Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Lubisz challenge? Spróbuj zorganizować ślub będąc jedynaczką. Około rok temu mój ówczesny…

Lubisz challenge? Spróbuj zorganizować ślub będąc jedynaczką.
Około rok temu mój ówczesny chłopak, a teraz narzeczony oświadczył mi się, żyliśmy tym dniem, błoga sielanka trwała dokładnie tydzień. Konflikt w relacji rodzice-> córka jedynaczka rozpoczął się, ponieważ wraz z narzeczonym śmialiśmy odrzucić hojny gest- pokaźny pieniężny wkład rodziców w weselicho. Chcieliśmy dorobić się sami, ale gdzieś podświadomie chcieliśmy mieć pewność, że nikt poza nami nie będzie mieć wpływu na formę wesela. Ależ byliśmy naiwni ;)

Styczeń 2022 - inflacja nabiera na sile, decydujemy się okroić listę gości ze 120 osób na... 20 osób. Zamiast weselicha decydujemy zorganizować uroczysty obiad wraz z tortem i alkoholem tylko i wyłącznie dla najbliżej rodziny. Wtedy do akcji wkracza babcia, no bo kto to widział organizować taką "stypę", dostałam wtedy telefon z zażaleniem, że jak to na takiej uroczystości ma nie być DJ'a czy zespołu, czy w ogóle ja byłam kiedyś na takim ślubie bez tańców?!

Kilka miesięcy później gdy wybraliśmy termin okazuje się, że żaden lokal nie chce wynająć nam salki na tak małą ilość osób (jak w takim wypadku ludzie robią rezerwacje na 18stki i komunie?), no dobra zwiększymy liczbę do 30stu osób. Tutaj następuje wielki powrót rodziców - pan młody ma liczne rodzeństwo, a ja jestem jedynaczką, oni są otoczeni swoimi bliskimi, a z kolei naszą najbliższą rodziną jest jeszcze rodzeństwo rodziców... Przyznam, że ciężko było mi to zrozumieć, bo rodzice młodego również mają rodzeństwo, więc jak mieliby się poczuć gdyby rodzeństwo moich rodziców było na ślubie, a ich nie? Z wszystkimi tymi osobami utrzymujemy kontakt, jednak uważam za sprawiedliwe zaproszenie całego rodzeństwa rodziców z obu stron, a nie tylko mojej strony albo w ogóle ich nie zapraszać. Dolałam tym tekstem tylko oliwy do ognia.

Pomysł ślubu za granicą - moja mama wydawałoby się, że uspokoiła swoje nerwy i ku mojemu zdziwieniu, zaczęła podsuwać pomysły rajskiego ślubu na zagranicznej plaży. Super pomysł, nam się bardzo podoba, ale powinnam była mieć wyczulone zmysły i zwęszyć tutaj podstęp. Zapytaliśmy dla jasności sytuacji jeszcze o zdanie rodziców młodego i nie mieli nic przeciwko - bylebyśmy byli szczęśliwi, to jest dla nich najważniejsze. Gdy już otrzymaliśmy kilka ofert wyjazdowych, moja mama zaczęła robić mi wyrzuty sumienia (chociaż nie, to było maltretowanie psychiczne), że odbieram jej radość ze ślubu własnej córki, że ją odsuwam na bok, żebym jej chociaż nie odbierała możliwości doradztwa przy sukni ślubnej.

Kupno obrączek - luźna rozmowa z moją mamą na temat obrączek, mówię, że podobają nam się połączenia złota z innym złotem, tak żebym ja miała obrączkę w żółtym złocie, a pan młody czarne złoto ale zamysł jest taki, że będą takie same tylko w innych kolorach. Następuje wybuch! Jak to małżeństwo może mieć różne obrączki!? Przecież mamy być jednością. Nie każdemu musi się to podobać, rozumiem.

Dzielę się swoją historią z Wami, bo wiem, że wiele par boryka się z takim życiem dostosowanym pod kogoś. Ślub weryfikuje relacje na poziomie młodzi -> rodzice, co oprócz negatywnych stron ma również pozytywną stronę - uświadamiasz sobie, że mimo dorosłości żyjesz pod dyktando i jest to toksyczna relacja. To już pierwszy krok do zmiany - uświadomienie sobie. Aczkolwiek jeszcze nie odkryłam magicznego sposobu jak z niej się uwolnić. Myślałam, że poważna rozmowa oczy w oczy bez krzyków będzie mogła wyklarować stosunki, ale tak nie jest. Okazuje się, że demonizuję swoją rodzinę i się jej wstydzę skoro nie chcę ich na ślubie. To ja mam problem i powinnam iść do psychologa. Taką radę otrzymałam. Druga strona jest przecież nieskazitelna.

Polska

by ~weddingmonster
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar xpert17
2 20

Dorośnijcie.

Odpowiedz
avatar Bedrana
2 8

@xpert17: W jakim sensie?

Odpowiedz
avatar mama_muminka
2 4

Mój mąż ma 3 rodzeństwa, a jego mama też próbowała się wciskać w nasze planowanie wesela. Jedną dobrą radę ci dali rodzice - idź na te terapię. Ich toksyczność nie zaczęła się teraz. Prawdopodobnie nosisz w sobie różne niesprzyjające przekonania, które ci wdrukowali. Nie ma co czekać, aż ugryzą Cię w dupę. Idź teraz.

