Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielna trenerka część II. Każdy, kto ma "trenujące" dziecko, zgodzi się z…

Piekielna trenerka część II.

Każdy, kto ma "trenujące" dziecko, zgodzi się z tym, że obecność na treningu to podstawa. Owszem, czasem można odpuścić, dziecko nie robot i potrzebuje odskoczni od rutyny, ale jak za często słyszysz "a mogę dzisiaj nie iść na trening?", to chyba sport to nie jest to, co twoje dziecko chce robić. Ale jest jedna ewentualność, kiedy trening opuszczamy bez dyskusji, mianowicie kiedy dziecko jest chore, to chyba oczywiste, prawda? Otóż nie dla wszystkich, a na pewno nie dla piekielnej trenerki.

Po raz pierwszy spotkałam się z opcją "chora, nie chora, na treningu ma być!", kiedy Młodą dopadło jakieś zatrucie pokarmowe, dokładnie w autobusie, którym jechała na trening. Ledwie zdążyła wyskoczyć na przystanku, unikając "przyozdobienia' autobusu zawartością swojego żołądka, do domu wracała etapami wyznaczanymi aktywnością przewodu pokarmowego (czyli: podróż -> pospieszna "wysiadka" -> wymioty -> dalsza podróż -> czytaj od początku). Młoda zawiadomiła mnie (byłam w pracy), ja zawiadomiłam trenerkę, co usłyszałam? "No przecież powinna przyjść, ja tu mam jakieś kropelki na żołądek, to bym jej dała!".

Druga sytuacja - przychodzę po Młodą odebrać ją z treningu i widzę mamę jednej z jej koleżanek z klubu. Grzecznie się przywitałam, zaglądam na salę treningową (szklane drzwi) i widzę Olę (czyli córkę tej pani), siedzącą w kącie sali, ubraną w dres (dzieciaki ćwiczą w koszulkach i krótkich spodenkach), która najwyraźniej w świecie ma dreszcze i wygląda bardzo nieszczególnie. Z wielkim WTF? na twarzy odwracam się do jej mamy, no co ta z głębokim westchnieniem wyjaśnia, że Ola jest chora, była z nią u lekarza, a ponieważ godzina i trasa powrotu od lekarza zbiegała się z godziną rozpoczęcia treningu, postanowiły od razu wejść i wyjaśnić trenerce, dlaczego Oli nie będzie. Niestety, trenerka kazała Oli zostać. "Zawsze coś tam poćwiczy!"...

Trzecia - znowu przychodzę po Młodą, była wtedy w młodszej grupie, one kończyły trening, starsza grupa zaczynała. Wchodzi dziewczynka ze starszej grupy. O kulach. Z zabandażowaną nogą. Nie, nie złamanie, nie wiem czy skręcenie, czy zwichnięcie, czy inna kontuzja. Reakcja trenerki? Piekielna awantura "co ty sobie myślisz, przez twoją nogę dziewczyny będą teraz minimum miesiąc do tyłu z treningami, jak to nie przyjdziesz, to tylko noga, dasz radę!". To, że zaraz za nią weszła jej matka, w niczym nie pomogło, matka usłyszała dokładnie to samo (wcale nie grzeczniejszym tonem), dziewczyna ma przychodzić na treningi i już!

Nauczona doświadczeniem, kiedy z kolei Młoda miała drobną kontuzję nogi (naprawdę drobiazg, już nawet nie pamiętam teraz, co tam dokładnie było, ale jednak kilka dni mocno kulała), nawet nie próbowałam iść razem z nią na trening "pokazać" trenerce, dlaczego nie może przyjść, tylko napisałam sms-a z wyjaśnieniem. 15 min. po rozpoczęciu treningu telefon od trenerki, dlaczego Młodej nie ma??? Grzecznie wyjaśniam, że z powodu urazu nogi (kolano? kostka? nie pamiętam...) nie jest w stanie ćwiczyć, a poza tym napisałam sms-a. Oj tam, oj tam, jaki uraz! Chodzi? No chodzi, ale mocno kuleje... No to jak chodzi, to na trening! Postawiłam się, nie zgodziłam się, trenerka miała focha na Młodą przez miesiąc.

