Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Witam. Losując opowiadania natknęłam się na tą: https://piekielni.pl/64263#comments O rodzicach, których dziecku…

Witam.
Losując opowiadania natknęłam się na tą: https://piekielni.pl/64263#comments
O rodzicach, których dziecku dawano tydzień życia, a oni go ani razu nie odwiedzili.

W komentarzach wybuchła dyskusja na temat tego, że nie wiadomo co kierowało rodzicami.

Opowiem Wam moją historię.

Mój syn syn urodził się bardzo chory (poprzez cesarskie cięcie). Z każdym dniem zżycia (a było ich “aż” 5) było z nim coraz co gorzej. On leżał na neonatologii, a ja na porodówce, na tym samym piętrze. Można by pomyśleć, że siedziałam przy nim non stop skoro dzieliło nas tylko kilkanaście metrów. Otóż nie, owszem chodziłam do niego po kilka razy dziennie, ale nie byłam w stanie tam wysiedzieć dłużej niż 15 minut. Ten widok mojego dziecka w śpiączce farmakologicznej, z milionem igieł, rurek itp. Nikt kto tego nie przeżył nie jest w stanie sobie wyobrazić tego bólu.

Każdy powrót do mojego pokoju to było siedzenie na podłodze i wycie. Nie płakanie, wycie jak zranione zwierzę. Po kilku godzinach trzeba było się otrzepać i znowu pójść do syna i znowu wysiedzieć 15 minut po to, żeby kolejne godziny znowu wyć w zaciszu swojego pokoju.

Tak że, nie oceniajmy tych rodziców z historii wyżej, bo nie wiemy co było powodem tego, że nie odwiedzili swojego dziecka.

Być może po prostu przelali swoja miłość na to drugie dziecko i to odrzucili, a być może tak bardzo cierpieli, że nie byli w stanie sobie z tym poradzić i je odwiedzić.

szpital

by ~Angel18812
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Rudolf
6 8

Nikt nie ma obowiązku samego siebie torturować, szczególnie gdy w żaden sposób to nikomu nie pomaga.

Odpowiedz
avatar Nerwowa22
8 8

Gdy moja córka leżała na OIT w śpiączce farmakologicznej, pod respiratorem w stanie ciężkim ani razu jej nie odwiedziliśmy. Ktoś patrząc z boku mógłby powiedzieć, że mieliśmy dziecko gdzieś. W rzeczywistości lekarze powiedzieli nam, że ze względu na to że tak ciężko przechodzi RSV jakakolwiek dodatkowa infekcja może ją zabić. Akurat panował sezon chorobowy i jak na złość ja, mąż i syn się rozchorowaliśmy. Ciężko nam było nie odwiedzać małej ale po prostu się baliśmy. Telefony z rana i wieczora po informacje o stanie córki to był jakiś koszmar. Wyrzuty sumienia, że nie ma mnie przy niej. I totalny brak zrozumienia z strony rodziny, bo przecież jak to tak nie odwiedzać dziecka. Miałam ochotę krzyczeć aż dotrze, że wolę nie odwiedzać dziecka w szpitalu niż odwiedzać je później na cmentarzu. Na szczęście córka z tego wyszła. Za to ja jeszcze przez długi czas walczyłam z ciężką depresją.

Odpowiedz
Udostępnij