Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Raz na jakiś czas lubię wbić się w garniak i wybrać się…

Raz na jakiś czas lubię wbić się w garniak i wybrać się wraz z żoną na tak zwany wieczorek degustacyjny do pewnej restauracji w moim mieście. Jeśli ktoś nie wie o co chodzi to wygląda to mniej więcej tak, że zamiast jednego dużego dania otrzymujesz od kilku do kilkunastu małych porcji różnych finezyjnych potraw plus do prawie każdej pasującą, małą lampkę wina. W tle natomiast akompaniuje muzyka klasyczna i w zależności na jakich ludzi się trafi albo po cichu komentują kolejne dania w swoich małych grupach albo trwa ożywiona dyskusja na temat dań, aktualnych wydarzeń i wszystkich innych tematów, które można poruszyć w gronie całkowicie nieznanych nam ludzi.

Dlatego zastanawia mnie co trzeba mieć w głowie aby na taki wieczorek przyjść z dzieckiem. Przecież te małe kreatury już po 5 minutach mają dość, a po 30 wolałyby sprzedać duszę diabłu niż zostać w tym miejscu choćby sekundę dłużej. Tym bardziej, że restauracja wymaga aby dziecko siedziało na miejscu, gdyż wokół gości wciąż krążą kelnerzy roznoszący tace wypełnione gorącymi potrawami lub szklanymi kieliszkami z winem. I aż do wczoraj byłem pod wrażeniem jak rodzice panują nad swoimi małymi diablikami. Aż do wczoraj...

Tym razem trafiła się cicha grupa, więc spokojnie czekałem na pierwsze danie. Jednak już po około trzech minutach młodzik powoli zaczął narzekać na co jego matula zbytnio nie reagowała. Po kilku minutach ktoś postanowił dość znacząco kaszlnąć co zmusiło mamuśkę do reakcji. Znów nastąpiła cisza, która trwała aż do wydania pierwszego dania. Prawie zszedłem na zawał gdy dzieciak z mocą syreny alarmowej wydarł się "Ja nie chcę rosoła! Ja nie chcę rosoła!". Dzieci na tego typu wieczorach w tej restauracji dostają rosół, nuggetsy z frytkami i sałatkę co jest zaznaczone w menu. I według mnie to dobre rozwiązanie bo znajdźcie mi dziecko, które ze smakiem zje topinambur, kałamarnicę czy węgorza. I tutaj wywiązała się rozmowa pomiędzy piekielną mamuśką [M] i kelnerem, którego zaalarmował hałas generowany przez kaszojada [K].

[M]: Ale proszę Pana dlaczego moje dziecko dostało jakiś prosty rosół?
[K]: W przypadku dzieci pojawiających się na naszych wieczorkach mamy osobne menu, gdyż...
[M]: Ale proszę Pana mój syn to poliglota (wtf?) i będzie jadł to samo co my.
[K]: Jednak dania dla dzieci są opisane w naszym menu, dlatego wejście dla dzieci jest tańsze niż dla osoby dorosłej.
[M]: Słabo opisane... Oczywiście dopłacę, chcę aby Marcyś jadł dorosłe dania.
[K]: Oczywiście.

Jak możecie się domyślić Marcyś nie zjadł ani pierwszego, ani drugiego i trzeciego dania również, bo niedobre. Zamiast tego widać było, że kumulowana energia podsycana przez narastającą nudę aż kipiała mu uszami co wyrażał raz po raz jękami niezadowolenia. Po czwartym daniu, którego oczywiście również nie zjadł, pod naporem ciągłych narzekań nasza piekielna mamuśka zmiękła i pozwoliła dzieciakowi "pochodzić" wokół stołów. Na szczęście usłyszała to jedna z kelnerek [K].

[K]: Niestety nie mogę na to pozwolić. Po sali chodzi 6 kelnerów z tacami z gorącym jedzeniem. Musimy zwracać uwagę na tyle rzeczy, że ktoś z nas mógłby potrącić Pani syna i mogłoby to się źle skończyć.
[M]: No to jest jakiś skandal!

W tym momencie mamcia odwróciła się do faceta, który do tej pory siedział cicho.

[M]: Paweł idziemy to jest skandal!
[P]: A mówiłem ci żeby go nie brać, ale się uparłaś. Ja nigdzie nie idę. Masz kluczyki i jedź do domu. Ja zapłacę i wrócę taksówką.
[M]: Pffff...!

No i pańcia zrobiła w tył zwrot i wyszła obrażona wraz ze swoim Marcysiem. Natomiast zdezorientowana kelnerka zwróciła się do męża:

[K]: A co z porcjami...?
[P]: A bardzo chętnie zjem. Przynajmniej się najem bo w domu pewnie czeka mnie piekło.

