Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia HelikopteraAugusto przypomniała mi moją własną. Całe życie nienawidziłam matematyki, była to…

Historia HelikopteraAugusto przypomniała mi moją własną.

Całe życie nienawidziłam matematyki, była to niechęć wręcz wypalona na moim sercu. Zawsze uważałam się za umysł typowo humanistyczno - artystyczny, byłam w kołku teatralnym, recytowałam wiersze, malowałam obrazy. Nawet przez krótki okres czasu chciałam iść na architekturę, ale matematyka konieczna do tych studiów wydawała mi się przeszkodą nie do pokonania. I tak sobie leciałam przez kolejne lata edukacji szkolnej, gdzie każdej pani od matematyki śmierdziało z buzi, a zamiast wyjaśnień jak rozwiązać zadanie dostawałam puste formułki i zapewnienie „to powinniście już umieć”. A ja nie umiałam, ale jakoś mimo wszystko ślizgałam się z klasy do klasy na 3 czy 4.

Aż nastały czasy liceum, a do klasy wkroczyła ONA. Kojarzycie taki obrazek, Troll Face? Oj dużo takich karykatur powstało u mnie na marginesie w zeszycie od matematyki. Pomarszczona stara wiedźma, znienawidziła mnie od samego początku. Przyznam, z wzajemnością. Jej metoda nauczania to było napisanie wzoru na tablicy, a następnie, bez wyjaśnień, przejście do zadań. Zadania na tablicy rozwiązywał w milczeniu jeden z klasowych prymusów, po czym lekcja się kończyła. Dla mnie to było gorsze niż czarna magia, nie rozumiałam zupełnie nic. Jakiekolwiek pytania były kwitowane krótkim „tak wynika ze wzoru” albo „to powinniście wiedzieć z gimnazjum”. Wiedźma uwielbiała też kartkówki, nawet co drugą lekcję, w dodatku wzięła mnie na celownik, bo byłam pyskata i narzekałam, że nic nie tłumaczy.

I wtedy zaczęło się robić groźnie. Prawdziwa czerwona lampa zapaliła się mi jednak dopiero po napisaniu pierwszej próbnej matury, na której procent niebezpiecznie nisko odbiegał od zdawalnego poziomu. Czyli - zdałabym, ale ledwo. Wtedy się przestraszyłam, przecież głupia nie jestem a tu taki wynik. Znalazłam z polecenia korepetytorkę, studentkę matematyki. I nagle - czary! Okazało się, że to nie ja jestem problemem, że nagle wszystko rozumiem, że wszystko jest LOGICZNE. Z dwój i jedynek na kartkówkach nagle zaczęłam dostawać najpierw 4, potem 5 i 6.

Wiedźma nie mogła sobie odpuścić złośliwości po moim pierwszym sprawdzianie na 6, stwierdzając przed całą klasą, że widocznie nie był zbyt trudny, skoro nawet ja dostałam taką świetną ocenę. Maturę podstawową zdałam na 96%. W rok nadrobiłam zaległości całej edukacji, a wszystko to dzięki świetnej korepetytorce, która umiała tłumaczyć. Studia skończyłam na politechnice, przedmiot ścisły, i tam po raz pierwszy trafiłam na cudowną prowadzącą w instytucji państwowej. Dzięki niej całki to były moje ulubione, nic nie było na tyle trudne, żeby ona nie umiała tego wyjaśnić.

Dlatego jeśli macie z matematyką problem, poszukajcie kogoś, kto umie tłumaczyć, a może się okazać, że nawet ją polubicie :)

Dawno_temu_w_trawie

by ~Ginaturner
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar singri
8 10

Miałam kiedyś uczennicę na korepetycjach, której matematyczka nic nie tłumaczyła przy tablicy. Po prostu nic. Ale to i tak nic w porównaniu z moją koleżanką z klasy. Nie wiem, jak to się działo, ale ona kompletnie nic nie rozumiała z tłumaczenia naszej nauczycielki. Wszyscy rozumieli, ona nie. Więc spotykałam się z nią raz w tygodniu przed lekcjami i tłumaczyłam jej jak rozwiązywać zadania. Moje wywody rozumiała, nauczycielki nie...

