Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ciężko czytało mi się ostatnie wyznania dziewczyny o nicku "bojaniemamnicka" - niestety,…

Ciężko czytało mi się ostatnie wyznania dziewczyny o nicku "bojaniemamnicka" - niestety, przywołały nieprzyjemne wspomnienia o moim byłym.

Niestety, sama byłam kiedyś w podobnym związku i to aż 3 lata. Byłego, Tomka, poznałam przez znajomych i zrobił od razu na mnie piorunujące wrażenie. Nie dlatego, że był piękny niczym grecki bóg, robił raczej wrażenie chłopaka z sąsiedztwa. Zadbany wygląd, ale nie wypielęgnowany przesadnie, rozgadany, uśmiechnięty. Miał wokół siebie aurę ciepła i pozytywnego nastawienia do życia.

Poczułam, że mam ogromne szczęście, że Tomek akurat na mnie zwrócił uwagę. Jedna randka, druga i zaczęliśmy się regularnie spotykać, potem zostaliśmy parą. Tomek był, tak jak się spodziewałam, ciepłym, uśmiechniętym człowiekiem, którego w moim otoczeniu polubili wszyscy - od krytycznej przyjaciółki po konserwatywną babcię. Ciągle słyszałam, że mam szczęście, bo porządny, skromny i do tego dobra partia.

Dobra partia, bo Tomek właśnie kończył studia informatyczne, pracował już w zawodzie i nieźle zarabiał. Ja w tamtym czasie byłam dopiero na początku magisterki, nadal w dużej mierze byłam na utrzymaniu rodziców, dorabiałam tylko korepetycjami na codzienne wydatki. Nie wydawało to się być problemem - nie jestem typem, który potrzebuje luksusów, drogich wyjść do knajp i drogich prezentów. Tomek też często podkreślał, że podoba mu się, że nie lecę na pieniądze i że bardziej cenię czas niż wystawne wyjścia.

I taka była prawda. Więc nieco paradoksalnie nasze pierwsze spięcie były o prezenty. Byliśmy już rok razem, a konkretnie zbliżała się nasza pierwsza rocznica. Długo myślałam nad prezentem dla niego - nie chciałam, żeby było to byle co, kupione na szybko. Tomek interesował się modelarstwem - w związku z czym przeszukałam internety i kupiłam mu, może nie za miliony, ale jednak za, jak dla mnie, sporą kwotę, dość rzadki model samolotu do składania.

Na rocznicę umówiliśmy się na romantyczny wieczór u mnie w domu. Wszystko przygotowałam sama, wykosztowałam się trochę, żeby przygotować wytrawne jedzenie, do tego dobre winko. Wskoczyłam w seksowną kieckę i wyczekiwałam.
Byłam nieco zawiedziona, że Tomek przyszedł w dresie, jak tłumaczył prosto z siłowni. Nie wydawał się być szczególnie pod wrażeniem jedzenia, które ugotowałam, miał pretensję, że nie mam piwa dla niego. Jednak najbardziej byłam rozczarowana tym, że Tomek nie miał dla mnie żadnego prezentu. Nic. Mimo wszystko wręczyłam mu oczywiście jego prezent i usłyszałam tylko:

- No fajnie, dzięki

Atmosfera wieczoru się zepsuła, jednak jakoś przebrnęłam. Następnego dnia jednak postanowiłam mu otwarcie przyznać, że byłam trochę rozczarowana jego nastawieniem do naszego święta, a także tym, że nic mi nie podarował. Tomek rzucił tylko na luzie, że przecież prezent to nie obowiązek, on czegoś takiego nie uznaje. Odparłam, że pierwsze słyszę, żeby nie uznawał, bo często opowiadał mi, że swoim byłym robił prezenty przy takich okazjach. Tomek bardzo się zdenerwował i zaczął krzyczeć:

- Tak i mówiłem ci też, że to były lambadziary, które leciały na kasę! Nie chcę takiego związku, jeśli zależy ci na prezentach, to źle trafiłaś! Myślałam, że jesteś inna.

Skutek był taki, że to ja przepraszałam jego.

