Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Bardzo niefajne oszukiwanie ludzi w pewnej górskiej miejscowości turystycznej. Jest sobie wyciąg,…

Bardzo niefajne oszukiwanie ludzi w pewnej górskiej miejscowości turystycznej.

Jest sobie wyciąg, którym można wjechać na szczyt. Cena kosmiczna, ale pomyślałem że warto się skusić. Po przejechaniu połowy trasy niespodzianka - wyciąg zatrzymuje się na stacji pośredniej i trzeba się przesiąść do drugiego wyciągu. Kolejka do niego była na jakieś 2 godzin stania, minimum.

Olałem to i poszedłem na dół.

Na dole, w kasie biletowej, oczywiście nie było żadnej informacji o stacji pośredniej i konieczności stania w kolejce. Postanowiłem więc wyręczyć obsługę, głośno i wyraźnie informując wszystkich w kolejce po bilet, jak wygląda sytuacja na trasie.

oszustwo

by ~hghjgjhg

Nowy Rok, nowe piekielności. Pracuję w recepcji w przychodni. Nagminnie zdarza się,…

Nowy Rok, nowe piekielności.

Pracuję w recepcji w przychodni.

Nagminnie zdarza się, że ludzie dzwonią... z tunelu? ze śmigłowca? - nawet nie umiem zgadnąć, co może tak bardzo u nich hałasować, ale często to jest większy huk, niż typowo autostradowy.

Nieważne zresztą skąd: połowy rozmówców telefonicznych nie idzie za skarby świata usłyszeć, więc często wduszamy słuchawkę w ucho i pokrzykujemy do jej drugiego końca (bo w trakcie rozmowy wychodzi, że dzwoniący nas też nie słyszy).

Co z tego?- zapytacie. Otóż czy to fatum czy przypadek, ale od niedawna zauważam wzrost osób czekających przy recepcji/przy gabinecie do lekarza, które odbierają telefon i prowadzą głośną rozmowę. Ja w tych warunkach nie mam już żadnych szans usłyszeć kto i w jakim celu dzwoni.

Powiecie że za zimno, żeby odebrać na zewnątrz - akurat mamy przedsionek, w którym co prawda nie ma ogrzewania, ale temperatura jest dodatnia nawet przy mrozach, więc spokojnie można tam rozmawiać nie przeszkadzając innym.

Zdarza mi się poprosić taką osobę "bardzo proszę ciszej rozmawiać przez telefon, bo nie słyszę pacjenta", na co raz usłyszałam, że to telefon służbowy (mój TEŻ taki jest!!), parę razy że jestem niemiła, a mnóstwo razy po prostu zostałam zlekceważona.

Czas oczekiwania też wcale nie jest u nas tak duży, jak średnia krajowa, z ręką na sercu maksymalnie 30 minut i to przy ogromnym obłożeniu (normalnie 0-5 minut), więc to nie jest tak że ten ktoś musi tu siedzieć cały dzień i nie zostaje mu nawet kwadrans w całej dobie, żeby oddzwonić po załatwieniu sprawy u lekarza.

Dlatego drodzy czytelnicy zwróćcie uwagę na to gdzie jesteście, jak odbieracie telefon - bo o ile w tramwaju czy pociągu może ewentualnie przeszkadzacie w jechaniu w ciszy, to u mnie w poczekalni przeszkadzacie w realnej pracy!

Staje się ona prawie nie do wykonania, bo jeśli głównym zadaniem jest umawianie pacjentów przez telefon, to przez głośne rozmowy po prostu tych pacjentów nie słyszę.

Druga prośba, to spróbujcie ograniczyć dzwonienie w samochodzie na głośnomówiącym do spraw prywatnych - jak nie dosłyszycie z kim się Kaśka całowała w ubiegły piątek na imprezie, to nic się nie stanie, a jak nie usłyszycie mnie podczas rejestracji, to do niej po prostu nie dojdzie.

Wasz wybór, ludzie.

PS. O osobach włączających na głos tiktoka, jutuba czy inne filmiki już nawet nie mam siły wspominać...

słuzba_zdrowia rejestracja

by ~recepcja

Zamówiłem w ostatni piątek karmę dla kotów z dostawą kurierem DPD do…

Zamówiłem w ostatni piątek karmę dla kotów z dostawą kurierem DPD do domu. Do tej pory nie miałem z tą firmą żadnych problemów i paczki dostarczali zamiennie dwaj kurierzy. Tym razem pojawił się nowy dostawca i na początku nie przeczuwałem kłopotów.

