Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Adopcja psa... Cóż, bywa piekielnie. Ukochany pies moich rodziców zdechł kilka miesięcy…

Adopcja psa... Cóż, bywa piekielnie.

Ukochany pies moich rodziców zdechł kilka miesięcy temu. Rodzice mają jeszcze jedną suczkę, staruszkę. Sami rodzice są wczesnymi emerytami, mają duże mieszkanie i co ważne, choć oczywiście żadna organizacja nie musi wierzyć na słowo, mają ogromne serce do zwierząt. Całe życie mieliśmy psy w domu, a wszystkie były znajdami, które rodzice znajdowali w różnym stanie, wszystkie doprowadzali do zdrowia u weterynarza, nigdy nie żałowali pieniędzy i energii dbanie o zwierzęta, jedzenie, zabawki, akcesoria, lekarstwa. Zawsze poświęcali dużo czasu i energii na spacery i wpajali nam szacunek i miłość do zwierząt.

Rodzice postanowili adoptować kolejnego psa, aby do domu wprowadzić nieco nowej energii, gdyż nie tylko oni, ale i ich suczka byli bardzo przygnębieni po śmierci ukochanego towarzysza. Oczywiście, mają swoje wymagania. Przede wszystkim chcieli, aby był to pies młody, poniżej roku. A to dlatego, że obawiali się, że dojrzały pies mógłby od początku spróbować zdominować staruszkę i przestałaby się ona dobrze czuć we własnym domu. Oczywiście, wiedzieli, że siłą rzeczy młody pies kiedyś zdominuje starszego, ale chcieli, aby stało się to gdy psy już się ze sobą zżyją. Bali się też psa "z przeszłością", który mógłby być agresywny, bo często odwiedzamy ich z dziećmi lub zostawiamy u nich dzieci na kilka dni. No i właśnie z tego powodu musiał to być pies łagodnie nastawiony do dzieci.

Znaleźli ogłoszenie o młodej suczce przebywającej w domu tymczasowym w naszym mieście. Skontaktowali się z opiekunką i pierwsze spotkanie wypadło pozytywnie. Suczki się poznały i pozytywnie na siebie zareagowały, po rozmowie również opiekunka przyznała, że rodzice i piesek dobrze by do siebie pasowali.

Rodzice już wcześniej wypełniali ankietę na temat adopcji i doszło do rozmowy z koordynatorką z fundacji.
Kobieta rozmowę przez Skypa zaczęła nieprzyjemnym tonem, jakby robiła łaskę, że w ogóle dzwoni. W czasie rozmowy wyciągnęła następujące punkty:

- A dlaczego chcecie młodego psa? Starszym trudniej o adopcję, a lepiej by do was pasował jakiś staruszek.
- Młody pies potrzebuje domu z ogrodem, żeby się wybiegać - jasne, bo w domu z ogrodem psa się nie wyprowadza nigdzie dalej, tylko spędza z nim całe dnie w ogrodzie, żeby biegał pół dnia od ogrodzenia do ogrodzenia.
- Jesteście państwo starzy, jest duże prawdopodobieństwo, że osierocicie psa - okazuje się, że pani nie zadała sobie trudu przeczytania, że w ankiecie rodzice napisali, że w razie czegokolwiek zarówno ja jak i moja siostra deklarujemy przyjęcie psa do siebie i w razie potrzeby sporządzimy taką deklarację na piśmie.
- W domu, gdzie jest pies, nie ma miejsca dla dzieci - fakt, że u rodziców często przebywają wnuki był dla pani ogromnym minusem, zasugerowała, że rodzice powinni się zdecydować, albo pies albo wnuki.
- Nie powinniście adoptować teraz psa, bo dopiero co zdechł wam poprzedni pies. Będziecie nowego psa porównywać do starego psa i zrobicie mu krzywdę psychiczną.
- Nie karmicie swoich psów super-hiper-karmą za miliony tylko gotujecie sami dla nich jedzenie? Nic nie wiecie o żywieniu psa, karma od tego producenta to absolutny must have.
- nie możecie adoptować młodego psa, bo macie już starego psa, psy nie pasują do siebie i będą się gryźć. I uwaga! Pani usłyszawszy, że starsza suczka jest już w odpowiedniej do wieku kondycji fizycznej (ma 14 lat) zasugerowała, że rychłe uśpienie jej zwiększy szansę rodziców na adoptowanie młodego psa. Miłośniczka zwierząt, psia mać.