Odpowiedz
avatar Ohboy
6 8

@singri: Przykład koleżanki idealnie pokazuje, że niektórzy potrzebują innych metod przekazywania wiedzy. Ale tego po prostu nie da się zrobić na lekcjach. Ja do dziś żałuję, że miałam taką kijową nauczycielkę matmy w liceum. W gimnazjum była super i miałam zawsze 5, bo wszystko rozumiałam, a w liceum babka jako osoba była w porządku, ale nie umiała uczyć. No i była dosłownie nauczycielką z memów, która w klasie dawała normalniejsze przykłady, a na sprawdzianach kosmiczne. Nikt nawet nie polizał u niej piątki, nawet ludzie, którzy potem poszli na kierunki techniczne i świetnie sobie radzili. :D

Odpowiedz
avatar singri
5 7

@Ohboy: Ale mi się wydawało, że tłumaczę tak samo, jak nauczycielka... Ale ja w ogóle mało tłumaczyłam, raczej kazałam rozwiązywać zadania. Raz pokazałam jak, drugi raz poprowadziłam za rękę, trzeci raz pomogłam, czwarty raz troszkę podpowiedziałam... I nagle wielkie zdziwienie "To ja to umiem?!" No umiesz, umiesz...

Odpowiedz
avatar Ohboy
3 5

@singri: Czasami wystarczy mała zmiana, żeby jednak tłumaczenie miało dla kogoś większy sens :)

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 4

@singri Czasem wystarczy, że jesteście sam na sam albo w małych grupach. W normalnych klasach jest dużo czynników rozpraszających i niektórzy nie mogą się skupić na tym, co mówi nauczyciel. A to ktoś coś powie (nawet szeptem) a to ktoś ruszy krzesło, a to papier szeleści albo cokolwiek innego. Na lekcjach sam na sam uczeń jest bardziej skupiony na tym, co mówi nauczyciel. Nawet jak chciałby gdzieś uciec myślami, to nie za bardzo ma jak, bo nauczyciel jest w 100% skupiony na nim. Nie ma całej klasy do ogarnięcia.

Odpowiedz
avatar Crannberry
2 4

3 anglistów w podstawówce, 3 w liceum plus siódmy na prywatnych lekcjach. Za Chiny nie mogłam załapać, kiedy stosujemy czas Past Simple, a kiedy Present Perfect. Zresztą nie tylko ja - nikt z klasy tego nie kumał, wydawało sie to być najtrudniejszym zagadnieniem z tego języka. W maturalnej klasie zaczęłam chodzić na zajęcia do gościa z uniwerku. Wyjasnił mi to w 30 sekund. Okazało się, że zasada jest banalna, tylko nikt wcześniej nie umiał jej sensownie wytłumaczyć.

Odpowiedz
avatar JustFive
1 3

Miałam to samo z fizyką. Do liceum nic nie rozumiałam. Dopiero w LO trafiła się babka, która tak to tłumaczyła, że nie dało się nie zrozumieć.

Odpowiedz
avatar Tee_can_do_that
1 3

Mój matematyk na zastępstwie w 1 klasie liceum zwykł odpowiadać na pytania uczniów: ,,bo taka jest definicja...''. Ale i tak ostatecznie tłumaczył lepiej, niż pani, która nastała po nim. U pana miałam 4 na koniec, co dla mnie było sukcesem na miarę Oskara, ale to była dopiero 1 klasa. Potem u pani ledwo wyciągałam 3, bo tłumaczenie kobiecie ewidentnie nie wychodziło. Jakie to szczęście, że nie załapałam się na obowiązkową maturę z maty.... A na niemieckim w LO pani aż tak dobrze szło tłumaczenie, że całą 2 klasę chodziłam na korepetycje do pani wykładającej na germanistyce. Zawsze miałam 3 na semestr, bez względu na to, co napisałam na klasówce... Jakież było zdziwienie zdziwienie ,,pani sor'', gdy napisałam maturę na 86%.

Odpowiedz
Udostępnij