Dzień pierwszy. Siedzę sobie w domu, pracuję i oczekuję na dostawę. Dochodzi godzina piętnasta a tu nagle mail: "Przesyłka niedoręczona - odbiorca nieobecny". No to dzwonię na BOK i grzecznie informuję, że w domu jak najbardziej byłem i niech kurier się lepiej ogarnie.

Dzień drugi. Sytuacja analogiczna siedzę, pracuję, itp. A tutaj: "Przesyłka niedoręczona - odbiorca nieobecny - zwrot". Myślę sobie... Co jest kuźwa? Po raz kolejny dzwonię na BOK i już nie tak miło informuję, że tym razem również byłem w domu i mnie nie interesuje kto mi tą paczkę przywiezie, ale mam ją dostać dzisiaj. No to miły pan infoliniarz poinformował mnie, że skontaktował się z kurierem i paczka będzie dzisiaj. Mija godzina, o 17 BOK DPD kończy pracę a paczki jak nie było tak nie ma. Dzwonię raz jeszcze i dowiaduję się, że to niemożliwe aby ktoś mnie informował, że paczka będzie dzisiaj bo kurier już skończył pracę. Nie powiem zagrzało mnie trochę i w kilku żołnierskich słowach wyjaśniłem, że jeśli jutro paczka do mnie nie dotrze to przestanę być miły.

Dzień trzeci. Godzina piętnasta: "Przesyłka niedoręczona - odbiorca nieobecny - zwrot". Kurrr... Jak obiecałem, tym razem nie byłem miły. Dowiedziałem się, że kurier perfidnie kłamie, gdyż według niego wczoraj rozmawialiśmy. A prawda jest taka, że w ciągu tych trzech dni dzwoniłem do niego ze 30 razy (głównie w dniu drugim i trzecim) a ten nie odebrał ani razu. Dostałem również zapewnienie, że callcentrowiec skontaktuje się z oddziałem DPD i mam dzwonić za godzinę po informację czy paczka będzie dzisiaj. Jak kazali tak zrobiłem i dowiedziałem się, że jak najbardziej kurier będzie dzisiaj. No więc czekam jedną godzinę, drugą. BOK DPD już zamknięty, a według mapki do śledzenia paczek kurier krąży po sąsiedniej dzielnicy. Około godziny dziewiętnastej jednak dojechał do punktu DPD i tyle.

Dzień czwarty. Tym razem z samego rana zadzwoniłem na BOK i ostrzegłem, że jak dzisiaj nie będzie paczki to się bardzo mocno pogniewamy. I o dziwo zadziałało. Około godziny jedenastej dzwonek do drzwi i moja upragniona paczka wreszcie dotarła. Tłumaczenie kuriera?

"A bo miał Pan zasłonięte okna to ja żem myślał, że Pana ni ma."

Ja pracuję zdalnie, więc u mnie to pół biedy. Ale co ma zrobić osoba, która pracuje normalnie i nie ma możliwości zamówienia paczki do miejsca pracy? Tym bardziej gdy paczka ma powyżej 20kg i nie można jej przekierować do punktu odbioru (info od telefoniarza z DPD).

dpd

by Satsu

Mój sąsiad regularnie parkuje na miejscu dla osób niepełnosprawnych, choć nie ma…

Mój sąsiad regularnie parkuje na miejscu dla osób niepełnosprawnych, choć nie ma uprawnień. Miesiąc temu, nie mogąc już tego znieść, grzecznie zwróciłam mu uwagę. Odpowiedź? Coś w stylu: „A co to, twój parking? Odwal się.” No cóż, więcej się nie odzywałam.

A teraz najlepsze. Dzisiaj rano pukanie do drzwi, otwieram, a tam sąsiad z dwoma policjantami. Jak się okazało, ktoś mu w nocy porysował maskę samochodu, wyrył jakąś wielką wulgarną „ozdobę”. Chyba inspirowaną określeniem „karny kutas”. Nie powiem, dzieło widać z daleka. Sąsiad uznał, że to na pewno ja, bo przecież „miałam z nim na pieńku”.