Niestety, takich sytuacji było więcej. Były na przykład sytuacje, gdy szliśmy razem do sklepu i kupowaliśmy po piwie na wieczór - każdy musiał zapłacić za siebie. Kilka razy odebrał mnie z pracy autem (pracowałam w wakacje w kawiarni) - nie prosiłam, sam proponował. Po którymś razie zapytał czy nie mam zamiaru dołożyć się do benzyny, skoro wszędzie mnie wozi. Często, gdy przychodził do mnie po pracy wyjadał mi pół lodówki - zdarzało się, że nie miałam zwyczajnie kasy, żeby zrobić znowu zakupy. Następnego dnia miał pretensje, że przychodzi głodny, a ja nie mam nic do jedzenia. Jeszcze bardziej bolesne było to, że zupełnie inaczej traktował kumpli. Nie miał problemu, żeby postawić im kolejkę w knajpie, podwieźć z imprezy albo zapłacić za ich drobne zakupy. Jak oferowali zwrot kasy odpowiadał:

- Stary, nie wygłupiaj się, nie będę się liczyć jak Żydzi.

Jak poruszałam ten temat słyszałam, że wybrał mnie, bo wydawało mu się, że nie lecę na kasę i nie jestem centusiem. Oczywiście, natychmiast powodowało to, że chciałam mu udowodnić, że taka właśnie jestem i nie zależy mi na pieniądzach.

Inny problematyczny aspekt to jego liczne znajomości z kobietami. Nie uważałam go za kobieciarza w sensie takiego, który kobiety uwodzi i zdradza. Miał jednak wiele przyjaciółek. Z początku myślałam, że to zwykłe luźne znajomości. Szybko jednak zorientowałam się, że ma z nimi bardzo ciepłe stosunki. Choć ciepłe może nie są dobrym określeniem. Jedna jego znajomość z pewną kobietą zakrawała już o lekką obsesję z jej strony. Zdarzało się, że gdy siedział ze mną i oglądaliśmy film, de facto 3/4 tego czasu spędzał na pisaniu z nią. Moje uwagi na ten temat kwitował zawsze tym, że ona ma jakiś poważny problem i potrzebuje rady albo, że ma właśnie ciężki okres w życiu i potrzebuje wsparcia. Raz rozmawiał z nią przez telefon. Słyszałam, jak mu mówiła, żeby do niej przyjechał, że go potrzebuje. Odpowiedział, że jest ze mną i nie może tak po prostu wyjść. Chwilę później zakończył rozmowę, a 15 min później wyszedł, twierdząc, że ma problemy żołądkowe.

Jego inne koleżanki też często do niego pisały. Spotykał się z nimi na kawę czy piwo, niby nic groźnego, gdyby nie to, że czasem odwoływał spotkania ze mną, żeby spotkać się z jakąś koleżanką. Jak tylko protestowałam - zarzucał mi, że chcę go odciąć od przyjaciół i ja na pewno też wsparłabym przyjaciółkę, gdyby tego potrzebowała. "Pałka się przegła" gdy jedną z tych kobiet przyprowadził na naszą randkę w restauracji. Tłumaczył, że koleżanka potrzebuje towarzystwa i wyjścia do ludzi , bo zostawił ją facet. Już to samo w sobie doprowadziło mnie niemal do furii, ale opanowałam emocje - nie chciałam się kłócić przy niej.

Gdy jednak przyszło do płacenia rachunku i zapłacił za nią, ale nie za mnie, nie wytrzymałam. Tak, zrobiłam awanturę tuż po wyjściu z restauracji. Mało, że on nie widział w tym nic złego - jego koleżanka zaczęła do mnie pyszczyć, że jestem zaborcza i nie potrafię uszanować przyjaciół Tomka. Wstyd mi do dziś - dałam jej w twarz. Po prostu w tamtym momencie czułam, że te wszystkie emocje, te wszystkie absurdy zalewają mnie, pochłaniają i taplam się coraz głębiej w bagnie.

Niestety, to nie był koniec naszego związku. Choć Tomek w jakimś sensie przyznał, że jego zachowanie mogło być postrzegane źle, to nadal większa część winy za ten wieczór spadła na mnie. A ja, durna, znów dałam się wpędzić w poczucie winy, bo jego koleżanka już chciała iść na policję, ale ją przegadał - przedstawił to wszystko tak, że w całej historii on był ratującym mnie rycerzem na białym koniu.

