Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Miałam dobrze funkcjonujący układ z sąsiadką (drzwi obok), gdy wyjeżdżałam na weekend.…

Miałam dobrze funkcjonujący układ z sąsiadką (drzwi obok), gdy wyjeżdżałam na weekend. Ona przychodziła do mojego kota wyczyścić kuwetę i pobawić się z nim, ja w zamian kupowałam jej ulubioną czekoladę. Wszystko działało dobre trzy lata, aż do czasu gdy przeprowadził się do niej syn. Typ starego kawalera, który, nie znosi kotów. Nagle sąsiadka odmówiła opieki nad kotem.

Spytana dlaczego, oznajmiła:
- Syn się nie zgadza, a poza tym muszę się nim zająć.

Przyznam, że zbaraniałam, bo nie wiem jak można "zajmować się", 47-letnim facetem, który nie jest kaleką i normalnie pracuje. Ale trudno.

Jestem raczej domatorem, więc wyjazdy tego typu zdarzały się może dwa razy do roku. Sąsiadka przychodziła na maks 30 minut - tyle aby wyczyścić kuwetę, pobawić się z kotem i dać mu jeść. Na wakacyjne wypady angażowałam już kogoś z rodziny.

Sąsiedzi

by ~Sora
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar mg1987
-4 16

Może źle zrozumiałaś i nie "nie znosi kotów" tylko "ma straszne uczulenie na kocią sierść"?

Odpowiedz
avatar Pantagruel
0 18

@mg1987: I co to zmienia? To sąsiadka zajmowała się kotem a nie jej syn.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
5 25

@Pantagruel To, że zawsze przyniesie odrobinę tej sierści na sobie? Poza tym ciekawe, jak ta historia wygląda z drugiej strony. Miłośnicy zwierząt często mają problem z obiektywizmem. Zwłaszcza jak chodzi o ich własnych pupili.

Odpowiedz
avatar Grav
16 20

@Pantagruel: Zmienia, zmienia. Samo wejście do mieszkania, w którym jest kot, powoduje, że na ubraniach zaczyna odkładać się sierść. Jako koci alergik mówię Ci, że to robi różnicę.

Odpowiedz
avatar Honkastonka
3 11

@Pantagruel a to, że kłaki się przenoszą, podobnież hormony.

Odpowiedz
avatar Honkastonka
3 11

@Pantagruel oczywiście FEROMONY, nie hormony. Miałam zaćmienie.

Odpowiedz
avatar KwarcPL
7 13

@pasjonatpl: A to prawda. Mieliśmy z dziewczyną epizod petsitterski (nawet go opisałem w swojej ostatniej historii), więc znam to z pierwszej ręki. Jakbym mieli podnosić stawkę o 5 zł za każdym razem jak stan faktyczny nie zgadzał się z zapewnieniami to na koniec musielibyśmy brać 2-3 razy więcej niż na początku XD Co do syna to nigdy nie wiadomo co się dzieje za zamkniętym drzwiami. Może wydawać się całkowicie zdrowy, ale chorować na coś poważnego. To ma nawet swoją nazwę, "wysoko funkcjonujący". No i tak jak przedmówcy pisali, jak ma alergie na kota to po zawodach.

Odpowiedz
avatar mg1987
4 6

@Pantagruel: jeśli to nic nie zmienia to pogłaszcz kota, a potem spotkaj się z alergikiem. Na pewno nic mu nie będzie. :P

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
5 7

@mg1987: Nawet nie poddawaj takich pomysłów, bo jakiś debil gotów to zrobić. A jak ktoś ma silną alergię i nie będzie miał odpowiednich leków pod ręką, bo sie przyzwyczaił do obcowania z myślącymi i odpowiedzialnymi ludźmi, to może być problem.

Odpowiedz
avatar mg1987
3 5

@pasjonatpl: w sumie racja. Zapomniałem, że to internet.

