Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Często się ostatnio mówi o tym, że dziadkowie nie mają obowiązku niańczyć…

Często się ostatnio mówi o tym, że dziadkowie nie mają obowiązku niańczyć wnuków.

Ogólnie z tym stwierdzeniem się zgadzam, jednak pragnę zwrócić uwagę na tak zwaną drugą stronę medalu, niestety - na przykładzie mojej własnej mamy.

Moja mama młodo została babcią, mnie urodziła w wieku 21 lat, a ja moje pierwsze dziecko w wieku 25 lat - mama więc, co normalne w wieku 46 lat, była nadal całkowicie aktywna zawodowo.

Zanim jednak do meritum, pozwolę sobie powiedzieć coś o moim dzieciństwie. Jako dzieci moje rodzeństwo i ja bardzo dużo czasu spędzaliśmy u dziadków, rodziców mamy (z racji złego zdrowia rodziców taty, u nich dużo mniej, ale też). Już jako przedszkolaki często byliśmy przez nich odbierani z przedszkola, a przez rodziców zabierani do domu dopiero ok.18-19. Tata pracował do wieczora, a mama, jak tłumaczyła, chciała w spokoju zrobić zakupy lub posprzątać. Potem po szkole też popołudnia u dziadków. Czasami też całe weekendy lub i dłużej, gdy rodzice gdzieś wyjeżdżali. Nigdy nie postrzegałam tego jako coś złego, bardzo kochałam dziadków i wspaniale wspominam czas z nimi. Fakt, że babcia nie pracowała i bardzo chętnie opiekowała się nami. Z rodzicami też miałam dobry kontakt, nigdy nie czułam, że stała mi się jakaś krzywda przez to, że często zostawiali mnie u dziadków. Wydawało mi się to zupełnie logiczne.

Kiedy urodziłam pierwsze dziecko przeżyłam głębokie rozczarowanie postawą mojej mamy. Oczywiście, z racji tego, że pracowała nie oczekiwałam, że nagle rzuci wszystko i będzie mi pomagać przy dziecku, ale moja mama w ciągu całego okresu urlopu macierzyńskiego (wtedy byłam 6 miesięcy w domu) odwiedziła nas 2 razy. Próżno też szukałam u niej choćby telefonicznego wsparcia w słabszych momentach, jakiejś porady. Albo nie odbierała albo mówiła, że każda matka przez to przechodzi i żebym nie robiła z siebie sieroty.

O wiele bardziej zaangażował się mój tata, często pytał czy sobie radzimy, czy zabrać dzidziusia na spacer. I również moja wspaniała babcia. Z racji wieku oczywiście nie chciałam jej obciążać choćby kilkugodzinną opieką nad maluszkiem, ale dużo mi dało, że czasem przychodziła i zabawiała maluszka, kiedy sprzątałam albo po prostu była i wspierała dobrym słowem.

Potem drugie dziecko, my już bardziej doświadczeni lepiej sobie radziliśmy. Tata czasem proponował, że zabierze maluchy do siebie, żebyśmy odpoczęli. Starałam się go nie przeciążać, bo on też nadal pracował na cały etat, ale od czasu do czasu z wdzięcznością przyjmowaliśmy parę godzin luzu. Moja mama reagowała na to bardzo nerwowo - choć tata zazwyczaj zostawał z dziećmi u nas, zarzucała, że próbujemy z niej zrobić darmową opiekunkę, bo ojciec jej wyrzuca, że nigdy mu nie towarzyszy. Zapytałam jej co mam zrobić - skoro tata chce spędzać czas z wnukami, to mam mu zabronić? Mama narzekała, że ona siedzi pół dnia sama w domu (pracuje i zawsze pracowała na pół lub trzy czwarte etatu), bo ojciec wraca dopiero wieczorem, a czasem jeszcze w weekend go nie ma, bo siedzi u nas. Przez pierwsze lata moje dzieci praktycznie nie znały babci, która mieszkała 2km dalej.

