Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielności dnia codziennego… Pewnie niektórzy uznają mnie za staroświecką, mimo że ledwo…

Piekielności dnia codziennego…

Pewnie niektórzy uznają mnie za staroświecką, mimo że ledwo przekroczyłam 30-stkę, i może faktycznie nie rozumiem już młodszego pokolenia, ale zachowania, które opiszę poniżej dotyczą w sumie każdej grupy wiekowej w mniejszym lub większym stopniu.

1. Kiedyś czytałam tu historię o tym, że kogoś denerwują ludzie, którzy wolno chodzą. Rozumiem autora, ale rozumiem też, że każdy ma swoje tempo i to, że ja szybko chodzę nie oznacza, że wszyscy tak mają. Mnie z kolei denerwuje nagłe zatrzymywanie się po środku drogi bez zastanowienia się czy ktoś przypadkiem za taką osobą nie idzie. To, że ludzie myślą tylko o sobie, to żadna nowość. Ale przeraża mnie, że aż tak bardzo nie zwracają uwagi na otoczenie i innych.
Przykład: środek zatłoczonego chodnika, wejście na czy zejście ze schodów zwykłych czy ruchomych, przed drzwiami do wagonu metra czy do autobusu. Stanie taka osoba, zastanawia się gdzie iść, patrzy w telefon albo gada z inną osobą, a że tamuje ruch to co tam!
Naprawdę ciężko jest zrobić te dwa kroki żeby odejść na bok i nie tamować ruchu?

2. Telefony komórkowe i ich właściciele zombie, czyli delikwenci, którzy idą żółwim tempem wpatrzeni bez przerwy w ekran. Oczywiście środkiem chodnika, wąskiego korytarza czy w innym miejscu, w którym tamują ruch. Inaczej się nie liczy. Naprawdę te media społecznościowe, SMS czy odcinek serialu nie mogą poczekać? A jeśli to takie pilne, to nie można stanąć gdzieś z boku i załatwić sprawę na spokojnie?
Najbardziej chyba powala mnie kombo rowerzysta + pisanie wiadomości podczas jazdy. Chciałoby się pogratulować podzielności uwagi. Mnie bardziej zastanawia czy selekcja naturalna nadal działa i jak szybko.

3. Co jest niezrozumiałego w komunikacie „Prosimy o wyłączenie telefonów/nierobienie zdjęć i nienagrywanie spektaklu”? Czy naprawdę telefon to już takie przedłużenie ręki, że ciężko wytrzymać 1,5 czy 2 godziny bez gapienia się w ekran? Za każdym razem kiedy idę do kina (minimum raz w tygodniu) albo kiedy jestem w teatrze jako widz czy w pracy, znajdzie się kilka osób, które regularnie gapią się w telefon, robią zdjęcia mimo zakazu, nagrywają itd. Nieważne czy to mały teatr czy wielka sala koncertowa i nieważne jak często obsługa sali będzie upominała takie osoby. Jeśli coś mnie nie interesuje albo mi się nie podoba, to nie wydaję na to pieniędzy albo wychodzę w trakcie filmu czy spektaklu. Z wyproszeniem delikwenta z sali też ciężko, bo takie osobniki mają tendencję do wszczynania awantur. Szczytem dla mnie było robienie selfie z flashem podczas filmu, bo trzeba pochwalić się na snapie, że wkurza się innych widzów.

4. To samo tyczy się gadania w kinie czy w teatrze. Jest tyle lepszych miejsc na ploteczki. Serio... Dlaczego akurat trzeba je uskuteczniać podczas seansu czy spektaklu? Oczywiście, można zwracać uwagę do woli... Pomaga na dwie minuty, potem zabawa zaczyna się od nowa. I najczęściej dotyczy to dorosłych ludzi...

5. Skoro już wspomniałam o rowerzystach... Nie wiem jak w Polsce, ale we Francji większość rowerzystów jest święcie przekonana, że zasady ruchu ich nie obowiązują. Kilka razy dziennie spotykam się z przejeżdżaniem na czerwonym świetle czy z jazdą pod prąd po jednokierunkowej ścieżce rowerowej, a to i tak kropla w morzu piekielności. Raz, jeden rowerzysta zaczął mnie ochrzaniać, bo weszłam mu pod koła - ja miałam zielone, on czerwone. Wszystkie samochody zatrzymały się już jakiś czas wcześniej na światłach, ale jego czerwone i ruchliwe skrzyżowanie nie dotyczyło, a ja przerwałam mu rajd. Może bym zrozumiała gdyby miał pod górkę, bo wtedy ciężej ruszyć.

No, to sobie ponarzekałam.

Uprzedzając co po niektórych: pewnie mam swoje zachowania, które mogą irytować innych, ale staram się je niwelować jak mogę. Po prostu zwracam uwagę na to, co się dzieje wokół mnie i dbam również w ten sposób o moje własne bezpieczeństwo i komfort. Niestety, pępki świata przeważają w społeczeństwie i staje się to coraz bardziej uciążliwe.

Ulica

by poliglotka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Daro7777
13 15

Nie jesteś staroświecka tylko dobrze wychowana i kierujesz się zdrowym rozsądkiem.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
12 12

Z pedalarzami jest u nas tak samo, a na domiar złego niedawno pojawiła się na drogach nowa plaga - hulajnogarze. Wkurzają wszystkich. Oprócz tego, że jeżdżą jak idioci, to zostawiają te hulajnogi gdzie popadnie, bez żadnego pomyślunku. Nie raz już widziałem hulajnogę zostawioną na środku chodnika, ścieżki rowerowej albo na miejscu parkingowym dla samochodów.

