Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem korepetytorką z języka angielskiego. W tym roku lekcje u mnie trwają…

Jestem korepetytorką z języka angielskiego.

W tym roku lekcje u mnie trwają 50 min i do nikogo nie dojeżdżam (kwestia oszczędności czasu i pieniędzy). I już w połowie września miałam dość. Dość rodziców, nie uczniów, bo tych drugich mam super.

Otworzyłam zapisy w połowie sierpnia. Wrzuciłam kilka ogłoszeń, żeby zdobyć nowych uczniów - sporo moich poprzednich uczniów odeszło, ponieważ ukończyli szkoły. Zgłosiła się masa chętnych, ale...

Wiele osób po przypomnieniu się we wrześniu, że proszę o dni i godziny, w jakie mogą odbyć się zajęcia, ignorowali mnie. To jest najmniej piekielne, chociaż miło byłoby usłyszeć "jednak dziękujemy".

Mama mojego jednego ucznia z poprzedniego roku prosiła, żeby zarezerwować termin, oni są chętni, chłopak nie może się już doczekać zajęć. Ok, rezerwuję. Więcej nie dostałam żadnej odpowiedzi.

Inna mama pod koniec sierpnia chciała ustalić termin. Okej, nie ma sprawy. Wypisała, jakie godziny i dni jej odpowiadają. Napisałam, na jaki dzień i godzinę wpisuje dziecko i wysłałam adres. "Ale jak to, zajęcia nie będą u nas?". No nie, nie dojeżdżam, w ogłoszeniu było zaznaczone kilkukrotnie. "No ale po znajomości, nie możesz dojeżdżać?". Nie. Szczególnie, że na dwadzieścia pięć minut nie opłaca mi się jechać niewiele ponad 2 kilometry w jedną stronę, a na dojście stracę czas, w którym mogłabym pracować. "No wiesz co!". Ostatecznie mama stwierdziła, że będzie córkę przywozić. W pierwszy tydzień dostałam wiadomość, że dziewczynka chora. Okej, życzę zdrowia. Drugi tydzień - jednak nie mogą. No dobra, niech będzie. Zajęcia miały być w poniedziałki, więc przy trzecim tygodniu napisałam w niedzielę wieczorem, czy będą w poniedziałek. "Nie, nie mamy czasu. No chyba że będziesz do nas przyjeżdżać, to będziemy mieć czas". Nie ma mowy, żebym przyjeżdżała. Szkoda tylko, że w międzyczasie odmówiłam kilku osobom, bo miałam grafik pełny.

Inna mama zadzwoniła, że już, natychmiast lekcje, ona rezerwuje termin, a w sumie to dwa. Dopiero później przyznała, że nie chce dwóch zajęć, po prostu nie była pewna, który będzie im bardziej odpowiadać. Miała następnego dnia rano napisać, który wybiera (rozmawiałyśmy wieczorem, więc mogłam poczekać do rana). Po południu piszę, bo są też inne osoby. "My jednak nie chcemy". Pytam, czemu nie dała znać? "A no miałam dać znać, ale wie pani, tak wyszło...".

Jedna mama obrała sobie za cel wydzwanianie do mnie przez całą niedzielę (lekcje mamy w poniedziałki), czasem też w dniu zajęć. Pyta o bzdety, które ma w wiadomościach - a ile kosztują zajęcia, a jaki adres, a co dziecko ma powtórzyć. Właśnie żeby uniknąć takich pytań, piszę takie rzeczy w wiadomości - każdy może sobie zajrzeć do nich, kiedy zapomni. Ta mama jednak tydzień w tydzień dzwoni i pyta.

Inną mamę prosiłam o ustalenie stałych godzin. W ogóle nie docierało, że jednak chciałabym mieć stały i pewny grafik. Notorycznie za to pisała tuż przed lekcją, że jednak nie dadzą rady, albo 10 min przed: "to robimy dzisiaj o godzinie XX?". Notorycznie też uznawała, że lekcje nie odbędą się, chociaż nasze rozmowy wskazywały inaczej.

Następna mama postanowiła, że sobie przedłuży lekcje. Przywoziła dzieci gdzieś z sąsiedniej wsi, więc zawsze miała wchodzić do mieszkania, aby zapłacić i odebrać dzieciaki. Zamiast odebrać dzieci na czas, każdemu dodawała po 2/3 min. O tyle irytujące, że mając kolejne zajęcia, musiałam się śpieszyć. Proszenie o punktualność nie pomagało.