Odpowiedz
avatar Lypa
19 31

Stan faktyczny, jak wynika z wpisu: Sąsiadka odmówiła przysługi, do czego miała prawo (i to, że poprzednio się zgadzała tego nie zmienia). Wykrytych piekielności: 0.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 sierpnia 2022 o 12:08

avatar mesing
2 4

@Lypa: Ale tu nie było przysługi ale usługa. Zachodziła wymiana w barterze - opieka nad kotem w zamian za zapłatę czekoladą :)

Odpowiedz
avatar digi51
10 24

Nie Twoja sprawa, tak szczerze mówiąc. Bóldupisz, że sąsiadka odmówiła wyświadczania Ci przysługi. Rozumiem, że nie byłoby to piekielne, gdyby odmówiła ot tak, więc piekielnością ma tu być to, że zrobiła to na życzenie dorosłego syna. No więc ja tu widzę kilka możliwych opcji. 1. Sąsiadce wcale nie było na rękę czyszczenie Twojemu kotu kuwety. Syn był tu wymówką do wymiksowania się z niewygodnego układu 2. Syn ma alergię i wchodzenie sąsiadki w kontakt z Twoim kotem miało dla niego nieprzyjemne konsekwencje 3. Syn uważa, że wykorzystujesz jego matkę i jej to uświadomił, skrótowo "nie zgodził się". Zdaje się, że chciałabyś, aby przyklaśnięto Ci w tej powierzchownej ocenie relacji matka-syn. Skoro nie było Cię przez weekend, to nie wiesz, ile czasu sąsiadka u Ciebie spędzała, może nie było to 30 min, a pół dnia, a syn był zirytowany, bo chciał spędzać z matką czas. Możesz to sobie oceniać jak chcesz, ale to ich wewnętrzna sprawa. A Ciebie najprawdopodobniej tyłek boli, że nie będzie już darmowej petsitterki.

Odpowiedz
avatar Chrupki
-4 24

@digi51: Można i tak to interpretować, ale dla mnie historia toczy się wokół tego, że sąsiadka, zamiast podać normalny, szczery i "dorosły" powód odmowy ("nie mam już na to czasu, ostatnio sprawia mi to coraz większy problem, nie chce już tego robić" - cokolwiek sensownego i wprost), zrzuca odpowiedzialność za odmowę na kogoś innego jak mała dziewczynka. Takie wyjaśnienie wali ściemą na kilometr i teraz nie wiesz, czy ten syn to jakiś psychopata, a może faktycznie ma alergię? Czy może matka od lat nie wiedziała jak się z tego wymiksować, a autorce teraz głupio, bo nie chciała chyba nikomu robić problemu? Nie cierpię takich nieśmiałych babek, co nie potrafią nic powiedzieć wprost i przez to ciągle jest jakiś kwas, bo nie wiadomo, o co właściwie chodzi...

Odpowiedz
avatar digi51
9 13

@Chrupki: Ale czy serio odmawiania jakiejś przysługi z podaniem nieprawdziwego powodu jest piekielne? Dla mnie może być śmieszne, szczególnie jeśli wymyślony powód jest absurdalny. Piekielne byłoby niedotrzymywanie słowa, wycofywanie się w ostatniej chwili albo zgodzenie się, a potem jojczenie na ten temat. "Nie cierpię takich nieśmiałych babek, co nie potrafią nic powiedzieć wprost i przez to ciągle jest jakiś kwas, bo nie wiadomo, o co właściwie chodzi..." - ale tu nie ma żadnego kwasu, a tym bardziej "ciągle". Odmówiła, podała swój powód i koniec tematu. Autorka nie podstaw sądzić, że syn jest psychopatą. Nawet jeśli "nie zgodził się" na coś, co bezpośrednio go nie dotyczy to jeszcze nie jest żaden objaw bycia psycholem. Poza tym, tak teoretycznie wszyscy wolimy usłyszeć prawdę, w praktyce - często białe kłamstwo jest rozwiązaniem lżejszym i mniej skomplikowanym. Ja już nie oceniam. Doświadczenie nauczyło mnie, że często z mówienia rzeczy wprost jest większy kwas niż z wymówek. Szczególnie, że osobiście nie czuję się zobowiązana spowiadać ze wszystkiego osobom, które nie są mi szczególnie bliskie, a niektórzy po prostu lubią męczyć bułę. Przykładowo ktoś wyciąga mnie na imprezę, jak powiem, że jestem zmęczona to słyszę "ojej, no to napij się kawy, no dawaaaaaaj", a jak powiem, że pracuję to mam spokój. Wszyscy kłamią. Czy teoretycznie powiedzenie prawdy coś by tu zmieniło? Nie wiem, jak zareagowałaby autorka, ale znam co najmniej kilka osób, które na tekst typu "wiesz co, jednak nie mam ochoty dłużej wyświadczać Ci tej przysługi" zareagowałyby typowym jęczeniem albo wyrzutami. Bo przecież, to, że jesteś zmęczona, nie masz ochoty, jakoś Ci jednak nie pasuje to jest tylko widzimisię, które zawsze można zmienić.

