Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pod ostatnią historią o Januszu pojawił się komentarz o zakresie moich obowiązków,…

Pod ostatnią historią o Januszu pojawił się komentarz o zakresie moich obowiązków, więc uznałam, że to temat na kolejną odsłonę tej małej sagi. Dla przypomnienia dodam, u Janusza pracowałam prawie 20 lat temu, rynek pracownika nie istniał, a ja byłam świeżo po liceum bez doświadczenia i jakiejkolwiek wiedzy o swoich prawach.

Zakres moich obowiązków na umowie (zleceniu oczywiście) brzmiał mniej więcej "bieżąca obsługa biura". Miałam głównie odbierać telefony, odpowiadać na pytania o oferty i przekierowywać do szefa lub właściwych działów. Nie zajmowało to 8 godzin, więc w tak zwanym międzyczasie miałam pomagać przy różnych sprawach. Bywało, że musiałam wycinać jakieś literki dla jego córki do szkoły, opiekować się w sekretariacie dziećmi klientów, którzy dopinali umowy a i nawet sprzątać po weselu (to dotyczyło wszystkich pracowników).

Z czasem jednak z "pomagania" wykluła się całkiem spora lista innych obowiązków, to tylko niektóre z nich:

1) Robienie zdjęć produktów i zamieszczanie ofert na Allegro. Talentu fotograficznego u mnie za grosz, więc wysłuchiwałam, że zdjęcia z warsztatu są brzydkie/ciemne/niewyraźne/ucięte. Jako przykład zdjęć idealnych Janusz pokazywał mi katalogowe zdjęcia produktów z branży i że każdy głupi potrafi takie robić (nawet nie pytajcie czy on potrafił).

2) Odbieranie komórkowego telefonu o każdej porze dnia i nocy, bo szef nie mógł znaleźć jakiegoś dokumentu w biurze, a pilnie potrzebował w piątek o 21:00. Jak nie odbierałam to następnego dnia dostawałam z*ebę stulecia, że po to dostałam przedpotopowy telefon, żeby go odbierać i to jest mój zas*rany obowiązek. Telefony również się zdarzały, gdy wyjechałam na wakacje, okraszone komentarzami, że on nic nie słyszy, bo morze szumi za głośno w tle i żebym poszła gdzie indziej. Byłam na promie.

3) Najbardziej piekielna dla mnie rzecz. Po odejściu osoby odpowiedzialnej za sprzedaż zagraniczną, to mi przypadła ta działka (nie było żadnego przekazania obowiązków ani podwyżki, "przecież i tak siedzę a język znam" to mam robić co mi każą). Całkiem nieźle się w tym odnajdowałam i pociesza mnie fakt, że to mi pomogło utorować drogę do późniejszej kariery. A decyzję, która w końcu popchnęła mnie do zmiany było odkrycie, że jako jedyna nie dostaję za sprzedaż żadnej dodatkowej prowizji (która nie była nigdzie spisywana, szef sam uznawał ile i komu daje, więc ludzie się średnio dzielili tą informacją). Co było powodem? Przecież jestem dziewczyną i żyję w domu rodzinnym to dodatkowa kasa nie jest mi tak potrzebna jak innym.

Janusz

by helgenn
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Pantagruel
12 14

Cieszę się, że w Polsce powoli umiera syndrom niewolnika i coraz więcej osób odchodzi z tego typu januszexów i walczy o swoje. Dzieje się to wolno, ale jednak się dzieje.

Odpowiedz
avatar helgenn
9 9

@Pantagruel: na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że miałam gdzie się przenieść dopiero po jakimś czasie, długo bezskutecznie szukałam innej pracy; udało się dlatego, ze pojawił się u nas wysyp korporacji. Co prawda całkiem się przeprowadziłam, ale byłam młoda i bez zobowiązań. Janusze często wykorzystują ciężką sytuację, a nawet desperację pracowników. Nic nigdy nie jest czarno-białe.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-4 8

@Pantagruel: Niestety przegina sie w druga strone. Dzisiaj przeprowadzilam rozmowe z mlodym czlowiekiem, ktory ubiegal sie o stanowisko w dziale marketingu. Szkoda gadac, rece mi opadly... Moze to opisze. Ale fakt, Janusze coraz czesciej zderzaja sie z rzeczywistoscia i to cieszy.

