Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jeszcze jedna wakacyjna historia z Azją w tle, tym razem rodzinna. Część…

Jeszcze jedna wakacyjna historia z Azją w tle, tym razem rodzinna.

Część mojej rodziny od wielu mieszka w Szwecji. Odkąd poznałam mojego partnera i zaczęłam bywać w tym kraju, utrzymuję bliski kontakt z kuzynką mojej mamy, zamieszkałą w Malmö (kiedy ciotka była dzieckiem, moja babcia praktycznie ją wychowała, bo jej własna matka miała "ciekawsze zajęcia", ciotka czuje ogromną wdzięczność i zależy jej na kontaktach z nami). Ciotka jest okolicach siedemdziesiątki i kilka lat temu wraz z partnerem uznali, że szwedzkie mrozy nie są na ich zdrowie i, co jest popularnym trendem wśród szwedzkich emerytów, kupili dom w Tajlandii, gdzie co roku spędzają zimowe miesiące. Dom mieści się 3 godziny jazdy od Bangkoku, trochę pośrodku niczego, ale grunt że w ciepłym klimacie. Ponieważ, jak mówią, czują się tam samotni, zapraszają rodzinę, żeby ich odwiedziła. Z tym że przebiega to dość osobliwie. Na wstępie zaznaczam, że ja się jej nie narzucam, większość kontaktu jest z jej inicjatywy.

Kiedy w czerwcu 2018 spędzaliśmy u nich święto Midsommar, rzucili temat, że ponieważ widzą, że my sporo jeździmy po świecie, bardzo by się cieszyli, gdyby udało nam się odwiedzić ich kiedyś również w Tajlandii. Podziękowaliśmy za zaproszenie, mówiąc, że co prawda urlop na ten rok mamy już w pełni zaplanowany, ale chętnie wybierzemy się do nich na kilka dni w przyszłym roku. Oni na to, że na kilka dni się nie opłaca lecieć taki kawał, żebyśmy przyjechali na co najmniej dwa tygodnie, to będzie można porobić sobie różne fajne wypady: do Malezji, Wietnamu, tajskie wyspy, czy gdzie jeszcze będziemy chcieli, bo loty tam na miejscu kosztują grosze. Dodali jeszcze, że kiedy w przyszłości będziemy potrzebowali przenocować w Malmö, żebyśmy nie wydawali bez sensu pieniędzy na hotel, tylko przenocowali u nich. Co prawda ze względu na ograniczony metraż dysponują tylko kanapą w salonie, ale to zawsze nocleg u rodziny, a nie bujanie się po hotelach. Podziękowaliśmy i potwierdziliśmy, że będziemy mieli na uwadze. Oni też są w każdej chwili mile widziani u nas.

W marcu 2019 dzwoniłam do ciotki, żeby złożyć jej życzenia urodzinowe. Ta opowiadała, że właśnie wrócili z Tajlandii, mieli cudowną pogodę, odbyli mnóstwo wycieczek i w ogóle szkoda, że nam nie udało się ich odwiedzić. Wspomniałam, że skoro jesteśmy przy temacie, to aktualnie jesteśmy na etapie planowania tegorocznego urlopu i bardzo chętnie przyjechalibyśmy do nich na jakiś tydzień w połowie listopada, jeśli oczywiście im pasuje i zaproszenie jest nadal aktualne (2 tygodnie wydały nam się zdecydowanie za długo; generalnie uważam, że siedzenie u kogoś w domu dłużej niż 3 dni jest męczące dla obydwu stron). Odpowiedź ciotki:
- Nie, kochanie, słuchaj, my ten dom chcemy sprzedawać. Doszliśmy do wniosku, że w naszym wieku te długi loty są już zbyt męczące i będziemy wystawiać ten dom na sprzedaż. Do listopada już go nie będziemy mieć, więc to był nasz ostatni sezon. W przyszłości jeśli będziemy tam jeździć, to do hoteli, bo nie chcemy też być uwiązani w jednym miejscu.
Ok, mówi się trudno. Zaplanujemy urlop inaczej.

Rozmawialiśmy z nimi w Boże Narodzenie, zapraszając ich na nasz ślub, który miał się odbyć w czerwcu 2020. Okazało się, że jednak nie sprzedali domu i polecieli do Tajlandii, ale ewakuowali się z powrotem do Szwecji już na święta ze względu na zaczynającą się w Azji epidemię.