Podsumowując, chcecie adoptować młodego psa, kupcie sobie dom z ogrodem, nie wpuszczajcie wnuków do domu nim nie dorosną, odczekajcie kilka lat od śmierci poprzedniego psa, starego uśpijcie, kupujcie wyłącznie najdroższą karmę. A jak już spełnicie te wymagania to i tak dowiecie się, że jesteście za starzy.

Finał był tak, że oczywiście rodzicom nie pozwolono adoptować psa. Opiekunka z domu tymczasowego nie mogła go dłużej trzymać, więc suka przebywa od 2 miesięcy w schronisku w innym mieście.
A rodzicom serce pęka.

adopcja psa

by ~watdefak
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar digi51
16 18

@Olga887: Sprecyzujesz, gdzie Twoim zdaniem miała rację? Bo takim stwierdzeniem, że miała "trochę racji", gdy mowa o co najmniej kilku różnych kwestiach wsadzasz nogę między drzwi bez zamiaru wejści do środka.

Odpowiedz
avatar Michail
8 12

To już któraś historia o podobnym wydźwięku. Może po prostu trzeba do tego podejść jak do egzaminu z przedmiotu, który nam się nie przyda w życiu - odpowiadać pod klucz i tyle.

Odpowiedz
avatar franciszka
2 2

@Michail możesz odpowiadać pod klucz ale swojej twarzy czy pyska po których widać wiek nie zmienisz

Odpowiedz
avatar Michail
0 0

@franciszka: Odnoszę się ogólnie do problemu. Tutaj akurat kwestię wieku mieli ogarniętą.

Odpowiedz
avatar Bananananana
8 14

Moi rodzice mieli podobną sytuacje z adopcja kotka. Dom z Ogródkiem w spokojnej dzielnicy. Poprzednia kotka była wychodząca i dożyła 19 lat. Karma też nie jakaś super hiper, ale dość dobra no i mięsko codziennie dostawała( skrawki kurczaka, czasem troszkę rybki-po "obraniu" z ości), mleko tez uwielbiała ( bezlaktozowe). Jednak w świetle wymagań zamykania kota w domu i karmy 300 zł za kg moi rodzice byli nieodpowiednimi kandydatami. Koniec końców wzięli kotka ze wsi od sąsiadów jakiś tam krewny znajomych czy coś takiego. Tobie tez polecam tak poszukać. ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 21

@Bananananana: kurde, nie ma kota wychodzącego... Kot może sobie wychodzić z 18 razy, a za 19 razem nie wróci! Ja też miałam kota 20 lat i nie miałam osiatkowanego balkonu, ale raz zdarzyło się, ze chciała przez ten balkon wyskoczyć. Od tamtej pory zero przebywania na balkonie. I to jest MOJA wina, że dopuściłam do takiej sytuacji. Na szczęście w porę ją złapałam. NIE ISTNIEJE KOT WYCHODZĄCY, istnieje tylko nieodpowiedzialny właściciel. Kot chce sobie pobuszować po podwórku? Szelki, linka i jazda ruszyć dupsko z kanapy. Jak pies do Ciebie podbiegnie bez smyczy, to co powie właściciel? To pies wychodzący?

Odpowiedz
avatar Bananananana
-1 11

@ingrami: Jak mieszkasz w bloku to jasne nie ma kota wychodzącego. Jednak Tam gdzie mieszkałam 2/3 domów miało koty i żaden z nich nie był nie wychodzący. Żaden nie był zaniedbany. Jak kot nie wrócił na noc do domu to znajdował się rano w szopce, czy na wycieraczce słodko śpiący. Czasem zdarzały siekocie kłótnie (zazwyczaj gdy pojawiał się nowy kot). Taka przedmieściowa kocia idylla.

