Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ostatnio pojawiła się tutaj historia o faworyzowaniu dzieci nauczycieli. Osobiście spotkałam się…

Ostatnio pojawiła się tutaj historia o faworyzowaniu dzieci nauczycieli. Osobiście spotkałam się z faworyzowaniem dziecka pani woźnej.

Słowem wstępu:
Urodziłam się i spędziłam pierwsze lata mojego życia w Warszawie, ale, kiedy miałam 9 lat, moja rodzina postanowiła przenieść się do średniego miasta, niegdyś włókienniczego, oddalonego około 60 km od stolicy ze względu na pracę mojego ojczyma. Tam skończyłam podstawówkę i poszłam do gimnazjum.
Szkoła podstawowa minęła mi bez większych atrakcji - chodziły do niej głównie dzieciaki z mojej dzielnicy, bo podstawówek w mieście było sporo, udało mi się nawiązać przyjaźnie, które trwają do dziś. Gimnazjum, jedno z dwóch państwowych na całe miasto, zrzeszało z kolei dzieciaki z innych dzielnic.

Byłam wtedy normalną, przeciętną wręcz, nastolatką - ani grubą, ani chudą, ubraną tak jak wszyscy inni. Nie podkreślałam nigdy, że „pochodzę ze stolicy” ani nie wywyższałam się w inny sposób. Jedyne, co mogło ewentualnie mnie wyróżniać na tle klasy, to to, że chodziłam na zajęcia plastyczne i kółko teatralne do Młodzieżowego Domu Kultury (zajęcia, które kosztowały zawrotne 20 zł za cały rok szkolny) i wolałam słuchać rocka niż popularnego wówczas hip-hopu. Nie byłam jednak jedyną osobą w klasie, która uczęszczała na dodatkowe zajęcia artystyczne czy która słuchała innej muzyki niż wszyscy. Nie identyfikowałam się również z „metalami” czy innymi subkulturami.

Z jakiegoś jednak powodu, jeden chłopak z mojej klasy, Szymon, postawił sobie za punkt honoru uprzykrzyć mi życie jak najbardziej się da. W ten sposób, od początku drugiej klasy regularnie byłam wyzywana od krów (bo okres dojrzewania zrobił swoje i, niesamowite!, urosły mi piersi jak kilku innym dziewczynom z klasy), znajdowałam w plecaku czy przyklejone do ławki papierki po Milce (bo, hehe, krowa ma wymiona, a ja mam cycki, więc pewnie jak bym się schyliła jak ta krowa na obrazku to szorowałabym nimi po podłodze - tak, takie teksty też się zdarzały), byłam wyśmiewana jeśli pomyliłam się zapytana o coś przez nauczyciela, a na wycieczkach szkolnych Szymon i jego banda, bo udało mu się zbuntować kilkoro innych uczniów przeciwko mnie, krążyli wokół mnie żeby tylko podstawić mi nogę, popchnąć czy w inny sposób uprzykrzyć życie.
Nauczyciele nie reagowali, mimo moich skarg. Koleżanki, które stawały też w mojej obronie, polecały ignorować, więc tak też robiłam.
Siłą rzeczy, ciągłe nękanie praktycznie zniszczyło moją pewność siebie, miałam coraz częściej niezbyt pozytywne myśli, bałam się chodzić do szkoły i zaczęłam coraz częściej opuszczać lekcje. W końcu moja mama wyciągnęła ze mnie, co się dzieje i cała grupa, która mnie nękała wyładowała na dywaniku u wychowawczyni.
Wychowawczyni kazała im jedynie mnie przeprosić i przestać w ogóle się do mnie odzywać.

Przez jakiś czas był spokój, po czym Szymon znowu zaczął bawić się moim kosztem. Tym razem twierdził, że jestem gruba. Potrafił zagrodzić mi drogę na schodach czy korytarzu i wydrzeć się prosto mi w twarz „Gruba!”, albo usiąść za mną podczas jakiegoś apelu i macać ewentualne fałdki jakie mogły mi się zrobić po bokach kiedy siedziałam zgarbiona. Nauczyciele nadal nie reagowali, więc Szymon czuł się bezkarny.
Doszło do tego, że Szymon i jego banda, podczas jednej z przerw, wykradli z mojego plecaka list, który miałam wysłać do mojego korespondencyjnego znajomego (tak, to te czasy, kiedy jeszcze pisało się listy), skopiowali go i rozdali te kopie innym uczniom. Chyba nie muszę mówić jaka to była tragedia dla 15-latki, która przeżywa pierwszą miłość i zwierza się z niej w liście... Byłam w połowie 3 klasy gimnazjum, ostatnia prosta, ale nie widziałam jak mogłabym zostać w tej szkole. Nie dałabym rady psychicznie, więc zmieniłam szkołę i wróciłam do Warszawy.

