Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Opis żony z historii "teściowej" to niemal jeden do jednego opis mojej…

Opis żony z historii "teściowej" to niemal jeden do jednego opis mojej byłej żony.

Powiem szczerze, żonę moją kochałem i w pewien sposób kocham do dziś, ale nasza wspólna egzystencja była po prostu niemożliwa. Ohajtaliśmy się młodo, pewnie zbyt młodo i żona już kilka miesięcy po ślubie była w ciąży, mamy więc wspólnego syna. Od razu powiem, że matką jest bardzo dobrą i szanuję jej pracę w tym zakresie.

Po urlopie macierzyńskim żona nie wróciła do pracy, poszła na wychowawczy. Z początku mi to nie przeszkadzało, jednak gdy syn miał 1,5 roku znaleźliśmy mu żłobek, prywatnie, nie tani, ale żona bardzo narzekała na zmęczenie opieką nad dzieckiem. Tak więc mały chodził na 8h do żłobka, żona nie pracowała. Na początku nie miałem nic przeciwko, że mimo tego nie wróciła do pracy, dlaczego miałaby trochę nie odpocząć. Problem był jednak taki, że z czasem żona przestała też robić cokolwiek w domu, często spóźniała się po syna do żłobka i w kompletnie nie potrafiła wyjaśnić, jak to się stało, że się nie wyrobiła, a gdy w złości pytałem ją, co właściwie robiła cały dzień zarzucała mi, że ją kontroluje i chcę nią rządzić.

Gdy tak minęło kilka miesięcy powiedziałem żonie, że uważam, że powinna wrócić do pracy. Finansowo było ciasno, a żona powiedziała, że jakbym był facetem z jajami to bym zarabiał tyle, żeby rodzinę utrzymać. To był początek końca, choć bardzo powolnego.

Gdy żonie skończył się urlop wychowawczy oświadczyła, że nie wraca do pracy, bo już dość robi w domu i nie wyobraża sobie, że miałaby jeszcze do tego pracować zawodowo. Dobra, pewnie jestem typowy facet, ale zapytałem ją, co ona takiego robi? Nie deprecjonując pracy w domu, ale serio, gdyby nie to, że sprzątałem wieczorami, mieszkanie zarosłoby brudem. Zakupy robiliśmy razem w weekend. Obiad raz był, raz nie było - żona stwierdziła, że nie wie po co ma gotować, bo dziecko je w przedszkolu, a ona sobie sałatki robi na lunch, a ja mogę iść do baru koło pracy. Fajnie, ale nie było mnie po prostu stać na codzienne obiadki w knajpie. Zacząłem podejrzewać, że żona ma może depresję, no tak, naczytałem się artykułów o przedłużonej depresji poporodowej.

Żona mnie wyśmiała, gdy zaproponowałem konsultacje z psychologiem, powiedziała, że sam ich potrzebuję, bo nie widzę, że tego, że XIX wiek się skończył i facet też może sprzątać i gotować jak chce. Powiedziałem, że spoko, to niech idzie do pracy i zarobi kasę na dom, to ja chętnie zostanę w domu, posprzątam ugotuję, a dzieciaka zawsze odbiorę punktualnie. Znów okazało się, że nie mam jaj, bo który facet chce być na utrzymaniu kobiety.

Niestety, w końcu postawiłem żonie ultimatum - albo wraca do pracy albo rozwód.

I końcem końców nastąpiło jedno i drugie. Rozwiedliśmy się, a z racji tego, że żona nie pracowała musiałem jej płacić alimenty. Miałem jednak dużo zobowiązań związanych z kredytem na mieszkanie, alimentami na dziecko, więc alimenty na żonę nie były jakieś spektakularne - nagle okazało się, że bardzo szybko ogarnęła sobie pracę i to całkiem dobrze płatną. Zaczęliśmy się lepiej dogadywać, nawet miałem nadzieję, że może uda nam się pogodzić, niestety przy pierwszej próbie rozmowy na ten temat, żona powiedziała, że musiałabym się zmienić - zacząć więcej zarabiać i pozwolić jej być sobą i rozwijać swoje zainteresowania, bo ja tylko wymagałem, żeby była kurą domową.

