Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia o tym, jak 4-latek ma większy autorytet niż pedagog z 8-letnim…

Historia o tym, jak 4-latek ma większy autorytet niż pedagog z 8-letnim doświadczeniem w pracy z dziećmi...


Od października pracuję w nowym przedszkolu na pełen etat. W poprzednim było mi dobrze, miła atmosfera, wyrozumiali rodzice, lecz traciłam 3 godziny codziennie na dojazdy. Teraz dostałam propozycję pracy rzut beretem od domu, więc ją przyjęłam.

Trafiłam do "starszaków". Wiek dzieci: 4,5,6 lat. Jeden dzień obserwacji innych pedagogów w pracy (maluszki i starszaki) i od poniedziałku już zostałam sama - nie znając rodziców ani dzieci.

W weekend zapoznałam się z programem nauczania, planem dnia, przygotowywałam materiały dydaktyczne. W poniedziałek przeprowadziłam z dziećmi zabawy integracyjne, zapytałam o zainteresowania itd.

Moja praca, to nie siedzenie przy biurku i pilnowanie, by dzieci się ,,nie pozabijały", ale muszę przez minimum 30 min. dziennie przeprowadzić im zajęcia edukacyjne tzn. "trzymać się programu" i mniej więcej jeden dzień w tygodniu uzupełniamy ,,karty pracy" (ćwiczenia) związane z tematem zajęć. Oczywiście robimy prace plastyczne różnymi technikami, uczymy się piosenek, wierszy i bawimy się.

Zwracam uwagę na to, czy dziecko angażuje się w zajęcia, co sprawia mu trudności, jak radzi sobie w kontaktach społecznych, czy stosuje się do ogólnoprzyjętych norm, jak buduje zdania i wiele, wiele innych.


Historia właściwa:

Zostałam wezwana w piątek (czyli po 1 tygodniu pracy) do szefowej. Okazało się, że dzień wcześniej jedna z mam dzwoniła do niej w celu "zmiany nowej pani".

Jakie było moje przewinienie?

Śmiałam poinformować mamę dajmy na to Zdzisia, że huśta się na krześle i że nie reaguje na moje zwracanie uwagi. Dziecko stwierdziło, że ,,Pani kłamie" a w domu dodało, że się uwzięłam na nie, gdyż śmiem zwracać mu uwagę np. prosząc o skupienie, gdy rozmawia z koleżanką, gdy czytam im opowiadanie narzucone mi przez program zajęć. Potem następuje część pytań do tekstu i Zdzisiu nie jest w stanie na żadne z moich pytań odpowiedzieć, gdyż przez całe opowiadanie rozmawiał z koleżanką.

Czego się jeszcze dowiedziałam?

Po obiedzie czytam dzieciom wybrane przez nie książki. Każdego dnia inne dziecko wybiera książkę, którą im czytam na dywanie. Siedzę wtedy na pufie, reszta dzieci na mniejszych pufach. Zarzucono mi, że to "Pani wybiera książkę, którą w danym dniu będziemy czytać i leży rozwalona na dywanie".

Koniec końców zostałam przeniesiona od poniedziałku do "maluchów".

Nigdy nie spodziewałam się, że dbając o bezpieczeństwo dziecka robię wielkie zło. Jak widać, 4-letnie dziecko ma większy autorytet niż magister pedagogiki z dyplomem jednej z najlepszych publicznych uczelni w kraju.

Dbasz o dziecko - źle. Starasz się nauczać dziecko przez zabawę - źle. Rodzice, czego Wy właściwie chcecie?

przedszkole dzieci rodzice

by FireDancer
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Tolek
30 30

Z tej "szefowej" to taka szefowa jak z koziej doopy trąba. Powinien być monitoring wraz z audio i wszystkie niejasności byłyby z miejsca wyjaśnione. A mamusi pogratulować "kreatywnego"synka,który da jej w przyszłości nieźle popalić.

Odpowiedz
avatar Balbina
16 16

Autorko,ciesz się że przeniosłaś się do maluchów bo jeszcze w takiej grupie jesteś coś w stanie zrobić a i"wychować" dzieci po swojemu. I dzieci prowadzone przez pania przez kolejne etapy wychowania przedszkolnego są w miarę posłuszne i wykonują polecenia wychowawcy. Widocznie twoja poprzedniczka miała dość i się zwolniła bo nie była wstanie pracowac w takiej atmosferze i przy takiej presji.