Ze względu na covidowe obostrzenia musieliśmy wesele przesunąć w czasie; na początku lipca wzięliśmy tylko bardzo kameralny ślub, żeby dokumenty nie straciły ważności. Oprócz pary świadków, ciotka z partnerem, ze względu na bliskość zamieszkania, byli jedynymi gośćmi. Składając nam życzenia, powiedzieli, że jako prezent ślubny zapraszają nas w podróż poślubną do Tajlandii (jak tylko kraj otworzy granice i znowu zacznie wpuszczać cudzoziemców), bo jednak nie będą tego domu sprzedawać. Podziękowaliśmy, może tym razem się uda.

W lecie 2021 mąż wybrał się na kilka dni do Szwecji, odwiedzić rodziców, których od prawie 2 lat nie widział. Ze względu na porę lotu potrzebował przenocować w Malmö, a że hotele z jakichś przyczyn były w tym czasie pieruńsko drogie, spytałam ciotki, czy byłaby możliwość, żeby go jedną noc przekimali u siebie.
- Kochanie, wiesz, że my was zawsze bardzo chętnie u siebie gościmy, ale na nocleg kompletnie nie mamy warunków. Nie mamy drugiej sypialni, jest tylko kanapa w salonie, a to będzie zarówno niewygodne, jak i krępujące.
Ok, nie to nie, łaski bez. Mąż przenocował u kolegi w Ystad

W październiku 2021, ponieważ Tajlandia nadal była zamknięta dla turystów, ciotka z partnerem postanowili spędzić zimę w Hiszpanii, w domu jej córki na Costa del Sol. Ponieważ wybierali się samochodem, a Monachium leży po drodze, zatrzymali się u nas na nocleg. Nawieźli nam pół torby wałówki i spędziliśmy z nimi bardzo miły wieczór, podczas którego namawiali nas, żebyśmy zabukowali sobie lot i spędzili u nich Boże Narodzenie, bo dom jest duży, pogoda piękna, a oni będą sami i przyda im się towarzystwo. Podziękowaliśmy, ale musieliśmy odmówić, gdyż na święta wybieraliśmy się do Szwecji, do rodziców Gustava. Zaproponowaliśmy za to, że możemy ich odwiedzić w Wielkanoc, gdyż nie mamy planów, i chętnie spędzimy ją w Hiszpanii. Pasowało im, umówiliśmy się, że po Nowym Roku, potwierdzimy dzień przylotu i kupimy bilety.

Kiedy składałyśmy sobie życzenia w Boże Narodzenie, ciotka powiedziała, że z tą Wielkanocą to musimy się niestety wstrzymać, bo jej córka będzie chciała początkiem roku ten dom sprzedać i kupić inny. Ok, czyli stała śpiewka. Na Wielkanoc pojechaliśmy do moich rodziców, a pod koniec kwietnia ciotka z partnerem, wracając z Hiszpanii, ponownie zatrzymali się u nas i mówili, jaka to szkoda, że nie przyjechaliśmy do nich, bo córka jednak nie sprzedała domu.

W lipcu 2022 w końcu odbyło się nasze kilkakrotnie przekładane wesele. Podczas składania życzeń, ciotka w dwóch językach oznajmiła, że w ramach prezentu ślubnego serdecznie zapraszają nas w podróż poślubną do Tajlandii (do tego czasu granice z powrotem otwarto i znowu można było tam jeździć). Kurtuazyjnie podziękowaliśmy, tym razem traktując to wyłącznie jako kolejną deklarację bez pokrycia.

W tygodniach poprzedzających wesele ciotka wielokrotnie ekscytowała się, jak bardzo się cieszy na ponowne spotkanie z moją mamą, której nie widziała od wielu lat. Posadziłam je obok siebie przy stole, żeby mogły się nagadać, jednak ciotka zamieniła z mamą może trzy słowa, resztę czasu spędzając na rozmowie po szwedzku z moimi teściami. Około 20 razem z partnerem nagle pożegnali się i pojechali do domu.

Następnego dnia razem z mężem i rodzicami byliśmy zaproszeni do nich do domu na kolację. Spytaliśmy ich, co się wczoraj stało, dlaczego tak wcześnie opuścili imprezę - czy byli zmęczeni, czy źle się bawili, czy może ktoś im coś niemiłego powiedział, czy o co chodzi. Odpowiedzieli, że w sumie to nie wiedzą dlaczego. Wszystko było super, bawili się świetnie, nie wiedzą, co im nagle strzeliło do głowy, żeby wstać i wyjść i generalnie bardzo żałują, że nie zostali dłużej.

