Rzadko, bo rzadko, ale zdarza mi się od czasu do czasu jeździć taksówkami. A to samochód się zepsuje, a rozkład autobusu jest ni w pięć, ni w dziewięć, a to coś innego niespodziewanego się wydarzy.
I tak zrobiłam i dzisiaj, bo samochód pechowo odmówił posłuszeństwa. Oczywiście rano przed wyjazdem, ale tak to już bywa ze złośliwością rzeczy martwych.
Do pracy mam kawałek drogi i żeby do niej dotrzeć trzeba przejechać prawie całe miasto. Ale już dwa razy miałam podobną sytuację i byłam zmuszona zamówić taksówkę, zapłaciłam wtedy coś powyżej 40 zł ( w tej samej korporacji).
I dzisiaj zrobiłam to samo. Na miły początek pan taksówkarz (nazwijmy go Piekielnym, żeby było oryginalnie) spóźnił się 5 minut.
A te 5 minut, kiedy się człowiek śpieszy, jak wiadomo, bywa na wagę złota.
No, ale trudno, zdarza się nawet najlepszemu kierowcy, tak to sobie wtedy tłumaczyłam.
Ruszamy więc w drogę. Pech chciał (choć ponoć przypadków nie ma), że panu Piekielnemu zepsuł się taksometr. Zapewniał jednak, że cena i tak będzie niższa i przepraszał za to, że nie ma jak wydać paragonu. A że się śpieszyłam, machnęłam na to ręką i zaufałam jego zapewnieniom.
Za to w nagrodę już od początku mogłam słuchać opowieści, a co tam u jego wnuczki, a co u żony. Po 10 minutach poznałam, więc zarys historii prawie całej jego rodziny.
Ba, podał nawet numer telefonu do siebie, bo z nim zawsze szybko i tanio, ale że odwozi nastoletnią wnuczkę codziennie do
szkoły i ze szkoły, to najlepiej dzwonić do niego dzień wcześniej. Wszystko fajnie, tylko taksówkę zamawiam jedynie w sytuacjach nagłych, no ale kto co lubi.
Jazdę też umilało temuż kierowcy odpisywanie na wiadomości w telefonie. Przez co zagapił się dwa razy na zielonym świetle i czas jazdy się wydłużał. Celowo, więc zamilkłam, kiedy opowiadał dalsze historie ze swojego życia i kogo ważnego on w mieście zna, bo zauważyłam, że mówienie go dość mocno dekoncentruje, a to się zagapia, a to ktoś z tył na nas trąbi. Nie było to więc zbyt bezpieczne.
A że tego dnia ubrałam się dość elegancko, bo miałam ważną rozmowę z kontrahentem, to zaczął wypytywać jak często zamawiam taksówki i że on może mnie wozić nawet codziennie - chyba ocenił (mylnie niestety), że byłoby mnie na to stać.
I tak dojeżdżamy wreszcie na miejsce. Wszystko fajnie, bo ledwo, bo ledwo, ale zdążyłam (a mój szef wyjątkowo nie lubi spóźnień), aż do podania przed pana taksówkarza ceny za przejazd i jego miłe towarzystwo - 53 zł.
Ja na to zdziwiona, że miało być taniej, a zwykle płaciłam ponad 40.
-To nie możliwe - stwierdził pan Piekielny. Bez zniżki wyszłoby jeszcze więcej, następnym razem będzie 40.
Zapłaciłam, bo się śpieszyłam i mniejszym złem było zapłacenie już tych 10 zł więcej, niż dalsze kłótnie z nim.
Obawiam się jednak, że tego następnego razu już nie będzie.
taksówki
Żądasz paragonu, a jeśli nie ma paragonu, to nie ma też zapłaty, proste. Hehe, "taksometr mu się zepsuł". :) Jeśli on faktycznie należy do korporacji, to możesz naskarżyć na niego w korporacji i w ten sposób odebrać część hajsu, ale to już zależnie od tego, jak to korporacja potraktuje.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 marca 2023 o 17:08
@Lypa: prawdopodobnie taksówkarz miał sprawny taksometr i chciał oszukać pracodawcę/urząd skarbowy/klienta. Na wstępie jednak poinformował, że kurs nie będzie wyceniony według wskazań taksometru. Nie widzę jednak podstawy do tego, że autorka, godząc się na takie warunki, nie zapłaciła jednak w ogóle za wykonaną usługę. Jakby nie było, usługa została wykonana. Jeśli autorka chciałaby uniknąć nieprzyjemnego zaskoczenia na koniec kursu, po zaakceptowaniu warunków (jazdy bez taksometru i paragonu) powinna po prostu ustalić z góry cenę za przejazd. Ewentualnie zapłacić tylko tyle, co wcześniej.
OdpowiedzEEE, takie samozaoranie w sumie...
OdpowiedzPaaanie bez paragonu to ja tego nie rozliczę. No i jakie kłótnie, tu nie miejsca na kłótnie. Kłócić, to się można o to: czy esencja wyprzedza egzystencje, a nie o to ile trzeba zapłacić za kurs. Płacimy tyle ile jest na paragonie.
Odpowiedz@vezdohan: no fakt, wykazałam się pewna naiwnością, ale cóż, człowiek uczy się na błędach. Ale swoją drogą, jakoś wątpię, żeby metoda Pana taksówkarza na zyskanie nowych klientów, była dobra. Więc chyba się na tym przejedzie, za to następnym razem nigdzie nie pojedzie ;) Ale mi się zrymowało...
OdpowiedzTo jak mu wyszło 53 zł i ani grosza mniej, jeśli taksometr zepsuty ??? Prognoza ?
Odpowiedz@shpack
Odpowiedz@shpack liczył obroty koła, potem już łatwo przeliczyć
OdpowiedzDzwoń to korporacji i nie daj się zbyć.
OdpowiedzJeśli nie działa taksometr, to kierowca taxi ma obowiązek użyć zapasowego taksometru (a jak nie ma lub również nie działa :D) to musi zjechać i naprawić. Jeżdżenie bez sprawnego taksometru jest zgodne z prawem. Służbowo przez kilka jeździłam taxi codziennie 2x, co ja się o paragon wykłóciłam to moje. Od tego czasu mam ambiwalentne uczucia wobec taxi.
Odpowiedz@mama_muminka *Jeżdżenie bez sprawnego taksometru jest niezgodne z prawem* miało być
OdpowiedzZnowu odgrzewane kotlety. Ale admin się postarał, zmienił nawet wejścia komentujących na 22.03. Tylko mu umknęło że Lypa dodał komentarz o 17:16 a jest dopiero 15:16
OdpowiedzDlatego sobie cenię aplikacje do zamawiania przejazdów, zgadzasz się na cenę przed zamówieniem przejazdu.
Odpowiedz