Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia Samoyed o korposzczurzycy przypomniała mi dwóch moich byłych szefów. 1. Moja…

Historia Samoyed o korposzczurzycy przypomniała mi dwóch moich byłych szefów.

1. Moja pierwsza praca w Niemczech - duże korpo IT. Mój szef piastował stanowisko dyrektora generalnego i zarabiał trochę ponad dziesięciokrotność mojej pensji. Na co dzień mieszkał we Francji, monachijskie biuro odwiedzając średnio raz na kwartał.

Któregoś dnia musiałam założyć za niego jakąś sumę, bodajże 100 Euro (już nie pamiętam na co, bo to dawno było, mniejsza z tym), którą miał mi oddać przy okazji swojej wizyty w następnym tygodniu. Podczas rozmowy proszę go o zwrot (trochę mi było niezręcznie się upominać, ale sam najwyraźniej zapomniał), na co słyszę:

- Nie mam przy sobie drobnych, oddam ci następnym razem
- Następnym razem będziesz za 3 miesiące. Wolałabym odzyskać pieniądze dzisiaj. W budynku jest bankomat
- Słuchaj, jest koniec miesiąca, miałem w tym miesiącu wydatki i jestem trochę na styk. Następnym razem
- Jeżeli ty pod koniec miesiąca nie masz pieniędzy, to ja, zarabiając dużo mniej, tym bardziej nie mam
- To przestań wydawać na głupoty i zacznij rozsądniej gospodarować pieniędzmi. W życiu trzeba być odpowiedzialnym.

W końcu po dłuższej dyskusji, z wielkim fochem, oddał.

2. Druga praca - niemiecki oddział jednej z kancelarii Big 4. Firma mieściła się w samym centrum miasta, tuż przy stacji metra i dysponowała jedynie kilkoma miejscami parkingowymi "dla zarządu", więc wszyscy pracownicy dojeżdżali komunikacją publiczną, korzystając z biletów tygodniowych lub miesięcznych.

Szef naszego działu i członek zarządu w jednym przyjeżdżał do biura samochodem, jednak na spotkania na mieście jeździł komunikacją (zrozumiałe w dużym mieście). Żeby zaoszczędzić na biletach, pożyczał miesięczne od pracowników. Problem polegał jednak na tym, że po skorzystaniu ich nie oddawał, tylko wyrzucał do śmieci. Na pretensje pracowników odpowiadał "kup sobie nowy i nie rób problemu z niczego". Po krótkim czasie pracownicy się nauczyli, że nie wolno mu pożyczać biletu i ostrzegali wszystkich nowych, żeby tego nie robili. Co wówczas zrobił szef? Przerzucił się na studentów-praktykantów i sępił od nich, między wierszami dając do zrozumienia, że odmowa może skutkować niezaliczeniem praktyk.

Że ludziom nie wstyd

Korpodyro

by Crannberry
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar digi51
8 8

ad.2 studenci mają inne taryfy biletowe, a często bilety semestralne ważne tylko z legitymacją. Najwyraźniej żadnej kontroli nie zaliczył, skoro to praktykował.

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 9

@digi51: a szkoda, wielka szkoda ;)

Odpowiedz
avatar Ohboy
3 3

@digi51: To całkiem możliwe, na palcach jednej ręki policzę, ile razy była kontrola biletów, gdy byłam za granicą, a poruszam się tylko komunikacją miejską. W sumie w Polsce też często ich nie ma (tzn. są, ale na konkretnych trasach, na których łatwo złapać ludzi bez biletów, przynajmniej u mnie w mieście tak robią).

Odpowiedz
avatar Ohboy
7 13

Jak to ludzie mówią? Bogaci ludzie są bogaci nie bez powodu? (najczęściej tym powodem jest wyzyskiwanie innych, biedniejszych ;D)

Odpowiedz
avatar Jorn
-3 7

@Ohboy: Nie. Nie jest to najczęstszy powód. Takie jazdy się zdarzają, ale rzadko.

