Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Była tu jakiś czas temu historia o facecie, który zostawił narzeczoną praktycznie…

Była tu jakiś czas temu historia o facecie, który zostawił narzeczoną praktycznie przed ołtarzem.

Opowiem Wam o tym, jak o mało co ja nie zostałem takim uciekającym panem młodym. Będzie długo i dla niektórych pewnie nudnawo. Mimo wszystko zapraszam do lektury.

Kilka lat temu, mając prawie 30 lat na karku, zacząłem nosić się z myślą ustatkowania się. Większość kumpli miała już rodziny lub co najmniej długoletnie partnerki, tylko ja, wieczny singiel. Nie był to mój wybór. Miałam kilka krótszych i dłuższych znajomości z kobietami, w tym jeden poważny związek, z którego moja była wymiksowała się z dnia na dzień wyprowadzając się ze wspólnego mieszkania i pisząc mi sms-a, że mam się z nią więcej nie kontaktować.

Sytuacja na tyle mnie dobiła, że poniekąd zablokowałem się z kontaktach z płcią przeciwną i każda taka znajomość kończyła się na tym, że dochodziłem do wniosku, że nie wyleczyłem się z byłej, bo ciągle obawiałem się podobnego scenariusza w nowym związku.

No, ale stało się. Impreza u znajomych. Koleżanka z pracy żony kumpla, Magda. Śliczna, uśmiechnięta, błyskotliwa Magda. Od razu zwróciłem na nią uwagę, ale nawet nie próbowałem swoich sił w podrywie - po prostu wydawała mi się tak idealna, tak perfekcyjna, że nie liczyłem na nic innego niż spuszczenie mnie na drzewo.

Jakież było moje zaskoczenie, gdy kilka dni później kumpel zabronował wspólną kolację w czwórkę - okazało się, że i Magda zwróciła na mnie uwagę i z żoną wpadli na pomysł zaaranżowania kolejnego spotkania.

Do kolejnych spotkań nie potrzebowaliśmy już pośredników. Magda była inteligentna, piękna, do tego pracowała w zawodzie, w który była mocno zaangażowana, miała różne zainteresowania. Świetnie nam się rozmawiało, ujęła mnie swoim poczuciem humoru, ale też niezależnością.

Tu muszę coś wtrącić, choć obawiam się, że zostanę źle zrozumiany. W związku mógłbym zaakceptować różne konstelacje, jednak wcześniej zdarzało mi się kilkakrotnie poznawać kobiety, które ewidentnie szukały faceta, na którym mogłyby się uwiesić. Zdarzało się, że kobieta już na drugiej czy trzeciej randce dawała znać, że oczekuje drogich prezentów, najchętniej wcale by nie pracowała, gdyby miała taką możliwość, jednocześnie ma nie wyobraża sobie bycia kurą domową, a od faceta oczekuje "zadbania o nią". Byłbym gotowy sam utrzymywać rodzinę, jeśli żona wolałaby zająć się domem i dziećmi, ale gdybym miał utrzymywać kobietę, tylko dlatego, że ona nie chce pracować, jednocześnie miałbym opłacić sprzątaczkę, jedzenie z cateringu i niańkę do dzieci to nie wiem, gdzie tu wkład drugiej strony we wspólne życie.

Tyle mojej filozofii życiowej. Ważne jest, że Magda była zupełnie inna. Nie pozwalała za siebie płacić na randkach, robiła mi prezenty przy różnych drobnych okazjach, każdy prezent ode mnie sprawiał jej radość, nie traktowała tego, jak coś, co jej się po prostu należy. Jednocześnie była ambitna, angażowała się w pracę, inwestowała na giełdzie, myślała o rozkręceniu własnego biznesu, ciągle się dokształcała. Również mnie motywowała do ciągłego rozwoju i choć zarabiałem już wtedy całkiem nieźle, dawała mi poczucie, że nie powinien spoczywać na laurach. Jednocześnie, gdy rozmawialiśmy o przyszłości, nasze plany były zbieżne. Oboje chcieliśmy stabilizacji, założenia rodziny. Czasami aż nie wierzyłem, że spotkało mnie takie szczęście, bo Magda była kobietą po prostu idealną.