Sytuacja tak się ciągnęła - zagryzałam zęby, płakałam. Po pewnym czasie w mojej głowie był taki obraz, że Tomek jest wspaniałym facetem, który kocha mnie mimo moich wad, a ja ciągle wszystko psuję. Dochodziło do tego, że wyśmiewał mnie przy znajomych i wspólnie robili sobie ze mnie pożywkę, a ja siedziałam i wmawiałam sobie, że to wszystko jest ok.

Sama nie wiem, jak doszło w końcu do przebudzenia. Pamiętam, że po jednej z takich sytuacji rozmawiałam z koleżanką. Trochę sobie psioczyłyśmy na facetów i opowiedziałam jej, jak Tomek na jednej z imprez śmiał się ze mnie ze swoimi kolegami i przekręcił moje słowa w swojej opowieści. Opowiadałam to kompletnie niefrasobliwym tonem, tak jak się opowiada o tym, że ktoś spóźnił się 10 minut na spotkanie. Koleżanka popatrzyła na mnie zdziwiona i zapytała:

- Zaraz, twój facet wyśmiewa się z ciebie z kolegami, a twoim jedynym problemem jest to, że nie oddał Twoich słów wiernie?

Oczywiście, szybko zaczęłam się z tego tłumaczyć i chwalić Tomka, przecież był takim wspaniałym facetem, a niewielkie wady ma przecież każdy. Koleżanka już tego nie skomentowała, ale jednak - to trochę dało mi do myślenia.

Na kolejnym spotkaniu ze znajomymi zaczęłam na to patrzeć z innej perspektywy i nabrałam trochę pewności siebie. Gdy Tomek znów zaczął wywlekać nasze rozmowy i brylować obśmiewaniem mnie, rzuciłam:

- Tomciu, a może dla odmiany pośmiejemy się z ciebie? Z tego, że wozisz dalej pranie do mamy albo do mnie, bo pralki nie umiesz obsłużyć? Albo z tego, że przy twoich zarobkach szkoda ci kasy na jedzenie i wyjadasz z mojej lodówki? A może z tego, że twój zegarek to podróba z bazaru?

Koledzy ryknęli śmiechem, Tomek zrobił dobrą minę do złej gry i przez chwilę pomyślałam nawet, że skoro faktycznie wszyscy się z tego śmieją - to te przytyki wobec mnie też nie były niczym złym. Dopóki nie wróciliśmy do niego do domu, gdzie zrobił mi awanturę z piekła rodem. Że go ośmieszyłam, że nadwyrężyłam jego zaufanie. W tym momencie nie miałam poczucia winy, nie chciałam przepraszać, nie chciałam wszystkiego załagodzić - był w tym momencie tak strasznie żałosny.

I wtedy poczułam wewnętrznie, że to jest ten moment, w którym mam siłę powiedzieć mu, że nie chcę z nim być. Dosłownie moment jak z filmu, gdy pomyślałam "teraz albo nigdy" i bałam się, że te słowa nie przejdą mi przez gardło. Gdy już przeszły - sama się tego wystraszyłam. Kazał mi się wynosić.

Nie był to koniec. Tomek wielokrotnie próbował się ze mną skontaktować. Od wyznań miłości po groźby i wyrzuty. Inną trudnością była dla mnie reakcja otoczenia na to zerwanie. Kilka osób zachowało się ok, nie zadawało zbędnych pytań, bo tak naprawdę nikt nie wiedział, co mnie w tym związku najbardziej bolało - nie zwierzałam się nikomu. Inni biadolili, że powinnam się z nim jeszcze dogadać, że za łatwo odpuściłam ten związek. Kosztowało mnie dużo siły odeprzeć wewnętrznie te wszystkie sugestie.

Wiem, że wyszło długo, wiem, że historia jak z telenoweli. Nie mówię o tym chętnie. Myślenie o tym związku powoduje, że czuję się mała - nie chcę pamiętać o tym czasie, gdy pozwalałam się tak traktować. Ale być może czyta to ktoś, kto jest w podobnej sytuacji i ma mętlik w głowie. Jeśli tak - wierzcie mi, nie będzie lepiej. Będzie tylko gorzej. Jestem przekonana, że gdybym została z Tomkiem, wycisnąłby mnie psychicznie jak cytrynę, aż byłabym jego bezwolną lalką.