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 11

@Jorn: ;D nie zauważyłeś? Jednak jak przeanalizuje się źródło bogactwa i sposób, w jaki do niego doszło wiele osób, to wyzysk wcale nie jest rzadki. Przy czym mówimy tu o prawdziwie bogatych osobach, a nie zamożnych.

Odpowiedz
avatar Jorn
-1 1

@Ohboy: Mniej Zandberga, Piketty'ego i Lenina, więcej poważnej literatury proponuję.

Odpowiedz
avatar helgenn
9 9

Jeden z dyrektorów mojej byłej firmy wyżarł swojej asystentce z jej biurka czereśnie, oczywiście zapierając się, że to nie on. Nic nikomu nie zostało udowodnione, ale niesmak pozostał.

Odpowiedz
avatar Crannberry
14 14

@helgenn: jeszcze mieszkając w Irlandii, byłam zaproszona na kolację, którą moja ówczesna szefowa organizowała u siebie w domu. Byłam jedynym "zwykłym żuczkiem", poza mną sama kadra managersko-dyrektorska. Kiedy zbierając się do wyjścia, chciałam zadzwonić po taksówkę, okazało się, że któryś z managero-dyrektorów zaje*ał mi z torebki telefon...

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@Crannberry: i jak to sie skonczylo?

Odpowiedz
avatar Crannberry
11 11

@bazienka: nijak :( Nikt nie został złapany za rękę, nawet nie miałam pojęcia, kogo mogę podejrzewać. Na szczęście telefon był ubezpieczony i po kilku dniach dostałam nowy. A tamten został zgłoszony jako skradziony i zablokowany przez numer IMEI, więc się złodziej nie nacieszył. Najgorszy był dla mnie ten niesmak, że to ktoś z przełożonych ukradł telefon pracownikowi

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 marca 2023 o 23:27

avatar hulakula
0 0

@Crannberry: a nie można było zadzwonić na swój numer? może nie wyciszył/ nie wyłączył.

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 3

@hulakula: to zrobiłam jako pierwsze. Telefon był wyłączony. Był naładowany do pełna, więc nie wyłączył się sam, trzymałam go w kieszeni torebki, zamykanej na zamek błyskawiczny i klamrę, tak że przypadkiem tez nie miał jak wypaść.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@hulakula: myslalam o tym rozwiazaniu, ale tez nawet gdyby telefon sie odezwal w czyjejs kieszeni czy torebce, to zrobiloby sie niezrecznie i nie wiadomo czy nie odbiloby sie na Cranberry z uwagi na hierarchie biznesowa, ludzie bywaja msciwi

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
4 6

Z jednej strony trudno uwierzyć ale z drugiej... jak już to ktoś wczesniej powiedział - bogaci są bogaci bo oszczędzają na wszystkim. Taki - może głupiutki - przykład: siedziba naszej frmy mieści się w strafie płatnego parkowania. Ale firma ma wykupione kilkanaście miejsc w garażu podziemnym - część dla managementu, cześć dla gości. Jak przyjeżdża jakiś wykonawca, współpracujący z naszą firmą - nikt się nim nie przejmuje, niech sobie lata co dwie, trzy godziny do parkomatu i płaci za parking. Ale jak przyjeżdża klient - zazwyczaj dyrektor, prezes fimy - z rewerancjami jest wpuszczany do garażu na jedno z naszych miejsc, bo przeciez on płacić za parking nie może!

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 marca 2023 o 19:27

avatar pasjonatpl
2 2

@KatzenKratzen Luksusowe samochody i domy, prywatne jachty i odrzutowce trudno nazwać oszczędzaniem na wszystkim. Ale tam, gdzie plebs może pokryć koszty to jak najbardziej.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-2 2

@KatzenKratzen: Klient nasz pan. Wykonawca czesto jest fizycznie generatorem zyskow. Niemniej i za nas i wykonawce placi klient. Wiec to poniekad jest zrozumiale.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
5 5

Niestety, ale nie pożycza się kasy szefowi. Bo co mu zrobisz, jak nie będzie chciał oddać? Jak zaczniesz mocno naciskać, to jeszcze będzie szukał wymówki, żeby cię zwolnić.

