Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przeczytałam tu historię o piekielnej sąsiadce w ciąży (niestety nie mogę jej…

Przeczytałam tu historię o piekielnej sąsiadce w ciąży (niestety nie mogę jej znaleźć) i mam przeczucie, że wpis ten zamieściła moja była sąsiadka, choć pozmieniała szczegóły.

Cofnijmy się do roku 2014. Ja i małż rok po ślubie. W prezencie ślubnym dostaliśmy od rodziców i teściów działkę budowlaną za miastem, obowiązkowy kredyt na budowę podżyrowany przez rodziców i coś tam się już na placu budowy działo. Ja - w sumie dość świeżo po studiach, moja pierwsza poważna praca, w której niezbyt mi się podobało. Pracowałam jako lektorka języka hiszpańskiego w szkole językowej. Szef miał opory, aby podpisać umowę na czas nieokreślony, atmosfera w pracy była kiepska, brak materiałów dydaktycznych, brak prawidłowych rozliczeń godzin pracy. Małż mechanik samochodowy przynosił całkiem konkretne pieniądze do domu.

Tak sobie podumałam, że chętnie zrobiłabym studia podyplomowe, żeby mieć lepsze możliwości na rynku pracy. W tym samym czasie rodzice odebrali mieszkanie, które kupili jako inwestycję pod wynajem. Zaoferowali, abyśmy z naszego wynajmowanego gniazdka przenieśli się tam na jakiś czas zanim budowa domu nie zostanie skończona. A w tym wszystkim we mnie rosło pragnienie założenia rodziny, czytaj: zajścia w ciążę. Przegadaliśmy z mężem, stwierdziliśmy, że w obecnej pracy i tak nie chcę zostać, a planowane studia mogę robić zaocznie jednocześnie w ciągu tygodnia będąc w domu z dzieckiem. Mieszkanko rodziców spokojnie wystarczyłoby na początek (40m2) i przy dobrej organizacji wszystko ogarniemy.

Do sedna. W mieszkanku rodziców za sąsiadów mieliśmy parę w naszym wieku. Zdarzało nam się czasem wypić razem wieczorem piwko. Ona menadżerka w korpo, on aplikant w kancelarii prawnej. Powiem szczerze, że po pewnym czasie zaczęło mi się wydawać, że traktują nas nieco z góry. On uważał, że opowieści z jego pracy są fascynujące. Jednocześnie nasze były oczywiście nudne, kogo obchodzi jak to wygląda w warsztacie albo w szkole językowej. Ona, taka trochę babochłopka, która jego trzymała na krótkiej smyczy. W ogóle chyba wszystkich najchętniej trzymałaby na krótkiej smyczy. Na wszystkim znała się najlepiej, a spróbowałbyś jej dobrej rady nie przyjąć... No, ale jak na takich znajomych od okazjonalnego picia piwka byli ok.

W końcu nasza ciężka praca się opłaciła i zobaczyliśmy fasolkę na USG. Nikomu nie chcieliśmy mówić, ale już przy kolejnym spotkaniu, gdy nie piłam ze wszystkimi alkoholu, ona oczywiście szybko zapytała czy nie jestem przypadkiem w ciąży i nie powstrzymałam się, żeby się nie pochwalić.

Po skąpych gratulacjach wieczór szybko dobiegł końca. Kilka dni później miałam okazję, aby rozmawiać z sąsiadką. Szybko przeszła do rzeczy, mianowicie do opieprzania mnie za to, że jestem w ciąży. Bo przecież nie mam umowy na czas nieokreślony to zasiłku nie dostanę. Mówię, że dostanę, dowiadywałam się. Nie, ona już się pytała narzeczonego, który jest przecież prawnikiem i on powiedział, że nie dostanę. Poza tym mamy przecież tylko jedną sypialnię, więc gdzie pokój dziecka. Zapytałam po co takiemu maluchowi własny pokój. Rozjuszyła się na dobre i powiedziała, że ona dorastała w małym mieszkaniu i to jest koszmar i aż dziwne, że ja chcę to fundować mojemu dziecku. Tu trochę ją zaskoczyłam mówiąc, że to mieszkanie nie jest nasze, a moich rodziców, a nasz dom jest, podobnie jak fasolka, w drodze. Sąsiadce mina zrzedła i wydusiła tylko:
- Budujecie dom?