W pewnym momencie moja mama wspomniała, że w listopadzie wybierają się z tatą na wycieczkę objazdową po Tajlandii, wykupioną w biurze podróży, i chciała się jej spytać o kilka praktycznych informacji - głównie jakie są tam ceny, ile wziąć pieniędzy i w jakiej walucie, lepiej karta czy gotówka itd. Ciotka, nie dając jej dokończyć, wygłosiła tyradę, że nie wie, czy będzie mogła ich zaprosić do siebie, bo jeszcze nie wie, czy się tam w tym roku wybiorą. Mama przerwała jej, mówiąc, że w ogóle nie o to pyta, a nawet gdyby bardzo chciała ją tam odwiedzić, nie pozwoli na to napięty program wycieczki. Pogadaliśmy jeszcze o innych sprawach, a kiedy chcieliśmy się zbierać, nie chcieli nas wypuścić - udało nam się wyjść dopiero przed 23 i to tylko dlatego, że rodzice mieli wcześnie rano lot powrotny i chcieli się trochę przespać.

W Boże Narodzenie ciotka dzwoniła z Tajlandii z życzeniami i pytała, kiedy ich tam w końcu odwiedzimy.

Przed wakacjami moja koleżanka rzuciła temat wyjazdu sylwestrowego w przyszłym roku. Ponieważ święta i sylwester wypadną w środku tygodnia, nie biorąc dużo urlopu, będzie można mieć prawie 3 tygodnie wolnego. Oczywiście wszystko będzie zależało od cen i funduszy, ale wstępny plan jest taki, żeby zaraz po świętach lecieć do Dubaju, tam spędzić sylwestra, a w Nowy Rok lub dzień po lecieć do Tajlandii i najpierw spędzić parę dni w Bangkoku, a potem tydzień gdzieś w jakimś fajnym miejscu z ładną plażą i atrakcjami turystycznymi w bliskiej okolicy (na island hopping będziemy mieć za mało czasu).

W lipcu tego roku, podczas pobytu w Szwecji byliśmy zaproszeni do ciotki na obiad. Powiedziałam jej o naszych wstępnych planach sylwestrowych i spytałam, które miejsce może polecić na tygodniowy pobyt - Phuket, Koh Samui, Krabi, czy może jeszcze gdzieś indziej. Podobnie jak w rozmowie z moją mamą rok wcześniej, nie dała mi dokończyć, tylko od razu zastrzegła, że oni nie mogą nas zaprosić, bo nie wiedzą, czy do tego czasu nie sprzedadzą domu, bo jednak już ich te długie loty bardzo męczą. Odpowiedziałam, że w ogóle nie braliśmy pod uwagę wizyty u nich. Chciałam tylko spytać o rekomendację miejscówki. Ona na to, że w ogóle odradza Tajlandię, tam jest okropnie, pełno ruskich i w ogóle jedźcie gdzie indziej. Przed naszym wyjściem wyraziła jeszcze ubolewanie, dlaczego znowu śpimy w hotelu zamiast u nich, przecież tyle razy proponowali nam nocleg, dlaczego my nigdy nie chcemy z niego skorzystać?

Kiedy wróciliśmy do domu, dzwoni do mnie mama i mówi, że dzwoniła do niej ciotka z pretensjami, dlaczego ja, wybierając się do Tajlandii, nie chcę jej odwiedzić.

I tak ciągnie się ten teatrzyk już szósty rok. Nie jest to zachowanie wymierzone konkretnie w nas, gdyż ciotka "zaprasza" wszystkich przy każdej okazji, a przez ostatnie lata nie zauważyłam, żeby ich tam ktokolwiek odwiedził, nawet ich własne dzieci. Podejrzewam, że ciotce chyba zatrzymał się czas na etapie Polski lat 70 i nie dopuszcza do świadomości, że realia bardzo się od tego czasu zmieniły, rodzina za granicą nie jest już żadnym świętym Graalem, wyjazd do Azji, a już tym bardziej do Hiszpanii nie robi na nikim wrażenia, a jeśli krewni nas odwiedzają, robią to wyłącznie towarzysko. Nikt nie wymaga sponsorowania mu pobytu, dawania kieszonkowego ani znajdowania pracy przy zbiorze truskawek.