Kiedy powstały w związku pierwsze rysy? Mniej więcej po roku. Z Magdą mieszkaliśmy, co prawda, w tym samym mieście, ale prawie 20km od siebie. W dodatku Magda dojeżdżała do pracy za miasto w przeciwną stronę. Często udawało nam się widywać tylko w weekend, bo po pracy, ogarnięciu się w domu i łącznie z dojazdem , musielibyśmy się w tygodniu spotykać ok.21:00.

Miałem swoje dwupokojowe mieszkanie na kredyt, podobnie zresztą jak Magda, z tym, że jej mieszkanie było większe. W końcu zaproponowałem jej wspólne zamieszkanie. Magdzie nie spodobało się, że musiałaby o wiele dłużej dojeżdżać do pracy ode mnie - powiedziałem, że jeśli o mnie chodzi, mogę się przeprowadzić do niej. Tu trochę się zdziwiłem, bo Magda pierwszy raz nakrzyczała na mnie! Powiedziała, że usiłuję jej zabrać jej przestrzeń życiową i zacząć kontrolować. Kompletnie zszokowany przeprosiłem ją i do tematu już nie wracałem. Jednak jakiś czas później Magda stwierdziła, że byłaby gotowa się do mnie przeprowadzić, bo ma zamiar zmienić pracę i ma nadzieję na zatrudnienie w firmie niemal w moim sąsiedztwie. Bardzo się ucieszyłem i postanowiliśmy wrócić do tematu, gdy dostanie tę pracę. Już niebawem świętowaliśmy jej nowe stanowisko szampanem i rozpoczęliśmy dyskusję o przeprowadzce. Magda miała wynająć swoje mieszkanie i przeprowadzić się do mnie.

Dla mnie dość oczywistym było, że kredyty nadal będziemy spłacać na własną rękę, a opłatami za mieszkanie będziemy się dzielić. Ale Magda miała inne wyobrażenie. Powiedziała, że nie rozumie, czemu oczekuje, że ona będzie płacić za moje mieszkanie, w końcu to ja chciałem, aby się przeprowadziła. Ta dyskusja była dla mnie bardzo nieprzyjemna, ale jednocześnie chciałem jej przedstawić swój punkt widzenia - w końcu nie będzie stratna na przeprowadzce, bo swoje mieszkanie wynajmie, a ja chciałbym podzielić się po połowie rachunki za mieszkanie, w którym będziemy wspólnie mieszkać. Zarzuciła mi, że dla mnie zaczęła szukać innej pracy, aby ze mną zamieszkać i powinienem jej być wdzięczny, a nie jeszcze brać od niej pieniądze. Przypomniałem, że sama chciała zmienić pracę i pierwsze słyszę, aby robiła to, aby ze mną zamieszkać. Stanęło na tym, że będzie płacić 1/3 rachunków, bo mniej zarabia. Przy czym Magda zarabiała jakieś 5% mniej niż ja.

Mijały kolejne miesiące i sielanka nadal trwała. Co prawda, zdarzały się nam nieporozumienia, ale żadnych większych kłótni. Pewnego dnia wspomniałem Magdzie, że chciałbym poznać jej rodziców - ona moich już znała. Magda bardzo tego nie chciała, w końcu obiecała, że nas pozna, ale poprosiła abym nie wspominał, że razem mieszkamy. Wtedy myślałem, że to kwestia konserwatywnych poglądów jej rodziny, ale nie.
Zaprosiłem rodziców Magdy za wspólny obiad. Byli sympatycznymi, choć faktycznie dość konserwatywnymi ludźmi. Jednak doszło między nimi a Magdą do pewnej rozmowy, która mnie nieco zdziwiła. Mianowicie rodzice Magdy rzucili coś o remoncie w mieszkaniu na Piekielnej - tam, gdzie Magda miała swoje mieszkanie. Że planują, że trzeba będzie się dogadać, co kiedy i jak, a na ten czas Magda może zamieszkać u nich. Magda szybko ucięła rozmowę, ale nie mogłem się powstrzymać i po spotkaniu zapytałem Magdę, czemu jej rodzice planują remont jej mieszkania - i to takim tonem jakby mieli święte prawo decyzji. Magda skwitowała tylko, że tacy są, lubią decydować i trochę lipa, bo musi teraz wyrzucić stamtąd lokatorów i nie będzie miała kasy z wynajmu. Nie taką Magdę znałem. Naprawdę wydawało mi się to bardzo nieprawdopodobne, żeby taka wygadana, niezależna kobieta dała tak wchodzić sobie na głowę rodzicom.
Zagadałem ten temat z kumplem - tym, który nas poznał - i dowiedziałem się, że przecież mieszkanie to na Piekielnej nie należy do Magdy, tylko do jej rodziców. Magda miała młodszego brata, rodzice chcieli niebawem to mieszkanie sprzedać i podzielić pieniądze między rodzeństwo, aby każdemu dołożyć do własnych 4 kątów.