Niedługo przed tym, jak Szymon ukradł i skopiował mój list, wylosowałam go na Mikołajki. Nikt nie chciał się ze mną zamienić, więc postanowiłam odwdzięczyć się wtedy za te półtora roku piekła i kupiłam mu ramkę z przyklejonym w środku papierosem i napisem „Zbić w razie pilnej potrzeby”. Może nie był to najmilszy prezent, ale nie uważam żeby był też jakiś bardzo chamski w stosunku do tego, co on mi zrobił.
Mama Szymona pracowała jako woźna w tym gimnazjum. Kiedy odkryła, co jej synuś dostał na Mikołajki, zrobiła karczemną awanturę. Cała klasa musiała wtedy wypełnić ankietę czy jest zadowolona z prezentu, a ja dostałam srogą uwagę i obniżoną ocenę z zachowania. Zrozumiałam wtedy dlaczego czuł się tak bezkarny i dlaczego nikt nigdy nie ukarał go za prześladowanie mnie. Szymon nigdy nie miał obniżonej oceny z zachowania ani uwagi, mimo moich skarg i skargi mojej mamy. Pani woźna najwyraźniej miała większą siłę przebicia.

Kilka lat temu, kiedy Facebook zaproponował mi Szymona jako potencjalnego znajomego, wysłałam mu wiadomość, żeby dowiedzieć się o co właściwie mu chodziło i dlaczego uwziął się akurat na mnie. Wiadomość nie była agresywna, po prostu „pogadajmy jak dorośli, którymi już jesteśmy”. Nie dostałam odpowiedzi.

Gimnazjum prześladowanie

by poliglotka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Balbina
-4 16

Bo się wstydził. Myślę że to były takie "końskie" zaloty żeby na siebie zwrócić uwagę a w którymś momencie już nie dało rady tego odkręcić więc brnął bo kumple się by śmiali. Miałam podobną sytuacje w podstawówce a że to były dawne czasy to nauczyciele reagowali na tego typu zachowania. Pamiętam jak na lekcji historii pani przy całej klasie skomentowała zachowanie chłopaka tymi słowy -Marian-jak ci się tak Balbina podoba że ją cały czas zaczepiasz to zanieś jej tornister do domu i jej to powiedz. Chłopak spłonął, inni się zaczęli z niego śmiać i już miałam spokój od jego durnych zaczepek.

Odpowiedz
avatar poliglotka
10 16

@Balbina Nie nazwałabym regularnych prób upokorzenia drugiej osoby końskimi zalotami. Byłam obiektem końskich zalotów w podstawówce - nawet jeśli czasami były one uciążliwe, to nie były one złośliwe i nie sprawiały, że wracałam do domu z płaczem.

Odpowiedz
avatar bazienka
14 18

@Balbina: no i wlasnie przez takie interpretacje te rzeczy trwaja i sa bagatelizowane to nie zaloty, to przemoc psychiczna i fizyczna i powinno sie to pietnowac, a nie zbywac "konskimi zalotami"

Odpowiedz
avatar Balbina
4 4

@bazienka: Czy ja nie napisałam że nauczyciel zareagował? Na swój sposób ale to było w dawnych czasach kiedy nie było takiej przemocy. I jak sięgnę pamięcią to nie zdarzały się takie akcje(jak u autorki) i w podstawówce i w liceum. Na szczęście gimnazja mnie ominęły. A to że teraz świadomość jest większa to nie porównuj tamtych czasów Bazienko do swoich.

