Skończyłam liceum już jakiś czas temu. Nie był to najszczęśliwszy czas w moim życiu (lekko mówiąc).
W mojej klasie była grupka uczniów, która uwielbiała naśmiewać się z innych. Jeden chłopak mieszkał na wsi, jego rodzice byli rolnikami, a on sam sporo opowiadał o gospodarstwie - stał się jednym z głównych celów do wyśmiewania. Ktoś inny, bo miał dobre oceny. Ktoś inny, bo lubił anime. Ja, bo miałam nadwagę (i to niewielką - ważyłam może z 10 kg więcej niż szczupłe dziewczyny z klasy). Przedrzeźnianie i wyśmiewanie tego, co ktoś powiedział na lekcji było na porządku dziennym. Niektórzy już się nawet bali odezwać. Rzucanie w ludzi rzeczami (orzeszki, piłki, śnieżki, nawet jajka i spleśniałe kanapki się zdarzyły). Pisanie po ścianach takich informacji jak numery gadu-gadu wyśmiewanych osób. Robienie zdjęć z ukrycia i wrzucanie do internetu (to nie spotkało akurat mnie, ale do tej pory co jakiś czas na wszelki wypadek googluję swoje imię, nazwisko i ksywki, którymi mnie obdarowali).
Nie było tak, że byłam sama - miałam swoją grupkę znajomych. Z czasem jedna z nich, Kasia (imię zmienione) zaczęła się od nas odsuwać. Broniła klasowych oprawców gdy mówiłyśmy coś złego na ich temat. Próbowała się wkręcać w ich towarzystwo. Niby dalej ją lubiłyśmy, ale trzymałyśmy ją trochę bardziej na dystans.
Kasia podzieliła się któregoś dnia z nami swoją opinią na temat sytuacji w klasie. Powiedziała, że tak naprawdę sami jesteśmy sobie winni.
Bo istnieliśmy?
szkoła
A jak to uzasadniła? Zapytaliście, czemu tak sądzi? Nie twierdzę, że byliście sami sobie winni, nie mam ku temu podstaw, ale gdybyście z nią o tym podyskutowali, to może albo potrafiłaby faktycznie wskazać jakieś niefajne zachowania, które prowokują niechęć reszty klasy lub wy uświadomilibyście jej, że bycie grubym, synem rolnika czy cokolwiek tam innego, co nie robi nikomu krzywdy, nie jest powodem do gnębienia.
Odpowiedz@digi51: Niech zgadnę: jesteś jedną z tych bab, które mówią o zgwałconych kobietach, że to ich wina, bo "wyzywająco" się ubrały. ty tak serio? Nawet największa niechęć nie usprawiedliwia gnębienia.
Odpowiedz@LolaLola: Nigdzie nie napisałam o usprawiedliwianiu tego zachowania, tylko o ewentualnym prowokaniu go. To nie to samo. Autorka pozostawiła otwarte pytanie, dlaczego niby byli sami sobie winni. Ja uważam, że to dość ciekawe, że ktoś tak mówi. Oczywiście, laska mogła być po prostu zmanipulowana przez grupę znajomych albo paplała bez sensu, żeby usprawiedliwić znajomych, ale może miałaby jednak coś ciekawego do powiedzenia? Nikt oczywiście pisząc tu historię nie napisze o sobie nic złego, a ja czasy szkolne pamiętam na tyle dobrze, że pamiętam jak drobne konflikty przeistaczały się w regularne wojenki, a gdy jedna ze stron zaczynała przegrywać i tracić sojuszników to nagle wyciągała kartę ofiary gnębienia i leciała na skargę do nauczycieli. Również pamiętam osoby, które bezinteresowanie kablowały, często przy tym kłamiąc, dyskredytując kolegów etc. Nie usprawiedliwia to późniejszego gnębienia, ale tłumaczy skąd się wzięło. Jeśli to jedna z tych sytuacji, gdzie ofiara nie jest przypadkowa, a gnębiona z powodu konkretnego zachowania, to słowa koleżanki mogły być jakimś zalążkiem dyskusji i przemyślenia również własnego zachowania lub jak napisałam wyżej, uświadomienie być może zmanipulowanej koleżance, która chyba jest tu przedstawiona jako główna piekielna, że nie ma racji. Ja tam bym chciała wiedzieć, dlaczego ktoś uważa, że gdy ktoś robi mi krzywdę to jestem sama sobie winna. Życie nie jest czarno-białe. Osobiście, w czasach szkolnych nie widziałam "dręczenia bez powodu", bo ktoś był gruby, brzydki, pryszczaty, biedny itd. Już na pewno nie w LO. Wiem, że pewnie do takiego dochodzi, ale jak napisałam -z moich obserwacji wynikało, że jak już była afera, to do nauczycieli i dyrekcji dochodziło 10% prawdy o całej historii konfliktu.
