Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Czytałam komentarze w historiach "okołoalkoholowych" i tak mnie wzięło na wspominki. Mniej…

Czytałam komentarze w historiach "okołoalkoholowych" i tak mnie wzięło na wspominki.

Mniej więcej 1/3 mojej klasy w podstawówce na wsi (lata 90.) miała przynajmniej jednego rodzica alkoholika.

Największe szczęście mieli ci, których ojcowie po pijaku się zabili. Dzieci dostawały rentę rodzinną i po czasie było widać, że odżywały, były lepiej ubrane, wyniki w nauce też na plus.

Część dzisiejszych już dziadków miała amputowaną nogę, choć jeden też pechowo złapał gangrenę i podobno umierał dwa dni w męczarniach.
Oczywiście można to tłumaczyć tym, że takie czasy, pili wszyscy itd., dziś to już zupełnie inna kultura.

Mimo tego w zeszłym miesiącu pożegnaliśmy pierwszego kolegę z klasy. Utopił się pijaku w wieku 30 lat. Pił mniej więcej od 16. roku życia z ojcem, właściwie bez przerwy.

Alkohol

by helgenn
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar HelikopterAugusto
10 10

Jako nastolatek i młody dorosły mnóstwo razy pływałem w jeziorach po pijaku, w nocy. Cud, że nic mi się nie stało. Teraz bym nie wszedł do wody po pijaku.

Odpowiedz
avatar Crannberry
7 19

Jeszcze nawiązując do tych historii alkoholowo-weselnych. Mam koleżankę. Wychowana na podkarpackiej wsi na przełomie lat 80/90. Ojciec chlał, po pijaku demolował dom, znęcał się nad żoną i dziećmi, gonił ich z siekierą po podwórku i tym podobne atrakcje. W końcu zapił się na śmierć i rodzina odetchnęła. Dziewczyna „wyszła na ludzi”, po latach terapii nawet jest w stanie stworzyć zdrowy związek, prowadzi normalne życie towarzyskie, tylko nie pije alkoholu. Bo jest trauma. Imprezy u niej w domu są bezalkoholowe i wszyscy rozumiemy dlaczego. Jeśli będzie brać ślub ze swoim facetem i robić jakieś przyjęcie z tej okazji, na bank będzie ono bezalkoholowe. I wiecie co? Nie wyobrażam sobie, jaką trzeba by było być tępą, zapatrzoną we własną dupę, amebą, żeby, znając ją i jej historię, tego nie uszanować i domagać się, że ma być wóda, bo jak nie, to coś tam coś tam.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 września 2022 o 11:05

avatar Ohboy
2 16

@Crannberry: Wiem, że zaraz znowu zlecą się minusować ludzie, którzy nie chcą przyznać, że mają problem z alkoholem, ale trudno. Nikt nigdy nie powinien musieć się tłumaczyć z tego, czy ma/pije alkohol na imprezie/weselu, czy nie. Jeśli ktoś mi mówi, że nie pije alkoholu, to po prostu kiwam głową i podsuwam pod nos sok. Jeśli ktoś umie się bawić tylko przy alkoholu, to cos jest nie tak. Wśród moich znajomych tylko 2 osoby nie miały ojców alkoholików, tylko jedna jest ze wsi (u niej co najmniej połowa klasy miała ojców alkoholików). My akurat normalnie pijemy alkohol, ale nadal każdy trochę z obrzydzeniem, a trochę z obawą patrzy na schlanych w 3 dupy i śmierdzący gorzałą ludzi.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 7

@Ohboy: Ja lubię się czasami napić, ale nie lubię się upijać, więc kiedyś często bywało tak, że po prostu nie chciałem pić więcej i patrzyli na mnie jak na dziwaka i zaczęli zadawać głupie pytania. Nauczyłem się od razu reagować werbalna agresją, typu "nie chce mi się więcej pić. Jakiś problem?". I na tym się kończyło. Jak próbowałem łagodniej, że po prostu nie mam ochoty na więcej, to zawsze trafił się ktoś upierdliwy, komu to przeszkadzało. Teraz już to się nie zdarza. Znajomych mniej i każdy zmienił podejście do życia. Alkohol dla każdego z nas ma dużo mniejsze znaczenie niż kiedyś. Może dlatego, że z wiekiem kace są coraz gorsze i człowiek dłużej się regeneruje. No i obowiązki.

