Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Poczekalnia

Jestem w ciąży. Nie pierwszej, nie drugiej, a czwartej. Nie mam jednak…

Jestem w ciąży. Nie pierwszej, nie drugiej, a czwartej. Nie mam jednak dzieci "na stanie". Trzy poprzednie ciąże zakończyły się poronieniami w I trymestrze. Po dwuletniej drodze, wydaniu małego majątku, w tym naciągnięciu nas na drogą i nieskuteczną terapię (temat na osobną historię) noszę pod sercem dziecko, które wreszcie ma szansę sie urodzić - jeśli bede brać garść leków.

Trochę osób się podowiadywało. Współpracownicy, bo poszłam na zwolnienie bardzo szybko (fatalne samopoczucie, brak możliwości skupienia się, środowisko pracy z substancjami śmiertelnymi dla zarodka/płodu). Najbliższa rodzina, która miała trzymać w sekrecie, ale wyszło jak wyszło. Niektórzy reagowali pozytywnie, gratulowali, koleżanka której nie traktowałam jako szczególnie bliską okazała się niesamowicie miła i dała garść wspaniałych rad.

No ale gdyby było super, byłoby to Wspaniali. Ponad połowa reagowała negatywnie.
"Nie ciesz się, takie ciąże raz są, jutro nie ma". Nikt poza mężem o poronieniach nie wie. Każde takie zdanie to jak nóż wbity w serce. Po co to mówić? Żeby przygotować mnie na najgorsze? Jestem bardzo przygotowna. A straszenie niedoświadczonej ciężarnej ma chyba im polepszyć humor.
"Pff, jesteś pewna? Może miesiączka się przesunęła?". No tak, obraz USG i objawy książkowe to na pewno spóźniony okres.
"Oszukujesz, nie masz brzucha", gdy proszę o zwolnienie miejsca w autobusie, bo przez niskie ciśnienie nie ustoję dłużej, niż 5 minut (albo szybciej zwymiotuję). Może zacznę nosić sztuczny brzuch ;)

Nie oczekuję noszenia na rękach i specjalnego traktowania. Mam nadzieję na podstawową uprzejmość i zatrzymanie dla siebie bezsensownych komentarzy. Ale to chyba zbyt wiele.

ciąża

by ~malapszczola

Wkurzyłam się. Już wyjaśniam, o co chodzi. Pracuję jako opiekunka osób starszych…

Wkurzyłam się. Już wyjaśniam, o co chodzi.

Pracuję jako opiekunka osób starszych w Domu Pomocy, pracujemy tu na 12-to godzinne zmiany, czyli w grafiku masz D (dzień) albo N (noc). Biorąc pod uwagę, że ilość godzin musi się zgadzać z "normalnym" ośmiogodzinnym miesiącem pracy, czasem zamiast "dwunastki" wychodzi "ósemka" albo nawet 4 godz.

Dla historii ważne jest też to, że wyśmiewany ogólnie "elastyczny grafik" u nas rzeczywiście funkcjonuje. Czyli gdzieś tak w połowie miesiąca dajemy prośby do grafiku, np. 10-go mam wizytę u lekarza, 18-go ciocia Zosia ma imieniny, a 25-go twoje dziecko ma przedstawienie w szkole, wtedy na pustym grafiku wpisujesz w ten dzień literkę W - wolne. Zapewne nie określają tego żadne przepisy, po prostu dobra wola pracodawcy, ale respektowane od lat, że W jest "święte". Jest też wpisane na grafiku tym "do użytku", żeby ktoś chcąc się zamienić na dniówkę/nockę widział, kogo nie ma sensu prosić o zamianę, bo chciał mieć wolne.

No więc nie wpisałam W na jeden z dni, kiedy bardzo potrzebowałam wolne. Nie przegapiłam, potrzeba posiadania wolnego "wyskoczyła" już w jakiś czas po otrzymaniu grafiku (nie, nic już z nim nie zrobisz, możesz się z kimś zamienić i tyle). Próbowałam, ale nikomu nie pasowało się zamienić. No cóż, po dokładnym przestudiowaniu grafiku poszłam do kierowniczki pytając, czy mogłabym chociaż wyjść po 8 godz., a nie po 12, też by mnie to ratowało. Powiedziałam, że te brakujące 4 odrobię innego dnia, kiedy też na zmianie było mało osób, w tym dwie miały 8 godz., więc na ostatnie 4 godz. zostaje bardzo mała "obsada". Aha, w dzień kiedy zaoferowałam się przyjść na 4 godz., miałam owo magiczne W, ale ewentualnie mogłam je poświęcić, bo sprawa była ważna.

No niestety "niedasię", OK, rozumiem. Przyszłam, byłam 12 godz. dzisiaj dostaję wiadomość od kierowniczki:

"Xynthia, nie przyszłabyś na 4 godz. wtedy co mówiłaś, że możesz przyjść?".

