Lubię zwierzęta i choć obecnie sama nie mam na stanie, totalnie rozumiem, że ludzie swoich pupili kochają i dbają jak tylko mogą. Niestety, wśród znajomych właśnie dostałam łatkę psychopatki znęcającej się nad zwierzętami.
Koleżanka miała 15-letniego psa. Pies już od pewnego czasu zmagał się z problemami zdrowotnymi, wychodził już tylko na siku, nie miał siły chodzić po schodach, przesypia większość dnia. No, nie ma co ukrywać, że pies już dożywał swoich dni.
W dodatku weterynarz postawił druzgocącą diagnozę - rak żołądka. Sam weterynarz zakwestionował sens walczenia z chorobą i doradził już tylko leczenie paliatywne, bo psa chemioterapia po prostu z dużym prawdopodobieństwem dobije.
Koleżanka jednak uparła się, że będzie o psa walczyć, tak jak walczyłaby o dziecko. Lekarz wycenił leczenie na kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Kurde. Znając sytuację koleżanki delikatnie zasugerowałam jej, że może lepszym rozwiązaniem będzie odpuszczenie sobie. Po pierwsze dlatego, że jest to chyba gra nie warta świeczki i chyba nie ma wątpliwości, że pies powoli odchodzi ze starości a po drugie, koleżanka ma kłopoty finansowe łącznie z długami. Koleżanka mi nawrzucała, że jestem nieczuła i ciekawe czy nie walczyłabym o zdrowie swoich dzieci ze względów finansowych. Następnie rozpowiedziała wszystkim znajomym, że śmiałam się z niej, że chce leczyć starego psa, bo to tylko głupi pies. Następnie pozbierała po znajomych kasę na leczenie, o ile wiem kilka tysięcy złotych.
Niemniej pies odszedł nim leczenie się zaczęło. Efekt jest taki, że koleżanka kasę zatrzymała, a nikt osobie w żałobie nie śmiał wypomnieć, że mogłaby kasę oddać, skoro temat nieaktualny, a mnie się ludzie pytają jak mogłam być tak nieczuła. Tłumaczenie, że tak nie było nic nie daje. Zresztą podobnie jeden ze znajomych, który zapytał, kiedy wypada się u koleżanki upomnieć o oddanie kasy został zakrzyczany, że jak tak można, ona cierpi i na pewno zapomniała, a swoim czasie sama odda.
Od trzech miesięcy ten czas nie nastał, ale nie mój cyrk, nie moje małpy.
pupile
Czy koleżanka pytała Cię o zdanie na ten temat, czy sama z siebie powiedziałaś jej, że lepiej nie leczyć? Bo jak nie pytała, to znajomi mają rację. Po co się odzywasz, jak temat Cię nie dotyczy, a dla znajomej jest bardzo osobisty? (Z oddaniem kasy się zgadzam.)
Odpowiedz@Ohboy: Np. po to, by ostrzec koleżankę, która będąc emocjonalnie zaangażowaną niekoniecznie trzeźwo ocenia sytuację, przed podjęciem nieroztropnej decyzji. Czyli z troski o nią. Bądźmy poważni i odejdźmy od tego głupiego pomysłu życia na samotnych wyspach "nieoceniania".
Odpowiedz@Lypa: Nie. Znajoma jest dorosłą osobą, która nie prosiła autorki o radę. Jakby mi ktoś bez pytania powiedział, że mam dać sobie spokój z leczeniem zwierzaka, to zastanowiłabym się nad znajomością, a nie leczeniem. Zresztą skąd wiesz, że znajoma nie porozmawiała o tym z kimś, kto rzeczywiście jest jej bliski? Bądźmy poważni i odejdźmy od głupiego przekonania, że nasze zdanie zawsze interesuje innych ludzi.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 marca 2023 o 18:05
@Ohboy: "Bo jak nie pytała, to znajomi mają rację" - z czym konkretnie? Nazywając ją psychopatką, znęcającą się nad zwierzętami? Po drugie tu chyba w grę wchodzi kwestia tego, że koleżanka trochę przekłamała rzeczywistość mówiąc, że została wyśmiana. Jak dla mnie dręczenie ledwo zipiącego, starego psa inwazyjną terpią, którą odradza nawet lekarz, który mógłby na tym skasować grube tysiączki, to już pewna forma znęcania się nad zwierzętami. Jak ktoś z moich znajomych podejmuje decyzje, którą mogą kogoś lub coś narazić na niepotrzebne cierpienie, to nic mnie to nie obchodzi, czy pyta mnie o zdanie - i tak mu je powiem. Inna sytuacja by była, gdyby ktoś się chwalił kupowaniem rudery na zadupiu wymagającej remontu za miliony, nie mając na to pieniędzy - jeśli to nie bliski znajomy, to kiwnę tylko głową i rób co chcesz. Z drugiej strony - bliskim znajomym powiem moje zdanie w każdej kwestii, nawet jeśli nie pytają - o ile uznam, że moje zdanie może coś sensownego wnieść. Nie obrażam się, jeśli znajomi wyrażą swoje zdanie, nawet w drażliwych kwestiach - chyba, że robią to natarczywie, gdy już wyraźnie dam do zrozumienia, że dziękuję za opinię, ale podjęłam inną decyzję. No i też kwestia, jak się daną opinię wyrazi. Po co w ogóle zadawać się z kimś jeśli nic mu nie można powiedzieć czy zasugerować nawet w grzeczny sposób? Tak właśnie powstają toksyczne znajomości, gdzie każdy sobie potakuje, a potem obgaduje się za plecami.
