Kilka tekstów ostatnio o (nie)piciu alkoholu i co z tego wynika - więc dodam kilka słów od siebie, bo to piekielność, którą znam aż za dobrze.
Miałem w rodzinie (bliskiej) osobę uzależnioną od alkoholu. Nie był to klasyczny przypadek pijaka, ale tak zwany "alkoholik wysokofunkcjonujący": osoba inteligentna, wykształcona, oczytana, świetna i ceniona w pracy, lubiana w towarzystwie… A poza tym uzależniona.
Nie było u mnie w domu dramatów, jakie przeżywają dzieci alkoholików - nikt się nade mną nie znęcał, nie chodziłem głodny, miałem w co się ubrać, nie byłem bity, molestowany etc., nic z tych rzeczy. A jednak jako dziecko widziałem, słyszałem i przeżywałem rzeczy, których dziecko widzieć, słyszeć i przeżywać nie powinno.
Z tego powodu mając 16 lat (!) postanowiłem, że nie będę pił. W ogóle. Skłonność do alkoholizmu bywa dziedziczna, a ja nie chciałem ryzykować.
Milion razy byłem - tak, jak w Waszych opowieściach - "namawiany".
No ale jak to, ZE MNĄ nie wypijesz?! (no nie, ani z tobą, ani z nikim innym)
Ale przecież to tylko szampan! (osiemnastka koleżanki, bo szampan to nie alkohol, tylko lemoniada, prawda?)
No ale przecież ZA MOJE ZDROWIE musisz wypić! (pokaż mi racjonalny związek tego kieliszka z twoim zdrowiem, a wypiję nawet pięć)
Ale to TYLKO JEDEN KIELISZEK!
I tak dalej, i tak dalej, do znudzenia.
A co się działo w niektórych kręgach mojej rodziny, kiedy z moją (wówczas) narzeczoną oznajmiliśmy, że na naszym weselu nie będzie alkoholu! Książkę by można napisać (na szczęście większość rodziny z moim tatą na czele stanęła po naszej stronie, doskonale zdając sobie sprawę, z czego wynika taka moja postawa).
Ja akurat mam taki charakter, że mnie to zupełnie nie rusza - podjąłem decyzję, to jest MOJA decyzja i nic nikomu do tego - ale wielu ludzi, którzy nie piją z powodów zdrowotnych (np. dlatego, że już są alkoholikami i chcą wytrwać w trzeźwości) w takich sytuacjach się łamie.
Ale - paradoksalnie - najbardziej dała mi do myślenia zupełnie inna sytuacja. Miałem 18 lat, kiedy z moim wujkiem pojechałem odwiedzić jego znajomych w Berlinie (wtedy jeszcze - Zachodnim, stał jeszcze mur berliński). Znajomi - choć mieszkali w Berlinie - byli Francuzami i u nich w domu było absolutnie normalne, że do obiadu pije się wino. WSZYSCY pili wino, łącznie z najmłodszym 14-letnim synem (on dostał wino rozcieńczone, pół na pół z wodą). W dodatku z tego co wiem, było to naprawdę dobre wino.
Siedzimy przy stole, pani domu nalewa wino do kieliszków. Kiedy dochodzi do mnie, mówię, że ja dziękuję, nie piję - i już psychicznie przygotowuję się na długą dyskusję "dlaczego, o co chodzi, ale z nami nie wypijesz, ale tylko kieliszek".
I co? I nic takiego. "Nie pijesz? Aha, to może chcesz wody albo soku pomarańczowego?"
Zero zdziwienia, zero "namawiania" i szantażu emocjonalnego. Nie pijesz to nie pijesz, nic nikomu do tego, twoja sprawa. Jedni nie jedzą buraczków, inni nie lubią groszku, a jeszcze inni nie piją. No problem.
Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę, jaki poziom "alkoholowego przymusu" panuje w Polsce....
