Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Od lat z nadejściem pierwszych jesiennych chłodów, a tym bardziej od czasu…

Od lat z nadejściem pierwszych jesiennych chłodów, a tym bardziej od czasu pandemii, rozpoczyna się debata o tym, czy można przychodzić chorym do pracy albo wysłać chore dziecko do przedszkola. Moim zdaniem jednak osoby prezentujące swoje stanowiska w tej sprawie pomijają bardzo ważny aspekt - budowanie odporności.

Od ponad roku pracuję z jednym pokoju z Alicją, dziewczyną 27-letnią, jest więc mój drugi sezon jesienno-zimowy spędzony z nią w jednym pomieszczeniu w pracy.
Po krótce - Alicja, jak wspomniałam, dziewczyna młoda, jest jedną z tych osób, które w lecie nie pozwolą włączyć klimy w biurze, a gdy ktoś przy 30 stopniach na dworze otworzy okno to zakłada sweter. Zmarzluch czyli.

Na jesień i zimę jest gorzej, co właśnie w tym roku znów zaczęłam odczuwać. Otóż Alicja, gdy temperatura na dworze spadnie poniżej 15 stopni, w ciągu 9 godzin jakie w sumie spędzamy w 5 osób w pomieszczeniu ok.30m2, nie pozwala ani na minutę uchylić okna. Argumenty, że jest zaduch i mamy niedotlenione mózgi nie dociera. Jak już łaskawie pozwoli uchylić okienko na 5 min, to najpierw idzie po swoją zimową kurtkę i czapkę i przez cały czas, gdy okno jest otwarte ostentacyjnie co chwilę opatula się ciaśniej szalikiem.

Następnie rozkręca obydwa grzejniki na maksa. Powietrze robi się gorące i suche, a gdy ktoś w końcu te grzejniki zakręci to zaraz jest z jej strony raban, że wietrzyliśmy to teraz trzeba ocieplić. Na 5 min wietrzenia jej zdaniem trzeba potem 2h grzać obydwoma grzejniki na maksa. Przy obecnych temperaturach. Jako, że Alicja lubi o sobie mówić, a w zasadzie się nad sobą użalać, a poza tym spędzamy jednak kilka godzin dziennie razem, wiem co nieco o jej nawykach.

Przykładowo nie je ona praktycznie żadnych owoców i warzyw. Owoce ją w ogóle brzydzą, a warzywa to ewentualnie jakieś śladowe ilości w potrawach. Żywi się głównie chlebem z jakimiś smarowidłami i fast foodami na obiad. Mieszka w kawalerce należącej do jej rodziców, więc płaci tylko rachunki, a rachunek za poprzedni sezon grzewczy (ogrzewanie miejskie) zwalił ją z nóg. Ludzie z biura, którzy też mają ogrzewanie miejskie w bloku po usłyszeniu kwoty jaką ma do zapłaty, radzili jej sprawdzenie, czy nie zaszła pomyłka, bo oni mieli za mieszkania 3-4 pokojowe znacznie mniejsze rachunki. Ale Alicja przyznała, że ona lubi ciepełko, więc w mieszkaniu utrzymuje temperaturę ok.27 stopni i od października od marca praktycznie nie zakręca grzejników.

Alicja, jak sama mówi, nigdzie się praktycznie nie rusza, jedyne co to z pracy na przystanek i z przystanku do domu. Bezpośrednio koło naszej firmy jest przystanek autobusowy, ale nie jeździ tam autobus do Alicji. Ten jeździ z węzła komunikacyjnego 300m dalej. Alicja oczywiście tego dystansu nie przejdzie, tylko potrafi czekać 15 min na przystanku aż podjedzie autobus, którym podjedzie przystanek do węzła.
Spacer? Sport? Jakakolwiek aktywność fizyczna? A po co? Jako HORROR wspomina czas, gdy zgodziła się przez tydzień opiekować psem brata i musiała z jakimś jamnikopodobnym stworkiem wychodzić aż trzy razy dziennie na aż 15 minut.

Alicja nie jest jakaś bardzo gruba, ale wejście na drugie piętro powoduje u niej zadyszkę, dlatego też jeździ wyłącznie windą, nawet jeśli musi na nią czekać dłużej niż trwałoby wejście schodami. Do tego Alicja poprzez to, że ciągle chodzi grubo ubrana, po prostu śmierdzi potem. Jeszcze gorzej, że jak ma zjeść w pracy śniadanie to nie pójdzie do kuchni (jak wszyscy, którzy jedzą przyniesione z domu jedzonko), bo tam jest zimno (a jakże) i wpieprza przy biurku kabanosy czy kanapki z szynką, a potem oczywiście nie pozwala wywietrzyć tego smrodu. Do tego Alicja łyka ciągle jakieś tabletki przeciwbólowe. Często skarży się na bóle głowy. Jak tylko kichnie, zwalnia się z pracy, leci do lekarza. Nie zawsze dostaje L4 od rodzinnego, wtedy próbuje płatnych konsultacji online u innych lekarzy wymyślając symptomy, których nie ma. Jeśli i to nie podziała, przychodzi do pracy i pije jeden gripex za drugim.