Nie muszę chyba mówić, że nie mam z tym nic wspólnego. Oczywiście teraz muszę tłumaczyć, że wcale nie chciałam się mścić, tylko zwróciłam uwagę na jego bezczelne zachowanie. Dzięki, drogi nieznany artysto od gwoździa, że narobiłeś mi problemów.

parkowanie

by ~Drizzit

Wkurzają mnie dobre rady od znajomych i rodziny odnośnie mojego związku. Dlaczego…

Wkurzają mnie dobre rady od znajomych i rodziny odnośnie mojego związku. Dlaczego on jest taki kontrowersyjny? Spotykam się z dzieciatym facetem, przed 40. Sama mam 30 lat.

Poznaliśmy się w pracy, on był już wtedy po rozwodzie i nie ukrywał faktu, że ma syna. Miałam wtedy 27 lat, a więc wiedziałam na co się piszę. Sam się kilkukrotnie upewniał, czy mi takie coś odpowiada. Poznałam też matkę synka i kobieta też zaczęła nowe życie. Prosiła mnie jedynie, abym jeśli nie jest to nic poważnego, nie przyzwyczajała ich syna do siebie jako do drugiej mamy, bo ona ze swoim facetem też do tego nie dopuszcza. Mi było obojętne jak się do mnie będzie dziecko zwracać- czy po imieniu, czy jako cioci czy jako macochy. Chciałam, aby w czasie, gdy jest z nami, czuł się komfortowo.

Gdy zamieszkaliśmy razem zrobiło się u mnie w domu i wśród znajomych gorąco. Chyba wewnętrznie liczyli, że to nie jest nic poważnego i zaraz znajdę sobie, jak to mówili, normalnego faceta. Co w moim jest nienormalne? Dziecko i utrzymanie kontaktu z jego matką. Pytam się więc takich osób, co ich zdaniem powinien zrobić? Porzucić dzieciaka, czy nie rozmawiać z byłą o tym co dziecko u nas jadło i czy jest zdrowe?

Padają pytania o to co będzie jak ja będę chciała mieć dziecko. Odpowiadam szczerze, że do macierzyństwa nigdy mnie nie ciągnęło i opieka nad synem mi wystarczy, a bardzo cieszy mnie fakt, że pominęłam etap pieluch i wstawania w nocy. Z Młodym mam fajny kontakt i chociaż bywa u nas głównie na weekendy, to staram się z nim mieć na tyle silną więź, aby nie bał się przyjść do mnie z problemem w przyszłości. No i nie daję mu oglądać bajek. To akurat mój duży minus ;)

Rodzina zarzuca mi, że teraz najlepsze lata zmarnuję na faceta, który już raz odszedł od kobiety i ze mną zrobi to samo.

Dostaję niechciane dobre rady w stylu przemyślenia całej sprawy, niezaangażowania się, czy szukania kogoś, kto bardziej do mnie pasuje. No i przede wszystkim bezdzietnego i bez byłej żony.

Jedynie rodzice, chociaż na początku byli negatywnie nastawieni do mojego faceta, teraz go akceptują. Cieszą się, że kogoś sobie znalazłam i że ten ktoś o mnie dba i się troszczy. Jednak robi mi się przykro, gdy na imprezy rodzinne jestem zapraszana sama, bo przecież mój partner to nadal nic poważnego

związek znajomi

by ~Trudkus94

Trzy lata temu postanowiłam definitywnie zakończyć fatalne małżeństwo. Były mąż był wojskowym,…

Trzy lata temu postanowiłam definitywnie zakończyć fatalne małżeństwo. Były mąż był wojskowym, mieszkaliśmy w jego służbowym mieszkaniu, polityka była taka że oszczędzamy każdy grosz, żeby po przejściu na emeryturę kupić mieszkanie albo dom za gotówkę.

Obydwoje pracowaliśmy, jednak nigdy nie mieliśmy wspólnego konta, wymusił żeby wszystkie pieniądze były na jego kontach. Odeszłam bo już bardzo źle działo się z jego głową, czułam się zagrożona i bałam się o córkę. Wynajęłam mieszkanie, kosztuje mnie to połowę pensji.

