Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Sytuacja może nie bardzo piekielna, ale irytująca. Tak się złożyło, że w…

Sytuacja może nie bardzo piekielna, ale irytująca.
Tak się złożyło, że w zeszłym tygodniu nasz pediatra był na urlopie, a syn dostał zapalenia ucha, więc umówiliśmy się do drugiej lekarki, która w zastępstwie przyjmowała też pacjentów naszego lekarza. Wymaz z ucha, antybiotyk i zalecenie kontroli w poniedziałek tj. wczoraj.

Trudność polega na tym, że gdy lekarz jest na urlopie, nie można się umówić do niego na wizytę, tylko przyjść w poniedziałek rano i czekać.

Tak też zrobiliśmy, przyszliśmy rano uzbrojeni w cierpliwość, przygotowani na kilka godzin czekania. To nigdy nie są przyjemne sytuacje, ale pierwszy raz byłam naprawdę poirytowana zachowaniem rodziców w poczekalni. Poczekalnia jest nie za duża, jakieś 10 krzesełek i trochę zabawek dla małych pacjentów. Gdy przyszliśmy pechowo wszystkie krzesełka były zajęte, ale... no właśnie. Dlaczego wszystkie krzesełka były zajęte?
Z jednym dzieckiem przyszła dwójka rodziców, czyli zajmują już trzy krzesła. No dobra, to jeszcze jakoś zrozumiem, ale inną kwestią jest to, że z innym dzieckiem przyszły dwie panie i z kontekstu ich rozmowy wywnioskowałam, że panie nie mają kiedy się nagadać, więc jedna przyszła z matką jako osobą towarzysząca, żeby jej się nie nudziło. Po trzecie - matka z dzieckiem, które leży rozwalone z telefonem na dwóch krzesłach. Kurde, no dobra, może dzieciak tak fatalnie się czuje, że musi leżeć, ale widzę, że za chwilę dzieciak wstaje i idzie po zabawki, więc byłam tak bezczelna, że zajęłam jedno ze zwolnionych przez niego krzeseł.

Matka zmierzyła mnie wściekłym wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Gdy wrócił z jakąś książeczką, matka ostentacyjnie oznajmiła:
- Usiądź, kochanie, bo pani ci krzesłko zajęła!
Nie skomentowałam. Ok, czekamy i... kolejna irytująca kwestia. Jak wiadomo, czekanie dzieciom się dłuży, a wiele dzieci nie było obłożnie chorych, na przykład mój czuł się dobrze, więc normalnie się bawił. Żadne z dzieci się nie wydzierało i nie biegało, ale przecież nie będą siedzieć kilka godzin jak myszki pod miotłą.
Jedna z dziewczynek, lat może z 5, normalnie bawiła się z innymi dziećmi, ale szczególnie przykuwała uwagę, bo jej matka ciągle ją musztrowała. Dziewczynka miała bardzo charakterystyczne dwuczłonowe imię, którego oczywiście nie wymienię, bo podejrzewam, że mogłaby zostać zidentyfikowana. Więc siedź człowieku kilka godzin w akompaniamencie powtarzających się do chwilę okrzyków:
- Luiza Maria! Uspokój się! Chodź tu! Luiza Maria! Zostaw to! Napij się! Zjedz kanapkę! Luiza Maria! Zostaw to! Chodź do toalety! Siadaj! Masz tu siedzieć! Nie ruszaj tego!

Za którymś razem ( po godzinie!) nie wytrzymałam i zwróciłam kobiecie uwagę, żeby przestała krzyczeć. Ta mi na to, że mam się nie wtrącać w wychowanie jej dziecka. Odparłam, że nie wtrącam się w wychowanie jej dziecka (choć po prawdzie dzieciaka było mi zwyczajnie szkoda, bo nie robiło naprawdę nic złego, nie była głośna, nie robiła nikomu krzywdy, nie robiła nic co mogłoby wyrządzić jakąś szkodę), tylko nie chcę słuchać jej krzyków co chwilę. Atmosfera zgęstniała, ale pani nieco stonowała i za chwilę poszła wykłócać się do rejestracji, że ona już tak długo czeka, ile jeszcze, jej córka się bardzo źle czuje itd itp. Może wynikało to z kolejności, a może dla świętego spokoju została jako następna poproszona do gabinetu.