Alkohol przymus szantaż
Kultura picia w Polsce jest koszmarna, a rządy od tak naprawdę zatajania dziejów sprzyjają temu, by ludzie się alkoholem odurzali. Mnie namawiano do picia CHOCIAŻ bezalkoholowych piw czy win w ciąży (sic!). Kiedy tłumaczyłam, ze w Polsce prawo jest skonstruowane tak, ze można napisać bezalkoholowe na butelce czegoś, co ma alkoholu do 0,5% a w ciąży dawki bezpiecznej nie ma - byłam wyśmiewana i uznawana za paranoiczke. Za to dla mnie kuriozalne było, ze ci ludzie maja tak wyprane mózgi, ze nie mogą przeżyć, ze ktoś nawet w ciąży nie pije czegoś, co chociaż imituje alkohol. Straszne…
OdpowiedzSprawa alkoholu na weselu to jest dobra okazja na odsianie gości (i znajomych). Jeżeli ktoś strzela z odwłoka, że na imprezie alkoholu nie będzie to oznacza, że nie chce świętować z parą młodą ich ślubu, tylko się naje***.
Odpowiedz@Pantagruel: Masz 100% racji - tylko że u nas ze znajomymi i przyjaciółmi problemu nie było, środowisko generalnie albo niepijące, albo pijące od święta; u nas był problem z częścią rodziny - i to na tyle bliską, że nie bardzo się dało powiedzieć "…to nie przychodź". Z drugiej strony dyskusji tez nie było - powiedzieliśmy jak będzie i już :-)
Odpowiedz@janhalb: dla mnie w ogóle kuriozalne jest, kiedy goście próbują wymuszać na gospodarzu szczegóły imprezy: miejsce, termin, listę gości, stroje, menu, muzykę czy przebieg samego przyjęcia. Warunki imprezy ustala organizator, a gość może skorzystać z zaproszenia lub nie
Odpowiedz@Crannberry: Mnie rozwala gdy rodzice próbują wymuszać takie rzeczy. I jest to akceptowalne, bo rodzice płacą za wesele. Nawet tutaj pojawiają się takie komentarze - jak młodzi chcą imprezę po swojemu to niech sami płacą. Dla mnie takie warunkowanie wsparcia jest niezłą patolą. Zależy mi na dziecku i na tym, żeby miało fajne wesele więc chcę się dołożyć do imprezy albo ją w całości sfinansować. No chyba, że młodzi inaczej wyobrażają sobie wesele niż ja - wtedy wypad, kasy nie ma, radźcie sobie sami.
Odpowiedz@Pantagruel: dżiiiizzz, jak ja to znam. Moja mama jest z gatunku tych wymuszających, przekonana, że poza nią nikt się na niczym nie zna i o niczym nie ma pojęcia. Przygotowania do mojego pierwszego ślubu to było pasmo niekończących się awantur o dosłownie wszytsko, łącznie z zarostem pana młodego i wyborem owoców do dekoracji tortu. Mimo ze wszystko finansowaliśmy sami. Teraz byłam mądrzejsza - mój zeszłoroczny ślub był za granicą i mogłam wykręcić się wedding plannerm i "inną kulturą" ;) Co ciekawe, rodzice męża w ramach prezentu ślubnego dołożyli się kilka tysięcy euro, a nie wtrącali do niczego. Ślub i wesele jest imprezą pary młodej i to oni decyduja, jak je chcą zorganizować. Jeżeli rodzić w prezencie chce im część lub całościmprezy sfinansować, to bardzo miło z jego strony, ale nie upoważnia go to do wymuszania swoich "widzimisiów". Owszem, jak najbardziej moga słuzyc radą, zainterweniowac, jeśli młodzi wymyślą coś kompletnie bez sensu, czy zaprosić jakiś niewielki kontygent swoich gości (bo mogą mieć jakies zobowiązania) ale nie szantażem czy awanturami narzucać każdą bzdurę.
OdpowiedzChyba, przynajmniej wśród młodych ludzi, trend ulega zmianie. Albo żyję w swojej bańce, bo gdy nie mogłam pić alkoholu przez ponad rok, po tym jak podziękowałam, nikt mnie nie namawiał. Padło czasem, że jakbym zmieniła zdanie, to mam powiedzieć. I tyle. Teraz coraz częściej z domówek wynoszę opakowania po 0% piwkach albo jest to w proporcji pół na pół. Mało kiedy siedzimy i pijemy jakieś ciężkie alkohole- co najwyżej piwka kraftowe, cydry. Czasem zdarzy się drink typu gin-tonic (ale i one nie jakieś mocne). Ale już dawno nie pamiętam kiedy piłam czystą wódkę. Może właśnie w moim pokoleniu (lata 90) ludzie bardziej zdają sobie świadomość z tego jak alkohol wpływa na ludzi, bo sami obserwowaliśmy to w domu, czy na ulicy. Wtedy alkohol był bardzo dużym problemem i normą było to, że ktoś szedł z rodziną na spacer w parku i przy okazji pił piwo. Teraz jakoś sobie tego nie wyobrażam.
