Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historii o rozpieszczonych i roszczeniowych dzieciach było tu już trochę. Dzisiaj opowiem…

Historii o rozpieszczonych i roszczeniowych dzieciach było tu już trochę. Dzisiaj opowiem Wam o mojej kuzynce.

Kasia jest jedynaczką. Ciocia i wujek żyją skromnie, ale zapewniali jej wszystko co niezbędne- czyste ubrania, zawsze ciepły obiad po powrocie ze szkoły, wakacyjne wyjazdy, studia w stolicy. Kasia może nie jest rozpieszczona do granic możliwości, ale wie, że czasami wystarczy że zrobi smutne oczy i wujostwu serduszka miękną.

Kasia po studiach została w Warszawie. Tam poznała swojego męża, również przyjezdnego, również z niezamożnej rodziny. Zaraz po ślubie zaczęli rozglądać się za własnym "M", bo widzieli tam swoją przyszłość, a płacić komuś za wynajem nie ma sensu. Wybór padł na segment pod Warszawą.

Ciocia z wujkiem jak tylko dowiedzieli się o tym, to zaczęli stawać na głowie, aby tylko pomóc jakoś Młodym (chyba w nadziei, że im szybciej Młodzi się wprowadzą, tym szybciej oni doczekają się upragnionego wnuka). Oboje brali nadgodziny w pracy.

Oprócz tego po iluś latach reaktywowali własny ogródek warzywny i szopę dla kur, żeby mieć swoje warzywa i jajka, a oprócz tego dawać Młodym, żeby nie kupować w sklepie i oszczędzać pieniądze. Żałowali sobie na wszystkim. Wujek jeździł autem, które co chwila mu odmawiało posługi, ale szkoda mu było kilkuset pln na naprawę.

Ciocia chodziła w starych, zniszczonych butach, a kiedy moja mama zwróciła jej uwagę, żeby sobie kupiła w końcu nowe, odpowiadała: "Ee tam, teraz są ważniejsze wydatki...". Ucierpiało ich życie rodzinno-towarzyskie, bo przez pracę i obowiązki przy domu albo nie mieli albo czasu, albo sił na np. spotkanie przy grillu. No ale dla ukochanej córeczki wszystko... Stawali na rzęsach, aby dać jej chociaż tego "tysiaka" miesięcznie.

Tymczasem którejś soboty ukochana córeczka przyjechała z tajemniczym pudełkiem. Okazało się, że to transporter dla kota, bo Młodzi kupili sobie kiciusia. Tak- kupili. Nie wzięli ze schroniska, jakiejś fundacji, czy też z ogłoszenia, ale kupili. Od słowa do słowa Kasia bez żadnego skrępowania przyznała się, że dali za to kocię 2000. Tak, dwa tysiące złotych. Później rozgadała się też, że karma tyle, legowisko tyle, wizyty u weterynarzy tyle.

Po odjeździe wujkowi nerwy rozhuśtały się tak, że ciocia chciała już dzwonić po karetkę. Jak już doszedł do siebie, to powiedział że to pierdzieli, on nie po to sobie będzie resztkę zdrowia niszczył, żeby oni potem wydawali tak duże pieniądze na "zabawki", i że skoro stać ich na kota za 2 tysiące, to stać tez na dom, a on złotówki im więcej nie da. Ciocia poparła jego stanowisko i tym sposobem przestali brać nadgodziny w pracy, ciocia kupiła nowe buty, wujek naprawił samochód.

Kasia dosyć szybko odczuła brak wsparcia rodziców, bo zapytała się wprost, czemu w tym miesiącu nie dostała od nich kasy. Kiedy usłyszała prawdę, to się strasznie rozzłościła, zaczęła krzyczeć, że nie może liczyć na pomoc własnych rodziców, że się na nich zawiodła, że sądziła, że jej pomogą, bo tak to by się nie brali za tan dom, bo oni za mało zarabiają. A w temacie kotka - stwierdziła, że coś jej się od życia należy, i że wszystkie koleżanki z pracy już miały koty i tylko o tym gadały, a ona się czuła wyobcowana.

