Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielność systemu i spychologia. Kiedy dochodzi do jakiejś tragedii w szkole, zawsze…

Piekielność systemu i spychologia.

Kiedy dochodzi do jakiejś tragedii w szkole, zawsze pojawiają się pytania, gdzie ta szkoła była, gdzie byli rodzice, gdzie była policja albo ksiądz proboszcz i ekspedientka z najbliższej Stonki i dlaczego nikt nic nie zrobił, żeby tej tragedii zapobiec.

Pracuję w szkole podstawowej. Od września mamy tu spory problem z jednym z uczniów. Bywa często agresywny, zaczepia kolegów i koleżanki, na przerwach szaleje i jest zwyczajnie nie do upilnowania. Wraz z kolejnymi skargami rodziców (dzieci po prostu czuły się zagrożone w jego obecności), szkoła wdrożyła to, co mogła na tym etapie zrobić: wezwanie rodziców, pogadanka psychologa, pedagoga, pedagoga specjalnego z uczniem, pogadanki z całą klasą.

Rodzicom została zaproponowana opcja przebadania ucznia w poradni psychologiczno-pedagogicznej, z czego nie skorzystali od razu, a dopiero po kilku miesiącach nieustannych skarg od innych rodziców.

Wraz z narastającą agresją, szkoła wdrożyła z własnej inicjatywy rozwiązanie, jakim było oddelegowanie na każdej przerwie dodatkowego nauczyciela/pracownika, aby pilnował właśnie tego konkretnego ucznia. Z powodu braku nauczycieli przedmiotowców, bo my mamy też własne dyżury i nie zostawimy 30 uczniów na piętrze, aby pilnować jednego na parterze, angażowani byli bibliotekarze, panie woźne, psycholog itp.

Cały czas do szkoły byli wzywani rodzice konfliktowego ucznia. Telefony, wiadomości do nich to jedna wielka teczka dokumentacji szkolnej. Ponieważ rodzice współpracowali, czyli stawiali się na spotkania, deklarowali wdrażanie systemu naprawczego w domu, rozmowy z synem, ograniczenie np. tabletu czy komputera, szkoła nie miała na tym etapie możliwości podjęcia innych kroków jak poinformowanie sądu rodzinnego. Taki wniosek zostałby odrzucony z marszu ze względu na brak podstaw. Co innego, gdyby rodzice np. odmawiali spotkań czy ignorowali zalecenia szkoły.

Powiadomiony został dzielnicowy, ale ten nie pokazał się w naszej szkole odkąd tu pracuję. Dodatkowo jak stwierdzono na komisariacie, dzieci do lat 13 nie podlegają żadnej odpowiedzialności karnej, także radźcie sobie sami, bo to nie sprawa policji.

Aż niedawno doszło do nieszczęścia. Agresor rzucił się na drugiego ucznia i spowodował u niego obrażenia ciała. Na monitoringu widać doskonale ten moment, całość akcji trwała niecałe 2 sekundy, nauczyciel nie miał żadnych szans, aby dobiec i zareagować. Oczywiście afera i całkowicie zrozumiane oburzenie rodziców pokrzywdzonego, ale też pretensje, czemu szkoła nie zrobiła więcej i czemu nie zapobiegła nieszczęściu?

Dyrektor nie może wyrzucić ucznia ze szkoły, jeśli ten jest objęty obowiązkiem nauki (do 18 roku życia). Może go najwyżej przenieść do innej klasy, co nie rozwiązuje problemu w żaden sposób.
Dzielnicowy został powiadomiony.
Psycholog, pedagog przeprowadzili w tej klasie więcej pogadanek niż we wszystkich innych klasach razem wziętych.
Rodzice u dyrekcji mieli już swoje ulubione miejsca przy stole, tak często tam bywali.
Szkoła nie może sama wysłać ucznia na badania psychologiczne czy psychiatryczne. Nie ma takich uprawnień. Można jedynie sugerować lub delikatnie poprosić, ale i nie zawsze, bo gdy raz zasugerowano jednej mamie, że warto przepadać ucznia pod kątem spectrum, ta się obraziła i nasmarowała skargę do kuratorium.
W klasie zostały przeprowadzone warsztaty psychoedukacyjne.