Oczywiście, Alicja gdy tylko ktoś wysmarka w biurze nos czy zakaszle każde mu natychmiast iść do domu, bo ją zarazi.
Koleżanka kiedyś powiedziała, że jej dziecko nie chodzi do szkoły, bo jest chore, gluty, kaszel, lekka gorączka. Sama koleżanka była zdrowa. Nikt niczego od niej nie złapał. Alicja jak tylko to usłyszała, z oburzeniem stwierdziła, że koleżanka nie powinna przychodzić do pracy, bo roznosi zarazki. Nikt z nas nie zachorował, tylko Alicja już następnego dnia twierdziła, że źle się czuje i na pewno zaraziła się od koleżanki (która wcale nie była chora).

Obecnie tak się składa, że większość naszego zespołu smarka. Skąd to się wzięło, nie wiadomo. Poza smarkaniem jednak wszyscy czują się dobrze, więc nikt na L4 nie idzie. No nikt, poza Alicją, która oczywiście jest wedle jej słów na wpół umierająca. Szczerze, nawet w to wierzę, bo niby skąd ona ma brać odporność i siły do walki z patogenami.

Alicja oczywiście siedzi na L4. Gdy zadzwoniła do biura powiadomić, że jej nie będzie, koleżanka, z którą rozmawiała rzuciła, że ma fajny przepis na domowy syropek, który szybko stawia na nogi. Alicja odparła, że ona nie wierzy w żadne czary mary, bierze gripex i grzeje się pod kołdrą przed telewizorem, więc na pewno jej szybko przejdzie.

Podsumowując - nie bądźcie Alicją. Patogeny patogenami, ale tych nie da się ciągle unikać, więc chyba lepiej postarać się o to, aby były nam jak najmniej straszne :)

biuro

by ~choranaleb
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar justangela
11 19

Koleżanka piekielna - to bez dwóch zdań. Ale co to ma wspólnego z chorymi dziećmi przyprowadzanymi do przedszkola to ja nie wiem. Budowanie odporności? Chyba nie wiesz o czym piszesz... Debilne matki potrafią dzieci z gorączką i jelitówką przyprowadzić do placówki, i to nie jest budowanie odporności, ale świadome zarażanie innych. Niestety w miejscach pracy bywa podobnie: niektórzy z ewidentnymi, poważnymi objawami chorobowymi przychodzą i zarażają innych, a potem połowa pracowników chora. Nie trzeba być hipochondrykiem ani piekielną koleżanką z historii, żeby takiego zachowania nie tolerować.

Odpowiedz
avatar Honkastonka
-4 24

@justangela rozumiem, że ojcowie nie przyprowadzają chorych dzieci? XD Strach być matką w tym kraju, bo za wszystko się obrywa.

Odpowiedz
avatar justangela
8 18

@Honkastonka: wszystko mi jedno kto przyprowadza chore dziecko do przedszkola. Użyłam skrótu myślowego i tyle, czepiasz się szczegółów, jakby to miało największe znaczenie. A istotą sprawy jest przyprowadzanie ewidentnie chorych dzieci do przedszkoli / żłobków, gdzie zarażają one innych.

Odpowiedz
avatar ICwiklinska
2 12

@justangela: Jasne, że nie to jest istotą sprawy. Jednak ciekawe, że odruchowo mówimy i piszemy, że to matki prowadzą, karmią czy uczą. Coraz więcej facetów jest równorzędnymi rodzicami, ale jeszcze sporo musi się zmienić w naszej mentalności.

Odpowiedz
avatar szafa
-1 11

@ICwiklinska: Coraz więcej, czyli ile? z 1% skoczyło na 10%? W dalszym ciągu większość rodziców zajmujących się dzieciakami to matki i takie są fakty. Widzę to u siebie w pracy - to kobieta zawsze idzie na opiekę, to kobieta ma problem jak przedszkole zamknięte, miałam sytuacje, gdy mąż potrafił przywieźć kobiecie (będącej w pracy!) dziecko do nas do pracy i po prostu zostawić, bo on się zajmował nie będzie... Znam dosłownie jednego faceta, JEDNEGO, który na zmianę z żoną chodzi na opieki, gdy dziecko chore. I to mówię nie tylko o sytuacjach, gdy finansowo wychodzi lepiej, jak kobieta zostaje w domu. Tak samo jest w domach, gdzie to kobieta lepiej zarabia. Ilu moich byłych miało wizję, że jak zrobimy dzieci, to ja rzucam pracę, to już nie wspomnę...