Odpowiedz@digi51: Przez długi czas mnie to dręczyło i wiele razy zastanawiałam się, co takiego im zrobiłam, ale jakoś nie znalazłam odpowiedzi. Pozostali też nikomu nie robili krzywdy. Nikt też nie "prowadził wojenek" i nie "wyciągał karty ofiary gnębienia" i nie "leciał na skargę do nauczycieli". Skoro, jak sama pisałaś, nie masz podstaw do stwierdzenia, że byliśmy winni, to się tego nie doszukuj. Zwłaszcza że cię tam nie było
Odpowiedz@Majulka niestety też to znam. Najgorsze jest to że często pierwotny powód do gnębienia może być wyimaginowany np. śmianie się "z wieśniaka " bo powiedział coś "głupiego" a później to już dla szkolnych katów to jest samo nakręcająca się spirala. I tylko gnębiciele udają że nie zdają sobie sprawy z tego że robią komuś krzywdę albo tak jak digi
OdpowiedzAlbo tak jak digi szukają "powodów" do usprawiedliwienia swojego zachowania. A najczęściej jest tak że ktoś idzie na skargę bo już nie wytrzymuje gnębienia przez rówieśników.
Odpowiedz@Majulka: Chyba trochę źle mnie zrozumiałaś. Intencją tego komentarza nie było doszukiwanie się na siłę Twojej winy, tylko jestem ciekawa jak koleżanka uargumnetowałaby swoją opinię. Chyba wyraziłam się dość jasno. Jak ktoś napisał niżej - opisana sytuacja trochę nie pasuje do młodzieży licealnej, a Ty sama napisałaś, że latami zastanawiałaś się, dlaczego ktoś się na Ciebie uwziął, więc dziwi mnie, że temat nie został pociągnięty, gdy miałaś okazję, którą koleżanka praktycznie podsunęła Ci pod nos. Dla mnie tekst jakby urwany w połowie, a w zasadzie w najciekawszym momencie, bo serio ciekawe czy koleżanka powiedziałaby cokolwiek, co ma sens czy tylko "no bo Ty jesteś taka gruba" @Avlime, czytaj, proszę ze zrozumieniem, bo napisałaś wyraźnie, że nie szukam usprawiedliwienia, tylko jestem ciekawa uzasadnienia koleżanki. Nie spotkałam się z tym, aby na poziomie osób z liceum ktoś był gnębiony "bo tak", więc może Kasia odkryłaby drugie dno tej historii, a tym bardziej dziwne mi się wydaje, że autorka, która latami to rozpamiętuje nawet nie zapytała osoby, która żyła z grupą dręczycieli w dobrej komitywie, a jednocześnie kumplowała się z autorką, dlaczego sądzi, że to jej wina.
Odpowiedz@LolaLola: Niech zgadnę - jesteś jedną z tych osób, których nie interesuje rozwiązanie problemu tylko utwierdzenie ludzi w tym, że są ofiarami?
Odpowiedz@digi51: Nie da się nie odnieść wrażenia, że próbujesz się w tym momencie wybielić. Gdyby chodziło ci tylko o wypytanie co "Kasia" myśli, to zakończyłabyś komentarz na "A jak to uzasadniła? Zapytaliście, czemu tak sądzi?". Tymczasem pojechałaś dalej i pisałaś o jakichś wojenkach, prowokowaniu i lataniu na skargę. Do tego cały czas naciskasz, że przecież mogłyśmy wypytać o powód, bo przecież na pewno był powód i ona miała rację. Jeszcze niżej twierdzisz, że na pewno kłamię (gdzie ja napisałam, że skończyłam liceum 2 lata temu? Od kiedy "jakiś czas temu" to musi być koniecznie rok albo dwa?).