Grzecznie odpisuję, że mam tam W.

"No ale wcześniej mówiłaś, że możesz przyjść na 4 godz..."

Ku*wa, mogę. Za 4 godz. tego dnia, kiedy BARDZO potrzebowałam wolne, albo chociaż wyjść wcześniej. Grzecznie zwracam uwagę, że już nie ma mi kiedy "odpisać" tych 4 godz., wszędzie mało ludzi (sezon urlopowy się zaczął), a nadgodziny mnie nie interesują.

"No ale ja tam nie mam kogo dać..."

Ojej, jak mi przykro. Żeby nie było - to W wpisałam sobie nie "z łaski na uciechę", tylko też mam coś tam zaplanowane, owszem, mogłam to poświęcić na rzecz wcześniejszego wyjścia wtedy, kiedy bardziej potrzebowałam wolne. Nie!

No i wyszło na to, że jestem wredna, niekoleżeńska i przeze mnie dziewczyny będą pracować w okrojonym składzie...

P.S. Dla wszystkich (rozsądnych) komentarzy, że mogłam wziąć UŻ. Mogłam, nie chciałam z różnych względów, nieistotnych dla historii. Przebolałam, przyszłam, "odrobiłam" dniówkę, nic nikomu nie jestem winna.

dom_pomocy_społecznej

by Xynthia

O tym jak dziś byłam o włos od użycia klaksonu i w…

O tym jak dziś byłam o włos od użycia klaksonu i w sumie żałuję że go nie użyłam.

Jechałam sobie samochodem, ulica jednokierunkowa, trzypasmowa. Jechałam prawym pasem, bo raz że ruch prawostronny, a dwa, że tak i akurat pasowało bo za ileś tam miałam skręcać w prawo.

Jadę sobie spokojnie, widzę że auta na lewym i środkowym pasie zatrzymały się przed przejściem dla pieszych, żeby przepuścić grupę pieszych zbliżającą się od lewej strony. To i ja stanęłam. Grupa była spora i "wydłużona", wyglądało to na jakąś wycieczkę, więc chwilę się postało.

I w momencie, gdy ostatnie osoby znajdowały się już na skrajnie prawym pasie (więc tuż przed moją maską) na przejście od prawej strony wjechała rowerzystka. Dość szybko.

Ja wciąż stałam, no bo piesi. Auto po skrajnej lewej już zdążyło odjechać, za nim szczęśliwie nikt nie jechał. Ale kierowca na środkowym pasie, który właśnie ruszał, omal idiotki nie potrącił.

by singri

Gdy byłam nastolatką byłam molestowana przez wujka, męża siostry mamy. Nikt o…

Gdy byłam nastolatką byłam molestowana przez wujka, męża siostry mamy.
Nikt o tym nie wie oprócz psychoterapeutki.
Moja córka jest właśnie w tym wieku gdy to się zdarzyło.
Nie myślałam o tym od dawna ale ostatnio ciąży mi to na duszy.
Chciałabym opowiedzieć o tym rodzicom ale boje się że popsują się stosunki z ciotka która jest dobra osoba, a ona żyje z tym potworem.
Unikam jak ognia spotkań rodzinnych na których on jest , w dodatku jest alkoholikiem i to zawsze po % dochodziło do incydentów molestowania.

by ~Poszkodowananastolatka

Ustawa o podpisach elektronicznych i wyplucie z siebie co o tym myślę.…

Ustawa o podpisach elektronicznych i wyplucie z siebie co o tym myślę.

Słowem wstępu:
Profil zaufany NIE JEST uznawany za wiążący poza organami państwowymi, i NIE JEST podpisem KWALIFIKOWANYM.

Oczywiście argument? Bo ten pierwszy (profil zaufany) jest mniej bezpieczny.

Praktyka? Procedura wystawienia

Profil zaufany:
1) Zaloguj się na STRONIE RZĄDOWEJ kontem albo potwierdzonym przez któryś z URZĘDÓW PAŃSTWOWYCH, albo przez jednego z 'zaufanych dostawców tożsamości'. W naszym wypadku - niech to będzie 'BANK'.
2) Wczytaj dokument, który chcesz podpisać na STRONĘ RZĄDOWĄ.
3) Potwierdź, NA STRONIE RZĄDOWEJ, że zapoznałeś się, i akceptujesz treść dokumentu który podpisujesz.
4) Potwierdź, za pośrednictwem oficjalnej metody kontaktowej URZĘDU lub BANKU - podpisanie dokumentu z punktu 3.
5) Ściągnij dokument z podpisem Twoim, poświadczonym pieczęcią Ministra do spraw informatyzacji w Twoim imieniu.
To jest profil zaufany.

