Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mam w pracy piekielnych kolegów, ultraortodoksyjnych katolików, wielbicieli byłej władzy (dotkniętych z…

Mam w pracy piekielnych kolegów, ultraortodoksyjnych katolików, wielbicieli byłej władzy (dotkniętych z góry przepraszam), którzy skorzystali ze zmian ustrojowych i wzbogacili się na przemianach gospodarczych lat 90-tych. Mają domy, duże rodziny, odchowane dzieci itp.

Poglądy innych mi nie przeszkadzają, dopóki ktoś nie próbuje mi ich narzucić, a niestety takie osoby mają potrzebę narzucania swoich poglądów innym. Obecnie Polska pod względem demograficznym jest w czterech literach, katastrofa nadchodzi i widzą to nawet oni. Plakaty propagandowe „gdzie te dzieci?” sytuacji w polskim kraju-raju nie zmienią, a warunki są z roku na rok coraz gorsze. Ceny mieszkań już dawno przekroczyły zdrowy rozsądek i osiągnęły poziom absurdu. Programy typu kredyt 2 % tylko pogarszają sytuację i mogłyby się ograniczyć do przelewów wprost na konta deweloperów. Chciałbym mieć dziecko, ale nie mam własnego mieszkania (wynajmuję), warunków, więc raczej potomstwa mieć nie będę, co mocno razi moich kolegów. Moja dziewczyna z bólem, ale też to rozumie. Kiedyś pytali dlaczego, przecież jest 500+, ten argument odbił mój inny kumpel, który powiedział im, niby jest 500+, ale za przedszkole płaci 2800 zł (innego w jego okolicy nie ma), bo jest za bogaty na państwowe przedszkole. Nie trafiło i Piekielni nie odpuścili.

Ostatnio słyszę od nich prawie cały czas, że jak Bóg da dzieci, to i da na dzieci, więc mam brać się do roboty. Nie wytrzymałem i powiedziałem, że mojej mamie Bóg dał dzieci, a nie dał na dzieci – w moim dzieciństwie nie było pieniędzy na podręczniki, ubrania, leki, jedzenie. W liceum pracowałem na czarno na budowie, aby coś zarobić (20 lat temu płacili dla takich jak ja 3 zł za godzinę – wyzysk, ale 20% bezrobocie w mieście robiło swoje). Na studia dojeżdżałem w dwie strony ponad 200 km – 4 godziny w pociągu + oczekiwanie. Ostatnie długi w spółdzielni mieszkaniowej spłaciliśmy z bratem, gdy już zaczęliśmy pracować po studiach. Dlatego nie potrafię myśleć inaczej – jak nie masz warunków i swojego mieszkania, to nie masz dzieci. Znam wiele osób, które są w podobnej sytuacji jak ja – rozmawiam i wspieram.

Jak kogoś stać na rodzinę, to gratuluję i trochę po cichu zazdroszczę, ale nie krytykuję i nie nazywam patologią. Niestety małe umysły Piekielnych tego nie ogarniają. Prośba – jak ktoś nie ma rodziny, bo mówi, że go na nią nie stać, nie krytykuj, tylko staraj się "pochodzić" w butach tej osoby choć przez jeden dzień!

dzieci

by ~Kick23
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar helgenn
-3 15

Przepraszam, że zapytam, ale ile macie lat?

Odpowiedz
avatar szafa
11 13

@helgenn: A jakie to ma znaczenie? Moja uczennica ma 30 lat, jej facet 30+ i dopiero parę lat temu zaczęli zarabiać na tyle dobrze, żeby pomyśleć o mieszkaniu i dzieciach. Przy ich zarobkach wynoszących 10 tysięcy netto ledwie im się udało dostać hipotekę na normalnej wielkości mieszkanie (60 metrów), bo połowa ich dochodów nie jest z uop. A za mieszkanie zapłacą razem z kredytem ponad milion. Świetnie. Sama rata 3000 + pomyśl o tym, ile kosztuje utrzymanie dzieci. A raty ma pewno wystrzelą w górę, jak jej się skończy program 2%.

Odpowiedz
avatar japycz1
1 1

Szkoda że na takie mieszkanie nawet nie dało się wziąć bk2%....

Odpowiedz
avatar Lessa
11 15

Mam bardzo podobne podejście do Twojego. U mnie co prawda sytuacja trochę inna - mam własne mieszkanie, ale jest ono za małe by mieć w nim dziecko. Może gdybyśmy nie pracowali zdalnie to coś by się wykroiło, a tak miejsca jest dosłownie na styk. Myślałam o większym, ale przy obecnych cenach nie wydaje mi się to rozsądne, więc wolę poczekać kilka lat z nadzieją na normalizację.