Nie wytrzymałem - skonfrontowałem Magdę z tą wiedzą. Nie byłem w sumie zły - chciałem tylko wiedzieć, po co mnie okłamała, przecież mieszkanie w mieszkaniu rodziców to żaden wstyd. Skończyło się na tym, że ją przepraszałem, bo Magda zarzuciła mi, że wtykam nos w nieswoje sprawy.
Jakiś czas później Magda coraz częściej zaczęła narzekać na swoją pracę, do tej pory była bardzo zaangażowana i podejrzewałem wypalenie zawodowe. Zaprosiłem ją na wspólny urlop, aby odpoczęła. Do tej pory zawsze fajnie spędzało nam się czas na krótkich wycieczkach za miasto, kilka razy byliśmy w Grecji czy Chorwacji, tym razem zaproponowałem Turcję. Tu dodam, że za urlop zawsze płaciłem ja - bo Magda mówiła, że szkoda jej pieniędzy na takie rzeczy.

Tym razem Magda oburzyła się, że znowu chcę ją zabrać na jakieś biedawakacje po taniości, podczas gdy jej koleżanki jeżdżą na Malediwy albo Seszele i chyba mógłbym choć raz ją zabrać na porządny urlop. Poczułem się jak dziad. Pomyślałem, że może faktycznie to destynacje dobre dla studentów, a w końcu my byliśmy parą dobrze zarabiających trzydziestoparolatków. Ostatecznie polecieliśmy na Zanzibar.

Jakiś czas po tym urlopie z Magdą było lepiej, znów mówiła o założeniu własnego biznesu, twierdząc, że jej zmęczenie i niechęć do pracy wynika z słabych kontaktów z zespołem, w którym pracuje. Przyklasnąłem temu i obiecałem ją wspierać. Magda natychmiast przyznała, że owszem wsparcie by jej się przydało, bo już wszystko kalkulowała i trochę jej brakuje kasy na start. Obiecałem pomóc i dołożyłem jej kilkanaście tysięcy.

Magda nigdy swojego biznesu nie założyła. Kupiła jakieś sprzęty niby do pracy, ale końcem końców stwierdziła, że ją to przerasta i boi się ryzyka i wszystko sprzedała. Pieniędzy oczywiście nigdy z tego nie zobaczyłem. Podczas jednej z kłótni Magda rozpłakała się, zaczęła użalać się nad sobą, że jest nieudacznicą i pewnie ją zostawię. Sam nie wiem jak to się stało - w tym momencie jej się oświadczyłem. Nie żałowałem tej decyzji. De facto nosiłem się z takim zamiarem od kilku miesięcy, a to był po prostu ten moment, kiedy poczułem, że ona potrzebuje teraz wiedzieć, że będę przy niej na dobre i na złe.
Magda oświadczyny przyjęła. Od tego czasu jej humor się poprawił - postanowiła zmienić pracę i z zapałem planowała naszą przyszłość.