A tak, budujemy dom. No to się dowiedziałam, że to już szczyt nieodpowiedzialności, żeby mając budowę w toku i to jeszcze, o zgrozo, na kredyt robić sobie dziecko. I w ogóle przy takiej sytuacji jaką mamy, bo przecież ja nie będę pracować z dzieckiem na ręku, a mąż w każdej chwili może stracić pracę i co wtedy zrobimy. Rzuciłam żartobliwie, że będziemy żyć z pomocy MOPSu. Tak, ona to wzięła na poważnie i stwierdziła, że miała o mnie lepsze zdanie.

Nasze stosunki się ochłodziły, dziecko się urodziło, budowa skończona, choć kilka dłużących nam się lat to trwało. Nadszedł jednak ten upragniony moment przeprowadzki. W tym czasie udało mi się już skończyć podyplomówkę i od roku miałam całkiem fajną pracę. Mąż cały czas w tym samym warsztacie, a jakże, a nasze stosunki z sąsiadami ograniczały się już tylko do przywitania na korytarzu i ewentualnie kilku słów na temat trudów życia codziennego. Gdy sąsiadka nas przydybała, zagadnęła o przeprowadzkę. Powiedziałam, że owszem, chatka skończona, żegnamy się, życzymy miłych następców. I po tylu latach ciszy na łączach sąsiadka rzuciła mi jeszcze:

- A widzisz, i mogliście do teraz poczekać, dom skończony, dobrą pracę masz i teraz byłby dobry moment na ciążę.
- A czemu teraz byłby dobry moment? Akurat na tej pracy mi zależy i nie chciałabym jej od razu opuszczać na rok.
- Ale zasiłek byś miała
- Ale miałam zasiłek
- Taaa, chyba z MOPSu

Przewróciłam oczami i chciałam ją pożegnać, a ta jeszcze do mnie:
- Tylko sobie od razu drugiego nie róbcie!

Na ogół jestem osobą wyluzowaną, ale jej udało się podnieść mi ciśnienie i wydarłam się na nią:

- A ty musisz wszystkim życie ustawiać?! Może zajmij się swoim, 33 lata na karku, klitka na kredyt, praca nawet nie za średnią krajową i facet nieudacznik, który nawet aplikacji nie skończył!!!

Wiem, że podłe, wiem. Ale naprawdę nie mogłam się powstrzymać.

sąsiedzi

by ~sasiadkawciazy
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar helgenn
1 9

Obawiam się, że takich ludzi po prostu jest więcej...

Odpowiedz
avatar Augustyna88
-5 31

A ja widzę to inaczej i wcale nie podoba mi się postawa Autorki. Działka, kredyt na dom i mieszkanie (pewnie płaciliście symboliczny podnajem plus czynsz i media) od rodziców wiec wiadomo, ze można i podyplomowke skończyć i jako dobry mechanik pracować i w miarę godnie żyć. Sąsiadka obok pewnie nie miała takich prezentów od rodziców na start wiec wiadomo, ze decyzja na dziecko jest dla niej nie do przejścia. Pisze tak, bo sami zdecydowaliśmy się na slub jak się dorobiliśmy, a na dziecko jak wzięliśmy kredyt na dom. Rodzice pomogli w przeprowadzce czy drobnych naprawach. Oczywiście zdążały się komentarze od wręcz obcych „znajomych” typu: „kiedy dziecko”, albo „teraz dziecko koniecznie”, „albo zróbcie sobie teraz to sie odchowa” (wiedząc, ze mamy jednak mało czasu z racji studiów, a potem pracy i oszczedzania). Myśle, ze nie trzeba tego piekielnie komentować czy się wkurzać, bo każdy zna swój czas i porę na decyzje o założeniu rodziny..

Odpowiedz
avatar ILLogic
18 24

@Augustyna88 No jedni maja łatwiej a inni trudniej, ale po wuja się czepiać obcych za to, że maja łatwiej

Odpowiedz
avatar Etincelle
11 15

@Augustyna88: ale co z tego, że sąsiadka miała inaczej? Czy to upoważnia ją do patrzenia z góry na autorkę i wtrącania się w jej decyzje? Przecież to nie wina autorki, że jej miał kto pomóc, a sąsiadce - być może - nie.

