Historia o mojej własnej głupocie i jak nie wynajmować mieszkań jako biedny student.
Sytuacja rozpoczyna się w momencie, gdy zerwałam z ówczesnym partnerem i na gwałt potrzebowałam chwilowego lokum, które mogłabym w dość szybkim czasie bez problemu zmienić. Spadła mi (jak wtedy myślałam) gwiazdka z nieba - mieszkanie z koleżankami z roku, w dość dobrze skomunikowanej dzielnicy. W dodatku z niskim czynszem i możliwością posiadania zwierząt. Ideał.
Standard mieszkania był bardzo średni, do tego stopnia, że już w czasach PRL był uważany za generalnie słaby. Walające się po szafkach rzeczy właścicieli, zapadające się łóżka, blaty wołające o pomstę do nieba czy nawet ogólnie panujący brud, który był efektem wieloletniego zaniedbania. Moje usilne starania doczyszczenia chociaż skrawka kafelków w kuchni nie przynosiły efektu. Poddałam się w momencie gdy jedna ze współlokatorek poinformowała mnie, że plamy były, są i będą. Właścicielka nie podpisała umowy, jednakże poprosiła o niską kaucję, która nie wynosiła nawet połowy czynszu. Już wtedy powinna zapalić mi się lampka, ale przecież koleżanki mieszkają już tak kolejny rok i nie ma problemów. Czego zatem mogłabym się bać?
W mieszkaniu spędziłam łącznie 10 miesięcy. W międzyczasie koleżanka, z którą miałam dobry kontakt wyprowadziła się i na jej miejsce weszła znajoma ze studiów. Moje marzenia o szybkiej wyprowadzce jakoś rozeszły się kiedy dostałam pracę marzeń i zaczęłam spędzać cały boży dzień poza miejscem zamieszkania. Lokum służyło mi bardziej jako przechowalnia i noclegownia niż dom. Potrzeba zmienienia zamieszkania wynikła przez konflikt z drugą ze współlokatorek (zwana dalej Marlenką), która postanowiła organizować imprezy w środku tygodnia i zaniechać sprzątania. Sytuacja ta sama w sobie jest materiałem na inną historię. Problemy z właścicielką rozpoczęły się w momencie zdania mieszkania.
Nauczona doświadczeniem i wyniesioną z domu przyzwoitością posprzątałam mieszkanie na tyle ile mogłam zostawiając je w lepszym stanie niż zastałam. Dodatkowo pokusiłam się o wrócenie i dokładne "dosprzątanie" pokoju jak i przestawienia mebli w oryginalne miejsca. Wysłałam zdjęcie pokoju w celu potwierdzenia oficjalnego zdania pokoju, gdyż właścicielka była zbyt zajęta aby osobiście zjawić się na miejscu. Moje starania były dla właścicielki ewidentnie zbyt małe, gdyż 2 tygodnie po wyprowadzce otrzymałam wiadomość o "najgorszym syfie jakim widziała w całej historii wynajmowania tego mieszkania".
Syfem okazał się kamień w muszli klozetowej, plamy na kafelkach oraz zniszczone dwa taborety. Zniszczenia te powstały zanim nawet pomyślałam o wprowadzeniu się tam, niestety Marlenka wskazała mojego psa jako przyczynę wszelkiego zła (pomimo faktu, iż w mieszkaniu przebywał pies współlokatorki zarówno mieszkającej przede mną jak i tej, która niedawno się wprowadziła. Na jakiej podstawie zostało stwierdzone, że ze wszystkich psów był to właśnie mój (który tak właściwie nie przebywał w mieszkaniu z racji możliwości przebywania ze mną w pracy)? Nie wiem. Być może testy DNA przeprowadzone na plamie z kafelków.
Moje dobre sumienie postanowiło wziąć odpowiedzialność za taborety, które faktycznie mogły zostać zniszczone przez psa (nie tylko mojego). Zaoferowałam zapewnienie dwóch innych taboretów, oczywiście z uwzględnieniem stanu w jakim były przed moją wprowadzką. Było to jednak niewystarczające, ponieważ każdy mój argument spotykał się ze ścianą i tłumaczeniem "Marlenka powiedziała...". Marlenka sama nie grzeszyła inteligencją, gdyż otwarcie przyznała właścicielce, że z racji konfliktu nie sprzątała w mieszkaniu. Nie wpłynęło to jednak na osąd właścicielki, która obarczyła jedynie mnie kosztami za "powstałe" szkody, pomimo zauważenia iż było to w części wspólnej, z której korzystała każda z nas. Właścicielka nie przejmowała się również faktem iż dwie inne współlokatorki poświadczyły, że wady o których mówi powstały już przed moją jak i ich wprowadzką. Rozmowa nie przynosiła skutku, na mój jeden argument właścicielka dorzucała 3 swoje. Jeden bardziej bezsensowny od drugiego, wracając przy tym do kwestii, które wytłumaczyłam w rozmowie już 5 razy. Nie pomogły również zdjęcia wykonane bezpośrednio przed zdaniem mieszkania.
