Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem prawnikiem. Właściwie to nawet za dużo powiedziane. Po prostu kilkanaście lat…

Jestem prawnikiem.

Właściwie to nawet za dużo powiedziane. Po prostu kilkanaście lat temu, ku uciesze rodziców, ukończyłam studia prawnicze. Nie zostałam jednak adwokatem ani radcą. Może i gdzieś pojawiła się myśl o aplikacji, ale ostatecznie stwierdziłam, że to nie dla mnie. Zamiast ryć na pamięć przepisy, zatrudniłam się w korpo i po kilkunastu latach pracy i uzupełniania wykształcenia (studia podyplomowe, kursy, certyfikaty) dochrapałam się stanowiska zastępcy dyrektora działu. Praca, mimo że w korpo, jest ciekawa i całkiem mi odpowiada. Ale gdyby było tak pięknie, nie byłoby tej historii.

Wszystko zaczęło się całkiem niewinnie – pękający z dumy rodzice chwalili się na prawo i lewo o tym, że córka została prawnikiem. Niekiedy nawet używali tego jako swoistego „straszaka”, np. w rozmowie z nierzetelnym sprzedawcą czy fachowcem. Swoje na tym polu dołożyli też dziadkowie. Oczywiście nie mam o to do nich żalu, jednak patrząc z perspektywy czasu – wygenerowało to pewne problemy.

A mianowicie: cała rodzina, sąsiedzi oraz bliżsi i dalsi znajomi zawracają mi d… swoimi prawnymi problemami i pytaniami ze wszystkich możliwych dziedzin prawa, nie przyjmując do wiadomości, że: nie wykonuję zawodu, nie prowadzę praktyki, nie jestem z wieloma rzeczami na bieżąco i zwyczajnie – nie biorę odpowiedzialności za informację, jakiej udzielam. Najczęściej robię to na zasadzie „wydaje mi się”, „z tego, co się orientuję”, „o ile pamiętam” itd. Za każdym razem dodaję, że to nie jest profesjonalna pomoc i radzę wybrać się jednak do radcy lub adwokata. Mogę nawet kogoś polecić. Mimo to, ludzie traktują mnie jak prawnicze „112” – telefony o najbardziej idiotycznych porach, w dni świąteczne, oczekiwanie profesjonalnej porady (już, tu, teraz, zaraz) na podstawie strzępów informacji, bez wglądu w dokumenty i tak dalej. Ostatnio hitem są konsultacje prawne via SMS. Można by tak wyliczać do rana…

Piekielne są też reakcje ludzi – najczęściej presja połączona z wywoływaniem poczucia winy („No jak to, nie pomożesz pani Krysi, to przecież moja dobra znajoma, 15 lat temu byłyśmy w jednym pokoju w sanatorium w Rabce!” itp.) lub z jechaniem po ambicji („Jak to się nie znasz?? A ciocia Dorotka mówiła, że z ciebie taaaaaki dobry prawnik, podobno studia skończyłaś na samych piątkach!!”). Często zdarza się też oburzenie rozmówcy, gdy przekazuję niepomyślną dla niego informację i próby przekonywania mnie, że się mylę, że na pewno jest inaczej („Bo wujek Waldek miał taką samą sprawę i nic mu nie kazali płacić!!”). To super, gratuluję. No i moje ulubione - snucie abstrakcyjnych stanów faktycznych ("A co by było, jakby się okazało, że on tego jednak nie podpisał??" To podpisał czy nie? Szukasz porady czy tylko zawracasz d...?).

Ludzie nie są w stanie zrozumieć, że prawnik, tak jak lekarz, nie zna się na wszystkim. Zwłaszcza taki jak ja, który poprzestał na ukończeniu studiów i pamięta już tylko „największe klocki”. Jeśli ktoś zadaje mi pytanie z jakiejś wąskiej, specjalistycznej dziedziny (np. prawo medyczne, dziedziczenie gospodarstw rolnych czy nowe technologie itp.), oznaczałoby to dla mnie wiele godzin spędzonych nad kodeksem, komentarzami czy na buszowaniu w necie. Oczywiście w zamian za własną satysfakcję. Nie biorę od ludzi pieniędzy, ale zwykłe pytanie „Jak mogę się odwdzięczyć?” byłoby przecież bardzo miłe.

Tak więc w swoim dorobku mam już m.in. kuzynkę obrażoną o to, że nie zgodziłam się poprowadzić jej wyjątkowo „garbatej” sprawy rozwodowej (rozwód z orzekaniem o winie, walka o majątek i alimenty i inne „atrakcje”); znajomego, który stwierdził, że co ze mnie za prawnik, skoro nie potrafię ot tak, na poczekaniu, przewidzieć, jaki wyrok dostanie jego zięć-kłusownik, a na tych studiach to chyba skupiałam się na polowaniu na męża (taki tam żarcik, hehe).