Odpowiedz
avatar dayana
9 17

@Augustyna88: Niektórzy ludzie cenią sobie samodzielność i denerwują się jak trafi się jakaś osoba, co wpycha wszędzie swoje dobre rady. Należę do takich osób i kompletnie się nie dziwię autorce. A jak już wchodzi się w tak intymne sprawy jak posiadanie potomstwa, to w ogóle jak dla mnie doradzanie komuś w tej kwestii bez czyjejś prośby jest czystym chamstwem. Może jeszcze do sypialni zaprosić i zapytać która pozycja najbardziej optymalna?

Odpowiedz
avatar Error505
3 3

@Augustyna88: Masz pełne prawo, żeby widzieć to inaczej. Możesz nawet przyjaciołom lub nawet znajomym zwracać uwagę, że ich sposób działania wg. Ciebie, podkreślam, wg. Ciebie, nie jest optymalny. Ale nie można przekraczać granic i krytykować, że ktoś nie idzie taką drogą jak Ty.

Odpowiedz
avatar Honkastonka
-3 37

Żenujący ten fragment o "klitce na kredyt". Ty dostałaś wszystko praktycznie za darmo, gdyby nie twój mąż to też byś pewnie musiała kombinować, więc lepiej się nie wychylaj, bo sama na to nie zapracowałaś.

Odpowiedz
avatar Chrupki
8 18

@Honkastonka: To nie autorka zaczęła się tu wychylać z dobrymi radami, tylko jej żyłka pękła po tym, jak sąsiadka próbowała jej narzucać jak ma żyć. Nie pochwalam pyskówki, ale umówmy się, sąsiadka długo pracowała na to, żeby Autorce w końcu się ulało..

Odpowiedz
avatar Error505
3 5

@Honkastonka: Przecież napisała, że wie, że to podłe. Jednak każdemu się czasem ulewa.

Odpowiedz
avatar Mumei
-1 19

Układa ci życie przez zazdrość.

Odpowiedz
avatar Habiel
-1 35

Ale dobrze się dobrałyście. Ty, wyposażona przez rodziców, która nie musiała na nic zapracować (a kredyt zamiast mieć na swojej głowie, żyruje na rodziców) oraz sąsiadka, która chce ustawiać innym życie. Obie piekielne, ale twój tekst na koniec jest obrzydliwy. Wypominać komuś to na co go było stać- uwierz mi taka klitka w bloku potrafi kosztować więcej niż działka gdzieś pod miastem, i uznawanie faceta za nieudacznika, bo nie skończył aplikacji (wiesz, że ona trwa trzy lata i do tego egzaminy, a sam jej koszt jest ogromny i może on zdecydował o zaprzestaniu nauki?). Bardzo wysoki poziom odpowiedzi.

Odpowiedz
avatar Etincelle
8 16

@Habiel: ale co takiego piekielnego jest w tym, że rodziców autorki stać na pomoc własnej córce? Powinni ją po 18-tce wystawić z walizkami za drzwi, żeby była godna szacunku, zdolna decydować o własnym życiu i nie pozwalać innym na wtrącanie się w nie?

Odpowiedz
avatar Habiel
6 14

@Etincelle: Piekielne jest naśmiewanie się z czyjeś sytuacji materialnej, samemu mając całe zaplecze i wsparcie od rodziców. Jeśli jej tak sąsiadka przeszkadzała, trzeba było dosadnie jej powiedzieć, że ma się nie wtrącać i zerwać kontakt, gdy dobre rady sąsiadki zaczęły irytować autorkę. Wyśmiewanie tego, że ktoś ma kredyt na mieszkanie, gdy samemu dostaje się działkę od rodziców i mieszka w ich mieszkaniu, jest piekielne.