Odpowiedz
avatar Balbina
19 27

Najbardziej dobija mnie fakt ,że tacy rodzice przechodzili dokładnie to samo 25-30 lat temu. I mają pewnie koło 50-tki więc to nie są stare pryki. I jeszcze wtedy było gorzej bo większa była presja rodziców, ciotek i dziadków pod hasłem" wypada" Moja w tym roku wychodziła za mąż. Dałam kasę i się nie wtrącałam. Obrączki sami, menu sami, goście sami, termin sami. Chrzestnego nie było(mój brat) bo go nie trawi. Chrzestnej nie było(siostra męża) bo miała na nią wywalone od małego. I nikt z nas nie protestował. Ukłonem w moją stronę było zaproszenie kilku moich znajomych żebym się dobrze bawiła. I sama wyszła z tą inicjatywą bo dla niej to tacy przyszywani wujkowie i ciocie. Pomogłam w dekorowaniu sali i sprzątaniu po i tyle. A ona szczęśliwa bo zrobiła tak jak chciała.

Odpowiedz
avatar Cyraneczka
3 9

@Balbina Bardzo szanuję.

Odpowiedz
avatar weron
8 18

niestety, dla niektórych sensem życia jest dyrygowanie innymi i narzekanie na wszystko, co jest nie po ich myśli. Moja siostra miała podobne przejścia z naszą matką w kwestii organizacji swojego ślubu. Ale co powiecie na to, żeby rządzić się podczas choroby i śmierci BYŁEGO męża? Rodzice rozwiedli się przeszło 4 lata temu, od prawie 10 lat tato nie mieszkał w domu. Niestety, w lipcu dowiedział się, że choruje na nowotwór, bardzo posunięte stadium, bardzo liczył na chemię eksperymentalną. Siostra powiedziała tacie, żeby po chemii zamieszkał u niej. Matka nie mogła przeżyć (mieszkanie w 80% sfinansowane przez nią) i na siłę starała się nas wszystkie przekonać, że ojciec powinien mieszkać u matki i siostry (które nie wiedziały, że choruje, bo cały czas liczył, że się wygrzebie i pożyje jeszcze kilka lat), potem powiedziała, że musimy się pozbyć jego mieszkania (tato wtedy jeszcze żył! Mieszkanie kupione niecały rok temu, kredyt ubezpieczony, o czym wtedy jeszcze nie wiedziałam), delikatne sugestie, że tato jeszcze żyje i to jest JEGO mieszkanie, nie docierały, a jak w końcu powiedziałam jej, że tak w sumie to jej to nie dotyczy, to się bardzo obraziła i poleciała się żalić mojej siostrze, że jestem dla niej niemiła. Tato niestety po pierwszej chemii dostał zapalenia płuc i infekcja go pokonała, mimo szybkiej reakcji mojej siostry. Dziewczyny zaczęły załatwiać sprawy okołopogrzebowe, ja przyjechałam dwa dni po śmierci taty. Jeszcze przed moim przylotem mama zadzwoniła i powiedziała, że sfinansuje wieńce. Powiedziałam, że my, jako córki, chcemy mieć jeden wieniec. Zaczęła smęcić, że nie wypada, nie ma co patrzeć na pieniądze i ona zapłaci. Jednocześnie ubolewała, że przez rozwód nie należy jej się okolicznościowy i musi brać bezpłatny urlop. W końcu załatwiła lewe chorobowe. Po moim przylocie wszystkie pojechałyśmy do miasta rodzinnego. Mama już pierwszego dnia oburzyła się, że nic jej nie mówimy i wysyłamy jej 'zdawkowe spojrzenia', cokolwiek miało to oznaczać. Powiedziałam, że rozmawiałyśmy o tym, co włożyć tacie do trumny. Okrzyczała mnie na wieść, że dziewczyny postanowiły dać tacie nasze zdjęcie do kieszeni garnituru. Potem uznała, że musimy iść do spowiedzi, bo ona do kościoła chodziła od dnia jego śmierci. Podczas pisania podziękowań dziewczyny nie wiedziały, jak ją wpisać, o co zaczęła się naprawdę ostra kłótnia, bo przecież powinny wiedzieć, jak wpisać byłą żonę, która od ponad dekady otwarcie opowiadała, że nienawidziła 'tego człowieka'. Ściągnęła nawet delegację ze swojej szkoły, mimo że dwie z trzech osób taty nawet nie znały. Cały pogrzeb udawała smutną wdowę i urządzała niezły show, żeby pokazać, jaka to jest nieszczęśliwa. Nie minęła doba od pogrzebu, a ona, podczas wizyty cioci i babci (od jej strony) usiadła na krzesełku i zaczęła mówić, że jakaś koleżanka taty nie była tylko koleżanką. Ja i średnia siostra wyszłyśmy, najmłodsza została i jej się nieco ulało. Mama aż się zapowietrzyła, że ktokolwiek może o cokolwiek mieć do niej żal! Ciotka przyszła potem i zaczęła mamę tłumaczyć gównianym dzieciństwem, przy okazji powiedziała, że tato uposażył mamę do jakiejś kasy oszczędnościowej w pracy. Myślicie, że nam o tym powiedziała? My nie mamy prawa do tajemnic, a ona chce przyjąć pieniądze od człowieka, którego tak strasznie nienawidziła i który pewnie nawet nie pamiętał, że to ją uposażył. Mam dziką nadzieję, że tych oszczędności jest złotówka z groszami, naprawdę. Pominę już, że nawet do siostry ojca go obsmarowała, ciocia powiedziała nam, że ze względu na babcię nie chciała zaczynać scen, ale też chętnie by jej powiedziała to i owo. Gdy zmarł nasz sąsiad pijak i policja przepytywała sąsiadów, zapytali matkę, czy sąsiad miał problem z alkoholem. Mama potem opowiadała, cała z siebie dumna, że udało jej się wybrnąć z odpowiedzi, bo przecież o zmarłym nie wypada źle. Chyba taty ta reguła nie dotyczy. Jeśli kiedykolwiek będę brała ślub (w co wątpię), jej na pewno nie będzie na liście gości.