Odpowiedz
avatar Chrupki
-2 12

@digi51: wspomnianych babek nie cierpię w ogólności, ta szczególna sytuacja skojarzyła mi się z innymi moimi doświadczeniami, i stąd refleksja ogólna, jedynie pośrednio związana z historią:-) Dla mnie kwas jest, bo jak ktoś mi wali ściemę, to zastanawiam się, jaki był prawdziwy powód, stąd snucie różnych, nawet absurdalnych przypuszczeń. I tak psychopata, to po prostu przykład snucia teorii wyjaśniających. No i trochę mnie by jednak niepokoił dorosły, samodzielny, pracujący człowiek, który zabrania czegoś swojej mamie, a ona się temu nie sprzeciwia, tylko "musi się nim zająć". Sytuacja niekomfortowa z perspektywy autorki, bo nie wiesz, czy syn ma coś do Ciebie, czy do kotów, czy do matki? Ale możemy przyjąć, że to mój problem. Zważ tylko, że białe kłamstwa to takie, które są na tyle prawdopodobne, że nie budzą zastrzeżeń. Mówisz, że nie możesz iść z kolegami, bo pracujesz, a nie, że znalazłaś na podwórku truchło niedźwiedzia i musicie to z sąsiadem zakopać, zanim zacznie śmierdzieć. Wyolbrzymione, by pokazać absurd sytuacji, gdy dorosła kobieta zasłania się zakazem od swojego dziecka. Gdyby moje małoletnie dziecko zwaliłoby coś na mnie, że "mama nie pozwala", to ma sens i jest realne. Ale gdybym ja mówiła, że moje dziecko mi czegoś zabrania, no to pojawia się sporo znaków zapytania, nie?

Odpowiedz
avatar digi51
7 11

@Chrupki: No widzisz dla mnie kwas oznacza sytuację, w której między ludźmi jest jakaś niesnaska. Tak więc kwas w tej sytuacji byłby, gdyby któraś ze stron robiła jakieś wyrzuty, była obrażona etc. To, że syn jej czegoś zabronił nie jest, aż tak nieprawdopodobne jak kopanie grobu dla niedźwiedzia :D Mógł jej "zabronić" z wielu powodów, niekoniecznie mając złe intencje. Tu jest tyle możliwości, że można interpretować we wszystkie możliwe strony. Może jest psycholem, który na całe dnie przywiązuje matkę do kaloryfera, na tyle, żeby do kuchni sięgała i mu obiadki gotowała. Może po prostu jest maminsynkiem i chce żeby mamusia była cała dla niego. Może matka dawała mu do zrozumienia, że nie ma ochoty tego robić, ale głupio jej odmówić, a on poradził jej się w takim razie postawić. Może sama ma alergię na koty, ale chciała z dobrego serca autorce pomóc z negatywnym skutkiem dla własnego zdrowia i syn się temu sprzeciwił. Może, może, może... Dopóki nie wiadomo nic na pewno, nie ma tu nic piekielnego.

Odpowiedz
avatar louie
9 13

@Dominik po takich komentarzach od facetów sama bym się wolała na dziewczyny przestawić

Odpowiedz
avatar Armagedon
5 11

@Dominik: A jak ona to znosi? Ta kobieta, mam na myśli.

Odpowiedz
avatar Dominik
-3 5

@Armagedon: Mówi do mnie Misiu. Ale ja bym wolał Tygrysie ;-)

Odpowiedz
avatar bloodcarver
18 20

Petsitting za czekoladę to jakby dużo poniżej płacy minimalnej. Sąsiadka miała pełne prawo odmówić, a piekielne z twojej strony jest, że w ogóle pytałaś dlaczego.

Odpowiedz
avatar jan_usz
1 5

@bloodcarver: I jeszcze składkę na ubezpieczenie socjalne i rentowe. Dobry urzędnik z US jeszcze by wyciągnął z tego premię za wykrycie nieopodatkowanego procederu.

Odpowiedz
avatar Armagedon
3 3

@bloodcarver: To dlaczego nie odmówiła za pierwszym razem?