Odpowiedz
avatar digi51
5 9

@szafa: Ale problemem jest również to, że całe społeczeństwo podświadomie czy też świadomie przerzuca całą odpowiedzialność na matki jak zrobiła to @justangela w swoim komentarzu o "matkach-idiotkach". Oczywiście, najważniejsze są ustalenia i nastawienie rodziców do wspólnego wychowania dziecka, ale naprawdę ciągłe zrzucanie całej odpowiedzialności na matkę nie pomaga. Ja zauważyłam jedno. Z moim parterem ponosimy odpowiedzialność za dziecko w mniej więcej tym samym stopniu. Staramy się, aby z każdym z nas spędzał czas. Oboje chodzimy z nim na zmianę do lekarza etc. Może to przykład nieoczywisty, ale zauważyłam, że gdy jestem sama gdzieś z dzieckiem to ludzie nie mają najmniejszego problemu, aby o coś się przypier...niczyć, a mojemu partnerowi gdy był gdzieś sam z dzieckiem NIGDY się to nie zdarzyło. NIGDY. Moim zdaniem przyczyny są dwie 1. do faceta boją się odezwać 2. Tatusiowie nadal w oczach społeczeństwa są mniej odpowiedzialni za zachowanie dziecka niż matki. Absolutnym absurdem jest dla mnie to, że przykładowo mój syn i inny dzieciak z placu zabaw za sobą nie przepadają, ale zdarza im się razem bawić w towarzystwie innych dzieci. Raz wzięli się w mojej obecności za łby. To ja ich rozdzielałam podczas gdy druga matka przyszła po całej akcji i wywaliła do mnie z mordą, bo ten drugi dzieciak się popłakał. Niemal identyczna sytuacja miała miejsce, gdy młody był z tatą. Matka w ogóle nie zareagowała, nie porozmawiała z moim partnerem, za to ileś dni później zaczęła zupełnie bez powodu strzelać do mnie z dupy, wspominając powyższą sytuację. Również, to co wspomniałaś, branie opieki na dziecko - mnie nie dotyczy, bo nikogo o wolne prosić nie muszę, ale tak wśród kobiet jak i mężczyzn branie zwolnienie na dziecko przez faceta nad spotyka się ze zdziwieniem, a wręcz oburzeniem. Jakby to była w przypadku mężczyzny jakaś nie wiadomo jaka ostateczność, chyba już tylko jak żona leży umierająca w szpitalu.

Odpowiedz
avatar digi51
3 7

@szafa: A poza tym już nie wspominając o sytuacji w DE, gdzie mieszkam i w sumie chyba częściej widzę ojców przyprowadzających i odbierających dzieci, to wśród moich znajomych i rodziny nie ma raczej par, gdzie ojciec w ogóle dziecka nie odbiera i nie przyprowaza do żłobka czy przedszkola. No dobra, jest jedna taka para, gdzie facet mógłby dzieci odebrać, bo kończy wcześniej, ale czeka aż żona wróci z pracy i to zrobi. Ale gdy temat wychodzi gdzieś w rozmowie to jest raczej za to krytykowany. Pomijam sytuację, gdzie np. kobieta pracuje w mniejszym wymiarze godzin niż mężczyzna, bo czasem jest tak, że pracując na cały etat albo i więcej nawet ciężko wstrzelić się w to okienko, gdzie przedszkole jest otwarte.

Odpowiedz
avatar ICwiklinska
1 5

@szafa: Jeżeli taki stan rzeczy Ci się nie podoba, to właśnie zmieniając chociażby narrację możesz zrobić krok w stronę zmian. Język jest również narzędziem.