I, oczywiście, komentarze ludzi "co tak drogo?!". Z tym, że jak na doświadczonego korepetytora, będącego po kilku pobytach za granicą (więc umiejącego się komunikować, czym nie każdy nauczyciel może się pochwalić), z sukcesami (dzieci z trudnościami w uczeniu potrafię wyciągnąć na 5 i 6, ósmoklasiści przy napisaniu próbnych na 10%, potrafią napisać potem egzamin na 70/80%, niektórzy oscylowali w okolicach 100% - ci z ponad 90% mieli jednak więcej na próbnych) i własną działalnością, 70 zł to stawka bardzo mała.

korepetycje

by ~koreczek
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Chrupki
9 15

Współczuję.. Ale wiesz, nie bez powodu "obyś cudze dzieci uczył!" uznawane jest za klątwę..;)

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 17

@Chrupki: Ale przecież nie ma przymusu uczenia cudzych dzieci.

Odpowiedz
avatar jotem02
1 11

Siedem dych za 50 minut? To stawka dla studentów i to młodszych lat. Powinnaś bardziej się cenić.

Odpowiedz
avatar digi51
10 10

@jotem02: I co jej da podniesienie stawki np. do 100zł, skoro angielski jest tak powszechny, że konkurencja jest ogromna? Za taką stawkę może mieć naprawdę niewiele chętnych. Wykwalifikowany nauczyciel jest potrzebny do ciężkich przypadków, jak dziecko potrzebuje tylko doprecyzowania czy owego to studenciak zupełnie wystarczy. I zawoła 50zł.

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 10

@jotem02: Oczywiście! W ogóle nauczyciele powinni cenić się bardziej, bo - jak na razie - cenią się bardzo nisko. Mnóstwo roboty, zapieprz po godzinach - a pensja marniutka, podobno... Zresztą - co to jest za stawka 70 dych na godzinę? Lekarz ma 200 - i dobrze jest...

Odpowiedz
avatar helgenn
4 10

@digi51: teraz 100 złotych za godzinę korepetycji to jest rynkowa stawka w dużym mieście. Sama byłam w lekkim szoku, bo przecież na studiach 15 złotych brałam ;) później mocno stawkę podniosłam i miałam jeszcze więcej chętnych: na wielu działa magia ceny i wydaje im się, że jak wydadzą więcej to jest lepsza jakość.

Odpowiedz
avatar Ohboy
9 13

@helgenn: Dlatego trzeba znać rynek w swoim mieście. Autorka ma doświadczenie, więc pewnie wie, na co może sobie pozwolić. Na pewno są miejsca, w których i ponad 100 zł by przeszło, ale i takie, w których stawka dalej wynosi mniej niż 50 zł.

Odpowiedz
avatar helgenn
2 8

@Ohboy: w historii jest cały akapit o tym, że to stawka dość niska jak na umiejętnośći. Na pewno koszty generuje fakt posiadania działalności. Na pierwszym roku studiów miałam 10 uczniów i stawkę 15 złotych za godzinę. Na końcu studiów 5 uczniów i 50 złotych za godzinę a i tak byłam poniżej średniej rynkowej, bo student. Niby jest duża konkurencja, ale dziś na angielski posyłają niemal wszyscy rodzice, w jednym roku miałam 5 uczniów z tej samej klasy na mojej wsi, bo skoro jedno chodziło to inni też chcieli (co śmieszne, każdy rodzic chciał indywidualnie, choć proponowałam stworzenie minigrupy i obniżenie stawki).

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 8

@helgenn: Umiejętności to jedno, a rynek - drugie. Dlatego powtarzam, trzeba znać swoją okolicę. Nie można psuć rynku zbyt niską stawką, ale nie w każdej miejscowości można dać wysoką stawkę nawet, jeśli ma się duże umiejętności. Brat znajomej akurat mieszka w dosyć małej miejscowości i tam nikt nawet 70 zł nie bierze.

Odpowiedz
avatar jotem02
-2 4

@helgenn: Mam JDG na korkach. Czyli generuje to prawie sześć stów na miesiąc. Muszę to uwzględnić przy planowaniu ceny za godzinę. Na razie jest stówa, ale nie wykluczam podwyżki. Ale jest faktem, że wyższa cena generuje wyższy szacunek. Mogę strzelić dwie stówy za godzinę i będę traktowany jak Porsche na wystawie Matizów. Pewnie będę miał mniej klientów, ale w sumie kasa się zgodzi, a roboty będzie mniej. Widziałem w sieci stawki 250 za godzinę (matma) i chyba chętni byli. Ja jestem multi - matma , fizyka, angielski i chemia z uprawnieniami i mogę brać ile rodzice wytrzymają.