Odpowiedz
avatar bazienka
2 2

@Armagedon: dokladnie ja teraz jezdze karmic, miziac i przewijac kitku kolezanki- za zwykle dziekuje, pol godziny tramwajem w jedna strone, kwestia dogadania sie i przewartosciowania z sasiadka mogla umowiec sie, nie wiem, ze w czasie jej wyjazdu bedzie jej kwiatki podlewac, ich sprawa, skoro sasiadka sie zgodzila, nic nam do ich ukladu

Odpowiedz
avatar marcelka
17 19

Rozumiem, że piekielnością ma tu być ten rzekomy brak zgody syna? Bo tak prawdę mówiąc, sąsiadka mogła powiedzieć po prostu: "niestety, nie będę już mogła pomóc przy kocie" i tyle, nie ma obowiązku się tłumaczyć, przecież do niczego się nie zobowiązywała. "Zajmowanie się" dorosłym synem może wiele znaczyć, może chce mieć czas żeby ugotować mu obiad albo wypić z nim na spokojnie kawę, albo pójść razem na spacer/na zakupy/cokolwiek (na co może im brakować czasu w tygodniu, jeśli syn pracuje) - ale to nie Twoja sprawa, nawet jakby mu pieluchy zmieniała. Może jej ten układ coraz mniej pasował, a syn stał się wymówką albo uświadomił jej, że za petsitting płaci się ciut więcej niż wartość czekolady? Może złym człowiekiem jestem, ale nie czyściłabym kuwety cudzego kota za czekoladę, a nawet za trzy (no chyba, że właścicielowi kota naprawdę by wypadła jakaś życiowa sprawa, typu szpital, a zwierzakiem naprawdę nie miałby się kto przez chwilę zająć).

Odpowiedz
avatar jass
-3 11

@marcelka: Myślę, że to bardzo indywidualna sprawa. Mam koty od zawsze, więc dla mnie jednorazowe sprzątnięcie kuwety za czekoladę byłoby w porządku, ale rozumiem, że zwłaszcza ktoś, kto sam kota nigdy nie miał, mógłby nie chcieć tego robić nawet za dobre pieniądze. Niemniej, osoba dorosła powinna być w stanie po prostu powiedzieć, że jej taki układ nie odpowiada.

Odpowiedz
avatar voytek
6 18

Syn jest chyba ważniejszy od kotów... i co wiek ma do rzeczy? jak ma np. 27 to jest mniej lub więcej synem niż w wieku 47 P.S. po za tym czekolade za 3zl to kupi pewnie sobie sama - a z pracę/ nawet jesli jest przyjemnością - wypada zapłacić! jakbyś zaprponowała jej uczciwe np. 50zł za każda wizytę to zaopewne by nie odmówiła! A nie Wielką Panią na wycieczkę top stać a na wynajęcie opiekunki lub hotelu dla kota to już NIE!

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 sierpnia 2022 o 17:47

avatar Armagedon
0 18

Oj, chyba trochę niepotrzebnie jedziecie po autorce. Moim zdaniem, opieka nad kotem była traktowana jako zwykła sąsiedzka przysługa i sąsiadka (przynajmniej do tej pory) nie miała z tym żadnego problemu. Zażyłość pomiędzy paniami musiała być spora, skoro "układ" trwał bezproblemowo "dobre trzy lata". Musiały też mieć do siebie zaufanie. W końcu nie każdemu daje się klucze do mieszkania. Poza tym, skąd pewność, że - oprócz czekolady - autorka nie odwdzięczała się również w inny sposób? W czymś pomogła, coś załatwiła, poszła do apteki? A synuś nie wygląda mi na starego kawalera, raczej na rozwodnika, który po rozwodzie wrócił do mamusi. Oczekując od niej pełnej obsługi (co dotąd pewnie robiła żona) i "ustawiający" jej życie, decydując, co dla niej dobre, co nie. I podejrzewam, że ona boi się mu sprzeciwić. Autorka pisze, że prosiła sąsiadkę o opiekę nad kotem dwa, trzy razy w roku, więc raczej nie nadużywała zbytnio jej uprzejmości. I ciekawi mnie, jak często synuś kontaktował się/odwiedzał matkę w ciągu ostatnich trzech lat, skoro nic dotąd nie wiedział o kocie? A w żadne "alergie na sierść" nie wierzę. Bo to byłby najbardziej wiarygodny i całkowicie wystarczający powód odmowy. A tego argumentu, akurat, sąsiadka nie użyła.