Odpowiedz
avatar justangela
2 6

@ICwiklinska: przede wszystkim to nadal czepiasz się odruchu i poruszasz wątek kompletnie poboczny, pomijając to co było najistotniejsze w mojej wypowiedzi, ale ok, podążmy tym tropem. Tak, mówię odruchowo matki, bo jak idę do szkoły czy przedszkola to dziecko w ponad 90% jest przyprowadzane przez matki (ewentualnie babcie) i w małym stopniu przez ojców. Zamiennie z mężem bywamy z dziećmi u lekarzy, na zajęciach dodatkowych, chodzimy na zebrania i wiesz co? Większość osób obecnych w tych.miejscach to matki. Ja nie mówię, że to mi się podoba. Nie twierdzę, że tak być powinno. Niestety tak jest i czy nam się to podoba czy to, to jednak wychowaniem dzieci w Polsce w większości zajmują się matki. Stąd też w moim opisie osoba przeprowadzająca dziecko do przedszkola to matka. Nie będę więc pisała o rodzicach czy o ojcach, bo zwyczajnie byłaby to nieprawda. Nie byłby to krok w stronę zmiany narracji, tylko próby zaklinania rzeczywistości i udawania, że jest inaczej niż jest...

Odpowiedz
avatar digi51
1 1

@justangela: Nawet jeśli w szatni widujesz matki, to nie matki same podejmują decyzję czy dziecko wysłać do przedszkola czy nie. Odpowiedzialność za to ponosi i matka i ojciec. Nie piernisz, proszę cię, od odruchach - odruchy to to co sugeruje nam podświadomość i właśnie zdradza prawdziwe myśli, tak jak twoje - durna matka przyprowadziła dzieciaka. Ja najczęściej w necie widzę, że na matki jadą najczęściej inne matki, nie widziałam jeszcze, aby ojcowie tak wskakiwali na innych ojców. Nieeeee, to matki mają satysfakcję, że robią coś lepiej niż inne, że inne są głupsze, to matki debatują całymi dniami nad tym, kiedy dziecku założyć czapeczkę i z radochą stwierdzają, że jakiś dzieciak latał za grubo/za cienko ubrany i na pewno ubrała go tak MATKA. Jeśli myślisz, że takie ciągłe zganianie całej odpowiedzialności na matki i ciągłe pisanie tylko o matkach jest takie nieszkodliwe to powiem Ci, że jest właśnie częścią problemu i utrwalają w głowach mężczyzn przekonanie, że oni ponoszą mniejszą odpowiedzialność, no bo skoro nikt nie pisze o tym, że przez ojca dziecko jest źle ubrane albo, że ojciec popełnia błędy wychowawcze to uznają, że normalnie - to nie ich brocha. Powiesz pewnie, że to są wewnętrzne sprawy danej pary? Ach tak? A jak mężczyzna ma mieć poczucie, że musi na równi z kobietą dbać o dziecko, skoro wszyscy na około twierdzą, że no, ale matka od tego jest. Zmiany zaczynają się od takich drobiazgów, że zamiast pisać o durnych matkach napiszesz o durnych rodzicach. To taki pierwszy niewielki kroczek. Nawet jeśli na 10 matek przyprowadzających dzieci trafi się jeden ojciec, to jego w tym nie można pomijać, mówiąc tylko o matkach.

Odpowiedz
avatar justangela
0 0

@digi51: czyli co, mam zaklinać rzeczywistość i udawać, że to rodzice zajmują się dzieckiem, mimo że w praktyce (póki co) zajmują się matki? No nie, to tak nie działa. Rozumiem, że powinniśmy działać na rzecz wspólnego wychowywania dzieci przez obojga rodziców, że powinniśmy zwiększać świadomość w tej kwestii i wymagać zarówno od matek jak i od ojców. Ja to robię zaczynając od siebie, swojego męża, swoich dzieci i najbliższego otoczenia. Wymagam od męża, uświadamiam facetów w otoczeniu że są takimi samymi rodzicami jak ich partnerki. Natomiast nie zamierzam pisać głupot jak to rodzice zajmują się dziećmi,bo jednak najczęściej są to matki. Nie zamierzam kłamać w jakimkolwiek "wyższym" celu. Co więcej: nie ten wątek był tak naprawdę istotny w mojej wypowiedzi. I kolejne co więcej: jeśli chcesz porozmawiać i poznać moją opinię na temat równego podziału obowiązków/ odpowiedzialności rodziców to jestem na takie dyskusje otwarta i taką równą odpowiedzialność popieram. Życzyłbym sobie, aby w naszym społeczeństwie podejście się zmieniło i faceci brali czynny udział w życiu rodziny. Póki co nieznaczna część mężczyzn realnie zajmuje się dziećmi, niestety. Nie ma co udawać, że jest inaczej.