Odpowiedz@Ohboy: BTW ostatnio czytałam wywiad z pracownicą hospicjum, która mówiła, że najgorsze co bliscy robią umierającym ludziom to uporczywe próby utrzymania ich przy życiu, dopraszanie się o kolejne leki, mające utrzymać kogoś trochę dłużej przy życiu, błaganie, aby nie umierali albo wmawianie, że jeszcze im się polepszy. Mi ten wywiad dał dużo do myślenia w kwestii potencjalnej śmierci bliskiej mi osoby, myślę, że nie jeden zwierzolub też mógłby się nad tym zastanowić.
Odpowiedz@digi51: Nic z tego, co opisała autorka (a opisuje wszystko tak, aby wyjść na tą dobrą) nie wskazuje na to, że pies był męczony. Zresztą jej opis jest tak oszczędny, że jasno widać, że nie zna wszystkich szczegółów. Poza tym autorka nie kieruje się wcale dobrem zwierzęcia, a aspektem czysto finansowym. "Przyjaciel" a "koleżanka" to są dwie różne kategorie znajomości, to raz. Dwa, że nie każdy ma takie preferencje, jak ty. Jak widać, koleżanka autorki nie miała. W mojej grupie znajomych zadajemy sobie po prostu pytanie: "chcesz usłyszeć moją opinię, czy chcesz tylko sobie ponarzekać?" Proste i skuteczne. Wspominanie o hospicjum to żenująca gra emocjonalna.
Odpowiedz@Ohboy: "Nic z tego, co opisała autorka (a opisuje wszystko tak, aby wyjść na tą dobrą) nie wskazuje na to, że pies był męczony." - ale byłby, gdyby jego właścicielka dręczyła jego i tak słaby już organizm chemioterapią. Chemioterapia to męczarnia dla organizmu, ma wiele bolesnych skutków ubocznych - nie bez powodu weterynarz powiedział, że może tym psa dobić. U ludzi w pewnym wieku też już się tak inwazyjnych terapii nie przerowadza. "Wspominanie o hospicjum to żenująca gra emocjonalna." - bo? Ledwo chodzący, 15-letni pies to jak leżący 90-latek. Z dużym prawdopodobieństwem jego stan będzie się już tylko pogarszał, a upływający czas przysporzy mu tylko kolejnych dolegliwości. Nie mówię o usypianiu - można po prostu dać psu możliwie bez cierpienia dożyć swoich dni. Ja bym nie chciała, żeby ktoś mnie uporczywie leczył i to w bardzo męczący sposób, tylko po to, abym pożyła kilka miesięcy dłużej - szczególnie w sędziwym wieku, a 15 lat to dużo jak na psa. Ale tak, wiem, nie każdy ma takie preferencje jak ja - tylko pies nie powie, czego chce - jest skazany na łaskę i niełaskę opiekuna.
Odpowiedz@digi51: chyba już kolejny raz zgadzam się z Tobą w 100% Też jestem osobą mówiącą co myślę. Jest to moja opinia, a nie rada. Nigdy nie było problemu z zadnej strony że ktoś inne zdanie ma. Mało tego ja też słuchałam co inni mówili mimo że nie pytałam. Przy temacie ludzi. Przypomniałaś mi śmierć Dziadziusia z zeszłego roku. Rak kości. Podobno najgorszy bólowo. Nie wyobrażam sobie by wciskać że wyzdrowieje. I on i rodzina robiła wszystko by było mu dobrze w ostatnich dniach. Od momentu gdy nie mógł wstać, minął niecały miesiąc jak umarł we śnie. W życiu nie żałuję że go nie daliśmy do szpitala na mocne leczenie. Zmarł by sam, z dala od domu.