Podpis kwalifikowany:
1) Zaloguj się na STRONIE JAKIEJŚ FIRMY kontem tej firmy, lub potwierdzonym przez jednego z 'dostawców tożsamości'. W naszym wypadku - niech to będzie 'BANK'.
2) Wczytaj dokument, który chcesz podpisać na STRONĘ JAKIEJŚ FIRMY.
3) Potwierdź, NA STRONIE JAKIEJŚ FIRMY, że zapoznałeś się, i akceptujesz treść dokumentu który podpisujesz.
4) Potwierdź, za pośrednictwem BANKU (lub innego 'dostawcy tożsamości) - podpisanie dokumentu z punktu 3.
5) Ściągnij dokument z podpisem Twoim, poświadczonym że to Twój podpis przez JAKĄŚ FIRMĘ.
To jest podpis kwalifikowany, uznawany za równoważny z podpisem odręcznym, w przeciwieństwie do podpisu elektronicznego profilem zaufanym.


Moja opinia?
Aktualna ustawa o podpisach elektronicznych to jeden wielki bubel prawny, i aż korci by użyć sformułowania 'stworzona po to, by napchać potfel firmom, powiązanym z organami władzy państwowej'.

Istnieje aktualnie 9 firm uprawnionych do tworzenia tzw. podpisów kwalifikowanych. Wszystkie firmy które oferują te podpisy oferują je jako pośrednicy tych 9 firm.

Uznawanie drugiego, ale nie pierwszego to robienie kurtyzany z logiki.

Ustawa o podpisach elektronicznych.

by ~KurtyzanaZLogiki

Pokazało się ostatnio kilka historii z psami, a że szykuję się do…

Pokazało się ostatnio kilka historii z psami, a że szykuję się do urlopu to mi się przypomniało: dwa lata temu pojechaliśmy z naszymi maluchami (2 i 3 lata) nad Bałtyk. Ponieważ terminy szkolne nas nie trzymały, to wybraliśmy koniec czerwca- już ciepło ale ciut mniejsze tłumy. Na plaży rzeczywiście super, spokojniej, nie trzeba stać nad dzieckiem tylko można je obserwować i kontrolować z odległości kilku/kilkunastu metrów. Niedaleko nas rozłożyło starsze małżeństwo/para z psem, takim większym- coś w stylu owczarka podhalańskiego. Pies wyglądał na młodego, ciągle biegał i skakał, bez smyczy, a na komendy nie reagował. Póki biegał koło swoich właścicieli to mnie to nie obchodziło, my do niego nie szliśmy. Ale w pewnym momencie pies postanowił przywitać się z moimi dziećmi. Widziałam wyraźnie że ma przyjazne zamiary i tylko chce się bawić, niemniej taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Córka zareagowała ze spokojem i zainteresowaniem, nie bała się. Za to syn wpadł w panikę jak nagle zaczął koło niego skakać pies- nie skakał bezpośrednio na dziecko tylko wokół niego , chcial się bawić ale moje dziecko było przerażone bo nie miało jak uciec bo pies co chwilę był przed nim. Podbiegłam do syna żeby przegonić psa, który miał kompletnie gdzieś że go odganiam i dalej radośnie skakał wokół nas. Aktywował się właściciel- zaczął wołać psa, gwizdać na niego- zero reakcji. Dopiero jak facet się ruszył i podszedł do nas to pies zwiał i pobiegł w innym kierunku (nie dał się złapać właścicielowi). Mężczyzna nas przeprosił, dostał za to parę gorzkich uwag. Potem już ta sytuacja się nie powtórzyła, całe szczęście. Syn nie ma z tego powodu wielkiej traumy, nie piszczy i nie ucieka na sam widok psów, ale je omija i traktuje z dystansem- jak sobie pies idzie to niech idzie ale niech nawet nie probuje go powąchać bo wtedy już się boi.

Psy

by KlonowyLisc

Psiarze w swoim stylu. Wychodzę sobie z bloku, a przed klatką chłop…

Psiarze w swoim stylu.

Wychodzę sobie z bloku, a przed klatką chłop z psem, oczywiście bez smyczy. Pies niewielki, ale też niemały. Coś jak pół wilczura. Szczeka na mnie i warczy, ewidentnie mu nie pasuje że jestem i idę. Zatrzymuję się i mówię do właściciela:

- Panie, weź pan go.
- A co pan, boisz się? Nie ugryzie!
- Coś mi jednak mówi, że ugryzie. Nie chce mi się potem chodzić po lekarzach i brać zastrzyki na wściekliznę, a panu chyba też nie chce się chodzić po policjach, co nie?

Burknął i wziął psa.

Jak ja nie cierpię psiarzy...

psiarze

by ~jkhjkhbmn

Może się czepiam, a może to nie tylko ja. Strasznie denerwuje mnie…

Może się czepiam, a może to nie tylko ja.