Życie płynęło sobie dalej. Niestety, w przeciągu ostatnich lat zmarł mój tata (mama robiła mi wyrzuty, że niepotrzebnie obciążałam go opieką nad dziećmi) i również moja babcia (dziadek zmarł jeszcze zanim moje dzieci przyszły na świat). Rodzina mojego męża mieszka w innym mieście.

Znalazłam się kiedyś w sytuacji, w której bardzo potrzebowałam pomocy mojej mamy. Dzieciaki miały wtedy 6 i 8 lat. Mój mąż miał wypadek w pracy i wylądował w szpitalu, powiedziano mi przez telefon, że nie zagraża to jego życiu, ale co zrozumiałe, chciałam do niego pojechać. Zadzwoniłam do mamy, mówiąc o co chodzi, poprosiłam o to, aby została z dziećmi. Mama odmówiła, bo skoro mężowi nie grozi zejście z tego świata, to nie ma potrzeby, abym do niego jechała. Doprowadziła mnie do łez.

Będąc pod ścianą poprosiłam o pomoc sąsiadkę, starszą panią, która bardzo lubiła naszą rodzinę ze wzajemnością zresztą.
Byłam jej bardzo wdzięczna i tak jakoś wyszło, że od tego czasu sąsiadka czasem zostawała na kilka godzin z dziećmi za opłatą. Dzieci ją uwielbiają do dziś, choć dawno już opiekunki nie potrzebują, nadal czasem wpadają do niej na ciasto.

Tymczasem - moja mama nagle wyrzuca mi, że nie zadbałam o to, aby wnuki kochały babcię. Większość jej koleżanek ma już wnuki i z czasem większość z nich zaczęła mieć mniej czasu na ploteczki z mamą. I ona ma teraz do mnie wielkie żale, że nie dbam o to, aby i ją wnuki odwiedzały. Jej zdaniem powinnam dwóch dojrzewających chłopców zmusić do odwiedzin u babci, z którą nigdy ich szczególna więź nie łączyła. Gdy mama do nas przychodzi - większość jej wizyty to wyrzuty, dlaczego jej nie odwiedzamy, bo wnuki jej koleżanek często do nich przychodzą, a ona swoich nie widuje prawie wcale. Powiedziałam mamie w przypływie emocji, że nigdy nie starała się o to, aby kontakt z wnukami mieć, nie wspierała mnie, kiedy tego potrzebowałam, więc czego nagle oczekuje? Że wszystko zmieni się z dnia na dzień?

Mama oczywiście nie omieszkała mi zarzucić, że jestem mamałygą, bo oczekiwałam od niej niańczenia moich dzieci, gdy jeszcze pracowała, tym czasem ona musiała sobie radzić, będąc młodszą ode mnie i nie prosiła nikogo o pomoc. Gdy przypomniałam jej, ile czasu spędzałam jako dziecko u babci, stwierdziła, że ona się nie prosiła, babcia sama chciała.

Końcem końców powiedziałam mamie, że jest jak jest - chłopcy ją słabo znają i za nią nie przepadają, a wręcz wolą naszą sąsiadkę o niej i bardziej traktują jak babcię, a ja nie mam zamiaru tego zmieniać siłę i w jej gestii leży postaranie się o lepszy kontakt z wnukami. Powiedziałam, że jest zawsze u nas mile widziana, ale nie mogę dwóch nastolatków posadzić siłą z nią przy stole, szczególnie po to, aby wysłuchiwali jacy są niedobrzy. Mama zdaje się, że nawet nieźle to przyjęła.

Tylko wiecie co? Od tego czasu minął rok. Mama była u nas dokładnie raz. Wyszła po godzinie zniesmaczona, że przyjęłam ją tylko herbatą, a chłopcy nie mieli dla niej LAUREK! z okazji Dnia Babci, który był kilka tygodni wcześniej - gdy dzwonili do niej wtedy z życzeniami ucięła szybko rozmowę, mówiąc, że nie ma za bardzo czasu rozmawiać.