Kolejna irytująca sprawa. Jedna z matek dała dziecku telefon - nic niezwykłego w dzisiejszych czasach, gdyby nie to, że telefon miał dość głośno ustawiony dźwięk. No ludzie... Tu szybko zareagowała recepcjonistka, która przyszła do poczekalni i natychmiast zwróciła kobiecie uwagę, żeby wyciszyła telefon lub podłączyła słuchawki. Matka "ni ponimaju", ale inna matka Ukrainka przetłumaczyła, o co chodzi. Pani sciszyła telefon i zaczęła do drugiej Ukrainki litanię narzekań, tamta jednak to zignorowała i nie miała zamiaru wdawać się w rozmowę.

I ostatnia sprawa... Lekarz przyjmował od ósmej. Zasada jest taka, że ze względu na natłok pacjentów po urlopie i do tego w poniedziałek, każdy zainteresowany musi być w przychodni przed 11, aby mógł zostać przyjęty tego dnia. Jest to zasada, która każdy, kto chodzi do tego lekarza raczej zna, bo recepcjonistki często o niej informują. Kiedyś recepcjonistka tłumaczyła mi to tym, że w przypadku dzieci często konieczność wizyty pojawia się nagle, więc umawianie na konkretne godziny mija się z celem, bo zawsze pojawi się dziecko z bólem, mocno chore, które trzeba przyjąć gdzie pomiędzy, więc i tak prawie nigdy nie udaje się przyjmować pacjentów w umówionych godzinach, więc w takie szczególne dni jak poniedziałek po urlopie obowiązuje - kto pierwszy ten lepszy. Ludzie przyjmują różne strategie, niektórzy czatują już przed otwarciem, inni przychodzą o 9-10, a inni jeszcze krótko przed 11. No i właśnie, przyszedł pan z córką krótko przed 11. Z kontekstu jego rozmowy z recepcjonistką wywnioskowałam, że dzwonił rano i został poinformowany, żeby pojawić się przed 11 i uzbroić w cierpliwość.

Przyszli usiedli, a po 15 min facet idzie do recepcji awanturować się, że on już tak strasznie długo czeka! Recepcjonistka oburzona odparła, że niektórzy przyszli dwie godziny wcześniej i nadal czekają, a jego córka nie jest ciężko chora i dobrze się czuje. Na co facet odpowiada, że córka to może się dobrze czuje, ale ona nie ma całego dnia, żeby w durnej przychodni siedzieć.
Powiem szczerze, pierwszy raz zdarzyło mi się wyjść z przychodni tak poirytowaną zachowaniem rodziców pacjentów. A może się czepiam? Wydaje mi się jednak, że przestrzeganie pewnych ogólnoprzyjętych zasad nie jest takie trudne, a może się czepiam?

przychodnia

by ~velvetparadise
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar RedLizard
20 24

Zachowanie rodziców pacjentów piekielne, ale żeby przychodnia zmuszała wszystkich do czekania przez dwie godziny pod gabinetem do nie-wiadomo-kiedy to też jest jakaś masakra! I o ile jeszcze rozumiem, że nie można przewidzieć nagłych przypadków, to przecież można wprowadzić zapisy telefoniczne, numerki i orientacyjne godziny, juz nie mówię nawet o telefonowaniu do pacjenta, że niedługo doktor go przyjmie. Rany, ja pamiętam jak sam byłam dzieciakiem i trzeba było godzinami siedzieć pod gabinetem i czekać aż Cię łaskawie przyjmą, no masakra po prostu. Jestem pewna, że dałoby się to lepiej rozwiązać, ale pewnie nikomu się nie chce bo trzeba przestrzegać "pewnych ogolnoprzyjetych zasad". A druga kwestia to to, że przecież to była przychodnia dla dzieci chorych, więc przez tyle godzin dzieciaki wymieniały się zarazkami, bawiły się zabawkami których na pewno nikt nie dezynfekował... Ciekawe ile nowych lokatorów zebrały po takiej wizycie.

Odpowiedz
avatar janhalb
15 15

@RedLizard: Nie wiem, kto Cię minus uje, bo masz 100% racji. To jest jakaś paranoja: co z tego, że lekarza nie było: powinno się móc zarejestrować telefonicznie w określonych godzinach rano i dostać "numerek" na konkretną godzinę. Jasne, mogą być obsuwy i trzeba będzie poczekać, ale siedzenie w przychodni dla chorych dzieci pare godzin to jakiś kompletny absurd wynikający WYŁĄCZNIE z tego, że administracji przychodni nie chce się tego inaczej rozegrać (bo raczej nie jest to przecież wina lekarzy). Ludzie, do licha, od chwili, kiedy Alexander Graham Bell wynalazł telefon minęło już ponad 150 lat…

Odpowiedz
avatar Rudolf
6 6

@janhalb: Czekam z niecierpliwością na spełnienie przez rząd obietnicy wdrożenia systemu rejestracji online. Obowiązkowego dla każdej placówki medycznej.