Odpowiedz
avatar digi51
3 5

@Ohboy: No, ja akurat pewnie zostanę sklasyfikowana jako obrończyni alkoholików albo cicha alkoholiczka, ponieważ ta historia bazuje na innej historii, w której mojej zdaniem ciężko się doszukiwać piekielności, chociażby dlatego, że moim zdaniem taki wiejski sklepik może jedynie bogatą ofertą alkoholi konkurować z marketem. Ale nieważne, nie dyskutujmy o tamtej historii. Powiem tak: niby wiem, że tacy ludzie, którzy wywierają presję na picie są. Niby wiem, że są ludzie, którzy idą na wesele po to, aby się schlać w opór. W rodzinie mam dwóch alkoholików - jeden trzeźwy, drugi niestety nie. Ale uważam, że jednak jako społeczeństwo wyrastamy powoli z choroby alkoholowej. W tej historii mamy porównane dwie nieporównywalne sytuacje. Jedna to opis całej społeczności, w której co najmniej połowa chorowała poważnie na alkoholizm. Druga to przykład tego jak brawura spowodowana upojeniem alkoholowym doprowadziła do tragicznego wypadku. To NIE JEST porównywalne i jedno nie może być używane w dyskusji o drugiem. Ja swoje młode lata przechlałam. Dosłownie. Na studiach piłam kilka razy w tygodniu. Jedne wakacje ze znajomymi przepiliśmy. Dosłownie picie dzień w dzień. W wakacze kwestią priorytetową było dla nas mieć zapas alkoholu. A potem z wiekiem... No cóż, praca, stały partner i ten imprezki jakoś tak powoli coraz rzadziej, coraz szybsze zawijanie się do domu i coraz częściej spotkania były bezalkoholowe, bo jutro praca, bo ktoś autem, bo ktoś nie chce pijany do dzieci do domu wracać. Z alkoholu w ciąży zrezygnowałam bez najmniejszego problemu. W ogóle mnie nie ciągnęło. Po ciąży tak samo. Teraz bąbel trochę większy, to raz na kilka tygodni pozwolę sobie na piwko, a od wielkiego dzwonu trochę więcej. Alkohol lubię, ale im jestem starsza tym gorzej reaguje na większe ilości, a zobowiązań z wiekiem przybywa. I z tej mojej ekipy ochlapusów z młodości nikt nie ma problemu z piciem. Jak się spotykamy nikt nikogo nie namawia do chlania, jak nie chce. I dlatego uważam, że zupełnie czymś innym jest choroba alkoholowa, a czym innej po prostu lubienie alkoholu. To drugie może prowadzić do pierwszego, ale w wielu przypadkach nie prowadzi. Młodość, wakacje czy wesela - to wszystko ma swoje specjalne prawa. Z tą wódą na weselu - dla wielu ludzi wesele to jedyna okazja kiedy piją w ogóle. Do niedawna wszystkie wesela były na jedną modłę - chlanie, zboczone zabawy i wiejska orkiestra. Dla starszego pokolenia może to być szok i wymysły młodych. Brak wódy wywołuje taką samą reakcję jak np. brak zabaw weselnych albo forma przyjęcia, a nie wielkiej potańcówki.

Odpowiedz
avatar helgenn
0 2

@digi51: chłopak z historii "odziedziczył" po ojcu chorobę alkoholową. Podejrzewam, że nie jest jedyny, ale niezbyt często tam bywam.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-3 15

@Crannberry: @Ohboy: Jedna hipokrytka, druga histeryczka. Jedna - przeciwniczka wódy, organizuje wesele, na którym można się utopić w alkoholu, ale WÓDY (bo nie można powiedzieć wódki) nie ma. OCZIWIŚCIE! Bo przecież uchlać się można tylko wódą. Koleżanka z traumą bywa towarzysko na zakrapianych imprezach (sama nie pijąc), ale wesele NA PEWNO zrobi bezalkoholowe i biada temu, kto ją będzie ZMUSZAŁ do stawiania wódy. Druga twierdzi, że każdy, kto lubi bawić się przy alkoholu - zdecydowanie jest alkoholikiem. Jednocześnie pisze, że sama pije alkohol NORMALNIE (cokolwiek miałoby to oznaczać). Wniosek nasuwa się prosty, że nikt poza nią (i kimś, o kim mówi MY) nie umie pić normalnie. Dookoła sami degeneraci i alkoholicy, których należy się wystrzegać jak ognia, bo jeszcze gotowi zarazić alkoholizmem, wlewać wódę do gardła na siłę, lub kazać się spowiadać z powodów abstynencji. Wiecie co, koleżanki? Zaczynam powoli podejrzewać, że to wy obie macie problem alkoholowy. Czynny, lub bierny. Bronicie tej abstynencji jak niepodległości, z gorliwością neofity.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 9