Strasznie denerwuje mnie gdy ktoś usłyszy jedno słowo lub zdanie w piosence i dopasowuje je do konkretnej sytuacji, mimo że piosenka jest całkowicie o czymś innym.

1. Były chłopak razem z kolegami z pracy mieli "swoją piosenkę". Włączali ją sobie wracając do domu i twierdzili, że to piosenka o ich zmęczeniu pracą. Słowa to "I know you're tired OF LOVING" (wiem, że jesteś zmęczony MIŁOŚCIĄ"). Dosłownie ich słuch wyłączał się po "I know you're tired".

2. Istnieje piosenka o tytule "Salvatore". Salvatore to również nazwisko jednej rodziny w serialu "Pamiętniki wampirów", więc niektóre mniej rozgarnięte fanki twierdzą, że to jest piosenka o tym serialu. Piosenka oczywiście nic wspólnego z serialem nie ma.

3. Piosenka o outsiderach ma w tekście linijkę "You don't know the half of the abuse" ("Nie wiesz o połowie znieważeń"). Słowo "abuse" jest też używane w kontekście nadużyć seksualnych, więc ludzie używali tej piosenki jako tła na tiktoku do opowieści o tej tematyce. Często wyświetlając tekst o tym co chcą przekazać i jednocześnie ruszając ustami do piosenki.

4. Klasyk gatunku: "Windą do nieba" jako pierwszy taniec na weselu, bo przecież to piosenka o ślubie. Tak, ślubie z przymusu.

muzyka

by Lileczka89

Kolega zlapal kapcie. Zjechał i faktycznie na miejsce dla niepełnosprawnych i zmienia…

Kolega zlapal kapcie.

Zjechał i faktycznie na miejsce dla niepełnosprawnych i zmienia Koło. Pojawia się straż miejska i wręcza mu mandat 500zl za parkowanie bez uprawnień.

Sprawa w sądzie dowody w postaci zdjęć. Sąd uznaje siła wyższa i po zmianie opony odjechał. SM wymyśliło 900m dalej jest parking mógł dojechać

Straz miejska

by Canarinios

Rodzice! Dbajcie o zdrowie psychiczne swoich dzieci i nie przekazujcie im własnych…

Rodzice! Dbajcie o zdrowie psychiczne swoich dzieci i nie przekazujcie im własnych traum!

Temat powtarzany na tej stronie tysiąc razy — dzieci vs psy.
Mały kontekst: mieszkam niemal w centrum Londynu. Nie mówię tego, żeby się chwalić, tylko żeby łatwiej było wyobrazić sobie, jak zatłoczone potrafią być moje okolice.

Mam psa — adopciaka, średniej wielkości, wyglądem przypomina trochę owczarka niemieckiego, choć jest sporo mniejszy. Zawsze z "uśmiechniętym" pyskiem, szczególnie w takie ciepłe dni. Jest bardzo przyjazny w stosunku do ludzi i lubi się witać. Pracujemy nad tym, żeby nie podchodził do każdego człowieka — robimy postępy.

Do rzeczy.

Idziemy sobie wieczorem do sklepu, przy okazji zaliczając „siku i kupę”. W odległości około 10 metrów widzę mamę z 4–5-letnią córką. Na mój widok, kobieta zasłania dziecko własnym ciałem, po czym szybko przechodzi na drugą stronę ulicy, ciągnąc córkę za sobą i pokazując palcem w moją stronę.
Dla jasności — mój pies był na smyczy i w tamtej chwili bardziej interesowały go zapachy pod latarnią niż jakikolwiek człowiek. Pomyślałam: „ok, kobieta ma jakiś problem” — nie moja sprawa, niech będzie.

Druga sytuacja — znów pies na smyczy, znów zajęty swoimi sprawami. Idziemy wąskim chodnikiem. Z naprzeciwka mama z małym chłopcem. Chłopiec opowiada jej jakąś superważną historię, patrzy na nią z zachwytem, potyka się co chwilę, bo idzie tyłem. Gdy dzieli nas jakieś 5 metrów, chłopiec zauważa mojego psa. Wydaje pisk, który — jestem przekonana — było słychać aż w Leeds, po czym w panice wskakuje prosto na ulicę!

I ja się naprawdę cieszę, że akurat wtedy nie jechał żaden samochód!

Rozumiem, że ten chłopiec mógł mieć złe doświadczenia z psami — serio. Każdy sąd by mnie uniewinnił. Ale zamiast pogłębiać w dzieciach swoje własne lęki czy traumy, zróbcie coś z tym. Pomóżcie im.
Bo następnym razem może akurat jakiś samochód będzie jechał…

EDIT: dodałam kilka komentarzy pod historią żeby być może uściślić pewne fakty - chyba czekam na akceptację od administracji :/

pies londyn dzieci

by Kat_Buckby
Następna strona