Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wybraliśmy się na długi weekend do Irlandii. Miałam do załatwienia pewną sprawę,…

Wybraliśmy się na długi weekend do Irlandii. Miałam do załatwienia pewną sprawę, która wymagała osobistego stawiennictwa, postanowiliśmy z mężem, że przy okazji pokażę mu okolicę i spotkamy się ze znajomymi. W kwietniu zarezerwowaliśmy lot i noclegi oraz napisałam do paru osób (kolega, kuzynka i koleżanka), że przyjeżdżamy. Wszyscy ucieszeni, że wreszcie będzie można się zobaczyć po długiej przerwie, plany porobione, daty wpisane w kalendarzu. Jedna rzecz mi tylko umknęła - wyprowadziwszy się z Irlandii lata temu, kompletnie zapomniałam o, nazwijmy to, "luźnym" podejściu miejscowych do umawiania się i dotrzymywania terminów.

1. Kolega.
Jako ze pracuje jako steward, i grafik lotów dostaje z jedynie 2-tygodniowym wyprzedzeniem, początkowo termin zostawiliśmy otwarty. Kolega się skontaktuje, kiedy będzie wiedział, w które dni będzie miał wolne. Tydzień przed naszym przyjazdem napisał, że jest wolny od środy do poniedziałku, więc dostosuje się do nas. Stanęło na tym, że spotkamy się w piątek po południu, pójdziemy na kolację, a potem wieczorny spacer po mieście i drinki. Ponieważ nasz hotel znajdował się 400m od jego mieszkania, mieliśmy spotkać się po 17:00 na skrzyżowaniu w połowie drogi i razem jechać do restauracji.

O umówionej godzinie czekamy, kolegi nie ma. Dzwonię, do niego - nie odbiera. Wysyłam wiadomość, gdzie jest, bo mieliśmy iść na kolację i czekamy. Po jakichś 15 minutach przychodzi odpowiedź: "Miłej zabawy moje kociątka! Ja skończyłem robić królowej (jego kot) kolację i właśnie ją karmię. Jeśli chcecie się poczęstować, to zapraszam ;)". Pokazuję wiadomość partnerowi, mówiąc, że jest dziwna, nie wiem, jak mam ją rozumieć i co na nią odpowiedzieć.

- Też mogę tylko zgadywać, ale brzmi to, jakby chciał nam delikatnie powiedzieć, że nie chce mu się nigdzie wychodzić i mamy planować wieczór bez niego. Próbował przy tym być zabawny, ale nie do końca mu wyszło. Napisz mu, że idziemy na kolację zgodnie z rezerwacją i że jeśli chce potem dołączyć na drinka, niech da znać.
W połowie kolacji przychodzi wiadomość: "Aaaa to dzisiaj jest piątek? Myślałem, że czwartek. Sorry kociątka, zamotałem się". Przez resztę wieczoru już nic od niego nie słyszeliśmy.

2. Kuzynka z mężem.
Byli zaproszeni na nasze wesele, najpierw długo nie umieli się określić, czy będą, czy nie (w międzyczasie zapominając o zaproszeniu), ostatecznie stwierdzili, że jednak nie, bo za duża odległość i na sam weekend im się nie chce, a nie mogą wziąć urlopu (rozumiem i nie mam pretensji) ale bardzo się cieszą, że przyjeżdżamy do Irlandii, koniecznie musimy się spotkać, zapisują sobie datę (umówiliśmy się na sobotę), wezmą samochód i zabierają nas na wycieczkę gdzieś za miasto, a potem zapraszają do siebie do domu. A najlepiej, żebyśmy w ogóle odwołali hotel i nocowali u nich. Jeszcze się zgadamy, dokąd pojedziemy, ale jesteśmy w kontakcie, buziaki.