Magda zwolniła się z pracy, nie mając kolejnej. Powiedziała, że musi trochę odpocząć. Poparłem to, w końcu poduszkę finansową mieliśmy, a w zasadzie - miałem. Magda od pewnego czasu nie miała w zasadzie żadnych oszczędności. Nie miałem pojęcia, co robi ze swoją wypłatą. Rachunki stanowiły może 10% jej wypłaty, w dodatku rzadko kiedy robiła zakupy do domu. Kiedyś rzuciłem jej okiem przez ramię, gdy akurat logowała się banku i zapytałem, czemu ostatni przelew od jej pracodawcy był taki mały - ledwie 50% wypłaty. Magda oczywiście najpierw oburzyła się, że gapię się jej w komputer, a potem powiedziała, że po prostu skończyła pracę w połowie miesiąca. Tym razem byłem pewien, że coś ukrywa. Drążyłem aż w końcu po awanturze przyznała, że ona po prostu tyle zarabiała. Zapytałem po raz kolejny już - dlaczego mnie okłamywała i po co. Powiedziała, że doskonale wiedziała, ile zarabiam, w końcu pracuję z mężem jej koleżanki i chciała mi zaimponować. Po początkowej złości, znów machnąłem na to ręką, szczególnie, że Magda znów zagrała kartą typu "pewnie mnie teraz zostawisz". Oczywiście, że nie. W końcu nie bez powodu się oświadczyłem.

Mijały miesiące. Magda nadal nie miała pracy. Ślub planowaliśmy na następny rok i właśnie szukaliśmy sali.
Tymczasem Magda coraz więcej mówiła o tym, że chciałaby podróżować i zwiedzać świat. Wymieniała kolejne cele podróży i w końcu skwitowałem z uśmiechem, że nie wiem czy znam życia starczy. Magda odparła ze złością, że właśnie to ją denerwuje, że jeździmy tylko na jakieś beznadziejne urlopy raz do roku, zamiast czerpać z życia garściami i zobaczyć cały świat. Wtedy sądziłam, że to po prostu takie gadanie, ale...

Kilka tygodni później Magda zaczęła rozmowę od tego, czy ją kocham i chcę z nią być na zawsze. Odpowiedziałem, że oczywiście tak. Dalej przeszła do tego, że w zasadzie to ona nie chce zakładać rodziny i w sumie to nigdy nie było jej marzeniem, ale widząc, że ja chcę, powiedziała, że ona też chce. Kolejnym punktem było to, że czuje się wypalono zawodowo i w sumie to nie wie, czy do zawodu chce wracać. Ale też nie wie, co innego mogłaby robić i potrzebuje czasu, aby to przemyśleć. A przede wszystkim chce podróżować. Oczywiście, wie, że podróżuje kosztują i nie ma na to póki co kasy.

Zaproponowała mi wyłożenie kilkunastu tysięcy złotych na start na jej podróże. Chciała dorabiać sobie "po drodze" w różnych krajach. Potrzebuje tylko pożyczki na start. Równocześnie, z racji tego, że jej nie będzie na miejscu, bo najchętniej to wyjechałaby już jutro, prosi o zorganizowanie nam ślubu. Może być bez wesela, bo jej nie zależy. Na ślub zrobi sobie przerwę w podróżach. W sumie to ma plan zostać sławną podróżniczką i w końcu konkretnie zarabiać. Kazała mi się nie martwić, bo co najmniej 3 miesiące w roku planuje spędzać w kraju.
Słuchałem tego i słuchałem, oczy robiły się coraz większe, a szczęka opadała coraz niżej. Nie wytrzymałem i zapytałem, czy to żarty.

Nie, Magda nie żartowała. Planowała spędzić życie na podróżach finansowanych najpierw z mojej kieszeni, potem z drobnych prac u miejscowych, a na koniec z bycia podróżniczką-influencerką. Ja miałbym siedzieć w kraju sam i pracować, a ona zaszczyci mnie obecnością kilka razy do roku. Dzieci niet, bo to dla kobiety niewola, stałej pracy niet, bo to niewola. Ślub też jej w sumie niepotrzebny, ale chyba lepiej będzie wziąć, bo to jakieś zabezpieczenie dla niej, gdyby MI coś przyszło do głowy.
Myślałem, że śnię. Zamiast się awanturować powiedziałem, że muszę ochłonąć i wyszedłem z mieszkania. Tego wieczoru nie wróciłem do domu, poszedłem do kumpla. Chlać. Bo na trzeźwo nie mogłem tego ogarnąć.