Odpowiedz
avatar janhalb
2 2

@Rudolf: Też jestem za, ale nawet bez tego da się to rozegrać - dowodem wiele normalnie funkcjonujących przychodni. Jasne, czasami trzeba dłuższą chwilę "wisieć na telefonie", żeby się dodzwonić - ale to jednak lepsze niż spędzanie godziny czy dwóch w poczekalni, zwłaszcza jak się jest chorym.

Odpowiedz
avatar KatiCafe
11 11

Nie nie czepiasz się. Ja mogę książkę napisać na temat innych matek. Sama nie nie jestem święta ale aktualnie jestem w szpitalu i już mam dość. Nie dzieci. Matek!

Odpowiedz
avatar helgenn
12 12

Przychodnia zorganizowana do *upy. W mojej jest rejestracja do 8 na ten sam dzień (nawet wprowadzili system kolejkowy, więc spokojnie się można dodzwonić). Jeśli lekarz zlecił planową kontrolę po antybiotyku to musi być od niego karteczka. Jeśli ktoś nie ma numerku to może przyjść i czekać na lekarza. Wygląda to tak, że pediatra wywołuje najpierw osobę na daną godzinę a jak mu się zrobi okienko to może wejść osoba z dodatkowej kolejki. Jest trzech pediatrów a nigdy nie widziałam więcej niż 5 dzieci w poczekalni.

Odpowiedz
avatar Molo
5 5

@helgenn z kolei u mnie w przychodni działają dwie rejestrację. Osobista od 7 i telefoniczna od 7:30. Kiedyś wykręcam numer o 7:30 i w telefonie słyszę " TU NZOZ... jesteś 31 w kolejce". Jakieś 20-25 minut. Mam blisko więc wsiadam w samochód, 2 minuty na dojazd, brak kolejki w rejestracji, zarejestrowany. Niektóre zozy nie mają elektronicznej sekretarki i trzeba wbić na otwarta linie. To jest porazka

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
4 4

Dramat organizacja w przychodni. To już u mnie jest lepiej. Co prawda zapisać musiałam kilka wiosek dalej, ale wolę jechać autem te 20 minut. Codziennie rano chyba od 7 zapisują w recepcji, a od 7.30 telefonicznie. Oczywiście zdarzało mi się, że na dany dzień o 7.45 już miejsc nie było, ale zdarzało się też, że o 10 się zapisałam. Oczywiście gdyby było bardzo źle to lekarka pewnie by nas przyjęła. Wspaniała kobieta. Kiedyś były kolejki do niej, gdy to ona umawiała i chyba nie miała serca odmawiać, to dzieci przyjmowała od 7, czasem przed, do 20.. po covidzie jest umawianie przez rejestrację, w danym dniu, kolejek brak. Czasem kogoś w poczekalni spotkam, a tak to pustki :)

Odpowiedz
avatar juzwos
5 5

10 krzeseł Niektórzy przyszli w parach To dzieci ile było 6 do 8 Z czego niektóre w stanie ogólnym dobrym (może większość) To na co 2 godziny czekać i się nie doczekać?

Odpowiedz
avatar TheWho96
5 5

Nie wiadomo kiedy wejdzie ktoś spoza kolejki i dlatego cała kolejka musi siedzieć w poczekalni grubo przed czasem? Nie łapie, gdzie tu sens, gdzie logika.

Odpowiedz
avatar MarcinMo
0 0

Przychodnia traktuje ludzi, jak bydło, więc i ludzie zachowują się jak bydło. W normalnej przychodni nawet, gdyby złożyło się, że trójkę dzieci z rzędu trzeba przyjąć bez kolejki (ze względu na bardziej nagłe dolegliwości) to w przychodni czekałyby najwyżej 3 dzieci. Dodając dwie osoby do każdego to krzeseł spokojnie wystarczy. Nie trzebaby też szukać rozrywek w postaci telefonów i zabawek, ani robić leżanki z krzesełek. Jak przychodnia nie szanuje czasu ludzi, to oczywiste jest, że muszą sobie znaleźć jakieś zajęcie, choćby w postaci plotek. Normalna jest też irytacja ludzi i konflikty.

Odpowiedz
avatar Librariana
0 0

Osoba, która pracuje w przychodni to rejestratorka. Recepcjonistka jest w hotelu.

Odpowiedz
Udostępnij