, zostawiając po sobie niezły bałagan.

Miejsca parkingowe

by Gaja_Z_czekolady

Kolejna historia mocno "medyczna". Tak sobie siedzę przy kompie i wyjątkowo mam…

Kolejna historia mocno "medyczna".

Tak sobie siedzę przy kompie i wyjątkowo mam ochotę coś napisać, zamiast tylko scrollować historie i komentarze...
Mam depresję, nie wiem skąd się to cholerstwo wzięło, raczej jestem na etapie, że guano mnie to obchodzi (jak wszystko inne). Oprócz depresji (stwierdzonej przez psychiatrę, żeby nie było, że sobie wymyślam) mam kilka innych dolegliwości, zapewne możliwych do zdiagnozowania i wyleczenia, ale...

Potężne bóle pleców. Neurolog, tomograf i rezonans. "Proszę pani, pani ma kręgosłup w doskonałym stanie, pewnie pani nigdy nie pracowała fizycznie?". Ku*wa, moja praca jest też pracą fizyczną, schylanie się, dźwiganie itp. Normalny człowiek zapewne by zapytał, że skoro jest w tak doskonałym stanie, to dlaczego boli??? Ja położyłam uszy po sobie, powiedziałam "dziękuję, do widzenia" i wyszłam. Nie, nie brakuje mi języka w gębie, po prostu nie chciało mi się z nim handryczyć...

Przeziębienie, które niestety "objawiło" się dopiero rano, o godz. 5.00 nie byłam w stanie zwlec się z łóżka, termometr pokazywał radośnie 38,6 *C. Piszę do kierowniczki, że mnie nie będzie, pyta czy biorę L4 czy ma mi UŻ wypisać? Coś mnie tknęło i poprosiłam o UŻ, zaznaczając, że być może to L4 załatwię, to mi to wtedy anuluje tego UŻ-eta. Koło południa dowlokłam się wreszcie do mojej poradni, tylko po to, żeby się dowiedzieć, że dzisiaj na pewno żaden lekarz mnie już nie przyjmie (to była środa), na czwartek i piątek też już ludzie pozapisywanie, to co, chce pani na poniedziałek? L4 można wystawić do trzech dni wstecz, na cholerę mi wizyta w poniedziałek? "Powtórka z rozrywki" jak u neurologa, dziękuję, do widzenia.

Schudłam ok. 5 kg. Moja optymalna waga to 53 kg, poniżej wyglądam jak śmierć na chorągwi - figura jest super (jeśli komuś się podobają wystające kości biodrowe), natomiast mam wtedy "wpadnięte" policzki i czarne cienie pod oczami. Teraz ważę 48. Kurde, naprawdę się nie głodzę, po prostu nie odczuwam łaknienia i nie pamiętam, że powinnam coś zjeść. Już nie mówię, że NIC mi nie smakuje, każdą potrawę odbieram jako "tekturę", bo jeszcze tyle rozsądku mi zostało, żeby jeść - no oczywiście jak mi się przypomni, że należy coś zjeść...

Psychiatra zasugerowała, że bóle pleców mogą być spowodowane problemami psychicznymi. Fajnie, no to wykupię leki i zobaczymy czy pomogą również na plecy. Dzisiaj poszłam sobie odebrać paczkę z paczkomatu. Szłam i utwierdzałam się w przekonaniu, że z tymi plecami to nie jest tak źle, no owszem, odczuwam je, ale bardziej jako taki dyskomfort w dolnej części pleców niż faktyczny ból. Weszłam do sklepu, wzięłam kilka drobiazgów do koszyka, stanęłam w kolejce... Po ok. pół minucie miałam ochotę wyć z bólu. Jak debilka dreptałam dwa kroczki w przód, dwa kroczki w tył, kroczek w bok, bo ból dosłownie rozrywał mi okolicę lędźwiową.

Siedzę teraz przy kompie. Siedzę, chociaż najchętniej bym się zwinęła w mały, ciasny kłębuszek. A nie, w kłębuszek nie, nie dam rady. A, środki przeciwbólowe g*wno dają. Nimesil. Ketonal. Doreta. Nie pomaga.

Psychiatra pytała, czy mam myśli samobójcze. Nie, nie mam. Owszem, bardzo często mam przekonanie, że fajnie by było, gdybym umarła, ale nic nie planuję. Nie chce mi się. Tak po prostu mi się nie chce.

Nie wiem, czy to piekielne. Może piekielna jestem ja, może mój organizm, a może po prostu ta cholerna depresja.

Nie wiem, czy odpiszę na komentarze. Nie wiem, czy mi się będzie chciało.

depresja

by Xynthia

Miał być komentarz do historii #91978 ale się rozrósł. Dlaczego NPL powinny…

Miał być komentarz do historii #91978 ale się rozrósł.

Dlaczego NPL powinny być "przedsionkami" SOR.

Jakiś czas temu dziecko nam zachorowało i pojechaliśmy z żoną na NPL (w szpitalu).
Pani na rejestracji NPL powiedziała że nie ma lekarza (W SZPITALU!!) i że może nas zarejestrować na SOR (piętro niżej w TYM SAMYM szpitalu).
Tam po wzięciu numerka, KOLEJNEJ REJESTRACJI, odczekaniu 30 minut na segregację przez lekarza, po której powiedziano nam żebyśmy czekali na wezwanie od lekarza.
I tak czekaliśmy kolejne 2 godziny, wśród innych lekko przeziębionych, płaczących dzieci, lekko obolałych dorosłych... Tylko po to by usłyszeć, że nie wiadomo kiedy lekarz nas przyjmie. Zdecydowaliśmy że zrezygnujemy z SOR (zgłosiliśmy się z tym do rejestracji), po to by córka wróciła do domu, wygrzała się i dostała jakieś leki z domowej apteczki. I tak skończyło się wizytą u pediatry na dzień następny.

Na SOR było w miarę spokojnie (co jest mało spotykane) - czyli żadnych wypadków, pijaków, natychmiastowych zagrożeń życia, czy nawet złamań. My zrezygnowaliśmy, ale osoby które były przed nami z mniejszymi i młodszymi od naszej córki dzieciakami zostały... Prawie wszystkie dzieciaki miały jakieś tam objawy przeziębieniowe, a musiały czekać na SOR bo nikogo nie było na NPL piętro wyżej.


I teraz takie przemyślenie: dlaczego w szpitalu NPL nie działa? Ile przyśpieszyło by to pracę SOR jakby ludzie mogli dostać się do lekarza NPL?

SOR NPL Szpital słuzba_zdrowia

by zirael0