Od dawna wiadomo, że trening podczas choroby (osłabienie organizmu) przynosi więcej szkody, niż pożytku, trening z kontuzją to w ogóle jakiś absurd. Niestety, piekielna trenerka ma własne zdanie na ten temat.

akrobatyka_sportowa

by Xynthia
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar dayana
3 15

Dziecko posiada rodziców i idea jest taka, że rodzice powinni się postarać zapewnić dziecku dobrobyt. Dla innych osób cudze dziecko mogłoby nie istnieć, bo co to za różnica czy to jakaś Kasia, Ola, czy inna Zuzia? Dla rodzica to jednak robi różnicę, więc to rodzic powinien walczyć o dziecko. Nikt normalny nie zostawiłby dzieciaka w takim stanie na treningu - nie dość, że potrzebuje odpocząć, to jeszcze innych pozaraża. I potem dziwne, że tak łatwo jest sterować społeczeństwem, jak spora część dorosłych ludzi najbardziej chciałaby, żeby ktoś im powiedział co mają robić, bo po co samodzielnie myśleć...

Odpowiedz
avatar Bezpaniki
18 18

To nie pierwszy post na ten temat i narzekanie na trenerkę. Może pora zmienić trenera albo poważnie porozmawiać z klubem?

Odpowiedz
avatar gawronek
11 13

@Bezpaniki nigdy tego nie zrozumiem - ewidentnie widać że więcej z tych treningów może być szkody niż pożytku a mimo to dorosłe osoby (pomijam dzieci, bo jednak często trener to jakiś tam autorytet w kwestiach sportowych) dają się terroryzować jednej babie. Zebrać się i pójść do klubu z prostym warunkiem - albo trenerka się ogarnie lub ją zmienią albo klub traci kilku(nastu) podopiecznych.

Odpowiedz
avatar Armagedon
4 14

No cóż... Uczucia mam, że tak powiem, ambiwalentne. Ponieważ sama (jak zapewne wiesz) tę nieszczęsną akrobatykę sportową trenowałam ładnych lat kilka. I wszystko zależy od tego, czy sport traktujemy poważnie, profesjonalnie, czy też amatorsko i rekreacyjnie. Jeśli zamierzamy piąć się w górę, rozwijać umiejętności, zdobywać kolejne "klasy" (III, II, I, Mistrzowska), brać udział w międzynarodowych zawodach, zdobywać medale, to... faktycznie, na stękanie i kwękanie nie ma miejsca. I, faktycznie, trening to podstawa. Często "morderczy". Nie podejrzewam, żeby taki Małysz, Justyna Kowalczyk, Lewandowski, czy Iwona Guzowska - odpuszczali sobie treningi (nawet na wczesnym etapie) z powodu kataru, czy temperatury 37,2*C. Lub z powodu jakichś tam, lekkich kontuzji. Klucz do sukcesu - to systematyczność i dyscyplina. "Twardym trzeba być, nie miętkim". A sport wyczynowy zwykle generuje kontuzje, niestety. I na treningi chodzi się również z kontuzjami. Wiadomo, że z nogą w gipsie nie pójdziesz skakać na ścieżce, ale można wykonywać ćwiczenia statyczne. Rozciągające, lub siłowe, które w akrobatyce są bardzo ważne. Chodzi o to, by ciało utrzymać w formie, nie rozleniwiać się i nie odpuszczać. Bo w sporcie nie ma - chcę to pójdę, nie chcę - nie pójdę. Trening powinien być priorytetem. I chyba o to chodzi waszej trenerce. Pewnie ma duże ambicje i głód sukcesu, więc drażnią ją nadopiekuńczy, histeryczni rodzice, do których i tak ostateczna decyzja należy. Nikt nie lubi "syzyfowej pracy", względnie "głupiego roboty" - jak mawiała moja babcia. Oczywiście, że nie powinna być niegrzeczna, nieuprzejma, czy zbyt ostra, ale też trener "ciepłe kluchy" - to żaden trener. To opiekun na zajęciach w szkółce "trochę trudniejszej gimnastyki". Wiele zależy również od tego, czy nasze dziecko (i my) sport traktuje poważnie, długofalowo, czy wystarczy mu, że się może popisać przed rówieśnikami "szpagatem", "gwiazdą" czy "mostkiem". Oczywiście, że są sytuacje, kiedy dziecko na trening iść nie powinno (covid, na przykład), lub nie może - z innych, ważnych przyczyn zdrowotnych. Ale oznacza to, że wtedy również nie chodzi do szkoły. Zdarza się. Ale też nie może być tak, że chodzi na zajęcia co drugi trening. Bo jeśli jest tak chorowite - do sportów wyczynowych się nie nadaje i tyle. No, rozpisałam się. Ale akurat ten temat zawsze będzie mi bliski.