Odpowiedz
avatar Balbina
7 13

@weron: Toksyk w całej krasie.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
-2 10

Możesz zastosować najbardziej ekstremalne rozwiązanie i zwyczajnie jej nie zaprosić na własne wesele. Oczywiście coś takiego będzie miało konsekwencje, nad którymi musisz się zastanowić. Bardzo prawdopodobne, że po tym w ogóle przestanie się do ciebie odzywać i że będzie nastawiać całą rodzinę przeciwko tobie. I że niestety może jej się udać. Ja mimo wszystko bym tak zrobił, ale to twoje życie i ty decydujesz.

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 20

@Bedrana: rodzicowi, który ma ogromny problem z tym, że dorosły człowiek, zakładając rodzinę, sam zorganizuje sobie związaną z tym uroczystość, strzela fochy i stawia jakieś dziwne żądania, próbując wymusić ich spełnienie szantażem ("bo inaczej nie przyjdę"), można jedynie odpowiedzieć "to nie przychodź". A argument ze zwrotem kosztów za opieke jest mocno chybiony. To dorosły człowiek podejmuje suwerenną decyzję, że chce się rozmnożyć, zdając sobie sprawę z wiążących się z tym kosztów i odpowiedzialności. Dziecko samo się na świat nie prosi i nie ma żadnego długu, zwłaszcza finansowego

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 14

@Bedrana: Jak już napisała Cranberry, dziecko się na ten świat nie prosiło. To była decyzja bądź brak odpowiedzialności rodziców. A co do wesela, to spoko. Niech zaprosi, zamiast zerwać toksyczną relację, bo jak to tak. Najprawdopoodbniej matka zrobi, co będzie mogła, żeby jej ten dzień zepsuć. A potem niech przez resztę zycia ją znosi, bo to przecież matka. Takie odcięcie się czasami może też zadziałać jak kubeł zimnej wody i jak ktoś zda sobie sprawę, że w ten sposób traci kogoś bliskiego, to może się opamięta i zmieni. A jak nie, to przynajmniej jedna toksyczna relacja mniej.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
7 7

@Bedrana: z opisu nie wynika, żeby matka autorki była "ekstremalnie" toksyczna, choć w tak krótkiej historii nie da się za wiele zawrzeć i z pewnością nie znamy całej sytuacji. Ale istnieją takie osoby, które dziecko traktują jak swoją własność i swoim traktowaniem potrafią doprowadzić dziecko do zaburzeń psychicznych, a nawet do nerwicy czy depresji. Sorry, ale jeśli kontakt z kimś szkodzi, to należy ten kontakt ograniczyć, a w skrajnych przypadkach zerwać całkowicie. Rodzic powinien być dla dziecka wsparciem, powinien pomagać w budowaniu własnej wartości, pewności siebie, a jeśli zamiast tego podkopuje i sabotuje swoje dziecko, to co to za rodzic? Dziecku przemocowca, który je tłukł przez całe dzieciństwo, też byś próbowała wmówić, że ograniczenie kontaktu jest złe, bo to przecież rodzic, rodzina? Lubisz wywoływać poczucie winy? ;) Przemoc psychiczna to też przemoc. Manipulacje, granie na emocjach, wymuszanie posłuszeństwa podstępem (u dorosłego człowieka! Bo przecież już nie można kazać, czy zmusić jak dziecka, bo dziecko dorosło, ale kto by się tam przejmował ;)) to jest postępowanie godne miana rodziców? I nie, nie mała strata, krótki żal. Takich ludzi należy zwyczajnie unikać dla własnego dobra, bo szkodzą, czasami naprawdę poważnie. Może to nieładne porównanie, ale kończynę z gangreną czasem trzeba amputować, żeby przeżyć. Mała strata? Do autorki - wbrew wszystkiemu pomyślałabym może nie o psychologu, a psychoterapeucie. To jest osoba, która pomoże spojrzeć na sytuację z odpowiedniej perspektywy, ocenić na ile jest poważna i co chyba najważniejsze, podpowie, jak odpowiednio postępować. Chcieli dopiec, a niechcący wskazali na dobry pomysł :) Powodzenia:)

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 8

@Bedrana: Proponuję odłożyć emocje na bok, uruchomić szare komórki i jeszcze raz przeczytać tę historię, zwłaszcza końcówkę. Autorka wyraźnie napisała, że ma toksyczną matkę, która ma gdzieś szczęście córki. Próbowała z nią normalnie porozmawiać, ale bez skutku. Tak więc dlaczego ona ma mieć wobec niej jakieś zobowiązania? Bo ją urodziła? Bo matka czy rodzina to świętość, jaka by nie była? W imię wyimaginowanych wartości rodzinnych, które w tym przypadku nie istnieją, męczyć się przez resztę życia? I bez wycieczek osobistych, jak to mnie niby matka skrzywdziła i na pewno z tego powodu mam takie, a nie inne zdanie. Może napisz coś o swoich relacjach rodzinnych, co by wyjaśniało, dlaczego akurat ty masz takie, a nie inne zdanie?