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 12

@Pantagruel: z jednej strony umiera, a z drugiej niekoniecznie - przy okazji dyskusji na temat "quiet quitting" (beznadziejna nazwa, swoją drogą) okazuje mamy gros ludzi (pracowników!) wpatrzonych w amerykański patoetos pracy, którzy będą się wykłócać i bronić napie*dalania miliona bezpłatnych nadgodzin i pracy na urlopie, a jak masz z tym problem, to jesteś roszczeniowym nierobem, który nie niczego w życiu nie dojdzie. I to nie dotyczy tylko Polski. W niemieckim korpo tez spotkałam laski zatrudnione na pół etatu, a pracujące na cały lub więcej, "bo tak trzeba" i "bo musza udowodnić swoją wartość"

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 10

@Samoyed: Trafiła ci się jedna bardzo fajna osoba i jedna niefajna, i postanowiłaś od razu wyciągnąć negatywne wnioski na temat obecnych czasów. Interesujące podejście.

Odpowiedz
avatar Samoyed
-4 8

@Ohboy: A komentujesz tu, a nie tam, bo tam sie zaczyna od: "Nie wiem czy to zjawisko jest normą czy jakimś wybrykiem natury, nie mam pojęcia." i nie ma pola do przywalenia sie? Kumam, slusznie... chyba...

Odpowiedz
avatar digi51
1 3

@Crannberry: Ale że tak za darmo? Masakra. To ja raczej mam znajomych w Niemczech (poza normalnymi oczywiście), którzy przeginają na zasadzie "Co prawda mógłbym napisać jeszcze tego maila, ale jest już 16:55, a jak zacznę to skończę po 17. Hmm, nie będę przecież siedział dłużej. To wyjdę już teraz"

Odpowiedz
avatar helgenn
3 3

@digi51: pracowałam do tej pory w różnych firmach i kwestia nadgodzin naprawdę jest różnie interpretowana. Z zasady nikt nie chce za nie płacić, niektóre firmy każą odbierać w inny dzień, a w wielu niestety tworzy się sztuczne twory w umowie o pracy zadaniowej (a bynajmniej nie jest to kontrakt manadżerski). W wielu zachodnich krajach pokutuje nadal przekonanie, ze trzeba przyjść przed szefem i wyjść po nim. Na południu Europy siedzenie w pracy do 20 to standard, co prawda wynika to z tego, że praktycznie do południa siedzą na kawie, ale jak zapytasz to wiecznie narzekają, że oni tyyyle czasu w pracy spędzają.

Odpowiedz
avatar digi51
0 0

@helgenn: To z takim nastawieniem się nigdy nie spotkałam, przynajmniej wśród osób pracujących w biurze. Moi znajomi raczej narzekali na to, że większość pracowników próbuje się migać od obowiązków. Tylko w jednej restauracji, gdzie pracowałam było kilka osób, którzy, gdy zmiana zaczynała się o 16:30 byli w pracy już po 15. To było potwornie irytujące, bo wcinali się w pracę poprzedniej zmiany, a do tego na kogoś, kto przychodził faktycznie na 16:30 patrzono jak na kosmitę.

Odpowiedz
avatar Anonimus
1 1

ow girl jakbym czytał historię mojej dziewczyny w pracy u ojca - na urlopie napierniczania telefonami i gorzkie żale albo pretensje, w pracy po pracy i w święta ma być dostępna - godzina 14 w niedziele i telefon że ma w te pędy lecieć do biura bo coś tam albo pretensje gdy nie wzięła telefonu do kibla, miała zajmować się jednym konkretnym działem a w praktyce zrzucili na nią kadry, obsługę wszystkich klientów zagranicznych (bo zna język więc o co chodzi), przygotowywanie wszystkich przetargów, dokumentów urzędowych, wysyłani pism, korespondencji, a na koniec jeszcze miała pisać pozwy sądowe... no komedia...