Wyrzuciła mi, co jej na sercu leżało - że ona by chciała czasem wyjść do porządnej restauracji, do kina, pojechać na fajne wakacje. Słuchałem tego cierpliwie i powiedziałam, że fakt, że tego nie robiliśmy wynikał z tego, że naprawdę z jednej pensji, z kredytem na głowie ciężko było sobie finansowo pozwolić na takie przyjemności, ale gdybyśmy mieli dwie pensje, teraz gdy pracuje, to byłoby łatwiej. Ona się oburzyła, że o czym ja w ogóle mówię, przecież to jasne, że gdybyśmy mieli się zejść to ona nie będzie pracować. Tu już straciłem wszelką nadzieję.

Jak napisałem, ogólnie uważam mam ciepłe uczucia, może nawet miłość do tej kobiety - ale w tej kwestii nigdy się nie dogadamy. Cóż pozostało? Tylko możliwe dobre stosunki dla dobra dziecka.

zona maz malzenstwo

by ~tomekkkkkkkkkkk
Dodaj nowy komentarz
avatar Crannberry
13 19

Jak niektóre baby potrafią się w życiu ustawić. Tak patrzę na małżeństwo mojego szefa - on utrzymuje dom (ona nigdy nie pracowała), zajmuje się całą logistyką, robi zakupy i gotuje. Dzieci odchowała im opiekunka, dom ogarnia sprzątaczka. Żona po prostu jest. Jeszcze wydzwania do niego do pracy, żeby ją zabawiał, bo jej się nudzi.

Odpowiedz
avatar kKKKK
1 15

@Crannberry: gdyby to było takie fajne, wszystkie byśmy się tak poustawiały - a nie jest, bo ona wszystkie swoje życiowe szanse na niego postawiła i bierze na siebie wszystkie ryzyka z tym związane. Coś mu pewnie ta żona w zamian dostarcza, co sprawia, że uważa związek za wartościowy…

Odpowiedz
avatar digi51
9 11

@Crannberry: Z dwojga złego lepiej, że dzwoni do niego, jak się nudzi, a nie szuka rozrywki u innych panów ;)

Odpowiedz
avatar Ohboy
8 10

@kKKKK: Dokładnie, to jest bardzo niebezpieczna gra. Zwłaszcza, gdy nie ma się NAPRAWDĘ bogatego męża. Ale nawet wtedy można się przejechać. Ale generalnie - dopóki to jest obopólna decyzja to jest ok, co kto lubi. U autora był problem, bo nie wiedział, że związał się z kobietą, która planuje być utrzymanką. XD

Odpowiedz
avatar Bryanka
7 11

@Crannberry: To musi być strasznie nudne tak nic nie robić całe dnie. Przynajmniej ja się koszmarnie męczę, jak nie mam nic do roboty.

Odpowiedz
avatar Crannberry
13 15

@Bryanka: zajęcie sobie zawsze można znaleźć, o to bym się nie martwiła. Mając z czego żyć, móc sobie pozwolić na np. kilkumiesięczną przerwę w pracy, podczas której wreszcie ma się czas na zajęcie się tym wszystkim, na co się normalnie nie ma czasu, to jest akurat super sprawa (znajomi, którzy brali np pół roku sabbatical bardzo to sobie chwalili). Mnie by przerażała perspektywa uzależnienia finansowego od drugiej osoby. Nie wyobrażam sobie nie mieć własnych pieniędzy. Bo jak jest fajnie, to jest fajnie, ale nigdy nie wiesz czy i kiedy coś się zesra. A nawet jeśli związek będzie idealny, to zawsze jest ryzyko, że tej drugiej osobie coś się stanie i zostanie się bez środków do życia.

Odpowiedz
avatar bazienka
2 2

@Crannberry: jak jeden moj przyjaciel, wzial sobie dziewczyne, potem juz zone, ktora nigdy praca sie nie skalala, przez caly czas bycia razem chlop pracowal po 10 godzin dziennie, wracal i jeszcze sprzatal i gotowa, bo panienka w domu robila nic, a jeszcze miala pretensje, ze on z nia spedza za malo czasu

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
11 11

To się chyba nazywa "jak zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko" :))

