Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Siła przyzwyczajenia.... Moi rodzice są ludźmi już dość starszymi. Są przecudowni, łagodni,…

Siła przyzwyczajenia....

Moi rodzice są ludźmi już dość starszymi. Są przecudowni, łagodni, gołębiego serca. Zawdzięczam im bardzo wiele i bardzo ich kocham. Są jednak również ofiarami własnych przyzwyczajeń.

Historia 1. Pies

Rodzice swego czasu przygarnęli ze schroniska kundelka. Kundelek był w średnim wieku i - niestety - dość schorowany, co szybko wyszło na jaw. Rodzice stali się zatem szybko stałymi klientami pobliskiej kliniki weterynaryjnej. Piesek miał problemy z tarczycą, układem oddechowym i krtanią. Ach, ileż tam mu badań robili! Ileż chorób nie znaleźli! Rodzice pokornie płacili za wszystko i tak być powinno. Jak bierzesz stworzenie to bierzesz również odpowiedzialność za nie.

Jednak w pewnym momencie zaczęło mi się coś nie podobać. Piesek po zabiegu miał się całkiem nieźle, nie widać żadnych problemów no ale pani doktor „na wszelki wypadek” zaleciła badania krwi. „Na wszelki wypadek” badania wyszły źle a zatem trzeba zapłacić za to za to i jeszcze za tamto. Aha! I za owamto też. No może i tak. Może i trzeba. Jednak w miarę, jak mama relacjonowała historię pieskowych chorób, widocznych w złych wynikach, zaświeciła mi się lampka alarmowa. Powiem bez ogródek - zaczęłam podejrzewać, że klinika zwyczajnie naciąga moich rodziców.

Zasugerowałam wizytę w innej klinice. W końcu mieszkamy w dużym mieście, klinik nieomal tyle, ile piesków. Ale.. ale nie... bo tu mają całą dokumentację przecież. Tłumaczę, że klinika ma obowiązek wydać duplikat dokumentacji. No ale nie, no jak mamy to zrobić, przecież oni się domyślą, że chcemy zasięgnąć porady innej kliniki i się obrażą a jeszcze zrobią krzywdę pieskowi! Nie wydawało mi się to prawdopodobne, ale uszanowałam obawy. No to z innej beczki - iść do innej kliniki „ z głupia frant”, bez dokumentacji, pokazać stworzenie, niech inny lekarz się wypowie, co jest faktycznie potrzebne a co nie. No tak, no tak, no może.... No tak, no może tak zrobimy..

Piesek aż do swojego zejścia na starość nie przekroczył progu innej kliniki...

Historia 2. Ubezpieczenie samochodu

Rodzice mają niewielkie auto osobowe. Kupione swego czasu, chyba już z 10 czy 11 lat temu, jako nówka sztuka z salonu, chuchane, dmuchane, polerowane i co roku poddawane przeglądowi serwisowemu w salonie ASO. No i również ubezpieczane.

Od zawsze ubezpieczenie (OC+AC) wykupowane było u Pani Joli. Pani Jola (agentka pewnej firmy) pamiętała o terminie zakończenia ubezpieczenia, dzwoniła, umawiała się i przychodziła do domu celem podpisania umowy na kolejny rok. I tak rok za rokiem. Po jakimś czasie coraz wyraźniej okazywało się, że na rynku jest znacznie więcej ofert i to znacznie korzystniejszych niż oferta firmy reprezentowaną przez Panią Jolę (nie była ona multiagentem, oferującym ubezpieczenia różnych firm. Była agentem jednej, konkretnej firmy).

W pewnym momencie okazało się, że rodzice płacą za OC+AC swojej niewielkiej osobówki - wszystkie możliwe zniżki, 40 lat bezwypadkowej jazdy - naprawdę nie tak wiele mniej, niż ja - prawo jazdy od 6 lat, bezwypadkowo, ale duży SUV. Narzekają coraz bardziej - ach jak to drogo, ach znów to ubezpieczenie, ach coraz drożej. No to mówię, tłumaczę. Jest tyle firm na rynku, przeglądarki (pomogę ogarnąć oczywiście) różni multiagenci pomagający wybrać najkorzystniejszą ofertę, czemu wciąż się upieracie na tego jednego, jedynego ubezpieczyciela, obecnie jednego z najdroższych na rynku! Jest tyle innych ofert, czemu!? A bo... bo Pani Jola przychodzi...

Pani Jola przychodzi do dziś...

Historia 3. Telefon stacjonarny

No kiedyś był potrzebny, nie przeczę. Ale od dobrych 10 czy nawet 15 lat już nie jest. Rodzice maja komórki i tylko ich używają. Ale telefon stacjonarny wciąż jest a skoro jest to płacić za niego trzeba. Umowa przedłużana co 2 lata na kolejne 2 lata. Kiedyś, nieomal rwąc sobie włosy z głowy pytam po co?? Po co wciąż przedłużacie tę samą umowę na pakiet telewizyjny wraz z telefonem stacjonarnym? Grosze się płaci, to grosze ale PO CO?? Jest tyle ofert na telewizję, samą telewizję, telewizję z Internetem, telewizję z watą cukrową, czekoladkami i czymkolwiek, co się człowiekowi zamarzy! Więc PO CO?. A no bo.. no bo.. no bo WTEDY taniej było z telefonem...

Czy istnieje coś silniejszego, niż przyzwyczajenie...?

by KatzenKratzen
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar magnetia
22 22

Trochę jakbym czytała o mojej babci. Tego muru głową nie przebijesz. Bardziej bym tu jednak widziała nie przyzwyczajenie, a specyficzną formę przejmowania się opinią innych. Raczej nie "nie chce mi się zmieniać kliniki weterynaryjnej", tylko "ale co sobie pomyślą ci z tej kliniki, kiedy pójdziemy do innej?" albo "zrobię przykrość pani Joli, jeśli przestanę korzystać z jej usług". W pewnym sensie to świadczy właśnie o dobrym sercu, ale niestety: jak ma się miękkie serce, to trzeba mieć twardą d*pę.