Osobny temat to „wsadzanie na minę”, czyli przekazywanie niepełnych lub niesprawdzonych informacji („a wiesz, bo to taka prosta sprawa, to mi powiesz króciutko, jak to załatwić”), a potem – a jakże – pretensje! Bo np. osobie pytającej o to czy tamto „zapomniała się” jakaś istotna dla sprawy okoliczność. Hitem była pani, która – w dodatku przez pośredników – zasięgała u mnie informacji na temat odrzucenia spadku. Dlaczego przez pośredników? Bo mieszka za granicą. No i co z tego? – zawsze się zastanawiam. Z zagranicy nie da się przyjechać czy choćby zadzwonić? Na przymusowych robotach tam jest? Ale do rzeczy. W trakcie całego tego głuchego telefonu umknęła istotna informacja – że pani zamierzająca odrzucić kłopotliwy spadek dopiero co urodziła dziecko, a więc odrzucić go powinna także w jego (dziecka) imieniu. Na szczęście tę sprawę udało się, praktycznie w ostatniej chwili, uratować, ale co wysłuchałam, to moje.

Po ostatniej sprawie doszłam do wniosku, że mam to wszystko gdzieś i nie pomogę nikomu więcej. Niech się wszyscy poobrażają, z rodzicami włącznie. A poszło o sprawę z prawa pracy.

Dziadkowie poprosili, abym pomogła synowi ich znajomego, od którego co roku kupowali opał. Biedny chłopak pracował w jakiejś hurtowni z elektryką, gdzie był ofiarą mobbingu. Szef znęcał się nad nim, wyganiał do najgorszej roboty, z dnia na dzień zmieniał godziny pracy, a jakby tego wszystkiego było mało, któregoś dnia po prostu nie dopuścił do roboty i oznajmił, że pracownika zwalnia, już teraz, natychmiast. A chłopak porządny, robotny taki, nawet nie wie, za co został zwolniony. Pozwać drani!

Zgodziłam się pomóc – no bo wiadomo, dziadkowie, a ja nie miałam odwagi, żeby się postawić i odmówić. Umówiliśmy się z chłopakiem na spotkanie, aby opowiedział wszystko po kolei, a ja potem opiszę to w pozwie. Chłopak porozumiewał się ze mną głównie monosylabami („no”, „yhy”); jakąkolwiek treść trzeba było z niego wyciągać wołami. W zasadzie potwierdził wszystko to, co przekazano mi już wcześniej i zarzekał się, że to wszystko prawda. Miałam złe przeczucia, ale przecież to tylko napisanie pisma.

Po jakimś czasie doszło do rozprawy, na której pozwany pracodawca w ciągu dosłownie 10 minut udowodnił przed sądem, że wywalił pracownika jak najbardziej zasadnie, za chlanie w godzinach pracy i przyłapanie na kradzieży firmowego mienia. Ale chłopak porządny, robotny i nie wie, za co został zwolniony!

Nigdy nie zrozumiem, co ludzie mają w głowach. I błogosławię dzień, w którym postanowiłam nie iść na aplikację, bo wtedy to, co wkurza mnie raz na jakiś czas, byłoby moją piekielnością na co dzień.

prawo prawnik sąd

by Piekielnaaaaa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Armagedon
14 18

@Molo: "pani zamierzająca odrzucić kłopotliwy spadek dopiero co urodziła dziecko, a więc odrzucić go powinna także w jego (dziecka) imieniu" Z tego, co zrozumiałam - to pani dopiero ZAMIERZA odrzucić spadek, a dziecko już się urodziło. Prawdopodobnie pani nie wystąpiła jeszcze do sądu z wnioskiem o stwierdzenie nabycia spadku.

Odpowiedz
avatar czydredy
10 14

@Molo jeśli w chwili śmierci spadkodawcy dziecko jest już poczęte, to należy do grona przyszłych spadkobierców, o ile dziecko urodzi się żywe.

Odpowiedz
avatar Ohboy
17 21

Zachowanie ludzi piekielne i tak, prawdziwi adwokaci/radcy ciągle się z tym spotykają, ale dostają też za to wynagrodzenie :P A Ty sama sobie dokładasz kłopotów "pomagając" ludziom dookoła. Trzeba jasno postawić sprawę, nie praktykujesz zawodu, nie masz odpowiednich kompetencji, nie możesz pomóc. Jakbyś konsekwentnie odmawiała, to owszem, obgadywaliby Cię, ale założę się, że teraz i tak to robią. Znajoma przegrała sprawę swojej ciotki, bo ciotka zataiła przed nią ważne szczegóły, a potem ciotka obsmarowała ją przed ludźmi z miasteczka (w którym znajoma od dawna nie mieszka, więc ciotka myślała, że się nie dowie :D).