Odpowiedz
avatar JW3333
6 6

@Balbina: Też uważam, że to końskie zaloty w połączeniu z chamstwem i chęcia odegrania się na wszystkich. Zaloty, bo jako pierwsza miała piersi w klasie i zwróciła tym uwagę na siebie, a że Szymuś jest idiotą to nie umiał zachować się inaczej. A potem, żeby się koledzy nie śmiali z niego że się zakochał, to poszedł w kierunku totalnego chamstwa. I żeby samemy przed sobą się usprawiedliwić to wyszukiwał powody, np. że jest gruba, że to niby dlatego jej dokucza, a nie jakaś niespełniona miłość. Przykre, że nauczyciele nie zareagowali. 30 lat temu faktycznie było inaczej, jak ktoś za bardzo dokuczał koleżance to dostał w pysk od nauczycielki i zapowiedź, że jak się nie odczepi to poprosi rodziców i razem mu spuszczą łomot. No bo kto ma bronić dzieci jak nie dorosły? Nie zrzucałabym problemu na 'nowoczesność' i 'takie czasy', w Stanach na przykład system szkolny jest o wiele bardziej luźny i nowocześniejszy ale podejście do prześladowań jest dojrzałe i systematyczne. To prostu nasz system, te podstawy nauczania, program, ilość godzin spędzanych w szkole, nauczyciele są wyrobnikami a nie wychowawcami. Brak szacunku ze strony władz i rodziców rodzi też brak szacunku u nich do dzieci, które uczą. Straszne. Współczuję Autorce, mam nadzieję, że da radę zamknąć w sobie ten rozdział, wiem jak takie rzeczy kłują nawet po wielu latach.

Odpowiedz
avatar Naakve
0 0

@JW3333: Piszesz bardzo sprzecznie. "Przykre, że nauczyciele nie zareagowali. 30 lat temu faktycznie było inaczej, jak ktoś za bardzo dokuczał koleżance to dostał w pysk od nauczycielki i zapowiedź, że jak się nie odczepi to poprosi rodziców i razem mu spuszczą łomot. No bo kto ma bronić dzieci jak nie dorosły?" - Właśnie, kto? Przecież proponujesz bicie dziecka w ramach "bronienia dzieci". "Nie zrzucałabym problemu na 'nowoczesność' i 'takie czasy', w Stanach na przykład system szkolny jest o wiele bardziej luźny i nowocześniejszy ale podejście do prześladowań jest dojrzałe i systematyczne". - Tzn. zakłada systematyczne spuszczanie łomotu przez dojrzałych ludzi, czy może jednak są inne opcje? "To prostu nasz system, te podstawy nauczania, program, ilość godzin spędzanych w szkole, nauczyciele są wyrobnikami a nie wychowawcami". - Wychowywać znaczy bić? Proszę, wymień opcje, których obecnie nauczyciele nie mają. Z wyjątkiem bicia i przemocy słownej. "Brak szacunku ze strony władz i rodziców rodzi też brak szacunku u nich do dzieci, które uczą. Straszne". - Czy ten szacunek ze strony zainteresowanych dorosłych objawiał się niegdyś wspomnianym przez Ciebie "łomotem"? Naprawdę uważasz, że bicie i przemocowe zachowania wobec ludzi, którzy dopuszczają się bicia i/lub przemocy wobec innych ludzi jest adekwatne, skuteczne i godne szacunku? Czy możesz podać przykłady sytuacji, w których takie działania przyniosły pożądane i długofalowe skutki?

Odpowiedz
avatar Etincelle
11 13

Mnie to, że nie odpisał, zupełnie nie dziwi. Jakkolwiek niesprawiedliwe się to może wydawać, prawdopodobnie jedyną osobą, którą obchodzi ta sytuacja, jesteś Ty sama. Ja, co prawda, nikogo nie dręczyłam, ale nie wykluczam, że być może kiedyś tam w szkole sprawiłam komuś przykrość. Gdyby nagle po latach się do mnie taka osoba odezwała, to bardzo możliwe, że też bym nie odpisała - jeżeli z kimś nie mam kontaktu, nie myślę o nim itd., to tym bardziej nie mam potrzeby wyjaśniać sytuacji sprzed lat. A tu mowa o kimś, kto mocno przeginał - raczej mała szansa, żeby dopadły go wyrzuty sumienia i tylko czekał na okazję do tłumaczeń. Znaczy, Tobie może by pomogły wyjaśnienia, a on o tym pewnie ledwo pamięta.

Odpowiedz
avatar digi51
7 7

@Etincelle: Dokładnie to samo nie myślałam. W każdej szkole miałam w klasie jakieś mniej lubiane osoby. Nie przypominam sobie gnębienia jako takiego, ale powiedzmy, że niektóre osoby wyraźnie odczuwały brak sympatii. Człowiek młody i głupi, to nie zastanawiając się czy to sprawiedliwe, też czasem rzucił jakąś głupią odzwykę. Jakby do mnie teraz taka osoba napisała i zapytała czemu byłam dla niej niemiła to chyba jedyna odpowiedź byłaby taka, że po prostu jej nie lubiłam. Przykre by było tylko dla mnie coś, że coś co ja odbieram teraz jako głupie żarty kogoś mogło boleć przez wiele lat. Ale mam nadzieję, że jednak było to na tyle niewinne, że nikt tego nie rozpamiętuje.