Odpowiedz
avatar Fahren
-5 19

Można rzec, że w obecnych czasach dość typowe - Ty jako facet masz być tym tradycyjnym, utrzymującym rodzinę, a ona może być tą nowoczesną, wyzwoloną, po drugiej stronie kuchni. No bo jak to tak, czegoś od niej wymagasz (choćby obiadu)? "To nie XIX wiek, gdzie kobita ma tylko ogarniać dom, chamstwo i prostactwo"

Odpowiedz
avatar helgenn
14 16

@Fahren: naprawdę uważasz, że w dzisiejszych czasach to typowe, że kobieta nie pracuje zawodowo? Bo jednak 95% tych, które znam to zapieprzają na swą etaty, ten płatny i ten w domu. To raczej poszło w ta stronę, że karierę można robić taką sama, ale obowiązki domowe spoczywają jednak na kobiecie (to się zmienia, ale powoli)

Odpowiedz
avatar Ohboy
7 13

@helgenn: Może sobie uważać, co chce, ale zgodnie z danymi więcej kobiet jest aktywnych zawodowo niż nie jest. ;) No i oczywiście wiele kobiet nieaktywnych zawodowo zajmuje się opieką nad dziećmi, a nie tym, co sobie Fahren uroił w swych mizoginistycznych fantazjach.

Odpowiedz
avatar Crannberry
8 14

@Ohboy: albo członkami rodziny wymagającymi opieki. Pomoc państwa w przypadku chociażby niesamodzielnego seniora to nieśmieszny żart i problem spada na barki rodziny

Odpowiedz
avatar Ohboy
4 6

@Crannberry: Właśnie tak. Ale kto by się przejmował takimi niuansami ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 grudnia 2022 o 21:18

avatar Fahren
-4 10

@helgenn: Poczytaj po literce, a doznasz oświecenia ;) W dzisiejszych czasach facet MA zaiwaniać, kobita MOŻE zaiwaniać. Rzadko kiedy zdarza się (pasująca obojgu na dłuższą metę) sytuacja, żeby to facet zajmował się domem, a kobita zarabianiem. Jest albo "on pracuje i utrzymuje", albo "oboje pracują i utrzymują". @ohboy, ucz się od Armagedon mizoandrii, bo ci nie idzie. Załóżmy, że dane na które się powołujesz są rzetelne. Jak wypadają w porównaniu do aktywnych zawodowo mężczyzn?

Odpowiedz
avatar helgenn
7 7

@Fahren: znam 4 pary w których kobieta utrzymuje dom z różnych przyczyn, naprawdę nie żyjemy w latach 50. Poza tym mało kiedy jedna osoba jest w stanie utrzymać rodzinę. Jeden kolega nawet wziął pół roku urlopu rodzicielskiego, szybko się przekonał, że w tym wypadku słowo urlop to oksymoron.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
5 5

@Fahren Nie wiem w jakim ty się towarzystwie obracasz, ale wszystkie moje koleżanki pracują. Łącznie z tą jedną, która ma 4 dzieci.

Odpowiedz
avatar Fahren
-5 5

@helgenn: 4 pary z ilu tobie znanych?

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 3

@Fahren To może inaczej. Napisz, ile par ty znasz, gdzie kobieta nie pracuje zawodowo, a facet utrzymuje ich oboje albo rodzinę, jeśli są dzieci. Albo gdzie różnica w dochodach jest na tyle duża, że dochody kobiety nie mają znaczenia dla domowego budżetu?

Odpowiedz
avatar helgenn
2 2

@Fahren: mały %, bo jak wyżej napisałam w zdecydowanej większości pracuje para. Daj nam w sumie adres, gdzie kobiety co najwyżej mogą, a nie muszą pracować,może się któraś akurat zainspiruje i przeprowadzi.

Odpowiedz
avatar Fahren
-3 3

@helgenn: Otóż to. Albo facet pracuje, albo oboje. Pary, gdzie to kobita zarabia, a facet zajmuje się domem, to mały %. Dlatego typowe, że facet ma być tym tradycyjnym, zarabiającym, a kobita może być tą nowoczesną - pracującą lub nie.

