Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielni rodzice, którzy odebrali swoim dzieciom dzieciństwo. Dorastałem w latach 90. Mieliśmy…

Piekielni rodzice, którzy odebrali swoim dzieciom dzieciństwo.

Dorastałem w latach 90. Mieliśmy grupę dzieciaków z osiedla i bawiliśmy się tak, jak wtedy się dzieci bawiły. Podchody, chowany, łażenie po drzewach, domek na drzewie, bazy w krzakach, proce i łuki z patyków, kopanie piłki, jazda na deskorolkach, rowerach i tak dalej. Ogólnie większość czasu spędzaliśmy na dworze. Komputerów i telefonów komórkowych wtedy nie było, toteż w domu można było się zanudzić i nie dziwota, że każdego dzieciaka ciągnęło na dwór.

Było u mnie w bloku dwóch braci, którzy nigdy nie wychodzili. Kilka razy po nich przyszliśmy, ale ich rodzice nam zawsze mówili, że nie wyjdą na dwór. Jeśli wychodzili, to tylko z rodzicami na jakieś wycieczki samochodem. Widywaliśmy ich właściwie tylko wtedy, jak szli do samochodu albo z samochodu. Raz, dosłownie jeden, jedyny raz, wyszli na dwór. Z rodzicami. Siedzieli na ławkach w milczeniu. Gdy próbowaliśmy do nich zagadać, ich rodzice kazali nam odejść.

Chłopcy ci absolutnie nie wyglądali na szczęśliwych. Smutni, osowiali i otyli. W tamtych czasach dzieci miały dużo ruchu na dworze i problem otyłości u dzieci praktycznie nie występował, ale oni siedzieli całe dnie w domu, więc siłą rzeczy się roztyli.

Co interesujące, wszyscy chodziliśmy do jednej podstawówki, a oni chodzili do jakiejś innej szkoły. Na pewno nie byli opóźnieni w rozwoju, bo kilka razy udało nam się zamienić z nimi parę słów i normalnie mówili.

Czas leciał, wszyscy dorośliśmy i powyprowadzaliśmy się od rodziców. Bywam w domu rodzinnym regularnie i czasem widuję dawnych kolegów z dzieciństwa, który też odwiedzają swoich rodziców. Tych dwóch braci nie widziałem nigdy, a ich rodzice nadal tu mieszkają. Czyżby nie chcieli mieć nic wspólnego z rodzicami, po tym co im zrobili? Nie zdziwiłbym się...

rodzice dzieci dzieciństwo

by HelikopterAugusto
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar mofayar
-2 12

Może Jehowi albo jakaś inna sekta?

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
14 20

Mimo wszystko za mało wiesz, żeby wyciągać wnioski. Tobie się wydaje, że najlepsze dzieciństwo to takie, jakie ty miałeś. Dla mnie nie. W wieku nastoletnim nie dogadywałem się ze swoimi rówieśnikami i w sumie nigdy nie lubiłem miejsca, w którym mieszkałem. Najlepsze wspomnienia zwykle wiążą się z wyjazdami, z ruszeniem się poza tę przemysłową dziurę.

Odpowiedz
avatar digi51
7 11

Strasznie naciągane pod "piekielność". Moja rodzina przeprowadziła się tuż po moich narodzinach do nowego mieszkania. Wcześniej mieszkali w bezpośrednim sąsiedztwie moich dziadków. Moi starsi bracia zaczęli już tam chodzić do szkoły. Ze względu na to wszyscy poszliśmy do tej samej szkoły (nie naszej rejonowej), do której mieliśmy de facto taką samą odległość jak do rejonowej, po to abyśmy po szkole mogli iść do dziadków. Tam normalnie wychodziliśmy na dwór z kolegami ze szkoły. Znajomych mieliśmy głównie ze szkoły, więc z dzieciakami z podwórka koło domu się prawie nie znaliśmy. W weekendy albo jeździliśmy gdzieś z rodzicami albo szliśmy na osiedle obok do znajomych ze szkoły albo po prostu spędzaliśmy czas z rodzicami w domu. Był taki czas, że trochę częściej wychodziliśmy na podwórko pod blokiem, ale to ja z siostrą, bo bracia byli już nastolatkami i "wychodzenie na podwórko" średnio ich kręciło, łazili gdzie indziej z kumplami, ale szczerze, nie wspominam miło tych dzieciaków spod bloku, dla nich byłyśmy dziwadłami, bo chodziłyśmy do innej szkoły, zdarzało się, że po prostu wyzłośliwiali się na nas. To wolałyśmy chodzić jednak kawałek dalej do znajomych ze szkoły. Jakichkolwiek ziomków z osiedla poznałam dopiero w gimnazjum i liceum, gdzie towarzystwo z podstawówek się trochę wymieszało. W sumie ciekawe - obecnie jak jeżdżę do rodziców, to rzadko zdarza mi się ot tak wpaść na kogoś z dawnych znajomych. Podobnie z dziećmi sąsiadów. Nie mam pojęcia, kto i kiedy do nich przyjeżdża

Odpowiedz
avatar mama_muminka
8 12

Piekielny to jesteś Ty. Przecież ty nic nie wiesz o tych ludziach, ani o powodach, dla których rodzice izolowali synów i dokąd jeździli na te wycieczki. Może było chorzy, mieli osłabiona odporność i dlatego rodzice im ograniczali kontakty, te wyjazdy były do lekarzy i szpitali, a otyłość wynikała z choroby lub leków? Jak można tak ocenić kompletnie obce osoby jako piekielne mając dokładnie 0 informacji na ich temat?

Odpowiedz
avatar Shi
2 2

@szafa: naciągane... do niedawna bezpośredni sąsiedzi moich rodziców by powiedzieli, ze ich córka nie odwiedza i od lat nie wiedza co sie z nią stało, a ja z rodzicami mieszkam już dłuższy czas. Więc te dzieciaki mogą odwiedzać rodziców tylko ich autor nie widuje. To nic nie znaczy. (do niedawna, bo parę razy sie zdarzyło ostatnio, ze sąsiad gadał przy bramie z kimś jak wracałam do domu. Tak to mnie nie widać, ludzie nawet nie wiedza ile razy sie przeprowadziłam w tę i na zad)

Odpowiedz
avatar digi51
2 2

@szafa: mhm, albo po prostu mieszkali w patusiarskiej dzielnicy, gdzie dzieci sąsiadów alkoholiko-ćpunów były agresywne i szykanowały ich dzieci. Teraz wolą jeździć do nich w odwiedziny niż zapraszać na patusiarski firtel. No co? Tak też może być

Odpowiedz
avatar Jorn
4 4

Naprawdę uważasz, że jedyną alternatywą dla komputera i smartfona w domu jest piekielna nuda?

Odpowiedz
avatar jass
2 2

@Jorn: Dokładnie, ja poza wczesnymi latami podstawówki od latania po dworze wolałam siedzenie w domu z książką. Autor prezentuje wybitnie wąski punkt widzenia, poza tym nie wiem jak można rościć sobie prawo do oceny cudzych metod wychowawczych mając tak śmiesznie mało danych.

Odpowiedz
Udostępnij