Na pytanie czemu nie wzięła kota ze schroniska, albo nie kupiła jakiegoś dużo tańszego, odparowała "Bo nam się taki podobał". Wujek powiedział "Skoro podobał, to pracujcie teraz na niego, my nie zamierzamy.". Kasia odjechała z domu rodzinnego z wielkim fochem i krzykiem.

I wiecie co, niby nie mój cyrk i nie moje małpy, ale chyba przy najbliższej okazji ochrzanię Kasię, bo to już jest szczyt bezczelności.

by ~posccig
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Grav
10 14

Ja tylko chciałem zauważyć, że o ile wzięcie kota ze schroniska lub od fundacji jest spoko, o tyle wzięcie "tańszego" zwykle oznacza hodowlę prowadzoną "na dziko", bez przestrzegania reguł instytucji międzynarodowych, z rozmnażaniem zwierząt bez poszanowania dla ich zdrowia. Na czymś hodowcy oszczędzają, cudów nie ma ;)

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
11 17

@Grav: nie musisz brać "tańszego" pseudo-rasowego, ale możesz wziąć zwykłego dachowca. Też będzie ładny i milutki, a nie wywalisz tyle na weta. Rasowe koty, nawet z porządnych hodowli, prawie zawsze mają jakieś typowe dla rasy bolączki: brytyjskie chorują często na nerki, sfinksy miewają alergie i problemy ze skórą, a bengal mojej psiapsióły ma coś ze spojówkami. Dachowce może nie wyglądają wyrafinowanie, ale dużo rzadziej chorują.

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 10

@clockworkbeast: Chyba jednak już obalono teorię o tym, że dachowce mniej chorują. Co nie zmienia faktu, że jak się nie ma kasy, to lepiej adoptować. @Grav "Z ogłoszenia" raczej miało znaczyć coś w stylu olx, gdzie ludzie oddają kociaki za darmo. A w sumie 2000 za rasowego to i tak przyzwoita cena ;)

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
2 6

@Ohboy: nie wiem, może i masz rację, że to mit. Ja kierowałam się trochę tym, co widzę po znajomych kociarzach, a trochę wiadomościami od weterynarza. Jak oddawałam moją kicię do sterylizacji, to był formularz do wypełnienia, w którym można było zaznaczyć, czy chcesz dodatkowe zabiegi (korzystając z faktu, że kot jest w śpiączce). Można było wybrać: przycinanie pazurów USG nerek (polecane przy rasach mających problemy z nerkami, np. brytyjskich i jakichś tam) USG czegoś tam (polecane przy takich i takich) badanie krwi pod kątem tego i tamtego (polecane przy jeszcze jakichś rasach). Stąd moje wnioski.

Odpowiedz
avatar Ohboy
2 6

@clockworkbeast: Rasy oczywiście mają predyspozycje do różnych chorób, ale to nie oznacza, że dachowce ich nie mają. Wiem, że przez lata mówiło się o super zdrowiu ;) mieszańców, ale ostatnio zaczęłam widzieć coraz więcej artykułów temu zaprzeczających. Chociaż badanie tego wydaje się jednak trudne. Jakbym miała patrzeć po znajomych, to nie widzę różnicy, ich koty chorują głównie na starość. No i ewentualnie młode dachowce mają niedobory, ale to nie wina rasy (lub jej braku).

Odpowiedz
avatar gawronek
9 9

@clockworkbeast To nie chodzi o to że mieszańce chorują mniej, tylko że rasowe chorują częściej. Na hodowlach się nie znam, ale na genetyce już tak - po prostu hodowle mają mniejszą pulę genów do wyboru niż mieszance. Efekt jest taki że po prostu w kolejnych pokoleniach te początkowo nieszkodliwe geny nałożą się w takiej ilości że zaczną wyskakiwać różne choroby, często charakterystyczne dla danej rasy. Krótko pisząc - zwierzęta z hodowli są mniej lub bardziej ze sobą spokrewnione, a to nie służy zdrowiu. Nie bez przyczyny prawo określa dokładnie jak dalekie musi być pokrewieństwo w rodzinie by związek nie był kazirodczy - po prostu prewencja przed kumulowaniem się genów w puli. No ale to ogólnie temat na większą rozprawę.