Odpowiedz
avatar digi51
-3 15

@Habiel: "Ale dobrze się dobrałyście. Ty, wyposażona przez rodziców, która nie musiała na nic zapracować (a kredyt zamiast mieć na swojej głowie, żyruje na rodziców) oraz sąsiadka, która chce ustawiać innym życie. Obie piekielne, ale twój tekst na koniec jest obrzydliwy." - czyli obie są piekielne, bo jedna wpiernicza się obcym ludziom w układ rozrodczy, a druga, bo UWAGA, śmiała przyjąć pomoc rodziców i ułatwić sobie tym samym życie. Ty je zrównałaś już na początku, bo dla Ciebie najwyraźniej przyjmowanie pomocy rodziców jest równie piekielne, co dyktowanie obcym ludziom, kiedy mają dzieci płodzić. Tylko autorka jest gorsza, bo jeszcze chamskim tekstem rzuciła. Autorka nie musiała na nic zapracować? Serio? A skąd Ty to możesz wiedzieć? Ziemia to jedno - akurat parę lat wstecz można było kupić całkiem niezłe działki za 10% obecnych cen, a żyrowanie kredytu nie musiałoby widzimisię autorki, która nie chciała brać na siebie odpowiedzialności, tylko wynikać z tego, że nie mieliby bez żyrantów zdolności kredytowej. Podpowiem, że jak bierzesz kredyt żyrowany to nadal Ty go spłacasz i to nie działa tak, że z dnia na dzień możesz przestać i mieć wywalone XD Kawałek ziemi i możliwość mieszkania parę lat po kosztach to na pewno bardzo duże odciążenie dla młodego małżeństwa, ale nadal - na wszystko inne wygląda na to, że sobie sami zapracowali i nie wyciągali do nikogo łap, czy to do rodziców, czy do państwa, żeby ich sponsorowali.

Odpowiedz
avatar Etincelle
3 9

@Habiel: widzisz, ja wychodzę z założenia, że jak ktoś się wtrąca, komentuje czyjeś życie nieproszony, to daje prawo tej komentowanej ;) osobie do zrobienia tego samego, więc musi się liczyć z takim obrotem spraw. Ty natomiast podchodzisz do tego tak, jakby autorka ni stąd, ni zowąd napadła na sąsiadkę i wyśmiała jej sytuację finansową. No sorry, ale sąsiadka autorki nie jest dzieckiem, nie trzeba jej tłumaczyć, że nie należy ustawiać komuś życia, więc jeśli to robiła, to autorka może zareagować dowolnie, naprawdę nie musi w tej reakcji mieć na uwadze dobra sąsiadki.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 0

@Etincelle Dokładnie. Znałem kiedyś podobnego dzbana i po kilku próbach pouczania mnie, co to jego zdaniem powinienem zrobić (idiotyczne rady polskiego kombinatora, który niczego nie potrafi normalnie, prosto, załatwić, zawsze musi kombinować i zwykle komplikować proste sprawy), usłyszał coś w stylu: "A co cię to k...a obchodzi? Po ch...j wpierd...sz się w nieswoje sprawy? Zajmij się swoim życiem". Oczywiście bardzo mnie nie lubił, ale po kilku podobnych odpowiedziach dał sobie spokój.

Odpowiedz
avatar marynarzowa
-3 31

Oczekujesz oklasków? Tekst powiedziany do sąsiadki bardzo słaby. Możliwe, że oni zapracowali na wszystko sami i radzą sobie jak potrafią, Ty dostałaś duże wsparcie finansowe od rodziców.

Odpowiedz
avatar digi51
8 26

@marynarzowa: no to niech sobie radzą i żyją jak chcą. Tylko po co się wyzłośliwiają i układają życie innym?

Odpowiedz
avatar katem
1 9

@marynarzowa: Też zazdrościsz autorce pomocy rodziców? I zapominasz, że sąsiadka pracowała parę lat na jej wybuch.

Odpowiedz
avatar marynarzowa
2 8

@katem: nie zazdroszczę, bo sama dostałam od rodziców pieniądze na wkład własny. Ale mam znajomych, którzy pochodzą z różnych rodzin i różnie im się wiedzie i widzę jakim wyrzeczeniem jest odkładanie do własnego lokum. Dlatego umiem uszanować takich ludzi i ich sytuację.

Odpowiedz
avatar Ginsei
1 3

@marynarzowa: A ja, razem z mężem, odkładamy sobie na swój dom i w ogromnej mierze sami go finansujemy. A mimo to nie idę do brata, który mieszka z rodzicami, i nie układam mu życia pod swoje widzimisię. Nie mówiłam mu, że dziecko w złym momencie sobie robią, nie mówiłam mu, żeby zmienił sobie pracę na lepiej płatną (bo moja jest TAKA FASCYNUJĄCA), nie roztaczałam czarnych wizji, bo co się stanie, jak jemu coś się stanie, a jego małżonka (z gorszą robotą) zostanie sama z dzieckiem? Da się? Da. I brat też mi nie przychodzi i nie wytyka błędów, które według niego są błędami. Da się.