Po naszym odejściu wyrzucili go też z wojska, psycholog go negatywnie zaopiniował. Skontaktował się ze mną z prośbą o złożenie podpisu pod wnioskiem o odprawę mieszkaniową obiecując że odda mi część "za mnie". Zgodziłam się, bo zostałam w wieku 46 lat bez niczego. Obietnicy nie dotrzymał.

Po półtora roku kiedy było już blisko sprawy rozwodowej, ponowił propozycję abym zgodziła się na porozumienie na jego warunkach (alimenty i prawa). Ponownie się zgodziłam, ponownie nie dotrzymał.

Cóż...

Obecnie jest mu założona sprawa o eksmisję z lokalu służbowego bo się nie wyprowadził w ciągu 30 dni od otrzymania odprawy (termin minął dwa lata temu). Pieniądze z odprawy wydał w ciągu tych dwóch lat, nie ma nic poza emeryturą, nie stać go na kupno mieszkania, nawet na wynajem go nie stać w tym mieście.
Ja już po rozwodzie nie mam obowiązku go przyjąć pod dach.
Ponadto przy eksmisji z lokalu służbowego nie obowiązuje ochrona lokatora więc idzie na bruk.

Karma jednak szybko wraca.

mąż pieniądze

by ~Speedy76

Kupiłem w EURO RTV AGD telewizor z montażem. Dostawę zaplanowano na 16…

Kupiłem w EURO RTV AGD telewizor z montażem. Dostawę zaplanowano na 16 stycznia.

Panowie przyjechali, telewizor odpakowali, okazało się że jest fizycznie uszkodzony (potężnie wgnieciona matryca), zrobili zdjęcie, zapakowali telewizor, powiedzieli że przyjadą nazajutrz i pojechali.

Do dziś (27 stycznia) telewizora nie ma. Złożyłem reklamacje, codziennie dzwonię do infolinii, oni wysyłają monit do magazynu centralnego (towar jest dostępny) i do logistyki i nic się nie dzieje.

W dodatku w systemie na moim koncie jest informacja, że zamówienie zrealizowane.

zamówienie termin

by ~Pulwar

W odniesieniu do historii: https://piekielni.pl/91832 Do dzisiaj się zastanawiam, co tam się…

W odniesieniu do historii: https://piekielni.pl/91832

Do dzisiaj się zastanawiam, co tam się wydarzyło.

Moi znajomi sprzedawali mieszkanie w bloku. mieszkanie jak mieszkanie, wymagało drobnego remontu. Oni z różnych powodów w tym mieszkaniu zostawiali wszystkie meble itd.

I fakt: NIE WIEM, co mieli wpisane w umowę z kupującymi, ale kupujący WIEDZIELI, że oni zabierają tylko rzeczy dzieci, książki, akcesoria kuchenne itp.

Jak już sprzedaż została sfinalizowania- tuż przed przekazaniem kluczy- znajomi z tego mieszkania wszystko wynieśli. No centralnie wszystko, zostawili gołe ściany.
I to nawet nie zabrali ze sobą tylko wszystko wynieśli pod śmietnik/ do kontenera. Dosłownie wszystko, nawet żyrandole, żarówki, zostawili gołe ściany.

Ich wytłumaczenie było takie, że formalnie w umowie mają tylko sprzedaż mieszkania, więc elo.

I to jest dla mnie niepojęte, bo nawet jeśli mieszkanie wymagało remontu, to większość ludzi wprowadza się i sobie coś tam rzeźbi. Nawet jak nie masz tego w umowie- ale mówisz ludziom, że meble itp. zostawiasz, to po prostu takich rzeczy się nie robi.

Edycja: chodziło mi o to, że same meble nie zostały wpisane w umowę, w umowie sprzedaży było samo mieszkanie, ale oni na każdym kroku powtarzali, że wszystko zostawiają, bo nie mieli gdzie przenieść mebli, plus np. meble kuchenne z mieszkania w bloku nie pasowały rozmiarowo do nowego domu.

Po prostu stwierdzili, że zgodnie z zapisami w umowie oddadzą samo "gołe" mieszkanie, a że o meblach tylko była umowa ustna, to peszek kupującego.