@digi51: "Młodość, wakacje czy wesela - to wszystko ma swoje specjalne prawa. Z tą wódą na weselu - dla wielu ludzi wesele to jedyna okazja kiedy piją w ogóle." Jestem tego samego zdania. A nawet, jak sobie dadzą w palnik cokolwiek za dużo - no to i co? Zawsze powtarzałam, że ALKOHOL JEST DLA LUDZI. Pije się go NA CAŁYM ŚWIECIE, zwłaszcza gdy jest jakaś okazja. A czasem alkohol sam w sobie jest okazją. Oczywiście, picie alkoholu MOŻE prowadzić do alkoholizmu, ale nie musi. Zauważyłam jednak, że to nie nadmierne (ilość, częstotliwość) spożycie powoduje uzależnienie, a bardziej osobnicze uwarunkowania psychiczne. Szybciej wpadają osoby bardzo wrażliwe, nieśmiałe, z niską samooceną. Lub takie, które mają poważne życiowe problemy. Na przykład, alkoholikami często zostają osoby niepełnosprawne. Zresztą, jest to temat-rzeka. I masz rację również w tym, że ze studenckiego "chlania" się wyrasta, jak z krótkich spodenek. Być może, nie wszystkim to się udaje, ale zdecydowanej większości - jednak tak. Dlatego ta cała gównoburza związana z piciem (bądź szlabanem na picie) na weselach - jednocześnie mnie śmieszy i wkurza. Bo raptem wyszło na to, że ktoś kto preferuje wesela z odpowiednią (nielimitowaną) ilością alkoholu - jest pijusem, niemalże menelem, chce zepsuć młodym uroczystość rzygając po stołach i obsrywając kibel. A dla mnie, szczerze mówiąc, poślubna uroczystość z lampką szampana na dzień dobry i kieliszkiem likieru na do widzenia - to nie jest żadne WESELE. To jest zwykłe, zapewne eleganckie, ale sztywne przyjęcie, które młodzi chcą "odhaczyć" w miarę szybko i bezproblemowo. Bo, prawdę mówiąc, komu by się chciało siedzieć kilka godzin za stołem, o suchym pysku, i ględzić z ciotką klotką o dupie Maryni? Jak się bawić - to się bawić.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-2 8

@pasjonatpl: No właśnie. Zatem dajmy ludziom swobodę wyboru. Niech sami decydują, czy mają ochotę pić alkohol, czy nie - i w jakiej ilości. Wyobrażasz sobie domówkę sylwestrową, gdzie gospodarze robią składkę na imprezę, ale z góry zaznaczają, żeby nikt nie liczył na/nie przynosił alkoholu, bo skoro oni nie piją - to goście też nie będą. Dziś NAPRAWDĘ rzadko można spotkać kogoś, kto ci będzie na siłę wlewał alkohol do kieliszka, jeśli odmawiasz. A nawet gdyby to zrobił - zawsze możesz ten kieliszek zostawić pełny. No i tu chyba "na przymus" nikt ci do gardła nie wleje. Jasne, że nie musisz się nikomu tłumaczyć dlaczego nie pijesz. I w dzisiejszych czasach, uwierz mi, rzadko kto o to pyta. Najczęściej słyszę "nie - to nie, więcej dla mnie zostanie". Ale nawet podpity upierdliwiec zrozumie hasło "wracam do domu samochodem", "biorę leki" "idę na noc do pracy". Od czasów PRL jednak wiele się zmieniło. Raczej na plus. Aczkolwiek przyznaję, że nadal wielu kierowców prowadzi po pijaku. Większym, lub mniejszym. I to należałoby tępić bezwzględnie.

Odpowiedz
avatar Habiel
3 11

@Armagedon: Czy ty nie umiesz zrozumieć że forma imprezy zależy od gospodarza? Jak ktoś chce urodziny, wesele, czy jakaś kolację bez alkoholu, to trzeba być bucem, żeby się jego domagać lub wbrew gospodarzowi, przynosić. Nie pasuje Ci forma imprezy to nikt nie nakazuje Ci na nią przychodzić. Ktoś chce wesele z najbliższymi w formie kolacji- ty chcesz mieć dużą imprezę zakrapianą alkoholem za czyjeś pieniądze, to sobie taką imprezę zrób. A na kolację nie przychodź. Proste. Podpowiem Ci, że nie musisz mieć wesela żeby wynająć sale,zapłacić za talerzyk 350 zl, kupić tira wódki i nająć zespół, zaprosić 200 osób i zrobić sobie taką imprezę jaką oczekujesz od kogoś.