Odpowiedz
avatar digi51
10 18

@Armagedon: Ja myślę, że nikt nie jedzie po autorce za sam fakt, że z układu korzystała, tylko o to, że ma jakieś wąty, o to, że sąsiadka jej odmówiła i podała kuriozalny powód. To jest powód co najwyżej do podniesienia brwi ze zdziwienia, a nie opisywania na piekielnych. Szczególnie, że dla mnie osobiście brzmi to jakby autorka dawała upust frustracji, że sąsiadka z układu się wymiksowała.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-3 11

@digi51: Ale się mądrzysz. Przyczepiłaś się do "jechania po autorce", a nie odniosłaś do żadnego innego akapitu mojej wypowiedzi. W historii autorki nie widzę żadnej frustracji. Jedynie dezorientację i zdziwienie. Każdy by się "zapowietrzył", gdyby mu - nagle i bez powodu - ktoś wylał kubeł zimnej wody na łeb. A ty ewidentnie sugerujesz, że autorka się wkurzyła, bo DARMOWA opieka nad kotem "była się skończyła". Zupełnie, jak by ta "opieka" miała być "na stałe i na wciąż", a nie kila razy w roku. I w ogóle nie bierzesz pod uwagę, że w podobnych sytuacjach ludzie w pierwszej kolejności szukają winy w sobie. "Co się stało, co zrobiłam nie tak?" Stąd pytanie autorki "dlaczego?". A kuriozalna odpowiedz sąsiadki świadczy o tym, że - albo kłamie, albo mówi prawdę. Jeśli kłamie - sama jest piekielna. Jeśli mówi prawdę - piekielny jest synuś. I tyle. I jeszcze cytacik twojej wcześniejszej wypowiedzi. "...niektórzy po prostu lubią męczyć bułę." Czyli, zakładasz, że autorka jest taką właśnie "męczybułą", która jęcząc i smędząc WYMUSZA na sąsiadce przysługę? Ciekawe, na jakiej podstawie? "Przykładowo ktoś wyciąga mnie na imprezę, jak powiem, że jestem zmęczona to słyszę "ojej, no to napij się kawy, no dawaaaaaaj", a jak powiem, że pracuję to mam spokój." A ciekawe, co by było, gdyby tak, przypadkiem, wyszło na jaw, że tego dnia jednak nie pracowałaś? Powiedzmy - niechcący sama się wygadałaś. Nie zastanawia cię, co by sobie o tobie pomyśleli twoi znajomi? Na przykład, że masz do nich jakieś "wąty", nie chcesz z nimi imprezować, ale nie powiesz tego wprost - więc kłamiesz zmyślając wiarygodną wymówkę? Mówiąc prawdę - może i musiałabyś się dłużej wykręcać, ale nie zostawiłabyś miejsca na jakieś domysły. Poza tym - brak asertywności też czasem jest piekielny. Jak się jej nauczysz - nie będziesz musiała kłamać.

Odpowiedz
avatar digi51
3 7

@digi51: A do czego mam się odnosić? Do Twoich domysłów i dopowiedzeń? Każdy sobie może dopowiadać co chce. To co piszesz jest prawdopodobne, ale nie jest pewnikiem. Ja też sobie mogę tę historię napisać odnowa i wykrzyczeć z triumfem "Więc to autorka jest piekielna, bo wykorzystywała niepełnosprawną, schorowaną starszą panią, bo szkoda jej było kasy na petsittera z prawdziwego zdarzenia i jeszcze uważa, że to piekielne, że jej wspaniały, troskliwy syn przemówił matce do rozumu!". Aaaa, tego nie ma w tekście? No i co z tego? Ja tak uważam i proszę tu ze mną na ten temat podyskutować! Dlaczego mówię o frustracji? A co tak obiektywnie w tej sytuacji jest piekielnego? Proszę, słucham. Może było tak jak mówiła sąsiadka, że dorosły syn jej powiedział "Matka, już nie będziesz chodzić się zajmować tym kotem, bo... i lepiej byś obiad ugotowała!" I? Piekielnością jest to, że syn od niej czegoś zażądał, a ona to żądanie spełniła? A co autorkę to obchodzi? To, co dotyczy jej to to, że sąsiadka już jej nie będzie oddawać przysługi. I podejrzewam, że to jest tu subiektywną piekielnością dla autorki. Nie bądź taka świętojebliwa. Każdy kłamie. Ty też. Jak napiszesz, że nie to kłamiesz i potwierdzisz moje słowa. Kłamstwo są mniejsze i większe, niewinne i mniej niewinne. I co z tego, że ktoś by się dowiedział, że nie pracowałam? Nic. Powiedziałabym, że nie miałam siły dyskutować i chciałam szybko zakończyć dyskusję. Jako, że do takich myków uciekałam się tylko wobec nielicznych, wyjątkowo męczących osób, pewnie również powiedziałabym, że to wynik zachowania tej osoby, która nie wie, kiedy trzeba się wycofać. "I w ogóle nie bierzesz pod uwagę, że w podobnych sytuacjach ludzie w pierwszej kolejności szukają winy w sobie. "Co się stało, co zrobiłam nie tak?" Stąd pytanie autorki "dlaczego?"." - Słucham?! Ty chyba mówisz o ludziach o wyjątkowo niskiej samoocenie. Przecież tu JEST podany powód zakończenia współpracy, który jak widać nie ma nic wspólnego z autorką. Sorry, ale Ty tu piszesz o asertywności, a mam się zastanawiać czy być może powód, dla którego nie chce czegoś zrobić, zabrzmi dla kogoś niewiarygodnie i będzie się tym biczował? Normalny człowiek przechodzi nad sytuacją jak w historii do porządku dziennego, wzruszy ramionami i powie "Trudno", a nie zaczyna wmawiać w internecie, jakie to piekielne albo rozmyśla po nocach czy nie ma w tym jego winy. To nie była sytuacja typu "Nie znamy się" i yeb drzwiami.

