Jedna z historii przypomniała mi moją ostatnią klasę liceum.
Teoretycznie szkoły publicznie są bezpłatne, w praktyce tu dyszka na papier, tu dyszka na Radę Rodziców, tu osiem razy po 2 zł na kserowanie sprawdzianów, tu też ileś tam na ogrzewanie szkoły...
Oczywiście wszystkie te wpłaty są DOBROWOLNE.
Jako nastolatka żyłam sobie w przeciętnej polskiej rodzinie, na potrzeby kasa zawsze była, ale do tematu wydatków zawsze podchodziliśmy bardzo rozsądnie i ja sama szybko złapałam dystans, więc w wieku licealnym potrafiłam rozpatrzeć, czy wydatek jest tego warty.
W moim własnym odczuciu, wydatki szkolne właśnie nie były tego warte. Z przewróceniem oczu płaciłam na jakieś ksero, ale nie chciałam płacić na Radę Rodziców i inne tajemnicze cele typu MATERIAŁY DYDAKTYCZNE, a sama szkoła skłoniła mnie do decyzji, aby również za ogrzewanie budynku nie płacić. Czemu? Temu, że przez znaczną część mojego uczęszczania do tej szkoły, budynek był w remoncie i to bardzo uciążliwym. Podczas lekcji wiercili w ścianach tak, że nie było słychać nauczycieli, na korytarzach pełno było białego pyłu, który roznosił się po naszych ciuchach i butach, a co najważniejsze - remont wiązał się też z renowacją systemu ogrzewania, więc jak nastała zima, to przyszło nam chodzić w kurtkach. Nie każdy nauczyciel jednak miał w porządku pod kopułą, więc nie każdy pozwalał nam te kurtki nosić na lekcjach... W związku z tym zimowanie w szkole było momentami bardzo trudne i chodziłam z zimnym nosem.
Zrezygnowałam również z opłacania "materiałów dydaktycznych", ponieważ nikt nigdy nie zapewniał nam żadnych materiałów dydaktycznych oprócz atlasów na geografii, które były na tyle stare, że na mapie Europy wciąż widniała Jugosławia przerobiona długopisem na męskie genitalia, atlasy rozpadały się i z nieznanych przyczyn wszystkie egzemplarze śmierdziały rzygowinami. Ponadto nie starczało ich nawet po egzemplarzu na ławkę.
Z usług Rady Rodziców też nie zdarzyło mi się korzystać, przynajmniej świadomie, na wszystkie wydarzenia i tak była pobierana opłata, a zresztą i tak nie organizowali nam żadnych dyskotek czy wycieczek.
Pod koniec 3 klasy zostałam wezwana do sekretariatu. Dowiedziałam się tam, że świadectwo nie zostanie mi wydane, bo nie dokonałam wpłat.
Przypomniałam więc, że wpłaty są DOBROWOLNE. No tak, ale COŚ trzeba opłacić, a ja zalegam szkole kilkadziesiąt zł za sam ten rok, nie mówiąc o poprzednich. Przynajmniej Radę Rodziców i materiały dydaktyczne muszę opłacić. Obśmiałam wtedy panią w sekretariacie mocno, opowiedziałam jej o naszych materiałach dydaktycznych. Bardzo długo z nią dyskutowałam i próbowałam rozłożyć jej na czynniki pierwsze, jak bzdurne są ich żądania opłacenia dobrowolnej wpłaty.
Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że nie mają prawa odmówić mi wydania świadectwa, a szkoda.
Ostatecznie poszłam z panią na kompromis. Wpłacę dowolną, symboliczną kwotę, a ona odpuści temat i moje świadectwo będzie bezpieczne.
W ten sposób szkoła wytargała ode mnie prawie dobrowolną dyszkę za 3 lata nauki.
Odwiedziłam tę szkołę jakiś czas temu i rzeczywiście wygląda porządnie - boisko z prawdziwego zdarzenia, siłownia powietrzna, nowa elewacja, jakieś wyróżnienia dla dyrektorki. Może za coś takiego bym płaciła, ale nie za ten burdel w remoncie i łamanie praw uczniów na każdym kroku.
darmowa edukacja
Wiadomo na co ta kasa szła czy nie?