Odpowiedz
avatar vezdohan
4 6

@clockworkbeast: Wydaje mi się że mój kot ma lepszą opiekę zdrowotną niż ja. Blisko, bez kolejek, kilka gabinetów w okolicy, można ubezpieczyć. Gdzie my żyjemy.

Odpowiedz
avatar Ohboy
0 2

@vezdohan Kot może i tak, ale spróbuj mieć bardziej wymagające zwierzę i poczujesz się jak w domu, a nawet gorzej ;)

Odpowiedz
avatar gawronek
5 5

@vezdohan Po pierwsze, weterynarzy jest po prostu dużo. Po drugie - za wszystko płacisz. Po trzecie - ceny nie sięgają setek tysięcy złotych jak w niektórych "ludzkich" przypadkach. No i zwierzęta szybciej dochodzą do siebie. Mój zwierz po usunięciu macicy i jajników ze zmianami nowotworowymi wyszedł z lecznicy tego samego dnia, a 3 dni później już się normalnie zachowywała.

Odpowiedz
avatar Ata11
3 3

@gawronek: Masz rację, z punktu widzenia genetyki, ale nikt nie badał spokrewnienia dachowców. A w życiu bywa tak, że dzieci ma "najmocniejszy kocur na wsi". A, że żyje długo, to wsobniactwo może być "abstrakcyjne". Mam takie "pół kocie". Wet nie chciał sterylizować, bo wg niego ma 3 miesiące. Musiałam pokazywać umowę adopcyjną - miała rok i 3 miesiące. Teraz nie wiem czy waży 2 kg...

Odpowiedz
avatar Error505
1 1

@vezdohan: Niby można wysnuć wniosek, że wolny rynek załatwia problem. Tylko, że jak właściciela nie stać to zwierz jest usypiany.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 1

@clockworkbeast: a moze mieli wymarzona rase? kot to nie ciuchy, ktoore sobie kupisz lepsze jak ci sie poprawi syuacja finansowa, zywego stworzenia na lepszy model sie nie wymienia co pare lat

Odpowiedz
avatar NismoR34
20 20

Bardzo dobrze, że im się oczy otworzyły i podjęli właściwą decyzję. Gratuluję im tego serdecznie, bo wszędzie pełno jest historyjek w stylu "oj tam, błędy ale to nasze dziecko". Prawidłowa postawa. Stać ich na kota za 2000zł? To stać ich również na jego i swoje utrzymanie.

Odpowiedz
avatar Hatsumimi
17 21

Uderzę z trochę innej strony: czy Kasia na początku w ogóle prosiła rodziców o taką pomoc? Jeżeli nie, to sami sobie zapracowali na to, co mają. Może za bardzo osobiście do tego podchodzę, ale sama mam rodziców, którzy bez proszenia o pomoc, a czasem i mimo protestów, potrafią zarzucić pieniędzmi i prezentami, i jeszcze obrazić się, jak nie przyjmiesz.

Odpowiedz
avatar marcelka
21 21

a moim zdaniem to kolejna historia o braku komunikacji, rozmowy ze sobą. czy Kasia prosiła rodziców o pomoc? a jeśli nie, a oni dawali, to ona brała, bo w sumie "jak dają, to brać", ale to nie znaczy, że miała do tego dostosować swoje życie. osobiście wydanie 2 tysięcy na rasowego kota uważam za absurd, ale jedni wydają kasę na drogie ciuchy, inni na jedzenie w restauracjach, inni na kota, jak ma się pieniądze to się wydaje je na to, na co się chce rozumiem, że rodziców "uraził" taki wydatek w trakcie oszczędzania na mieszkanie, ale wg mnie, jeśli już chcieli dawać, to powinni dawać tyle, na ile ich stać, żeby nie dziadować, a oczekiwanie od Kasi, że też będzie w podartych butach chodzić i odkładać każdy grosz... a jeśli ona nie chce w ten sposób żyć?