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 11

@Ohboy: @pasjonatpl: O jak mnie to irytowało w czasach studenckich, czy później w Irlandii (w Irlandii było z tym znacznie gorzej niż w Polsce) - konieczność tłumaczenia się, dlaczego dzisiaj nie pijesz, a wszystkie argumenty były wyśmiewane, nawet ten, że prowadzisz czy że bierzesz leki, których nie można łączyć z alkoholem. Też nie wiem, czy to kwestia wieku, czy innej kultury, ale po wyprowadzce do Niemiec w okolicach 30, problem zniknął. Kto chce, ten pije, kto nie chce, ten nie. @Armagedon: WTF? Jestem hipokrytką, bo na swoim weselu miałam open bar (co dzisiaj jest raczej standardem - wódkę, świętą trójcę: Cola, Fanta, Sprite i żagle z serwetek na stołach ostatni raz widziałam chyba w 2010 roku), gdzie każdy zamawiał sobie, na co miał ochotę i pech chciał, że shotów akurat nie chcieli. Jestem "przeciwniczką wódy", bo na imprezie piję to, co poda gospodarz, zamiast jej kategorycznie zażądać, albo wymknąć się na stację benzynową po flaszkę. Oraz "mam problem alkoholowy", bo idąc w gości, szanuję gospodarza i nie narzucam mu swojego widzimisię w kwestii, co ma stać na stole. Idąc do wegetarianina, nie żądam, żeby mnie karmił mięsem, idąc do abstynenta, nie żądam alkoholu. Ależ ze mnie zły człowiek...

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 7

@Habiel: I po co ten durny ostatni akapit? Miał wnieść coś konstruktywnego do dyskusji? Powiem wprost. Wesela bezalkoholowe - to ostatnio taki nowy krzyk mody. Robi się je dla szpanu, bo się chce zaistnieć, wyróżnić (nawet in minus) - lub z oszczędności. Zmyśla się do tego jakąś bzdurną ideologię (bo się wujek porzyga, a ciotka posika) i dorzuca aroganckie "się nie podoba - to won". Gość weselny zaczyna być NIKIM, liczy się o tyle, o ile przyniesie pieniążek. Poza tym, jeśli się gościom zabiera alkohol - powinno się im dać coś w zamian. Zapewnić jakiś naprawdę wystrzałowy program, żeby się dobrze bawili. I w dupie mam opinię, że "kto się nie umie bawić bez alkoholu jest...(i tu dowolny epitet), bo to zwykła demagogia. Każdy zdrowy, mogący się napić gość, będzie się lepiej bawił po alkoholu. Nawet starą babcię-srapcię, ogólnie niepijącą, ten jeden głębszy rozrusza - i jeszcze sobie zatańczy. Więc wkurvia mnie na maksa redukowanie normalnego, tradycyjnego polskiego wesela z alkoholem - do imprezy dla degeneratów, opojów i ogólnie dla menelstwa, pośród którego przyzwoity człowiek nie miałby czego szukać. Oraz przypinanie łatki alkoholików ludziom, którzy preferują zabawę z procentami. Wesele - to nie jest wymysł ostatnich czasów. To uświęcone tradycją przyjęcie celebrowane od tysiącleci. I przypomnę ci tylko nieśmiało, że na jednym takim, najbardziej chyba znanym, starożytnym weselu w Kanie Galilejskiej, to syn boży Jezus Chrystus, przemienił wodę w wino. Z tego powodu, zdaje się, że alkoholu zabrakło. PS Nie czepiam się wesel, które są bezalkoholowe z powodów ważnych i istotnych. A takich znalazłoby się kilka. (Na przykład - nowożeńcy, lub większość gości to trzeźwi alkoholicy). Wszyscy taki ważny powód zrozumieją, uznają za wystarczający i na pewno nie będą się "czepiać" ŻĄDAJĄC alkoholu mimo wszystko.

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 7

@Armagedon: na wszystkich imprezach bezalkoholowych (akurat na wesele jeszcze nie trafiłam), Na których zdarzyło mi się być, Brak alkoholu spowodowany był właśnie albo jakąś traumą rodzinną, albo faktem, że gospodarz jest w AA, albo względami religijnymi (praktykujący muzułmanie). Ale tutaj jako gość raczej wiem, do kogo idę i czego się mogę spodziewać. Z oszczędności ludzie raczej stawiają na stołach jakieś bełty wątpliwego pochodzenia i jakości jak z taniego all inklusiv, których faktycznie lepiej nie pić, żeby się nie zatruć (Albo nie oślepnąć, bo się akurat metanol trafił ;)) Tak w ogóle to najlepsze wesele, na jakim byłam, było w rodzinie mojego dziadka pod Nowym Targiem, gdzie zarówno jedzenie jak i wódka były domowej roboty. Grey Goosy i Belvedery się chowają :D