Odpowiedz
avatar poliglotka
5 5

@Etincelle Ja jestem raczej z tych, co odpowiadają na konfrontację, więc gdybym kiedyś sprawiła komuś przykrość specjalnie - bo, umówmy się, nie mógł nie wiedzieć, że jego poczynania nie spływają po mnie jak po kaczce - i ten ktoś by do mnie napisał po latach żeby dowiedzieć się dlaczego coś zrobiłam, to bym mu odpowiedziała. Nawet jeśli nie miałabym wyrzutów sumienia, to wolałabym nawet powiedzieć, że nie lubiłam tej osoby czy coś.

Odpowiedz
avatar Ohboy
6 6

@Etincelle: Nawet, jeśli dopadły go wyrzuty po zobaczeniu wiadomości, to szanse na odpisanie są niewielkie właśnie przez to, że mu wstyd. Łatwiej jest nie odpowiedzieć niż przyznać, że było się gnojem.

Odpowiedz
avatar magnetia
2 2

@digi51: Digi, chyba nie rozumiesz problemu i bagatelizuje aż go. To, co tu opisano, to nie jest kilka przypadkowych głupich odżywek, lecz trwające miesiącami dręczenie jednej upatrzonej osoby. Czegoś takiego się niestety nie zapomina, pozostawia rany na lata.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
13 13

Zgadzam się z Etnicelle i digi51. Najprawdopodobniej albo wcale tego nie pamięta albo wspomina to jako dobrą zabawę. Jestem szczerze zdziwiony, że dostał taki miły prezent. Serio. Przy tym, co ten gnojek odwalał, to bardzo miły upominek. Gdybym ja był w podobnej sytuacji, to pewnie nie dałbym mu nic albo coś mniej przyjemnego, np. torbę śmieci jako symbol tego, kim dla mnie jest, czy kartkę z tekstem piosenki "Mniej niż Zero". Ewentualnie, jakbym liczył na jakąkolwiek refleksję z jego strony, to dostałby kartkę z listą wszystkich "komplementów" i "miłych uczynków", jakie mnie spotkały z jego strony. O ile w ogóle by mi się chciało, bo najprawdopodobniej nic by nie dostał. Nie uznaję podejścia, że na co dzień możemy się nie lubić, ale święta to ten wyjątkowy okres, kiedy takie rzeczy odkłada się na bok. Nie. Jak ktoś na co dzień jest wobec mnie zawszoną mendą, to nie ma takiej opcji, żebyśmy jak najlepsi przyjaciele czy rodzina składali sobie życzenia. Chyba że wcześniej byśmy sobie wyjaśnili kilka spraw i nasze relacje by się poprawiły. Inaczej nie ma takiej opcji. Bo w tym magicznym okresie niby mamy się przyjaźnić, a potem znowu będzie taką samą mendą i mam udawać, że jest ok? Jeszcze czego.

Odpowiedz
avatar poliglotka
6 6

@pasjonatpl Gdybym miała wtedy ten sam rozum, co teraz, to nic by nie dostał. Całkowicie się z Tobą zgadzam.

Odpowiedz
avatar Agawo
5 5

@pasjonatpl ja bym mu dała pęk rózg i każdą z osobna podpisała za co jest wręczona.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 3

@Agawo: Warte rozważenia, ale tylko, jakby była opcja przyłożenia mu każdą z tych rózg. Na gołą d...ę, przy całej klasie. Skoro mógł poniżać koleżankę przy wszystkich, to czemu nie można by poniżyć jego?