Do tego znajomość z Tomkiem wpłynęła na moje kolejne znajomości z mężczyznami. Bałam się kolejnego zranienia, stałam się paranoicznie ostrożna, wszystko interpretowałam na niekorzyść danego mężczyzny i wycofywałam się ze znajomości po pierwszych trudnościach. Dopiero 5 lat później poznałam obecnego męża, który cierpliwie budował moje zaufanie.

zwiazki faceci patologia

by ~nohej
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Mumei
9 11

Szamaciarz i tyle. Jeśli nikt nie reagował na to, że cię w sumie cały czas poniżał to świadczy o nich, że debile. Dobrze, że dostałaś impuls to obudzenia się z tego. Straszna gnida z niego i pewnie miał skoki w bok z tymi "przyjaciółkami". Dobrze, że udało ci się wyjść z tego bagna. Życzę szczęścia z mężem. ;)

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 8

@Mumei: Ja w takiej sytuacji też bym się pewnie nie odezwał. Po prostu przestałbym się zadawać z takim towarzystwem. Za dużo sytuacji widziałem, gdzie ludzie zwyczajnie się godzą na takie traktowanie, a jak ktoś stanie w obronie ofiary, to ta jeszcze do niego ma pretensje. Osobiście znam przypadek faceta, który dostał wyrok w zawieszeniu za pobicie. Pobił faceta, który bił kobietę. I zgadnijcie, kto to zgłosił na policję i oskarżył go o pobicie? Podpowiem, że nie facet. Także jakbym widział, że ktoś chce się z takiego układu wyrwać, że się stawia w takiej sytuacji, to pewnie bym się odezwał. Ale jak nie widziałbym żadnej reakcji, to raczej nie.

Odpowiedz
avatar digi51
7 7

@pasjonatpl: No wiesz, ale jednak jest różnica między rzucaniem się na kogoś z łapami, a np. nie śmianiem się z upokarzających kogoś żartów i zwróceniem uwagi, że to nie jest zabawne. Sama uważam, że nie da się pomóc osobie, która uważa, że pomocy nie potrzebuje, ale czasem drobny gest ze strony kogoś z otoczenia może być impulsem, to tego, że ktoś zdał sobie sprawę, że pomocy potrzebuje. Tak, jak w historii - ta koleżanka też jakoś specjalnie nie zaregowała, ale nie udawała też, że przedstawiona sytuacja jest dla niej normalna. Może wystarczyłoby, że znajomi nie śmiali się, jak facet jechał po własnej babie w towarzystwie - nie miałby poklasku to raczej by tego nie robił.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 7

@digi51: Tak. Tylko że to była jej znajoma, jej koleżanka, a nie ktoś z towarzystwa jej faceta, kogo praktycznie nie zna. Na pewno bym zareagował, jak byłem młodszy, ale za dużo widziałem sytuacji, gdzie ktoś właśnie w ten sposób poniża drugą osobę, ktoś staje w jej obronie, a on/ona na drugi dzień idzie pod rękę z toksykiem i ma pretensje do tego, co się wtrącał.

Odpowiedz
avatar digi51
4 4

@pasjonatpl: A teraz jakbyś zareagował? Jeden mało zabawny, niestosowny żarcik - ok, można się uśmiechnąć z grzeczności. Drugi, trzeci, kolejny... No widocznie upokarzające żarty i robienia z kogoś idioty wpasowane było w poczucie humoru towarzystwa. A żeby uznawać za śmieszne pernamentne poniżanie kogokolwiek trzeba być debilem - więc Mumei ma rację. Niezależnie od tego czy to osoba poniżana czy poniżająca, byłaby mi bliska - po prostu nie chciałabym tego słuchać. Nawet jeśli poniżającą byłaby moja przyjaciółka, a poniżanym prawie obcy facet.

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 6

@digi51: Dokładnie. Ja się nigdy z takich rzeczy nie śmieję, odczuwam dyskomfort i nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. A jeśli ktoś przegina to zawsze zareaguję, ale słownie. Jeżeli skończyłoby się to zakończeniem jakiejś znajomości, to trudno, nie potrzebuję w swoim środowisku tego typu osób.