Rodzina

by Crannberry
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar hrzo
22 24

" Nikt nie wymaga sponsorowania mu pobytu, dawania kieszonkowego ani znajdowania pracy przy zbiorze truskawek." Fakt, znalezienie pracy przy zbiorze truskawek w Tajlandii mogłoby być naprawdę trudne. ;-)

Odpowiedz
avatar digi51
20 20

Ciotka mojego partnera my: wpadamy na parę dni do x, może uda się spotkać ciocia: A gdzie będziecie spać? my: no, w hotelu ciocia: w hotelu?! jak za hotel będziecie płacić, jak ja mam tyle miejsca, nie ma mowy! śpicie u mnie my: dziękujęmy bardzo, to miłe 2 dni przed przyjazdem ciocia: mam grypę, sraczkę, zalało mi mieszkaniem, przyjechała do mnie przyjaciółka niezapowiedziana, sorki Taka sytuacja zdarzyło się dwa razy, za trzecim powiedzieliśmy, że po prostu idziemy do hotelu i chętnie wpadniemy na kawę przy okazji. Obraza majestatu, że rodzina jest na miejscu, a my w hotelu śpimy. Na kawę jakoś nie znalazła czasu.

Odpowiedz
avatar Ohboy
12 14

@digi51: Uwielbiam takie odwoływanie w ostatniej chwili, gdy trzeba znaleźć miejsce do spania. Ceny dobrych miejsc dwa dni przed zameldowaniem są zazwyczaj "interesujące".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

Bo to jest takie kurtuazyjne zapraszanie. Osobiscie tego nie lubie i zapraszam jedynie gdy naprawde chce kogos u siebie gościć. Koleżanka też mnie zapraszała wielokrotnie do swojego domu w bardzo turystycznej nadmorskiej miejscowości. Zapraszanie trwało kilka lat,bo miałam inne plany, aż zdecydowałam, że skorzystam z zaproszenia bo w tamtych okolicach ostatni raz bylam jako dziecko. Wyszukałam tanie loty i pytam się czy pasuje ci ten i ten termin to bukuje loty i przyjeżdzam. Stwierdziła, że tak. Przed ostatecznym zarezerowaniem potwierdzam jeszcze raz, a wtedy kolezanka nagle zaczęła, że jednak jej ten miesiac nie pasuje, litania wymówek, moze jednak przyjade w innym miesiacu bardziej jej bedzie pasowac. Grzecznie podziekowałam za zaproszenie i doszłam do wniosku, że nic na siłe. Jeśli bede sie wybierac w tamtw strony to zarezerwuje kwatere na Airbnb.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
2 2

@ewkalata: Ano... Ktoś chce pokazać, że mu zależy, że jest gościnny, dobry itp. ale jak przychodzi co do czego nagle milion wymówek. Mnie (i rodziców) tak kiedyś dalsza kuzynka zapraszała na drugi koniec Polski do rodziny. Nawet mi głupio było bo nieszczególnie chciałam jechać a ona wręcz naciskała na to by odwiedzić. Któregoś lata rodzice się zgadali jej rodzicami i mieliśmy jechać. W końcu tak zapaszała to nie będzie problemu, nie? No nagle był, i to nie jeden. Cały czas wymówki. W końcu powiedziała, że ona jedzie na konferencję czy coś w tym stylu (w sprawie pracy w każdym razie). Moja mama zadzwoniła do jej no i mamusia zdziwiona bo przecież córka nigdzie nie jedzie i nie ma żadnych problemów, wręcz całe wakacje jest na miejscu i jeszcze marudziła, że nic się nie dzieje ;) Nocleg załatwiliśmy sobie sami, kuzynki nie widzieliśmy ani razu a jej rodzicom było mocno wstyd. Od tamtej pory ani razu się do mnie nie odezwała. Po co jej to wszystko było?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Imnotarobot: O to chodzi, moja koleżanka tez naciskala, a kiedy przyjedziesz, zarezerwuj sobie wreszcie urlop, mnie to bylo lotto bo nie lubie komus siedziec na glowie, ale skoro tak bardzo zapraszala od lat to zdecydowalam sie skorzystac i efekt jak u was :) tez raczej zapraszanie sie juz skonczy ;)

Odpowiedz
avatar santarino
7 7

A nie zapytaliście nigdy ciotki wprost, o co jej chodzi? To chyba najprostsze rozwiązanie, powiedzieć, że zapraszała wielokrotnie, zawsze przy konkretach coś jej nie pasowało, więc niech się ogarnie w jedną lub w drugą stronę. Jeśli wszyscy będą udawali, że wszystko ok, to ona nie widzi problemu.