Odpowiedz
avatar FireDancer
2 6

@Balbina jak tak dalej pójdzie, to mnie zwolnią, bo ,,krzywo” się popatrzę na dziecko

Odpowiedz
avatar Balbina
5 5

@FireDancer: Nie wiem jak wygląda sytuacja tam gdzie mieszkasz ale w moim mieście jest mnóstwo ogłoszeń Moja córka jest"przedszkolanką" więc się orientuję trochę w specyfice tej pracy jak i powalonych dyrektorek albo prywatnych właścicieli. Po prostu bądz szybsza i już teraz śledż ogłoszenia aż w koncu znajdziesz taką która da Ci satysfakcję.

Odpowiedz
avatar FireDancer
1 1

@Balbina to właśnie niepubliczne przedszkole w bardzo dużym mieście. Teraz mam 5 min. samochodem do pracy, dobre zarobki, dlatego przeszłam do tego nowego przedszkola.

Odpowiedz
avatar Bryanka
8 8

W sierpniu pewien 6latek naopowiadał swojej mamusi, że próbowałam go zrzucić z siodła podczas zajęć. Rozeszło się "po kościach", bo obecny na zajęciach tatuś stwierdził, że nic takiego nie widział. Zresztą tatuś pewnie nie zwróciłby uwagi na trzęsienie ziemi, bo miał wzrok wlepiony w telefon.

Odpowiedz
avatar Ohboy
12 14

Beznadziejni rodzice to jedno, ale Twoja szefowa to dramat. Oby to była jednorazowa akcja, bo znowu będziesz szukać pracy :/

Odpowiedz
avatar Pantagruel
18 18

Moja mama pracuje w przedszkolu prawie 30 lat i twierdzi, że od 2-3 lat zaczął się istny armagedon jeżeli chodzi o rodziców. Obecni rodzice sześciolatków to w dużej większości ludzie około 30-tki, więc roczniki końcówki lat 80 i początku 90. Mama mówi, że chyba w tym okresie musiały być jakieś toksyczne opary w powietrzu, że te roczniki to tacy roszczeniowi rodzice. Odbija im palma, dziecko nigdy nie jest winne a jak rodzic już przyzna, że z dzieckiem jest coś nie tak to nie potrafi sobie z nim poradzić. W tym roku ma w grupie trójkę dzieci, która jeszcze okazjonalnie chodzi w pieluchach, większość dzieci nie potrafi samo założyć butów. Dzieci z poważnymi wadami wymowy, zgryzu lub problemami z agresją są kompletnie olewane przez swoich rodziców, którzy na delikatną sugestię nauczycielki, że może warto pójść z dzieckiem do specjalisty reagują oburzeniem albo agresją słowną. Matki potrafią czepiać się nauczycielek o krzywo zawiązany kucyk. O to, że w momencie odbioru dziecko ma czkawkę. Jedna matka groziła mojej mamie kuratorium, bo jej dziecko po zsikaniu się w majtki zostało przebrane w suche ciuchy. Uwagi nauczycielek na temat zachowania dzieci też w większości są lekceważone. Niektórzy rodzice bezczelnie przyznają, że ich dziecko jest agresywne również w domu i np. gryzie (!) młodsze rodzeństwo. Ale nie pójdą z nim do specjalisty bo to trauma dla dziecka. EDIT: Dodam tylko, że przedszkole mojej mamy to publiczna placówka w średniej wielkości miejscowości - przyjmuje się wszystkie dzieci, nawet z zaburzeniami czy lekką niepełnosprawnością intelektualną bo w pobliżu nie ma przedszkola "specjalnego".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 października 2021 o 22:44

avatar Balbina
10 10

@Pantagruel: U mojej córki w przedszkolu było rodzeństwo(syn w wyższej grupie). Patologiczna rodzina gdzie jeszcze mnóstwo drobiazgu było w domu. Syn-5 lat- sikający w majtki i robiący kupę. Rozmazujący gile po stole i jedzący rękoma. Reagujący rechotem na wszystko.Córka w miarę normalna Na uwagi pedagoga że z synem trzeba iść do poradni matka niefrasobliwie stwierdziła że już na nim krzyżyk postawiła i skupia sie na trochę madrzejszej córce. A raz jedna mamusia opindoliła moją córkę że jej dziecię nie załozyło fartuszka do prac technicznych co spowodowało u(tego dziecka) smutek. A to że dziecię odmówiło założenia to już matki nie interesowało. Ksiązkę można by było napisać.