Odpowiedz
avatar gawronek
15 15

Mój ojciec jest prawnikiem. Z najbardziej absurdalnych rzeczy o jakie go proszono to zrobienie czegoś z samolotami wojskowymi latającymi nad naszym osiedlem. Osiedle z przełomu XX i XXI wieku, lotnisko powstało jakoś po wojnie. A prosił sąsiad którego ojciec widział na oczy może 3 razy. Oczywiście wielkie zdziwienie gdy mój ojciec się tylko zaśmiał i sobie poszedł :)

Odpowiedz
avatar Trepcio
6 10

"Nie deptać prawników!"

Odpowiedz
avatar Habiel
18 18

Po pierwsze naucz się asertywności. Też tak miałam, bo ktoś usłyszał, że skończyłam prawo. Prośby o pomoc (poza jednym przypadkiem w rodzinie) ucinałam, że jestem prawnikiem korporacyjnym i nie znam się na obecnych regulacjach, a nie będę odpowiadała za udzieloną błędnie poradę. Wolę żeby ktoś się nafochał, niż mieć później problemy za poradę.

Odpowiedz
avatar Smiecho
18 18

Miałem tak samo, ale z pomocą IT. Też ludzie mieli pretencje, bo "źle pomogłem". Skończyło się, gdy od pewnego pięknego dnia zacząłem przed "pomocą" podawać konkretne kwoty w złotówkach za przysługę. Prośby momentalnie się skończyły, a ja mam w nosie, że "znajomy szwarga" jest obrażony. Pomagam za free TYLKO moim rodzicom i siostrze. Polecam tą metodę.

Odpowiedz
avatar xpert17
1 5

@Smiecho: różnica jest taka, że porad prawnych nie możesz udzielać za pieniądze nie będąc wpisanym na listę radców prawnych lub adwokatów

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 6

@xpert17: Wiele osób o tym nie wie, a chodzi tylko o "postraszenie". W końcu pytają ją, żeby mieć pomoc za darmo. Ale i tak uważam, że powiedzenie prawdy (czyt. nie wiem, nie znam się) będzie na dłuższą metę lepsze.

Odpowiedz
avatar Alxndra
0 0

@xpert17 Oczywiście, że można. Taka osoba nie może Cię reprezentować w sądzie , ale jeśli ma wykształcenie prawnicze, to może prowadzić doradztwo prawne.

Odpowiedz
avatar obserwator
0 0

@Smiecho: Przypomniałeś mi bardzo podobną historię! Niekiedy znajomym naprawiałem komputer, aż razu pewnego jego nerwowa i piszcząca żona strzeliła focha (nieważne, czemu) i przerwała mi naprawę. Powiedziała, że nie mam do jej mieszkania wstępu. I olałem sprawę. Nagle dzwoni, żebym jednak jej naprawił. Udaję Greka na zasadzie "Co, to my się znamy? Mam wstęp?" Okazało się, że wezwała pogotowie komercyjne, zaś po usłyszeniu stawki napiszczała na niego. Nieco obniżył. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby go tak czy tak spuściła ze schodów.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 czerwca 2022 o 22:30

avatar Chrupki
9 9

Nie chcę Cię straszyć, ale to czasem przechodzi na dzieci - niektórzy ludzie dzwonią do mnie z pytaniami na tematy, którymi zajmuje się wyłącznie moja mama:D Wydaje im się chyba, że fachową wiedze wyssałam z mlekiem:D

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
4 4

Już dawno oduczyłem się takiego pomagania. W innych dziedzinach, bo na prawie się nie znam. Bardziej jako tłumacz, bo cały czas w Irlandii jest trochę Polaków, którzy słabo sobie radzą z angielskim. Oczywiście na ogół to jest typ ludzi, z którymi nie chce się mieć do czynienia i chodzi o rozwiązywanie problemów, które sami sobie stwarzają przez swoją chciwość, krótkowzroczność i kombinatorstwo. Na początku klika razy próbowałem pomóc, ale szybko się oduczyłem. Strasznie zajęty byłem.

Odpowiedz
avatar glan
8 8

Kolega też jest prawnikiem ale specjalizuje się w prawie spółek cywilnych i tylko tym. Dostawał podobne prośby od rodziny i znajomych. W końcu zaczął odpowiadać "jakbyś miał spółkę z o.o. z tym problemem to w tej sytuacji mógłbyś zrobić to czy tamto a pewnie jeszcze dałoby się ugrać jak zarząd podejmie taką czy inną uchwałę.". Skończyło się tym, że już nikt go nie prosi o darmową pomoc prawną bo ciągle gada o tych swoich spółkach.