Odpowiedz@digi51: Przede wszystkim opinia jednego weta nigdy nie powinna stanowić podstawy do podjęcia decyzji, bo ich podejście do starszych zwierząt często jest mocno wątpliwe. I teraz nie rozumiem, skoro uważasz, że nie ma sensu leczyć zwierzęcia, które nie jest wcale w tragicznym stanie, to dlaczego tak zacięcie podkreślasz, że nie chodzi o eutanazję? Skoro i tak decydujesz, że zwierzę ma umrzeć, to czemu jednak chcesz je dodatkowo męczyć? Zdecyduj się, bo opieka paliatywna również wiąże się z męczeniem zwierzęcia i patrzeniem, jak powoli umiera.
Odpowiedz@Ohboy: "Przede wszystkim opinia jednego weta nigdy nie powinna stanowić podstawy do podjęcia decyzji, bo ich podejście do starszych zwierząt często jest mocno wątpliwe." - czyli jakby co to zmieniasz weta tyle razy, ile trzeba, aby w końcu znaleźć takiego, który powie Ci, to co chcesz usłyszeć? Wyciągasz sobie z kontekstu, to co Ci akurat pasuje. Pies, może i nie był w tragicznym stanie, ale był w stanie kiepskim - jak większość ludzi, psów i innych stworzeń w wieku mocno posuniętym. Im słabszy ogranizm tym gorzej znosi wszelkie inwazyjne zabiegi. Poza tym skoro pies zdechł całkiem niedługo po diagnozie - to albo choroba była już mocno posunięta albo naprawdę był ze starości w kiepskim stanie. Zarówno uporczywa terpia jak i uśpienie może zarówno aktem łaski jak i okrucieństwem - jeśli pies sobie jako tako żył i nie cierpiał szczególnie nie ma podstaw do uśpienia, natomiast biorąc pod uwagę, że niewiele jest psów dożywających więcej niż 15-16 lat - po co psa wyniszczać, aby pożył kilka miesięcy więcej i to już niewiele z tego życia mając? Czy Ty widziałaś zbiórki na eksperymentalne i niepewne terapie na leczenie 90-100 latków? Nie? No właśnie. Średnio chce mi się wierzyć, że Ty widzisz jakiś sens w tak inwazyjnej terapii przeprowadzanej na tak starym organizmie. To nie ma sensu, dla każdego kto ma trochę oleju w głowie. Ale będziesz stawać na rzęsach, żeby udowodnić, że jest inaczej, bo wredna, wścibska autorka śmiała się wtrącić do czyjejś durnej decyzji, więc trzeba teraz udowodnić, jak bardzo nie ma racji. Hurr durr, lecimy z chemią dla psa, który ledwo chodzi.
OdpowiedzAbstrahując od długów i oddania ich, takie dobre rady można sobie wsadzić głęboko i zapomnieć. Sama takie słyszałam, gdy podjęłam decyzję z rodzicami o to, że walczymy o naszego kota, mimo że rokowania są średnie. I to były rady od osób, które nie były o nie proszone, a ich podejście do zwierząt było kompletnie inne niż nasze- dla mnie to członek rodziny, o ktorego się walczy, a nie porzuca, bo leczenie kosztuje. Straciłam hajs, mój przyjaciel umarł, ale przynajmniej wiem, że próbowałam i nie odpuściłam- on też nie chciał odpuszczać, więc dlaczego miałam go skazać na śmierć? Dałam mu szansę. I gdybym znowu miała podejmować decyzję o tym czy zaoszczędzę kilka stówek, czy idę ścieżką ratowania go, nie byłoby dla mnie innej opcji niż walka do końca. To nie jest twój interes, że koleżanka leczy swojego psa. To jest jej życie, jej pies i dla mnie nie jest wskaźnikiem do eutanazji to, że pies chodzi na siku i kupę, a tak to odpoczywa. Gdyby załatwiał się pod siebie, nie jadł i widziałabym, że chce odejść, to wtedy zdecydowałabym się na uśpienie. Dopóki takich objawów nie ma, to warto dawać szansę. Swoje dobre rady zostaw dla siebie, bo widoczniej bardziej ceni psa niż relacje z tobą. I w sumie się nie dziwię, bo jakby ktoś z moich znajomych wypalił mi z tekstem, że starego psa lepiej uśpić niż ratować, to wiem, że ta znajomość nie ma przyszłości.
Odpowiedz@Habiel: W historii nie ma mowy o uśpieniu, tylko rezygnacji z wyniszczającej chemioterapii i leczeniu paliatywnym.