Odpowiedz@Michail: Nie. Nikt nigdy nie widział tej kasy, jedyną wycieczkę mieliśmy do kina pieszo, za bilety płaciliśmy my. Dyskotek nie było, wydarzeń nie było, gratis też nic nigdy nie było, przed każdym sprawdzianem płatne ksero lub własne karteczki. Nikt, nigdy nie potrafił mi powiedzieć, na co ta kasa idzie.
Odpowiedz@Natas: To chyba zacznę doceniać moje byłe liceum. Przynajmniej raz w roku dyskoteka i rajd w góry był plus tydzień zimowiska plus całe jedno na cztery lata wyjście do teatru i to w klasie maturalnej, żeby ewentualnie co na maturę było opowiadać. Tylko za dojazd trzeba było zapłacić, reszta w gestii szkoły.
Odpowiedz@rodzynek2: tak się robi w normalnych szkołach. W mojej wychowawczynią była stara raszpla od polskiego (ta taka typu stara panna, która wlepiła mi zachowanie "poprawne" na koniec 3 klasy, bo chodziłam w koszulkach metalowych zespołów, więc na pewno chlam i ćpam) i ta stara raszpla bez chęci do życia, odbijała swoje porażki na nas. Nie byliśmy nigdy godni normalnej wycieczki, tylko to jedno wyjście do malutkiego kina na stary film z Jandą...
Odpowiedz@Natas: "Nikt nigdy nie widział tej kasy..." A może nie było nic do oglądania? Bo wiesz, jeśli 90% uczniów nie wpłacało dobrowolnych "dyszek" (co i tak jest kwotą wręcz symboliczną) na cokolwiek, to budżet świecił pustkami. Poza tym, tak coś mi się zdaje, że nawet jeśli ktoś kiedyś wpłacał jakieś konkretniejsze kwoty na te materiały dydaktyczne, lub radę rodziców - to szybko przestał. Z jakiej racji miałby fundować coś komuś, kto nie płaci wcale? Dziwne to twoje podejście. "Nic nie wpłacam, bo nic nie kupują." A za co mieli kupować? Za swoje prywatne?
Odpowiedz@Armagedon: echh. Wpłacali. Wpłacali i wiem, że wpłacali, bo licealiści ze sobą rozmawiają i każdy w mojej klasie i nie tylko po prostu miał przyjęte, że skoro szkoła mówi "zapłać", to rodzice dają hajs i płacą. Naprawdę nie sądzisz, że w obliczu tej historii nie rozmawiałam o tym z ludźmi ze szkoły?
Odpowiedz@Natas: Nie wiem, do jakiej ty szkoły chodziłaś, ale w mojej nikt nikomu nie dawał pieniędzy "na gębę", były normalne pokwitowania wpłat, zebrana kwota nie była tajemnicą, choć nie wyczytywano z nazwiska kto ile wpłacił. Wydatki rozliczano również oficjalnie, na zebraniach rodziców. I każdy rodzic mógł zapytać na co poszły jego pieniądze. Być może były jakieś "przekręty", ale nic mi o nich nie wiadomo. Były natomiast przypadki, że latorośl "zapominała" dobrowolnie wpłacić i kwota zostawała w jej kieszeni.
Odpowiedz@Armagedon: W mojej szkole fundusz rady rodziców szedł na nagrody rozdawane na koniec roku za jakieś konkursy, zawody sportowe itp. Poza tym rodzice, dla których kłopotem było opłacenie wycieczki mogli liczyć na dofinansowanie do nich.
Odpowiedz@Natas: "W obliczu" tej historii, dziecko, to ty nie mogłaś z nikim i o niczym rozmawiać, ponieważ ta historia jeszcze nie powstała. Acha. I stara raszpla dała ci "poprawne" tylko "za koszulki"? Nie wierzę.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 czerwca 2022 o 23:54
RR ma obowiazek przekazać pełne rozliczenie za zebrane pieniądze. U nas z każdej rady jest protokół o czym rozmawialiśmy itd. Na koniec roku zaesze jest rozliczenie. Często rodzice nie wiedzą co, po co, dlaczego. Wystarczy zapytać kogoś z rady.
