Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia o dziewczynce wyśmianej z powodu sukienki komunijnej przypomniała mi upokorzenie, jakie…

Historia o dziewczynce wyśmianej z powodu sukienki komunijnej przypomniała mi upokorzenie, jakie przeżyłam w dzieciństwie.

Ja również dorastałam w latach 90. i pewnie wielu z czytelników pamięta, że dla wielu rodzin były to ciężkie czasy. Moja szkoła była dość zróżnicowana - było wiele rodzin takich jak moja, czyli kiepsko sytuowanych (mama wychowała mnie i dwóch braci sama, to znaczy tylko z pomocą babci), była też typowa patologia, gdzie w domu alkohol lał się strumieniami, a dzieci ciągle chodziły z siniakami.

Z drugiej strony było też sporo rodzin, które były dobrze sytuowane, przeważnie mieli 1-2 dzieci, pełne rodziny i oboje rodzice dobrą pracę. Niemniej trzymaliśmy się raczej wszyscy razem, choć czasem zdarzały się nieprzyjemne sytuacje, kiedy bogatsze dzieci wyśmiewały się, że biedniejsze mają bazarowe podróby znanych marek etc., ale raczej rzadko. Jednak podsumowując miło wspominam czas podstawówki, a z kilkoma kolegami mam dobry kontakt do dziś.

Ale jedna sytuacja była dla mnie bardzo przykra i pamiętam ją do dziś, a osobom za nie odpowiedzialnym nigdy tego nie zapomnę - o wybaczeniu nie ma mowy, bo nikt nigdy za to nie przeprosił.

Gdy byłam może w trzeciej klasie, ktoś w szkole (może rada rodziców) wpadł na pomysł zorganizowania zbiórki na prezenty dla dzieci z uboższych rodzin i uroczyste wręczenie ich na takiej pseudowigilii szkolnej. Mam mgliste wspomnienia z tego dnia, w każdym razie było wyraźnie powiedziane, że to prezenty dla POTRZEBUJĄCYCH rodzin, gdzie rodziców nie stać na prezenty pod choinkę dla dzieci. Wszystko odbywało się w szkole w godzinach wieczornych w uroczystej atmosferze. Również moja rodzina została wytypowana do dostania takich paczek. Patrząc oczami dziecka - byłam podekscytowana, że dostaniemy jakieś fajne zabawki, bo zazwyczaj była to tylko czekolada i drobny upominek od mamy.

Idziemy więc z braćmi i mamą, widzimy w kącie sali gimnastycznej przepięknie zapakowane paczki z prezentami, rodzice z rady rodziców, dyrektor i nauczyciele wystrojeni jak na wielki bal. Po kwiecistej przemowie dyrektora i przewodniczącej rady rodziców o solidarności całej szkoły i pomocy najbiedniejszym, dyrektor przystąpił do wyczytywania nazwisk dzieci do odebrania paczek. Zaświeciły nam się oczy i czekamy...

Może nieco zadziwiające było, że w pierwszej kolejności wyczytane zostały dzieci z rodzin powszechnie uważanych za dobrze sytuowane. Dostały ogromne, pięknie zapakowane paczki. Czas mijał, stosik się kurczył, piękne paczki poznikały, a nas nadal nie wyczytano. Młodszy brat zaczął już płakać, starszy złościł się, że tracimy czas.

W końcu zaproszono i nas po odbiór prezentów. Niewielkich paczuszek w zwykłych foliowych workach. Nie pamiętam już dokładnie, co dostał każdy z nas, ale w mojej paczce na pewno była lalka-bobas, której brakowało połowy głowy, jedna mandarynka, brudny, mały pluszak z dziurą i mały mikołaj z wyrobu czekoladopodobnego. Najbardziej rozczarowany był młodszy brat. Podobne prezenty dostały wszystkie dzieci z biednych rodzin.

Po całej ceremonii zarząd rady rodziców (czy jakkolwiek to się nazywa) zaproszono jeszcze na poczęstunek z gronem pedagogicznym. Wychodząc minęliśmy jeszcze mniejszą salę, na której ustawione były stoły ciasno zastawione smakołykami.