I teraz pytanie, co jeszcze mogła zrobić szkoła zgodnego z prawem?

Uczeń jest w II klasie szkoły podstawowej.

szkoła agresja uczeń

by amros
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar singri
13 13

W szkole córki była taka pannica, agresywna, pyskująca itp. Matkę wzywano do szkoły wielokrotnie. Potem dziewczę zniknęło. Szczegółów nie znam, ponieważ szkoła bardzo pilnie strzeże prywatności uczniów, ale podobno przebywa ona teraz w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym. Z moją córką również były problemy i dyrekcja powiedziała, że albo idę z dzieckiem na diagnozę, albo zawiadamiają sąd rodzinny. I nie, nie wystarczyło podjęcie działań sugerowanych przez szkołę. Poprawy nie było, więc naciskali dalej.

Odpowiedz
avatar niepodam
7 9

@singri: kwestia na ile to był straszak a na ile możliwość podjęcia faktycznych działań.

Odpowiedz
avatar Armagedon
5 11

@singri: Z tego, co opisywałaś wcześniej wynika, że jednak na tę diagnozę poszłaś. Stwierdzono u córki ADHD, bodajże? Rozumiem, że w związku z tym szkoła sądu rodzinnego nie zawiadamiała? Tyle, że sama diagnoza niczego nie zmienia. Może jedynie wyjaśniać takie czy inne zachowanie dziecka. Zastanawiam się więc, czy sama diagnoza wystarcza i czy poczynania dziecka są wtedy usprawiedliwione i traktowane "ze zrozumieniem"? Czy może szkoła oczekuje (wymaga) jakiejś terapii? Bo jeśli nie wymaga, to co właściwie za różnica, czy dzieciak diagnozę ma, czy nie ma? Dla rodziców krzywdzonych dzieci i dla gnębionych nauczycieli - żadna. Gówniak jak sprawiał problemy - tak sprawia, nawet bardziej ochoczo, bo ma wymówkę.

Odpowiedz
avatar Chrupki
9 9

@Armagedon: Jak masz diagnozę to można namawiać na terapię, można rozmawiać o leczeniu farmakologicznym. Bliska mi osoba, już dorosła, po latach dostała wreszcie diagnozę i ODPOWIEDNIE leki i nagle uczy się życia na nowo. Refleksje ma takie, że szkoda, że 30 lat wcześniej nikt na to nie wpadł, bo byłoby dużo łatwiej po prostu żyć. Odpowiednie leki celowo pogrubiłam, bo nie chodzi o to, żeby dzieciaka naćpać uspokajaczami, po których ledwo kontaktuje, tylko lekami celowanymi w ADHD, które pomogą się skupić.

Odpowiedz
avatar singri
9 9

@Armagedon: No nie, diagnoza wiele daje. Po pierwsze farmakoterapia, po drugie możliwość umieszczenia dziecka w placówce lepiej dostosowanej do jego potrzeb. Mam taką nagraną już, ale dopiero od września będzie mogła zacząć tam chodzić. Tylko muszę mieć diagnozę. Pełnej diagnozy jeszcze nie mamy, brakuje nam wyniku EEG, który będzie do odbioru na dniach i wtedy z tym wynikiem do psychiatry.

Odpowiedz
avatar fursik
3 3

@Armagedon: Diagnoza to też dodatkowe pieniądze z budżetu na to dziecko, umożliwiające np. zatrudnienie nauczyciela wspierającego lub opłacenie nadgodzin psychologa i pedagoga na pracę z problemowym uczniem.