Dzień po weselu (2 tygodnie przed naszym przyjazdem), pisze, że bardzo jej szkoda, że jej tam nie było, bo wygląda, że była super impreza, dlaczego jej bardziej nie namawiałam na przyjazd i och, gdyby tylko dało się cofnąć czas, bo tak fajnie byłoby się zobaczyć (swoją drogą typowa akcja w mojej rodzinie bez względu na miejsce zamieszkania - odrzucać zaproszenie albo wyjść z imprezy po godzinie, a potem wylewać gorzkie żale, że coś ich ominęło). Przypomniałam, że i tak widzimy się za 2 tygodnie, bo przyjeżdżamy.

- A dlaczego ja nic o tym nie wiem?
- Jak to nie wiesz? Tu masz skrin rozmowy. Proponowałaś, że zabieracie nas gdzieś za miasto, a potem przyjeżdżamy do was.
- A wiesz, że ja w ogóle nie pamiętam tej rozmowy? To ja już sobie szybko zapisuję, żeby znowu nie zapomnieć i się widzimy! Daj mi tylko znać, dokąd będziecie chcieli jechać, buziaki, papa.

Parę dni przed przyjazdem napisałam do niej i zaproponowałam kilka miejsc, których mój facet jeszcze nie widział i spytałam, co ona na to.
- A musimy koniecznie gdzieś jeździć? Dopiero co byliśmy za miastem jak byłaś ze swoim byłym.
- Pamiętam, że jak byłam z moim byłym, wypożyczyliśmy auto i zabraliśmy was w góry, ale to było 10 lat temu. Wiem, ze czas szybko leci, ale bez przesady.
- Bo tak szczerze, to mam dużo pracy i niezbyt mi się chce gdzieś jeździć.
- No dobrze, nie ma przymusu. W ciągu dnia zorganizujemy sobie czas, a z wami spotkamy się wieczorem, daj tylko znać, czy wolicie na kolację, czy na drinki i czy na mieście, czy u was. A jeśli u was, to jaki alkohol mamy przywieźć.
- Nie jadamy kolacji i nie pijemy alkoholu.

Nie kontynuowałam rozmowy. Nie chcą to nie, damy sobie radę. Cieszyliśmy się tylko, że nie zdecydowaliśmy się skorzystać z ich oferty noclegu, bo mielibyśmy teraz problem, gdzie spać. Mojemu facetowi było tylko przykro, bo kiedy oni chcieli zobaczyć Skandynawię (jeszcze przed jego przeprowadzką), on gościł ich kilka dni u siebie w domu, karmił i wszędzie woził.

W sobotę skończyliśmy jeść śniadanie i mieliśmy wybrać się na spacer po mieście, kiedy zadzwoniła kuzynka, że właśnie ruszają i żebyśmy za 15 min czekali przed hotelem. No jak to? Przecież jesteśmy od dawna umówieni, że jedziemy za miasto, a potem zapraszają do siebie do domu.

Pojechaliśmy na tę wycieczkę, a potem do nich na kolację i drinki, i było super. Tylko obawiam się, że kuzynce się jakieś rozdwojenie jaźni zaczyna. A w międzyczasie, odezwał się kolega z piątku, czy mamy dzisiaj czas, bo bardzo chciałby się spotkać.

3. Koleżanka z mężem i dzieckiem.
Bardzo się ucieszyła, że przyjeżdżamy, bo będzie okazja się zobaczyć. Przy okazji poznam jej dziecko, które ponad 2 lata temu urodziła. Umówiłyśmy się na niedzielę, że pojedziemy gdzieś nad morze, w ich okolicy, bo z małym dzieckiem są mniej mobilni. Ustaliłyśmy miejscówkę, co do godziny miałyśmy się spisać w niedzielę rano, bo z małym dzieckiem trudno coś zaplanować.