Już kilka dni później w gablotce zawisły zdjęcia z wydarzenia, z komentarzem, że prezenty ufundowano z funduszu rady rodziców. Najlepsze jest to, że na ten fundusz co roku były składki. Można było nie zapłacić składając odpowiedni wniosek do sekretariatu z uzasadnieniem. Moja mama jednak dumę swoją miała i co roku płaciła (nie pamiętam raz czy potrójnie z racji trójki dzieci). Tym samym moja mama najprawdopodobniej wpłaciła na poczet prezentów więcej niż były warte paczki, którymi tak wspaniałomyślnie nas jako biedaków obdarowano.

Z kolejnych latach również dostawaliśmy zaproszenia na te ceremonie, ale mama stanowczo odmawiała. Kiedyś mówiła, że rok czy dwa lata później odmówiła przyjścia na spotkaniu rodziców i wywlekła sytuację, kiedy dostaliśmy te śmieciowe prezenty, a dzieci z bogatych rodzin o wiele większe i lepsze (niektórzy koledzy chwalili się potem naprawdę wypasionymi prezentami z paczek szkolnych), a jedna z przedstawicielek rady rodziców odparła, że jak się nie ma nic to trzeba się cieszyć z każdego drobiazgu, a jak się chce lepsze to trzeba sobie zapracować (moja mama pracowała na cały etat - w przeciwieństwie do tej kobiety, która żyła tylko życiem szkolnych dzieci i plotkami).

szkola

by ~lareina
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar helgenn
8 12

Ech, u mnie na wsi najlepsze fanty zgarniali znajomi księdza (Caritas nie służył ubogim tylko kościelnym lizodupom, co brali darmowe paczki żywnościowe a jeździli nowymi samochodami). Nie mam dzieci w wieku szkolnym i zastanawiam się jak to jest dziś, choć chyba już w ogóle nie ma tego typu "imprez"

Odpowiedz
avatar helgenn
6 8

@iks: zrobiłam, ale jeszcze parę lat do szkoły mają

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 6

@helgenn Caritas dalej działa tak samo - kasa idzie na znajomków. A wśród darczyńców Caritasu chyba wszystkie spółki skarbu państwa.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
13 13

Czyli to był zwykły przekręt, defraudacja. Jak to się mówi, nie bez powodu bogaci są bogaci. Ludzie, których było stać na drogie prezenty dla swoich dzieci, wykorzystali składki klasowe, w tym pieniądze biedniejszych, na kupno tych prezentów kosztem wszystkich. Po co będą wydawać ze swoich prywatnych funduszy, jak można jeszcze się przejechać na plecach biedoty. Przynajmniej tej honorowej biedoty, bo oni tego honoru nie mają. To w sumie byłaby niezła historia dla lokalnej prasy i być może rozwiązanie problemu. Albo by zaczęto to organizować zgodnie z zalożeniami albo w ogóle by tego zaprzestano.

Odpowiedz
avatar AnitaBlake
9 9

Masakra U nas w przedszkolu z RR tez finansujemy. Jednak na spotkaniach ustalamy kwotę na prezent na mikolajki czy dzien dziecka. Kazdy dostaje to samo. Jak ktoś ma trudną sytuację i zgłosi to spokojnie też dziecko dostanie. Współczuję autorce. To jak kopanie lezacego. Ponizajaca sytuacja

Odpowiedz
avatar livanir
2 4

Tjaaaa... A jak komuś chcę się pomóc fekaliami, żeby zrobić zdjęcie, to najlepiej już nie pomagać.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 kwietnia 2023 o 14:55

avatar ICwiklinska
4 6

Mama z dumnych i pracujących ale ze schyloną głową. Nie wyobrażam sobie, że dochodzi do takiej sytuacji a ja wspominam o niej rok później zamiast dzień po wpaść jak huragan do szkoły (żeby odbyć oczywiście spokojną, rzeczową rozmowę) a przy napotkaniu oporu wylądować w lokalnej gazecie/radiu.