Odpowiedz
avatar Bedrana
-3 11

@pasjonatpl: Mogę napisać, czemu nie? Napiszę krótko. My się KOCHAMY. Uwzględniasz taką opcję w relacjach rodzinnych? Rozumiesz, matka kocha dzieci, dzieci matkę... Więcej powiem. Nawet ojciec dzieci kocha, a one jego. No i dzięki tej miłości właśnie można sobie wiele wybaczyć. Rodzice popełniają błędy, a dzieci nie są aniołami. Ale rodzina - to rodzina. Pojmujesz? Dziedziczność genów, fizyczne podobieństwo, często te same cechy charakteru. W rodzinie - jak w komunie. Wszyscy dają i wszyscy biorą. Przynajmniej tak powinno być. POWINNO, ale w bardzo wielu przypadkach nie jest. Dziś od dawania są rodzice, dzieci są od brania. I nie mam tu na myśli spraw finansowych, przynajmniej - nie tylko. Ja nie wiem co musiałoby się wydarzyć, żebym miała nie zaprosić rodziców na własny ślub? Ty zaś jątrzysz i podżegasz autorkę do zerwania stosunków z matką, bo miała w kilku weselnych kwestiach odmienne zdanie. Masz w tym jakiś cel? Bo zaje.biste wesele autorka by miała. Panna młoda - sierota, a cała reszta weselników - to liczna rodzina pana młodego. No byłoby co wspominać do końca życia.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 8

@Bedrana: To super, że masz tak dobre relacje z matką. Ale nie oceniaj innych swoją miarą, bo nie każdy ma taką matkę jak ty. W tej historii autorka użyła określenia, maltretowanie psychiczne. Także jeśli coś się w ich relacjach nie zmieni, to zawsze będzie nieszczęśliwa przez swoją matkę. I wg ciebie jestem mendą i podżegaczem, bo napisałem, że ja na jej miejscu bym się od takiej matki odciął. A w innym komentarzu nazwałeś/aś innego użytkownika suką, bo postanowiła nie zaprosić matki na swoje wesele również z powodu jej toksycznego zachowania. Ale ty od razu wymyślasz własną wersję i zarzucasz autorce niestworzone rzeczy. A Joseph Fritzl też kochał swoje dzieci? Przecież to ojciec, więc może córki powinny go kochać i wybaczyć? A kojarzysz może dość nową historię o przemocy w rodzinie, gdzie brat autorki w końcu się postawił i pobił ojca, a potem całkowicie zerwał kontakt? Może też powinien wybaczyć, bo to rodzice, więc na pewno go kochają? A właściwie to może powinien prosić ojca o wybaczenie za to, że mu oddał, a nie pozwalał się okładać? Uświadom sobie w końcu, że nie w każdej rodzinie relacje są takie jak w twojej. W niektórych rodzice są naprawdę podli w stosunku do własnych dzieci.

Odpowiedz
avatar Cyraneczka
0 6

@Bedrana Sądząc po komentarzach, to chyba Ciebie ktoś skrzywdził, bo rzucasz się, jakby problem osobiście Cie dotyczył - co, czyżby nie zaproszono na wesele? ;)

Odpowiedz
avatar bazienka
2 10

@Bedrana: a ja mam mega toksycznego ojca i szczerze licze po cichu, ze sobie umrze zanim ja wezme slub, by nie miec dylematow, czy go zaprosic, czy nie bo nie chce siedziec na wlasnym slubie i imprezie poslubnej jak na szpilkach i bac sie, ze znowu wymysli jakis wyrafinowany sposob, by upokorzyc mnie publicznie

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 5

@bazienka: Cóż. Ja jestem trochę aspołeczny, co czasami jest zaletą, bo nie mam problemu z zerwaniem kontaktów, jeśli ktoś przegina. Oczywiście zrobisz jak uważasz, ale moim zdaniem, jeśli masz dylemat, czy kogoś zapraszać i się stresować, żeby nie zepsuł ci imprezy i nastroju, to tak naprawdę go nie masz, a właściwa odpowiedź jest tylko jedna.

Odpowiedz
avatar Allice
-2 6

@Bedrana: a może potomstwo w takim wypadku powinno rzucić pozwem o sprowadzenie na świat przy braku warunków do tego sporo chcą zwrotu kosztów?

Odpowiedz
avatar hulakula
1 1

@Bedrana: powiem tak: moja matka całe życie uskuteczniała akcje na pokaz. np. z bierzmowaniem: synowie znajomych mieli bierzmowanie jako osoby dorosłe- moja matka- że uu, to takie dojrzałe, tak powinno być. mnie zmusiła, bo co ludzie powiedzą- w wieku lat 14. całe życie powtarzała, że ślub jest dla młodych i świadków- no to taki będzie. ominie mnie szczęście wysłuchiwania komentarzy, że kiecka nie taka, że obrączki, że pierścionek zaręczynowy i milion innych rzeczy.