Odpowiedz@Habiel: Ja mam podobne spostrzeżenia. Po przepytaniu wszystkich na imprezie kto pije alkohol i pod jaką postacią nikt nikogo nie namawia do zmiany zdania. Choć wkurza mnie, że czasami trzeba się wytłumaczyć czemu się nie pija np. że się jest kierowcą albo idzie się do pracy na drugi dzień.
Odpowiedz@Habiel: Chyba żyjesz w bańce. Ja się już, niestety, do młodych nie mogę zaliczyć a nigdy nie byłem świadkiem by odmawianie picia spotkało się z namowami. To chyba jednak nie jest związane z wiekiem.
OdpowiedzZ jednej strony rozumiem, że nie pijesz i to może męczyć jak ktoś jest namolny. Z drugiej strony robisz wesele gdzie wymagasz od wszystkich aby się bawili tak jak ty bez alkoholu więc narzucasz swoją wizję podejścia do sytuacji innym. Ty płacisz więc sobie ustalasz jakie zasady chcesz, ale to nie znaczy, że ludziom się to będzie podobało.
Odpowiedz@Michail: Jasne, nie musi się wszystkim podobać. Ci, którym na państwu młodym zależy, zacisną zęby, uszanują, ewentualnie zapytają o powody, a w ostateczności grzecznie odrzucą zaproszenie. A tych, którym bardziej zależy na darmowym alkoholu niż na młodych i z powodu jego braku mają pretensje/robią awantury należy wykreślić z listy gości, a z co bardziej krewkimi być może nawet zerwać kontakt.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 maja 2023 o 12:58
@Michail: I to jest kolejna patologia. Jeżeli nie wyobrażasz sobie imprezy bez alkoholu to to już zalatuje dużym problemem. Tym bardziej na weselu, które (w teorii) powinno być imprezą świętującą nowy etap życia bliskiej ci osoby.
Odpowiedz@Michail: Oczom normalnie nie wierze - ty serio jako jego PRZEWINIENIE wskazujesz, ze nie chcial gorzaly na weselu? I usprawiedliwiasz ich, ze MIELI PRAWO DO PRETENSJI? Co jest z wami, ludzie??? "Bawili sie bez alkoholu" w kontekscie, ze nie da rady? Pieprzona pijacka patologia.
Odpowiedz@Pantagruel: Moze i patologia, jednak jest to legalna rzecz i kazdy ma prawo z niej skorzystac. Jesli uwazasz, ze goscie maja sie tak bawic jak ty chcesz to masz do tego prawo. Tak samo jak masz prawo podac wszystkie dania miesne niezaleznie od tego czy masz vegan/wegetarian na weselu.
Odpowiedz@Michail: To, że coś jest legalne nie znaczy, że muszę się na to godzić w moim domu, prawda?
Odpowiedz@Samoyed: Masz prawdo do takiej oceny. Ale dla autora jest piekielnością że ktoś mu narzuca alkohol, ale już nie jest piekielnością, jak on narzuca innym zabawę bez. Rozumiem, że ktoś w związku z tym nie ma też prawa do narzekania bo przecież moralność nie stoi po jego stronie.
Odpowiedz@Michail: Jest legalne, ale nieobowiązkowe i nikt nikogo do niczego zmusić nie może. Tak samo, jak stawienie się na weselu, na którym nie ma alkoholu.
Odpowiedz@janhalb: Nie muszisz, ale jeśli idziesz do kogoś na imprezę gdzie ktoś cię namawia do kidy nie chcesz pić i to jest piekielne to nie dziw się, że sytuacja w drugą stronę jest piekielna dla zaproszonych do ciebie. Tutaj nie chodzi o promowanie alkoholu - to może być dowolna rzecz, której nie lubimy jak nam się narzuca, ale lubimy narzucać w drugą stronę. Niech będzie to co jemy, to czym podróżujemy, czy zmuszanie do oglądania 500 zdjęć z wakacji.
Odpowiedz@Michail: Narzuca tez im zabawe bez nachrzaniania sie sztachetami, co za podly czlowiek! Narzuca im, ze dostana rosol, a nie barszcz, no jak tak mozna??!! Chamstwo. Czy ty siebie sluchasz? Ma wlasna kase wydawac na swinstwo, ktore traktuje jak zlo? W imie czego? Zeby wujek Jozek mogl sie upodlic ze szwagrem Zdziskiem i dac morda w rabaty, bo tylko to jest PRAWDZIWA POLSKA ZABAWA.