Odpowiedz
avatar aaaaglucha
4 4

@santarino: Sądzę, że jakby się ciotki zapytać o co jej chodzi, to ta zaczęłaby udawać, że nie rozumie pytania, przecież ona taka gościnna jest. Jakbym miała taką znajomą osobę jak ta ciotka, to bym się zachwycała jej propozycją i na nią przystawała, a jednocześnie bym planowała co innego. Więc jakbym dostała wymówkę dlaczego nie mogę skorzystać z wcześniejszego zaproszenia to bym udawała zasmucenie i mogła jej przypomnieć przy następnym zaproszeniu "ale na pewno ciociu będziemy mogli być u Was, ostatnio tak bardzo chcieliśmy, a Ci nie pasowało".

Odpowiedz
avatar digi51
5 5

@santarino: moim zdaniem takim ludziom chodzi o to, że z jednej strony chcą pokazać jakie są rodzinne i gościnne, a z drugiej wcale sobie gości nie życzą. Może nawet planują jakoś przemęczyć tę wizytę, a potem stwierdzają, że nie zdzierżą tego

Odpowiedz
avatar santarino
0 0

@aaaaglucha: ale po co udawać i się zachwycać? ciotka będzie udawać gościnną, Ty zachwyconą, finalnie Ty z jej gościny nie skorzystasz nawet jakbyś chciała, ale ona wbije do Ciebie, nawet jeśli tego nie chcesz. i tylko ciotka zadowolona. czy nie lepiej powiedzieć wprost, jak sprawa wygląda i skończyć z tym całym zamieszaniem?

Odpowiedz
avatar aaaaglucha
2 2

@santarino: najlepiej byłoby powiedzieć wprost, ale z taką ciotką to się nie uda. Bo to jest taka osoba, jak ją opisał digi51 w komentarzu powyżej. Myślę, że ciotka jakby z nią przeprowadzić spokojną i życzliwą rozmowę o jej zachowaniu to by się obraziła i obdzwoniła pół rodziny jak została niesprawiedliwie potraktowana. Wydaję mi się, że dla świętego spokoju lepiej machnąć ręką na jej zaproszenia bez pokrycia. Nie rozumiem Twojego wywodu odnośnie wizyt ciotki u kogoś. Wizyta ciotki u autorki była wprawdzie niezapowiedziana, ale przebiegła miło, autorka dostała wałówkę. I jak dokładniej przeczytasz historię, to ciotka zaprasza do siebie na obiad (ale nie na nocowanie, nie do Tajlandii, Hiszpanii).

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 września 2023 o 18:23

avatar santarino
0 0

@aaaaglucha: a tak dzwoni i opowiada, że nikt jej nie odwiedza :D no ok, może wygodniej jest udawać, że wszystko gra - choć wg mnie, to żaden święty spokój, bo przy kolejnej wizycie pewnie znowu będzie się trzeba tłumaczyć, dlaczego się do niej nie chce jechać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@santarino: chyba nie masz nikogo takiego w rodzinie? u mnie w najbliższej rodzinie jest osoba, która może nie zaprasza ciagle, ale z róznych powodow jest meczaca i reszta rodziny to dla świetego spokoju toleruje. Sprobuj jednak cos powiedziec i postawic granice, kiedyś sprobowalam to byl płacz, obraza i dzwonienie po calej rodzinie (i po calej mam na mysli róznych pociotkow z ktorymi utrzymuje sie kontakt w stylu wesela pogrzeby) i skarzyla sie na swoja cieżką dole. To już lepiej traktowac taka osobe z przymrużeniem oka i mieć święty spokój.

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
-2 4

Przeczytałam historię, przeczytałam komentarze i pomyślałam: rany, jak to dobrze być typem domatora, który najlepiej wypoczywa bunkrując się we własnych czterech ścianach. Dotąd myślałam, że w ten sposób oszczędza się tylko pieniądze, a tu się okazuje, że czasem też i nerwy :D

Odpowiedz
avatar timka
2 2

@SmoczycaWawelska: Bo ktoś ma jedną taką ciotkę to Ty się będziesz bunkrować? Dobre ;p

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
0 0

@timka: Nie, bunkrować się będę bo lubię, a takie historie o ciotkach mi przypominają dlaczego (między innymi) lubię :D

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 0

@SmoczycaWawelska: Ja odróżniam podróżowanie dla poznawania świata od wakacyjnego odpoczywania. Odpocząć mogę w domu, jasne, ale w domu nigdy nie będę mieć np. piramidy Cheopsa.