Odpowiedz
avatar Bedrana
1 1

@Chrupki: @singri: Wasze odpowiedzi są nie na temat. Armagedon nie chodziło o to jaką terapię i gdzie może zaproponować diagnosta, tylko czy SZKOŁA WYMAGA podjęcia takiej terapii, czy zadowala się samą diagnozą. Jedynie odpowiedź fursik w miarę wyjaśnia, do czego SZKOLE potrzebna diagnoza, niemniej, nadal nie wiadomo, czy z leczenia w jakiejś konkretnej placówce szkoła rodziców rozlicza pod groźbą zawiadomienia sądu rodzinnego?

Odpowiedz
avatar fursik
0 0

@Bedrana: Nie rozlicza, nie ma takiego prawa.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 10

Nauczanie indywidualne może? Chociaż pewnie będzie to niemożliwe, skoro nauczycieli brakuje, mimo że na krótszą metę by to pomogło. Domyślam się, że nie macie w piwnicy jakiejś sali od religii, która byłaby daleko od wszelkich innych i nie ma dodatkowego nauczyciela... Ech, po prostu nauczcie inne dzieciaki by do niego nie podchodziły. Ale miło że robicie cokolwiek.

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 12

@78FS: Nie podchodzenie do takiego dziecka nic nie da. Dalej będzie atakował, bo to on jest problemem, a nie otoczenie (przynajmniej tak wynika z historii).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

@Ohboy: Tak, ale może chociaż da im to chwilę na ucieczkę w razie jakby co. Poza tym lepiej żeby wyżywał się na ścianach a nie na kolegach. Wiem, że to sytuacja patowa, niestety.

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 6

@78FS: Tyle, że ten dzieciak nie męczy jednej, konkretnej osoby, więc wszyscy musieliby od niego odchodzić, a przecież on może po prostu chodzić za nimi. Jeśli cała grupa zacznie od niego uciekać to będzie jeszcze gorzej - albo poczuje, że ma nad nimi władzę, albo będzie odreagowywać dodatkowe negatywne emocje wynikające z odrzucenia. Nie wiem, czy dzieci mogą cokolwiek zrobić w tej sytuacji.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@Ohboy: Wiem, masz rację, myślę tylko nad sposobami, które poprawiłyby sytuację o 5% bo o 90% się nie da.

Odpowiedz
avatar Eander
1 1

@78FS: Tylko że bez współpracy ze strony najbliższego otoczenia (w tym wypadku rodziców) takie zachowanie tylko pogorszy sprawę. Uświadamianie innych o czyimś problemie pomoże tylko jeśli ta osoba sama będzie się pilnować i jedynie czasem będą pojawiać się nietypowe zachowania które w ten sposób inni zrozumieją.

Odpowiedz
avatar meliegree
16 16

Zgodnie z prawem? Sąd rodzinny - podejrzenie znacznego stopnia demoralizacji oraz niedostatecznej opieki rodziców udokumentowana opisanymi powyżej zachowaniami.

Odpowiedz
avatar amros
5 7

@meliegree: Teraz tak, ale ja pisałem o czasie przeszłym: co szkoła mogła zrobić. Poszturchiwanie na przerwach, latanie jak postrzelony po korytarzach, popychanie dzieciaków w kolejce na świetlicy czy stołówce nie jest podstawą do pisania do sądu. Jest uporczywie męczące dla innych dzieci, nauczycieli, ale to "za mało". To jest etap, na którym interwencję podejmuje wg procedur szkoła, pedagodzy, gdzie angażowani są rodzice, spisywane kontrakty, polecane rodzicom instytucje pomocowe, poradnie a nie sąd. Takie pisma nam uwalali na starcie za powód podając coś na wzór bełkotu o niewyczerpaniu drogi proceduralnej dla placówki oświatowej. Obecnie zawiadomienie jest wysłane wraz z wnioskiem o wgląd w sytuację dziecka, ale to pokazuje tylko piekielność całego systemu, że musi dojść do poważnego wypadku, aby instytucje takie jak sądy zaczęły działać. W polskiej oświacie nawet zawieszenie ucznia nic nie zmienia, bo nadal ma prawo chodzić do szkoły i nadal stanowi zagrożenie.