Jest niedziela rano, koleżanka się nie odzywa, to piszę do niej, czy 13 będzie ok, bo tak nam też pasuje transport.
- A to dzisiaj? Myślałam, że to było wczoraj. Dzisiaj nie możemy, bo małego trzeba przygotować na jutro do żłobka, siebie do pracy itd.
- Umawiałyśmy się na dzisiaj. Ustalałyśmy, że niedziela. Zresztą wczoraj też się nie odezwałaś, nawet żeby odwołać.
- Oj bo tak jakoś wyszło. Robiłam sobie dzień bez telefonu.

Napisałam do kolegi z piątku, czy ma czas i chce jechać nad morze. Miał czas i chciał. Spędziliśmy bardzo fajny dzień. Wieczorem napisała koleżanka: "Szkoda, że dzisiejsze spotkanie nie wypaliło. Bardzo liczyłam na to, że się zobaczymy". No szkoda. Iksde.

Przy następnym pobycie trzeba się będzie przestawić na spontan, bo umawianie się z wyprzedzeniem jest pozbawione sensu.

Irlandia

by Crannberry
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar digi51
10 10

Jak byłam młodsza miałam co najmniej kilka sytuacji jak z punktu 1. Do dziś kompletnie nie rozumiem takiego zachowania. Przykładowo umówiłam się z koleżanką na wieczorne wyjście na kluby. Miejsce ustalone, mamy się tylko informować na bieżąco, kiedy kto będzie gotowy do wyjścia. Fakt, wspomniałam przy umawianiu się, że może zaproszę jeszcze jedną koleżankę. I piszę do lasi, z którą się umawiałam, że ok, ja już gotowa, mogę być za pół godziny. Dostaję odpowiedź, że aaaa, sorry, ale ona jest padnięta po pracy, jednak nie idzie. Na pytanie czemu mówi mi to teraz, kiedy odpicowana stoję już pod drzwiami dostaję odpowiedź, że myślała, że mi to nie zrobi różnicy, bo przecież idę z tą drugą koleżanką. Jak odpisałam, że nie, bo ta druga koleżanka nie idzie, to stwierdziła tylko, że no przecież mogę iść sama, w dzisieszych czasach to normalne. I to nie była odosobniona sytuacja. Szczególnie jeśli mowa o spotkaniu w gronie kilku osób, niektórzy w ogóle nie poczuwają się do tego, żeby poinformować, że ich nie będzie "bo przecież to bez różnicy". Szczytem było chyba jak rok czy dwa po skończeniu liceum umawialiśmy się na spotkanie klasowe. Z 15 zdeklarowanych osób przyszło 5. Z pozostałych 10, chyba 5 poinformowało o nieobecności dopiero jak zaczęliśmy się do nich dobijać telefonicznie. 3 w ogóle nie odebrały, tylko dwie wcześniej uprzedziły, że nie przyjdą, przy czym termin ustaliśmy głównie pod jedną laskę, która mieszkała w innym mieście, a w dzień spotkania napisała tylko, że jednak woli się spotkać z kimś innym, bo jest tylko na weekend w mieście i szkoda jej trochę czasu na spotkanie z nami. No, chociaż szczera. Jeden plus ze "starzenia się" jest taki, że ilość znajomych zamienia się na jakość.

Odpowiedz
avatar Crannberry
10 12

@digi51: pamiętam z czasów mieszkania w Irlandii, że przy umówieniu się z 15 osobami normą było, że przyszły 4, a reszta nawet nie poinformowała, że ich nie będzie, bo "się jakoś nie złożyło". W restauracjach nawet nie robia problemu, że macie rezerwację na 10 osób, a są 3, bo to standard i są przyzwyczajeni. Mnie to osobiście irytowało, a po latach mieszkania wśród Niemców, gdzie termin to świętość, to olewactwo i brak szacunku do czyjegoś czasu wk..wia niemożebnie. Ze spotkaniami klasowymi też potwierdzam. "Będzie tyle osób, że nikt nie zauważy, że nie przyszedłem" - pomyślało 20 osób. Tylko po co składac deklaracje, których nie ma się zamiaru dotrzymać? Nie chcesz, powiedz od razu i oszczędź innym czasu.