Stara krowa już ze mnie - a nadal mi przykro jak małemu dziecku z powodu takiego zachowania mojej mamy.

mama i babcia

by ~matkaicorka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Aniela
8 10

Jak ja cie rozumiem! Pamietam swoje dziecinstwo: wakacje u babci w sasiedniej dzielnicy, kazda choroba u babci pod kolderka, odbierala nas z przedszkola czasem albo ze szkoly, bywala dwa razy w tygodniu zeby nam obiady zrobic bo mama nas sama wychowywala, co sobotę byłyśmy u niej w odwiedzinach. Generalnie moja mama pomoc miala OGROMNĄ. Gdy urodziłam córkę spodziewałam się, że mama wykaże zainteresowanie wnuczką. I wykazała. Telefonicznie raz na jakiś czas co u wnuczki. Mieszka 10 km w mieście obok a była w tym roku u nas 3 razy po pół godziny - ale przyznam jej, że te pół godziny wykorzystała na maksa na zabawę z córką. My do niej nie jeździmy, nawet już nie pytam bo zawsze słyszę, że nie ma czasu. Naprawdę nigdy nie oczekiwałam, że mama będzie mi dziecko wychowywać albo, że co drugi weekend będzie u babci. Kocham swoją córkę i uwielbiam spędzać z nią czas i nawet nie chciałabym jej dawać mamie na weekend. Myślałam po prostu, że wizyty obustronne będą częstsze, że bez problemu będę mogła spytać czy mogę młodą zostawić u niej, żeby z mężem do kina iść ( raz się udało ale musiałam miesiąc przed zgłosić a i tak nie wiedziałam czy mama ostatecznie nie odwoła). Pogodziłam się z tym, że moja mama nie chce być typowa babcią i zazdroszczę wszystkim, którzy mają pomoc w teściach czy rodzicach raz na jakiś czas bez fochów i bez 15 minutowej wizyty odwiedzinowej. Ostatecznie to ona jest odpowiedzialna za relacje z wnukami. Najlepsze jest to, że mam z mamą naprawdę dobry kontakt. Na szczęście moja córka ma drugą ukochaną babcię, która jest w stanie przyjechać ponad 300 km, żeby z nią na weekend zostać jak nam coś ważnego wypadnie albo dzwoni i rozmawia z nią na wideo kilka godzin. Ale dodam, że moja mama gdybym jej zadzwoniła, że mąż w szpitalu albo ja jadę i proszę o pomoc to bez pytania by pomogła. W takich sytuacjach zawsze można na nią liczyć.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 listopada 2022 o 10:28

avatar pasjonatpl
8 8

Wypisz wymaluj jak moja babcia. Nigdy nie lubiła dzieci, prawie nigdy nic nie ugotowała, ciasto upiekła tylko raz, zawsze narzekała w obecności dzieci, ale potem narzekanie, że wnuki mają ją wiadomo gdzie. Tyle że mieszkaliśmy z nią pod jednym dachem (niestety inaczej się nie dało), co znacznie komplikowało sprawy.

Odpowiedz
avatar irulax
3 3

@pasjonatpl: U mnie było to samo - same, kwa, samoluby. Jakoś bym na to machnął ręką gdyby nie domagali się "uwielbienia". Przypomniało im się jak starość dobrała się do upy. Teraz tacy swiętoebliwi się zrobili. Przepraszam za słownictwo ale jeszcze mam pianę na pysku jak sobie przypomnę.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