W tym momencie cała sala buchnęła śmiechem i po chwili wieczorek degustacyjny wrócił do normalności.

A dla osób, które nigdy nie brały udziału w takiej degustacji to bardzo polecam iść chociaż raz. Sam na początku nie byłem przekonany, ale nie żałuję, że dałem się przekonać. Nie wiem czy we wszystkich restauracjach zdążają się takie sytuacje, że uczestnicy zaczynają po prostu ze sobą rozmawiać, ale dzięki temu można poznać naprawdę ciekawych ludzi. A nawet jeśli nie to warto iść dla samego jedzenia. Na bank nie wszystko wam w 100% zasmakuje, ale na pewno większość smaków was zdziwi.

gastronomia

by Satsu
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar bazienka
17 39

ze wzgledu na formule imprezy nie powinno sie wpuszczac dzieci w ogole ku komfortowi calej reszty

Odpowiedz
avatar Monomotapa
14 26

@bazienka: za taką zasadę madkozaury rozniosły by knajpę w pył. Dla zasady.

Odpowiedz
avatar Grav
25 25

@Monomotapa: Są knajpy, które w ogóle nie wpuszczają dzieci. Nigdy, w żaden dzień, nie ma menu dla dzieci, nie ma podwyższanych krzeseł, nie ma wstępu, won. Oczywiście madkom dupy pękają, ale jakoś same restauracje są bardzo popularne i ludzie sobie je chwalą, ku madek bezbrzeżnemu zdumieniu ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
27 29

@Grav: sama jestem matka, a bezdzieciowe restauracje uwielbiam. Nie po to wychodze na kolacje bez wlasnego kaszojada, by musiec meczyc sie przy ryku kaszojadow innych rodzicow. No i trzeba podkreslic, ze wlasne jakos mniej irytuje, wiec jesli chce spokojne wyjscie bez wlasnego, to i innych tym bardziej chce unikac.

Odpowiedz
avatar Grav
7 9

@Pattwor: Mój znajomy mawia, że dzieci są jak pierdy - własne przeszkadzają jakby mniej ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@Grav: muszę to sobie zapamiętać, bo porównanie naprawdę w punkt!

Odpowiedz
avatar Crannberry
13 21

Menu degustacyjne uwielbiam, chociaż z taką integracyjną formułą jeszcze się nie spotkałam (brzmi bardzo ciekawie). Kompletnie nie rozumiem, co trzeba mieć w głowie, żeby na taki wieczór przeprowadzić dziecko. Umorduje się i ono, i wszyscy dookoła

Odpowiedz
avatar Ohboy
10 12

Rozważałam coś takiego, ale to zbyt droga impreza jak na moje wybredne podniebienie. Nie wyobrażam sobie zabierać dzieciaka, bo to zdecydowanie nuda dla takiego małego człowieka.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 23

Dzieci w restauracji to zło. Na weselach też.

Odpowiedz
avatar bazienka
5 19

@metaxa: wesele to przede wszystkim nie jest impreza dla dzieci- halas, zabawa do pozna, alkohol lejacy sie strumieniami ciekawe czy na wixe w klubie tez tak chetnie by niektorzy te dzieci zabieraly

Odpowiedz
avatar Ohboy
14 18

@Michail: A co jest patologicznego w głośnej muzyce i alkoholu na imprezie? Alkoholu na weselu musi być dużo, żeby nie zabrakło, a od tego są imprezy, żeby czasem wyluzować i się napić, jeśli ktoś ma taką ochotę.

Odpowiedz
avatar bazienka
5 15

@Ohboy: na kazda inna glosna impreze z alko zabierasz dzieci?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 10

@Michail: dorośli nie pchają się na kinderbale, to niech dzieci nie będzie na imprezach dla dorosłych.

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 6

@bazienka: Byłoby bardzo niepokojące, gdybym zabierała dzieci na jakieś imprezy, bo nie mam dzieci. I w sumie przypieprzasz się bez powodu, bo nigdzie nie powiedziałam, że miejsce dzieci jest na weselu. Czy jakiejkolwiek innej imprezie alkoholowej. Popracuj nad umiejętnością czytania.

Odpowiedz
avatar Michail
-2 10

@metaxa: Byłem 2 razy z dziećmi na weselu, dwa razy były zaproszone i nawet były animatorki na jednym. Na obydwu weselach były i dzieci i alkohol, co nie spowodowało ani jednego problemu. Jeśli Młodzi nie chcą dzieci to mówią, jak pozwalają to też ich wola. Wrzucanie wszystkiego do jednego wora świadczy o średniej wiedzy o życiu.