Odpowiedz
avatar Habiel
2 14

@ingrami: Nie próbuj, nie przegadasz. Do leniwych ludzi nie docierają żadne argumenty- ani o tym że ich zwierzakowi może stać się krzywda, ani że krzywdzi on środowisko i wkurza sąsiadów.

Odpowiedz
avatar jan_usz
1 5

@Bananananana: No i taniej na karmie wyjdzie jak kot zje na mieście i nie trzeba sprzątać odchodów, no i takie ładne później krzyżówki koteczki chodzą po okolicy. Same zalety.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 6

@Bananananana: no, no. Mój kot przeżył 20 lat, za to jego rodzeństwo (a także kolejne pokolenia) zginęły pod kołami auta. A zobacz, mieszkały w domku, nie w bloku. Mogły sobie hasać. Przez całe życie mojego kota śmiałam się, że tak naprawdę to ratuję mu życie, bo jego rodzina już dawno została plackiem na asfalcie. NIE MA KOTA WYCHODZĄCEGO.

Odpowiedz
avatar szafa
0 4

@Bananananana: tak naprawdę problemem nie jest kwestia, czy kotu coś się stanie. Sama znam masę wychodzących kotów, które dożyły późnej starości bez problemu. Dodatkowo moim zdaniem kot zgodnie z naturą szwendający się swobodnie to kot szczęśliwszy niż kot zamknięty w domu, nawet jeśli pożyje krócej. Które zwierzę jest szczęśliwsze - lew w zoo, który żyje długo i zdrowo czy lew na wolności, żyjący znacznie krócej i trapiony przez liczne choroby? ALE kot wychodzący to kot niszczący naturalny ekosystem. Niestety. Kotów wychodzących jest za dużo w stosunku do ilości, jaka istniałaby naturalnie, bez ingerencji człowieka i robią one straszne spustoszenie wśród populacji gryzoni i ptaków. Plus, jak ktoś wspomniał, nie każdy zwyczajnie życzy sobie, żeby mu obcy kot srał w jego przydomowej piaskownicy czy drażnił psa nocą.

Odpowiedz
avatar aienma
-1 3

@ingrami: Ta, a potem te słodkie, wychodzące kotki z obróżkami kotłują się i srają mi po ogrodzie. Do pewnego momentu myślałam, że to bezpańskie koty, ale ostatnio przyuważyłam, że jeden miał obrożę.

Odpowiedz
avatar katem
-1 1

@ingrami: To Ty jesteś sadystka- właścicielka niewolnika kota. Współczuję twojemu kotu.

Odpowiedz
avatar katem
-2 2

@aienma: A mi obce koty przychodzą do ogrodu i jakoś mi to nie przeszkadza. Wystawiam im suchą karmę na wypadek, gdyby chciały coś zjeść (choć wcale nie wyglądają na głodne).

Odpowiedz
avatar gdfg
1 1

Na początku pandemi chciałem zaadoptować psa ze schroniska i patrzyłem na stronie schroniska "co mają". Zrobili wyjątek i dali mi się z psem przejść na spacer. Fajna psina ale jak się okazało nie miał około roku jak pisali ale ze 3-4. Wymagania z kosmosu do tego.