Odpowiedz
avatar Bedrana
-1 5

@hulakula: Matka jest hipokrytką. Hipokryzja cechuje 90% społeczeństwa w tym kraju. "całe życie powtarzała, że ślub jest dla młodych i świadków- no to taki będzie" Jesteś małostkowa i złośliwa. "Taki będzie", ale tylko dla niej. Bo dla rodziców i rodzeństwa pana młodego już nie. Właśnie mnie zastanawia, jak to jest z tymi ślubami i weselami, że matki przyszłych mężów jakoś nigdy się do nich nie wtrącają? Potencjalne teściowe - cudowne kobiety, lepsze od rodzonych matek. Gwarantuję ci, że zmienisz zdanie już w niedługi czas po ślubie. Ciekawe, czy będzie cię stać na to, by matkę przeprosić i odzyskać zerwaną więź, czy też zawziętość i fałszywa duma ci na to nie pozwoli?

Odpowiedz
avatar hulakula
2 2

@Bedrana: gwarantuję ci, że zdania nie zmienię. matka ma takie zdanie- więc proszę bardzo dostosuję się do jej woli. teraz też nie wie- gdzie mieszkamy, bo potrafiła pod naszą nieobecność robić nam porządki i wyrzucać nasze rzeczy, albo meblować mieszkanie pod swoje widzimisię. no nie, dziękuję, postoję. to, jaką mam relację z rodziną przyszłego męża to osobny temat. i tak, teściowa jest mi bliższa niż własna matka, bo jakkolwiek wyraża swoje zdanie- to nie forsuje nic na siłę, traktuje mnie jak człowieka. co do ślubu i wesela: ja bym najchętniej nie robiła nic, bo nie lubię takich imprez. to, że cokolwiek organizujemy- to ukłon w stronę teściów, i tamtej rodziny.

Odpowiedz
avatar Habiel
2 10

Ja jako jedynaczką mam zupełnie odwrotnie- rodzice wręcz namawiają mnie na ślub ucieczkę, żebyśmy sobie zaoszczędzili zapraszania ciotkow i wujków. Nie wtrącają się, na szczęście. Ty postaw sprawę jasno. Wasz ślub, wasza decyzja. Rodzice dostaną zaproszenie i mogą na ten ślub przyjść. Mogą ewentualnie pomóc w dekoracji lub wysyłaniu zaproszeń. I tu koniec ich roli. Możesz też im powiedzieć, że bardziej niż z finansowania ślubu, ucieszysz się z prezentu w postacii wkładu na mieszkanie/wycieczki, bo wesele opłacacie sami.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-5 13

@Habiel: Nie jestem ani matką córki, która bierze ślub, ani córką, która ślub bierze. Dlatego śmiało mogę się postawić w obu rolach. I powiem tak. Jako córka - nie wyobrażam sobie, żebym w organizacji ślubu i wesela zredukowała rolę moich rodziców do roli wyłącznie usługowej, czyli - przynieś, wynieś, pozamiataj, zajmij się tym, na co mi czasu nie starczyło, bądź - czego mi się robić nie chce. Nawet, gdyby rodzice nie dokładali się do wesela. Ponieważ ich szanuję, cenię sobie ich rady i sugestie. Co nie oznacza, że MUSZĘ z nich skorzystać. Jako rodzic - gdyby moją rola w organizacji uroczystości miała polegać na "odczep się i milcz, wyślij zaproszenia" - nie dołożyłabym do wesela złamanego grosza - to raz. Nie wtrąciłabym się absolutnie w ŻADEN aspekt organizacji wesela - to dwa. Niech młodzi robią DOKŁADNIE to, co im się podoba. A trzy - nie zamierzałabym wysłuchiwać szlochów i żałosnych popiardywań po weselu, gdyby coś poszło nie tak.

Odpowiedz
avatar Honkastonka
3 7

@Armagedon ale nikt nie pytał. Zwłaszcza, że twoja wypowiedź ma wydźwięk krytyczny wobec wpisu autora komentarza.

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 6

@Bedrana: No trzeba, ja bym swojego ojca nie zaprosiła, bo jest ch*jem. Proste.

Odpowiedz
avatar Bedrana
-2 4

@Ohboy: A matkę, żonę ch*uja, zaprosisz? Bo może bez ch*uja u boku nie zechce przyjść? Chyba że od wielu lat są po rozwodzie i on unika kontaktów. Bo to jednak bardzo wiele zmienia.

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 7

@Bedrana: Rozwiedzeni. Gdyby nie byli, a matka upierała się, że bez niego nie przyjdzie, to jej również bym nie zaprosiła. Zdradzę Ci pewien sekret - jeśli ktoś wymusza na tobie kontakty z osobą, która cię skrzywdziła, to nie można mówić o szczerej miłości.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
4 14

Chciałaś wynająć salę na 20 osób, szybki obiad i do domu? I nikt nie chciał ci jej wynająć? No coś niesamowitego! Na 20 osób to się bierze stolik w restauracji, a nie całą salę.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
2 4

@HelikopterAugusto: dokładnie. Mój wujek zrobił właśnie obiad. Na statku, duży stół. Było bardzo miło. Wszystko da się załatwić

Odpowiedz
avatar Gioja
0 0

@HelikopterAugusto Wynajęłam salę na 12 osób w hotelu. Nie było żadnego problemu. Kilka lokali również miało podobne oferty i osobne kameralne salki.

Odpowiedz
avatar ziomalek
0 10

Polska w pigułce. Bo trzeba, bo wypada, bo to rodzina, niech ludzie widzą. Jak robicie za swoje pieniądze, to moim zdaniem trzeba się postawić. To Wasz dzień i niech jest po Waszej myśli.

