Z cyklu "Z pamiętnika młodego lekarza".
Jeden dzień w tygodniu dojeżdżam do szpitala powiatowego w pewnym miasteczku we wschodniej Polsce dorobić do renty.
Pracuję jako radiolog, a w tym miejscu zajmuję się tylko opisami badań RTG. Z pracy jestem zadowolony, ponieważ pracuję tyle ile chcę, a nie tyle, ile muszę. Jeśli ktoś poprosi mnie o szybszy opis jakiegoś badania zwykle się zgadzam - mi nie ubędzie, a tak czy siak zarobię.
Żeby nie rozpoczęła się kolejna chryja podobna do tej z "Mamą Ginekolog" - nieformalnie umówiłem się z dyrektorem szpitala, że pierwszeństwo przy opisach mają osoby kierowane przez zewnętrzne poradnie i POZ-ty. Kolejność następnych badań wybieram sobie sam.
Jednak nie byłoby tego wpisu, gdyby nie ostatnia sytuacja, która mi się przytrafiła.
Do gabinetu wchodzi piekielny dziad (na szacunek trzeba sobie zasłużyć) i od razu wyskakuje do mnie z mordą:
- Dlaczego nie ma jeszcze opisu badania mojej żony?! Już 3 dni mijają!
Odpowiadam grzecznie, że ja nic nie wiem, dojeżdżam tu tylko na jeden dzień. I jeśli jeszcze chwilę poczeka, to zrobię ten opis.
- To ile jeszcze mam czekać?! Za moich czasów pracowało się codziennie od 8 rano - cały czas podniesionym głosem.
Znów grzecznie odpowiadam, że czasy się zmieniły, a rozmawiając ze mną jedynie co wskóra to dłuższe czekanie, więc proszę, żeby wyszedł.
Tu pojawiły się standardowe argumenty, że on tyle lat płacił składki, powyzywał mnie od osób z "Narodu Wybranego" i poszedł tam, gdzie krążownik Moskwa pływa.
W międzyczasie opisałem kilka-kilkadziesiąt badań.
Gdzieś bliżej końca pracy kolejny raz słyszę pukanie do drzwi.
Do pokoju zagląda piekielny z pytaniem, czy zrobiłem ten opis i niemal od razu łapą sięga po opisy innych osób.
Spytałem się pana, czy wie, że nie tylko jego żona czeka na opis badania, i że mam jeszcze ze 20 osób na liście przed nią, więc czy może usiąść spokojnie na korytarzu i poczekać.
O dziwo zastosował się do poleceń bez szemrania.
Opisałem to badanie praktycznie po jego wyjściu z gabinetu, byle bym nie musiał się z nim użerać.
Jednak facet dość mocno mnie zirytował swoim zachowaniem, więc to ja zrobiłem się piekielny.
Wziąłem opis jego żony i wyszedłem z gabinetu - przy okazji musiałem go minąć na korytarzu, więc widziałem w jego twarzy małą nadzieję na szybkie załatwienie sprawy.
Powiedziałem mu, że muszę zapytać się o jedną rzecz w rejestracji, gdzie się kierowałem.
Pytam się rejestratorek o dziada - okazało się, że im też się oberwało.
I tu wpadłem na diabelski plan:
- Czy macie tutaj upoważnienia do odbioru wyników?
- Tak, mamy, a dlaczego pan doktor się pyta?
- Chciałbym trochę utrudnić dziadowi życie.
- A to nie dla niego ten opis?
- Nie, dla jego żony.
Wynik przekazałem jednej z rejestratorek. Wyszedłem z rejestracji i poszedłem na ploteczki.
Koniec pracy - oddaję w rejestracji resztę opisów i klucz do gabinetu.
Pytam się co z piekielnym.
Okazuje się, że facet narobił bardachy, wrzeszczał na mnie i dziewczyny, a finalnie opisu w tym dniu nie odebrał.
FINE
A wystarczyłoby zachowywać się normalnie, jak człowiek i problem zostałby rozwiązany w ciągu 5 minut.
szpital
No facet buc, ale mam wrażenie, że najbardziej zrobiłeś pod górkę tej biednej żonie...
Odpowiedz@Cyraneczka: niestety często trzeba drąc jape coś załatwiać... Tylko darcie się powinno być ostatecznością gdy spokojne metody zawodzą.
Odpowiedz@xMiuSx: Darcie mordy nigdy nie powinno być rozwiązaniem. Raz, że pokazuje się swój brak kultury, dwa, że samodzielnie przypinasz sobie łatkę awanturującego się idioty/-ki
Odpowiedz@AWOsms: czasami z tą bandą konowałów to jedyna droga, żeby coś osiągnąć.