Odpowiedz
avatar marcelka
9 9

Podobna sytuacja, choć już dobre kilka lat temu. Próba adopcji psa i wymagania z kosmosu. Polegałam na pracy - bo pies nie może być sam (?), a moja mama, wówczas wczesna emerytka, wg pani z fundacji nie nadawała się na opiekunkę, bo za stara i co jak weźmie psa na spacer, a pies pociągnie mocniej za smycz (?!) - na nic moje tłumaczenie, że z psem na spacer zamierzam wychodzić ja, bo przecież nie pracuję całą dobę, a koło domu jest bardzo duży ogród, 15 arów, ogrodzony, więc pies w ciągu dnia miałby też ruchu ile zapragnie. Drugim złem straszliwym był łańcuch po poprzednim psie. Oczywiście pies nie był na nim trzymany, ale obok jest dość ruchliwa droga wojewódzka, więc jak brama była otwierana bo trzeba było wjechać/wyjechać autem, to na te pół minuty pies był wiązany (lepsze wg mnie to, niż miałby wyskoczyć na drogę, bo zobaczył kota sąsiada czy coś). No i to już był ban totalny. W końcu pies się trafił uratowany z pseudohodowli - ktoś myślał, że to takie proste, ale mu nie wyszło i chciał się pozbyć szczeniaków starym wiejskim sposobem - topiąc je w rzece. Na szczęście sąsiad go przyłapał i zorganizował domy dla maluchów, w tym jeden trafił do nas.

Odpowiedz
avatar Bryanka
6 6

@marcelka: Moja mama chciała wziąć drugiego psa i "odpadła" na tym samym - babcia nie będzie miała siły wyprowadzać jak mama będzie w pracy. Śmiać mi się chciało, bo mama pracuje w biurze 2-3 dni w tygodniu, a resztę zdalnie :P Dom ma też duży ogród. My za to ostatnio nie zostaliśmy zaakceptowani gdyż mamy za mały metraż. Na nic był fakt, że pies będzie non stop ze mną lub z mężem, bo możemy zabierać zwierzaka do pracy.

Odpowiedz
avatar AndrzejN
2 16

Adoptuje się dzieci, zwierzęta się przygarnia. A historia jest kolejnym potwierdzeniem tezy, ze wiele fundacji działa na zasadzie "gonić króliczka, ale go nie złapać".

Odpowiedz
avatar Balbina
1 1

Mam dwa psy ze schroniska,jedna juz stara,problemy ze stawami no i niedługo chyba uda się do krainy wiecznych łowów.Druga sredniego wieku ale energią przewyzsza niejednego pieska. I wiedzac że niedługo zaostanie sama postanowilismy wziąśc następnego. We wrocławskim schronisku psów niewiele ale wpadła nam w oko suczka. I sie okazalo że na nią jest casting. Chętnych ok 20 i trzeba sie zaprezentować z jak najlepszej strony a nóż wezma nas pod uwagę. Ankieta wypełniona ,czekamy z zapartym... i nic Nie dostąpiliśmy zaszczytu bycia włścicielami. Pamiętając jak wchodziło się na teren,wybierało psa ,załatwiało papiery i w tym samym dniu miało się pieska w domu( juz 3 sztuki)smiać nam się chciało. Psa wzięliśmy od pani,która w swoich stronach zajmuje się porzuconymi psami a i ludzie wiedząc wrzucaja jej na podwórko. Zapłacilismy za transport i juz mamy dodatkowy"kłopot" czyli kopidoła. Wczesniej rozmowy,jej znajoma wpadła oglądnąć posesje,porozmawiałyśmy,zobaczyła moje psy i wydała pozytywną opinię.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

Gdy ja szukałam psa, to od razu sobie zaznaczyłam - zero adopcji. Trafiłam na ogłoszenie z tytułem "oddam szczeniaka". Zero info o umowie adopcyjnej. Zadzwoniłam, okazało się, że jednak adopcja. Już rozmawiam z babką i nagle ona do mnie: "to poczekam aż jeszcze kilka osób się zgłosi i wybiorę". Wcześniej padło pytanie o to, czy mam ogród. Nie wytrzymałam i zapytałam, czy kobieta robi jakiś konkurs na właściciela. Ona nie wiedziała, o co mi chodzi. To ładnie wyjaśniłam: zbiera ludzi, gdzie ona jest jurorem, a nagrodą jest pies. Dodałam też, że warunkiem bezwarunkowej miłości do psa nie jest to, czy ktoś posiada ogród, czy nie. Mieszkając w bloku, będę wychodziła z tym psem na co najmniej 3h dziennie, a tak to otworzę drzwi balkonowe i krzyknę NARA. Oczywiście babka się wielce wzburzyła. A psa i tak wzięłam. Jechałam po niego 200km. Od jakiegoś Pana Miecia. I dam sobie ręce obciąć, że mój pies ma lepiej, niż mnóstwo innych piesków, które mieszkają w domu z ogrodem. :)