Odpowiedz
avatar jass
10 12

@Eander: Skoro mówi, że woli, to najwyraźniej może.

Odpowiedz
avatar Habiel
6 8

@Lessa: Nie wiem jak wygląda sytuacja w twojej okolicy, ale ceny w większych miastach będą tylko rosnąć. My stanęliśmy przed podobnym dylematem, bo aktualne mieszkanie jest za małe, aby mieć dziecko i zaczęliśmy poszukiwania nowego ponad rok temu (licząc, że u niektórych deweloperów trzeba czekać 3 lata na oddanie lokalu). Z roku na rok ceny galopowały. Ja moje kupiłam za 5800 zł/M2. Aktualnie w tej samej okolicy cena wyjściowa dla mieszkania 80m2 (bo też musimy wykroić miejsce na gabinet przez własną działalność narzeczonego) zaczyna się od 8700 M2. Do tego miejsca postojowe (obowiązkowo 2) i komórka lokatorska. Mieliśmy zarezerwowane jedno mieszkanie ale przez zmiany projektowe i ostateczną cenę nam odpadło- za 83m2 i 5m2 antresoli, 2 miejsca postojowe i komórkę lokatorska, wychodziło nas koło miliona złotych. A do centrum mam około 7-10 km (w zależności co liczymy jako centrum). Na normalizację nie ma niestety szans, chyba że państwo weźmie się za budowę bloków komunalnych. My ostatecznie zdecydowaliśmy się na dom z rynku wtórnego, który wyszedł nas ciut drożej niż mieszkanie w bloku i był w tym samej okolicy co obecne mieszkanie.

Odpowiedz
avatar Lessa
1 3

@Eander jestem przed 30, więc trochę czasu jeszcze mam :)

Odpowiedz
avatar Eander
0 0

@Lessa: Spoko nie oceniam twojej decyzji bo ani nie znam dokładnie twojej sytuacji ani sam z żoną nie spieszyliśmy się bardzo z pierwszym dzieckiem. Zwracam jedynie uwagę że wiele osób nie bierze w swoich planach pod uwagę tego że po pierwsze dziecko oprócz urodzenia trzeba jeszcze wychować i po drugie tego że to co planujesz raczej będzie mieć niewiele wspólnego z tym na czym skończysz. Wraz z żoną zdecydowaliśmy się na trójkę dzieci pierwsze miałem w wieku 29 lat trzecie w wieku 37 lat i uwierz w tym momencie dokładnie widzę ile mniej siły mam na zabawy czy wyjścia a dziecko ma swoje potrzeby.

Odpowiedz
avatar I_m_not_a_robot
13 21

Ciekawe co tacy ludzie by powiedzieli gdyby trafili na osobę, która nie chce mieć dzieci. Bonus: kobietę, która nie czuje instynktu macierzyńskiego i potrzeby rozmnażania się. Podwójny bonus: kobietę, która ma mieszkanie i warunki finansowe, a nie czuje instynktu macierzyńskiego i potrzeby rozmnażania się. System Error w mózgu jak nic!

Odpowiedz
avatar pomarina
16 26

@I_m_not_a_robot: O to właśnie ja ;) Mam swoje mieszkanie, warunki finansowe, kochającego partnera i nie chcę mieć dzieci. Osoby które opisujesz nie potrafią tego zrozumieć i miałam już wiele dyskusji na ten temat. Łącznie z obrażaniem mnie bo wg nich przecież kobieta, która nie chce dzieci jest bezwartościowa. Tak jak ja nie mówię osobom dzietnym aby oddały swoje dzieci do okna życia tak nie życzę sobie aby ktoś kwestionował moje plany rozrodcze ;) Po prostu nie utrzymuję kontaktów z takimi osobami a jak jest to osoba na którą jestem skazana (np. koleżanka z pracy) to tylko kiedy zaczyna ten temat szybko go ucinam. Na pytanie "a staracie się już o bobo?" odpowiadam pytaniem "A Arek wsadza Ci w tyłek czy tradycyjnie?"... i pytań więcej takich nie ma ;P

Odpowiedz
avatar Cyraneczka
5 13

@I_m_not_a_robot Wypisz wymaluj ja, 35 lat i dalej nienawidzę dzieci. Warunków finansowych nie mam, ale choćbym zarabiała miliony, to to niczego nie zmieni.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
2 8

@pomarina: Takie samo doświadczenie. Najpierw im się styki przepalają a potem dostają piany w ustach i zaczyna się obrażanie.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
6 18

Uwielbiam ludzi, którzy narzucają innym swój jedynie słuszny sposób na życie... A faktem jest, że wielbiciele władzy niedawno słusznie minionej są w tym mistrzami. Współczuję współpracowników, oszalałabym.