Odpowiedz
avatar Chomiczkami
1 1

@justangela: Ale czemu "udawać"? Mój mąż odprowadza dziecko do żłobka codziennie, ja czasami. W szatni mamusie i tatusiowie, faktycznie, więcej matek, ale raczej jeden ojciec na kilka matek, nie jeden na cały żłobek ;). Na warsztaty dla rodzin przyszli i tatowie, i mamy, a działo się to o 15:30 w dzień powszedni. Na zajęciach pływania dla dwulatków czasem po równo kobiet i mężczyzn, czasem sami ojcowie. Na zajęciach muzycznych ostatnio dosłownie 5:5. Mój mąż opieki na chore dziecko miał w tym roku kilkanaście, ja - jeden. Teraz nadrabiam, będę mieć łącznie 6 :D. Mąż był na urlopie wychowawczym pół roku, ja zero dni. Decyzję, czy dziecko idzie do żłobka w danym stanie zdrowia, podejmujemy wspólnie, rano, w zależności od tego, kto pracuje z domu i jak widzi opiekę nad dzieckiem podczas pracy albo - kto woli iść na zwolnienie (żaden to miód, wycierać dziecku smarki, z drugiej strony - dzieciak uderza w kimono, można przez dwie godziny oddać się swojemu hobby). Nieraz zdarzy się, że mąż odprowadzi dziecko do żłobka, zanim ja się w ogóle obudzę. Na pytanie, która debilna matka wysłała dziecko chore, musiałabym odpowiedzieć - najwyraźniej ta śpiąca. Za to, owszem, jesteśmy jedyną znaną mi rodziną, gdzie rodzice podzielili urlop macierzyński/rodzicielski dokładnie na pół. Co też jest akurat dla mnie zrozumiałe, z bardzo wielu powodów naprawdę jest wygodniej, żeby to mama opiekowała się dzieckiem przez pierwsze miesiące życia. Mimo wszystko to mój mąż zmienił w życiu więcej pieluch (dodatkowy poziom trudności, że materiałowych, nie pampersy), częściej mył dziecko, wycierał pupę, układał do snu, bo był na tych wszystkich magicznych urlopach dwa razy dłużej ode mnie. Tak wyszło. Ale zmiana zaczyna się od języka. Im więcej razy NIE powiemy odruchowo "matka nie nauczyła", "matka wysłała", "matka zje*ała" - tym będzie normalniej, ojcowie też wezmą na siebie większą odpowiedzialność, bo jak zaprowadzą dzieciaka do żłobka z katarem, to potem oni będą świecić oczami. I zanim ktoś mi wyrzyga, że w domu mam jedynego samca w populacji, który potrafi podać dziecku obiad, przypominam o tych wspomnianych na początku komentarza ojcach w basenie i na muzycznych śpiewankach, którzy razem ze mną nucą "lu lu lu, na na na, om om om, ha ha ha", a potem dziecko przewijają, biorą za rękę i idą z nim dalej żyć. Ciekawe, co by powiedzieli na "nie udawajmy, że zajmują się dziećmi".

Odpowiedz
avatar justangela
0 0

@Chomiczkami: z tego co widzę wśród moich znajomych z różnych kręgów jest raczej kompletnie odwrotnie. Ojcowie góra po 2 tygodnie wolnego, opieka na dziecko 90% brana przez matki. Za zebraniach w szkołach i przedszkolach większość matki. Dzieci przyprowadzane do szkół i przedszkoli w większości przez matki. Jedyne gdzie widzę przewagę facetów to treningi wspólne dla dzieci i rodziców. Więc tak, gdybym miała pisać o rodzicach to bym kłamała, bo z tego co widzę jednak to matki zajmują się dziećmi.

Odpowiedz
avatar Michail
15 19

Wasza praca wymaga siedzenia w biurze? Jakby panna pracowała z domu w swoich warunkach to wszystkim by chyba było lżej.

Odpowiedz
avatar katem
21 23

Naprawdę nic nie można poradzić na terroryzowanie przez jedna osobę ? Niech siedzi w kurtce, skoro jej zimno, a nie cała reszta musi się smażyć, bo księżniczce świeże powietrze nie pasuje.

Odpowiedz
avatar marcelka
15 17

A nie możecie znaleźć jakichś zaleceń WHO czy innych (jeśli istnieją - nie wiem, ale może warto poszukać?) - coś w stylu, że w pomieszczeniu biurowym temperatura powinna być XX-XX - i tego się trzymać? Jeśli ona jest tak przyzwyczajona do ciepła to faktycznie może być jej zimno, no ale z drugiej strony może być w pracy ktoś, kto uwielbia morsowanie, a temperaturę to tak około 17 stopni - i co wtedy? Której racja byłaby "najmojsiejsia"? I jeszcze jedno: to, gdzie ona mieszka, co je, czy jeździ autobusem czy wrotkami i na jakich dystansach - co Was to obchodzi? Jeśli tylko się zjawia w pracy punktualnie, to jej nawyki pozapracowe nie powinny was obchodzić. A w biurze powinniście po prostu ustalić jakiś regulamin, ustalić wszyscy razem, że temperatura ma wynosić od X do XX, że okna otwarte np. na 15 minut co dwie godziny, jeśli temperatura na zewnątrz jest XX-XX, raz dziennie jak jest zimniej, temperatura poniże XX - coś w tym stylu. A jeśli wszyscy się na to zgodzicie, a ona nie - to wtedy iść na zwarcie, czyli ona chce zamknięte okna non stop, to ktoś inny może chcieć non stop otwarte - i dopóki wspólnie nie uzgodnicie czegoś, to każdy ma takie samo prawa...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 listopada 2023 o 13:34