Odpowiedz
avatar digi51
9 9

Tyle się mówi o akcji "nie kupuj - przygarnij", a potem się okazuje, że o psa ze schroniska trzeba się bardziej postarać i spełnić więcej wymaganiach niż o dziecko z kraju trzeciego świata XD Ja rozumiem, że kierując się dobrem psa nie chce się go dawać byle komu (jakieś 15 lat temu moi rodzice prywatnie szukali domu dla szczeniaków - zgłaszały się takie kwiatki, że klękajcie narody, także jak najbardziej rozumiem ostrożność), ale wymagnia z dupy, typu dom z ogrodem dla młodego psa? To prędzej staremu psu, który może mieć problemy z chodzeniem po schodach i nie mieć siły na długie spacery potrzebny jest dom z ogrodem. Starzy ludzie mogą osierocić psa (w ogóle osierocić psa? Pierwsze słyszę takie określenie), tak samo mogą młodzi ludzie, bo każdy może umrzeć jutro albo mieć sytuację losową i od młodych nie wymaga się jakichś deklaracji, że mają kogoś, kto w razie czego psa weźmie. Karma? Może pani ma jakieś profity z namawiania ludzi karmę danego producenta? Psy i dzieci nie pasują do siebie? No nie wiem, ja uważam, że z kontaktu psa z dzieckiem mogą być obupólne korzyści. Psy to jednak zwierzęta stadne, więc najczęściej duże stado (czy to rodzina czy inne zwierzęta) raczej są dla psa, szczególnie młodego i energicznego, bardziej korzystne niż kontakt tylko z jedną czy dwoma osobami. Ech, a potem zdziwko, że pseudohodowle mają się dobrze... Nie da się zweryfikować wszystkie i idealny kandydat może się okazać debilem, który za tydzień zostawi psa na stacji benzynowej, bo mu naszczał na dywan.

Odpowiedz
avatar rudas
-1 1

@digi51: od młodych też się wymaga takich deklaracji ;) Co do psów i dzieci - zalezy od psa i od dzieci, jak mi adoptujący mówi, że u niego dzieci kochają jeździć na jego drugim psie, to wiesz... Karma jest bardzo ważna, może pani zaproponowała dobrej jakości karmę po prostu? Co do stada - znowu zależy od psa, nie warto generalizować. Tak, idealny kandydat może być debilem, ale dobry przesiwe jednak minimalizuje ten problem.

Odpowiedz
avatar Alxndra
8 8

Ja odpadłam z adopcji bo: - pracuję 8h i kot będzie... samotny; - mam dziecko - istnieje możliwość znęcania; - mój partner pracuje na zmiany i to będzie kota stresowało z powodu braku stałego rytmu dnia

Odpowiedz
avatar rudas
-2 2

sama mam psa z adopcji i zajmuję się adopcjami psów dla jednej fundacji, więc powiedzmy, że mocno siedzę w temacie. Rozumiem Twoją frustrację, też kiedyś przegrałam casting na psa ;) Niemniej rozumiem decyzję osób wydających psa i po latach przyznałam im rację. Co do Twojej historii - czasem trafiają się nawiedzeni ludzie, którzy faktycznie mają wymagania z kosmosu. Niemniej patrzac na komentarze poniżej "adopcje są zbyt skomplikowane hurr durr", to mi się nóż w kieszeni otwiera. Procedury są potrzebne, castingi też mają sens. Że w waszym wypadku było ciężko... Powiem Ci tak: Osoby starsze mają większe szanse na adopcję starszego psa ze względu na ich zbliżone poziomy energetyczne, ze śmiercią też różnie bywa, na papierze córka pisze, że się zajmie a w praktyce jest różnie. dom z ogrodem a pies - niektóre faktycznie wymagają domu z ogrodem (specyficzne rasy, psy lękowe, dzikie) karmienie psa - jeśli rodzice gotują "na oko", to faktycznie mogą robić psu krzywdę i wtedy lepiej jednak karma młody pies do starego psa to jest rosyjska ruletka. Teraz się doagadały a jak młody skończy dorastać? Dużo bezpieczniej adoptować psa dorosłego, z którym przejdą kilka zapoznań w terenie pod okiem osoby doświadczonej, która oceni ich interkacje. Weźmiesz młodego psa, a ten za pół roku pójdzie z zębami na rezydenta. A jak rodzice chceli adoptować psa, to uwaga, jest więcej niż jeden pies czekający na dopcję, można wziąć innego.