Odpowiedz
avatar Hideki
4 8

@KatzenKratzen: W mojej bliższej i dalszej rodzinie oraz wśród znajomych są zwolennicy (i byli/obecni samorządowcy) chyba wszystkich opcji politycznych - od PSLu, przez szeroko pojętą lewicę, PiS, PO aż po Konfederację. Są też tacy, którzy ciągle nie mają na kogo głosować. Ale miłośnicy tylko jednego z tych ugrupowań (tego, o którym wspominasz) próbują "nawrócić" innych na jedyną słuszną drogę. Nawet podczas takich okazji jak stypa...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 stycznia 2024 o 11:48

avatar veravang
5 7

Cóż, wynajmujemy z partnerem mieszkanie, ale mimo to zdecydowaliśmy się mieć jedno dziecko. Nie stać nas na własne mieszkanie, co jest oczywiście słabe, ale jeśli stać nas na wynajem i godne życie, to w sumie czemu nie? Natomiast na więcej dzieci, zatem i większe wydatki, w tym większe mieszkanie, już nas nie stać, ale osobiście nie spotkałam się z głupimi komentarzami w związku z tym. Tak czy siak, bardzo to przykre, że młodzi ludzie muszą rezygnować z rodzicielstwa z powodów finansowych. Mieszkania, czynsze, rachunki ciągle wyższe, idzie się już pogubić w tych podwyżkach jak co 2 miesiące wchodzą kolejne. Dla mnie nawet bardziej piekielne są właśnie powody, dla których ludzi nie stać na życie i sprowadzenie życia na ten świat, niż janusze, którzy debilnie to komentują.

Odpowiedz
avatar vylarr
6 6

Mieszkam w miejscowości nadmorskiej. Niby buduje się tu dużo, co chwila powstają nowe budynki mieszkalne, ale mieszkańców ubywa. Młodych mieszkańców miasta nie stać na własne M, bo ceny mieszkań są jednymi z wyższych w kraju, a zarobki niekoniecznie. Dlaczego tak jest - bo większość nowo budowanych mieszań jest wykupywanych z myślą na wynajem apartamentów dla turystów, osoby osiedlające się w mieście to przede wszystkim emeryci, a młodzi uciekają. Emeryci nie rodzą dzieci, tylko umierają, więc przyrost naturalny jest od dawna ujemny. Do tego gospodarka miasta w 3/4 jest zależna od turystyki, a pandemia pokazała, jaki to niepewny dział gospodarki. Zresztą na turystyce dobrze zarabiają tylko właściciele firm, zwykli pracownicy niekoniecznie.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@vylarr: No bo zawsze w usługach zarabiało się mniej niż przy produkcji. Mam na myśli usługi typu bycie kelnerem, ekspedientem itp., a nie takie, które wymagają wysokich kwalifikacji. Nie byłoby z tym większego problemu, gdyby teraz prawie wszystkiego nie produkowali Chińczycy. Także siłą rzeczy zmieniły się proporocje i w porównaniu z dawniejszymi czasami wzrosło zapotrzebowanie na pracowników w sektorze usługowym, a produkcyjnym zmalało. Tylko że to się nie przełożyło za bardzo na zarobki. Także kiedyś powiedzmy kelner to była głównie praca dorywcza dla studentów czy doraźna dla kogoś, póki nie znajdzie czegoś lepszego, ale dzisiaj to już może być praca na lata. Ale to jest praca, kiedy są turyści, a potem może być ciężko się z tego utrzymać. W dużych miastach, gdzie turyści są cały rok, może jest ok, ale np. w twojej miejscowości nie za bardzo.