avatar Ohboy
16 22

Wstęp o budowaniu odporności jest zupełnie bez sensu. Bo przy takim trybie życia nie pomoże to, że ludzie przychodzą do pracy/szkoły zasmarkani. To tylko zaszkodzi ludziom z normalną odpornością, bo każdy w końcu zachoruje. Swoją drogą to trochę zabawne, że cała grupa daje się terroryzować jednej babce. Zamiast nad odpornością popracujcie nad asertywnością ;)

Odpowiedz
avatar szafa
2 10

@Ohboy: Dokładnie, dałam minusa, bo mimo że laska piekielna, to trochę za dużo pseudomedycznych bzdur w tym tekście.

Odpowiedz
avatar Mufasa
9 11

Prowadzę sklep ogólnospożywczy przy dużym biurowcu, mamy też mały regał z produktami medycznymi (gripexy apapy itp). Mam wrażenie ze takich Alicji jest niestety na pęczki. Codziennie widze kobiety (zawsze te same) kupujące na obiad tanią zapiekankę na szybko +snickersa i do tego co najmniej raz na tydzien duze pudełko ibupromu max (12 tabletek). Ogolnie ludzie uwielbiaja łykać środki przeciwbólowe jak cukierki zamiast zadbac o siebie. Osobiscie znam ludzi którzy wolą miesiącami chodzić z bólem zęba i łykać 4-5 apapów dziennie zamiast isc do dentysty

Odpowiedz
avatar gawronek
12 16

@Mufasa podziękujmy niewydolnemu systemowi ochrony zdrowia ;) Jak na NFZ z bólem czegokolwiek czekasz po parę miesięcy na wizytę to chyba normalne że ktoś chociaż złagodzi ból. Nie każdy ma kasę żeby ze wszystkim latać prywatnie. Polacy na potęgę łykają p/bólowe ale nikt się nie zastanowi czemu?

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
7 15

@louie: Ta... i potem czekasz miesiącami na te badania... Rozwalając sobie nadal wątrobę i trzustkę...

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 11

@Mufasa: Ogólnie zgadzam się, że nadmierne branie leków jest problemem, natomiast wiele osób żyje z chronicznym bólem i posiłkuje się lekami OTC, bo nie otrzymuje odpowiedniej pomocy. No i druga sprawa, że na jakiej podstawie zakładasz, że opakowanie leków jest zużywane tylko przez kupującego, a nie całą rodzinę? To oczywiście nadal dużo, ale zdecydowanie mniej niż gdyby tabletki łykała jedna osoba.

Odpowiedz
avatar czydredy
13 13

@louie a na nocnej i świątecznej dadzą ci jakieś lepsze przeciwbólowe i powiedzą, że masz się zgłosić jutro do swojego lekarza rodzinnego, bo nic więcej nie mogą zrobić.

Odpowiedz
avatar Ohboy
1 5

@louie: I to są te wybitne badania? USG i RTG? Najtańsze i najdostępniejsze badania, które w większości przypadków stanowią jedynie wstęp do dalszego rozpoznania? :D A leki przeciwbólowe, które nie są na receptę, jeszcze bardziej rozwalają żołądek. Lepsze działanie, ale demolka dla organizmu większa.

Odpowiedz
avatar marynarzowa
18 18

5 osób w biurze, czyli 4 dorosłe osoby dają się terroryzować jednej, której wiecznie zimno.

Odpowiedz
avatar czydredy
11 11

Bardzo ciekawe są te rachunki za ogrzewanie. Nawet my, mając malutkie mieszkanie i grzejąc na maxa w jednym pokoju (stare nieszczelne okna) to i tak dostawaliśmy po kilkaset złotych zwrotu. Druga sprawa- koleżanka nie wychodzi przez 9 godzin do toalety? Zawsze wtedy można na szybko pootwierać okna na oścież żeby się powietrze wymieniło.