Odpowiedz
avatar Bryanka
0 4

@Armagedon: Mam podobne odczucia, chociaż trenuję inny sport wyczynowy. W czerwcu miałam kontuzję pleców, dokładniej odcinka lędźwiowego i miednicy. Fizjoterapeuta zalecił mi w dalszym ciągu wykonywać te ćwiczenia treningowe, które nie powodują u mnie bólu. Czyli mam np. nie robić ćwiczeń w galopie, ale w stępie, powoli, bez spinania się. Miałam też zakaz schylania się i samodzielnego siodłania konia. Powód tego wszystkiego jest bardzo prosty - mamy wrzesień, a ja dalej mam rekonwalescencję. Gdybym rzuciła treningi na kilka miesięcy, to mój organizm nie byłby zbyt szczęśliwy, a powrót do formy zawodniczej byłby dłuższy i ryzykowałabym kolejne kontuzje.

Odpowiedz
avatar Xynthia
3 7

@Armagedon: A, widzisz, mądrego to miło posłuchać. Nie jestem jak krowa na rowie i logicznymi argumentami dam się przekonać, więc owszem, z kontuzją nogi można ćwiczyć inne rzeczy i w sumie wtedy mogłam Młodą na trening posłać... Ale Ola miała gorączkę 38*, w sumie przez cały, dwugodzinny trening raz przećwiczyła z dziewczynami układ, resztę czasu przesiedziała pod ścianą, usiłując opanować dreszcze. No i dziecko, które kolokwialnie mówiąc "dalej rz*ga niż widzi", też raczej średnio się na trening nadaje... Nie mówiąc już o tym, że jak usłyszałam, że przecież trenerka mogła jej dać "jakieś kropelki", to mi się scyzoryk w kieszeni otworzył.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
0 2

@Armagedon: "Wiele zależy również od tego, czy nasze dziecko (i my) sport traktuje poważnie, długofalowo, czy wystarczy mu, że się może popisać przed rówieśnikami "szpagatem", "gwiazdą" czy "mostkiem"." Aż mi się przypomniało jak za dzieciaka chciałem trenować jakiś sport walki. Padło na karate. Chodziłem przez miesiąc i walki nie było tam wcale, tylko jakieś dziwne wygibasy i machanie łapami, przypominało to ćwiczenie układu tanecznego. Zrezygnowałem z treningów i potem mówię ojcu, że chcę na taekwondo, a on mówi: "Taa, pochodzisz miesiąc i przestaniesz, jak na karate". Dużo później, jak zapisywałem się jako dorosły na boks tajski, ojciec to samo: "Pochodzisz miesiąc, jak na karate" :D

Odpowiedz
avatar Armagedon
4 10

@HelikopterAugusto: No i ile pochodziłeś, już jako ten dorosły? Zaś, co do reszty... "...chciałem trenować JAKIŚ sport walki. PADŁO na karate. Chodziłem przez miesiąc i walki nie było tam wcale (...). Zrezygnowałem z treningów..." "...potem mówię ojcu, że chcę na taekwondo, a on mówi: "Taa, pochodzisz miesiąc i przestaniesz, jak na karate"." No i miał rację, tak by było. Bo ty sądziłeś, że od pierwszego treningu będziesz "lał wroga" na macie, a tu się okazało, że - nim do tego dojdzie - trzeba się przedtem wiele nauczyć. Z taekwondo byłoby to samo.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 4

@Xynthia: Słuchaj, ja nie twierdzę, że dziecko powinno dotrzeć na trening nawet pełznąc. Obawiam się tylko, że trenerka zbyt wiele już takich wymówek słyszała i nie wszystkim daje wiarę. Tym bardziej, że pewnie ma już jakieś doświadczenie i rozumie, że dzieci potrafią manipulować rodzicem. A to głowa mnie boli, a to brzuch mnie boli, gardło, ucho, oj, w ogóle umieram. Nie wiem ile dziewczynek przychodzi obecnie ma treningi, ale sama przekonasz się, jak szybko wiele z nich się "wykruszy". A dzieci nie są takie głupie. Rozumieją, że - skoro do czegoś się zobowiązały - to rodzic oczekuje konsekwencji. A może nawet "sukcesów". Więc, jak już się im "odwidzi", albo znudzi - będą się migać w taki czy inny sposób. Wiem coś o tym, z mojej, początkowo ponad dwudziestoosobowej grupy, po roku treningów zostało SIEDEM dziewczyn.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
2 4