Odpowiedz
avatar Tashkent
0 0

@amros: Jedno pytanie: co to znaczy "zawieszenie ucznia"? Dla mnie i systemów zachodnich to oznacza, że uczeń traci prawa do uczestniczenia w procesie nauczania, więc jeśli u nas nie (?), to co to w ogóle jest?

Odpowiedz
avatar iks
6 6

Sąd rodzinny plus pismo ze skargą do dziadków jak wychowali swoje dzieci ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

@iks: Gorzej jak dziadkowie nie żyją bądź dobrze wiedzą, co nawyprawiali ale im się to podoba :)

Odpowiedz
avatar helgenn
12 12

Mam czterdziechę na karku a miałam takiego kolegę w klasie podstawowej. Wywracał stoliki podczas lekcji, przynosił prasę pornograficzną do szkoły, złamał podczas szału rękę najmniejszej dziewczynce w klasie (niechcący, ale jednak). Jego zapłakana mama była w szkole codziennie. Wywieźli go gdzieś za granicę w drugiej klasie, spotkaliśmy go ponownie jako nastolatka. Normalnego, uśmięchniętego nastolatka. Podejrzewam, że za granicą dobrali mu odpowiednie leki albo terapię.

Odpowiedz
avatar digi51
7 7

Podejrzewam, że w ostateczności sąd rodzinny mógłby nakazać rodziciom podjęcie odpowiednich kroków. Ale to długa, zawiła droga.

Odpowiedz
avatar 2night
3 3

1/ Szkoła powinna współpracować z Placówką Wsparcia Dziennego, najlepiej typu specjalistycznego - prośba o szybkie przyjęcie, uczestnictwo w socjoterapii (nie na terenie szkoły, konieczna zmiana środowiska 2/ podstawa podstaw - psychoterapia indywidualna dla dziecka 3/ szkoła dla rodziców 4/ terapia systemowa 5/ wniosek o asystenta rodziny, który zadba o indywidualne wsparcie wychowawcze w domu (przychodzi pedagog do domu szkolić rodziców i wzmacniać umiejętności ze szkoły dla rodziców 6/ ciśnięcie na rodziców by uzyskali orzeczenie, ewentualnie umieszczenie w MOSie 7/ szczegółowa diagnoza neuroatypowości (autyzm, adhd), integracji sensorycznej, 8/ diagnoza psychiatryczna 9/ złożenie wniosku o wgląd w Sądzie - nawet jeśli podejrzewacie że zostanie odrzucony, to złożenie go raz, drugi, trzeci i piąty w końcu będzie miało jakiś skutek 10/ przyznanie nauczyciela wspomagającego

Odpowiedz
avatar amros
5 5

@2night: Tylko że większość z wymienionych tu rzeczy nie jest w gestii szkoły, a rodzica. Właściwie jedynie asystent rodziny mógłby cokolwiek zmienić, gdyby tylko był specjalistą w tym konkretnym problemie. Szkoła nie ma prawno-fizycznych możliwości, aby wysłać ucznia do PWD, ani na psychoterapię. Tym bardziej nie wyśle tam rodziców ucznia. O ciśnięciu o diagnozę też pisałem, można sugerować, ale nikogo się nie zmusi, aby udał się do PPP lub do psychiatry (o ile dostanie termin w rozsądnym czasie). Nauczyciel współorganizujący kształcenie jest przydzielany wyłącznie uczniom z orzeczeniem i znów - najpierw musi być diagnoza po badaniu w poradni. A to i tak żadne rozwiązanie, bo nauczyciel nie jest przy dziecku non stop, tylko w ramach swojej pracy. Którą dzieli często na 2-3 innych uczniów.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