Odpowiedz
avatar Armagedon
-2 6

@Crannberry: Ale tak ogólnie, to wiesz o co ci chodzi, czy nie bardzo? Bo trafić za tobą jest bardzo ciężko i ja się już pogubiłam. Pod każdą "alkoholową" historią piszesz co innego i sama sobie przeczysz. Jedyne, co nie ulega wątpliwości to to, że dzielisz ludzi na elitę i plebs. Plebs na weselach pije wódę wątpliwej jakości i pochodzenia (kto wie, czy nie metyl), elity mają open bary. Jednocześnie zachwycasz się weselem, gdzie podano gorzałę domowej roboty. Nazywa się ona bimber. I nawet, jeśli dobrze przedestylowany i doprawiony - to jednak tylko bimber. No, ale może chodziło o domowe nalewki? Tylko robi się je na spirytusie i - nawet rozcieńczone - to sześćdziesięcio-procentowy alkohol. Pod jedną z historii popierasz i pochwalasz limitowanie alkoholu na weselach, pod inną ujawniasz, że twoje wesele odbywało się bez żadnych limitów. Widocznie sądzisz, że wesela dla plebsu muszą być z limitem. Bo się plebs sponiewiera i zeszmaci. Z jednej strony twierdzisz, że najważniejsze są upodobania gospodarzy, gdzie goście mają się dostosować - z drugiej, wyśmiewasz wódkę, "świętą trójcę" i żagielek z serwetki. Gdyby zamiast wódki był jarzębiak, starka, śliwowica, winiak, albo żubrówka z trawką - byłoby OK? "idąc w gości, szanuję gospodarza i nie narzucam mu swojego widzimisię w kwestii, co ma stać na stole." A KTO narzuca? Gość, w sumie, i tak ma do powiedzenia tyle, co Żyd w okupację, nikt się z jego zdaniem nie liczy, bo młodzi i tak postawią na swoim. Nawet nie ma prawa coś mu się nie podobać, bo wtedy jest "roszczeniowym chamem", który ŻĄDA". Najlepsze na koniec. "Idąc do wegetarianina, nie żądam, żeby mnie karmił mięsem..." Rozumiem. Gospodarz śmiało może lekceważyć fakt, że nie znosisz zieleniny i mieć w dupie, iż większość gości lubi mięso. [Nie powinien on zaprosić na imprezę samych wegetarian?] Działa to, zapewne, również w drugą stronę. Gospodarz-mięsożerca nie musi troszczyć się o menu dla zaproszonej veganki, a ona nie ma prawa ŻĄDAĆ (a nawet oczekiwać) jakiejś potrawy dla siebie. Co najwyżej, może siedzieć o gołym pysku, lub zwinąć manatki i wracać do domu. Wręczywszy uprzednio gospodarzowi drogi prezent. No, ewentualnie może nie przychodzić wcale. Gospodarz ma również prawo zrobić imprezę "na słodko", plus likier do picia, i zaprosić ze dwóch diabetyków. [Na marginesie. Cukrzyk w ogóle nie powinien pić alkoholu, a jeśli już - wyłącznie wódkę CZYSTĄ w umiarkowanych ilościach.] Zatem gospodarze wszystko powinni szykować "pod siebie", w ogóle nie mając na względzie upodobań/potrzeb zaproszonych gości. Taka nowoczesna "kindersztuba".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 września 2022 o 22:50

avatar Armagedon
-3 5

EDIT: W mojej rodzinie jest diabetyk. Na imprezach, początkowo, wszyscy o tym zapominali i bidulek musiał - popijając potrawy, lub kieliszek wódki - zadowalać się zwykłą wodą, lub herbatą. Z czasem - zaczął przynosić na przyjęcia własne napoje. No i gospodarzy to zawstydzało. Wyobraź sobie, że od dłuższego czasu każdy organizator imprezy dba o to, by w "menu" zawsze był duży napój typu "zero cukru". TYLKO DLA TEJ JEDNEJ OSOBY.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 września 2022 o 23:17

avatar Logo
0 4

@Armagedon akurat to jest zrozumiałe znam osoby, u których w domu po prostu się nie pije i dla mnie nawet gospodarze nie musieliby specjalnie zaznaczać, żeby nie przynosić alkoholu na sylwestra, i tak nikt nie brałby go ze sobą. Dla mnie to jest tak samo normalne jak to, że u mnie się nie pali