@Armagedon: dwa lata, potem już nie miałem niestety czasu. Co do reszty, to chciałem sport walki, a nie machanie rękami w powietrzu. Sprawdziłem i sobie przypomniało, to się nazywa kata. Przez bity miesiąc była tylko kata, która nie ma nic wspólnego z walką i żadnego zastosowania w walce, więc odechciało mi się tam chodzić. Co do ostatniej części twojego komentarza, to zależy od sportu i trenera. Na boksie tajskim trener kładł największy nacisk na technikę, ale i tak raz w miesiącu były sparingi. Później jak już grupa była bardziej ogarnięta technicznie, to sparingi były częściej. Trening przygotowywał do walki, czego o treningach karate powiedzieć nie mogłem. Kolega z treningów, który trenował wcześniej boks, opowiadał, że na boksie sparingi są dużo częściej. Taekwondo nie wiem, bo nie byłem w końcu, ale przypuszczam, że byłoby podobnie jak z tajskim. Przy okazji, co trenowałaś i jak długo, że wypowiadasz się jak specjalistka w tej materii?

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 5

@HelikopterAugusto: Piszę w pierwszym komentarzu. Właśnie akrobatykę sportową (dziś gimnastykę akrobatyczną). Nieco ponad sześć lat. Wtedy jeszcze obejmowała skoki na ścieżce i na batucie. Dziś to osobna dziedzina. Późno zaczęłam jak na ten sport (11 lat), ale miałam potencjał (chudy kurdupel bardzo sprawny fizycznie), więc mnie przyjęli. Było to dawno, dawno temu, bo dziś dobiegam czterdziestki. Próbowałam wszystkiego, ale ostatecznie trenerzy zdecydowali, że najlepsze będą "dwójki mieszane", czyli - chłop na schwał podrzuca dziewczynkę. I na tym się skupiłam, co nie znaczy, że nie miałam też innych zajęć (właśnie batut, lub nawet balet dwa razy w miesiącu). Niestety, siedemnastka w tej dziedzinie sportu - to emerytura, głównie dla kobiet. Rosną cycki i tyłek (hormony), rośnie waga mimo ścisłej diety. I pa, pa akrobatyko. Jasne, że można trenować nadal, nikt cię z klubu nie wywali. Ale już na zawody raczej nie pojedziesz. Bo przyszli młodsi i lepsi. No jak? Usatysfakcjonowany?

Odpowiedz
avatar marcelka
4 4

@HelikopterAugusto: z tym karate... Ty chciałeś być jak "Bruce Lee karate king", a tu żmudny, nudny trening - pewnie celowy sprawdzian cierpliwości, wytrwałości i nauczka pokory. Poza tym, zanim dzieciaki się zaczną bić, dobrze żeby poznały swoje ciało, reakcje, więc rozciąganie, powtarzalność ruchów też jest ważna. No i miesiąc to nie tak długo, ile tych treningów mogło być - jeden/dwa w tygodniu?

Odpowiedz
avatar marudak
-1 1

@Armagedon a mnie sie wydaje, ze po 1, dziecko samo umie zdecydowac czy czuje sie na silach do treningu. Lewandowski, Swiatek itd maja silny charakter i niezlomna chec do sportu. Tyle, ze dopiero w zawodowej karierze mowia stop, mam kontuzje. Moja sprawnosc jest za duzo warta. 2. Poziomu jeb niecia trenerki nie poznasz dopoki, ktoremus dziecku nie zrobi krzywdy swoimi wymaganiami. Juz nie jeden przez takie madrosci skonczyl nie tylko kariere sportowa, ale i ogolnie ze sportem, bo powiklania po kontuzji uniemozliwiaja to.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
-1 1

@Armagedon: chodziło mi o sporty walki, ale ok, rozumiem cię. Może ty zrozumiesz mnie. Chodzi mi o to, że to machanie łapami na karate było dla mnie nudne i odechciało mi się trenować. Nie mówię, jak sugeruje @marcelka, że po kilku treningach chciałem robić akcje jak z filmów, ale jakiekolwiek elementy walki byłby mile widziane. O powtarzaniu nie musisz mi mówić, na tajskim to była podstawa, ale po ćwiczeniu np. prostego w powietrze, potem robiliśmy ćwiczenie w parach, że jeden uderza prostym, a drugi zbija albo robi uniki, a potem zmiana. Jeśli chodzi o kontuzje, to trener nie jest głupi i nie pozwoli grupie początkujących się nap***dalać bez ograniczeń.

Odpowiedz
avatar Librariana
10 12

Akurat w przypadku choroby zakaźnej przyprowadzanie dziecka na trening to skrajna głupota, bo z jednej chorej zrobi się kilka i wtedy dopiero będą zaległości w trenowaniu...