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 6

@czydredy: A grzejecie też, gdy nie ma Was w domu? I w nocy? Bo babka z historii chyba tak właśnie robi. No i utrzymanie 27 stopni we wszystkich pomieszczeniach... To naprawdę wysoka temperatura. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, ile bym zapłaciła u siebie.

Odpowiedz
avatar czydredy
1 1

@Ohboy w nocy szczególnie grzaliśmy, ale tylko ten 1 pokój. Reszta grzejników była ustawiona optymalnie ciepło. Przykręcaliśmy grzejniki tylko jak nie było nas dłużej niż 1 dzień w domu.

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 4

@czydredy: Nigdy nie miałam ogrzewania miejskiego, więc nie wiem, ile zazwyczaj wychodzi, ale no 27 stopni w mieszkaniu jest bardzo wysoką temperaturą, z którą jeszcze u nikogo się nie spotkałam, więc jestem w stanie uwierzyć, że kosztuje krocie.

Odpowiedz
avatar szafa
4 6

Alicja piekielna, ale. Pierwsza sprawa - odporność odpornością, a zarazić syfem się możesz i to są fakty. Ktoś z kaszelkiem może mieć zwykłe przeziębienie, a może być nosicielem covida lub chlamydii płucnej. Jeden (młodszy) przejdzie to lekko, drugi (starszy albo przemęczony, np. ja pracuję w dwóch pracach i nie przeskoczę tego, że zmęczenie i niewyspanie obniża moją odporność) przejdzie ciężej. U nas normą jest, że każdy przychodzi do pracy chory. I co? Efekt jest taki, że mamy później wszystkich chorych, mniej lub bardziej. Zgodnie z Twoją teorią powinniśmy na nic nie chorować, bo mamy superodporność. No, niestety, tak to nie działa. Ale dzięki takiej wierze w nabywanie odporności co roku mamy "sezon grypowy" i co parę lat problem z chlamydiowym zapaleniem płuc, o którym się nie mówi, mimo że jest to problem gorszy od covida (covida przeszłam lekko, chlamydiówka mnie rozwaliła całkiem na miesiąc, a kaszlałam jeszcze kolejny). Do tego jedzenie warzyw i owoców to też bzdura wciskana przez dietetyków. Żeby uzyskać sensowną ilość witamin z nich, trzeba by ich jeść MNÓSTWO. Problem w tym, że jedząc mnóstwo warzyw i owoców jemy olbrzymią ilość chemii, w tym rakotwórczej (niestety, takie czasy), więc warto być tego świadomym. Ja zażywam te potępiane w czambuł suplementy (tylko sensownie dobrane, nie jakieś g8wno z biedry) i większość moich problemów zdrowotnych znikła.

Odpowiedz
avatar VAGINEER
1 3

Przykro się to czyta. Kobieta ewidentnie zaburzona.

Odpowiedz
avatar Schattenspiel
5 5

Koleżanka piekielna, wy nieasertywni, ale... Sądząc po tym, że jest jej wiecznie zimno, nie rusza się, bo zadyszka, oraz ciągłe bóle głowy, stawiam na problem z krążeniem. Nie trzeba jej mówić, kiedyś dostanie zawału :P

Odpowiedz
avatar Wilczyca
4 10

Ciekawi mnie ile ta osoba spędza rocznie dni na L4, bo z tej historii wynika, że bardzo dużo. Musi być wybitną specjalistką, że pracodawcy to tak zupełnie nie przeszkadza. Dziwne, że nie potraficie się dogadać w biurze w parę osób i ustalić jakichś zasad, ktoś wyżej wspomniał dobry pomysł z regulaminem. Natomiast Twoje wracanie się do cudzego życia też uważam za piekielne. Są też osoby, które mają różne choroby, które np wiążą się z obniżoną odpornością, a niekoniecznie każdy się chce tym chwalić. Dziwne, że tak dokładnie znasz jej nawyki, temperaturę w domu itd. No i ciekawe by było gdyby w biurze trafił Wam się ktoś chory na astmę, ciągle kaszlący :D

Odpowiedz
avatar Semilinka
5 7

Wkurzający ten cały apel. Co mi da "budowanie odporności" jeśli zwyczajnie nie mogę jej zbudować? Jestem pokoleniem, któremu na kichnięcie dawali antybiotyki (no może przesadzam ale jako dziecko dużo chorowałam i faszerowali mnie antybiotykami jak cukierkami). No i mogę sobie wyjść na dwór, przemoczyć się, a chora nie będę. Za to kichnie na mnie ktoś w sklepie i angina lub zapalenie gardła mam na pewno. Okres jesieni i wiosny to dla mnie walka o funkcjonowanie. Rok temu równe pół roku co miesiąc kończyłam z antybiotykami. I to nie tak, że od razu biegnę do lekarza po antybiotyk jak mnie gardło drapie. Po prostu "budowanie odporności" dla mnie nie istnieje. Także dla mnie strasznie głupi apel. I tak nie raz pytałam lekarzy co mogę zrobić by tak nie chorować lub co może być powodem. Rozkładają ręce, bo unikać antybiotyków nie zawsze się da. Tym bardziej że niestety infekcje łapią mnie od strzała od razu na ostro.