Odpowiedz@AnitaBlake: a szkoła ma obowiązek wydać uczniowi świadectwo, to chyba dużo mówi o "jakości" mojej szkoły już na wstępie.
Odpowiedz@Natas: A co ma piernik do wiatraka?
OdpowiedzWiecie, ksero nie jest konieczne. Przecież nauczyciel może wszystkie pytania na sprawdzianach czy każdą notatkę dyktować a wy pisać, co za problem. Mapki, wykresy itp rysować. Na co komu ksero? A że na sprawdzianie połowa czasu na przepisywanie? Meh, problem uczniów
Odpowiedz@Allice: Gdy ja chodziłam do szkoły, zaczęły wychodzić tablice multimedialne. Żaden z nauczycieli z nich nie korzystał, a one z powodzeniem zastąpiłby część kserówek, ma których i tak nic nie było widać. Wystarczyłoby kserować same sprawdziany.
Odpowiedz@Habiel: a pamiętasz te przedpotopowe rzutniki na przeźroczach ?
Odpowiedz@Anonimus: U nas były i pełniły tylko funkcję dekoracyjną, bo żaden chyba nie działał. Ale stały w prawie każdej klasie. Tak samo w klasie chemicznej mieliśmy różne probówki, menzurki, ale co z tego skoro nie było czym eksperymentów robić. Jedyny eksperyment na chemii polegał na reakcji ocet+soda oczyszczona, bo to można było od Pani sprzątaczki pożyczyć
Odpowiedz@Anonimus: U mnie w szkole takich nie mieli - zwykłych rzutników w sumie też nie za bardzo - bo co z tego, że ze dwa były, skoro nauczyciele rzadko umieli to obsłużyć. Ale na studiach miałem jednego doktora, który uparcie z takiego rzutnikach na przeźroczach korzystał. Ale gość był mocno w poprzedniej epoce, bo niektóre sposoby rozwiązywania przedstawionych problemów były dla niego "zbyt nowoczesne" i ich nie akceptował :)
Odpowiedz@Allice: w sumie i mnie w liceum rozwiązali to tak, że poprostu dostawało się test, a odpowiadałam na kartce. Rysowanie było ograniczone do minimum(w sumie nie było wiele do rysowania, nawet w gimnazjum, więc ma to sens). Dało się? Dało. Mapki były w podręczniku, po co jeszcze w zeszycie?
OdpowiedzNikt nie każe nikomu płacić. Tylko potem niech się uczniowie nie zdziwią jak sprawdziany będą mieli tylko z pytań otwartych i tylko z pytaniami przez nich napisanymi. Żaden nauczyciel - szczególnie za polską pensję - nie będzie kupował papieru za swoje. Powiecie - co za problem kupić mu jedna ryzę. Ano jak się uczy 150 czy 200 dzieci - to wchodzimy nie w jedną, a w kilkadziesiąt ryz rocznie. Pomijam fakt że często nauczyciele i tak dokładają do własnych drukarek i tuszy bo te szkolne zwyczajnie nie wyrabiają. Ale wiadomo, to czyste fanaberie szkoły.
Odpowiedz@gawronek: po części masz rację. To nie nauczyciel powinien ze swojej pensji kupować papier. Ale z drugiej strony uczeń też nie. To szkoła powinna zapewnić. Jeśli prywatna - rodzice płacą na utrzymanie i zapewnienie potrzebnych materiałów. Jeśli publiczna - finansowana z podatków na takie cele. Tylko mamy w kraju problem z odpowiednim zarządzaniem środkami publicznymi.