Dobrotliwa właścicielka postanowiła nie tylko nie oddawać mi kaucji za zniszczenia, których nie dokonałam i których nie miała jak udowodnić, ale również zaprosiła mnie na wspólne sprzątanie mieszkania, w którym nie przebywałam od 2 tygodni. Biorąc pod uwagę, że Marlenka została sama w mieszkaniu (druga współlokatorka także opuściła to mieszkanie przez imprezową duszę Marlenki) cały powstały nieporządek był wynikiem jej zawrotnego trybu życia.
Na chwilę obecną nie dość, że zostałam bez kaucji i z nerwami to dodatkowo właścicielka obarczyć mnie chce kosztem wymiany muszli klozetowej i innymi zniszczeniami, które przypomniały jej się w ciągu 3 dni.
Niech nikt nie zrozumie mnie w tym momencie źle - jestem w pełni świadoma swoich błędów. Utrata kaucji nie boli mnie tak jak świadomość sprowadzenia mnie do meliniarza i syfiarza za 300zł. Znajduję się w tak komfortowej sytuacji, że kwota ta mnie zaboli, ale nie sprawi, że będę cierpiała. Z rozmów z poprzednimi mieszkankami tego lokum dowiedziałam się, że to nie pierwsza sytuacja, w której właścicielka zabiera kaucję, bo tak. Szkoda tylko, że kaucje biednych studentów zasilają jej budżet na egzotyczne wycieczki.
Ktoś wie jak zgłosić nieuczciwego wynajmującego do Urzędu Skarbowego?
mieszkanie wynajem współlokatorzy kaucja
Może nie trzeba zgłaszać, może wystarczy właścicielce wspomnieć, że masz taką możliwość...
OdpowiedzPrzyznaje, jest to piekielni, ale Twoje zachowanie jest bierne. Ja bym wprost powiedziała, że nie przyjdę sprzątać i żadnych dodatkowych pieniędzy nie dam, bo wzięła sobie kaucję. I koniec rozmowy. Nic Ci nie zrobi, bo ani Cię tam nie ma, ani nic. Kaucji możesz nie odzyskać jeśli nigdzie nie była udokumentowana. Jedynie możesz ją zgłosić do urzędu skarbowego.
Odpowiedz@Niveam: Wiem, że może wynikać to ze stylu pisania, ale absolutnie nie mam postawy biernej. Wszystko o czym mówisz poruszyłam podczas rozmów.
Odpowiedz"Właścicielka nie podpisała umowy..." Z tego zapisu wynika, że babka nie ma prawa żądać od Ciebie jakichkolwiek pieniędzy, bo nie było żadnej umowy (w której zawsze są zawarte informacje na temat zapłaty za zniszczenia itp), na której by widniał Twój podpis. Tylko w takim przypadku może żądać zwrotu kosztów.
Odpowiedz@Eskowo: Umowy ustne też są ważne (z pewnymi wyjątkami, ale wynajem mieszkania na okres krótszy niż rok do nich nie należy).
OdpowiedzMówimy o 300zł dzisiaj, ok maja/czerwca 2023 czy ta historia wyszła z zamrażarki albo recyklingu?
Odpowiedz@Michail: Nie, kwota rzucona tak o. Inne współlokatorki nie płaciły kaucji w ogóle.
Odpowiedzten kafelek te kafelki
Odpowiedz@xpert17: ta kafelka ;)
Odpowiedz@jass Łatwiej napisać: płytki
Odpowiedz@ILLogic: Albo po prostu sprawdzić w necie deklinację jak się nie jest pewnym formy, ale to najwyraźniej zbyt skomplikowane.
Odpowiedz@jass: nie.
Odpowiedz@Saszka999: Gdyż?