Odpowiedz
avatar digi51
2 4

@ICwiklinska: Bardzo zabawny komentarz. W latach 90. byłam dzieckiem, ale na tyle dobrze pamiętam te czasy, że ciężko mi sobie wyobrazić, że radio czy telewizja zainteresowałyby się tym, że ubogie dzieci w szkole dostały skromne, a wręcz upokarzające prezenty. To były czasy, gdzie ręka rękę myła 1000 razy bardziej niż teraz (a jaka jest skala problemu teraz - to chyba wszyscy widzą). Mało kto się wtedy interesował naprawdę ubogimi, a nauczycielom wolno było zdecydowanie więcej. Podejrzewam, że nawet skarga do kuratorium ze wskazaniem możliwej defraudacji pieniędzy z funduszu nic by nie dała. Nie mówiąc o tym, że, o ile rodzina była normalna, a nie dysfukcyjna to każde zwracanie uwagi na siebie i swoją sytuację materialną było upokarzające i ludzie woleli tego unikać. A jakby wyszła z tego jakaś chryja to matka autorki i jej dzieci pierwsze byłyby na świeczniku. I co by im powiedzieli w tej "spokojnej i rzeczowej" rozmowie? Przecież prezenty nie były odpakowywane na miejscu, żeby na pewno stwierdzić, że bogatsze dzieci dostały coś lepszego. Matka autorki też nie miała wglądu w zarobki innych rodziców, żeby zarzucić, że obdarowano nie tych co trzeba. A jakby powiedziała, że prezent był biedny to pewnie usłyszałaby, że był taki, na jaki radę było stać na zakup z funduszu.

Odpowiedz
avatar Samoyed
1 1

@ICwiklinska: Mama nie z takich roszczeniowcow jak ty. To byla dobra (w tym wypadku zla w wykonaniu) wola ofiarodawcow. Sama z dziecmi robilam paczki dla dzieci z biedniejszych rodzin, nie z nakazu odgornego, tylko z impulsu i z wlasnej kasy, po prostu lubilam, kiedy dzieci sie usmiechaly i bylo to dobra lekcja altruizmu dla moich dzieci. Ale gdyby mi taki roszczeniowiec robil awanture i straszyl gazetami, bo mu sie prezent nie podobal, to bym mu dala popalic. Skoro masz wymagania to spadaj zarobic na prezenty dla swoich dzieci. Co do samej historii - nakopalabym w dupe tej dyrekcji i powinni to zrobic nie rodzice dzieci potrzebujacych, tylko wszyscy inni, ktorzy sie na prezenty zlozyli.

Odpowiedz
avatar Librariana
9 9

Nigdy nie zapomnę, jak brałam udział w sortowaniu darów dla dzieci z biednych rodzin (akcja "Pomóż dzieciom przetrwać zimę"). My, nastolatki plus jakieś panie koło 50tki (akcja była w jakiejś szkole, więc pomagały miejscowe nauczycielki). Miałam ciarki żenady, jak panie wyciągały co ładniejsze ciuszki czy zabawki z komentarzem "O, jakie ładne, wezmę wnuczkowi" i wynosiły łupy do pokoju nauczycielskiego.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 27 kwietnia 2023 o 13:39

avatar Samoyed
1 3

@Librariana: To samo bylo w latach 80tych z darami z PCK z tzw. "Zachodu". Koscielne babska wybieraly ladne rzeczy i albo mialy dla siebie albo tym handlowaly. Moj brat (ktory by wolontariuszem w przykoscielnej salce) poszczul wujka na to towarzystwo i niezla wojna sie toczyla, az baby przegraly.

Odpowiedz
avatar minutka
1 1

@Samoyed: Tak z ciekawości: kim był wujek?

Odpowiedz
avatar Cut_a_phone
-2 2

@minutka: pewnie esbekiem, a historyjka równie prawdziwa jak artykuły w Gazecie Wyborczej.

Odpowiedz
Udostępnij