Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jak grupa studentów solidarnie utarła nosa piekielnej babie. Prywatna uczelnia. Pierwszy rok,…

Jak grupa studentów solidarnie utarła nosa piekielnej babie.

Prywatna uczelnia. Pierwszy rok, pierwszy semestr. Przedmiot - nic niewarta zapchajdziura, niemająca nic wspólnego z kierunkiem studiów. Były to ćwiczenia, więc nie można było olać.

Książka, którą prowadząca kazała nam kupić do ćwiczeń, była jej autorstwa i kosztowała kosmiczne pieniądze. Baba próbowała sobie po cwaniacku dorobić na studentach. Od razu zaplanowaliśmy, że zrzucamy się całą grupą na jedną książkę, a potem kserujemy.

W międzyczasie jednak porozumieliśmy się z innymi grupami, z innych kierunków pierwszego roku i okazało się, że ten gówniany przedmiot mają wszyscy. Zgłębiliśmy temat, popytaliśmy starszych studentów i dowiedzieliśmy się, że prowadząca jest jakimś pociotkiem rektora, dlatego powciskał ten przedmiot wszystkim grupom i pozwala jej wciskać swoją książkę, żeby dodatkowo sobie dorobiła. Powiedzieli nam też, że jak byli na pierwszym roku to też prawie wszyscy jechali na kserówkach.

No to zgadaliśmy się tak, że starsi studenci załatwili nam jeden egzemplarz tej książki, bo ktoś tam miał i zrobiliśmy kserówki dla całego roku. Tego roku żaden student nie kupił jej książki. Mina baby, widzącej kserówki i tylko kserówki w każdej grupie, była wspaniała.

studia

by ~jhgkjg
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar ICwiklinska
7 7

To i tak lekki przypadek. Ja miałam kolesia, który na kserówki nie pozwalał, bo niby jakieś tam wykresy są nie odczytania na nich i normalnie sprawdzał na zajęciach czy jest jego książka. Kupiona u niego, bo w księgarniach prawie nie było (sprzedaż on-line wtedy raczkowała). Całe szczęście nie jakiś majątek i bardzo ważny przedmiot, więc jakoś bardzo się nie stawialiśmy. Ale tupet był :)

Odpowiedz
avatar Ksilaqui
8 8

@ICwiklinska u mnie było tak samo, książka 180 zł (wtedy 1/5 najniższej krajowej) a po zakupie trzeba się było podpisać na pierwszej stronie i iść do niego po autograf. Tym sposobem zabezpieczał się przed używaniem książki przez różne osoby, czy odkupieniem od starszego rocznika. A na kolokwium wchodziło się po okazaniu książki.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
3 3

@Ksilaqui: U mnie może przymusu kupna książki prowadzącego nie było, ale była bardzo mocna zachęta. Można z, nie kserowanej, książki prowadzącego oficjalnie korzystać, jako pomocy naukowej, na egzaminie. Trzeba było w 15 minut przygotować sobie wypowiedź na trzy pytania egzaminacyjne, jak ktoś nie wiedział, gdzie dane zagadnienia w książce są, to i tak oblewał egzamin, bo mu czasu na przygotowanie nie wystarczyło.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 marca 2023 o 9:53

avatar didja
2 12

To,że baba była piekielna, to jedno. Ale kserowanie przez 200 osób CAŁEJ książki za zgodą uczelni, to mieliście wszyscy, z władzami uczelni, więcej szczęścia niż rozumu, że wydawca nie wyciągnął konsekwencji prawnych. Prawo autorskie się kłania. Chyba że książka była wydana w wydawnictwie uczelnianym, to przynajmniej nie był poszkodowany podmiot trzeci (zewnętrzny wydawca).

Odpowiedz
avatar decPL
1 1

@didja: pominąwszy, że moralnie to jest trochę krzywe, to chyba te konsekwencje prawne są na wyrost. Ja w tym tekście nie widzę informacji, że to uczelnia "pozwoliła" na kserowanie, nie ma też wprost informacji, że ktoś to hurtowo obleciał - choć jak są bardzo głupi to mogli tak zrobić - a skserowanie sobie indywidualnie książki podlega pod dozwolony użytek osobisty, można się rozejść...

Odpowiedz
avatar Arry
-1 1

@didja: Wchodzimy tu na graniczny przypadek, ale jednak wciąż temu bliżej do wykorzystania "dozwolonego użytku własnego" niż do łamania praw autorskich. Ostatecznie jak udowodnić, że jedna osoba zrobiła 200 kopii książki i rozdała wszystkim na roku, a nie że 200 osób zrobiło sobie własną kopię?

Odpowiedz
avatar louie
-2 6

@szafa: jak komuś rodzice sponsorują całe życie szkolne podręczniki to potem może przeżyć szok, że za książki do nauki trzeba płacić.:)

Odpowiedz
avatar viridianfox
2 4

@szafa: Są uczelnie, które zapewniają materiały (np. ja tak teraz mam na UJ). To jest fajne, bo studenci gorzej sytuowani finansowo nie mają pod górkę już na starcie.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
1 1

Powiedziałabym, że kupowanie ksero zamiast książek to standardowe zachowanie studentów. Nie kupiłam ani jednej książki zupełnie nowej. Albo odkupiłam od poprzedniego rocznika, albo kserowałam. Mało legalnie, ale nie było mnie stać na oryginalną książkę do każdego przedmiotu. A prowadząca nie robiła wam problemów, więc na czym polega jej piekielność właściwie?

Odpowiedz
avatar Arry
0 0

@mama_muminka: Prawo autorskie dopuszcza coś takiego jak dozwolony użytek własny, więc w zasadzie twoje działania były w pełni legalne - o ile nie odsprzedawałaś później tych kserówek lub nie robiłaś ich w ilościach hurtowych.

Odpowiedz
avatar jan_usz
0 0

Głupia baba, 20 lat temu nauczyciele wymagali oryginału na egzaminie i podpisywali książkę coby zapobiec ponownemu użyciu.

Odpowiedz
avatar JW3333
1 1

Nic nowego :) Dwadzieścia pięc lat temu na pewnej zacnej poznańskiej uczelni był sobie Pan Profesor, który co roku wydawał swoją książeczkę - jedyną z której można było się oficjalnie uczyć - w innej wersji. Na pierwszych wykładach informował, że trzeba się uczyć tylko z tej najnowszej, bo są duże zmiany i że on wie, gdy ktoś przychodzi na egzamin z wiedzą z poprzedniej książki. Szybko obczailiśmy, że poza kolorami okładek książki różniły się w zasadzie rozdziałami i ich kolejnością, i mieliśmy obcykane, że na egzamin trzeba umieć zieloną sprzed 2 lat do rozdziału 6, pomarańczową z tego roku rozdział 5-6 oraz niebieską sprzed 3 lat dwa ostatnie rozdziały :)

Odpowiedz
avatar Arry
1 1

@JW3333: To mi trochę przypomina sytuację jak na studiach miałem przedmiot programowania w C++. Prowadzący dopuszczał tylko notatki robione na zajęciach (jak ktoś miał np. notatki z technikum, to one były złe, on nie mógł ręczyć za ich poprawność i nie wolno było z nich korzystać), albo jedną książkę z PWNu, której cena nie była zbyt niska jak na tamte czasy - chyba najdroższa na rynku była :) Gość nie dopuszczał najlepszej jak na tamten moment książki o C++ czyli "Symfonii C++", ale sam bezczelnie zżynał z niej przykłady i tak sobie spokojnie przepisywaliśmy do zeszytów w ramach notatek to dzieło :)

Odpowiedz
Udostępnij