Odpowiedz
avatar Armagedon
1 3

@Logo: Aha. Czyli, osoby palące nie są zapraszane na twoje imprezy? Też tak można. Ale u mnie, na przykład, palący wychodzą na ganek przed klatką. I tylko dlatego, że wśród gości są również osoby niepalące. O ich zdrowie tu chodzi. Zaś, co do alkoholu... No, tu jest mały problemik. Ponieważ picie alkoholu (usprawiedliwione zresztą okolicznościami) wcale nie musi oznaczać chlania do nieprzytomności. A sylwester jest jedną z niewielu imprez w roku, na której picie alkoholu się akceptuje, a nawet zaleca. Zwłaszcza spełnienie noworocznego toastu podczas życzeń. Taka TRADYCJA, że pije się szampana. W zabawie przy alkoholu, generalnie, nic złego nie ma. Tylko trzeba znać umiar. Natomiast, jeśli ktoś jest zagorzałym wrogiem alkoholu i nigdy by nie pozwolił na spożycie choć kieliszka w swoim domu - w ogóle nie powinien organizować imprezy sylwestrowej, lub zaprosić samych abstynentów. PS Ten minus to nie ode mnie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 września 2022 o 18:40

avatar pasjonatpl
0 4

@Armagedon Tak czytam te twoje wypociny i po prostu pier...sz takie farmazony, że mam wrażenie, że potrzebujesz terapii. Gospodarz robi imprezę bezalkoholową? Ma do tego prawo i nie musi się tłumaczyć, dlaczego. A ty, jako gość, albo masz się dostosować albo nie przychodzić. I tyle. To tak jakby do mnie ktoś przyszedł w gości i zapalił sobie fajkę. No nie. Ja nie palę, nienawidzę dymu z fajek i nikt u mnie palił nie będzie. Jak ktoś ma z tym problem, to won.

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 2

@pasjonatpl: Wiesz co? Osobiście mam głęboko w dupie, czy na cudzej imprezie alkohol będzie, czy nie, bo sama go praktycznie NIE PIJĘ. Niemniej, miło by było wypić lampkę czerwonego wina do obiadu. Albo kieliszek szampana o północy. I nie widzę powodu, dla którego MOI GOŚCIE nie mieliby się napić alkoholu, jeśli mają na to ochotę. Nie jestem alkoholikiem z zaszytym tyłkiem, lub wieloletnim, przymusowym abstynentem, którego miałby drażnić i prowokować widok jakiejkolwiek otwartej butelki. Chcą - niech się napiją i dobrze bawią na MOIM przyjęciu, bo w końcu PO TO ich zaprosiłam. Chyba, że nie chcą. Ale to powinien być ICH wybór, a nie mój szantaż pod tytułem "jak się coś nie podoba - to WON!" Ty NAPRAWDĘ sądzisz, że dziś gospodarz to wielki pan i władca, ma prawo dyktować gościom warunki UCZESTNICTWA typu "zdejmuj buty, zasuwasz boso, bo nie będę po tobie sprzątał", "alkoholu nie będzie, bo ja nie będę pił", "przekąski tylko vege, bo ja nie jadam mięsa", "z napojów - kompot, bo tylko to mogę, a ciasta nie podam - bo żona się odchudza". Lub też - "możesz przyjść, ale sama". Bo co? KAŻDY aż przebiera nogami z ochoty, żeby tam być i nażreć się ZA DARMO? Kochany, DO DUPY z takim przyjęciem. Jeśli ktoś mnie, jako GOŚCIA, totalnie lekceważy i robi mi łachę, że mnie zaprasza - to ja też zlewam takie przyjęcie gorącym sikiem. Nikomu tam na mnie nie zależy, nie jestem nikim ważnym, spokojnie mogę odpuścić. Bez żalu. Zaś, co do papierosów... "...u mnie, na przykład, palący wychodzą na ganek przed klatką. I tylko dlatego, że wśród gości są również osoby niepalące. O ich zdrowie tu chodzi." Co ci się nie podoba w tym "systemie"? Na twoich przyjęciach palacze nie mają prawa puścić dymka nawet na zewnątrz? Bo ci zasmrodzą ogródek, lub wniosą do mieszkania zapach dymu na ubraniu? Czyli co? Powinni przyjść w nowych ciuchach i przez kilka godzin powstrzymywać się od palenia w ogóle? A jeśli nie potrafią - POSZOŁ WON!!!? To KIM są dla ciebie ci ludzie? I po co ich zaprosiłeś? Chyba mamy zupełnie różne wyobrażenie o tym, jak należy traktować GOŚCI w swoim domu, i jak powinno się być traktowanym - jako gość - w cudzym. Moje jest zdecydowanie "staroświeckie". PS Jestem osobą palącą. Sądzisz, że organizując imprezę powinnam powiedzieć "u mnie się pali, bo JA palę, i jak się to komuś nie podoba - to won z MOJEGO domu"? Bo, widzisz, normalnie to wietrzę dokładnie chałupę, a na imprezie SAMA zjeżdżam na fajka pod blok. W ostateczności - wychodzę na balkon.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 3