Odpowiedz@Michail: Czy jeżeli tort na weselu ma kokosowy krem a 10 gości kokosa nienawidzi to jest to narzucanie? Albo jeżeli zamiast zespołu jest DJ odtwarzający muzykę to to też jest narzucanie muzyki i stylu zabawy?
Odpowiedz@Michail: Twoje porównanie jest bez sensu. Moja zabawa, moje reguły. Jak ktoś ich nie uznaje - trudno nie ma obowiązku przychodzić. Gdybym ja został zaproszony na urodziny (imieniny, wesele, cokolwiek) i został poinformowany, że w ramach zabawy będę miał OBOWIĄZEK wypić - to bym po prostu grzecznie podziękował i powiedział, że w takim razie mnie nie będzie.
Odpowiedz@Samoyed: To nie jest tak, że ja alkohol traktuję "jak zło". Nie cierpię interakcji z ludźmi pijanymi (tak, pewnie uraz z dzieciństwa), ale nie mam nic przeciwko temu, że ktoś pije. Jak idę na imprezę ze znajomymi, to nie zachowuję się jak ci "ekstremalni weganie", którzy się obrażają, jak ktoś w ich towarzystwie je mięso ;-) Wśród moich znajomych są osoby niepijące, ale są i takie, które piją - jak się spotykamy to wypiją piwo czy dwa albo kieliszek wina. Dla mnie to nie jest problem. Moje dzieci (dwójka już dorosłych) piją czasami piwo czy wino na spotkaniach ze znajomymi - i to też nie jest dla mnie problem. Natomiast wesele (skromne przy tym i bez "wielkiego gwizdka") to jednak miał być NASZ czas - a miałem świadomość, że gdyby na stołach był alkohol (choćby tylko wino), to osoba, o której pisałem na początku, na pewno nie skończyłaby na jednym czy dwóch kieliszkach, bo była uzależniona i nie byłą w stanie nad sobą panować. A ten dzień miał po sobie zostawić dobre wspomnienia :-)
Odpowiedz@janhalb: Wiec naduzywanie alkoholu uwazasz za prowadzace do zla. Niekiedy. Niestety, o ile ja to rozumiem, to od prawdziwego Polaka uslyszysz: "a gdzie tam naduzywanie?!?! Ze sobie litra obalim to nie zaraz naduzywanie!" Jezeli Michaila zapytasz, to on nie ma problemu z alkoholem, on tylko nie widzi sensu bywania gdziekolwiek, gdzie sie nie leja procenty. Ale problemu nie ma.
Odpowiedz@Samoyed: Nadużywanie - tak. I nie "niekiedy", tylko zawsze.
Odpowiedz@Samoyed: Michail jest po prostu idealnym przykładem na to, że u nas nie ma kultury picia, jest tylko kultura pijaństwa. Gdyby była ta pierwsza, to brak alkoholu nie stanowiłby żadnego problemu. Ot, raz jest, raz nie ma. Byłam w szoku, gdy dowiedziałam się, że niektórzy chleją alkohol podczas komunii lub chrztu dziecka...
Odpowiedz@Michail: Czy Ty masz świadomość, że fakt, iż ktoś zaprasza bliskich na najważniejszą imprezę swojego życia bez możliwości upicia się - nazwałeś piekielnością? Jeśli nie był to skrót myślowy, to Twój problem jest większy, niż wskazuje Samoyed...
Odpowiedz@Michail: Masz prawo, choć do dobrego tonu należy zapytać się, czy z menu osoba może coś zjeść, czy wolałaby coś innego. Ale porównanie jest manipulacją. Bo bez żadnego jedzenia niemięsnego gość będzie siedział głodny (jeżeli sobie czegoś sam nie przyniesie), a bez wódki nikomu ani jedzenia, ani picia nie zabraknie. Michail, pogrążasz się. Bez cienia złośliwości mówię: skontaktuj się z terapeutą uzależnień i pokaż mu swoje wpisy z tego wątku. Dla własnego dobra.
Odpowiedz@Samoyed: Nigdy na welelach na których byłem nikt się tak nie zachowywał, ale może to po prostu inne otoczenie. To, że ktoś wypije to nie znaczy, że zacznie się zachowywać jak zwierze.