Odpowiedz
avatar Semilinka
5 11

Och takie rzeczy się przychodzi będąc nie tylko jedynaczką. My nasze rodziny odsunęliśmy kompletnie od przygotowań a i tak nie obyło się bez takich sytuacji. Mimo to był to najlepszy pomysł na jaki mogliśmy wpaść. Nie wiedzieli niemal nic do samego wesela i tym samym nie mogli się w żaden sposób wtrącić. Wytrzymałam maltretowanie psychiczne że nie mówię nic (mam tylko mamę), a ją pytają i jej wstyd. Były też teksty o więzach rodzinnych i szantaż że traktuje lepiej rodzinę narzeczonego. Miała mi pomóc tylko przy wyborze ciasta. Był miesiąc codziennych kłótni :) w których nie chodziło o pomoc tylko wymuszenie że musi być jak ona mówi. Była tak zdesperowana żeby wpłynąć na moje decyzję jakkolwiek że uczepiła się tego jakie chce mieć paznokcie na ten dzień. Co ciekawe na prosbe by coś fajnego mi zaproponowała zamiast obrzucać mój pomysł gównem jakoś nie mogła nic powiedzieć prócz jakieś inne. I jakkolwiek okrutnie to brzmi dla osób postronnych. W przypadku zaborczych - toksycznych - nadopiekuńczych rodziców trzeba twardo. W przeciwnym wypadku będzie się żyło ich życiem lub pod ich dyktando. Niestety ja po ślubie wciąż borykam się z jej szantażami emocjonalnymi. Takimi zakrywającymi o absurdy niestety.

Odpowiedz
avatar gawronek
2 10

Czemu się dziwisz że nie chcieli ci wynająć całej sali w restauracji na 20 osób? Przecież to dla nich żaden zysk, no chyba że byście jedli za dwie osoby. Co do 18stek - to nie pamiętam żadnej poniżej 40 osób, jeśli była wynajmowana sala. A te mniejsze były raczej gdzieś w domach czy na działkach.

Odpowiedz
avatar hulakula
-1 7

standard, jakbym czytała o mojej matce. tylko ona jest jeszcze gorsza. na codzień uskutecznia bajki: że ślub jest dla młodych, że wystarczą młodzi, świadkowie + rodzice, rodzeństwo. a potem j.ebs i wpada narracja, że piątą kuzynkę szwagierki cioci krysi musowo trzeba zaprosić, bo jak to tak. nastąpi spore zaskoczenie, bo z mojej strony będzie tylko świadkowa i nikt poza tym, ze strony młodego rodzice i rodzeństwo.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 10

@Bedrana: Aż trudno uwierzyć w to, co czytam. Jak możesz nazywać kogoś suką z takiego powodu? Idź na jakąś terapię czy coś, bo ilość jadu, jaki się sączy z tego komentarza, jest naprawdę niepokojąca.

Odpowiedz
avatar Balbina
5 11

@pasjonatpl: Jakoś ta miłość w jej rodzinie nie przekłada się na jej charakter.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 8

@Balbina: Psychologia to nie do końca moja działka i kilka komentarzy, to dość słaby materiał do analizy, ale jednak na podstawie tych nacechowanych emocjami wypowiedzi można przypuszczać, że prawdopodobnie mamy do czynienia z jedną z poniższych opcji: 1. Nawet największa dawka miłości nic nie poradzi na tępy, zakuty łeb. 2. Użykownik jest takim toksycznym rodzicem i nie lubi wypominania mu/jej prawdy. 3. Użytkownik jest ofiarą takiej toksycznej relacji i jest święcie przekonany/a, że to jest normalne, że tak powinno być. Dlatego na jakiekolwiek komunikaty, że to jednak nie jest w porządku i można żyć inaczej, reaguje agresją. Typowy mechanizm wyparcia. 4. Brak wyobraźni i nieumiejętność zrozumienia, że nie każda rodzina się kocha i wzajemnie wspiera. Ocenianie innych przez pryzmat swoich bardzo pozytywnych relacji z rodziną. Skoro u niej/niego tak jest, to w innych też i nie przyjmuje do wiadomości, że niektórzy rodzice są zwyczajnie źli i podli dla swoich dzieci.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
1 5