Odpowiedz
avatar bazienka
11 15

ja to bym sie nie tlumaczyla, tylko przy pierwszym pytaniu odpowiedziala- a co cie to obchodzi?

Odpowiedz
avatar Crannberry
16 28

Tekst Chamski, ale z drugiej strony, jak długo autorka miała pozwalać obcym ludziom bezkarnie po sobie jeździć? Po jakimś czasie nawet święty straciłby cierpliwość. Kiedy kulturalne zwracanie uwagi czy wymijające odpowiedzi nic nie dają, ripostuje się z grubej rury, waląc w najczulsze punkty i jest spokój

Odpowiedz
avatar Bitteeinbit
10 16

@Crannberry: podzielam Twoje zdanie. Czasami tak trzeba.

Odpowiedz
avatar gawronek
7 13

Z chamami rozmawia się w ich języku. Koniec, kropka.

Odpowiedz
avatar digi51
2 14

@Crannberry: Jestem podobnego zdania. Gdybym usłyszała ten tekst wyrwany z kontekstu, pewnie byłabym po stronie sąsiadki, w końcu co kogo obchodzi, ile zarabia, gdzie mieszka, i co robi jej facet. No, ale kurna... baba się wpiernicza komuś z buciorami w życie i chce decydować, kto ma się kiedy rozmnożyć. Niestety, takim ludziom często niełatwo zamknąć buzię prostym "nie wtrącaj się". I tak, ja też mam trochę bekę z ludzi, którzy sami średnio własne życie ogarniają, ale myślę, że ich rady i pomysły na życie innych to czyste złoto. Kiedyś miałam takich znajomych, którzy mieszkali w mieszkaniu jego rodziców. Ale rodzice, Niemcy, cały czas mówili, że jak już będą stać nad grobem, mieszkanie sprzedadzą, pojadą na jakieś fajne wycieczki, a synowie odziedziczą to, co zostanie w gotówce. Ci znajomi oboje nie zarabiali za wiele, bo woleli pracę wygodną niż przynoszącą dobre pieniądze. Dobra ich sprawa. Ciągle biadolili, że nie wiedzą, co zrobią, jak rodzice to mieszkanie sprzedadzą, bo w sumie na wynajem, a tym bardziej kupno, a nawet kredyt to ich bardzo ich stać. I oni najlepiej wiedzieli, kto powinien gdzie mieszkać, gdzie pracować, kiedy brać ślub i się rozmnażać. Gębę im na jakiś czas zamknęło pytanie, czy oni mają zamiar z jakąkolwiek organizacją funduszy na wynajem mieszkania, czekać, aż ich rodzice wypierrr na ulicę po sprzedaży mieszkania. Nagle się okazało, że "takie uwagi są nie na miejscu" :D

Odpowiedz
avatar didja
1 13

@Alien: Mylisz się. To ja będę wyżerać resztki ze śmietnika, ja - niepełnosprawna w stopniu znacznym. Tak jak ja zaliczyłam bezdomność, bo musiałam sprzedać mieszkanie, żeby pokryć koszty leczenia, bo zabrano mi dofinansowanie, żeby dać 500+ zdolnym do pracy, zdrowym i bogatym. Ale mieszkania komunalnego nie mogłam otrzymać, bo te nie są u nas dla niepełnosprawnych w stopniu znacznym, tylko dla pełnosprawnych, zdrowych i wcale niebiednych karyn z bombelkami. Wszelkie 500+, 300+, obiady w szkole i alimenty nie wliczają się do dochodu, więc rodzinka plusów mająca z ww.źródeł 5000 zł formalnie jest bez dochodu. Co innego niepełnosprawny, który ma 1200 zł renty, 7000* zł kosztów leczenia miesięcznie i ustawowe wykluczenie z pomocy społecznej. I to ja próbuję między atakami padaczki coś nagryzmolić na kartce, z której założycielka fundacji, która mnie zawodowo przytuliła, sporządza pisma do ministerstw wskazujące wykluczenia pomijanych i poszkodowanych i proponujące zmiany w prawie. A karynki tylko z kolejnymi wypalanymi "wicerojami", odstawione, pomykają na tipsy. ... Nie, oni nie będą wyżerać ze śmietników. Za duży elektorat. PS Nie byłam tak niepełnosprawna, dopóki nie zaczęto łamać art. 68 i 69 Konstytucji i odbierać pomocy konstytucyjnie uprawnionym na rzecz grup, które wprawdzie nie powinny otrzymywać pomocy, ale za to robią wynik wyborczy. * Dlatego musiałam wyprzedać wszystko, łącznie z mieszkaniem.