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
7 13

@marcelka: to prawda. Rodzice sami się zdecydowali na to, że będą chodzić w dziurawych butach. Nie powinni takiego stylu życia narzucać dzieciom. Rodzice są tu piekielni. Ale nie tylko - ta końcowa awantura i zbulwersowanie Kasi świadczą jednak o tym, że jest ona rozpieszczona i nastawiona roszczeniowo.

Odpowiedz
avatar Etincelle
10 14

@marcelka: o tym samym pomyślałam. Oczywiście na końcu okazało się, że Kasia też jest piekielna, skoro zrobiła awanturę o te pieniądze, ale rodzice strzelili na nią focha wcześniej. I tego nie rozumiem. Uciąć pomoc - jasne, spoko. Ale obrazić się właściwie za to, że córka kupuje to, co uzna za stosowne? Ma przecież partnera i to z nim podejmuje decyzje, nie z rodzicami. Mam nieodparte wrażenie, że rodzice oczekiwali, że córka tak samo będzie sobie wszystkiego odmawiać. Ciekawe, czy ją o tym w ogóle poinformowali; o tym, z czym się wiąże przyjęcie ich pomocy. To, że w zamian żądali najwyraźniej prawa do decydowanie o jej życiu, jest zwyczajnie nie w porządku. I stoi bardzo daleko od bezinteresownej pomocy.

Odpowiedz
avatar clockworkbeast
1 5

@Etincelle: ja właśnie też nie rozumiem takich rodziców. To chwalebne, że oszczędzają na wszystkim - ale dlaczego i po co? chyba właśnie po to, żeby dzieci miały lepiej i nie musiały tyrać, chodzić w dziurawych butach, głodować? Bo ja tak właśnie widzę moją rolę jako rodzica: chcę, żeby moje dzieci miały w życiu lepiej i lżej niż ja. Chcę, żeby miały łatwiejszy start. Ale gdy się okaże, że dziecko właśnie osiągnęło ten cel - jest szczęśliwe i spełnione w życiu - to rodzice nagle się czują oszukani i strzelają focha.

Odpowiedz
avatar Etincelle
3 9

@clockworkbeast: no mnie też to dziwi, przecież rodzice zazwyczaj chcą dla dziecka jak najlepiej. Nie wiem, swojego nie mam, ale gdybym zasponsorowała chrześniaczce np. wycieczkę, to nie obrażałabym się, gdyby jej rodzice swoje własne pieniądze wydali na coś innego. Co innego, gdybym dała im pieniądze na wycieczkę dla niej, a oni TE pieniądze wydali na coś innego, ale tak? Przecież to, że ja daję na X, nie może oznaczać, że rodzice też muszą wszystko ładować w X. A tutaj przecież nie ma ani słowa o tym, żeby Kasia wydawała pieniądze od rodziców na głupoty, mydląc im oczy budową domu. Kasia po prostu kupiła kota i moim zdaniem rodzicom nic do tego.

Odpowiedz
avatar Hakiros54
3 3

@marcelka: w 100% racja, z historii wynika, że RAZ sobie pozwoliła na jedną pokusę w postaci rasowego kota i nagle jest zła i niewdzięczna? Bo jak rodzice stwierdzili, że na nic pieniędzy nie będą dawać to ona też nigdy nie może? Czy wiedziała ona o tym, że biorą dla niej nadgodziny? Czy wiedziała, że przelewają jej wszystko? Bo może myślała, że to dla nich nic wielkiego, całkiem możliwe, że sami tak mówili. Pytanie też jak wyglądała ta ich rozmowa w której się obraziła, że już jej nie płacą? ,,Córciu chcemy troche odpocząć i mamy też sporo pilnych wydatków" czy też ,,Jak kupiłaś sobie tą zabawkę, to my już nie zamierzamy ci pomagać rozpuszczony bachorze"? Pewnie coś pomiędzy ale zgaduję, że bliżej 2.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 10