Odpowiedz@Bevmel: Nie, jestem jedną z tych osób, która potępia victim blaming
Odpowiedz@digi51: Weź już skończ. Serio. Najpierw upierasz się, że to musiała być wina autorki, teraz się wypierasz, a po chwili dalej ciągniesz narrację, że powinna wypytać typiarę, która broniła jej oprawców, bo przecież musiało być coś więcej. Zresztą nawet gdyby było, nic takich gnębiących ludzi gnojów nie usprawiedliwia. Są śmieciami, które powinny ponieść konsekwencje swoich zachowań.
Odpowiedz@LolaLola: Upieram się, że to wina autorki? Zastanawiam się, dlaczego koleżanka tak powiedziała i czy jest jakaś druga strona medalu, która mogła zostać odkryta, gdyby grupa dręczonych pociągnęła Kasię za język, czy może Kasia walnęła głupim tekstem zafascyona albo zmanipulowana przez drugą grupę znajomych. I nie chodzi o usprawiedliwianie tego zachowania, co zaznaczam któryś raz z kolei, tylko o to, że być może doprowadziłoby to załagodzenia teoretycznego konfliktu, a tym samym ułatwiło życie autorce i jej kolegom, skoro najwidoczniej nic innego nie pomogło (o ile jakiekolwiek działania było podejmowane). To nie ma nic wspólnego z usprawiedliwianiem albo przyzwalanie na podobne zachowania, tylko ze zwykłym rozsądkiem.
Odpowiedz@digi51: Myślisz, że jakaś typiara, która broni sadystów i chce się z nimi zaprzyjaźnić byłaby obiektywna? Albo że byłaby na tyle ogarnięta, żeby zauważyć coś, czego nie widziała cała grupa? Szczerze wątpię. Raczej rozumem to ona nie grzeszyła skoro imponowali jej sadyści. Jakie załagodzenie konfliktu? Tutaj wyraźnie nie było konfliktu tylko jedna grupa znęcająca się nad drugą. Cały czas nie rozumiesz, że nawet jeśli za tym znęcaniem kryło się coś więcej to nie usprawiedliwia to zachowania oprawców. Jak sobie to wyobrażasz? Ktoś poczuł się urażony, więc zbiera znajomych, żeby dręczyć tych, którzy go obrazili? Nikt normalny się tak nie zachowuje. Serio, użyj mózgu i dopiero się wypowiadaj. Albo dręczeni uczniowie mieli chodzić za swoimi oprawcami, prosić ich o rozmowę i może jeszcze przepraszać?
Odpowiedz@digi51: Licealiści, wbrew powszechnym wyobrażeniom, nie ogarniają wielu rzeczy, choć wydawałoby się, że powinni. Zastanawianie się latami o co im mogło chodzić nie znaczy, że w tamtym momencie zobaczyli okazję do wyjaśnienia paru spraw. Wielu dorosłych by tego nie zauważyło, a co dopiero grupa dręczonych nastolatków. @Majulka Swoje też w życiu przeszłam że względu na wagę (genów nie oszukam, nawet jak dbam o linię). Kiedyś się zastanawiałam o co chodziło lasce, która mnie gnębiła, wychodziło mi, że to przez sympatię klasowego przystojniaka. Ale nigdy nie pytałam. Dość szybko się nauczyłam odcinać od takich ludzi jeśli mogę i nie brać sobie ich słów do serca. Mam szczerą nadzieję, że masz to już przepracowane :)
OdpowiedzRany, współczuję ci. Ja z takimi zachowaniami jak rzucanie po klasie kulkami z papieru/mlekiem w kartonikach/bananami/butelkami czy wyzywaniem innych od kujonów/grubasów/mangozjebów/lewaków zetknęłam w podstawówce, ale robienia zdjęć z ukrycia czy wypisywania namiarów na kogoś po ścianach nie było. W liceum to już w ogóle ewentualnie "dowcipy" były 1) minimalnie chociaż "z pomysłem" (w końcu co to za sztuka kanapką rzucić? żeby to przynajmniej była petarda...) i 2) wymierzone w grono pedagogiczne, a nie w znajomych z klasy. Do tej pory lubiłam myśleć, że po prostu w pewnym wieku się, no wiecie, dorasta. Chociaż trochę. Mentalnie przynajmniej. Czy coś.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 lipca 2023 o 12:21
To na pewno było liceum, a nie podstawówka? Szkołę trochę lat temu skończyłam, ale gdy ktoś tak zachowywał się w liceum, to raczej on był wykluczony społecznie, a nie osoby, z których próbował się naśmiewać. I dziwię się, że nikt tych osób nie usadził (czy to riposta, czy groźba pozwu), bo to są dorośli, więc też niech zachowują się jak dorośli. Starszą Panią nie jestem ale serio, nie przeszło by to w moich szkolnych czasach. Może w podstawówce, max w 1 gimnazjum. Ale liceum? Coś tu nie gra.