@Armagedon: Na zewnątrz mogą palić, byleby nie rzucali petów na ziemię, tylko do jakiejś popielniczki. Ale w domu nie. Moja chata, ja nie palę, nie cierpię dymu z fajek, i nikt nie ma prawa zapalić w środku. Tak samo jak ktoś sobie życzy, żeby po jego domu czy mieszkaniu chodzić butach, to będę chodził w butach, a jak chce, żeby buty ściągać, to też to zrobię. Czy naprawdę tak ciężko się dostosować, jak się przychodzi do kogoś w odwiedziny?

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 2

@pasjonatpl: Powiem tak. Pogaducha w internecie - to tylko pogaducha w internecie. Niczego raczej w moim życiu nie przewartościuje. Na szczęście, w moim środowisku, większość osób wie jak się zachować i jako gość i jako gospodarz. A chamów - ani nie muszę do siebie zapraszać, ani do nich na przyjęcia chodzić. Mnie kindersztuby uczono od dziecka, co nie znaczy, że nie popełniam błędów. Owszem, zaliczyłam kilka wpadek i jako gość i jako gospodarz, ale ogólne zasady podejmowania gości znam. A pierwsza zasada brzmi GOŚĆ JEST ZAWSZE WAŻNIEJSZY OD GOSPODARZA. I nie chodzi o to, żeby ktoś ci z domu mógł zrobić chlew, gasić pety na parapecie, a popiół strząsać na dywan, lub do kwiatka, żeby ci miał prawo narzygać do wanny, obsikać dywan, spić się jak świnia i obsrać fotel, lub oleandry w ogródku. Bo takiego gościa masz prawo wyrzucić z domu na zbity pysk. Chodzi o to, żeby gość czuł się "zaopiekowany" i miał wszystko, czego mu trzeba. "Czy naprawdę tak ciężko się dostosować, jak się przychodzi do kogoś w odwiedziny?" Generalnie założenie jest takie, że dostosować się powinien gospodarz, jeśli gości zaprosił i się ich spodziewa. Ale bywa, że odwiedziny wypadną "z marszu", gość przyjdzie niezapowiedziany, lub zapowie się tuż przed wizytą. Wtedy dostosować się musi on. Do twoich planów, do tego co masz w lodówce, do popylania boso (bo właśnie pastowałeś). Powinien grzecznie zaczekać, jeśli akurat coś kończysz robić, lub gotować. No i upewnić się, że nie przeszkadza. Możesz go przyjąć w dresie (choć raczej nie w szlafroku czy piżamie) i musi przyjąć do wiadomości, o której powinien wyjść (ale musisz mu o tym powiedzieć wcześniej, nie znienacka). Ja nie wiem, skąd się wzięła w ludziach ta tendencja do traktowania gości "z góry", jak zło konieczne, jak by to oni chcieli się "wbić" na siłę do naszego domu i przestawiać nam meble? Skąd to lekceważenie i pogarda dla tych, którzy zaproszenie przyjęli? Nie lubisz robić imprez - to ich nie rób, obowiązku nie ma. Ale jak już je robisz, zadbaj o to, żeby ludzie czuli się dobrze, swobodnie i niczego im nie zabrakło. To są twoi znajomi, przyjaciele, rodzina, lubisz ich, szanujesz... W końcu to DLA NICH robisz to przyjęcie... Czy nie?

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 2

EDIT: "Tak samo jak ktoś sobie życzy, żeby po jego domu czy mieszkaniu chodzić butach, to będę chodził w butach, a jak chce, żeby buty ściągać, to też to zrobię." Zdanie powinno brzmieć... "Jeśli gość życzy sobie chodzić po mieszkaniu boso - niech chodzi, może ma buty niewygodne. Jeśli zaś woli pozostać w eleganckich butach - pozostanie." Ale masz rację. Jeśli gospodarz żąda w progu zdejmowania butów - to pewnie je zdejmę, choć nienawidzę chodzić boso, a na pewno nie w cudzych, rozdeptanych kapciach do wizytowej sukienki. Tyle, że już będę wiedziała, iż dla tego gospodarza, od jego gości, ważniejsze są jego podłogi.