Odpowiedz@didja: Ale ja akurtat nie piję. Więc co mam mu powiedzieć, nie potępiam alkoholu u innych więc powinienem się zapisać do klubu AA?
Odpowiedz@didja: Słowo kluczowe - upicia się. Jak ktoś ma taki problem to i tak się upije bo sobie po prostu przyniesie alkohol. 1/2 litra alkoholu 40% na osobę wystarczy do upicia się, a jednocześnie nie zajmuje za dużo miejsca.
OdpowiedzZ jedzeniem jest podobnie, chociaż dotyczy to bardziej pokolenia moich rodziców - zaglądanie innym w talerz, komentowanie co i w jakiej ilości zjedli, czy stosowanie szantażu emocjonalnego, żeby wymusić na kimś zjedzenie czegoś, na co ten akurat nie ma ochoty. Na imprezach rodzinnych gospodarz nie słucha, co się do niego mówi, bo jest zbyt zajęty analizowaniem, czy każdy gość na pewno spróbował każdej potrawy, do tego przerywa rozmowy i wchodzi ludziom w słowo, mówiąc "ale sałatki sobie nałóż, w ogóle jej nie spróbowałeś" (gość ma wtedy problem, jak wybrnąć z sytuacji, bo sam widok tej sałatki przyprawia go o mdłości, a nie chce urazić gospodarza), "co to jest jeden kawałek ciasta? Nałóż sobie więcej, po co ja tyle napiekłam?". Do tego komentarze do osób na diecie czy z nietolerancjami pokarmowymi "a ty już jesz normalnie, czy nadal sie wygłupiasz?"
Odpowiedz@Crannberry: Też to zauważyłem. A zwykle jeszcze jedzenia jest o dużo za dużo, jak na ilość zaproszonych gości, co często skutkuje dawania gościom jedzenia na wynos, bo "się zmarnuje".
Odpowiedz@Crannberry: Spróbuj być osobą, która ogranicza mięso :) Goście obsiądą cię jak muchy i spróbują przekonać, że to jest kompletnie bez sensu, czemu nie chcesz spróbować schabowego? A kurczak to przecież prawie nie jest mięso, przestań się wygłupiać! Naczytała się jakiś bzdur w internecie i teraz się wymądrza i wymyśla! Jak ma się szczęście to dostaniesz jeszcze "naukowy" wykład o tym, że człowiek jest przystosowany do jedzenia mięsa, nasi przodkowie jedli mięso, jakby jedli korzonki i trawę to ludzkość by nie przetrwała.
Odpowiedz@Crannberry: A ja nie pije, mam piec, w ktorym sie nie da palic oponami, odmawiam jezdzenia czymkolwiek innym poza hybryda i nie jem miesa. Takie kombo to dla prawdziwego patriotycznego Polaka nie do zniesienia.
Odpowiedz@Samoyed: To znaczy, konkretnie CZYM sobie wkładasz pożywienie do otworu gębowego, bo chyba nie zrozumiałam. Palcami?
Odpowiedz@Armagedon: He? Nie napisalam, ze nie uzywam widelca... chyba...
Odpowiedz@Samoyed: Armagedon przeczytała chyba "jedzenia" zamiast "jeżdzenia" :)
Odpowiedz@Pantagruel: Ahaaaa. A co to w takim razie jest hybryda, ktora sie je? :)
Odpowiedz@Samoyed: Też na początku przeczytałam, że masz zrobione hybrydy (taki rodzaj manicure, który przy okazji utwardza paznokcie), więc wyobraziłam sobie, że masz też długie paznokcie i sobie nimi skubiesz jedzenie :D Szczerze mówiąc samo jedzenie palcami nawet by mnie nie zdziwiło, bo czemu nie? Ale te paznokcie sprawiły, że jeszcze raz przeczytałam XD @Crannberry Jem mało mięsa i ogólnie jestem bardzo wybredna, jeśli o jedzenie chodzi, ale nigdy nikomu nie narzekam, tylko dziobię, co znajdę (czasami np. same ziemniaki z surówką). I nadal źle, no bo jak można jeść tylko to, co się lubi? Skandaliczne!
Odpowiedz@Samoyed: Zacznij wreszcie używać polskich liter - to pomyłek nie będzie. Nabździsz coś niechlujnie i byle jak, a potem jeszcze dowcipkujesz. Wielka gwiazda się znalazła.