"Stara krowa już ze mnie - a nadal mi przykro jak małemu dziecku z powodu takiego zachowania mojej mamy." - i nigdy Ci to nie przejdzie. 1. Moja mama ma do tej pory za złe mamie taty (kilka miesięcy już nie żyje), że kochana babunia miała tylko jedną ukochaną wnuczkę, później dorzuciła się druga, bo "też biedna", a ja z siostrą wyrzutki, bo uwaga, uwaga: "mamy normalnych rodziców". Synów też tak traktowała. Mój tata "jakoś sobie zawsze poradzi", a drugi syn "biedulek". Oczywiście, te dwie ukochane wnusie były córkami ukochanego syna biedulka. No nic. Mój ojciec tego nie widział, dopóki nie zamieszkali z nią. Nigdy nie pamiętała, że nie tylko ukochane wnusie składały jej życzenia na Dzień Babci. Zawsze wypominała mi i siostrze, że nie składamy życzeń, choć składałyśmy! Raz wkurzyłam się i powiedziałam, że przecież jedna wnusia złożyła. Babcia odparła na to: "ale ja mam 4 wnuczki!", to ja tylko odkrzyknęłam: "no właśnie!". Pogrzeb: ja z siostrą dobre humory, w ogóle się tym nie przejmowałyśmy, tata uronił łezkę, bo to jednak matka. No, ale do tej pory nie jesteśmy w stanie sobie przypomnieć dobrych chwil z babcią. Pewnie jakieś tam są, ale negatywne rewelacje skutecznie nam wybiły je z głowy. O ile historię powyżej zlewam i wraz z siostrą tłumaczymy mamie, aby się nie przejmowała tym wszystkim (oczywiście to nie działa), bo zwyczajnie obie mamy to gdzieś. O tyle tego przeżyć nie mogę: 2. Chodzi mi o rodzinę męża. Kompletnie nie mogę pojąć, jak można wyróżniać dzieci. Mój mąż ma jeszcze brata i siostrę. Siostra najmłodsza. Ostatnio nawet się pokłóciłam z męża mamą o wyróżnianie jej. Mój mąż mówi, co czuje, jak postrzega pewną sytuację, a ona w zaparte broniła córki, gdzie to właśnie ona po prostu zrobiła źle. (Nie pierwszy raz z resztą. Zawsze jest jej pobłażane, ona może powiedzieć, co chce i kiedy chce. Nikt inny, tylko ona. I to bez konsekwencji!). W sekundę znalazłam się przy video rozmowie... Powiedziałam wprost, że jak mój mąż ma zacząć mówić o uczuciach, skoro od razu jest taki afront? Nie wystarczy, że i tak dusi w sobie wiele i dopiero później o tym mówi? Wtedy jego matka: "i w tym jest problem, że on dusi w sobie uczucia!", och... co ja na to? "A jak ma nie dusić, skoro jak powie po pewnym czasie, to właśnie jest taka rozmowa?!". Ogólnie nic więcej nie powiedziała. Kobieta, zamiast zrozumieć, DLACZEGO synowie uważają, że wyróżnia ich siostrę, to jedyne, co robi, to dalej ją wiecznie broni we wszystkim i dziwi się, że chłopcy zwyczajnie nie chcą z nią rozmawiać. I tak powiedziałam tylko 1% tego, co mam jej do zarzucenia, a naprawdę "w ch*j" się tego nazbierało. No, ale kiedyś w końcu jej to wyrzygam. Przynajmniej wiem, że jak będziemy mieć dzieci, to nie będą jej ulubionymi. :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 4 listopada 2022 o 14:47

avatar irulax
5 5

@ingrami: A daj sobie spokój z takimi dywagacjami bo się zagryziesz. Masz pecha trafić na emocjonalne pijawki to Cię będą gnębić do końca. Miły to ja byłem kiedyś, teraz jestem "z wzajemnością". Ty się człowieku zastanawiasz nad uczuciami, starasz naprawiać jakieś chore relacje, wszystko bierzesz na siebie - a ktoś ma wywalone, bo tylko on się liczy. Cokolwiek zrobisz, to i tak upę obrobią - więc moim zdaniem: niech przynajmniej mają powód. Zdrowe relacje międzyludzkie polegają na wzajemności: ty od siebie trochę i ktoś od siebie trochę. Inaczej jest to zwyczajne pasożytnictwo.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@irulax: masz absolutną rację! Muszę po prostu trochę się z tym "pogodzić", a ciężko mi z tym, bo jednak to dotyczy osoby, którą kocham.