Odpowiedz
avatar Nanatella
1 3

@Crannberry: cóż, jeśli ktoś robi wesele dla siebie, to oczywiście może nie stawiać alkoholu - ale jeśli zaprasza gości i chce, żeby oni dobrze się bawili, to jednak alkohol wypada postawić. Nie każdy jest uzależniony, nie każdy ma alkoholowe historie rodzinne, a jednak większość gości weselnych lubi sobie przy takiej okazji wypić kilka kieliszków wódki/bimbru/wina czy czegokolwiek innego. Zupełnie nie rozumiem tego trendu, zgodnie z którym para młoda robi wesele tylko dla siebie, nie zwracając uwagi na potrzeby gości. Gdyby para młoda słuchała metalu, to na weselu też byłaby tylko taka muzyka? Według mnie są rzeczy, które młodzi robią typowo pod siebie (wybieranie strojów, dekoracji, auta itp.), ale są też takie, które powinni dobierać pod gości (muzyka, alkohol, menu). Jeśli komuś nie zależy na gościach i na ich dobrej zabawie, to po co robić wesele? Zrozumiałabym, gdyby ojciec żył i on, albo też inni krewni, byli uzależnieni. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby inni nie mogli się napić alkoholu, bo nieżyjący już ojciec był alkoholikiem.

Odpowiedz
avatar gawronek
-1 3

No cóż, Dorosłe Dziecko Alkoholika. Bardzo przykre przypadki. Zresztą cała Polska ma w tym momencie ze 3 zniszczone pokolenia przez alkoholizm. Zmiana ustrojowa nie była zbyt lekka dla nas ...

Odpowiedz
avatar mama_muminka
2 2

@gawronek Przed zmianą ustrojową też alkoholików nie brakowało. Mój dziadek zapił się w 85'

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
1 1

@gawronek Za komuny wcale nie było pod tym względem lepiej. Po przemianie ustrojowej za picie w pracy można było wylecieć. Wcześniej wręcz przeciwnie. "Kto nie pije, ten kapuje".

Odpowiedz
avatar MikiMik
1 1

Takie czasy, ludzie tracili pracę, styl życia odwracał się do góry nogami bo jednego dnia byłeś kierownikiem w państwowym zakładzie a drugiego dnia zakład zamknięty bo przemiany gospodarcze a ty zbierasz szparagi u jakiegoś gburowatego niemca aby mieć za co jedzenie kupić i na otuchę pozostawał alkohol. Inna rzecz że dzisiaj może alkoholizm przestał być modny ale inne hobbi są nadal, palenie palenie papierosów, przekraczanie prędkości na drodze. W wiosce rodziców, 3 miesiące temu 2 osoby zginęły bo władowały się na drzewo jadąc za szybko, wczoraj jadę sobie w odwiedziny do nich, jadę zgodnie z przepisami 50 km/h a wszyscy mnie wyprzedzają ...

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@MikiMik Tylko że za komuny też chlało się na potęgę. Picie w pracy było dozwolone, a wiele rzeczy załatwiało się za wódkę czy bimber, ewentualnie piwo. Taka nieoficjalna waluta. Także komuna mocno się do tego przyczyniła.

Odpowiedz
avatar Jia
1 1

@pasjonatpl dokładnie. Moja mama całe życie nie lubiła pić alkoholu przez wszechobecne pijaństwo za czasów jej dzieciństwa. Opowiadała jak nie raz, jako uczennica podstawówki, szła na przystanek autobusowy, żeby wyciągnąć z rowu swoją pijaną w sztok matkę, a moją babcię , która wracała z pracy. Babcia była urzędniczką w gminie i niemal zawsze była jakaś okazja,a jak nie było okazji to i tak się piło. O dziadku nie wspomnę, bo ten pił już codziennie i cud, że jako tokarz nie stracił żadnego palca. Starsze pokolenie w mojej rodzinie pracowało w różnych branżach, w przemyśle, w leśnictwie, w rolnictwie - zgodnie wszyscy mówią, że kiedyś było po prostu społeczne przyzwolenie na picie w pracy.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
-1 1

@Jia A czemu mieliby się pilnować, skoro nie można było stracić pracy?

Odpowiedz
avatar zielagz
-3 3

I co w związku z tym?

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@zielagz: strona nazywa się piekielni i laska opowiedziała piekielną historię.

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

To że dzieci powielają wzorce rodzicielskie to jest niestety bardzo częste. Sama miałam byłego, który mi opowiadał o ojcu alkoholiku, jakim był tragicznym rodzicem i jak on sam jest zupełnie inny i taki nie będzie... a równocześnie pił alkohol codziennie. Codziennie. Ale twierdził, że nie jest alkoholikiem, bo nie przepija całej pensji od razu, nie pije sam i nie chleje do zgonu (inna sprawa, że alkoholicy zazwyczaj nie mają zgonu, z tego, co widzę wśród znajomych)

Odpowiedz
Udostępnij