Odpowiedz
avatar ILLogic
4 8

Autorko, po tym co opisałaś, jak pozwalasz wciskać się do Ciebie na siłę po pomoc to pozostaje mi jedynie stwierdzić, że dobrze, że odpuściłaś sobie aplikację. Na aplikacji zrobiliby z Ciebie niewolnicę, pewno nawet kible byś myła państwu prawnikom czy innym notariuszom. To kasta co wyżej sra niż dupe ma (podobnie jak lekarze) i życie w takim towarzystwie wymaga trochę innych cech charakteru.

Odpowiedz
avatar Samoyed
3 5

Wiem co czujesz, serio. Ode mnie ludzie chca porad medycznych. I to nie jest to dla nich zaden problem, ze studia medyczne skonczylam 25 lat temu, ze stazem z psychiatrii i nigdy tego nie praktykowalam, poza stazem. Mimo dyplomu nijak raka dotykiem nie zdiagnozuje i tym bardziej tym samym dotykiem nie wylecze. Nie wiem jakie leki kupic, bo tu o tak robi pyk jak poruszam tym. Nie mam tez znajomosci we wszystkich szpitalach (w zadnym w zasadzie nie mam) i nie zalatwie wizyty na juz. Ale jak o tym mowie, to slysze, ze przysiagalam pomagac. Tak, owszem, kilka razy chcieli mnie za niewykonanie przyrzeczenia pozwac, chociaz to trzeba byc z zawodu lekarzem, zeby musiec go przestrzegac, a za zlamanie w najgorszym razie (poza odpowiedzialnoscia karna w przypadku czynu zabronionego), grozi wykluczenie z zawodu, a na to mam mocno wywalone. Dlatego sie nie przyznaje do wyuczonego i malo kto o tym pamieta, moja rodzina sie solidaryzuje. Ale w resume to mam, bo to atut w mojej specjalnosci (nieslusznie, ale dla ludzi liczy sie, ze dobrze wyglada i tyle) i naprawde kilka razy rekruterka z bozej laski wychichotala, ze to fajnie miec lekarza pod reka, w razie choroby w biurze...

Odpowiedz
avatar KwarcPL
4 4

Nie wiem skąd w ludziach taki opór przed zaciągnięciem rady w kancy. Wolą pytać po Internetach, znajomych czy rodzinie zamiast po prostu iść do prawnika, zapłacić i się dowiedzieć.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
5 5

@KwarcPL No właśnie. "Zapłacić".

Odpowiedz
avatar Ata11
4 4

@KwarcPL: Słowo klucz: "zapłacić'.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
3 5

@KwarcPL Moi teściowie woleli spłacać długi swojego syna, z pism, które przychodziły na ich adres, zamiast iść do prawnika i się dowiedzieć co i jak spłacić żeby najtaniej wyszło. Najlepsze jest to, że prawdopodobnie on mógłby ogłosić upadłość konsumencka (z tego co na szybko przeczytałam, akurat jemu by się to udało i opłacało). Ale to trzeba iść do prawnika. I zapłacić. To nie. Lepiej płacić kasę losowym firmom windykacyjnym, które akurat wyslaly pismo...

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 3

sama sobie to zrobilas

Odpowiedz
avatar Arry
1 1

Ach tak, ludzie którzy zwracają się po pomoc a później "no nie, przecież tak nie jest!" I to nie tylko z prawem, ale także z zasadami języka (oj, znam kilka takich przypadków, że była obraza i foch na ludzi po studiach z językoznawstwa tylko dlatego, że werdykt nie zgadzał się z widzimisię pytającego), budowlance (no bo przecież marketingowiec z firmy sprzedającej dane rozwiązanie mówił, że to ono jest najlepsze!), aranżacji wnętrz oraz ogrodów i zasadniczo całej masie różnych dziedzin życia. Przychodzi tylko na myśl "skoro wiesz lepiej, to po co zawracasz dupę?"

Odpowiedz
avatar minus25
1 1

Jest na to tylko jeden sposób. Gdy znajomy zapyta o poradę, podnieś głowę do góry i wykrzycz w stronę nieba "BOGOWIE PRAWA, ŚMIERTELNIK BŁAGA WAS O WIZJĘ!". Jeśli dostaniesz wizję to się nią podziel, a jeśli nie dostaniesz to powiedz, że nie możesz pomóc, bo wtedy Bogowie się obrażą. Dla dodatkowego efektu możesz też nosić przy sobie jakiegoś pstrąga albo inną krewetkę i próbować wywróżyć odpowiedź z ich wnętrzności.

Odpowiedz
Udostępnij