@pasjonatpl: a ja się pokuszę o interpretację ;) na podstawie odpowiedzi na Twój komentarz wyżej. "Mogę napisać, czemu nie?" - moim zdaniem to jest manipulacja. Mamy tu zasugerowane, że czegoś jej zabraniasz, o ty niedobry. A przecież to jest publiczne forum i niczego pisać zabronić nie możesz, zwyczajnie masz odmienne zdanie. Polemika jest traktowana, jak jakiś personalny atak. Zabraniasz jej wyrażać opinię, bo Twoja jest odmienna XD "Napiszę krótko. My się KOCHAMY.(...) No i dzięki tej miłości właśnie można sobie wiele wybaczyć. Rodzice popełniają błędy, a dzieci nie są aniołami. Ale rodzina - to rodzina. Pojmujesz?" - nieistotne, że tematem dyskusji są rodzice, którzy KRZYWDZĄ swoje dzieci. Masz kochać rodziców, bo tak. A jak czujesz zupełnie coś innego, to masz udawać, że wszystko w porządku i się zmuszać do czegoś, na co w ogóle nie masz ochoty. Wszak dzieci istnieją po to, żeby być dokładnie takie, jak rodzic sobie życzy;) "Dziedziczność genów, fizyczne podobieństwo, często te same cechy charakteru. W rodzinie - jak w komunie. Wszyscy dają i wszyscy biorą. Przynajmniej tak powinno być." - czy się to komuś podoba, czy nie. I nieważne, czy dają wsparcie i poczucie bezpieczeństwa, czy niepewność, strach i poczucie winy;) "POWINNO, ale w bardzo wielu przypadkach nie jest. Dziś od dawania są rodzice, dzieci są od brania. I nie mam tu na myśli spraw finansowych, przynajmniej - nie tylko." - a jeśli nie masz ochoty dawać, bo czujesz krzywdę, a nie wdzięczność, to wymuszanie tego dawania jest w porządku. A jeśli się opierasz, to jesteś złym dzieckiem. Jak wiadomo, źli rodzice nie istnieją, to tylko dzieci bywają niewdzięczne ;) "Ty zaś jątrzysz i podżegasz autorkę do zerwania stosunków z matką, bo miała w kilku weselnych kwestiach odmienne zdanie. Masz w tym jakiś cel?" - co napisał Pasjonat? :"Możesz zastosować najbardziej ekstremalne rozwiązanie i zwyczajnie jej nie zaprosić na własne wesele. Oczywiście coś takiego będzie miało konsekwencje, nad którymi musisz się zastanowić. (...) Ja mimo wszystko bym tak zrobił, ale to twoje życie i ty decydujesz." Czyli wskazanie możliwości i podkreślenie, że ktoś ma wybór, to "jątrzenie i podżeganie". Gargantuiczne wyolbrzymienie. Chyba stwierdzenie, że to życie i wybór autorki, się nie spodobało ;) więc należy odwrócić kota ogonem, i nazwać wypowiedź Pasjonata w jak najbardziej negatywny sposób. "Bo zaje.biste wesele autorka by miała. Panna młoda - sierota, a cała reszta weselników - to liczna rodzina pana młodego. No byłoby co wspominać do końca życia." - i nieważne, jak się autorka będzie czuła. Ważne, co ludzie powiedzą i co Bedrana o tym myśli. Bedrana oczywiście wie lepiej od autorki, co autorka będzie miło wspominać do końca życia, a co nie ;) Obstawiam opcję nr 2. P.S. Wstawianie wypowiedzi na publicznym forum wiąże się z tym, że mogą być one poddawane ocenie czy interpretacji. Jeśli ktoś sobie tego nie życzy, to niech nie wypowiada się publicznie. Treść powyższego komentarza jest oczywiście tylko moją opinią. Wcale nie jakąś ugruntowaną, bardziej na zasadzie "odnoszę wrażenie, że...". Skądś jakby znam takie podejście... ;)

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@Poecilotheria Ciekawa analiza. Jeśli miałbym się bawić w hazard, to obstawiałbym opcję 2 albo 3, albo toksyczny rodzic albo ofiara toksycznej relacji nie przyjmująca do wiadomości, że coś jest nie tak. Jedno jest pewne. Jeśli użytkownik Bedrana nie jest trollem ani dzieckiem, które jeszcze nic nie wie o życiu, to potrzebuje terapii.

Odpowiedz
avatar Bedrana
-1 5

@pasjonatpl: Zaje*biste analizy! Tylko mnie rozśmieszyły. I te wnioski... Terapii to raczej potrzebują ci, którzy się z własną rodziną nie potrafią dogadać. Ja jakoś nie mam z tym problemów. A im dłużej czytam tu komentarze - tym częściej dochodzę do wniosku, że moja rodzina jest wyjątkowa, aczkolwiek dotąd sądziłam, że nie jest ani lepsza, ani gorsza od innych. Tymczasem, niespodzianka. Moja rodzina okazuje się być TOKSYCZNA, a ja potrzebuję terapii. W każdej rodzinie zdarzają się konflikty, awantury i dramaty. Najważniejsze, by z takich zakrętów potrafić wyjść na prostą. Wracając do tematu. Doskonale rozumiem, że nie wszyscy rodzice są OK. Doskonale rozumiem, że na ślub nie zaprasza się rodziców, z którymi (z takich, czy innych powodów) nie utrzymuje się kontaktów od lat. Ale nie wtedy, gdy mieszka się z nimi pod jednym dachem, lub nawet nie mieszka, ale utrzymuje stały i regularny kontakt. A jedynym powodem miałby być fakt, że matce nie spodobały się obrączki, chciałaby doradzić w wyborze ślubnej sukni, lub chciałaby mieć na weselu, prócz męża, również kogoś z własnej rodziny. No, litości! A skoro już bawimy się w analizy... Rodzice autorki - to ludzie zamożni. Zadeklarowali "pokaźny wkład" finansowy w "weselicho". Rodzice chłopaka zamożni nie są. Nie zdołaliby dotrzymać kroku rodzicom autorki. Wobec tego młodzi zdecydowali, że wszystko sami-sami, by rodzina chłopaka nie czuła się upokorzona. Tym sposobem, siłą rzeczy, wesele musi być skromniutkie. Rodzina chłopaka niewiele ma do powiedzenia, więc się nie wtrąca. Ale oczywistym jest, że w imprezie będzie uczestniczyć licznie - bo jest liczna. Najbliższa rodzina autorki - to tylko rodzice. Ciotek i wujków z obu stron się nie zaprasza, bo młodych już na to nie stać. Co prawda, rodzice autorki, śmiało, mogliby dołożyć kasy za kilka osób "ze swojej strony", ale - NIE! Jak sprawiedliwie - to sprawiedliwie. Rodzina chłopaka mogłaby się obrazić. Rodziców autorki (zwłaszcza zaś matkę) należy odsunąć absolutnie od wszystkich działań związanych z imprezą, by - borze broń - nikt nie pomyślał, że jednak do czegoś się dołożyli. Finalnie - na ślub córki mogą przyjść tylko we dwoje, lub wcale. I - oczywiście - powinni być tym faktem zachwyceni.