Odpowiedz
avatar aienma
2 2

@digi51: To ja miałam raz tego typu sytuację. Umówiłam się ze znajomym w pubie na 20. Z racji, że byłam w biegu to zlądowałam tam pół godziny szybciej. To piszę do znajomego, że szybciej udało mi się wyrobić, że już czekam. On, że szybciej nie uda mu się być - ok spoko, liczyłam się z tym. Po 20, że się spóźni pół godziny, bo coś mu się obsunęło. No tu był pierwszy zgrzyt, ale spoko, zdarza się. Po 21 byłam już ostro wkurzona, bo zaczęli się mną interesować jacyś kolesie ze stolika obok i proponować kolejki. A przypominam, że byłam tam sama. Napomknęłam mu o tym, myśląc naiwnie, że go to zmobilizuje do szybszego przyjścia. Już za moment, już za momencik. Wkurzenie u mnie coraz bardziej eskaluje. Po 22 piszę mu, że sorry, zawijam się do domu, jego czas minął. A on "Ale jak to?! Nie poczekasz na mnie?! Przecież miałaś towarzystwo, nie siedziałaś sama." (tych obcych kolesi sic!). To mu tylko odpisałam, że nie mam dla niego całej nocy, czas na spotkanie minął, mam ostatni autobus do domu, a skoro nie potrafi szanować mojego czasu to nara. To była nasza ostatnia konwersacja. Najśmieszniejsze było to, że po fakcie dowiedziałam się, że o 20:30 miał zaplanowaną inną aktywność (pochwalił się nią w sieci), więc od początku wiedział, że na tą 20, a potem 20:30 nie zdąży. P.S. Na szczęście obcy kolesie, którzy proponowali % byli miłymi chłopakami, a nie zboczeńcami. Ale mogło być różnie.

Odpowiedz
avatar Ohboy
12 14

Mam znajomą, która jako nastolatka ciągle odwalała takie akcje. W związku z tym za każdym razem, gdy zrobiła coś takiego i potem nagle chciała, żebym się do niej dostosowała, konsekwentnie odmawiałam, za powód podając jej niefrasobliwe zachowanie. Ponieważ okazało się, że zależy jej na znajomości, popracowała nad sobą i teraz jest ok. W życiu nie dałabym się tak ustawiać komukolwiek, to kompletny brak szacunku, a ja nie mam czasu ani sił na takich ludzi.

Odpowiedz
avatar weron
6 6

@Ohboy: ja miałam 59letniego znajomego, który wiecznie żył w swoim świecie, termin to tylko sugestia, o której mniej więcej należy się pojawić, odwoływać czy przekładać to też ponad jego siły. Najczęściej wszelkie spotkania w angielskim urzędzie pracy wyglądały tak: ja: dzień dobry, gdzie pan jest? on: o k**wa, a to dzisiaj? Za 10 minut będę. Zaczęłam mu przypominać już dzień przed, żeby uniknąć takich sytuacji. Raz przyszłam na spotkanie, czekam, dzwonię, on nie odbiera, w końcu wściekła poszłam do domu, a jak zadzwonił, od razu zebrał ode mnie opieprz. Okazało się, że (wyjątkowo) przyjechał nieco za wcześnie, więc wszedł do środka i od razu go przyjęli i jakoś tak mu nie przyszło do głowy, żeby napisać mi smsa, że jest już w środku, nie mówię już o tym, żeby wyskoczył na chwilę sprawdzić, czy przypadkiem na niego nie czekam. Swoją drogą to pan opowiadał, jak to gardzi ludźmi żyjącymi z zasiłków, a jak złożyło się tak, że on musiał zacząć pobierać, to zaczął narzekać, że tak mało. Oczywiście, że mało, jeśli 90% kwoty wydaje się na organiczne warzywka i mleko z wolnego wybiegu, 'bo on sobie zdrowia nie będzie rujnował'. Przy czym jego chęć znalezienia pracy drastycznie zmalała, bo nawet te ochłapy były lepsze niż wstawanie na rano.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
5 5