Odpowiedz
avatar mama_muminka
3 9

@metaxa Zależy od wesela. Na 3 wesela nie zabierałam dzieci, żeby też się móc pobawić (zostawały pod opieką mojej siostry). Na kolejne również nie planowałam ich brać, ale bardzo protestowały na ten pomysł panna młoda i jej mama (moja ciocia i kuzynka). A też siostra była zaproszona, więc moja "standardowa forma opieki weselnej" nie była dostępna ;) Dzieci wzięliśmy i okazało się, że było to jedno z wesel, gdzie goście naprawdę lubią dzieci, sami brali je do zabaw i do tańca. Moje dzieci przerotowaly przez wszystkie ciocie, wujków, kuzynostwo itp, każdy się zajął po 5-10 minut i o 21 odłożyłam maluchy do spania, wzięłam elektroniczna nianie i bawiłam się dalej. Sama byłam zaskoczona, że wszyscy się dobrze bawili.

Odpowiedz
avatar broneq
-2 2

@metaxa: Jak można nie wziąć dzieci na wesele? Z jakiego regiony kraju Ty jesteś? W Małopolsce dzieciaki zawsze są na weselach i bawią się razem tak gdzieś do 22:00, a potem przyjeżdżają dziadkowie i zabierają dzieciaki do siebie na noc.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@broneq: normalnie - nie bierzesz dzieci na wesele i kropka. Na moim weselu - co zostało kategorycznie powiedziane - dzieci nie było. Jak komuś to nie pasowało to nie przyszedł i tyle.

Odpowiedz
avatar Samoyed
7 13

Napisalabym, ze to jest moja ulubiona forma restauracyjna i miesiac, w ktorym tego nie robie uwazam za kulinarnie stracony i tez polecam, ale dla spokoju sumienia musialabym dodac, ze robia tez takie wegetarianskie i tylko dlatego biore w nich udzial - mozna sprobowac takich kuchennych kombinacji jak nigdzie indziej, bo tym zazwyczaj nie zajmuja sie lokalni szefowie kuchni, tylko specjalnie zaproszeni. Np. ostatnio bylam na wieczorze, gdzie pan serwowal dania z udzialem... trawy. Takiej zwyklej trawy jak krowy jedza. Specjalnie ku temu rosnacej, ale to dalej jest trawa. Nie mozna jej jesc w duzej ilosci, bo nasze zoladki tego nie trawia, ale odpowiednio przyrzadzona daje niesamowity posmak.

Odpowiedz
avatar Ohboy
6 14

@Samoyed: O, możesz podać jakieś fajne wege miejscówki? Nie jestem wege, ale to dla mnie lepsze rozwiązanie przy tego typu wydarzeniu.

Odpowiedz
avatar Samoyed
4 10

@Ohboy: I widzisz? Juz jestes zminusowana. A czemu? Mam to w odwloku te idiotyczne minusy, ale ciekawi mnie mechanizm... Zadalas tylko pytanie. A w jakim miescie? Bo ja to raczej w Wawie albo w kilku miastach europejskich ze szczegolnym naciskiem na Londyn. Nie burakuje, po prostu w tych miastach mieszkam i dlatego znam.

Odpowiedz
avatar Ohboy
6 12

@Samoyed: Dobre pytanie. Może jakiś przewrażliwiony mięsożerca minusuje ;) Może być Wawa lub Berlin, jeśli tam też coś znasz. Londyn raczej odpada, bo sporadycznie tam bywam.

Odpowiedz
avatar Crannberry
3 9

@Samoyed: Więcej osób to zastanawia, już się nawet kiedyś dyskusja toczyła na ten temat - ktoś zada zupełnie normalne pytanie, ktoś inny odpowie i obaj zostaną zminusowani na potęgę. Może ktoś sobie w ten sposób humor poprawia. Nie dojdziesz, co ludziom siedzi w głowie. Olać i tyle. Dołączam się do prośby Ohboy, czy mogłabyś podać kilka knajp? Na pewno Wawa, ale inne miasta europejskie też chętnie. Kulinarne polecajki zawsze w cenie :)

