Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Na fali historii o spadkach i dzieleniu nieruchomości po rodzicach. Historię tę…

Na fali historii o spadkach i dzieleniu nieruchomości po rodzicach. Historię tę możecie potraktować jako anegdotkę, opowiedzieli mi ją rodzice, więc nie wiem, czy wszystkie szczegóły się zgadzają.

W ogólnym zarysie, moja "ciociobabcia", dalej nazywana babcią, czyli siostra babci od strony taty, miała pięcioro dzieci. Mieszkała z nimi i z dziadkiem na wsi w dość ubogim regionie. Dziadek pracował, babcia prowadziła gospodarstwo domowe i dorabiała sezonowo na czarno, nigdy nie pracowała na etacie. Dziadek niestety zmarł dość młodo, ale jednak dzieci były już odchowane. I tak - obie córki wyjechały zagranicę, jeden syn do Warszawy, drugi do Poznania, trzeci został w rodzinnej wsi i zaczął pracę na kurzej fermie. Babcia dostała nienajgorszą emeryturę po zmarłym mężu, nadal dorabiała w sezonie zbieraniem i sprzedawaniem grzybów czy owoców leśnych.

I tak sobie jakoś żyli w dwójkę. Chodziły plotki, że najmłodszy syn jest odmiennej orientacji, bo kobietami się specjalnie nie interesował, ale być może wynikało to z tego, że nie miał zbyt wielu okazji wyjeżdżać z rodzinnej wsi, a tam raczej panien brakowało - wszystko prędzej czy później wyjeżdżały. W każdym razie nigdy się nie ożenił.

Jego rodzeństwo odwiedzało rodzinne strony raz na jakiś czas, traktując dom rodzinny jak darmowy hotel - przyjeżdżali, cieszyli się, że mama po nich posprząta, ugotuje i nie weźmie grosza na zakupy.

Niestety, babcia coraz bardziej zaczęła podupadać na zdrowiu, aż do momentu, gdy już ledwo była w stanie usiąść na łóżku. Udało się załatwić opiekunkę z GOPSu, ale wiadomo, takie osoby przychodzą tylko na godzinę czy dwie dziennie. Babcia się nie skarżyła, jednak wymagała już praktycznie całodziennej opieki. Robiły jej się odleżyny, spadała z łóżka. Syna opieka nad nią bardzo obciążała w połączeniu z pracą zawodową, ale nie skarżył się. Nie chciał też oddawać matki do domu opieki, aby mogła dożyć swoich dni we własnym domu. Zresztą nie było to takie proste. Nie wiem na jakiej zasadzie to dokładnie działa, ale w okolicy w takich ośrodkach nie było miejsc, a i okazało się, że finansowo nie mogli sobie na niego pozwolić.

W międzyczasie syn został zwolniony z pracy - z uwagi na opiekę nad mamą często się spóźniał, popełniał w pracy błędy z niewyspania. W okolicy z pracą nie było łatwo, alternatywą było dojeżdżanie do miasteczka powiatowego, ale było to skomplikowane, bo syn nie miał ani prawa jazdy ani auta.

Zwrócił się do rodzeństwa o pomoc w znalezieniu rozwiązania. Niechętnie, ale jednak zaproponowali, że tak długo jak matka żyje, będę się składać na "pensję" dla niego, aby nie musiał matki zostawiać na cały dzień samej. Sytuacja trwała rok czy dwa, aż babcia odeszła spokojnie we śnie.

No właśnie. Babcia nie zostawiła testamentu ani w żaden inny sposób nie uregulowała prawnie kwestii domu i działki. O ile dom był już raczej do wyburzenia niż remontu, tak pokaźna działka przedstawiała niemałą wartość.

Oczywiście, każdy z rodzeństwa chciał swojej doli. Nie było szans na to, aby najmłodszy ich spłacił, bo i z czego? Jedynym wyjściem było więc sprzedanie całości. Syn był załamany - do tej pory praktycznie nie wyściubiał nosa z rodzinnej miejscowości. Nie miał żadnych przyjaciół, partnerki, no i też pracy.

Czy kogoś z rodzeństwa to obchodziło? Ależ skąd. Nazwali go jeszcze nierobem, bo przecież płacili mu za opiekę nad matką, a ona i tak zmarła.

No i cóż - nieruchomość z ziemią sprzedano. Każdy dostał swój kawałek tortu - dla najmłodszego za mało, aby zainwestować w jakiekolwiek własne cztery kąty. Czy ktoś z rodzeństwa zaproponował jakąkolwiek pomoc? Może przyjęcie do siebie na jakiś czas zanim nie stanie znowu na nogi i nie poukłada sobie życia? A skąd. Po podziale majątku wszyscy przestali ze sobą utrzymywać kontakt.