Odpowiedz
avatar Ohboy
-1 3

@jotem02: 600? Jak to możliwe, że płacisz tak mało? Masz działalność od niecałych dwóch lat?

Odpowiedz
avatar jotem02
-1 1

@Ohboy:ZUS karta podatkowa i podatek wyznaczany przez US. I tyle wyszło

Odpowiedz
avatar digi51
2 4

@jotem02: 250zł za godzinę korepetycji z zakresu matematyki na poziomie szkolnym to już chyba tylko bufonada rodziców, którzy się na coś takiego decydują. Chyba, że ten nauczyciel ma jakieś magiczne moce, dzięki którym wiedza dosłownie sama wchodzi do głowy.

Odpowiedz
avatar digi51
3 5

@helgenn: Umiejętności to w sumie niewiele mają do rzeczy, wszystko jest kwestią tego, ile kto jest w stanie zapłacić. Jeśli nie ma popytu na jakąś usługę, to serio nikogo to nie obchodzi, jak wspaniale potrafisz to zrobić.

Odpowiedz
avatar japycz1
1 3

@jotem02: "Widziałem w sieci stawki 250 za godzinę (matma) i chyba chętni byli. Ja jestem multi - matma , fizyka, angielski i chemia z uprawnieniami i mogę brać ile rodzice wytrzymają" Tak, tak. Brać oczywiście możesz. Dostać niekoniecznie.

Odpowiedz
avatar jotem02
-2 2

@digi51: Takie ceny widziałem w sieci. Konkretnie przygotowanie do rozszerzonej matmy. Przy rozszerzonej fizyce (a to już hardkor) stało: cena negocjowana indywidualnie. Ale są rodzice, którzy tyle płacą, bo ich po prostu stać.

Odpowiedz
avatar helgenn
-1 3

@digi51: szkolnictwo mamy w zapaści, popyt na korki to akurat rośnie z roku na rok, tym bardziej przy kolejnej reformie, gdzie dzieciaki nie wyrabiają z nauką. Dzisiejsze czasy i stawki są szalone, nie ma co porównywać z tym co było nawet dwa lata temu. Moi znajomi biorą 100 złotych za godzinę angielskiego online, czyli geografia nikogo nie ogranicza. I taka anegdotka: mój były nauczyciel chemii 20 lat temu brał za prywatne lekcje ponad 100 złotych, standardowa ówczesna stawka za godzinę lekcyjną to było +/-20 złotych. Przygotowywał do matury i egzaminów wstępnych na studia, ponoć ze 100%-wą skutecznością (był naprawdę rewelacyjnym nauczycielem, więc jestem w stanie uwierzyć).

Odpowiedz
avatar Ohboy
-1 1

@jotem02: Brzmi jak składka preferencyjna.

Odpowiedz
avatar jotem02
0 2

@digi51: Mieszkam sobie tu już prawie 30 lat. Na korki chodzą dzieci moich korkowiczów. To się nazywa brand, i za tym idzie kasa.

Odpowiedz
avatar jotem02
-1 1

@Ohboy: Co to jest składka preferencyjna. Tyle mi wyliczyli, to tyle płacę. Ale od pewnego czasu już karty podatkowej nie ma, I to może być problem. Wszystko runie w szarą strefę.

Odpowiedz
avatar digi51
1 1

@helgenn: Tak, popyt rośnie, nie tylko ze względu na zapaść szkolnictwa, która akurat trwa systematycznie od wielu lat, ale też dlatego, że ludzie mają mniej dzieci i więcej pieniędzy i prędzej stać ich na zapłacenie 100zł za godzinę niż kiedyś nawet 30zł. Kiedyś korepetycje to była oznaka tego, że dziecko ewidentnie nie radzi sobie z przedmiotem lub ewentualnie musi zdać maturę z niego na bardzo wysokim poziomie, dzisiaj niektórzy załatwiają dzieciom korki, bo mają 4, a przecież musi mieć 5 XD I git, nic mi do tego. Natomiast i tak wszystko zależy od specyfiki danej miejscowości, na przykład w mniejszych miejscowościach przy zachodniej granicy godzina korków z niemieckiego to ok.50-60zł, 100zł to już mega fanaberia w tych realiach.

Odpowiedz
avatar szafa
2 2

@jotem02: Nie wiem, skąd wy macie takie rynkowe stawki :D. Przeciętna stawka za godzinną (60 min) lekcję we Wrocku to 60 złotych. Są ludzie, co biorą 120, pewnie, zazwyczaj są to ludzie, którzy uczą pod zdanie C2 albo biznesowego albo prawniczego albo są znanymi youtuberami :D. Są też studenciaki, co biorą 30 za godzinę. Ja ostatnio płaciłam nativowi za rozmówki godzinne 50, i to był native z UK.