Odpowiedz
avatar marcelka
6 10

Opcja 1: teraz wie/rozumie, że zachowywał się jak palant i wstydzi się tego = nie odpisze. Opcja 2: ma w du*ie Ciebie i swoje zachowanie sprzed lat = nie odpisze. Opcja 3: nie lubił Cię wtedy, nie lubi Cię nadal, nadal jakby go ktoś zapytał, to uważa Cię za "tłustą krowę" = nie odpisze. Opcja 4: średnio pamięta całą sytuację, bo dla niego to były tylko "żarty" - albo przynajmniej tak sobie wmawia = nie odpisze. Nie usprawiedliwiam go w żaden sposób, uważam, że takie zachowanie to po prostu przemoc, a nie żadne "końskie zaloty", i że powinno się spotkać z reakcją nauczycieli/dyrekcji, ale dziwi mnie też trochę to, jak dużą wagę dorośli obecnie ludzie przywiązują do wydarzeń szkolnych sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Ja nigdy nie czułam i nie czuję, że ludzie z klasy to ktoś, kto zostaje ze mną na całe życie... z niektórymi osobami do dzisiaj mam kontakt, z innymi się widzę czasem gdzieś przypadkiem raz na kilka lat, z jeszcze innymi nie mam kontaktu, nie wiem, co u nich, ba, nie wiem czy żyją - i szczerze mówiąc, nic mnie to nie obchodzi. Gdyby do mnie odezwał się nagle ktoś sprzed iluś tam lat na FB, to po pierwsze - wiadomość trafiłaby do folderu Inne, który sprawdzam mniej więcej raz na rok, jeśli nie rzadziej, po drugie - niby dlaczego miałabym poświęcać swój czas i uwagę i odpisywać komuś, kto mnie zupełnie nie obchodzi?

Odpowiedz
avatar poliglotka
5 5

@marcelka Może gdyby wydarzenia szkolne sprzed tych kilkunastu czy kilkudziesięciu lat wpływały nadal na Twoje życie, to byś zrozumiała dlaczego ludzie przywiązują do nich wagę. Już pomijając to, że w okresie nastoletnim sporo rzeczy się w nas kształtuje, bycie ofiarą przemocy (sama to przyznałaś) zostawia ślad, który wpływa na późniejsze życie, relacje z innymi, podejście do różnych rzeczy. I często zdajemy sobie sprawę z tego jak bardzo to na nas wpływa dopiero w dorosłym życiu.

Odpowiedz
avatar marcelka
3 3

@poliglotka: tak, te wydarzenia w mniejszym lub większym stopniu, pozytywnie lub negatywnie nas kształtują, ale kilkanaście czy kilkadziesiąt lat po fakcie owszem, można sobie dopiero to uświadomić, ale kolejnym krokiem wg mnie jest krok naprzód, czyli zdarzenie -> uświadomienie sobie czegoś -> pogodzenie się z tym lub zmiana tego, np. przez zmianę swojego schematu zachowań. Czyli jak wiem, że w danej sytuacji zachowuję się w określony sposób i wiem, z czego to wynika i nie chcę już się tak zachowywać, to staram się pracować sama nad sobą, żeby to zmienić - co do tego w chwili obecnej ma ktoś, kto x lat temu może stał się przyczyną takiego zachowania? Nawiązując do historii - co odpowiedź ze strony tego chłopaka, już teraz mężczyzny, mogłaby zmienić w życiu autorki?

Odpowiedz
avatar Ohboy
7 7

@marcelka: Musisz jeszcze zrozumieć, że niektórzy muszą rozliczyć się z przeszłością, aby móc sobie wszystko poukładać. I dlatego niektóre (ale nie wszystkie) ofiary przemocy wolą skonfrontować swoich prześladowców. Każdy radzi sobie z tym inaczej i Twoja metoda nie jest ani lepsza, ani gorsza od tej, którą wybrała autorka.

Odpowiedz
avatar poliglotka
2 2

@marcelka Tak jak napisał Ohboy - w tamtym momencie, te kilka lat temu, potrzebowałam konfrontacji, żeby móc w końcu ruszyć do przodu. Jego odpowiedź, jakiekolwiek uzasadnienie jego działania, pewnie przyspieszyłaby cały proces i pozwoliłyby mi zrozumieć pewne rzeczy szybciej. Koniec końców poradziłam sobie z tym sama i ruszyłam do przodu, ale przez to, co przeżyłam w gimnazjum straciłam kilka lat życia i przez pewien czas nie rozumiałam swoich własnych reakcji.

Odpowiedz
avatar Tee_can_do_that
4 4

Ja miałam takiego rodzaju pecha, że mieszkałam w jednym bloku z nauczycielem. Dodam służbistą, nie było mowy o lepszym traktowaniu czy wyższych ocenach. Uczyłam się, więc nie potrzebowałam tego rodzaju wsparcia, żeby po sąsiedzku oceny sobie załatwiać. Ale jedna osoba z mojej klasy najwyraźniej uważała inaczej. Przez kilka lat słuchałam chamskich komentarzy pod moim adresem. Najwyraźniej miała jakiś problem ze sobą. Sugestie, że mam oceny stawiane po zmajomości rozwiały wyniki testów, sprawdzanych poza szkołą. Wynikało z nich jasno, że to jej cały czas stawiano oceny na wyrost, bo miała teoretycznie podobne wyniki w nauce do moich. Rzecz jasna nastawiała niektórych przeciwko mnie.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
2 2