Odpowiedz
avatar marcelka
2 4

Wg mnie dobrze napisała @Armagedon, że to zależy od celów. Oczywiście - zdrowie jest najważniejsze, a z rozstrojem żołądka ciężko fikać koziołki, ale przewrażliwienie trenerki na punkcie opuszczania treningów może wynikać z nadużywania sytuacji typu "głowa mnie boli/jestem zmęczona/mam zły dzień itp. więc nie idę na trening". Ale tu z kolei wracamy do celu: jeśli dziecko trenuje bo realnie myśli o karierze sportowej na poziomie rywalizacji na mistrzostwach/zawodach - to treningi są czymś nadrzędnym. Jeśli dziecko chodzi na treningi, żeby się poruszać i "coś" robić, bo w miarę to lubi - to nie ma sensu zmuszać, jak ma słabszy dzień. A problem się robi, jeśli w jednej grupie są i takie, i takie dzieci.

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 8

@marcelka: "głowa mnie boli/jestem zmęczona/mam zły dzień itp. więc nie idę na trening". Dodałabym jeszcze "mam okres".

Odpowiedz
avatar tycjana12
7 9

Przepraszam,czy mama takiej Oli z przykładu nie powinna po prostu zabrać dziecka do domu?Na czas treningu staje się ubezwłasnowolniona z bycia rodzicem na rzecz trenerki?I zgadza się z nią bez mrugnięcia okiem bez emaptii względem własnego dziecka?Niepojęte...

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 3

@tycjana12: No tu, akurat, z tobą się zgadzam. Dużo zależy od tego jak dziecko się czuje. Co prawda 38* u dziecka to nie jest gorączka powalająca (ja pisałam maturę z polskiego mając 38,5* - i to po lekach przeciwgorączkowych), ale należy pamiętać, że żyjemy w "erze covida" i ostrożności nigdy za wiele. Panie wracały od lekarza, więc raczej wirusa nie było, niemniej, jeśli dziewczynka czuła się źle, było jej zimno, miała dreszcze - to jednak chyba powinna wrócić do domu. Pytanie tylko - czy na pewno chciała?

Odpowiedz
avatar tycjana12
2 2

@Armagedon: Z opisu wynika,że czuła się źle,ale jeśli nawet chciała-to rodzice są od oceny tego,czy dziecko ma uczestniczyć w danych zajęciach,bo to po pierwsze-dziecko będzie ponosić ewentualne konsekwencje ćwiczenia"na siłę",po drugie,rodzice wraz z dzieckiem-zwolnienie z pracy na czas choroby,lekarz,wydatki na leki-co można byłoby wyeliminować/ograniczyć przez odpoczynek i domowe sposoby na złe samopoczucie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@Armagedon: każdy jest inny, bardzo, bardzo rzadko choruje ale jak już sie zdarzy to temperatura w stylu 37.5 juz mnie rozklada a jak dobije do 38 to juz w ogole jakbym miala 40. Po prostu moj organizm na normalna temperature ok 35.6 i dla mnie to duzy skok.

Odpowiedz
avatar Badziong
2 4

A ja mam pytanie. Skoro tak źle jest z tą trenerką, to po jakiego luja Twoja córka tam nadal uczęszcza? Spoko, że może chce uprawiać dany sport, ale skoro tak ujowa osoba ją uczy, to dlaczego córka ma nadal się z nią męczyć? Zapewne jeszcze płacisz za treningi, to nie wiem tym bardziej dlaczego na to pozwalasz. Nie tylko Ty, ale i inni rodzice. Nie jestem pewien, ale chyba w wojsku mają większą empatię do chorego podopiecznego

Odpowiedz
avatar AimeeSi
0 0

Eee, ale czemu wy nadal te dzieci prowadzacie do tej baby? Ona chyba pod kogoś jeszcze podlega, nie? Jakbym ja coś takiego usłyszała, to to by był ostatni trening mojego dziecka w tym miejscu i zrobiłabym wszystko, żeby trenera też. To z wami jest coś mocno nie tak, skoro przyzwalacie na takie „zasady”.

Odpowiedz
avatar nazim
-2 2

Rodzice, którzy wysyłają swoje dzieci na treningi to świry !!! Jestem za aktywnością dzieci, za tym aby uprawiać rekreację, ale jakim trzeba być aby dziecko kierować w stronę sportu wyczynowego ?? Jak to powiedział jeden z profesorów "Sport to zdrowie.... ...stracone"

Odpowiedz
Udostępnij