Odpowiedz@AWOsms Nie powinno. Ale niestety w dzisiejszych czasach czasem to jedyne rozwiązanie a czasem takie osoby dostają więcej i szybciej
Odpowiedz@xMiuSx: ciekawi mnie takie podejście. Ja również robię pod górkę ludziom, którzy na mnie drą japę w firmie, w której jestem zatrudniona, a na mojej działalności to w ogóle nikt na mnie nie drze japy, bo bym się z nim pożegnała, mogę sobie na to pozwolić. Tak że fascynuje mnie, że gdzieś to ułatwia załatwianie.
OdpowiedzDobrze zrozumiałem końcówkę, że gdyby dziad był uprzejmy, to dostałby do ręki wyniki swojej żony, mimo braku upoważnienia? Mimo wszystko to nie powinno mieć miejsca - niezależnie od zachowania kogokolwiek.
Odpowiedz@Me_Myself_And_I: Prawdopodobnie odniósłbym do rejestracji. Ale to tylko gdybanie "co by było". Dziewczyny w rejestracji przyznały mi się, że wydają wyniki po podaniu PESELU lub daty urodzenia, więc patologia po bandzie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 października 2023 o 20:43
@Me_Myself_And_I: kiedyś miałam ze sobą dowód osobisty babci i wszystkie jej dane, w szpitalu odmówili, bo ma być upoważnienie. Jechałam tam 20 kilometrów, wyszłam na pół godziny, napisałam upoważnienia, wróciłam z papierkiem i nagle wszystko było cacy. Trochę paranoja.
Odpowiedz@helgenn: Ale w razie czego to Ty odpowiadasz za sfałszowanie podpisu na upoważnieniu. Pielęgniarki mają czyste sumienie :)
Odpowiedz@helgenn: na tym polega cały trik - One mają w papierach że miałaś upoważnienie więc są kryte, a jedyną osobą która mogłaby zakwestionować upoważnienie jest Twoja babcia - a zakwestionować mogłaby tylko gdybyś odebrała te wyniki za jej plecami. Zresztą tak samo to wygląda gdziekolwiek - w każdym urzędzie - i co lepsze urzędnicy czy tam rejestratorki/pielęgniarki doskonale sobie zdają sprawę że właśnie dostali "lewe" upoważnienie. Zresztą sam czasami mówię petentom żeby "poszli do samochodu gdzie NA PEWNO siedzi żona/mąż i niech ta żona/mąż napiszą tam szybko upoważnienie to zaraz im wydam te dokumenty" Mi się w papierach zgadza, a jak się okaże że jednak ten ktoś nie powinien tego otrzymać, to ja nie pamiętam, ja mam upoważnienie, skąd mogłem wiedzieć?
OdpowiedzA ciekawe czy to było prawdziwe 3 dni. Ja na opis miałam czekać do 7 dni, czekałam 13
Odpowiedz@katarmalin: Widać zależy od miejsca, może tam nie mieli ludzi akurat czy ktoś się rozchorował. Ja miałam na drugi dzień.
Odpowiedz@katarmalin: Ta kobieta była na zdjęciu w czwartek, a cała historia wydażyła się we wtorek - czyli nawet niecałe 3 dni robocze. @ICwiklinska Wszystko zależy od miejsca - w moim poprzednim miejscu pracy czas na opis rtg i TK był 1 dzień (z MR było różnie), w obecnym 3 dni, a jeszcze w innym miejscu gdzie sam byłem pacjentem na wynik MR czekałem 3 tygodnie.
OdpowiedzCzyli celowo zaszkodziłeś pacjentce, żeby zrobić dziadowi na złość? Wspaniały z ciebie lekarz.
Odpowiedz@Cut_a_phone: Po pierwsze: Pacjentka nie była w stanie zagrożenia życia - z jej schorzeniem mogłaby poczekać i z miesiąc Po drugie: Nie mam zamiaru być chłopcem do bicia, żeby ktoś mógł wylać swoją frustrację na świat/życie/marną organizację pracy w szpitalu itp. Po trzecie: Jestem człowiekiem a nie robotem i mam ograniczoną cierpliwość. Jeśli ktoś wylewa na mnie pomyje to powinien liczyć się z tym, że będzie tak samo traktowany - zgodnie z powiedzeniem : "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie" lub "Oddać pięknym za nadobne"
Odpowiedz@AWOsms: no dobrze, rozumiem i przyznaję ci rację. Przepraszam za złośliwy komentarz. Do lekarzy mam ogólnie szacunek.
Odpowiedz