Odpowiedz
avatar cutehulhu
2 2

Pracowałam kiedyś w firmie, w której szef nagminnie pożyczał od pracowników drobne do automatu, ponieważ on nigdy nie miał bilonu. Oddawać oczywiście nie oddawał, bo kto by się tam o dwu czy pięciozłotówki dochodził. W końcu wszyscy mieli dość i księgowość znalazła sposób: rozmieniała firmową stówę u pana od automatów, taką kupę drobnych wsypywała Prezesowi w gabinecie w jakiś elegancki pojemniczek i wszyscy byli szczęśliwi. Ale fakt, to trochę inny przypadek, bo nie wynikał z wyrachowania tylko z braku pomyślunku.

Odpowiedz
avatar hulakula
4 4

kiedyś miałam takiego szefa, hajsu jak lodu, stołował się głównie po knajpach. - potrafił w ciągu dnia pójść do restauracji 3-4 razy bo śniadanie, lanczyk, branczyk, kawa, kolacja. a jak mu się nie chciało wychodzić : bo np. deszczyk pada a pod samymi drzwiami restauracji nie zaparkuje, bo do rynku nie ma wjazdu, a biedactwo 100 metrów piechotą nie przejdzie- to wyjadał jedzenie pracownikom.| w pewnym momencie wymyślił przeniesienie biura poza centrum na jakiś wygwizdów, jak była przeprowadzka, to nie przygotował sobie kasy, i potem żądał od firmy przeprowadzkowej, żeby szukali na tym zadupiu miejsca do rozmiany kasy, bo nie mieli mu jak 30-40 złotych wydać :D

Odpowiedz
avatar Pantagruel
4 4

@hulakula: Pracowałam w firmie, która miała biura w dwóch biurowcach po przeciwnych stronach ulicy. Po jednej stronie było "oficjalne" biuro - szef wszystkich szefów, księgowość, kadry itp., a po drugiej pracowały żuczki wraz z żoną szefa wszystkich szefów, która była naszą bezpośrednią przełożoną. Kiedyś chciałam przedyskutować warunki zatrudnienia ze swoją szefową i z głównym szefem, rozmowa miała być w biurze u szefa. Zamiast pójść na piechotę może ze 100m (wyjść z naszego budynku, przejść przez ulicę, wejść do drugiego budynku), szefowa zawiozła nas tam autem. Ulica była dwupasmowa, żeby dojechać do drugiego biura szefowa musiała dojechać aż do następnego dużego skrzyżowania i zawrócić. Na jednej z głównych ulic miasta, w godzinach szczytu, w korkach. Droga, która zajęłaby nam może z 3 minuty zajęła prawie 20 (-:

Odpowiedz
avatar Samoyed
0 2

Moglabym ksiazke napisac o chytrosci i pazernosci ludzi zarabiajacych krocie. Ale z drugiej strony porzadny artykul by mi wyszedl z opowiesci o ludziach, ktorzy przy swoich zarobkach powinni byc naprawde zamozni, ale przez zycie ponad stan ledwo zyli od pierwszego do pierwszego. Znalam gwiazdora, ktory zarabiajac grubo ponad 10k funtow kupil dla siebie i rodziny dom wart 15 mln funtow. Wyszedl z zalozenia, ze z czasem bedzie zarabial wiecej, a jego studiujaca zona swiezo po studiach na bank znajdzie prace zblizona zarobkami do jego wlasnych. Nie znalazla, bo nie byla cheta do pracy w ogole, a on zatrzymal sie na takich zarobkach. Rata byla gigantyczna i pozerala ich miesieczne dochody. A sprzedanie domu wartosci 15 mln funtow z kredytem w hipotece nie bylo latwe. Zyl naprawde na skraju nedzy, chociaz udawal bogacza. I wozil dzieci do sasiedniego hrabstwa, zeby sasiedzi sie nie dowiedzieli, ze chodza do panstwowej szkoly :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 marca 2023 o 16:41

Udostępnij