Odpowiedz
avatar digi51
5 5

@Ohboy: I słusznie. Jako nastolatka miałam taką on-off "przyjaźń" z pewną dziewczyną. Jej popisowym numerem było wyciąganie jakiś wstydliwych faktów z życia znajomych i robienie sobie z tego żartów przy tej osobie. Gorzej jeszcze jak z zupełnie normalnych rzeczy robiła rzeczy wstydliwe - za mnie śmiała się, że ojciec jest ślusarzem (robol w sensie). Jak ktoś obraził to zaraz do niego leciała, że o co chooooo, przecież to żarty i w ogóle najlepsze psiapsi. Kilka razy zrywałam z nią kontakt, a potem jakoś i tak ten kontakt wracał i niesamowite jest to, że dopiero gdy miałam 22 lata zerwałam z nią kontakt na zawsze. Od tego czasu jestem cholernie wyczulona na wszelkie żarty czyimś kosztem. Uważam też, że dużo ludzi nie rozróżnia tego, że można się na przykład pośmiać z zabawnej sytuacji, która była udziałem danej osoby, a po prostu obśmiewaniem człowieka.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 3

@digi51: Jakbym zareagował? Na pewno bym się nie śmiał i więcej bym się z tym towarzystwem nie spotkał. Nie wiem, czy w ogóle bym tam został czy po prostu wyszedł.

Odpowiedz
avatar Ohboy
3 5

@digi51: Miałam kiedyś podobną znajomą, ale ona w liceum zaczęła się ogarniać i wyszła na ludzi, i sama przyznaje, że jej zachowanie kiedyś było słabe. Ja jako dziecko byłam bardzo wrażliwa i z tej wrażliwości do dzisiaj już zostało mi stawanie po stronie słabszych. Oczywiście nie zawsze jest kolorowo i faktycznie czasami dręczony staje po stronie dręczącego. Ale ja sumienie mam czyste.

Odpowiedz
avatar fursik
10 12

Tak działają psychopaci - na początku są ideałami, do rany przyłóż, a potem krok po kroku odbierają Ci pewność siebie, poczucie własnej wartości i budują przekonanie, że taka niemota sama by w tym świecie zginęła, ale masz szczęście, że Pan Idealny się zlitował nad tobą. Zobacz, jakie masz szczęście, nic tylko po stopach Go całować.

Odpowiedz
avatar Crannberry
10 14

@fursik: do tego każdy ma tzw. latające małpy (ludzie którzy mu wierzą i zawsze wezmą jego stronę). Kiedy u mnie zaczęły się problemy z moim byłym, zewsząd słyszałam (nawet od moich rodziców), jak moge w ogóle rozważać odejście od tak cudownego człowieka i wygadywać takie rzeczy na jego temat, przecież to taki ideał, to ja się powinnam bardziej starać... To potrafi zryć banię do tego stopnia, że sama zaczynasz kwestionować swoje postrzeganie rzeczywistości. Tylko jedna koleżanka uświadomiła mi, że byłam w przemocowej relacji, którą musze jak najszybciej zakończyć. Jedyna dobra rzecz, jaka wynika z tkaich doświadczeń, to że w przyszłości wyczuje się już takiego z kilometra i jakimś szóstym zmysłem wyczuwa się sygnały, których inni nie widzą

Odpowiedz
avatar Aniela
9 9

Kochana jesteś super babką i znalazłaś w sobie dużo siły, żeby od niego odejść a to już coś! Pomysl o tym doświadczeniu jak o lekcji. Dzięki niemu wiesz jakie zachowania są dla Ciebie nieakceptowalne. To nie porażka, nie czuj się mała. Czuj się wielka bo dzięki toksykowi dostałaś lekcję życia "stosunkowo" niskim kosztem.