Odpowiedz
avatar Samoyed
1 1

@Ohboy: W Warszawie w zasadzie nie ma dobrych restauracji wegetarianskich, sa bary albo bistra, ale i tak sa swietne, tylko ze serwuja raczej standardy typu burgery, taco albo salatki (njlepszy ramen to Vegan Ramen shop na Finlandzkiej). Restauracja to tylko Vegan Bistro na Kruczej i Tel Aviv na Poznanskiej sie bronia. Co ciekawe najlepsze na swiecie hinduskie zarcie wegetarianskie jest w Bombaj Masala na Marynarskiej, chociaz podobno akurat ta knajpa ma tyle pojecia o kuchni hinduskiej co pierwsza lepsza buda z kebabem. Wiec nie wiem jak tam mieso, ale na mysl o Paneer Makhani od nich sie slinie nawet jak to pisze. Moze sie po prostu nie znam na kuchni hinduskiej :) W Berlinie ostatnio bylam przed pandemia. Ale najlepsze jedzenie jakie tam jadlam to bylo w Mitte Chay Viet czy jakos tak, w sumie obskurna knajpeczka, ale oni mieli takie degustacyjne pokazy. Placilo sie i dostawalo wszystkiego po trochu, tylko to malo eleganckie jest :) Bardzo ciekawe jedzenie bylo w (musialam przegrzebac rozliczenie rachunkow, dobrze sie z tego rozliczam) Meyan – Süßholz, ale nie mam pojecia co to za dyskryt byl, niedaleko Tempelhof, bo tam zazwyczaj mieszkam, a daleko nie bylo. O i Frea (tez chyba Mitte, nie jestem dobra z Berlina) ma/miala jedzenie nigdzie indziej niespotykane, oni sa generalnie strasznie ekologiczni, zero waste i takie tam :) Bywalam w fajnych knajpkach wegetarianskich w Berlinie, ale niestety nie pamietam nazw...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 stycznia 2022 o 15:20

avatar Ohboy
2 6

@Samoyed: Dzięki, zrobiłam sobie zrzut ekranu :D Szlajałam się trochę po Azji i dlatego obskurne knajpki mi nie straszne, bo tam często w takich jest najlepsza szama. Byle tylko nie myśleć o zapleczu ;) (ale jeszcze się nie zatrułam, więc spoko).

Odpowiedz
avatar Pantagruel
5 9

W sumie już po dziecięcym menu w tej restauracji widać, że mają podejście "możesz przyjść z kaszojadem ale nie jest dla nas gościem". Jakby im się chciało to ogarnęliby bardziej "wykwintne" dania dla takiego dzieciaka, coś ciekawego i nowego do spróbowania ale nie ekstremalnego. Nuggetsy i frytki to takie bezpieczne danie bo większość bąbli je takie rzeczy, mniejsza szansa na darcie mordy bo dzieciakowi nie smakuje :) Takie zachowanie restauracji to nie przytyk, nienawidzę gówniaków zabieranych na siłę do knajpy. Po prostu mnie to trochę rozbawiło.

Odpowiedz
avatar szafa
2 4

@Pantagruel: ale wiesz, taka formuła, jaką mają, ma sens, jeśli będzie dużo osób jedzących to samo - wtedy się to wszystko opłaca. Robić specjalne maluteńkie dania degustacyjne dla niewielkiej ilości dzieci (bo na takie wieczorki rzadko bierze się dzieci) się zwyczajnie nie opłaca restauracji. Uważam, że rozwiązanie jest normalne - możesz karmić dzieciaka tym, co jedzą wszyscy za normalną opłatą albo dać mu tradycyjne żarcie.

Odpowiedz
avatar Milk
0 2

Fajna historia. Dzięki za dodanie. Poszerzyło mi horyzonty :)

Odpowiedz
avatar Morog
1 5

Ale piękne zbiegi okoliczności, prawie jak pod historię na piekielnych.....

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 1

@Morog: ze co, ze madka? pffff

Odpowiedz
avatar Bratkowa
-1 5

Historia historią, ale autor ma piekielny stosunek do dzieci. Jakichkolwiek. Nazywanie człowieka kreaturą tylko dlatego że ma niższy PESEL?

Odpowiedz
avatar user69
-1 3

@Bratkowa: bo to są kreatury. gówniaki, oblechy, w..wiają..ce otoczenie swoich beczeniem. Powinien byc zakaz wstępu do miejsc publicznych z bachorami.

Odpowiedz
avatar user69
-2 6

te wasze j. eb. an.e bachory powinniście trzymać na uwięzi w domu do kaloryfera przyczepione jak macie w planach wyjść z domu. Mało kto ma życzenie patrzeć i słuchać na rozwydrzone gówniaki, które swoim nieuzasadnionym płaczem i darciem mordy wywołują konwulsje u normalnych ludzi, chcących w spokoju zrobić zakupy, zjeść czy po prostu wypocząć.

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
-2 4

@user69: miło, że w nicku wpisałeś swoje IQ. Od razu człowiek wie, z kim ma do czynienia :-)

Odpowiedz
avatar user69
0 2

@clockworkbeast: Co, zabolało, że z gówniakiem musisz siedzieć w domu umęczona prozą życia macierzyństwa? :)Ciekawe kiedy ostatnio byłaś wyspana. Co do IQ - nie wypowiadam się, bo i tak nie zrozumiesz.

Odpowiedz
Udostępnij