Odpowiedz
avatar vylarr
1 1

@pasjonatpl: Dużo tu pomieszała pandemia - gospodarka miasta prawie padła, gdy cała turystyka była poblokowana lockdownami, zaczęto dostrzegać, że opieranie się tylko na jednej gałęzi może stanowić problemy - tyle że budowane są kolejne hotele i apartamentowce, a te inne gałęzie coś nie chcą rosnąć. Wbrew pozorom sporo osób pracowało jako kelnerzy, pokojowe, czy pomoc kuchenna - jako normalna praca, a nie dorywczo. Było zapotrzebowanie na pracowników w zawodach, gdzie nie trzeba jakiś większych kwalifikacji, czy doświadczenia. Podczas lockdownów takich pracowników pozbywano się w pierwszej kolejności, bo szefowie myśleli, że można ich łatwo zastąpić. Sporo osób odeszło z zawodu, a w efekcie wiele firm ma problemy z pracownikami, rotacja jest bardzo duża, a nie wszystkich da się zastąpić Ukraińcami, czy Azjatami. Z drugiej strony zarobki w turystyce nie powalają, do tego koszty życia są większe, bo prawie wszystko jest nastawione pod turystów. Innych perspektyw w mieście zbytnio nie ma, dlatego młodzi emigrują. Trend wzrostu znaczenia sektora usług, kosztem przemysłu jest charakterystyczny dla wszystkich krajów rozwiniętych, gdzie 3/4 gospodarki opiera się na usługach. Chiny też to czeka. Akurat mieszkam w tej większej miejscowości nadmorskiej, gdzie turyści przyjeżdżają cały rok.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

@vylarr Automatyzacj, a co za tym idzie, spadek zatrudnienia w produkcji, to norma. Ale to jednak co innego niż zamykanie fabryk u siebie i przenoszenie gdzie indziej. Czy Chiny czeka taki sam los? I tak i nie. Jasne, że będą zastępować ludzi maszynami, jeśli to będzie się im opłacać (po części muszą, bo mają przyrost naturalny poniżej progu zastępowalności pokoleń), ale nie na taką skalę, jak zrobił to zachód. Bo Chińczycy nie są głupi. Bardzo umiejętnie wykorzystali krótkowzroczność zarządów korporacji, więc bardzo wątpię, żeby popełnili ten sam błąd, co zachód. W końcu bardzo uważnie go analizowali i wykorzystali sytuację.

Odpowiedz
avatar Peppone
1 5

I bardzo dobrze, jest przeludnienie. Rozmnażać się powinni tylko ci, których na to stać i tego chcą.

Odpowiedz
avatar dzidasek
1 1

Twój kolega miał pewnie na myśli żlobki/kluby malucha. W rekrutacji do przedszkoli czyli placówek dla dzieci od 3 roku życia, nie obowiązuje kryterium dochodowe. Co więcej każda gmina/miasto od 2017 (to było za PiSu;)ma obowiązek zapewnienia miejsca w placówce każdemu uprawnionemu dziecku

Odpowiedz
avatar helgenn
1 1

@dzidasek: w żłobkach prywatnych są teraz dopłaty, 400 złotych na pierwsze dziecko+zazwyczaj dopłaca gmina. Kilka lat temu płaciłam ok. 2200 a teraz z dopłatami wychodzi zazwyczaj mniej niż 1200 (nie mówię, że to tanio). W przedszkolu miejsce rzeczywiście trzeba zapewnić, ale one nie są z gumy i być może to wolne miejsce będzie na drugim końcu miasta albo w innej gminie. W rekrutacji najwięcej punktów dostaje się za rodzinę wielodzietną, samotnego rodzica lub niepełnosprawność. W rodzinie z jednym dzieckiem o przeciętnych dochodach rzeczywiście najtrudniej się dostać do placówki.

Odpowiedz
avatar dzidasek
1 1

@helgenn wszystko racja, tylko kwestia rozmieszczenia przedszkoli nie leży w gestii władzy na szczeblu centralnym tylko lokalnych samorządów. Większość nowych osiedli buduje się na obrzeżach, a przedszkola publiczne są zwykle na starych osiedlach, gdzie dzieci jest mniej.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 2

Pracowałem z takimi lata temu. Tzn część to byli nawiedzeni katolicy, a część to tak z przyzwyczajenia, bo to wynieśli z domu. I zaczęli dyskusję na temat handlu w niedzielę, że powinien być zakazany itp., bo wiadomo, niedziela to dzień święty itp. Oczywiście chodziło im o stanowisko Kościoła i nic więcej. Raczej jedna z takich dyskusji, gdzie sobie przytakiwali i nakręcali się nawzajem i nie byli w stanie zaakceptować argumentów przeciw ich tezom. No to postanowiłem znacząco podgrzać atmosferę. Tak bardzo znacząco. Stwierdziłem, że coś tu nie halo, skoro Kościół jest przeciwko handlowi w niedziele, ale w zakrystii w niedzielę uprawiają handel. Można kupić różne książki czy dewocjonalia. Plan się powiódł. Ale się zagotowali. Gdyby mogli, to chyba by mnie aresztowali za obrazę uczuć religijnych.

Odpowiedz
Udostępnij