Odpowiedz@Ohboy: Ej, hybryda to taki lakier, nie? Tym sie nie da zrobic szponow zastepujacych widelec (chociaz to praktyczny pomysl :P ale fuj! - ciezko to potem doczyscic, kojarzy mi sie z takimi wasiskami - zawsze sobie wyobrazalam jako dziecko, ze oni tam zostawiaja sobie resztki jedzenia, chociaz niektorzy pewnie nie dbaja o czystosc tego, ble)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 maja 2023 o 20:14
@Samoyed: Tak, hybryda to lakier, ale jeśli miałabyś dłuższe paznokcie lub tipsy i na to hybrydę, to do jedzenia w sam raz. ;) Ja tam nawet lubię jeść palcami potrawy do tego przeznaczone, ale faktem jest, że przy trochę dłuższych paznokciach trzeba potem je dokładnie wyczyścić. xD
OdpowiedzDokładnie ten sam typ szoku przeżyłam niewiele więcej niż 12 lat temu we Włoszech.
Odpowiedz"No ale przecież ZA MOJE ZDROWIE musisz wypić! (…pokaż mi racjonalny związek tego kieliszka z twoim zdrowiem, a wypiję nawet pięć…)" Jeśli Ty wypijesz ten kieliszek, to ja go nie wypiję. Zatem wypiję mniej i będę dzięki temu zdrowszy. (pokrętna logika, prawda? :D)
OdpowiedzJak widać z niepicia też można zrobić nałóg......
Odpowiedz@Morog: Mówisz, że jestem uzależniony od niepicia? Ciekawa teoria. Czyli każdy, kto nie chce "spróbować" twardych narkotyków jest uzależniony od ich niezażywania? Come on… :-)
Odpowiedz@janhalb: Nie rozumiesz. Jestes uzalezniony od plucia na polsko-katolickie tradycje. Prosze bardzo, Morog, uscislilam to za ciebie, nie ma za co.
Odpowiedz@Samoyed: a kto podnosi reké na polsko-katolickie tradycje, jest elementem anypolskim i wiadomo, jaką ukrytą opcję reprezentuje. Czy jakoś tak...
Odpowiedz@Crannberry: I jest gejem, cyklista i wegetarianinem, bo gorszego zla na tym swiecie nie ma. Chociaz jest - Niemcy, ktorym jak wiadomo przewodzi Tusk. Czyli obie mozemy sie szykowac na stos, ty nieWanda sprzedajna, a ja wegetarianka...
Odpowiedz@Samoyed A ja kiedyś w czasie procesji otworzyłem okno i puściłem Black Sabbath. A potem w ten sam dzień, czyli Boże Ciało, poszedłem do kiosku i kupiłem "Nie". I szedłem z tym w ręce. Nawet było widać tytuł. No i wyjechałem do Irlandii, jak już nie była skrajnie katolickim krajem.
Odpowiedz@Crannberry: @Samoyed: Chyba przegięłyście pałę w swoich nadinterpretacjach. Wypowiedź Moroga była żartobliwa. To po pierwsze. Po drugie - historia nie dotyczy ani polityki, ani religii, więc po co je mieszać w dyskusję? Po trzecie. Sugerując, że katolik = alkoholik piszecie gównoprawdę. A po czwarte - alkohol jest dla ludzi. Nie wszyscy lubiący "rozweselacz" na imprezach - to zaraz degeneraci. Nie wszyscy robiący wesela alkoholowe - to plebs niewart szacunku. Nie wszyscy mają traumy z dzieciństwa, które - z uwagi na jedną tylko osobę - powodują imperatyw organizacji wesela bezprocentowego.
Odpowiedz@Armagedon: Nie wszyscy, ktorzy lubia alkohol na imprezach to degeneracy, ale ci, ktorzy nie uznaja imprezy bez gorzaly to kompletne dno. Morog = fanatyczny katol, ktory wlasnie zglasza pretensje, ze ktos smie nie chlac. Mozesz mi wyluszczyc gdzie w tym co napisalam katolik = alkoholik? I ty piszesz o nadinterpretacji?
Odpowiedz@Armagedon: Jeżeli ktoś tylko lubi alkohol na imprezach, to spokojnie poradzi sobie bez niego (ja tak mam, czasami się upijam, czasami wypiję drinka, a czasami nie wypiję nic). Jeśli zaś ktoś zawsze musi mieć alkohol na imprezie, bo inaczej nie umie się bawić, to ma problem. Morog raczej nie żartuje, on albo jest trollem, albo ma chore spojrzenie na wiele kwestii.