Odpowiedz
avatar digi51
4 10

@didja: Z jakiej mańki porównujesz autorkę do "karynek wypalających wiceroje i pomykających na tipsy"?

Odpowiedz
avatar Crannberry
6 10

@Alien: kalkulując w ten sposób, to nigdy nie ma dobrego momentu na dziecko. Zawsze można „więcej, wyżej, bardziej”. Jeszcze zrobić doktorat, jeszcze dostać lepszą pracę, jeszcze kupić większy dom, jeszcze kupić lepszy samochód, jeszcze pojechać na bardziej egzotyczne wakacje, A dziecko jest kulą u nogi, która ogranicza realizację planów. Tylko że jak daleko w ten sposób zajedziemy jako społeczeństwo?

Odpowiedz
avatar singri
6 6

@Crannberry: "Idiokracja". Mówi Ci to coś? ;)

Odpowiedz
avatar marynarzowa
1 1

@singri: eksperyment Calhouna

Odpowiedz
avatar irulax
1 1

@Crannberry: Tylko czasami, kiedy już masz odpowiednie wykształcenie, dobrą pracę i wymarzony dom/mieszkanie, niebezpiecznie wchodzisz w obszar "po trzydziestce". Znam kilka par mających duży problem z posiadaniem potomstwa w podobnej sytuacji. Niestety/stety wszystkim czas tyka. Nie wnikam kto jaką drogę dla siebie wybierze, ale ważne aby zrobił to świadomie.

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 5

@irulax: po trzydziestce to jeszcze małe miki. Sama miałam parcie na dziecko w wieku okolo 25 lat, ale kompletnie nie miałam na nie ani warunków, ani z kim go mieć. Komfortową sytuację: bezpieczna, stabilna praca, własnościowe, odpowiednio duże mieszkanie, partner, który nadaje się na ojca i bezpieczeństwo finansowe osiągnęłam w okolicach czterdziestki. Na dzieci za późno, zresztą już sobie tego nawet nie wyobrażam. A może trzeba było iść na żywioł 15 lat temu…

Odpowiedz
avatar digi51
-2 4

@Crannberry: Mieszkanie własnościowe bez kredytu to mało kto ma przed czterdziestką, chyba, że odziedziczy albo dostanie w prezencie. Zresztą, to tak na warunki polskie, bo w Niemcy dawno by wyginęli, gdyby każdy z rozrodem czekał na mieszkanie własnościowe ;)

Odpowiedz
avatar kurzajka
0 0

Jaka była wersja sąsiadki? Mniej więcej oczywiście

Odpowiedz
avatar arokub
-2 6

Ale jak to mechanika stać na więcej niż prawnika? Tutaj czuć ogromny ból tyłka.

Odpowiedz
avatar timka
-1 5

Prawda jest taka, że się lepiej od niej nie zachowałaś mówiąc przede wszystkim, że ma faceta nieudacznika. Ja rozumiem, że ona była bardzo chamska i próbowała Ci wtykać swój punkt widzenia, z tym, że ona nie wyzywała Was od takich czy takich a Ty już tak. Wam w życiu było dużo łatwiej i jakby nie rodzice to byłoby Wam o wiele ciężej z budową domu. Może ona za bardzo nachalnie to robiła ale jednak chciała dobrze- serio brać dom na kredyt na ileś lat i jeszcze do tego ciąża i studia- to naprawdę jest bardzo ryzykowne w dzisiejszych czasach. Oczywiście na pewno rodzice by Ci pomogli w razie w ale ona miała dużo racji. Jedyne co to nie powinna Wam mówić co macie robić ale to powinnaś od razu jej powiedzieć i tyle- by się nie wtrącała. Ale wyzywać kogoś- tym bardziej nie ją tylko jej mężczyznę no to tylko o Tobie świadczy.

Odpowiedz
Udostępnij