Odpowiedz@Habiel: Zgadzam sie, ze te rady sa kijowe. Ale kot nie czuje sie zasmucony tym, ze umiera. Bedzie walczyl do konca, jezeli jest z czym walczyc. Na chorobe zwierzeta reaguja biernie, bo i natura im nie podpowiada, ze od tego umra. Wiedza tylko, ze sie zle czuja, wiec czekaja az sie polepszy. Wiec masz racje co do porad, ale co do leczenia? Trzeba wiedziec, kiedy przestac. I jestem tez zwolennikiem eutanazji, jezeli dalsze trzymanie przy zyciu ma oznaczac jakikolwiek bol, przy braku nadziei na poprawe.
Odpowiedz@Samoyed: Po zwierzaku widać kiedy się już poddaje- czyli przestaje jeść, jest totalnie apatyczny etc. Dobry opiekun wyłapie te sygnały i wtedy podejmie decyzję o zakończeniu walki. Ale to jest decyzja opiekuna, bo on zna swoje zwierzę, a nie jakiejś koleżanki, którą bardziej obchodzi portfel niż realne szanse zwierzaka na wyzdrowienie i wtrąca się najprawdopodobniej nieproszona i na pewno nie zna tak zwierzaka jak jego opiekun, który chce dać mu szansę. Ja wychodzę z założenia, że jeśli są szanse na przedłużenie życia, to warto próbować. Jeśli wszystko wskazuje na to, że szans nie ma, dopiero wtedy usypiać. Spróbować terapii zawsze można- może akurat suczka z historii dobrze na nią zareaguje i jeszcze trochę pożyje (skoro je i jedynym zarzutem jest to, że jest stara i opinia jednego weta), a jeśli nie będzie żadnej poprawy-wtedy podjąć decyzję o eutanazji. Prosty przykład psiaka mojej znajomej-suczka dostała wylewu (właściwie dwóch-jeden po drugim), jeden weterynarz zarządził eutanazję, bo co się będzie pies męczył. Pojechała do innego na konsultację i on orzekł, że próbują. Jak nie będzie rokowań, wtedy usypiają. I co? Suczka z przekręconym łebkiem jako jedyną konsekwencją wylewu pożyła jeszcze 2 lata i odeszła w wieku prawie 17 lat. Też była stara w momencie choroby. I co z tego? Cieszyła się jeszcze życiem 2 lata, a gdyby znajoma posłuchała się pierwszego weta, straciłaby ją już wtedy.
Odpowiedz@Habiel: Dlatego napisalam, ze w zasadzie jestem rozdarta. Nie nalezy sie wtracac, zwlaszcza jak sie ma male pojecie o sprawie, a ta widac male miala. Ale z tym ratowaniem to tak bardzo indywidualna sprawa, jednostkowa znaczy. W zyciu mialam kilkanascie psow i jeszcze wiecej kotow (jednoczesnie, nie zmienialam ich tak czesto, w szczycie mialam 5 psow i 11 kotow) - przewaznie dozywaly poznej starosc albo przynajmniej bycia nastoletnimi. Wiec zrozumiale jest, ze przy takiej ilosci musialam byc mniej emocjonalna, ale i tak nigdy nie wiedzialam czy to juz czas. Bardzo trudna decyzja. A w zasadzie wszystkie moje zwierzaki jak choruja to traca apetyt i sa apatyczne.
Odpowiedz@Habiel: "poddaje- czyli przestaje jeść," To nie jest oznaka tego, że zwierzę się poddaje, na litość Boską, nie opowiadaj farmazonów.
OdpowiedzJak ktoś zrównuje psa z dzieckiem to jest bardzo ciężko psychicznie chory.
Odpowiedz@juzwos: To zwierze i to zwierze, dlaczego chcesz komus narzucac priorytety?
Odpowiedz@Samoyed uśpij i potem w sądzie tak się tłumacz Jak zostaniesz zrozumiany to podzielę ten punkt widzenia
Odpowiedz@juzwos: Zapewne jestes ogromnie dumny z riposty, ale mi dowaliles? Tylko nie rozumiem, mozesz to jakos rozwinac?
Odpowiedz@juzwos masz rację. Pies jest milion razy lepszy niż człowiek. Nie wiem jak w ogóle można ich porównywać.
Odpowiedznie ogarniam uporczywej terapii, dla mnie to skrajne okrucienstwo nie zycie samo w sobie sie liczy, ale jego jakosc, nie chcialabym zyc przykuta do lozka, gapiac sie latami w sufit, ze swiadomoscia bycia ciezarem dla opiekunow, wolalabym sie pozegnac i zrobic eutanazje w godnych warunkach tym bardziej nie chcialabym dokladac cierpienia zwierzeciu, jesli nie ma szans na wyzdrowienie, za to bedzie bol i cierpienie
Odpowiedz