Odpowiedz
avatar bazienka
3 3

@Fahren: kto cie skrzywdzil? mam 2 prace, jedna w budzetowce, bo stala i bezpieczna, druga, ktora mnie mega cieszy i nie wyobrazam sobie byc finansowo zalezna od faceta i prosic o dyche na tampony przerobilam tez wersje, gdy chlop zarabial mniej i przewalal pol pensji na elektronike, nigdy wiecej zwiazku pasozytniczego

Odpowiedz
avatar Fahren
1 1

@bazienka: Czyli jak facet zarabia mniej od ciebie (czyli miedzy 0 - twoja pensja) to jest pasożytem. Lepiej bym nie dowiódł swojej racji

Odpowiedz
avatar marcelka
3 3

I dlatego uważam, że taki podział jest z gruntu zły. Prędzej czy później on zacznie uważać, że kobieta "nic nie robi" i na nim "żeruje", ona będzie się frustrować, że nie jest praczką/sprzątaczką/służącą i on jej "nie pomaga". I to już równia pochyła do rozwodu, bo każda próba rozmowy czy zmiany tego podziału jest jak wypowiedzenie wojny.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
3 3

@marcelka Niekoniecznie. Moi rodzice mieli podobny schemat przez dużą część swojego życia. Moja mama uważa się za szczęściarę, bo tata nas utrzymywał, a tata uważa się za szczęściarza, bo miał dom i dzieci zaopiekowanie. Co nie znaczy, że nie robił nic w domu. W weekend

Odpowiedz
avatar mama_muminka
4 4

@mama_muminka Sorry, urwało komentarz. W weekend pojechał po zakupy do większego marketu, w w sobotę odkurzał, w niedzielę zabierał nas na spacer, wieczorami kąpał. Ale miał świadomość, że to co robi przy nas i przy domu to max 5-10% roboty i nigdy nie pytał mojej mamy "co ona niby robi w domu cały dzień".

Odpowiedz
avatar mama_muminka
-3 7

Ładny przykład braku umiejętności komunikacji w związku. Ona uważała, że robi więcej, a ty jej nie doceniasz. Ty uważałeś, że robisz więcej, a ona tego nie docenia. Zaproponowanie TYLKO JEJ psychologa również nie było specjalnie uprzejmie z Twojej strony. Rozumiem, że miałeś dobre intencje, obawiałeś się depresji, ale mogło to wybrzmieć jako "moja żona nie robi obiadów, więc jest popsuta, proszę idź się napraw do psychologa". Tak naprawdę powinieneś zaproponować terapię dla par. A jeśli nie chciałaby pójść, to iść samemu. Twoja żona na pewno ma coś za uszami, ale prawda jest taka, że rzadko kiedy jest tak, że problem jest tylko po jednej stronie. Jest powód, dla którego wybrałeś właśnie ją. Ty pewnie też masz coś za uszami, tylko komplementarnie ;) Z tego co napisałeś, nie weszliście jeszcze w nowe związki i są w Tobie ciepłe uczucia względem byłej żony. Udzielę więc internetowej porady :D Idź na terapię sam. Ty się zmienisz. Dynamika waszej relacji będzie musiała się zmienić. Ona będzie musiała się zmienić. W najgorszym wariancie będziesz świadomy swoich schematów i przekonań i kolejny związek, który stworzysz, będzie lepszy. W najlepszym wariancie, wrócicie do siebie i stworzycie nowy, dojrzalszy związek. Czego, przez wzgląd na synka, bardzo Wam życzę.