Odpowiedz
avatar japycz1
0 0

@szafa: " Nie wiem, skąd wy macie takie rynkowe stawki" - Ja Ci powiem skąd. Wzięta najwyższa kwota po wpisaniu na olxie "korepetycje" i posegregowaniu cena "od najwyższej". To że nikt z tego ogłoszenia nie skorzystał albo trafiła się jedna osoba na rok to już nieistotne. Potem uważają że takie są stawki i też tyle mogą oczekiwać. Logiczne.

Odpowiedz
avatar mesing
8 12

Autorka wpisu powinna przy ustalaniu terminu podać numer konta, na które wpłynie zadatek np. w wysokości 50% ceny godziny lekcyjnej. Dopiero po wpłacie zadatku termin zostałby w kalendarzu zaklepany. W przypadku gdy zajęcia się nie odbędą z winy klienta zadatek zostaje w kieszeni autorki. Takie działanie powinno zmotywować rodziców do nieodwoływania spotkania na minutę przed lub nieprzychodzenia na umówione zajęcia bez żadnej informacji.

Odpowiedz
avatar Rzezucha_gorzka
5 5

Przepraszam, że się lekko przyczepię, ale pierwsze zdanie "boli mnie w oczy".. jestem korepetytorką Z języka...? można być chyba tłumaczem z jakiegoś języka albo dawać korepetycje z języka.. Ale w tej formie to chyba nie bardzo.. A poza tym to pisz więcej, bo wiem z doświadczenia, ze korepetycje to nieskończone źródło piekielności..

Odpowiedz
avatar Wilczyca
0 2

Jeśli jeszcze tego nie praktykujesz, to wprowadź opłatę za zajęcia odwołane w ostatniej chwili

Odpowiedz
avatar jotem02
0 2

@Wilczyca: U mnie jeśli ktoś nie przyjdzie bez uprzedzenia to płaci normalną stawkę albo się rozstajemy. A chętnych mam po kokardkę.

Odpowiedz
avatar japycz1
5 5

". Zamiast odebrać dzieci na czas, każdemu dodawała po 2/3 min." Dwie trzy minuty to jest granica błędu pomiarowego. Jak by dawała 20-30 to można mieć pretensje a nie wygłupiać się o coś takiego ...

Odpowiedz
avatar szafa
2 2

2, 3 minuty? To wcale nie jest dużo. Ja uważam, że do 15 minut nie ma co robić tragedii (sama uczę i gdybym wyliczała ludziom co do minuty lekcję, to też bym miał,a tak jak autorka - zmieniających się uczniów jak rękawiczki, a nie stałych, jakich mam).

Odpowiedz
avatar digi51
1 1

@szafa: Dokładnie tak. Ja dojeżdżałam do uczniów i zdarzało mi się spóźnić kilka minut, nikt mi nie robił wyrzutów, a o 2-3 minuty to już w ogóle, choć ze swojej strony starałam się to zawsze wyrównać, a nawet dorzucić parę minut w gratisie w ramach przeprosin. Prowadząc lekcję zawsze dociągałam daną aktywność do końca, nawet jeśli oznaczało to zostanie kilka minut dłużej i nie przyszło mi do głowy doliczać nawet parę złotych za dodatkowe 5 minut. Jedyne co bywało dla mnie irytujące, to gdy przychodziłam na lekcję i okazywało się, że ucznia jeszcze nie ma, ale co śmieszne, zdecydowanie częściej zdarzało się, że czekałam jak słup pod drzwami dorosłego ucznia i, dokładnie jak mówisz, dopiero przy spóźnieniu 15min+ albo odwoływałam lekcję albo odpowiednio ją skracałam. Przy uczniach, u których był to jednostkowy przypadek pobierałam też mniejszą stawkę, przy tych, którzy notorycznie przesuwali godzinę zajęć pobierałam pełną stawkę. Nie pasuje, to się żegnamy. Ale hitem była kobieta, która nalegała na lekcję 3-go maja (tak nam wypadało z grafiku zajęć). Gdy przyszłam do niej, nie było jej w domu, a gdy zadzwoniłam usłyszałam, że przecież to święto, do tego majówka i ona wyjechała. Bezczelnie wpierała, że wcale nie byłyśmy umówione. Była to moja ostatnia lekcja z nią (a w zasadzie ostatnia była wcześniejsza, bo ta się nie odbyła).

Odpowiedz
Udostępnij