Równi i równiejsi.
Czym jest staż z urzędu pracy tłumaczyć nie trzeba. Miałam "ciekawą" przygodę z pup, którą opisałam tu #88727.
Jakiś czas później postanowiłam skorzystać z faktu, że zmieniono przepisy i staże mogły odbywać osoby do 30. roku życia. Znowu sama znalazłam pracodawcę, który mnie na ten staż przyjął i - co najważniejsze - zobowiązał się zatrudnić po zakończeniu tegoż stażu na umowę o pracę. Ale nie znałam szczegółów umowy między pracodawcą a pup, czyli m.in. na ile mnie zatrudni.
Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem (czyli minimum 3 miesiące na umowę o pracę - tego wymagano od poprzedniego pracodawcy, któremu odmówiono) nie byłoby historii do opisania.
Staż zakończyłam ostatniego dnia listopada, a od 1 grudnia dostałam umowę o pracę. Uwaga! Na 26 dni. Ale nie było mi dane przepracować nawet tygodnia, ponieważ już 4 grudnia zostałam zawezwana przed oblicze najwyższego i powiadomiono mnie, że mam sama zrezygnować z pracy, a on mi łaskawie podpisze rozwiązanie umowy za porozumieniem stron i do domu. Dlaczego? Trudna sytuacja w firmie i tego typu frazesy, na pod oknem nowy samochód za grube tysiące.
Po wyjściu z gabinetu zadzwoniłam do pup i bez podawania danych zapytałam o konsekwencje podpisania takiego porozumienia, choć w zasadzie dobrze wiedziałam, że zostanę wyrejestrowana na pół roku.
Przy kolejnej rozmowie powiedziałam "szefowi", że nie podpiszę takiego porozumienia, bo stracę status osoby bezrobotnej i ubezpieczenie zdrowotne. Nie przejął się specjalnie moją odmową. Odesłał mnie do domu, umowa o pracę wygasła, ja nie dostałam ani złotówki wypłaty, ale zobowiązania wobec zusu i resztę zapłacił.
Ale to nie jest nawet 0,01% jego piekielności, ponieważ ten "pracodawca" przerabiał latami dosłownie i w przenośni dziesiątki osób w taki właśnie sposób. Wykorzystywał panujące w tych stronach bezrobocie i przyjmował na staże tabuny ludzi, zwłaszcza gdy pojawiły się staże 50+, a po ich zakończeniu podpisywał umowy, żeby za kilka dni wymuszać na ludziach ich rozwiązanie za porozumieniem stron. Ludzie godzili się na to, bo chcieli pracować, choćby "na czarno", bo to im oferował.
Gdzie była wtedy Powiatowa Inspekcja Pracy? Nikt z urzędu pracy nie widział tego przekrętu... bo przecież dawał ludziom pracę. Nie było tajemnicą, że "szef" mógł robić bezkarnie takie wały, a poza tym przecież nikt z pracowników nie zgłosił tego, co tam się dzieje, bo nikt nie chciał ryzykować utratą źródła utrzymania. W tym kraju chyba nigdy nie będzie dobrze.
To nie tylko w tym kraju, ale fakt, że sytuacja piekielna. Może się przeprowadzisz gdzieś, gdzie jest mniejsze bezrobocie?
OdpowiedzWnioskuję że skoro "nikt" tego nie zgłosił, to Ty także?
OdpowiedzTaki "pracodawca" powinien siedzieć w pierdlu i codziennie mieć poszerzaną średnicę odbytu.
OdpowiedzI wg zatwardziałych korwinistów powinno się to zostawić niewidzialnej ręce rynku. Chciałbym móc zobaczyć, co by jeden z drugim zrobił, gdyby urodził się w takim miejscu w biednej rodzinie bez znajomości. Jak daleko by zaszedł dzięki swojej przedsiębiorczości. Podobnie jak narzekanie na Unię nawet przez starszych ludzi. Czy oni naprawdę nie pamiętają, że takie sytuacje przed wejściem do UE i jeszcze kilka lat po były normą? . Nawet dziś, przy dużo niższym bezrobociu, to się zdarza. Tzn mam na myśli czasy przed pandemią.
OdpowiedzA ty zgłosiłaś, o najświętsza?
OdpowiedzNajpierw "zadzwoniłam do pup i bez podawania danych zapytałam" a potem pretensja że PUP i PIP nie wiedziały o problemie. Hipokryzja bardzo? Jak nikt nie zgłosił tej firmy, to sąd mieli wiedzieć że coś jest nie tak?! Dlaczego w rozmowie z PUP nie podałaś danych firmy? Dlaczego nie poszłaś z tym do PIP ani do sądu pracy? Dlaczego "ktoś" miał to zrobić, ale ty nie?!
OdpowiedzWyliczanie ludziom samochodów nie ma sensu, są inne metody jego posiadania niż kupno
OdpowiedzPracodawca jest Ci winien pieniądze. Zwróć się z pismem, że o tej pory nie otrzymałaś wypłaty. Jakby co to prosty pozwik do sadu i masz przyjemny prezent.
Odpowiedz