Cały czas mieszkam w Irlandii i sam nie wiem, czy przyznać ci rację. Ze znajomymi w Polsce jest dokładnie to samo. Tutaj też bez róznicy czy Polacy czy Irlandczycy. Już dawno z większością przestałem próbować się umawiać. Raz tak mnie dwóch zagotowało (specjalnie dla nich zmieniłem termin jednego wypadu, na który oczywiście nie pojechali, a pogoda, jak to w Irlandii, zmieniła się na deszczową), że naprawdę miałem ochotę nakopać im do d...y. Jak przyjadę do Polski na urlop, to spotkanie się z kimś znajomym to też nie lada gimnastyka. Także w tej kwestii nie widzę różnicy między Polakami a Irlandczykami. Bardziej różnicę robi wiek. 10-15 lat temu bez problemu można było się chociaż zgadać z paroma osobami, żeby wyskoczyć do pubu. Akurat w tym zakresie ze mną było najtrudniej, bo wolałem gdzieś jeździć, więc rzadziej byłem dostępny. Ale jak powiedziałem, że będę, to byłem. A dzisiaj to już jest logistyka na miarę wyprawy w Himalaje. Każdy siedzi w swojej bańce, ma swoje nawyki i ustalenie jakiegoś dogodnego terminu to naprawdę nie lada sztuka.

Odpowiedz
avatar digi51
6 6

@pasjonatpl: problematyczne ustalenie terminu jest normalne. Dorosły człowiek ma swój poukładany rytm dnia,tygodnia. Często po pracy brak sił na dodatkowe zajęcia, brak czasu nawet na spotkania z dobrymi znajomymi, a co dopiero kimś kto jest dostępny na miejscu kilka dni. Sama jak jestem w rodzinnym mieście zawszr obiecuje sobie, że w końcu się ze starymi znajomymi spotkam, a potem często okazuje się, że nikomu akurat nie pasuje albo jakoś brakuje mi motywacji, żeby konkrernie się unówići przekładam na następny raz. Ale mimo wszystko irytuje mnie odwoływanie w ostatniej chwili, szczególnie jeśli mogłam sobie w tym czasie zaplanować coś innego

Odpowiedz
avatar Crannberry
9 11

@pasjonatpl: to fakt, z wiekiem właśnie mniej czasu, bo macie swoją rutynę i obowiązki. Ale czym innym jest ustalenie już na etapie umawiania się, że w sumie to czas mamy dopiero za osiem tygodni, O czym innym entuzjastyczna reakcja, potwierdzenie terminu i nieprzyjście, bo nam się nie chce i nieinformowanie o tym, że nas nie będzie, bo nam się nie chce nawet wysłać SMSa. I ta druga rzecz jest tym, co mnie wkurzało w Irlandii - nawet nie tylko u autochtonów, bo przyjezdni bardzo szybko podchwycili ten zwyczaj. Btw, obserwuję teraz aferę z wyciekniętymi filmikami z imprezy premier Finlandii i ogromnie ją podziwiam, że po trzydziestce udało jej się zebrać ekipę na wspólne balety, nikt się nie wycofał ze względu na dzieci, nikt nie wyszedł wcześniej. A wszyscy tańczą i śpiewają, zamiast jęczeć o kredytach hipotecznych

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
4 4

@Crannberry: Ale takich sytuacji, kiedy termin był już ustalony i nagle dzień wcześniej czy tego samego dnia ktoś się wyłamał albo w ogóle nikt się nie pojawił, pamiętam sporo. W Polsce też. Wygląda na to, że Niemcy pod tym względem są całkowicie inni i to im się chwali. A o co tak naprawdę jest ta afera, to nie wiem. Grupa znajomych dobrze się bawi w pozytywnej atmosferze, nikogo nie obrażając, nie poniżając czy nie krzywdząc w inny sposób. Chyba że w tym czasie były jakieś obostrzenia i naruszyła warunki. Wtedy mogę to zrozumieć. Tak jak Johnson na Downing Street. Cały kraj zamknięty, ledwo można było z domu wyjść, a ten sobie imprezy urządzał.