Odpowiedz
avatar digi51
6 6

@mama_muminka: Po co udzielasz takich durnych rad? Typowy internetowa psychologia - klepanie byle czego, byle sobie podciągnąć pod własną teorię i własne wyobrażenia. Pisałaś wyżej o swoich rodzicach i o tym, że Twój ojciec nie pytał mamy co robi cały dzień. Może dlatego, że efekty jej pracy było widać? Odpowiedz mi logicznie, co może robić ZDROWA kobieta (mówię tu o wkładzie w związek i rodzinę) jeśli nie gotuje, nie zajmuje się dzieckiem (bo jest w żłobku), nie sprząta (a przynajmniej nie na tyle, aby było widać efekt), spóźnia się po dziecku, a co najlepsze - nie potrafi w ogóle wytłumaczyć, dlaczego się nie spóźniła. I to nie raz i nie dwa, a regularnie. Ty naprawdę uważasz, że to jest sytuacja, w której facet powinien powiedzieć "Dobrze, kochanie, wierzę, że dajesz z siebie wszystko i się starasz, cudownie" Po drugie, autor z jakiegoś powodu się rozwiódł - takich decyzji nie podejmuje się z dnia na dzień pod wpływem chwilii. Że ma jeszcze do żony uczucia nie znaczy, że powinni starać się odbudować związek. Była próba rozmowa i odbili się od ściany - na tyle rozsądnie, żeby dać sobie spokój. Nie każda para, która się kocha jest w stanie razem budować ze sobą życie. Po trzecie, jak dla mnie z historii jednoznacznie wynika, że żona autora nie chce z nim z przyczyn, dla których powinno się być z mężem. Naprawdę nie uderzyło Cię to? Ona nie jest nieporadną kwoczką, która sobie nie radzi z codziennością. Wolała się rozwieść i iść do pracy, niż być z mężem i iść do pracy. W każdym wypadku do pracy musiała iść - ale wybrała rozwód. Mało tego, powiedzmy, że tak naprawdę przyczyną rozwodu było niedocenianie jej przez męża i wymuszanie pracy zadowowej. Jak mieli rozmowę o zejściu się - pierwsze co wyciągnęła to, że autor ma zacząć więcej zarabiać, żeby ona mogła nie pracować. Sorry, ale z tego wynika raczej jednoznacznie, że jeśli mieliby budować związek jeszcze raz - to tylko na zasadzie, że on spełnia jej zachcianki i się do niej nagina, a ona jest z nimi tylko po to, żeby nie pracować. I Ty na serio życzysz mu tworzenia nowego związku na tak chorych podstawach, ze względu na syna?

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 2

@digi51 Znamy tylko jego wersję. Czy ona rzeczywiście nie robiła nic w domu? Nie wiadomo. Autor pisze, że robił zakupy w weekend i coś sprzątał jak wracał. Ale zajmowanie się domem składa się ze znacznie większej liczby obowiązków niż 4. Co robiła ona? Nie wiemy, bo nie byli w stanie się porozumieć. Autor sam pisze, że w "pewien sposób kocha żonę do dziś". Widzi, że dobrze zajmowała się ich synem. Ewidentnie mają jakieś nieporozumienie na tle tego jak widzą rolę męża i żony. Ale w tym związku nie było przemocy, zdrady czy innych rzeczy, których nie da się przepracować. Niektóre problemy, które wydają się "nie do przeskoczenia" okazują się być totalnie do rozwiązania. Nawet jeśli trzymać się Twojej wersji, że była żona jest toksyczna i jej celem było wykorzystanie autora, to w tym wariancie autor również powinien się zgłosić na terapię. W przeciwnym razie jest duża szansa, że jego kolejna partnerka będzie dokładnie taka sama.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 2

@digi51 A odnośnie tego, że ludzie nie rozwodzą się z byle powodu - czasem prosty do rozwiązania problem nabrzmiewa i eskaluje. Moja koleżanka urodziła dziecko. Mąż nie pomagał przy dziecku, zaczął wychodzić z kumplami. Ona prosiła żeby pomógł, żeby zajął się dzieckiem, ale odbijała się od ściany. Wszystkie nasze koleżanki jej radziły żeby się rozwiodła "z gnojem". Ja powiedziałam żeby spróbowali terapii. Long story short - on się czuł odrzucony, bo ona spala z dzieckiem (karmiła piersią) i nie chciała się z nim kochać, więc pół świadomie "karał" ją oddalaniem się od rodziny. Ona była wykończona opieką i nie miała nawet kiedy poczuć się kobietą. Umówili się, że 3 razy w tygodniu zaraz po jego powrocie z pracy ona będzie wychodzić gdziekolwiek (paznokcie, ploteczki, książka w kawiarni) na 1h. Ona odżyła, on zobaczył, że bycie z dzieckiem jest wartościowe, zbliżyli się do siebie z powrotem i są razem dalej. Koleżanka mówi, że była w totalnym szoku jak inna była ich rozmowa przy terapeucie. Rozwiązali problem właściwie w 45 minut, a byli na skraju rozwodu. Czy zachowanie jej męża było dojrzałe? No nie. Ale oni umieli to naprawić. Równie dobrze mogli się rozwieźć i gdyby to ona pisała tę historię na piekielnych też byś komentowała, że absolutnie nie da się być z takim człowiekiem jak jej mąż. Nie wszystko w życiu jest czarno-białe.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 0