@Tee_can_do_that: Ehh... Miałam nieprzyjemność znać dziewczynę bardzo zarozumiałą, arogancką i dwulicową, która musiała być ze wszystkiego najlepsza a jak nie była... To na pewno wyniki były ustawione! Nikt jej nie lubił, ale też nikt nie mógł jej nic powiedzieć ze względu na jej chorobę i późniejszą tragedię w rodzinie. Więc dziewucha musiała być stawiana na piedestale, a jej słowo było święte... No potrafiła narobić bigosu... Przemęczyłam się z nią w podstawówce a później spotkałyśmy się na studiach (choć inne kierunki). Nic się nie zmieniła. Dalej potrafiła ryczeć albo oskarżać o niesprawiedliwe wyniki jak nie dostała "odpowiedniej" oceny.

Odpowiedz
avatar iks
1 5

Czyli mieszkałaś w moim patologicznym mieście. Teraz usłyszysz parę słów gorzkiej prawdy. Szymon ciebie podrywał. Tylko ze względu na patologię jaka go otacza, nie znał innych wzorców zachowań. Także mogą sobie piekielne feminy gadać bzdety wg. wzorca wypowiedzi. Fakty są takie, że w mieście jest patologia i mało kto lata z kwiatami. Nie widzę żadnego logicznego powodu abyś do niego pisała. Nic ci to nie przyniesie, a pokazuje, że dalej masz niezabliźnione rany, może warto terapii spróbować? Zachowanie nauczycieli to niestety gorzki standard miejski. Jeśli rodzice Szymona byli wysoko postawieni, albo za biedni to nauczyciele zawsze udają, że nic nie widzą. Pomysł z prezentem jaki mu dałaś był spoko, ale do takiej akcji trzeba mieć "gębę" aby przekrzyczeć stare baby, inaczej tak jak tutaj zostałaś zjedzona na deser.

Odpowiedz
avatar poliglotka
2 2

@iks Zgadłeś/aś miasto? Ciekawa jestem czy prawidłowo :) Jeśli faktycznie mieszkaliśmy w tym samym mieście, to może nawet się znaliśmy lub znasz Szymona, o którym mowa. Wysłałam do niego wiadomość już kilka dobrych lat temu (około 2014/15 roku) i przepracowałam traumę spowodowaną tym „podrywem”. Wzięło mi się na wspominki czytając historie o dzieciach nauczycieli.

Odpowiedz
avatar iks
2 2

@poliglotka: Taak, to miasto w którym doszło do pierwszego kobiecego strajku na terenie rzeczypospolitej ;) Zastanawiam się w którym gimnazjum byłaś? Tym z dwoma budynkami czy jednym?

Odpowiedz
avatar poliglotka
1 1

@iks W tym z dwoma budynkami. Pamiętam jak ten mniejszy budynek sypał się ze wszystkich stron, a w zimie było tam tak zimno, że musieliśmy siedzieć w kutrach. Z tego, co widziałam, to sporo się zmieniło od tamtej pory. Przynajmniej można biegać po boisku bez obawy, że potkniemy się o korzeń i wybijemy zęby. Szkoda tylko, że, mimo dotacji z Unii (wnioskując po licznych remontach), patologia nadal dobrze się trzyma.

Odpowiedz
avatar iks
1 1

@poliglotka: Czyli chodziliśmy do tego samego gimnazjum :) Patologia będzie się trzymać, bo to już specyfika tego miasta, łatwiej jest władać pijanymi obywatelami w końcu :) PS: Zerknij priv :)

Odpowiedz
avatar xMiuSx
0 0

@iks, @poliglotka Ale świat mały :D

Odpowiedz
avatar magnetia
2 2

Droga poliglotka, świetnie cię rozumiem, sama przez coś takiego przechodziłam. Ludzie tymczasem piszą o końskich zalotach albo niewinnych wygłupach, ale trwające miesiącami dręczenie to nic innego jak przemoc. Rady typu "nie reaguj" albo "też ich zwyzywaj" można sobie w buty wsadzić, to nic nie pomaga. Kto tego nie przeżył, nie zrozumie, jak bardzo to człowiekowi ryje beret. Ja jeszcze do tego mam toksycznego tatę, więc w domu też nie miałam spokoju, to był trudny okres. Grunt, że to już minęło i nie wróci.

Odpowiedz
Udostępnij