Odpowiedz
avatar Jerry_Cornelius
-3 7

Problem jest trochę złożony…. Jeśli utrzymujecie stały kontakt np. przez internet czy telefon (mail, komunikatory, Messenger, Facebook i wiele innych) to potrzeba spotkania „fizycznie twarzą w twarz” maleje. Dochodzi jeszcze życie czyli praca, ognisko domowe i sprawunki z tym związane, to sporo osób woli „produktywnie” spędzić ten czas, niż spotkać się z „koleżankami/kolegami z klasy” z którymi kontakt i tak ma przez w/w kanały komunikacji. Kiedyś jak nie było tylu możliwości kontaktu tylko list papierowy, czy telefon stacjonarny, który był drogi w użytkowaniu to ludzie chętnie spotykali się… Wuj z który sie urodził w latach 60tych to na spotkanie klasowe po 30latach przyszli wszyscy… bo każdy chciał zobaczyć jak się zestarzał, komu się powiodło w życiu, powspominać stare czasy. Teraz kiedy jestem po Ok 10latach od ukończenia szkoły średniej maja ludzie problem się skrzyknąc…. Tylko o czym tu gadać skoro wszyscy to „opublikowali kartki i zdjęcia z życia w publicznym pamiętniku jak Facebook”…

Odpowiedz
avatar digi51
2 2

@Jerry_Cornelius: Nie można Ci odmówić racji, jednkaże nijak ma się to do sytuacji z historii. Mnie też zdarza się, że ktoś odmawia mi spotkania z braku czasu albo ja olewam jednak spotkanie z kimś (trochę szkoda mi czasem czasu, ale wtedy mówię wprost, a nie umawiam się, a potem olewam), ale czym innym jest powiedzieć przy próbie umówienia się, że niestety, nie wypali, a czym innym umawianie się i odwoływanie w ostatniej chwilii lub nie przychodzenie w ogóle. Ja osobiście staram się utrzymywać osobiste kontakty. Nie cierpię pisania dłuższych wiadomości na komunikatorach ani dzwonienia celem pogadania sobie (wyjątkiem są moi rodzice). Mam swój skromny wianuszek znajomych, z którymi mogę nie widzieć się rok i nawet nie gadać w tym czasie, a jak się spotkamy to jest klimat. Przez pewien czas utrzymywałam kontakt przez wiadomości na whatsappie z pewną znajomą. Zrezygnowałam z tego, bo naprawdę kosztowało mnie to bardzo dużo czasu, rozpraszało i było niewygodne. Ponadto po czasie okazało się, że koleżanka nie do końca jest taką osobą i prowadzi takie zycie, jak przedstawiała w swoich wiadomościach i szczerze mówiąc czułam się trochę głupio, że bardzo dużo rzeczy mówiłam osobie, która mnie w pewnym sensie oszukała. Oczywiście, znałyśmy się osobiście, ale spotykałyśmy się bardzo rzadko i w sumie trochę do myślenia powinno dać mi to, że podczas spotkań na żywo tego klimatu jakoś nie było.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
3 3

Ach te spotkania ze znajomymi, na które przychodzi mniej niż połowa zdeklarowanych ludzi. Mój kolega ze szkolnych lat regularnie takie spotkania ignorował. Spotkaliśmy się jakiś czas później i żali mi się, że nikt już go nie zaprasza :(

Odpowiedz
Udostępnij