Odpowiedz@Habiel: Też mnie to dziwi. Sama zawsze miałam nadwagę, w dodatku dobrze się uczyłam i owszem, gnębienie w szkole było, ale nie w liceum. W liceum nawet osoby z na co dzień różnych grup razem imprezowały, w ogóle te podziały na konkretne grupki były już wtedy znacznie bardziej płynne. I owszem, konflikty i wojenki się zdarzały, czasem z bardzo błahych powodów, ale takiego grupowego dręczenia jak w szkołach wcześniejszych sobie nie przypominam.
Odpowiedz@Habiel: Może nam się tak wydawać, ale dręczenie innych ludzi nie jest cechą eksluzywną dla dzieci.
Odpowiedz@Habiel: Takie też są moje odczucia. Dla mnie ta historia jest nieco dziwna, szczególnie, że autorka pisze, jakby była rok czy dwa po LO, a potem o GG, które było popularne 15-20 lat temu.
Odpowiedz@Habiel: Twój komentarz jest o tyle zabawny, że mobbing w pracy to taka dorosła wersja prześladowania w szkole, więc czemu na etapie liceum miałoby tego nie być? Bo u Ciebie w szkole tego nie było? To żaden argument.
Odpowiedz@Habiel: Gdyby to się wydarzyło w podstawówce to napisałabym, że wydarzyło się w podstawówce. Po co miałabym kłamać? Gdybym chciała napisać fanfika dla rozrywki to weszłabym na wattpad. Swoją drogą, chciałabym, żeby to było kłamstwo.
Odpowiedz@Habiel: @jass: Bo wy się z tym nie spotkaliście, więc na pewno nikt inny też nie? Gdyby to był jeden typ to pewnie zostałby odizolowany. Gdy jest to grupa to jest o wiele cięższe do wyplewienia. Bo widzą, że ich zachowanie spotyka się z akceptacją ich chorego otoczenia i próbują sobie nawzajem zaimponować. Słyszeliście może o sprawie Sylvii Likens? Prowodyrem w dręczeniu nastolatki była osoba dorosła, a dzieci z otoczenia w różnym wieku brały z niej przykład. Nie ma czegoś takiego jak limit wieku dla bullyingu. digi51: Dalej szyjesz. Ja tam informacji o "roku czy dwóch latach po LO" nie widzę. Czyli nie dość, że autorka jest sama sobie winna, miała czelność nie napisać szczegółów na temat zaślepionych przemyśleń pseudo koleżanki to jeszcze kłamie? Ale przecież ty się jasno wyraziłaś, że nikogo nie obwiniasz. Z tobą jest coś ostro nie tak.
Odpowiedz@LolaLola: Przykro mi, że nie rozumiesz, że można widzieć inne kolory niż czarny i biały.