Odpowiedz@Samoyed: No chyba jednak przesadzasz. Mnie się też wydaje, że Moroz napisał to żartem. BTW - ja także jestem katolikiem, więc akurat to zestawienie jest ciut bez sensu ;-)
Odpowiedz@janhalb: Nie, Moroz nie napisal tego zartem :) On ma dwa rodzaje komentarzy. Do tych, ktorzy choc cos wspomna na temat religii (katolickiej oczywiscie), nawet jezeli to jest poswiata zwiazku, w neatywny swietle, oznajmia, ze to wymysl i bajeczka. Zadnych tam wyjasnien, polemiki, po prostu nie zdarzylo sie i juz. Drugi rodzaj to do takich jak twoje, kiedy smiesz podwazac polskie swiete obyczaje. Bo to i mamusia boska byla Polka. I Jezus przemawial z Lodzi, wiec Morog ma misje. To nie sa zarty, to jest czystej postaci katolicki oszolom. I nie jest istotne, ze tez jestes katolikiem. Jak tylko wspomnisz w jakikolwiek negatywny sposob na temat kosciola albo swietych polskich zwyczajow, jak tutaj zachlewania mordy przy kazdej okazji, to nasteouje ozywienie Moroga. Sprawdz sobie, w innych sprawach sie nie wypowiada :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 maja 2023 o 10:49
@Armagedon: obsesja to bardzo poważna choroba która zmienia życie chorego w piekło
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 maja 2023 o 12:23
@Morog: Tu sie zgadzam. Dlatego zastanow sie, kiedy nastepnym razem padniesz na twarz przed jakims klecha (byc moze pedofilem), bo sobie wymysliles, ze to przepustka do raju. Histeria religijna jest najbardziej dewartosciujaca obsesja. Nie ma silniejszej. Nawet seksualna nie robi takich szkod.
OdpowiedzJak już tutaj zauważono, nie jest to kultura alkoholu, ale w ogóle wszystkiego - serniczka sobie jeszcze nałóż, kotlecik zjedz, a może ogóreczków? Sama robiłam! Ale wynika to z dawnej, słowiańskiej tradycji, znanej wówczas jako "prynuka" - według niej kulturalny gość powinien odmówić (najlepiej kilkukrotnie) jadła i napoju, aby nie robić problemu gospodarzowi, natomiast gospodarz musiał uparcie namawiać, wręcz zmuszać gości do spożycia poczęstunku i skorzystania z gościny, aby pokazać, że goście żadnym problemem nie są, a ich obecność jest pożądana i mile widziana. W efekcie do dziś czasem odgrywamy teatrzyk "Kawy? Herbaty?", "Nie, dziękuję.", "A może ciasteczka?", "Nie, naprawdę, nie trzeba.", "Ale mam takie z kremem, to ja wyciągnę.", "Ależ naprawdę nie rób sobie kłopotu." i tak dalej ciągniemy, od samego początku wiedząc, że tę kawę i ciastko dostaniemy. W takie kulturze dorastaliśmy, choć ostatnio się to dość szybko zmienia. Ale dlatego również postrzegamy Niemców czy Francuzów jako niegościnnych, bo na "Nie, dziękuję, nie trzeba." reagują "Ok." i tej kawy i ciastka nie dostajemy :)
Odpowiedz@fursik: Dokładnie tak jest.
Odpowiedz@fursik: Nawet nie wiedziałam, jakie korzenie mają nasze komunikacyjne konwenanse :). Ale to masz swój plus. Jak ktoś mi robi przysługę-usługę albo chce zapłacić za mnie w restrauracji - no, słowem nie chce ode mnie pieniędzy, to ja zawsze pytam dwa razy, tzn. upewniam się "na pewno?", "może jednak?", itp., wychodząc z założenia, że pierwsza odmowa jest kurtuazją.
Odpowiedz@fursik Masz rację, ale alkohol to jednak inny poziom. Na odmowę jedzenia grupa nie reaguje tak jak na odmowę picia. Co najwyżej gospodarz i może kilka innych osób, ale jak ktoś nie chce pić, to zdarza się, że wszyscy muszą to skomentować. To chyba wzięło się z czasów komuny i słynnego wtedy: "kto nie pije, ten kapuje". Czyli jak ktoś się z nami napije, to swój chłop i o wszystkim można z nim pogadać, a jak nie chce pić, to jakiś podejrzany. Tak siedzi na trzeźwo i słucha.