Odpowiedz
avatar helgenn
4 4

@Anonimus: jeśli pracowała u swojego ojca to być może miała kiedyś w domyśle firmę przejąć i poznać od podszewki, ale z drugiej strony podejrzewam, że czerpała większe profity niż śmieciówka na najniższej krajowej ;) Chyba największym hardkorem jaki mi się przytrafił w tej pracy to zredagowanie i ułożenie szaty graficznej klepsydry dla kogoś z rodziny (bo zakłady pogrzebowe drogo liczyły, a co to jest za filozofia)

Odpowiedz
avatar Anonimus
0 0

@helgenn: profit był taki że ojciec nie miał co do niej żadnych hamulców - jak miał nerwa to ona obrywała za cokolwiek... zrzucanie na nią większość obowiązków bez możliwości jakiejkolwiek decyzyjności, brak przedstawicielstwa jej gdziekolwiek np w bankach... wyobraź sobie święta choinka itd a ojciec ją przepytuje o salda i jakieś rozliczenia i drze się jak czegoś nie podała... poza pracą z ojcem nie było sensu się kontaktować...

Odpowiedz
avatar helgenn
1 1

@Anonimus: rozumiem, rzeczywiście brzmi podobnie toksycznie.

Odpowiedz
avatar voytek
0 0

Oczywiscie zgodnie z prawem pozwałaś swojego zleceniodawce o nękanie w srodku nocy i nie dotrzymanie warunków umowy?

Odpowiedz
avatar helgenn
2 2

@voytek: tak jak wyżej napisałam nic w życiu nie jest zerojedynkowe. O ile dziś bym sobie nie pozwoliła na takie traktowanie to wtedy po pierwsze byłam bardzo młoda a po drugie innej pracy w okolicy nie było, niestety to była smutna norma wśród mojej rodziny i znajomych. Ale ja się mogłam wyprowadzić, a tam pracowali ludzie, którzy mieli trójkę dzieci, żonę i schorowanych rodziców na utrzymaniu. Janusz z premedytacją zatrudniał ludzi mocno zależnych od siebie i każdy po prostu się bał. Praca byłą do *upy, ale była, jakby ktoś zgłosił to wyżej to było ryzyko, że firma padnie i będzie jeszcze gorzej. Ciężko w to uwierzyć z dzisiejszej perspektywy, ale Janusz szczycił się tym, że jest świetnym pracodawcą, bo wypłata jest zawsze na czas i w całości (co wcale nie było normą). Natomiast powoli nadchodziły lepsze czasy i będzie historia o tym jak firma ostatecznie upadła przez pewnego Młodego Byczka bez większej straty dla innych pracowników. Ale to sobie zostawię na epilog.

Odpowiedz
avatar voytek
0 0

@helgenn: brawo! przynajmniej uczysz się na błędach! ;)

Odpowiedz
avatar bloodcarver
1 1

Ja już się nauczyłem, żeby zawsze jak mi ktoś mówi "zrobiłbym to lepiej" odpowiadać "pokaż mi". I albo się taki zamknie, albo faktycznie mi pokaże, i się czegoś nauczę. To tak w kwestii zdjęć... Fotografia do katalogów jest bardzo prosta, ale pod warunkiem że ktoś ma przygotowane stanowisko, namiot bezcieniowy, światła i statyw z aparatem w dobrym miejscu, i tak dalej. Wtedy to faktycznie wystarczy niemal tylko włożyć towar i nacisnąć spust ;) To znaczy, oczywiście, jeśli towar nie ma błyszczących powierzchni, nie ma kurzu, nie ma... no wyjątków jest sporo. Ale najtrudniejsza część to ustawić to wszystko na początku, a najgorsza dla szefów - wydać odpowiednie pieniądze na ten sprzęt.

Odpowiedz
avatar irulax
0 0

@bloodcarver: Zmora szefów to uzmysłowienie sobie, że jeśli chcesz zarabiać w danej branży musisz np. inwestować w sprzęt. I tak pracujesz człowieku np. na dziesięcioletnim kompie nad rozbudowanym projektem inżynierskim. Przecie skoro sprzęt się włącza to jest OK.

Odpowiedz
avatar helgenn
0 0

@bloodcarver: ależ prosiłam, jak mi szef raz zrobił zdjęcia to nie wiadomo było co na nich jest :) On chciał, żebym robiła zdjęcia katalogowe produktu, który właśnie wyszedł z produkcji, w źle oświetlonym warsztacie (nie było możliwości go przenieść). Po prostu kolejne wymaganie z czapy, nie wspominając oczywiście o jakimkolwiek przeszkoleniu dla mnie w temacie albo zapewnieniu odpowiedniego sprzętu.

Odpowiedz
Udostępnij