Odpowiedz@LolaLola: Dla mnie to jest po prostu niezrozumiałe, bo serio w liceum są już dorośli ludzie, a nie małe dzieci, którzy powinni umieć w prawidłowy sposób reagować na takie sprawy, a nie po latach wylewać żale w internecie. U mnie dręczenia nie było, bo nikt nie popierał takiego zachowania, a gdy nawet grupa osób je przejawiała, to od razu spotykała się z reakcją odwrotna do aprobaty i nikt nie chciał z nimi gadać, więc dusili się we własnym sosie, a potem grupka się rozpadała,bo zaczęli gryźć się między sobą. Dlatego jestem ciekawa jakie to było środowisko, bo nie brzmi to normalnie nawet na znana mi najbardziej patologiczną zawodówkę (gdzie uczniowie raczej atakowali słownie nauczycieli, a nie siebie). @Ohboy: Mobbing to co innego niż prześladowanie w szkole, choćby dlatego, że w szkole jest się cała klasą i można razem powiedzieć nie prześladującym. W szkole są nauczyciele, pedagodzy, dyrektor i mnóstwo innych instytucji na poziomie szkoły, które powinny reagować na te zachowania. Szkolne prześladowania dotyczą osób na tym samym poziomie tj. uczniów. Nie wiem co to była za szkoła, gdzie paru patusów nie usadzono przez tyle lat, a jeszcze ich pochwalano i próbowało się w kupić w ich łaski. To nie jest normalne. W mobbingu mało kiedy ofiarą jest grupa pracowników. Często nie reagują i ignorują zachowania mobbingujace przełożonych, bo albo boją się o swoje posady, albo tylko jeden pracownik jest mobbingowany, a ich problem nie dotyczy. Nie spotkałam się jeszcze z sytuacją, gdzie pracownicy popierali mobbing, a miałam z nim doświadczenie na własnej skórze. Jedyną instytucją, która chroni przed mobbingiem (upraszczając, że nie jest to korpo z HR etc) jest sąd lub inspekcja pracy. Nie ma jej w zakładzie pracy, nie widzi zachowań mobbingujacych codziennie, a w szkole nauczyciele powinni to widzieć. Mało kiedy mobbingujacy jest na tej samej pozycji pracowniczej - zazwyczaj mobbing dotyczy osoby wyżej postawionej, do tej o niższym statusie. W szkole dotyczy to tej samej pozycji- uczniów. Mobbing w pracy, a dręczenie w szkole to dla mnie nie to samo, w szczególności w przypadku tej historii.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 sierpnia 2023 o 14:04
@Habiel: A mało jest ludzi w wieku nawet blisko 30 lat, którzy zachowują się jak dwunastolatki?
Odpowiedz@digi51: A ja jestem zażenowana, że istnieją tacy ludzie jak ty, którzy widząc, że ktoś dzieli się swoimi ciężkimi przeżyciami szukają sposobu, żeby wbić szpilę. twoje zachowanie jest serio żenujące. @Habiel: Następny. Portal piekielni.pl, ale marudzisz, że ktoś "wylał żale w internecie". No właśnie - "bo u mnie". Pisałam już o tym, ale może jak powtórzę to dotrze: to że u ciebie tego nie było, nie znaczy, że nie było tak też w innych liceach. "W szkole są nauczyciele, pedagodzy, dyrektor i mnóstwo innych instytucji na poziomie szkoły, które powinny reagować na te zachowania" - słowo klucz "powinny". Najczęściej nie reagują.
Odpowiedz@Habiel: Problemem jest od podstaw błędne założenie, że w liceum są ludzie "dorośli". Nie są. Wiele osób w wieku 20+ nie jest dorosłych, a co dopiero licealiści. Plastik od państwa w kontekście dojrzałości nie znaczy nic. Liceum to czas kiedy większość jest w piku albo na początku burzy hormonalnej, zdecydowana większość wciąż uczy się jak powinny wyglądać relacje społeczne, a chęć "wykazania się" bywa silniejsza niż zdrowy rozsądek. Różnica taka, że w liceum ciężej spotkać fizyczne formy dręczenia, dużo częściej ma to formę słownych wyzywań czy przytyków. I zdarza się w liceach niezależnie od "elitarności". Chodziłam do liceum, które utrzymywało się w pierwszej piątce dużego miasta wojewódzkiego, regularnie bywało na podium, a takie rzeczy widziałam w swojej klasie. Tylko to właśnie były zachowania szczeniackie opierające się na werbalnych przytykach. Kto był w tej grupce albo robił to samo co prowodyr albo nie ruszało go to. Obiekty przytyków gremialnie miały to w poważaniu i trzymały się w swoich grupkach. Nauczyciele często nie mieli pojęcia, bo nikt sobie nie zawracał głowy informowaniem ich. Inna kwestia, że u mnie to się nigdy nie odbywało w trakcie lekcji. Ale polska edukacja od lat jest w takim stanie, że nietrudno mi jest wyobrazić sobie opisaną przez autorkę sytuację.