Najmłodszy poszedł na wynajem do miasta powiatowego, znalazł pracę - żyje sobie w miarę ok, ale jest bardzo smutnym i samotnym człowiekiem. Czasem odwiedza swojego kuzyna, a mojego tatę - teraz obaj to już starsi panowie tuż przed emeryturą. Nadal nie może odżałować sprzedaży rodzinnego domu, mimo wszystko mówi, że do rodzeństwa nie ma pretensji, przecież im też się należało. Tylko jakoś smutno, że nigdy nie zadzwonią i nawet się nie interesują, gdzie teraz mieszka.

rodzinne sprawy

by ~scortina
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar pasjonatpl
10 10

Tu chyba nie było dobrego rozwiązania. Jeśli dom naprawdę nadawał się do rozbiórki, to prędzej czy później i tak musiałby się wyprowadzić, bo nie było go stać na tak poważny remont. Co do zachowania rodziny i dziwnych pretensji, o ile to prawda, to niestety często spotykane.

Odpowiedz
avatar livanir
-1 7

Cóż... tutaj może to ni być wina rodzeństwa, a matki. U mnie w domu matka swoim zachowaniem też stworzyła taką relację, że z bratem nie utrzymujemy kontaktu i z młodszym też mam i pewnie będę miała słaby. Czy smutno? Dla niego- pewnie tak. Czy dla rodzeństwa- jesli ułożyli sobie życie... to TYLKO więzy krwi, dla osoby w której było więcej tych więzów- pewnie jest to dziwne, dla kogoś gdzie były tylko takie.

Odpowiedz
avatar digi51
2 2

@livanir: oczywiście, wszystko co się dzieje w życiu dzieci jest zawsze winą matki. No, może ewentualnie w jakimś ułamku ojca, ale najczęściej tylko matka. Matki odpowiadają za dziecko do końca życia i każde jego zachowanie jest winą matki, no ewentualnie zasługą, ale zasługi ludzie wolą przypisywać raczej sobie, za to błędy i porażki często chętnie zrzucają na innych. A tak zupełnie na poważnie, to, że u Ciebie matki stworzyła taki klimat, to nie znaczy, że tak jest w każdym przypadku. Jak ludzie rozjeżdżają się w różne strony świata to siłą rzeczy, nie mając tam rodziny, tworzą sobie tam własny krąg bliskich osób. Kontakty się luzują i trzeba dużo zaangażowania, że w miarę dobry kontakt podtrzymać, jeśli ludzi dzielą setki kilometrów. Rodzeństwo może się lubić, ale widocznie nie na tyle, aby się szczególnie o te kontakty starać. To też determinują indywidualne cechy charakteru, są ludzie, którzy są bardziej wierni nawet nie tyle więzom krwi, co po prostu bliskim ludziom, są tacy, dla których jakiekolwiek więzi niewiele znacza, a inni są po prostu wygodni i czekają aż a druga strona się odezwie, a potem po latach lamentują, że nie mają kontaktu. No i też zdarza się jedno z rodzeństwa jest po prostu podłe, jest patolem albo pasożytem i wtedy inni nie chcą się z nim specjalnie zadawać - to są trochę zbyt kompleksowe kwestie, żeby po prostacku podsumować to "winą matki" bez znajomości szczegółów relacji.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 4

Nie widzę tu szczególnej podłości rodzeństwa. Ot, kolejny przypadek rodzeństwa, które nie utrzymuje kontaktu. Kiedy sytuacja z mamą się pogorszyła, składali się na opiekę. Kiedy mama zmarła, chcieli podzielić spadek tak jak prawo przewiduje. Nie widzę tu specjalnej złośliwości. Najmłodszy brat jest dorosły i sam odpowiada za swoje życie, w tym za swoją pracę, zamieszkanie oraz organizację życia towarzyskiego. Czasem nasze rodzeństwo jest nam bliskie - spotykamy się i wspieramy, a czasem nie jest.

Odpowiedz
avatar bugmenot
0 0

skoro po podziale nie było go stać na własne lokum, to raczej "pokaźna działka przedstawiała niemałą wartość" nie jest zgodne z prawdą. nieduże mieszkanie w średniej/małej miejscowości nie kosztuje wiele

Odpowiedz
avatar digi51
1 1

@bugmenot: Niemała kwota podzielona przez 5 może być jednak mała. Przykładowo takie 200 000zł. 40 000 to kwota, z której ciężko zrezygnować od tak, ale raczej za mała, aby kupić własne mieszkanie, nawet kawalerkę na zadupiu.

Odpowiedz
avatar Nanatella
-2 2

Czwórka rodzeństwa wyjechała z domu i każde z nich ppukładało sobie życie. Najmłodszy został w domu i poszedł do pracy. Czym różnił się od pozostałych? Czy on się o nich martwił? Czy ich odwiedzał? Czy zastanawiał się, czy mają pracę, problemy z mieszkaniem, zdrowiem czy czymkolwiek innym? Chyba standardem jest, że dzieci odwiedzające rodziców nie płacą za jedzenie czy pokój. Jak matka zachorowała, to rodzeństwo zachowało się w porządku, płacili mu za opiekę. Nie bardzo rozumiem dlaczego wszyscy mieliby się zrzec spadku na jego rzecz. Tylko dlatego, że został z matką? Czy dlatego, że nie powiodło mu się w życiu? Dostał swoją część spadku, więc nie został bez grosza. Gdyby matka faktycznie chciała uregulować tę aprawę inaczej, to przecież zdążyłaby to zrobić, nie zmarła nagle.

Odpowiedz
Udostępnij