Odpowiedz
avatar rudas
-1 3

A co do wszystkich "ja chciałem adoptować, ale mi nie dali bo *bezsensowny powód*" - tak, czasem powody faktycznie są bez sensu. Czasem ludzie wydający zwierzeta do adopcji mają nierówno pod sufitem... A jednak najczęściej te powody mają sens ;) Ktoś długo pracuje (nieobecność ponad 9h), nie ma zapewnionej dla psa dodatkowej opieki w razie czego, nie chce kastrować, nie ma pieniędzy na leczenie/behawiorystę, chce karmić syfem, zamyka kota samego w domu na 12h, chce wychodzić z psem łącznie na 30 minut... Takich przypadków jest najwięcej i potem tacy ludzie najgłośniej krzyczą, że nie dostali zwierzaka :P

Odpowiedz
avatar chatty
0 0

To chyba sporo zależy od osoby. Ja wzięłam psa ze schroniska jeszcze w czasach studenckich (30 lat temu), na słowo honoru i za kilka złotych. Psica była u nas całe lata. Kiedy ja się wyprowadziłam, została z moimi rodzicami. Jak odeszła (ze starości), tata się wybrał do schroniska. Porządne schronisko, z ankietami i cudami, analizą, wizytami kontrolnymi itp. Pani Dyrektor jak zobaczyła, że pies jak bydlak (z wyglądu i charakteru) podszedł do taty i grzecznie usiadł (pierwszy raz się widzieli!), to tylko poprosiła o historię posiadanych zwierzaków i psa wydała. Potem był jeden telefon kontrolny. Pechowo po 3 latach pies się rozchorował (nowotwór, poszło szybko). Tym razem mama pojechała. Tylko opowiedziała co i jak, powiedziała u którego weta leczyli, pani ich znalazła w kartotece i mama psa dostała. Znów po jakimś czasie 1 telefon kontrolny, czy wszystko ok. Pechowo po roku pies, przez zupełny przypadek (niespodziewany grzmot w środku dnia) wyrwał smycz z ręki, wyskoczył i wpadł pod samochód. Wtedy mama zadzwoniła z informacją do schroniska. Pani dyrektor współczuła, porozmawiała. Przyjęła do wiadomości, że są za starzy i nie chcą nowego psa. Po kilku tygodniach zadzwoniła sama, że jest taki pies, nad którym właściciele się znęcają i mogą odebrać, może tata chce? Pojechał z nią, wziął obcego dobermana z klatki, obejrzał ślady wideł na chudym boku, wsadził do samochodu i pojechał. Klasycznie- jeden telefon kontrolny, namiary na trenera od psów (poddał się po 3 spotkaniach :). Tak więc dużo zależy od rzutu oka osoby oddającej zwierzę. Naprawdę warto samemu się przejechać do schroniska i pozwolić się wybrać zwierzakowi.

Odpowiedz
avatar dawira
0 2

Jakoś nie mogę doczytać do końca, gdy się dowiaduję, że pies zdechł. Albo kot zdechł. Zdechł? A nie umarł?

Odpowiedz
avatar katem
0 2

@dawira: Wg mnie zwierzaki umierają. Zdychają jedynie źli ludzie.

Odpowiedz
Udostępnij