Następnego dnia postanowiłem z Magdą porozmawiać. Dla mnie to była jakaś abstrakcja i nie było mowy, żebym zgodził się na takie życie.
Oczywiście zdaniem Magdy, po pierwsze wcale jej nie kocham, bo gdybym kochał to pozwoliłbym jej robić, to co chce. Po drugie jestem controlfreakiem, bo przez cały czas ciągle ją sprawdzałem i testowałem. Po trzecie nienawidzę kobiet, bo marzy mi się zrobienie z żony prywatnej służącej. Po czwarte jestem sknerą, który zawsze na niej oszczędzał i nigdy jej nie adorował, tak jak na to zasługuje. Na koniec przybrała postawę typu change my mind, licząc na... w sumie nie wiem na co. Przeprosiny? Gorące zaprzeczanie i obietnicę dozgonnej miłości za wszelką cenę?

Powiedziałem, że niestety, nie w takiej kobiecie się zakochałem. Jakkolwiek było mi przykro - już nawet nie chodziło o to, aby wycofała się z tego pomysłu zarabiania na życie podróżowaniem. Po prostu poczułem jakby stała przede mną obca kobieta. Powiedziałem, że niestety, ale nie ma sensu dalej dyskutować i po prostu musimy się rozstać. Najwyraźniej Magda nie tego się spodziewała - rozpłakała się, pytała, czemu obiecywałem jej miłość, czemu się oświadczyłem, skoro nie akceptuje jej taką jaka jest.

Czemu? Pewnie dlatego, że przez prawie 3 lata związku tak naprawdę ciągle coś udawała. Kochałem kobietę, która była tylko teatralną rolą.

Nie wiem do dziś, czy Magda robiła to z wyrachowania, naiwnej wiary, że gdy już raz kogoś złowi na ten haczyk, to zatrzyma go na zawsze, a może jakieś zaburzenia psychiczne.
Z drugiej strony - wszyscy wspólni znajomi znali ją taką, jaka była na początku naszej znajomości. Dopiero parę lat później, gdy na jakimś spotkaniu wspominaliśmy moją znajomość z Magdą, jedna z dziewczyn tam obecnych zaśmiała się, że "Madzia to zawsze lubiła bajki opowiadać".

A gdyby tak Magda na tę rozmowę zdecydowała się dzień czy dwa przed ślubem? Wiałbym sprzed ołtarza.

byla

by ~uciekajacypanmlody
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Crannberry
16 26

Wiesz, w którym momencie zapaliło mi się światełko ostrzegawcze? Już przy zdaniu "Nie pozwalała za siebie płacić na randkach". Skrupulatne rozliczanie, kto zjadł za ile i żeby nikt nie był nikomu nic winien ma raczej miejsce na spotkaniach znajomych czy pierwszej randce z Tindera, kiedy nie chcemy mieć wobec drugiej osoby zobowiązań. U ludzi, którzy się ze sobą regularnie spotykają (i jeszcze planują wspólną przyszłość), ta dynamika jest inna - raz zaprosi jedno, raz drugie, jedno kupi bilety do kina, drugie popcorn i napoje, a w późniejszym etapie zaprasza po prostu ten, kto akurat jest "przy kasie". Rozliczanie, ostentacyjne niepozwalanie się nigdzie zaprosić i niezapraszanie drugiej osoby wskazuje na to, że ktoś albo woli nie mieć wobec tej osoby żadnych zobowiązań, albo pieniądze sa dla niego bardzo problematyczna kwestią i prędzej czy później dojdzie na tym tle do konfliktów czy w skrajniejszych przypadkach do przemocy ekonomicznej. Taka osoba po prostu nie rokuje jako partner życiowy. W poważny związek wchodzi się "na dobre na złe", a jego ideą jest, żeby sie wzajemnie wspierać w różnych sytuacjach zyciowych, a nie wydzielać sobie nawzajem jedzenie z lodówki i spisywać licznik wody za każdym razem jak partner/ka weźmie prysznic

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 listopada 2022 o 14:25

avatar Habiel
11 11

@Crannberry: Ja płacenia za siebie nie uważam jako czegoś nagannego, dopóki związek nie wejdzie na wyższy poziom, bo lepiej móc się z kimś rozstać bez wyrzygiwania sobie, że ktoś za coś płacił tyle, a ktoś tyle. Jeśli są to takie spotkania weekendowe, jak u autora, to nie nazwałabym tego jeszcze głęboką relacją i tu nie widzę przeciwskazań, chociaż naturalniejsze jest, że raz płaci jedna strona, a raz druga o ile obie strony są tak samo lub podobnie sytuowane.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
2 2