OdpowiedzBrak umowy? To w czym problem? Zapomniec o kaucji i zablokować numer, problem z głowy
OdpowiedzNic nie płacisz, niczego więcej nie sprzątasz i mówisz, że jak nie odda kaucji, to zgłosisz ją do US. Jak nie odda, to zgłaszasz do US. https://direct.money.pl/artykuly/porady/nielegalny-wynajem-mieszkania-jak-i-gdzie-zlozyc-donos-anonimowy#:~:text=nielegalny%20wynajem%20mieszkania%3F-,Jak%20zgłosić%20nielegalny%20wynajem%20mieszkania%3F,Może%20on%20zostać%20złożony%20anonimowo.
Odpowiedz@Ohboy: nawet jak odda, to tez zglaszasz do skarbowki, zeby babsku glupie pomysly wiecej do glowy nie przychodzily
OdpowiedzEwentualnie możesz postraszyć babę skarbówka . Jeżeli wynajmowała bez umowy to nie płaciła też podatku a jeśli skarbówka by się o tym dowiedziała dostaje bardzo wysoka grzywnę i musi zapłacić podatek za cały ten czas jak wynajmowała.
Odpowiedz1. Sądowe wezwanie do zapłaty. Może się przestraszy, jak będzie musiała się przed sądem przyznać do tego jak oszukuje US. Zawsze można przypadkiem napomknąć, ze US tego nie lubie. 2. Dodatkowo rzeczywiście zgłosić do US
OdpowiedzParagon dostałaś? Nie? Uuu nie dobrze. Sprzedaż bez paragonu jest kosztowna.
Odpowiedzpo 1 mozesz ja tylko postraszyc po 2 Od maja 2018 roku działa Krajowy Telefon Interwencyjny KAS (Krajowej Administracji Skarbowej) przez całą dobę, bezpłatny, numer tel.: 800 060 000 tylko do tego musisz miec dowody, moze byc to dokumentacja zdjeciowa, ktora pokazalas wlascicielce, dowody przelewow, zeznania poprzednio mieszkajacej tam kolezanki itp., bo zglaszanie nieprawcy jest karalne
Odpowiedzjak slysze takie akcje, jak wzywanie na posprzatanie w opuszczonym przed paroma tygodniami mieszkaniu pomimo zatrzymania kaucji przez wlasciciela, to mnie pusty smiech ogarnia i przypomina mi sie sytuacja ze znajoma, ktorej z koncem roku nie zostala przedluzona umowa, a szefowa wzywala ja na poczatku stycznia na kilkudniowa inwentaryzacje... nie badz glupia, nigdzie nie chodz sie narobic niepotrzebnie, a ona nie ma jak wyegzekwowac kasy, bo musialaby udowodnic, ze tych zniszczen wczesniej nie bylo, to na niej spoczywa obowiazek dowodowy i raczej nie podejmie zadnych dzialan wobec ciebie tym bardziej jesli nie bylo zadnej umowy i nie ma twoich danych zglos babe do skarbowki i zablokuj
OdpowiedzNieoddawanie kaucji pod byle pretekstem to niestety norma. Ale w żadne dodatkowe koszta nawet się nie daj wpakować, zagroź sądem i tyle. Nie ma możliwości udowodnić Ci, że to Ty zniszczyłaś cokolwiek w części wspólnej. Tak po prawdzie to nawet w pokoju powinna Ci udowodnić zdjęciami z momentu Twojego wprowadzania się, a nie "bo tak".
OdpowiedzSkoro masz świadków w postaci poprzedniej współlokatorki (współlokatorek), masz porobione zdjęcia, to z jakiej paki w ogóle dalej z nią gadasz o jakimś sprzątaniu czy dodatkowych kosztach? Grzecznie zamykasz temat, że kaucję może sobie wsadzić w cztery litery, a jak nadal ma problem, to niech idzie do sądu i tam udowadnia, że zniszczenia powstały z konkretnie Twojej winy. Skarbówką jej nie strasz, nie informuj, tylko idź i złóż zgłoszenie. Czyny, nie słowa.
Odpowiedz"Zaproszenie" na sprzątanie mam nadzieję zbyłaś śmiechem? Resztę kosztów też. Proszę bardzo, niech idzie do sądu udowadniać, że to Ty odpowiadasz za szkody. Pierwszy dowód: umowa najmu... ups, nie ma? Urząd Skarbowy lubi to! A potem zablokowałabym numer i nie myślała o babsku nigdy więcej, stratę kaucji traktując jak życiową lekcję, że "nic na gębę".
Odpowiedz