Poza tym, GDYBY tak byli pewni swojej racji, to by normalnie przekazali klucze, a nie wrzucali je do skrzynki, czy wysyłali do agentki, żeby uniknąć jakiegokolwiek spotkania.

mieszkanie umowa sprzedaż

by hulakula

Miał być komentarz do historii niezalogowanego użytkownika ~ModaUroda, ale strasznie długo wyszło…

Miał być komentarz do historii niezalogowanego użytkownika ~ModaUroda, ale strasznie długo wyszło + uważam, że to na tyle piekielne, że można jako historię wrzucić.

Otóż zastanawiam się, ile razy zostałam oceniona tak jak Justyna ze wspomnianej historii. Dlaczego? Najpierw krótkie wyjaśnienie (no dobra, naprawdę postaram się krótko):

Jestem osobą szczupłą, ale nie zawdzięczam tego ani "genom po mamusi", ani zdrowemu odżywianiu się. Wręcz przeciwnie, odżywiam się raczej mocno niezdrowo - nie jadam śniadań (po prostu rano nie jestem głodna, wręcz "odrzuca mnie" od jedzenia), jem byle kiedy i byle co, potrafię na raz zeżreć całą czekoladę albo kopiasty talerz niezdrowej, kalorycznej i tłustej potrawy. No i to właśnie widzą ludzie - jak zajadam się czekoladą czy tam pączkiem, jak sobie pełen talerz duszonek nakładam albo zajadam się frytkami z maka. CZASAMI! Natomiast nie widzą tego, że na co dzień nie chce mi się/nie mam czasu porządnie zjeść, więc w ramach późnego śniadania skubnę suchą bułkę zapijając kefirem, na obiad chińska zupkę sobie zrobię, a na kolację wciągnę ze dwie parówki - tak, te "najgorsze" z Biedry, bo je lubię po prostu.

W związku z tym na pytania "jak ty to robisz, że jesteś taka szczupła?" zazwyczaj rzucam na odczepnego właśnie coś w rodzaju "takie geny" albo "no tak mam, nie wiem czemu". Nie mam dla nikogo idealnej recepty, jak dużo jeść i być szczupłym, bo ja nie jem dużo. Nie, nie głodzę się, jem tyle, ile potrzebuję, widocznie potrzebuję mało. A to, że mnie widzisz pochłaniającą całą czekoladę na raz, nie oznacza, że zjadam ją codziennie. Więc Justyna ze wspomnianej historii jak dla mnie piekielna nie była, prędzej ludzie oceniający ją, jej sposób odżywiania się, zadowoleni jak nie wiem co, bo tutaj pączek, tutaj frytki, a w domu fit jogurcik i sałata! NO I CO Z TEGO? Przestańcie zaglądać ludziom do talerza, co?

Jakbym miała jakąś receptę na idealną figurę, to bym się nią podzieliła, serio. Ale wiem, że odżywiam się niezdrowo, więc na pytanie "jak ty to robisz?" odpowiadam cokolwiek, no taka wredna jestem.

P.S. Jak mam czas, to sobie jakąś fajną, zdrową potrawę przygotuję - czyli rzadko kiedy, ale zdarza się.

P.S.2. Młoda jada obiady w szkole, poza tym bardziej dba o dietę niż ja, ale fast foodem też nie pogardzi - CZASAMI!

relacje_miedzyludzkie dieta wygląd

by Xynthia

Długo zastanawiałam się czy opisać tę historię ma piekielnych, których uwielbiam czytać.…

Długo zastanawiałam się czy opisać tę historię ma piekielnych, których uwielbiam czytać. Sama jednak uważałam, że nie było w moim życiu aż tak wielkich piekielności. Zmieniło się to w poprzedni weekend.

Krótki rys historyczny. Mój mąż miał babcię, która zmarła 5 lat temu w wieku 81 lat. I przez nią zostaliśmy wykluczeni przez starszą część rodziny, bo zdecydowaliśmy się oddać ją do domu opieki. Jednocześnie sami sobie zarzucamy, że trafiła tam przez nas. Dlaczego? Babcia mieszkała razem z teściową. Gdy zaczęliśmy zauważać, że babcia ma zaniki pamięci i mówiliśmy o tym teściowej, ta bagatelizowała objawy, zwalając wszystko na roztargnienie babci.