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 1

@Ohboy: ja żeby wypocząć potrzebuję „zmienić tapetę za oknem” oraz nie musieć w tym czasie zajmować się domem. Urlop w domu, kiedy muszę zrobić zakupy, ugotować obiad, a potem posprzątać kuchnię to żaden urlop

Odpowiedz
avatar Ohboy
1 1

@Crannberry: Ja z kolei nie lubię płacić za samo spanie i jedzenie w innym miejscu. Nie lubię też leżenia plackiem na plaży, dlatego wolę zostać w domu i po prostu coś sobie zamówić do jedzenia. Jak płacić, to za przygodę :D

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
0 0

@Ohboy: Wiesz, myślę, że spory wpływ na moje podejście ma miejsce zamieszkania. W Krakowie* jak mnie najdzie ochota na zwiedzanie to, no wiesz, po prostu wychodzę z domu i zwiedzam. I zanim zapytasz "ileż można zwiedzać jedno miasto", z góry odpowiem: akurat Kraków mogę zwiedzać bez końca, a potem od początku. Jasne, że i mnie czasem nachodzi ochota żeby zobaczyć na żywo i obmacać piramidę Cheopsa, ale potem włącza się racjonalna część umysłu i podlicza: transport tyle a tyle, wyżywienie tyle a tyle, plus ryzyko rozchorowania się od upału w obcym mieście (gdzie nikogo nie znasz, jak trafisz do lekarza?) plus fakt, że musisz na to poświęcić tyle a tyle dni urlopu, które przecież można by przesiedzieć w ukochanym domu... I mi wychodzi, że jednak nie warto. Nawet dla zmacania piramidy Cheopsa. Możesz mnie już nazywać tchórzliwym, nieciekawym świata leniem. @Canberry: Przepraszam, ale aż śmiać mi się zachciało nad tym, jak to ludzie się różnią. Przecież właśnie najlepsze w urlopie jest to, że wreszcie można usiąść i podziwiać panoramę własnego miasta (wiadomo, niby widać ją codziennie, ale w biegu człowiek nie ma czasu zauważać tych wszystkich zmian, podziwiać piękna wschodów i zachodów słońca...), że wreszcie można coś upichcić i nie śpiąc do późna podczas oczekiwania na koniec pieczenia nie myśleć "o matko, jak ja jutro do pracy wstanę", a na koniec urlopu jeszcze uświadomić sobie, że wszystkie te drobne domowe usterki, które nagromadziły się od poprzedniego urlopu, człowiek ponaprawiał i nawet dobrze nie zauważył kiedy. :D *W życiu byś nie zgadł(a) miasta po nicku, prawda? ;)

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 0

@SmoczycaWawelska: Zwiedzanie (pięknego, lubię) Krakowa do mnie nie przemawia, bo w ten sposób nie poznaje się innych kultur. Ale ja nie mówię, że to złe. Niech każdy sobie odpoczywa, jak chce. :) Natomiast raczej nie wyobrażam sobie płacić Bóg wie ile za samo odpoczywanie i tu się z Tobą zgadzam.

Odpowiedz
avatar SmoczycaWawelska
0 0

@Ohboy: Z drugiej strony: do jakiego stopnia można poznać inną kulturę podczas krótkiego (z konieczności) pobytu? Kiedy najczęściej ogląda się to, co już obfotografowane i opisane w gazylionie przewodników? Czy można sobie wyrobić opinię o miejscowych, których zna się zaledwie od kilku dni? "Jeśli wybierasz się w podróż niech będzie to podróż długa" pisał Herbert - a po własnym mieście można wszak podróżować przez całe życie, poznać każdą uliczkę, każdą bramę... zobaczyć ludzi w wielu różnych sytuacjach, zobaczyć jak tak naprawdę żyją... Dobra, ale ja tu filozofuję, a branża turystyczna z czegoś utrzymywać się musi ;) Skoro lubicie wyjazdy, to szerokiej drogi, pomyślnych wiatrów i samych zielonych świateł!