Odpowiedz@Habiel: ja też się podpiszę pod "szkoła średnia szkole średniej nie równa". Sama chodziłam do szkoły gdzie uczennica przy innych uczniach i nauczycielu zaczęła po mnie jechać jak po burej suce, że nie uczestniczyłam w modlitwie za inne uczennice (nie z naszej klasy), które miały wypadek. Tylko, że wszyscy w klasie wiedzieli, że nie chodzę na religię (bo to nie był wrzesień). I nikt się nie odezwał, nawet nauczyciel. A była to jedna z "lepszych" szkół. Przepraszam, nauczyciel powiedział coś w deseń "zapraszam do klasy, czas na dyskusje będzie na przerwie". Potem ją zmieniłam na "gorszą" gdzie ludzie właśnie byli dojrzalsi i większość wywracała oczami na zachowania uczniów typu próby bullingu.
OdpowiedzJa też skończyłam liceum jakiś czas temu i u nas nic takiego nie miało miejsca. Zresztą dziwne, że tylko jeden chłopak był synem rolnika, ja mieszkam w mieście ale w mojej klasie to większość osób była dziećmi rolników a nie było to liceum, które miałoby cokolwiek wspólnego z rolnictwem. W pierwszej klasie były jeszcze jakieś tam "odpały" ale nie było żadnego gnębienia. Tym bardziej zwracałam na to uwagę bo w poprzedniej szkole często mi się obrywało. Gdyby to jeszcze było gimnazjum to bym rozumiała ale liceum? I jeszcze rzucanie w innych rzeczami na lekcji? A co na to profesorowie? Przecież takie zachowanie, które odpowiada dzieciom z podstawówki już kompletnie nie przystawało prawie dorosłym ludziom. Wszak w liceum kończyło się gdy miało się 19 lat. Poza tym gdyby takie cyrki były w liceum to by chyba nam studniówkę odwołali. Do tego jeszcze zastanawiam sie dlaczego nie zmieniłaś szkoły? Do nas przyszedł chłopak z innej szkoły w październiku bo mu poziom poprzedniej nie odpowiadał. To nie jest podstawówka gdzie rodzice decydują gdzie pójdziesz do szkoły. Dlaczego zgadzałaś się na takie traktowanie? Nie rozumiem.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 10 sierpnia 2023 o 8:29
@timka: Już tutaj pisałam, że gdybym chciała wymyślać historie weszłabym na wattpad. Próbujesz mi wmówić, że kłamię czy o co chodzi? Nie napisałam, że tylko jedna osoba była dzieckiem rolnika. Kilka osób już to napisało, ale powtórzę: fajnie, że ciebie nie spotkało gnębienie w liceum. Zazdroszczę. Tylko że to nie znaczy, że innych też nie spotkało. Napisałam też, że gdyby to była podstawówka albo gimnazjum to napisałabym, że to była podstawówka albo gimnazjum. Nigdzie nie napisałam, że rzucanie w innych rzeczami miało miejsce na lekcji przy nauczycielach. Ktoś też tutaj napisał, że licealista to nie jest dorosły człowiek. Posiadanie dowodu osobistego nie świadczy o dorosłości. Im powiedz, że takie zachowanie nie przystawało prawie dorosłym ludziom - to oni w tej historii o tym nie wiedzieli. Widzisz, a u nas studniówki nie odwołali, bo nauczyciele w sporej części nie wiedzieli co się dzieje. A nawet jak zobaczyli to udawali, że nic się nie dzieje. Nigdzie nie napisałam, że się na takie traktowanie zgadzałam. Nie miałam zamiaru zmieniać szkoły tylko dlatego, że komuś nie odpowiadałam. Zresztą to było małe miasto, więc każdy miał znajomych w różnych szkołach. Szybko by się rozniosło dlaczego zmieniłam szkołę. Nie uciekłabym przed tym. O jednej z moich ksywek dowiedziałam się od znajomego... z innej szkoły.