@Crannberry Ja też za siebie płaciłam na randkach. Nie dlatego, że mam fobię dot. pieniędzy. Nie widziałam po prostu powodu żeby było inaczej. Potem zamieszkaliśmy razem, to też się rozliczaliśmy z zakupów. Ale mieliśmy też mało kasy, więc dosyć pilnowaliśmy budżetu. Jesteśmy teraz 10 lat po ślubie, mamy wspólne konto i nigdy się o pieniądze nie kłóciliśmy. Nie wydzielam jedzenia z lodówki i nie spisuje liczników :D

Odpowiedz
avatar mama_muminka
2 2

@Crannberry Moja koleżanka proponowała płacenie za siebie, ale jej ex nagał, że on chce zapłacić. Zgadzała się. Kiedy się rozstawali dostała od niego wyliczenie - ile wydał na randki z nią z prośbą o zwrot. Teraz płaci za siebie zawsze i wszędzie...

Odpowiedz
avatar Ohboy
-3 21

Tysiąc czerwonych flag jeszcze przed oświadczynami... Ludzie to jednak dziwne istoty, przymkną oczy na wszystko, byle mieć partnera.

Odpowiedz
avatar digi51
12 14

@Ohboy: Nie wiem, czy tu koniecznie chodzi o to, żeby koniecznie mieć partnera. Niestety, ale takie sytuacje jak w historii nie są odosobnione, zdarza się, że ktoś albo zmienia się w trakcie trwania związku albo właśnie od początku udaje, a prawdziwą twarz pokazuje, gdy już poczuje się pewnie. Wtedy raczej tolerancja drugiej strony na te czerwone flagi to wynik powstałej już więzi emocjonalnej, liczenia na to, że to jakaś dziwna faza drugiej połówki i że da się ją jeszcze odkręcić, a niekoniecznie parcie na bycie w związku samo w sobie.

Odpowiedz
avatar Ohboy
5 11

@digi51: Ale mówisz o czymś zupełnie innym. Crannberry dobrze zwróciła uwagę na pierwszą czerwoną flagę. Zaliczam się do osób, które wolą za siebie zapłacić, ale jeżeli jest już się w związku, to powinno to działać nieco inaczej. Autor sam napisał, że miał ciśnienie na związek, a do tego w ciągu roku wcale nie spędzili ze sobą bardzo dużo czasu, nie mieszkali ze sobą, więc gdyby nie ta desperacja, to nie byłby na tyle zaślepiony, żeby nic nie zrobić po pierwszej chorej akcji. Po roku randkowania w weekendy ciężko mówić o "zmianie w trakcie związku".

Odpowiedz
avatar digi51
10 12

@Ohboy: Ja bym mimo wszystko podciągnęła pod inną kategorię. Odnoszę wrażenie, że autor wszedł w związek od razu wstawiając się w niższej pozycji niż partnerkę - wydawało mu się, że na nią nie zasługuje i ma szczęście, że ona w ogóle zwróciła na niego uwagę, mimo, że jest od niej "gorszy". Może to kompleks wynikający z tego jak potraktowała go poprzednia laska. Niestety, to też nie jest taką rzadkością. Zawsze słysząc o takich sytuacjach przypomina mi się Leonard i Penny z "TBBT". Wiem, że to serial komediowy i celowo przekolorowany, ale zawsze drażniło mnie robienia wielkiego love story z tego związku, który opierał się na zaślepieniu Leonarda tym, że fajna laska zechciała z nim być i robienia sobie z niego przez żonę podnóżka. W realu niestety też widziałam takie związki i sama, nawet jeśli facet powalał mnie na kolana, uciekałam z relacji, w których czułam, że muszę być komuś wdzięczna za to, że się mną zainteresował. Ale też musiałam się nauczyć na fatalnym błędzie.

Odpowiedz
avatar Samoyed
4 4

@digi51: Penny zarabiala wiecej od Leonarda, przedstawiana byla jako laska, ktora moze miec kazdego (nie wiem dlaczego), a i tak z nim byla. Wyszla tez za niego bedac juz ustawiona z tego, co pamietam. I nigdy na nim nie zerowala, poza Pennyzjadanaszejdzeniewiecmozechociazplaciczawifi, no spaces :) To serial komediowy, ale analogia moim zdaniem nietrafiona.