@2night: Tak, tak, agresywny to na pewno ma autyzm. Gdyby to był autyzm, to moim zdaniem rodzice widzieli by problem, bo tak głęboki autyzm by się pokazywał w domu i po jednej czy drugiej rozmowie rodzice by zaczęli pracować. To mogą być choroby psychiczne znane głównie u osób dorosłych. Chociażby depresja, to może być cokolwiek. Niestety, większość tych rozwiązań leży w gestii rodziców i też długości kolejek do specjalistów. Jeżeli faktycznie jest podejrzenie autyzmu, to współczuję, proces diagnozy trwa całą wieczność. Co do chodzenia do sądu - sąd pewnie nie potraktowałby poważnie zgłoszenia o 9-latku. Zwłaszcza po tym, co była władza zrobiła z sądami, nie mają czasu na takie "błahostki". Gdyby to był 13-latek to co innego. Ale co ma zrobić nauczycielka wspomagająca? Wspomagający nie są od dyscyplinowania uczniów, a zwłaszcza nie są do stosowania przymusu bezpośredniego na agresywnych uczniach.

Odpowiedz
avatar rhkkkk
1 1

@2night: Super plan! Ma tylko jedną wadę :) 2 lata komercyjnie, kilka czy nawet kilkanaście tysięcy złotych zostawione u specjalistów, masa wysiłku rodziców, żeby specjalistów w ogóle znaleźć, wbić się w kolejkę, przeprowadzić diagnozę. Aha. I jak się rodzicom zamarzy jeszcze uzyskać orzeczenie o niepełnosprawności to 3 odroczenia terminu komisji bo "brak możliwości zorganizowania zespołu orzekającego ze względu na brak specjalistów". A "na NFZ" to na przykład na twój punkt 7, w takim Krakowie, czeka się 4-5 lat. Więc jeśli akurat rodzice nie mają możliwości przez 1-2 lata przeznaczać na diagnostykę 1k PLN miesięcznie, to nawet gdyby mieli bardzo dużo dobrej woli to ciężko im coś zrobić.

Odpowiedz
avatar voytek
1 3

zawiadomcie Interwencje POlsatu albo jescze lepiej UWAGĘ TVN - przyjedzie telewizja sfilmuje dyrektora i rodziców, moze nawert kuratora i problem zostanie rozwiązany w parę dni!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

@voytek: Z jednej strony być może zadziała. Z drugiej strony może nie zadziałać ("uwzięli się na nasze grzeczniutkie dziecko, wzywają telewizję nie wiadomo po co") i tylko zestresować niewinne dzieci i pogorszyć relacje z tymi rodzicami "wzywacie telewizję, więc na pewno chcecie nam tylko zaszkodzić". Jeżeli sytuacja będzie się pogarszać to warto zaryzykować. Ale dopóki jest światełko nadziei, że rodzice się ogarną to nie.

Odpowiedz
avatar Ikis
1 5

Cytuję: "Kim z zawodu są kandydaci i kandydatki do Sejmu?" - "Najliczniejszą grupą zawodową wśród wszystkich kandydatów są pracownicy edukacji" Możecie minusować do woli ale prawda jest taka, że nie potraficie rozwiązywać problemów... a jak widać powyżej macie możliwości... tylko coś wam nie wychodzi...

Odpowiedz
avatar Ohboy
-1 5

@Ikis: A co to ma do rzeczy? Wierzysz, że ci ludzie pchają się do polityki, bo chcą coś zmieniać na lepsze? Śmieszna myśl.

Odpowiedz
avatar Ikis
2 2

@Ohboy: Co ma do rzeczy... otóż to, że skoro mają od lat przedstawicieli SWOJEGO zawodu w sejmie i senacie to jaki problem rozwiązać takie problemy "systemowo" no jaki... otóż taki, że wielu z nich to typowe gadające głowy... zacznijcie myśleć skoro wymagacie tego od innych...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

@Ikis: Trochę się zgadzam ale z drugiej strony myślę, że do sejmu idą głównie ci, którzy w swoich zawodach raczej nie mają szans na dobre zarobki.