Odpowiedz@fursik: To by wiele tłumaczyło, bo ja nienawidzę takich durnych gierek... i też jestem postrzegana jako niemiła i niewychowana XD
Odpowiedzja rozumiem, że niektórzy nie piją, nie namawiam na siłę, ale wesele bez alkoholu to już przesada. rozumiem urodziny itp, ale wesele? gdybym był zaproszony na takie wesele, no ok, powiedziałbym co myślę (zresztą zawsze mówię co myślę), ale nie mawiałbym na siłę. wziąłbym swoją flaszkę na imprezę, i to się właśnie w taki sposób skończy
Odpowiedz@gmiacik: dokładnie, widziałem coś takiego, wesele bez alkoholu skończyło się tak że 70% gości siedziało w barze obok
Odpowiedz@gmiacik: najlepsze wesele na jakim bylem to właśnie takie bez alkoholu. Takie, na którym z każdym można rozmawiać normalnie, i normalnie się bawić. A nie tylko patrzeć na pijackie wybryki i chamstwo. Choć prawdą jest, że niektórym do owych rzeczy i alkohol niepotrzebny.
Odpowiedz@Cylindryk: no a ja byłem na weselach, na których alkohol był normalnie podawany (tka jak na moim, na bieżąco uzupełniany) a nikt nie odwalał małpy i ludzie potrafili i się bawić i normalnie pogadać. Byłem też na weselu, na którym na dzień dobry mieliśmy jedną flaszkę na stół (ah te kretyńskie okrągłe stoły) i przez ileś kolejnych godzin nic nam nie chcieli podać. Pierwsza flaszka skończyła się w kilka chwil, a potem 'bo bendzie barman'. I co mnie to? Nie lubię drinków. Skończyło się tym, że wszyscy siedzieli sfrustrowani, znudzeni albo łazili po plaży (a zespól też beznadziejny, gdyby wypić to moze byłby przyjemniejszy dla ucha), dopóki sam się nie wkurzyłem i przyniosłem kilku flaszek z kuchni. Dopiero wtedy zabawa trochę ruszyła i można było siedzieć do rana. A wcale nikt nie musiał się napruć jak śwnia
Odpowiedz@gmiacik: uważam, że wzięcie własnej flaszki na wesele bezalkoholowe i picie po kątach, to największe buractwo. To wesele młodych i mają prawo zdecydować o charakterze imprezy. Nie podoba się, to przyjdź na sam ślub do kościoła czy urzędu i tyle. Co to w ogóle za nieszanowanie decyzji innych, wtf.
Odpowiedz@Halfi: no to jak ludzie odmawiają, że nie przyjdą to potem jest w drugą stronę płacz, że tyle gościu zaprosiliśmy i 90% nie przyszło. ja rozumiem, że to jest ten dzień danej pary, ale jak się gości zaprasza to nie można patrzeć na swoje widzimisię. To trochę tak jakby na weselu był serwowany tlyko lekki obiad i same owoce, bo młoda para jest na diecie, nie je dużo i wszyscy mają się dostosować. Albo gorzej, to są wegetarianie i nie będzie mięsa, a goście będą głodni chodzić. albo się skończy, że prawie wszyscy odmówią
OdpowiedzGdyby to tylko z alkoholem tak było... Spróbuj odmówić czegokolwiek co ci ktoś proponuje, to od razu święte oburzenie, niedowierzanie i wypytywanie o powód.
OdpowiedzO jeżuniu najsłodszy, współczuję, domyślam się, jakie to musi być denerwujące. Sama abstynentką nie jestem, bo czasem wyskoczę ze znajomymi na piwo do baru czy na domówce wypiję, ale z umiarem. Dlatego też często piję na przykład jedno piwo alkoholowe a potem przez resztę wieczoru zerówki i zauważyłam, że nigdy nie przejdzie to bez komentarza. Zawsze kiedy ktoś zauważy, że piję piwo bezalkoholowe, to zapyta "a co ty, zerówkę pijesz?".
OdpowiedzPrzez lata pracowałem w międzynarodowym zespole z ludźmi z całej Europy i namolne namawianie było codziennością.
Odpowiedz