Odpowiedz
avatar FireDancer
1 1

@Pantagruel nie życzę nikomu źle, ale to dziecko w końcu koncertowo spadnie z tego krzesła… ciekawe do kogo mamusia będzie miała pretensje jak dziecko np. złamie rękę :p

Odpowiedz
avatar Crannberry
1 1

@Pantagruel: podpisuję się obiema rękami. Moja mama pracuje m.in w zespole szkół, w którym kilka lat temu utworzono jeszcze podstawówkę i to, co się od paru lat dzieje, to jakiś dramat. Roszczeniowi rodzice, a dzieci nienauczone nawet elementarnych zasad współżycia społecznego, do tego niektóre z poważnymi dysfuncjami, wymagające terapii psychologiczno-pedagogicznej, na którą rodzice kategorycznie się nie zgadzają, bo przecież bombelek jest idealny, a nauczycielki to tępe rury, które się nie znają. Dyrektor bierze, rzecz jasna, stronę rodziców, bo każdy bombelek to kasa dla szkoły. Personel ma się dostosować. Mama idzie w tym roku na emeryturę i już odlicza dni.

Odpowiedz
avatar jan_usz
1 1

@Pantagruel: Pochodzę z tego mistycznego rocznika 80-90 i stwierdzam że "starsze" przedszkolanki, takie przed emeryturą potrafiły sobie poradzić z dzieciakami tak żeby je czegoś nauczyć i wychować. Niestety przedszkolanki z młodszego pokolenia nie ogarniają ani zachowania dzieci ani programu. Starają się położyć nacisk na to drugie, ale potem są tak zmęczone że puszczają dzieci samopas albo im bajki.

Odpowiedz
avatar mcdonaldowa
0 0

@jan_usz: trudno jest porównywać pracę nauczycieli z lat 80-90, kiedy panowały zupełnie inne zasady lub obowiązywał zupełnie inny program. Przede wszystkim nauczyciel to był ktoś ważny, dzieci miały wpajane w domu, że nauczyciela należy szanować i słuchać. Dziś nauczyciel to dostawca usług, którego można zmieszać z błotem, jak coś nie pasuje. Dziś jest o wiele więcej dzieci z zaburzeniami (np. integracji sensorycznej) - ma na to wpływ postęp technologiczny, ogrom bodźców, nasze jedzenie, tempo życia. Kilkoro takich dzieci w grupie mocno dezorganizuje jej pracę. Ja kładę nacisk zarówno na dyscyplinę (nie mylić z terrorem), jak i realizację programu. Nie oglądamy bajek. Są dni gorsze i lepsze, nieraz zdarza się, że ponoszę klęskę. Ale staram się pamiętać, że nie składam kartonów w fabryce, a pracuję z małymi ludźmi, miewającymi swoje gorsze chwile.

Odpowiedz
avatar kKKKK
0 0

@mcdonaldowa: Ja w przedszkolach swoich dzieci miałam miks - w innych grupach młode dziewczyny, moje dzieciaki miały szczęście trafiać do starszych pedagogów, tuż przed emeryturą. Widać było dużą różnicę w klasie tych osób i podejściu do dzieci i posłuchu wśród nich, mimo, że przedszkole to samo. Myślę, że różnica stąd, że kiedyś pracę w zwykłym przedszkolu uważało się za fajną ścieżkę kariery dla osoby lubiącej dzieci - teraz te ambitniejsze osoby z zacięciem do wychowywania dzieci mają dużo innych ścieżek, mogą się realizować w różnych autorskich i bardziej nowoczesnych miejscach. My dla naszych dzieci wybraliśmy z różnych przyczyn zwykłe przedszkole j mam wrażenie że tam po studiach trafiały te osoby najmniej zaangażowane i ambitne. A pedagodzy, którzy zaczęli pracę 30 lat temu już się jej trzymają bo nie interesuje ich np poznawajie od zera zasad pedagogiki Emilio Reggio czy waldorfskiej ;))