@mama_muminka Dodam do tego, że kiedy się kłócili, mąż koleżanki mówił takie raniące rzeczy jak "nie będę siedział z dzieckiem, od tego jest matką". Tylko, że nie miał tego na myśli. Po prostu nie umiał powiedzieć "nie dotykasz mnie już i jestem koszmarnie samotny i smutny, tęsknię za Tobą i cię kocham". Dobry terapeuta wie jak dotrzeć do meritum problemu.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@mama_muminka: no wybacz, ja bym z pasozytem nie mogla i nie uwazam tego za cos, z powodu czego trzeba isc na terapie

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 2

@bazienka Jeśli spotykasz pasożyta, orientujesz się, że jest pasożytem i odchodzisz, to pewnie. Nie ma sensu iść na terapię, bo to z pasożytem coś nie tak, a nie z Tobą. Ale jeśli spotykasz pasożyta, żenisz się z nim i robisz sobie z nim dziecko i odchodzisz, bo pasożyt osiągnął już szczyty pasożytowania, to powinnaś iść na terapię. Prawdopodobnie przegapiłaś jakieś 10 czerwonych flag po drodze. Jak się nie dowiesz co takiego pociąga cię w pasożytach i tego w SOBIE nie naprawisz, to niestety masz 80% szans, że twój następny wybranek też będzie pasożytem. To jest nieprzyjemna prawda, której ludzie nie chcą o sobie usłyszeć. Bo łatwiej jest widzieć problem w tej drugiej osobie niż w sobie.

Odpowiedz
avatar digi51
1 1

@mama_muminka: Ale nie sprowadzaj wszystkiego do braku komunikacji! Oczywiście, że znamy wersję tylko autora, ale na logikę - uważasz, że skoro autor nadal kocha żonę to doszukiwałby się na siłę u niej nieróbstwa? Napisał, że miała kilka miesięcy odpocząć w domu (tak szczerze - w standardowej rodzinie to jest yebany luksus) i problemem było to, że nie przejmowała ŻADNYCH obowiązków domowych. I sorry, ale będe się trzymać tej wersji ze względu na spóźnianie się po dziecko. Regularne. Tak szczerze, jak przeczytałam o tej niemożności wyjaśnienia, co się robi cały dzień i dlaczego jest wiecznie spóźniona przyszły mi to głowy trzy opcje 1. Pasożytnictwo i lenistwo 2. Kochanek 3. Zaburzenia psychiczne. Przy czym to trzecie w sumie wykluczam, skoro zaraz po rozwodzie żona bardzo szybko się ogarnęła. Bardzo pięknie, że Twojej koleżance się ułożyło, ale my tu mówimy o dwóch różnych sprawach. U Twojej koleżanki to znajomi namawiali do rozwodu i to najwyraźniej koleżanki zdecydowanie negatywnie nastawione do jej męża. Nie wynika z tego, że ona sama chciała rozwodu. A tu autor sam doszedł do wniosku, że nie może prowadzić tak swojego życia. Fajnie, że małżeństwo Twojej koleżanki udało się uratować, ale nie każde się da. Sama napisałaś, że autor i jego żona inaczej widzą swoje role w małżeństwie. Każdy byłby szczęśliwy z własnym scenariuszem. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Jeśli autor ma pracę jaką ma i nie ma perspektyw na to, aby w przyszłości zarabiać X razy więcej, a dla żony warunkiem koniecznym bycia żoną jest porzucenie pracy zawodowej, a jednocześnie domaga się życia na wyższym poziomie - to ten problem prędzej czy później wróci. Zresztą, podejrzewam, że i u Twojej koleżanki niedojrzałość emocjonalna i gówniarskie zachowania mogą powrócić. Rzadko kiedy jest tak, aby wszystkie kłótnie i kryzysy małżeńskie rozbijały się o jeden konkretny problem. Dana sytuacja może to tylko uwypuklić, ale na pewno nie stworzyć problem od podstaw. Rozsądnie by było przestać sobie takie rzeczy wmawiać i albo nauczyć się z tym żyć albo się rozstać. I od razu mówię - ja się zaliczam do tych, które "nauczyły się żyć" i podstawą jest uczciwość wobec siebie i pytanie czy jestem w stanie zaakceptować partnera w jego najgorszych momentach, a nie udawanie, że mówienie rzeczy typu "nie będę się zajmował dzieckiem, od tego jest matka" to jakaś wtopa i nieporozumienie i nigdy więcej się nie powtórzy. Powtórzy, powtórzy, tylko w innej formie. Autor wybrał to drugie i to jest jego decyzja. Moim zdaniem taka postawa wskazuje na to, że u autora nie ma potencjału powtarzania schematu, ponieważ on wie czego chce, a czego nie chce. Wiesz, swoje wyobrażenia o roli w związku są jakby jego podstawą. Jeżeli te wyobrażenia aż tak się rozjeżdżają, to prawda jest taka, że albo jedno nagnie się do drugiego i będzie nieszczęśliwe albo oboje się lekko nagną i z dużym prawdopodobieństwem prędzej czy później frustracja doprowadzi do ponownej eskalacji problemu.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 2