I o ile mogliśmy uwierzyć w roztargnienie przy robieniu kanapek i braku w nich masła czy wędliny, tak gdy pytała się nas o to kiedy w końcu zrobimy wesele, na którym była 2 lata wcześniej, już nie uznawaliśmy za normalne. Już wtedy chcieliśmy babcię zabrać do psychiatry, ale teściowa stanowczo protestowała. W końcu babcia zaczęła mieć gorsze jazdy (np czekała z obiadem na dziadka, który zmarł gdy mój mąż miał 7 lat, miała stany lękowe) i dopiero wtedy siłą zabraliśmy ją do psychiatry. Teściowa cały czas była przeciw i powiedziała rodzinie, że to nasza inicjatywa, a babcia jest po prostu starsza. To nie była starość, tylko alzheimer.

W końcu babcia stała się leżąca. My nie mogliśmy na stałe się nią opiekować, bo ja sama byłam w zagrożonej ciąży,a teściowa już nie dawała rady sama. A babcia defekowała do pieluchy i ważyła prawie 80 kg, a teściowa nie umiała jej podnieść i babcia musiała czekać, aż mój mąż do nich przyjedzie i pomoże z umyciem jej i dokładną wymianą pościeli i pieluch. Powiedziałam dość, bo to rozwalało nam coraz bardziej życie, a babcia tylko z nami cierpiała. Poszukaliśmy dla babci domu opieki, który był blisko nas, bo pierwszymi naszymi ustaleniami z teściową, była sprzedaż domu babci i przeprowadzka w nasze rejony. Oczywiście rodzina nas wyklnęła, że chcemy położyć ręce na spadku, a babcie oddać jak niepotrzebny mebel. To, że jeździliśmy do niej na zmianę codziennie, nie było ważne.

Wystawiliśmy dom na sprzedaż, a wujkowie komentowali, że nikt tej starej budy nie kupi. Babcia miała typowo wiejski dom na kształt wagonu, ale za to w ładnej okolicy. Kupiec się znalazł. Wyprowadziliśmy więc teściową na wynajęte mieszkanie, żebyśmy kupili jej małą kawalerkę, bo na więcej nie było jej stać.

Nie chciała tego zaakceptować. Marzyło jej się mieszkanie minimum 3 pokojowe, z piwnicą i dwoma miejscami na auta, gdy jej budżet wynosił 300 tysięcy, a kredytu z racji wieku już nie mogła dużego dostać. My wtedy za nasze 2 pokoje zapłaciliśmy tę kwotę. Tłumaczyliśmy też, że nie ma potrzeby takiego dużego mieszkania, bo opłaty ją zjedzą. Udało nam się znaleźć kompromis i kupiliśmy jej mieszkanie do remontu z którego można było wydzielić łącznie 3 pokoje. Ostatecznie ich nie wydzieliła, za to bardzo nam wypominała, że nie ma jak przez to gości nocować. Rodzina- my jesteśmy źli, bo wywieźliśmy matkę poza rodzinne strony.

Następnie pogrzeb babci. Ile musieliśmy się nasłuchać, że powinniśmy pochować babcię w rodzinnej miejscowości męża, a nie u nas, to głowa mała. Jak usłyszeli o likwidacji grobu dziadka i przeniesieniu go do babci, suszyli nam głowę przez miesiąc, bo tak się nie godzi. Ucięliśmy więc te gadanie, mówiąc, że jak oni będą grób sprzątać i go ogarniać więcej niż na wszystkich świętych, to nie ma problemu. Chętnych brakło. Dziadkowie kości zostały złożone wraz z babcią.

I na tym mogłaby się skończyć moja historia, ale tu przychodzi kumulacja. Kuzynka męża bierze ślub. Mój mąż był dla niej jak brat. Kuzynka dostała zakaz zapraszania nas, bo wesele finansuje wujek, który dalej twierdzi, że to przez nas babcia zmarła w domu opieki, a jego siostra, została wywieziona na obczyznę (godzinę drogi od rodzinnego miasta z bezpośrednim pociągiem). Wujek oczywiście wcześniej nie garnął się do pomocy, bo pracował jako kierowca tira i nie mógł pomagać przy matce. Potem już nie widział sensu, bo podobno babcia się go bała (w czym może nie kłamać, bo pod koniec jej życia miała naprawdę różne pomysły). Na szczęście zaproszono teściową.

A my chyba już oficjalnie nie jesteśmy rodziną.

by ~AdelajdaReaven
Następna strona