Odpowiedz
avatar Ohboy
11 19

Nic tylko zazdrościć takim ludziom, że ich stać na takie marnowanie pieniędzy. ;)

Odpowiedz
avatar dayana
5 5

@KatiCafe: Wątpię, żeby to było problemem kolejnych pokoleń. Weźmy takie sieci komórkowe - ile ja się nasłuchałam w dzieciństwie, że warto być w jednej sieci, bo potem oni dają zniżki dla stałych klientów. Takie zniżki dają, że ja mam taniej jak raz jestem w jednej, a raz w innej, więc w kółko liczę się jako nowy klient. Nasze pokolenie potrafi korzystać z internetu i sprawdzenie jak tam sprawy się mają u konkurencji to dla nas chwila. Nie musimy nigdzie chodzić/dzwonić, nie złapiemy się na jakieś złodziejskie umowy, bo możemy je sobie w całości spokojnie przeczytać.

Odpowiedz
avatar Jorn
3 9

Piekielni są dla siebie. Ich pieniądze, ich sprawa jak je wydają.

Odpowiedz
avatar yfa
6 6

@Jorn: "jej" spadek marnują;) A na poważnie - być może własny czas i nerwy cenią sobie bardziej niż te pieniądze. To, że pani Jola przychodzi i sprawa jest załatwiona. Załatwiona tak jak było, a nie że teraz "w bonusie to jest amortyzacja i udział własny, a szkodę trzeba było zgłosić w 13 godzinie za pośrednictwem autoryzowanego trolla bagiennego". Z jednej strony powiadają, że tacy ludzie to frajerzy, bo przepłacają zamiast dokonać zmiany. Z drugiej strony masa ludzi się dała wyrobić jak ostatni frajer, podpisując nową "korzystną" umowę, której negatywne konsekwencje wyszły po czasie. Zatem jak ktoś nie jest obyty w dzisiejszym świecie, nie umie czytać umów i nie radzi sobie w wychywtywaniem kruczków, a jednocześnie nie ma kto mu w tym pomóc, to po prostu trzyma się znanego, bo chce mieć pewność. I za tę pewność płaci ekstra. Jako zainteresowana córka by nie "TŁUMACZYŁA, że klinika ma obowiązek wydać duplikat dokumentacji", tylko poszła i tę dokumentację załatwiła. Albo wprost powiedziała, że będzie weryfikować te badania i jeżeli nie chcą stracić klienta, to niech się zaczną miarkować. Telefon stacjonarny (może to przywiązanie do numeru?) może przenieść do innej sieci za grosze (bo kosztem tej usługi jest utrzymywanie miedzianej pary do lokalu).

Odpowiedz
avatar Mike92
6 6

Co do wszelkich lekarzy (w tym weterynarzy) mam ograniczone zaufanie i jak ktoś zaczyna za dużo kombinować z diagnozą to polecam sprawdzić u innych specjalistów. Co do ubezpieczenia... To samo ubezpieczenie w tym samym TU można zawrzeć innym kanałem z innymi zniżkami - z własnego doświadczenia wiem, że przez internet dostałem znacznie lepszą ofertę niż niż od "agentki Anetki, wieloletniej sąsiadki teściów"... Natomiast co do zmiany TU, bo u innych taniej - pamiętam jak kolega się śmiał, że przepłacam za ubezpieczenie, tylko mnie ubezpieczeciel od ręki zapłacił z AC za naprawę samochodu po kolizji, a było to z 40% wartości samochodu, a on się pół roku woził z swoim super tanim ubezpieczycielem o kilka stów za zderzak. Co do stacjonarnego - sam poleciłem teściowej zainstalowanie tel. stacjonarnego, bo choruje na różne rzeczy, czasem pomoc jest potrzebna szybko, a już nie raz się zdarzyło, że jej się komórka rozładowała, zgubiła ją gdzieś w domu, albo zostawiła u którejś córki - a stacjonarny jest zawsze w tym samym miejscu, pod ręką i zawsze działa, ot pewne, skuteczne rozwiązanie na wszelki wypadek.

Odpowiedz
avatar Neomica
9 9

Neofobia. Cecha charakterystyczna starości. Na starość podnosi się poziom lęku a umysł kostnieje. Starsi ludzie wolą trzymać się utartych schematów, okolic i przyzwyczajeń bo tak czują się bezpieczniej. Ma to swoje uzasadnieniew przetrwaniu. W im gorszej kondycji jesteś tym świat staje się bardziej zagrażający. W rezultacie przekłada się to na wszystkie dziedziny życia.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
2 2

@Neomica: I to jest chyba najtrafniejsze podsumowanie mojej historii

Odpowiedz
avatar mama_muminka
0 2

W pewnym wieku to normalne

Odpowiedz
avatar mich102
0 2

Ja bym to nazwał strachem przed zmianami a nie przyzwyczajeniem. Dla wielu ludzi zmiany oznaczają zaburzenie porządku, wyprowadza ich to ze strefy komfortu czego nie są nauczeni lub nie są na to gotowi.

Odpowiedz
avatar Error505
1 1

Znam to. Walczyłem do momentu aż mój ojciec z bezradnością przyznał "ja nie jestem w stanie podjąć decyzji". To było jakieś 10 lat temu. To nie przyzwyczajenie, to starość. Dalej to dla mnie trudne ale z kolei ja się tez robie coraz starszy i łatwiej mi to znieść.

Odpowiedz
Udostępnij