@digi51 Jak najbardziej biorę pod uwagę, że jego była żona jest pasożytem/narcyzem i nie nadaje się do związku. Tylko, że zwykle ciężko to ukryć, kiedy człowiek ma pod opieką dziecko. A autor wyraźnie pisze, że do jej opieki nad dzieckiem nie ma zarzutów. Szczerze mówiąc, to wszystkie naprawdę toksyczne osoby, jakie poznałam nie były w stanie być dobrymi rodzicami. Albo jesteś dobrym człowiekiem albo nie. Nie wiem jak ułoży się życie moim znajomym, widzimy się czasem, z tego co koleżanka mówi wiele się zmieniło w ich komunikacji. Jego problemem było to, że miał wizję, co to znaczy być "męskim" i dla niego to oznaczało blokowanie swoich uczuć i nie rozmawianie o nich. Odblokował ten obszar i widzę jak reaguje kiedy ich synek płacze. Nikt nie zna przyszłości, ale ja im dobrze życzę. A koleżanka jak najbardziej rozważała rozwód i miała wyłącznie czarne wizje odnośnie przyszłości. Miała w telefonie numer do prawnika od rozwodów, kiedy zdecydowała się poprosić męża o terapię. W jej mniemaniu to nie było możliwe do przepracowania, bo jej mąż miał scenariusz, w którym ojciec się dzieckiem nie musi zajmować. Przecież wprost jej to powiedział. To przecież niemożliwe, że miał kompletnie co innego na myśli, prawda? No jak widać możliwe. Co dokładnie powiedziała była żona i co miała na myśli i co wtedy czuła to nie wiemy. Autor też nie za bardzo. Wie co usłyszał, ale każdy kto robił najprostsze ćwiczenie z komunikacji w związku (powtórz swoimi słowami co partner przed chwilą powiedział), wie jak bardzo komunikat podlega interpretacji. Zauważ, że poza komunikatem "zarabiaj na mnie" była żona nie odwala żadnych jazd. Nie mamy żadnej informacji o kłótniach odnośnie alimentów, ograniczaniu dostępu do dziecka, braku zgodności odnośnie jego wychowania itp. Gdybym była pasożytem to zaraz bym uzależniła widzenia dziecka od ilości kasy jaką daje mi były. A tu nic? To może jednak ta była nie jest tak do końca bez sensu, jakby się z tej opowieści wydawało? Pamiętajmy, że każdy kto tu pisze, opisuje nam tylko swój punkt widzenia. Historia opowiedziana z drugiej strony brzmi zupełnie inaczej.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
-1 1