Odpowiedz
avatar digi51
0 0

@Semilinka: które to pokolenie, któremu na kichnięcie dawano antybiotyk?

Odpowiedz
avatar czydredy
3 3

@digi51 myślę, że +/- lata 90, to był rozkwit antybiotykoterapii.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
2 2

@digi51 Ja, dzieciństwo w latach 90. Dostawałam antybiotyki przez prawie 3 lata ciągiem, bo wtedy funkcjonowała "wiedza", że jak katar żółty to infekcja, a jak biały to alergia. Po 3 latach i 6 różnych pediatrach mama w końcu trafiła na lekarza, którzy skierował do alergologa. I po 3 latach brania antybiotyków dostałam w końcu leki na alergię...

Odpowiedz
avatar digi51
1 1

@mama_muminka @czydredy, o matko, to ja mam zupełnie inne wspomnienia, antybiotyk za dzieciaka brałam może z dwa razy na anginę, do lekarza chodziło się głównie na bilanse albo jak gorączka utrzymywała się kilka dni, a tak to wypoczywanie i babciny syrop z cebuli, witamina c i tyle. Jak ktoś się w szkole pochwalił, że antybiotyk brał to poklask jakby śmierci ledwo uszedł.

Odpowiedz
avatar Semilinka
0 0

@digi51: dokładnie jak ktoś wspomniał. Lata 90. Na gorączkę dostawałam duomox, potem zamieniło się to w ciągle anginy i zapalenia gardła. Bywało że na antybiotykach ciągiem bywałam i pół roku. Oczywiście na duomoxie... Syropem z cebuli, dziewanny, mniszka lekarskiego, czy wszelkimi szałwiami, mietami, mlekiem z czosnkiem i miodem swego czasu wręcz wymiotywalam. Była propozycja wycięcia migdałków do której nie doszło, za to mam upośledzoną odporność. Wtedy x lekarzy pchało antybiotyki na umór. Potem były badania na alergię, miało być sanatorium ale nic z tego nie wyszło. Teraz jak mogę staram się unikać antybiotyków ale w moim przypadku jest to bardzo ciężkie.

Odpowiedz
avatar panna_ola
3 7

Budowanie odporności przez zdrowy tryb życia to jedno, unikanie infekcji tam gdzie można ich uniknąć to drugie. Apel totalnie bez sensu.

Odpowiedz
avatar Allice
-1 7

Ch** ci do tego jak ktoś się twoim zdaniem odżywia, żyje itp. Nie wiesz tego, chyba że go śledzisz po pracy. Jeśli nie to nie masz kur** pojęcia. Nie masz też pojęcia jak wypominając komuś to możesz wpłynąć negatywnie na przepracowywane od dłuższego czasu problemy, zaburzenia. Ja wiem, bo jeden taki prawie zrujnował to nad czym starałam się pracować bo postanowił oceniać po tym co ma okazję zobaczyć raz na tydzień może

Odpowiedz
avatar digi51
-2 2

@Allice: wypominanie? Ja tu widzę raczej poddaństwo wobec zaburzonej laski, która się znęca nad kolegami z pracy. Już k...rwa nic nikomu nie można powiedzieć, nawet jak ci uprzykrza życie, bo nie daj Boże ma jakąś traumę.

Odpowiedz
avatar Allice
2 2

@digi51: czy ja bronię laski? Nie. Ale nie masz prawa oceniać i wypominać komuś stylu życia, odżywiania, czegokolwiek. Szczególnie jak nie mieszkasz z nim i nie widzisz w 200%. Gówno ci do tego. Komentarze w tym temacie są po prostu chamstwem

Odpowiedz
avatar Sheyrena
1 1

Istnieje coś takiego jak przepisy BHP, tam jest cały rozdział o temperaturach. Wg aktualnych zaleceń temperatura w biurze powinna wynosić 20-24° latem i 20-22° zimą. Na pewno nie może być niższa niż 18°, tego jestem pewna, natomiast nie pamiętam czy przepisy regulują maksymalną.

Odpowiedz
Udostępnij