Odpowiedz
avatar mcdonaldowa
5 5

Szczerze mówiąc - to, że zostałaś przeniesiona do innej grupy po tym incydencie to potężna czerwona flaga według mnie. Ponad dwa lata pracowałam w prywatnej placówce i skończyło się to dla mnie depresją, nerwicą lękową i atakami paniki. Omal nie zrezygnowałam z pracy w zawodzie, bo wydawało mi się, że się do niej nie nadaję. Moja rada? Uciekaj. Wiem, że łatwo mówić. Ale póki jeszcze nie przywiązałaś się do dzieci… uciekaj. Postawa dyrektorki niestety nie wróży dobrze. Dla niej nie ma znaczenia Twoje wykształcenie, ona na Twoje miejsce znajdzie kolejną. Liczą się rodzice, którzy płacą. Ja np. mając gorączkę słyszałam np., że powinnam się zastanowić, czy chcę tu pracować, bo oni szukają odpowiedzialnych ludzi, a nie takich co ciągle chorują. A to była tylko mała część tego, czego tam doświadczyłam. Musiało stać się wiele złych rzeczy, żebym w końcu dojrzała do odejścia.O tym, co tam przeżyłam można pisać godzinami. Żadna praca nie jest warta Twojego zdrowia i spokoju. Nasz zawód jest wystarczająco trudny i obciążający, nie potrzeba nam jeszcze toksycznego środowiska pracy. Życzę Ci siły i powodzenia!

Odpowiedz
avatar mcdonaldowa
2 2

@mcdonaldowa uff, przepraszam za powtórzenia, ale Twoja historia wywołała u mnie wspomnienia i pisałam komentarz w emocjach.

Odpowiedz
avatar kKKKK
-4 4

A jak Twoim zdaniem powinna zachować się mama z historii? Zaproponować, że będzie codziennie przychodzić i pilnować, żeby jej syn sobie głowy nie rozbił skoro Ty nie potrafisz go przekonać do zmiany zachowania? Ja akurat byłam mamą przedszkolaka - łobuziaka ;) na szczęście nasza wychowawczyni była bardzo mądrym, doświadczonym pedagogiem - gdy ktoś z grupy sprawiał problem i oczekiwała współpracy mówiła jednoznacznie jak wyobraża sobie naszą współpracę z przedszkolem (przeprowadzić rozmowę z dzieckiem, przeprosić kolegę

Odpowiedz
avatar Balbina
1 1

@kKKKK: kKKKK: Chyba inna historię przeczytałaś i do innej sie odnosisz.Autorka zostala wezwana na dywanik. I nikt nie słuchał jej zdania a i matka zażądała zmiany wychowawcy nie kontaktując się z nią. Jeżeli matka byłaby normalna to przyszłaby do niej i próbowała się dowiedzieć jak wyglądała sytuacja z innej strony a nie od razu lecieć ze skargą na nią. U córki w przedszkolu dziewuszka bujała się na czymś w rodzaju trzepaka.Nie zwracała uwagi na upomnienia wychowawczyń żeby tego nie robiła. Co się odwróciły to doskakiwała i się bujała. Matka przyszła ją odebrać i z usmiechem obserwowała poczynania córki.I pech chciał ze na drugi dzień mała spadła i złamała rękę. Czyja to wina? przedszkolanek że nie dopilnowały czy matki która nie reagowała i nie mówiła ze to niebezpieczne i nie zakazała tego robić? Jeżeli jesteś matką(łobuziaka) to czy wiesz że dwóch czy trzech takich potrafi rozwalić cała grupę? I kazda praca z dziećmi idzie się bujać bo widząc lekceważenie i nie słuchanie pleceń inne będą też tak samo postępować?