Odpowiedz@JohnDoe no cóż, w takim razie nie ma co winić gracza (szkoły) tylko grę ;)
Odpowiedzto mi przypomina historię ze studiów kiedy mieliśmy ogólny wykład na dużej sali która wyglądała jak szklarnia albo sala gimnastyczna - czyli okna od podłogi po sufit tak gdzieś na wysokości 5m czy lepiej. salę było bardzo ciężko ogrzać tym bardziej że okna były stare i nieszczelne. to studenci przychodzili z termometrem i jak temperatura spadała poniżej 15* to przerywaliśmy zajęcia.
OdpowiedzAutorka g... dała przez całą edukację i narzeka, że g... jest. Może dlatego g... jest, bo więcej osób myśli, jak Autorka. Z pustego i Salomon...
Odpowiedzprzeciez za remonty to powinna placic szkola/miasto/ministerstwo czy cos, a nie uczniowie mocno sie zastanawiam, gdzie ginely te pieniadze, bo ze was kroili to pewne jeszcze z rada rodzicow, no dobra ksiazki na koniec dla najlepszych, ale serio ogrzewanie? "materialy dydaktyczne"? smierdzi walem
Odpowiedz@bazienka To nie fair, że nie informowano uczniów i rodziców, na co szła ta kasa. Mogło być tak, że szły na bieżące utrzymanie szkoły i materiały do nauki, bo szkoła na nic nie miała kasy. Z perspektywy ucznia może się wydawać, że to nie wiadomo jakie pieniądze, ale z perspektywy nauczyciela już niekoniecznie. Np. potrzebna jest jakaś pierdółka, co kosztuje powiedzmy 2 zł. Niby nic. Ale każdy uczeń musi to mieć na lekcji. A uczniów w jednej klasie jest np. 20 i nauczyciel ma 3 klasy, w których będzie omawiał ten sam materiał. 60*2=120. Czyli ktoś miałby zapłacić 120 zł. Kto? Szkoła, w której nie starcza kasy w budżecie na bieżące utrzymanie czy nauczyciel z własnej kieszeni?
OdpowiedzO takich piekielnych nic nie robiłam. W końcu coś bardzo piekielnego i niezwiązanego z opieką zdrowotną (chociaż takie historie też lubię).
OdpowiedzSierotą jesteś?
OdpowiedzTeż miałam takich dziwnych nauczycieli w liceum. Przy awarii ogrzewania w zimie, normalny dyrektor zwalnia uczniów do domu. Ale nie nasz :D Do tego nie wolno było siedzieć w klasie w kurtkach, bo "to jak siedzieć w łóżku w butach".
OdpowiedzHej, pacjencie, płacisz podatki na służbę zdrowia? W porządku, ale wpłać dobrowolnie na stetoskop do przychodni. I dorzuć się do rękawiczek jednorazowych. I daj dyszkę na długopisy.
Odpowiedz@minus25 Wolałabym się dorzucić na stetoskop niż nie mieć terminu na szczepienie dziecka. A takie sytuacje mnie w publicznej przychodni spotykały.
Odpowiedz@mama_muminka: ale jedno z drugim nie ma absolutnie związku, na szkołę płacisz a i tak są problemy z kadrą, wyposażeniem, budynkiem, ogrzewaniem (...)mimo że dorzucasz na kredę, ksero, komitet...
OdpowiedzMogłaś pójść do rady rodziców i zwyczajnie zapytać na co idą te pieniądze. U nas szły na ksero i na książki na koniec roku. Nie była to żadna tajemnica. Jeśli kogoś nie było stać to nie musiał płacić. Jeśli jednak kogoś stać, w nie płacił, to znaczy że wszyscy zrzucali się na niego. Trochę absurd, że następnie taka osoba wchodzi na piekielnych i uważa się za poszkodowaną.
Odpowiedz@mama_muminka: a mi nie chcieli udzielić takich informacji, bo jestem uczniem i ch. mi do tego :) rodzicom może by udzielili, ale nie zamierzałam ciągać rodziców daleko do szkoły, żeby spytać, na co idzie kasa. Po prostu jej nie wpłacałam. A prawda jest taka, że ta kasa to i tak był jakiś przekręt.
Odpowiedz