Odpowiedz
avatar trolik1
-2 2

Cóż wiele mówić, a PL prawo chroni przestępców i... czubków. Swego czasu związałam swoje życie z pewną patolą ( no niestety, wyszło to w trakcie). Jej jeden z synów ( ograniczony umysłowo). W szkole kiedy dostawała pisma, żeby przejadać młodego, bo coś nie tak, odpowiadała mi " te sqrsyny czepiają się mojego Piotrusia, a on taki dobry, mądry" i tak wciąż, aż poprosiłam mnie odpowiedź na pisma że szkoły ( nie miałem zamiaru wtrącać się w życie jej dzieciaków - każde z innym). A tam masakra - ta qfa miała totalnie gdzieś sygnały że szkoły. Starałem się osobiście jej przemówić do rozumu, choć średnio to wychodziło. Ale udało się na tyle, że prywatnie pojechałyśmy do psychologa i psychiatry ( bo ta pierwsza nie dała rady). A następnie neurolog - zamiany w głowie. Szkoła, milicja, etc g...o może. Niestety.

Odpowiedz
avatar trolik1
0 2

@trolik1 słownik widzę robi co chce, a edytować nie ma jak... :/

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

Autorko, a może szkolenie z przymusu bezpośredniego dla 5 najsprawniejszych nauczycieli? Czy szkoła może coś takiego załatwić? Oczywiście problemu to nie rozwiąże, ale może mogłoby to pomóc?

Odpowiedz
avatar Tashkent
0 2

Dzisiejsza szkoła to jakiś chory system! 50 lat temu takie sprawy załawiało się od ręki (np.: nauczyciel niedyplomatycznymi słowami wyjaśniał uczniowi co i jak, czasami wspomagał to argumentem siły, jak to nie pomogło (np.: mnie dręczyli tzw. gitowcy), to mój Tata przyszedł do szkoły i odbył pogawędkę z dwoma z nich na przerwie - od tamtej pory miałem spokój (czasami tylko były kąśliwe uwagi, że może ojca zawołam?). Wtedy woźna miała więcej władzy niż teraz za przeproszeniem "dyrekcja". Ostatnio żona (cały czas pracuje jako nauczycielka) nie odpuściła (mimo nacisków dyrekcji!!!) i zgłosiła sprawę na policję (groźby karalne ze strony uczennicy co do pozbawienia zdrowia i życia!) - w efekcie uczennica przeniesiona do innej szkoły (jej matka to nauczycielka z innej szkoły), a żona straciła pół etatu. Sąd wydał wyrok, gdzie uczennica nawet nie miała obowiązku przeprosić za swe zachowanie! Chore!

Odpowiedz
avatar ello
0 0

Kompletną bzdurą jest, że szkoła nie może zawiadomić sądu rodzinnego. Przesłanką działania sądu jest PODEJRZENIE demoralizacji. Każdy ma prawo o tym sąd zawiadomić, a dyrekcja - ma wręcz taki obowiązek. W sytuacji eskalacji przemocy sprawa jest ewidentna, rodzice sobie nie radzą - zatem dziecko powinno być albo objęte kuratelą albo umieszczone w placówce wychowawczej. Dzielnicowy też nie zasadnie chowa głowę w piasek, dziecko owszem - do 13 roku nie może być winne popełnienia przestępstwa, ale to nie znaczy, że to co robi jest zgodne z prawem. Rolą policji jest stawić się na wezwanie sądu, udokumentować fakt popełnienia czynu zabronionego, a potem sprawę przekazać sądowi rodzinnemu w celu podjęcia decyzji.

Odpowiedz
avatar vylarr
0 2

Jak chodziłem do podstawówki (lata 90-te), to takich łobuzów było paru. Szkoła poza wzywaniem rodziców i straszeniem poprawczakiem nic nie robiła, ale na każdego kozaka znajdzie się większy kozak (albo paru). Skuteczne było spuścić wp...l takiemu - zaczaić się w paru, albo poprosić starszych kolegów. I problem rozwiązany. Zresztą nauczyciele też nie stronili od pewnych "metod wychowawczych", za które obecnie poszli by siedzieć.

Odpowiedz
Udostępnij