Odpowiedz
avatar kKKKK
-2 2

@Balbina: Ale oczywiście że ja wiem, że łobuziak w przedszkolu to problem, ja tylko pytam, co matka miała zrobić, skoro autorka żadnej propozycji działania jej nie przedstawiła. Zabrać dziecko z przedszkola żeby pani było łatwiej? Siedzieć z nim cały dzień pilnować? Podawać mu rano valium? No pomysłu nie mam. Zdanie autorki jak rozumiem to „nie radzę sobie z jednym z dzieci, to wina dziecka chcę mieć w grupie same spokojne dzieci!” Dyrektorka go wysłuchała i zrobiła co mogła ;))) dała spokojniejszą grupę ;) (choć tu dyrektorki wina, ona powinna zapewnić autorce szkolenie, przecież to nie pierwszy i nie ostatni łobuziak w tym przedszkolu!) W historii z trzepakiem to bym się raczej zastanawiała nad tym, po co w przedszkolu jest sprzęt z którego można spaść rękę złamać ;)

Odpowiedz
avatar kKKKK
-1 1

@Balbina: A akurat mój syn-lobuziak trafiał na super pedagogów, którzy po prostu potrafili autorytet wśród dzieci zbudować i tak działać, żeby ich słuchali. Myślę, że to kwestia doświadczenia i szkolenia, którego tu chyba trochę zabrakło. Zwłaszcza, że przykład dziecka co nie potrafi wysiedzieć podczas czytania książki i jak mu pomóc żeby wysiedział to jakieś podstawy pedagogiki które nawet jako rodzic znam z książek o pedagogice, nie rozumiem ceny wykształcony pedagog nie przeczytał nic nigdy na ten temat że niektóre dzieci tak mają i nie tak trudno im pomóc ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 października 2021 o 21:13

avatar amros
1 1

@kKKKK: Rozumiem, że to ty jesteś tą mamą z historii, skoro wypowiadasz się z pozycji osoby doskonale wiedzącej, jakie kroki podjęła autorka, co dokładnie powiedziała mamie i czy (nie) przedstawiła jej sposoby rozwiązania problemu? Z historii bowiem nic takiego nie wynika. Wynika za to, że autorka kontaktowała się z mamą i poinformowała ją o zachowaniu syna. Syn zaprzeczył, mama mu uwierzyła i zamiast ponownie skonfrontować się z wychowawczynią, poszła od razu na skargę do dyrektorki. Tu sytuacja klaruje się wręcz odwrotnie i to matka zrezygnowała z ewentualnej współpracy z wychowawczynią i próby rozwiązania problemu w pedagogiczny sposób.

Odpowiedz
avatar Balbina
0 0

@kKKKK: W dalszym ciagu nie rozumiesz. Dyrektorka zawierzyła matce i dziecku.I nie konsultując się na temat zdarzenia z wychowawczynią postanowiła ja przesunąć do innej grupy. To tak jak byś ty w pracy ze stanowiska menadżera została zdegradowana niżej bo klient by się na ciebie poskarżył.I zrobiłby to przełozony bez wysłuchania twojej racji.A ty czułabyś wściekłość bo klient poszedł za twoimi plecami na niesłuszną skargę. Napisałam" cos w rodzaju trzepaka" bo nie pamiętam co to było ale wszystkie urządzenia na placu zabaw sa atestowane i dopuszczone do uzytku ale jak dziecko ma w dupie uwagi wychowawczyni i uzytkuje je niezgodnie z przeznaczeniem to wybacz. Nawet w ręcznej małej karuzeli dziecko może włożyć stope pomiedzy szprychy i złamać.Może na prostej drodze się potknąć i nabć guza. No chyba że będziemy je do osiemnastki nosić na rękach.