Odpowiedz
avatar Semilinka
9 9

To jak bardzo ludzie potrafią osaczać i manipulować w związku jest przerażające. Aż mi się przypomina (całkiem świeża) historia z moją już chyba była przyjaciółka. Znalazła sobie faceta. Cud miód orzeszki. Po jakimś czasie okazało się że sprawdził jej wiadomości na telefonie i zrobił awanturę. O mnie. Bo jego zdaniem go okłamała a ja jestem wsibką babą która wywołała u niej depresję (byłam wtedy na początku leczenia i dużo rozmawiałyśmy o tym - ostrzegałam ją jak wyglądały pierwsze symptomy i prosiłam by zadbała o siebie). Doprowadził do konfrontacji telefonicznej ze mną. Wyglądało to tak jakby chciał zrzucić na mnie całe zło świata i bardziej czułam się jakbym tłumaczyła dziecku że trawa jest zielona a nie czerwona. Zabronił jej o nim rozmawiać (a dużo się wymienialiśmy spostrzeżeniami co do naszych związków i dużo się wspieraliśmy ale nigdy jedna nie wypływała na decyzje drugiej). Na weselu była moją świadkowa. Chciał żeby przyszła w białej sukience (bo myślał że zrobi mi tak na złość). A na weselu zadbał żeby kompletnie mi nie pomogła. Pojawiła się na godzinę przed rozpoczęciem ceremonii a ja z przygotowaniami zostałam właściwie sama. Na weselu zachowywał się jak gbur. Próbował mnie unikać gdy coś mówiłam odwracał się tyłem do mnie. Znajomi byli zażenowani jego zachowaniem bo sam obrażał się że za mało piją a przyjaciółce (i jeszcze jednej koleżance) nie pozwalał pić. Obmacał ją przy wszystkich, chwalił się że ją przeleciał w trakcie wesela. Nie pozwalał jej tańczyć z nikim i obraził się gdy wzięliśmy ja do tańca z koleżanką... I bardzo dobrze zadbał by moja relacja z nią niemalże znikła. Przyjaciółka nie może właściwie nic zrobić sama wszystko musi być dopasowane pod niego. Nie mogła przyjechać pomoc mi się przygotować "bo on nie może przyjechać później bo nie i przecież go nie zostawi samego żeby czekał". Ostatnio się zaręczyli. A ja się pogodziłam że z świetnej przyjaciółki nie zostało mi nic.

Odpowiedz
avatar Semilinka
0 0

@krogulec: Chyba nie moją. Nie komentowałam tego.

Odpowiedz
avatar Armagedon
7 9

Świetna historia. Ciekawa i bardzo dobrze napisana. Czyta się to jednym tchem, a na końcu czuje niedosyt. Zaś, co do meritum. Wśród nieźle sytuowanych facetów - wielu jest takich jak Tomek. Nie stronią od towarzystwa, mają licznych przyjaciół i bardzo lubią być lubiani. Niestety, wbrew pozorom, mają dużo kompleksów i w związkach damsko męskich brak im pewności siebie. Nisko się cenią, więc nie wierzą, że można z nimi być z innych powodów, niż kasa. To, na ogół, prowadzi do patologicznych układów z partnerkami, bo żadnej do końca nie będą wierzyć. Dlatego trudno im utrzymać związki, krzywdzą swoje kobiety - i siebie przy okazji. Pożałowania godni pozerzy i manipulanci, którym posiadanie pieniędzy niszczy życie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 października 2022 o 14:13

avatar mujer_verdadera
8 8

@Armagedon tak to wygląda, ja bym dodała że pieniądz jako proteza poczucia własnej wartości to tylko konsekwencja zaburzenia osobowości. Zaburzenia, które źródło ma w warunkach w których wzrastała. Odkąd interesuje mnie to z powodów osobistych (narcystycznie zaburzona teściowa i historia mojego małżeństwa) mam obserwację, że takie typy to przeważnie osoby dorastające bez ojca albo z ojcem wycofanym i narcystyczną lub nadopiekuńczą matką. Jest plaga bo dzieci z pełnych i prawidłowo funkcjonujących rodzin coraz mniej. Oczywiście nie jest to regułą i sama znam świetnych facetów, których tatusiowie się zawinęli ale tendencja jest

Odpowiedz
avatar mujer_verdadera
11 11

To jest książkowy opis narcystycznego typa. Koleś ma narcystyczne zaburzenie osobowości i przeszłaś przez wszystkie etapy: bombardowanie miłością, gaslighting (takie pranie mózgu kiedy typ wpędza Cię w poczucie winy sprytnie manipulując), deprecjacja. Podziwu godne jest to, że byłaś na tyle silna, że kiedy przyszło do ostatniego aktu niszczenia Twojej osoby, czyli narcystycznego zawłaszczenia, umiałaś ocenić to racjonalnie i wyjść z toksycznego związku. Wiele osób nie jest w stanie tego zrobić i brnie dalej. Musiałaś mieć kochających rodziców i dobrą atmosferę w domu

Odpowiedz
avatar mama_muminka
5 5

Napisałaś, że czujesz się mała. Powinnaś czuć się wielką, że wyrwałaś się z rąk toksyka.

Odpowiedz
Udostępnij