Odpowiedz
avatar Alxndra
10 14

Skąd wiesz, że facet jest w 100% zdrowy? Spowiadasz się ze swoich dolegliwości sąsiadom? Może ma silną depresję i dlatego musi się nim zająć? Może zaczął brać chemię ale to jego prywatną sprawa i nie musi Cię o niej informować? Może boi się toksoplazmozy a matka robi mu zastrzyki? Piekielność jest jedna: nie chcesz bulić za opiekę dla SWOJEGO kota.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 7

@Alxndra: A ileż to kasy musiałaby WYBULIĆ autorka za opiekę nad kotem trzy razy w roku? Powiedzmy, przez godzinę dziennie, bez dojazdów (bo mieszka drzwi w drzwi), bez "godzin zapoznawczych", "przekazywania kluczy" i tym podobnych duperszwanców? Wiesz co? Jedna pani Krysia z mojego bloku ciężko zachorowała i musiała iść do szpitala (kilkukrotnie, na dłuższy pobyt). Ponieważ była osobą samotną, poprosiła drugą panią, Zosię, wcale nie przyjaciółkę, tylko znajomą "od spacerów", o opiekę w tym czasie nad jej suczką. Mało tego, zobowiązała nie przyjaciółkę Zosię do zajęcia się pieskiem po jej śmierci, bo nie chciała, by sunia trafiła do schroniska. I wyobraź sobie - Zosia się na to zgodziła. CAŁKIEM ZA DARMO, mimo, że miała pod opieką również swojego pieska. NIESAMOWITE!!!

Odpowiedz
avatar Alxndra
3 9

@Armagedon Ojej... faktycznie - zajęcie się psem w SYTUACJI LOSOWEJ, gdzie sąsiadka wylądowała w szpitalu jest kompletnie tym samym, co bycie sezonowym czyścicielem cudzej kuwety za - nomen omen- czekoladę.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
4 6

Widocznie z perspektywy sąsiadki to nie był dobrze funkcjonujący układ. Może jestem przewrażliwiony na punkcie właścicieli zwierząt (bywają tak zapatrzeni w swoich pupili, że nie widzą problemów, jakie sprawiają ani ich wad i nie potrafią zrozumieć, jak ktoś może nie ubóstwiać ich zwierzątka), ale ciekawe, jak cała sytuacja z drugiej strony, co sąsiadka ma do powiedzenia. Być może mogłaby opowiedzieć zupełnie inną historię.

Odpowiedz
avatar bazienka
2 8

jak dla mnie to najbardziej piekielnym watkiem jest "zajmowanie sie" 47-letnim synkiem, no ale jak sobie wychowala- tak ma

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

@bazienka: to skrot myslowy, gdy moi rodzice przyjechali w odwiedziny to też mowiłam, że musze zajac sie rodzicami co nie oznacza, że traktowałam ich jak niemowlaki tylko gotowałam dla nich, wozilam na wycieczki itd

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Nie widzę w tym nic piekielnego. Być może syn był wymówką, a nawet jeśli nie - jej sprawa, obowiązku zajmowania się Twoim kotem nie miała.

Odpowiedz
Udostępnij