Odpowiedz
avatar Balbina
5 7

W każdej rodzinie są takie sytuacje. Twoja matka po prostu nie dorosła do tej roli, była za młoda, nie wyszalała się i uciekała od ciebie. Samo to, że siedziałaś do póżna u babci bo ona musiała posprzątać, robić zakupy itd. Wystarczał jej do szczęścia mąż a nie ty. Jak go zabrakło to dopiero sobie o Tobie przypomniała i o wnukach koleżanki zajęte, nie ma z kim wypić kawki więc może ktoś inny się nią zainteresuje? A najgorsze że "Zapomniał wół jak cielęciem był" Mi też jak córka była niemowlęciem matka nie pomagała ale ona była aktywna zawodowo i po prostu nie miała możliwości. Ale jak tylko mogła to zajmowała się większą już dziewczynką w weekendy.(tak jak moja babcia mną) Mogłam wyjść do kina, zrobić imprezkę czy iść do znajomych. Za to matka męża miała ja w doopie i kochała tylko wnuka od córki. Jak było przedszkole zamknięte i młodą się musiała przez tydzień zajmować(bez spania) to był płacz i jojczenie. Musiałam nawet kupować soczki i ciastka żeby jej dawała bo stwierdziła że ją za dużo kosztuje A teraz dla mojej córki to obca osoba. która się mieni babcią tylko z nazwy.

Odpowiedz
avatar marynarzowa
4 4

Po komentarzach widzę, że wiele osób ma tak jak autorka. Moi dziadkowie od strony mamy to tacy dziadkowie na medal, za to od strony taty kontakt od święta. Dodam, że mieszkaliśmy wtedy wszyscy w tym samym mieście. Teraz sytuacja podobna: moi rodzice potrafią przejechac do wnuków pół kraju,żeby nimi pobyć chociaż parę dni. Teściowie, chociaż mieszkają niecałe 30km od nas, nie odwiedzają wnuków wcale. Takie życie...

Odpowiedz
avatar KatiCafe
4 4

Droga Autorko. Jak mi jest strasznie przykro to czytać. Coś okropnego. My kobiety szczególnie potrzebujemy więzi z matką. Mam nadzieję, że jesteś teraz silniejsza i masz na kim polegać. Na szczęście dzieci są coraz starsze a nie coraz młodsze...

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 11

Mam znajomą. 3 lata temu urodziła dziecko, niedługo później drugie. Przy okazji jakiejś rozmowy zagadnęłam ją o jej rodziców - czy dziadkowie cieszą się z wnuków itd. Odpowiedziała, że połowicznie. Tzn tata przepada za wnukami, co jakiś czas ich odwiedza, zajmuje się nimi, spotyka, kiedy przyjeżdzają do Polski. Natomiast mama jeszcze ich nie poznała i nie przyjmuje do wiadomości ich istnienia, bo „jest za młoda i nie czuje się gotowa być babcią”. Tak więc ojciec odwiedza ich sam, a jak przyjeżdzają do Polski, śpią w hotelu, bo mama nie chce wnuków pod swoim dachem. Koleżanka urodziła dzieci w okolicach 40, a jej „za młoda na wnuki” mama dobiega 70

Odpowiedz
avatar Balbina
10 10

@Crannberry: Czasami mam wrażenie ,że te babcie nie chcą się zajmować dziećmi bo po prostu ich nie lubią(dzieci tak ogółem) Same urodziły bo albo wpadły, albo tak wypadało. Odbębniły wychowanie swoich i po prostu nie chcą mieć już nic wspólnego z pieluchami, kupkami, i całą tą otoczką. I dopiero po odchowaniu potomstwa wyszło że ich to nie bawi. Czytamy tu historie o toksycznych matkach, które nimi nie powinny być. I jak ma to wpływ na ich dzieci.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
5 5