@digi51 A odnośnie "doszukiwania się nieróbstwa" to sama miałam niedawno rozmowę z mężem odnośnie podziału obowiązków. Oboje pracujemy, ale moim zdaniem ja miałam więcej obowiązków domowych na głowie. Zdaniem męża dzieliliśmy się po równo, bo on ogarniał zakupy, w niektóre weekendy robił obiad, robił dzieciom kolację itp. Umknęło mu tylko to kto: umawia dzieci do lekarza, szuka stroju na występ do przedszkola, kupuje dzieciom zimowe buty i ubrania, zbiera listę prezentów dla dzieci święta, decyduje i czyta o leczeniu w trakcie infekcji, zarządza finansami, robi pranie czy umawia sprzątanie. Nie wymieniłam nawet połowy swojej listy tutaj. Gdyby to on pisał historię, to wyszłabym na nieroba tak jak była żona autora, bo przecież zakupy robi mąż a co 2 tygodnie przychodzi pani do sprzątania. To co ja niby robię w domu?! Gdybym ja pisałam te historię, to byłaby o przygłupim mężu, który nie wie ile jest roboty jak się ma 2 dzieci. Gdyby pisała moja teściowa byłoby o kłótliwej synowej, która się czepia syneczka, który robi w domu "wszystko", a ona nie wiadomo o co ma pretensje. Każdy ma swoją prawdę. Ja się z mężem dogadałam, bo umiem w komunikację. Ale gdybym miała takie umiejętności jak on, to pewnie bylibyśmy pokłóceni nadal i nie wiadomo jakby sie to skończyło. Bo on jest w domu, w którym się zamiata pod dywan i nie rozmawia i regularnie gryzie nas to w tyłek.

Odpowiedz
avatar digi51
1 1

@mama_muminka: Żona nie musi być od razu osobą z gruntu złą i toksyczną, ale straszne spłaszczasz pisząc, że skoro jest dobrą matką jest opcja też dogadania z byłym mężem. Po pierwsze młodo wzięli ślub - mogła to być decyzja nad wyraz nieprzemyślana i przypieczętowana potem ciążą. To, że autor kocha jeszcze żonę nie znaczy, że ona kocha jego. A z tego tak naprawdę mógł wziać się problem. Uznała, że skoro już musi być z facetem, którego nie kocha to przynajmniej będzie miała profity w postaci księżniczkowania. Poza tym, serio nie słyszałaś o sytuacjach, kiedy kobieta wchodzi w związek tylko dlatego, że chce mieć dziecko, a potem mąż idzie w odstawkę i liczy się tylko dziecko? Można być świetną matką i fatalną żoną, tak samo jak można być świetnym ojcem i fatalnym mężem, a dodać do tego trzeba - fatalnym małżonkiem dla danej osoby. Być może żona znajdzie sobie innego partnera, dla którego będzie wymarzona, bo gdy będzie kogoś szczerze kochać to i gotowanie mu obiadu sprawi jej przyjemność i upranie skarpet nie będzie problemem, a nawet praca zawodowa, żeby zarobić na wspólne cele sprawi radość. A może znajdzie faceta, który będzie zarabiał tyle, aby nie musiała pracować i będzie go uszczęśliwiać uśmiechem i wsparciem emocjonalnym. To, że żona w tej konkretnej sytuacji zachowała się wobec męża źle, być może stfrustrowana, gdy okazało się, że rzeczywistość odbiega od jej wyobrażeń, nie oznacza, że jest zła i toksyczna. Ale nie oznacza też, że jest bidulką, nad którą trzeba się rozczulać i usprawiedliwiać.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 0

@digi51 Może i tak być :)

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

Wydajesz się bardzo spoko facetem. Życzę powodzenia w nowym ewentualnym związku, choć wierz mi, znaleźć kogoś nadającego się do związku wcale niełatwo niestety.

Odpowiedz
avatar bazienka
2 2

ja tam nie ogarniam takiej postawy utrzymanczej wg mnie kazde w zwiazku powinno byc samodzielne finansowo, na wypadek np. toksyki- by spokojnie odejsc, a nie trwac w patologicznej relacji, bo sie nie ma za co zyc, to rodzi pole do naduzyc

Odpowiedz
avatar glan
4 4

Miałem kiedyś taką dziewczynę. Mieszkała ze mną, nic nie robiła. Brudziła tylko a ja musiałem po niej sprzątać. Na szczęście nie pojawiło się dziecko i małżeństwa też udało się uniknąć. Dziś unieszczęśliwia kogoś innego.

Odpowiedz
avatar Hideki
2 2

@glan: Miałem podobnie. Dziś ona u(nie)szczęśliwia kogoś innego (swoją drogą równie toksycznego gościa), a ja od 10 lat jestem w szczęśliwym związku (od 6 lat zaobrączkowany).

Odpowiedz
Udostępnij