Odpowiedz
avatar poliglotka
6 6

@HelikopterAugusto: Hulajnogi elektryczne to też przekleństwo, ale piekielność mniejsza odkąd miasto i policja wzięły się za hulajnogarzy. Po serii wypadków z udziałem pieszych (w tym kilku śmiertelnych), co prawda, ale zawsze… Pedalarze chyba jeszcze nie nabili wystarczająco statystyk żeby ich ogarnąć.

Odpowiedz
avatar Shi
2 2

@poliglotka: mimo, że sama jestem "hulajnogarzem" to aż mnie nosi jak widzę gdy przejeżdżają przez zatłoczone przejście dla pieszych (rozumiem na puste wejść i ruszyć, chociaż nie popieram) albo jadą po ulicy w terenie 50km/h i więcej (można się poruszać jezdnią tylko na drogach do 30 km/h. Tak, jak nie ma chodnika to nie można jechać na tym odcinku na hulajnodze. Musi być chodnik, ścieżka rowerowa, ciąg pieszo-rowerowy lub strefa 30km/h i mniej. Jakaś droga na zapupiu i jest tylko pobocze? Es tut mir leid, trzeba iść i prowadzić). Poświęcić 15 minut na czytanie przepisów to przecież nie tak dużo...

Odpowiedz
avatar ICwiklinska
7 7

W tym tygodniu byłam na koncercie ( z serii Unplugged, więc niewielka sala, nastrojowa aranżacja) gdzie oczywiście byli ludzie, którzy olali komunikat o wyłączeniu telefonów i rozpraszali mnie cały czas (jedna laska ewidentnie uzależniona, odkładała telefon na 30 sekund i kompulsywnie znów włączała). Chociaż to i tak pikuś w porównaniu z paluszkami, puszką coli czy szeleszczącą kanapką...

Odpowiedz
avatar poliglotka
5 5

@ICwiklinska: Błogosławię francuskie teatry i sale koncertowe za zakaz wnoszenia picia i jedzenia na salę. Ale… kilka dni temu byłam na premierze długo oczekiwanego, kultowego spektaklu. Komunikat przed: „Prosimy o nierobienie zdjęć i nienagrywanie spektaklu, żeby nie zepsuć niespodzianki tym, którzy jeszcze go nie widzieli”. Przez 3 godziny, co i rusz widziałam włączone ekrany telefonów oraz błyskające flashe, bo niemoty życiowe nie potrafią ich wyłączyć. Do tego, kilkoro zaproszonych VIPów najwidoczniej przyszło się tylko pokazać, bo niektórzy spędzili na telefonie sporą część spektaklu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

Ja przez takich ludzi przestałam chodzić do kina ;D Naprawdę wolę obejrzeć film w domu niż męczyć się z ludźmi gadającymi, świecącymi, chrupiącymi, spóźniającymi się na seans, wychodzącymi w trakcie 5 razy... Też myślę, że to kwestia wychowania. Mój narzeczony jeszcze kilka lat temu kompletnie nie widział problemu w siedzeniu w restauracji czy w pociągu i rozmawianiu głośno przez telefon. Dopiero jak go kilka razy opieprzyłam, że przeszkadza innym, to zaczął zwracać na to uwagę. Mnie takich rzeczy uczono za dzieciaka, ale cóż. Jak widać - nie wszystkich :P A na święte krowy też narzekam! Najczęściej na wakacjach. Wiem, że chillout, te sprawy, ale raz zdarzyło mi się wejść z impetem w wózek z dzieckiem, którego mama postanowiła się znienacka zatrzymać. Też szybko chodzę. Wózek łapałyśmy w locie, także tego... Dobrze jest myśleć ;)

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
4 4

@Aspera: O tak tak! Dokładnie z tego powodu nienawidzę chodzić do kina. Juz od wielu lat na słowo "kino" włącza mi się: - zapach popcornu - odgłos chrupania - głośne śmiechy (nie, nie w sytuacjach, gdy jest coś śmiesznego na ekranie i cała sala się śmieje) i komentarze, nierzadko chamskie a zawsze głośne - itp. Nie. Dziękuję. Wolałam nabyć duży telewizor i kino domowe. I nie przemawia do mnie argument, że "to nie to samo".

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@Aspera: W Irlandii też nie jest z tym idealnie, ale na ogół po kilkunastu minutach jest ok. Ale też omijam seanse w godzinach szczytu, jak jest dużo ludzi. No i niestety, prawie zawsze jak byłem na jakimś polskim filmie (dużo tu Polaków, więc czasami puszczają jakieś polskie nowości), to było głośniej. Co ktoryś seans zdarza się burak, który musi coś głośno skomentować. Po polsku ma się rozumieć. Irlandczycy pod tym względem zachowują się dużo lepiej. Być może zostawiają po sobie więcej syfu, ale tego nie jestem pewien.

Odpowiedz
avatar gisch
-1 1

>może bym zrozumiała gdyby miał pod górkę A dlaczego niby? Rowery mają przerzutki i każdy normalny ich użytkownik wrzuca sobie lżejszą podjeżdżając pod górę i w razie zatrzymania ruszy potem bez problemu. Dużo bardziej irytująca jest konieczność zatrzymania się zjeżdżając z góry (o ile jest oczywiście nie służy ono bezpieczeństwu), zużywa się wtedy dość mocno hamulce i wytraca prędkość uzyskaną własną pracą. O ile chamskie jest wjeżdżanie na przejście w połowie czerwonego, o tyle wjazd na migającym zielonym nie powinien budzić pretensji - natychmiastowe zatrzymanie, zwłaszcza zjeżdżając z góry, może być bardziej niebezpieczne także dla innych uczestników ruchu.

Odpowiedz
Udostępnij