Odpowiedz
avatar digi51
0 4

@Samoyed: Przecież nie napisałam, że sytuacja w historii jest jeden do jednego jak w historii. Chodzi mi ogólnie o sytuacje, kiedy ktoś daje sobie partnerowi wejść na głowę, bo przybiera w związku postawę dozgonnej wdzięczności za to, że zgodził z nim być. Leonard ciągle podkulał ogon i wielokrotnie był wyciągany wątek właśnie tego, że Penny mogła mieć każdego i chyba z niezrozumiałych dla obojga przyczyn wyszła za Leonarda.

Odpowiedz
avatar hrzo
3 3

"Bo to zła kobieta była".

Odpowiedz
avatar trocheanonimowa
2 4

Kurcze, jakkolwiek to zabrzmi, dobrze się to czyta, bardzo fajny masz styl pisania. Historia trochę jakbym czytała też o swoim życiu…

Odpowiedz
avatar JW3333
1 7

Jeżeli wszystko było tak jak opisujesz to stawiam na chorobę psychiczną. Schizofrenia często ujawnia się dopiero koło 30. Coś przez te 30 lat jest tylko śmiesznym zwyczajem i nagle całkowicie przejmuje myślenie. Być może Magda sobie na początku radziła z odruchami związanymi z pieniędzmi i marzyła sobie, że jak już będzie bogata to zacznie podróżować. Niestety została już tylko obsesja podróżnicza bez oparcia w rzeczywistości. A tak w ogóle schizofrenicy to są doskonali oszuści i manipulanci. Rozmawiałeś z jej rodzicami po rozejściu się? Co się z nią teraz dzieje?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2022 o 23:38

avatar Trusiakohinoor
2 4

@JW3333 ja też od razu pomyślałam, schizofrenia lub choroba dwubiegunowa, schizofrenia pojawia się u młodych ludzi we trakcie studiów lub na początku kariery zawodowej, odpowiedzialny zawod, osoba mocno zaangażowana w prace, często starająca się ponad siły i mamy krach, to jest moment na pojawienie się symptomów schizofrenii. Z historii nie wygląda mi to na zwykłą grę aktorska...

Odpowiedz
avatar Shi
4 4

@Trusiakohinoor: eh, diagnozowanie kogoś przez neta... w dodatku gdy schizofrenia potrzebuje wielu spotkań z psychiatrą by ją zdiagnozować. Raczej manipulacja i gra aktorska, jakby nie było to laska od początku okłamywała autora w sprawie mieszkania i swoich zarobków. Powtórzę: od początku...

Odpowiedz
avatar bloodcarver
3 3

"Lepiej późno niż wcale" w nowym znaczeniu. Cieszę się, że ci się udało uniknąć tej porażki.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

"Planowała spędzić życie na podróżach finansowanych najpierw z mojej kieszeni, potem z drobnych prac u miejscowych". Na szczęście nie możemy tego zweryfikować, bo autor nie dał się w to wrobić, ale jestem prawie pewien, że niebyłoby tego potem, tylko cały czas miałby ją utrzymywać, póki nie znalazłaby sobie innego sponsora, ewentualnie jej profile na portalach społecznościowych zaczęłybyprzynosić dochód. A wtedy wątpię, żeby chciało się jej wracać do męża chociaż na te obiecane 3 miesiące. W końcu to byją tak ograniczało.

Odpowiedz
avatar Ferax888
1 1

Super napisane, każde scrollnięcie było poprzedzone prośbą aby historia się jeszcze nie kończyła. Tak w związku z historią, poznałem w życiu wiele kobiet, każda była różna, związki sypały się z różnych powodów. Ale muszę przyznać, że kilkukrotnie między nimi były właśnie takie kobiety, których bez specjalisty, nie podjąłbym się diagnozować. Dobrze, że udało Ci się wykaraskać z tematu w sposób możliwie bezbolesny "wizerunkowo" - bo różnie mogło się to skończyć.

Odpowiedz
Udostępnij