Odpowiedz@Majulka: No to dziwne bo ja też miezkam w małym mieście gdzie są 3 szkoły średnie i jakoś nikt na temat ludzi z innych szkół u nas nie gadał. W ogóle twoja historia dla mnie wygląda jak z serialu amerykańskiego. Ja wiem, że w podstawówce dzieją się różne rzeczy bo jak już pisałam mi tez się obrywało ale liceum nie jest szkołą obowiązkową i się je wybiera. Każdy patrzy na rankingi i na to co o szkole mówią inni- czyta się fora, pyta starszych kolegów. Mogłaś też zawsze iść do liceum w innym mieście. Co to za problem dojeżdżać lub wynająć stancję? W prawie każdym mieście są też bursy szkolne czy internaty i można się starać o miejsce tam- są dużo tańsze niż choćby wynajem pokoju. Naprawdę twoja historia brzmi tak jakbyś była dzieckiem z podstawówki i myślała, że szkoła to więzienie, z którego nie można uciec bo i tak inni się dowiedzą za co się siedziało. Szkoła podstawowa to jedno ale liceum to już jest zupełnie co innego. Wg mnie to na własne życzenie tam tkwiłaś po prostu.
Odpowiedz@timka: Czy tobie się wydaje, że wszyscy ludzie są swoimi kopiami? Nie wszyscy są tacy sami. Nikt nie gadał na temat ludzi z innych szkół? Jesteś pewna? Z tego co ja widzę, rozmowy w stylu "O, chodziłeś do tej szkoły? Mam tam znajomego" są dość częste wśród ludzi. Tak zwany small talk. Opcjonalnie zamiast szkoły jest np miejsce pracy czy miasto. Co ma do tej sytuacji ranking szkół? Od kiedy w takich rankingach pojawiają się informacje od jasnowidza, że w następnym roku do danej klasy przyjdzie grupa ludzi, których ulubioną rozrywką jest dręczenie innych? Miałam zostawiać swój dom, znajomych albo tracić czas i pieniądze (do tego nie swoje pieniądze) na dojazdy, bo komuś nie odpowiadałam? A twoja wypowiedź brzmi jakbyś się bardzo mocno odkleiła. W skrócie: kłamię, bo ty się nie spotkałaś z dręczeniem w szkole, a tak w ogóle byłam masochistką, bo nie zrezygnowałam z jednego z najlepszych liceum w mieście i nie naciągnęłam rodziców na przeprowadzkę albo dojazdy do innego miasta.
OdpowiedzW moim liceum też tak było. Tak, liceum było fatalne. Nie dostałem się do wybranego, a w moich czasach można było zdawać tylko do jednego. Jak się nie dostaniesz, to szukasz miejsca w tych, w których było mniej chętnych. Powodem takiej sytuacji była muzyka, której się słucha, otyłość, zagranicznie brzmiące imie, sposób ubierania się i wiele innych. Jedna grupka kilkuosobowa dręczyła, reszta klasy udawała, że nie widzi, być może w strachu przed tym, żeby nie zająć miejsca ofiary. Sposobem najczęściej były różne "drobne" podjazdy, gdzie pojedynczo raczej nie było sensu nawet reagować, bo wydawało się to drobiazgiem, ale konsekwentnie przez tygodnie i miesiące gromadziło się. Ja się z takiej matni wydostałem po prostu dając kilka razy w ryj, ale były też osoby, które nie potrafiły się temu przeciwstawić. I też uważam, że szuka się tu krótkiej spódniczki u ofiary gwałtu, żeby tylko jakoś usprawiedliwić. U mnie efekt jest taki, że z podstawówki mam kilku przyjaciół i wielu znajomych, z którymi utrzymuję sporadyczny kontakt. Podobnie jak z dwóch uczelni. Natomiast w liceum nie mam kontaktu dosłownie z nikim. Czasem docierały do mnie zaproszenia na portalach społecznościowych, ale nigdy żadnego nie zaakceptowałem. Właśnie dlatego, że ludzie z liceum dzielą się na tych, którzy próbowali dręczenia i na tych, którzy odwracali wzrok. Nikogo z nich znać nie chcę. Dręczenie w szkole to relacja przestępca - ofiara. Dla przestępcy żadnego usprawiedliwienia nie ma. A nawet jeżeli praprzyczyną był faktycznie jakiś dwustronny konflikt (w moim przypadku tak nie było), to jeżeli nie kończy się na daniu sobie po razie, tylko zamienia w długoterminowe wyżywanie się, to staje się to przestępstwem.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 sierpnia 2023 o 6:02