Odpowiedz
avatar Bryanka
5 5

Płaciliśmy za nasz ślub sami, mieliśmy wesele bez tańców i tylko 40 osób - najbliższa rodzina i przyjaciele. Moja mama próbowała wcisnąć nam jakieś randomowe osoby, więc zastosowaliśmy na to bardzo krótkie zaklęcie - NIE. Na wszystkie jej jazdy było krótkie NIE. Największą akcję próbowała zrobić już pod kościołem, bo zażądała, żeby do ołtarza prowadził mnie ojczym, a nie biologiczny ojciec. Ojczym kazał jej przestać się wygłupiać.

Odpowiedz
avatar ObserwatorObywatel
3 3

"Kilka miesięcy później- gdy wybraliśmy termin okazuje się żaden lokal nie chce wynająć nam salki na tak małą ilość osób (jak w takim wypadku ludzie robią rezerwacje na 18stki i komunie?)" Jak masz kilka lat na przygotowanie poczęstunku dla rodziny, to robisz to na luzie. Lokal rezerwuje się rok wcześniej i nie ma znaczenia dla ilu osób - mój zrobi dla 10 i 60ciu.

Odpowiedz
avatar malutkamrowcia
2 2

U mnie były przeboje z bratową, koniecznie chciała być ważną częścią uroczystości, a że nie lubiła mojej mamy, to bardzo chciała być ponad nią. Robiła z niektórymi rzeczami na złość, próbowała zablokować jej organizację dojazdu, co się na szczęście nie udało. Ogólnie to uważam, że traktowałam ja normalnie i starałam się lekko zaangażować, żeby nie poczuła się jakaś odrzucona, ale i tak po weselu przestała się całkiem odzywać. Niestety nie wiem z jakiego powodu, bo nie jest to typ, który powie coś wprost, tylko raczej z dnia na dzień wyrzuci ze znajomych na FB i zmyśli jakaś historię, żeby opowiedzieć ją innym. Swego czasu przysporzyło mi to sporo stresu, ale samo wesele wspominam dobrze.

Odpowiedz
avatar Eddie86
2 2

Aż się zalogowałem żeby skomentować. Mieliśmy podobne problemy, jak dobrać gości, gdzie, jak... A dosłownie miesiąc przed rozpoczęciem naszych własnych przygotowań byliśmy na ślubie gdzie para chciała jedno, matka Pana młodego chciała drugie i jakoś tak ulegali ulegali i wyszło z tego coś... dziwnego i nikt nie był zadowolony. I stwierdziliśmy z żoną, że mamy to wszystko w d... użym poważaniu. Zrobiliśmy sobie ślub za granicą, we dwoje, bez rodziny, w miejscu pięknym, które kochamy i powiem szczerze nie żałujemy. Wyszło i taniej, i piękniej i tak jak my chcieliśmy. Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar aienma
3 3

To nie kwestia bycia jedynaczką, tylko pierdzielniętej mamusi. A skoro "poważna rozmowa oczy w oczy bez krzyków" nie pomogła to trzeba krótko - nie wtajemniczać rodziców w swoje plany i marzenia i stanowczo pacyfikować ich zapędy do rządzenia się i wymuszania. Ja miałam i tak wersję light, ale profilaktycznie nie wtajemniczałam mamy w przygotowania do ślubu. Bo chciała 3 torty (nie wiem w ogóle skąd ten pomysł), wiedziałam, że skrytykuje moją sukienkę, więc jej nie zabierałam na oglądanie (zawsze moje wybory jej się nie podobają, kiedyś moją sukienkę na czyjeś wesele skomentowała, że jest "babcina"), powinno być więcej rodzajów wódki (a co jak komuś ten jeden nie będzie smakował?) itd. Wpływać na listę gości też próbowała. Mimo tego, że się nie dawałam próbowała mieszać za moimi plecami, np. próbowała wmanewrować moją kuzynkę w "pomoc" w wyborze sukienki, na samym weselu jojczyła i dawała głupie komentarze, a po samym weselu nie mogła przeżyć dekoracji na torcie i próbowała mnie wpędzić w poczucie winy, że powinnam dzień przed weselem dzwonić i je zmienić. Trzeba niestety mieć na takie coś wylane, bo można dostać choroby psychicznej.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 listopada 2022 o 16:19

avatar dayana
2 4

Jak się dajesz w to wszystko wciągać to tak masz. Ja tam powiedziałam, że albo robimy wesele po swojemu, albo nie ma wesela, a cała ceremonia satysfakcjonuje mnie w formie ja, mąż, 2 świadków i potem pójście na piwo i pizzę. Nikt z rodziny nie miał wątpliwości, że wcale z tym nie żartuję i nie było zmuszania np. do ślubu kościelnego (z mężem jesteśmy niewierzący), brania fotografa, żenującego wodzireja, robienia jakiegoś dziwnego spędu na 100 osób itp.

Odpowiedz
Udostępnij