@Balbina Przykre, ale można to zrozumieć. Rzecz w tym, że sporo z tych dziadków domaga się, żeby wnuki interesowały się nimi. Coś na zasadzie, ja przez całe życie miałem cię w d...e albo wręcz cały czas dawałem do zrozumienia, jak bardzo cię nie lubię, ale ty masz całować ziemię pod moimi stopami i być na każde moje zawołanie. I wielka obraza majestatu, że to tak nie działa. Dokładnie tak było z moją babcią, bo przecież ona najstarsza, seniorka rodu, więc każdy powinien padać przed nią na kolana jak przed jakąś królową.

Odpowiedz
avatar bazienka
2 2

moze mama zwyczjanie nie lubi dzieci, was miala z poczucia obowiazku, a co do wnuka przeciez go nie ma przy czym nie rozumiem zdziwienia brakiem wiezi przy dlugoletnim braku zainteresowania nimi

Odpowiedz
avatar weron
2 2

A ja z kolei ciesze sie, ze nie kusze mieszkac z mama pod jednym dachem ani w ogole w tym samym kraju. Ona by oczywiscie byla chetna, ale tylko po to, by mna zarzadzac. Gdy pytalam o porady, bylo "a co ja ci bede mowic", ale do krytyki mojego sposobu wychowania byla pierwsza. Gdy ja probowalam wprowadzac zasady, nie pozwalalam na cos lub stawialam warunki, zawsze to kwestionowala i pozwalala mlodemu na wszystko, a potem dziwila sie, ze nikogo nie slucha i oczywiscie widziala w tym wylacznie moja wine. Mlody na szczescie swoj rozum ma i wyrosl na normalne, dobrze eychowane dziecko. Mysle, ze gdybysmy mieli czestszy kontakt z moja matka, moglby byc bohaterem historii na piekielnych. Moja siostra powiedziala mi, ze to co powie zabrzmi okropnie, ale cieszy sie, ze zobaczyla jaka z mamy bedzie babcia na przykladzie mojego syna i bedzie sie starala ograniczyc kontakty i wtracanie sie.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
2 2

Przykro mi, że masz takie trudne relacje. Zwróciło moją uwagę "przykro mi jak małemu dziecku". Wiem, że to taka figura retoryczna, ale może warto się umówić na rozmowę z psychologiem (czasem nawet 1 raz wystarcza i bardzo pomaga) lub poczytać o dziecku ukrytym w dorosłym?

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 0

Moja teściowa jako matka: babcia (jej teściowa) przychodziła codziennie na 6-8h, żeby ona i teść mogli pracować. W domu 3 dzieci. Moja teściowa jako babcia: "to okropne, że młodzi ludzie oczekują od dziadków, że ci porzucą swoje życie żeby zająć się wnukami". Lol. O nic jej nie prosimy. Na szczęście moja mama bardzo chętnie nas odwiedza i sama proponuje żebyśmy jej dali dzieci pod opiekę. A ma 400 km do nas! Ale jak zadzwoniłam, że dzieci chore, a nas w robocie gonią deadliny, to tego samego dnia wsiadła w pociąg i była <3

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Dobrze, że nie zmuszasz chłopaków na siłę do kontaktu z babcią. Jeśli wcześniej miała takie podejście, a teraz nagle chce, żeby wnuki ją odwiedzały (może na pokaz...?), to obawiałabym się, że mogłaby ich zranić. Rozumiem, że nie każda babcia chce się zajmować wnukami, ale takie zero zainteresowania, zero wsparcia dla córki...? Nie mieści mi się w głowie.

Odpowiedz
Udostępnij