Odpowiedz
avatar kKKKK
-1 3

Ale ogólnie to macie wszyscy wesoło - Ty nie radzisz sobie z dziećmi i liczysz, że chyba rodzice będą siedzieć na dali pilnować żeby sobie dzieciaki łbów nie porozbijały, Twoja szefowa zamiast Cię przeszkolić Cię przenosi- i wszyscy obwiniacie wszystkich, a najbardziej dzieci, nikt nie widzi winy w sobie ;))

Odpowiedz
avatar mcdonaldowa
1 1

@kKKKK: Kobieto, autorka pracuje tam tydzień. Jaki plan działania miała zaproponować po JEDNORAZOWYM incydencie? Nie nauczycielki wina, że matka obraziła się na nią za to, że śmiała poinformować ją o złym zachowaniu syna w danym dniu. To, że jesteś mamą „przedszkolaka-łobuziaka” nie oznacza, że rozumiesz jak pracuje się z grupą 20 maluchów. To mama tutaj niepotrzebnie poczuła się urażona po zwyczajowym przekazaniu informacji o zachowaniu dziecka. A dyrektorka również zachowała się słabo. W przedszkolu dba się o stałość kadry, a nie przerzuca z grupy do grupy, bo któreś z rodziców wstało lewą nogą.

Odpowiedz
avatar Balbina
1 1

@mcdonaldowa: "nawet jako rodzic znam z książek o pedagogice" naczyta się poradników i juz wie jak ktoś inny może,a wręcz powinien pracować. Tylko ona ma jednego a nie 25 sztuk(no i trzeba dodać do tego 50 szt rodziców z wiedzą wyczytaną z ksiązek)

Odpowiedz
avatar kKKKK
-1 1

@mcdonaldowa: no sorry, jakby mi pani z przedszkola powiedziała że nie radzi sobie z moim dzieckiem że mam coś wymyślić to bym albo dziecko zabrała z przedszkola albo poprosiła o zmianę pani. Trochę jakby dentysta po rozwierceniu zęba powiedział „hmm, nie wiem jak to teraz zakleić, proszę coś tu wymyślić”. Autorka skończyła pedagogikę bez znajomości teorii pedagogiki. Ja wiem, że teorię trudno w praktyce wdrażać ale skoro podczas studiów jej się uczyć nie chciało i nawet nie wie, w którą stronę iść i jak próbować - to niech nie ma pretensji do pięciolatka tylko do siebie. Jak się kiedyś w pracy obrażę na pięciolatka i zrzucę na niego odpowiedzialność za rozwiązanie moich problemów.w pracy to przyjmę degradację z pokorą jako coś sprawiedliwego ;) Ja tu nie bardzo widzę, żeby się wersje pani i wersje dziecka różniły - jest konflikt na linii dziecko - nauczyciel, nauczyciel zamiast zastanowić się, dlaczego tak skę dzieje, sięgnąć do wiedzy ze studiów i zastanowić się, jk problem rozwiązać (może szukać ciekawszych opowiadań? Może czytać inną intonacją? Może o innej porze dnia, kiedy dzieci są wypoczęte?) czeka chyba aż jakoś jej problem rozwiąże pięciolatek albo jego mama, której nawet na miejscu nie ma podczas czytania opowiadań.

Odpowiedz
avatar mcdonaldowa
1 1

@kKKKK: mam wrażenie, że się powtórzę, ale… informacja o zachowaniu była jednorazowa. Autorka pracuje tydzień w tej grupie, nie ma tu mowy o „radzeniu” bądź „nie radzeniu” sobie z dzieckiem, w momencie, kiedy grupa dopiero poznaje się z nową nauczycielką. Poza tym autorka nie powiedziała mamie, że nie radzi sobie z dzieckiem. Zwyczajnie poinformowała o złym zachowaniu dziecka - to są normalne kwestie. Co do czytania - wybacz, ale jeśli wszystko pasuje 19 dzieciom, a 1 nie - to problem jest z dzieckiem, nie z nauczycielem. Natomiast tydzień to za krótko, żeby wyciągać z tego jakieś większe wnioski dotyczące sedna problemu u dziecka i wdrażaniu działania. I proszę, daj już sobie spokój, bo kilku pedagogów czynnie pracujących z dziećmi odpowiedziało na twoje zarzuty, a jednak wciąż rzucasz się jak ryba bez wody. Przeczytanie kilku książek i posiadanie dziecka nie czyni nikogo pedagogiem. Praca z grupą dzieci jest czymś kompletnie innym niż wychowywanie swojego potomstwa.

Odpowiedz
avatar Haryy
0 0

@mcdonaldowa jesu znam kilka takich kkkkk, współczuję nauczycielom jej dzieci

Odpowiedz
Udostępnij