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 0

@SmoczycaWawelska: Dlatego wracam do różnych miejsc i odkrywam kraje po kawałku ;) Chociaż zdarzyło mi się wyjechać gdzieś na 2 miesiące. Dla mnie częścią przyjemności jest to, że mogę pojechać gdzieś ponownie i odkryć nowe rzeczy. U siebie dowiadujesz się nowych rzeczy, ale kultura pozostaje ta sama.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@SmoczycaWawelska: mnie kiedys ciagnelo do swiata, odkad mam swoje mieszkanie, umeblowane i udekorowane tak jak ja chce to perspektywa spedzenia urlopu w moim gniazdku jest bardzo kuszaca ;) kiedys nie do pomyslenia abym dzien wolny spedzila w wynajetym mieszkaniu, szukalam zmiany krajobrazu przy kazdej okazji ;)

Odpowiedz
avatar aienma
3 3

A mi to się wydaje, że ciotka wcale nie ma tego domu w Tajlandii albo to brudna szopa, a nie urocza, nadmorska dacza, na którą próbuje ją wykreować w rodzinie. Bo i ile brak finalnego zaproszenia można wytłumaczyć brakiem gościnności o tyle brak polecenia miejscówek w okolicy do zwiedzenia? Jeżdżąc tam kilka razy do roku powinni okolicę znać jak własną kieszeń. Do tego wręcz odradzają ten kierunek. Ciocia ma chyba po prostu długi nos i boi się, że to wyjdzie na jaw.

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 4

@aienma: Dom istnieje, zawsze, jak tam są, wrzucają na fejsa pierdyliard zdjęć. Raz widziałam, że była u niej córka z wnukami. Z tym odradzeniem kierunku bardziej obstawiam wersję, że ciotka uznała, że my tu niby na wczasy, a naprawdę zjedziemy do niej na wikt i opierunek

Odpowiedz
avatar aienma
0 0

@Crannberry: może i dom istnieje, ale czy ich to nie wiadomo. Zawsze mogą wynajmować czy coś. Pokazują co chcą. Ja to bym złośliwie się upomniała o prezent weselny - w końcu przy świadkach Was zapraszała. Tylko oczywiście rozmowę odbyć przy świadkach, aby znowu nie zadzwoniła po rodzinie i nie odwróciła kota ogonem. A jak znów się głupio wykręci to jej dogadać i tyle. Ja jestem wychowana, że jak się zaprasza to się zaprasza, a nie robi z gęby doopę.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@aienma: widze, że nie masz w rodzinie takiej ciotki, możesz konfrontacje przeprowadzić w obecneości 10 świadków, a i tak myślenia to nie zmieni i obdzwoni pozostała rodzine z płaczem. A dalsza rodzina nie bedzie sie zajmować weryfikowaniem rewelacji tylko niesmak zostanie.

Odpowiedz
avatar aienma
0 0

@ewkalata: To skoro dalsza rodzina będzie wierzyć w jej rewelacje to trudno. Ważne, że Ci najbliżsi będą wiedzieć. Plus, ciotka przestanie przy każdej okazji zawracać gitarę tą Tajlandią.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

ale nadal nie rozumiesz, to taki typ‐ że będzie sie nadal zachowywać dokładnie tak samo, co najwyżej najblizsza rodzina zrozumie sytuacje:)

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 2

@aienma: @ewkalata: Rozmowy przy świadkach ani nie ma jak przeprowadzić, ani po co. Moja rodzina w Polsce nie ma z tą rodziną w Szwecji kontaktu. Ja mam kontakt osobisty, bo tam bywam, moja mama ma kontakt telefoniczny. Mama zna sprawę i za każdym razem, kiedy jestem u ciotki, pyta ze śmiechem, czy znowu mnie „zapraszała do Tajlandii”. Zresztą moją mamę też zapraszała, a jak tylko rodzice wykupili sobie wycieczkę objazdową i mieli do niej kilka pytań, od razu zaczęła się zapierać zadnimi łapami, dlaczego nie może ich w tym czasie ugościć, mimo że nikt nie pytał. Reszta rodziny w Szwecji, z którą mam kontakt (jej brat z żoną), też zna sprawę, bo ich też tak „zaprasza”. Na poważnie każdy to brał tylko za pierwszym razem, potem tylko wzruszał ramionami. A ciotka ma 70 lat i już inna nie będzie - ale ogólnie, poza tym jednym dziwactwem, bardzo spoko babka

Odpowiedz
Udostępnij