Dachowce żyjące dziko tak samo jak psy dzikie. Ewolucja robi swoje jeśli osobnik jest chory czy ma wady genetyczne to umiera i nieprzekazuje ich dalej. Osobniki silne mają potomstwo i przekazują geny dalej. Tak samo było z ludzmi, ale medycyna wstrzymała ten proces. Znam przykład dwóch osób głuchych. Rozważmy czysto ewolucyjne podejście. W naturze taki osobnik prawdopodobnie nie stworzył by związku inną głuchą osobą, lub ba nawet mógł niestworzyć związku i mieć potomstwa i efekt gen wypada z obiegu. A tak mamy przekazanie genu i głuche potomstwo. Dlatego hodowlane zwierzęta mają czesto wady genetyczne mała pula genowa.

Odpowiedz
avatar JayDiGriz
6 6

@szembor: dachowce parzą się przy każdej rui, kotki mają po kilka miotów rocznie. Żyją krótko. I to nie jest wymysł. Jeśli kocur da radę, będą młode, często pożyją krótko, padną przez choroby, lub zjedzone przez drapieżniki. Fakt, że słabsze osobniki są szybciej eliminowane, "wolne" koty żyją po kilka lat, a domowe i 20 potrafią, bo ktoś o nie dba zazwyczaj. Po prostu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

@JayDiGriz: opieka robi swoje a na wolności jednak o przetrwanie walczą w każdym razie eliminacja słabych

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@szembor: wśród dzikich gatunków może i tak. Przy zdziczałych zwierzętach domowych, często nieudolnie częściowo zaopiekowanych i dokarmianych to teoria, a w praktyce- bzdura

Odpowiedz
avatar CynCyn
9 17

Może zanim "z*ebiesz kuzynkę jak szmaciarz konia" spróbuj też poznać historię z jej strony. Ciągnięcie w ten sposób kasy od rodziców jest słabe, histeryzowanie jeszcze słabsze. Ale rodzice też mogą mieć swoje za uszami. Sam(a) piszesz, że Kasia ogólnie nie jest rozpieszczona, więc na tej podstawie wydaje mi się, że należy jej się chociaż trochę kredytu zaufania (pozwolenie jej na opowiedzenie swojej wersji, zapytanie czy to ona przymuszała rodziców do poświęceń, czy wiedziała jak im ciężko itd. - zanim dziewczyna dostanie w rodzinie łatkę niewdzięcznej wyzyskiwaczki). Np. czy ten kot nie jest przypadkiem najbliższym substytutem "upragnionego wnuka" jaki jest w ogóle przewidziany w jej planach? Bo nazywanie żywego zwierzęcia "zabawką" również jest bardzo słabe. Jestem wielką zwolenniczką adopcji i akurat wybór rasowego kota przy niskim stanie konta mnie rzeczywiście dziwi, ale cała reszta podkreślanych przez ciebie wydatków (wyprawka, weterynarz, jedzenie) byłaby DOKŁADNIE TAKA SAMA gdyby adoptowali dachowca. Więc ta cała historia może wyglądać jak "niewdzięczna rozpieszczona córeczka, która myśli, że wszystko jej się należy", a może jak "rodzice próbujący na siłę narzucić dorosłej córce swój własny pogląd na to, jak powinno wyglądać jej życie." A prawda pewnie jak zwykle jest gdzieś pośrodku.

Odpowiedz
avatar Alxndra
12 14

Dlaczego czujesz, że masz prawo "zje*ać kuzynkę jak szmaciarz konia" - masz rację, mit Twój cyrk nie Twoje małpy. Zachowanie kuzynki jest roszczeniowe i zwyczajnie ślepe (bo co, jeśli sytuacji rodziców by się pogorszyła i oni teraz potrzebowali pomocy, albo zwyczajnie zdecydowali się zakręcić kurek z pieniędzmi?). Niemniej jednak to oni odmawiali sobie chociażby podstawowych potrzeb, jak porządne buty - to rodzaj jakiegoś zaburzenia już, nie chęci wsparcia dziecka. Tak ją nauczyli, tak ją wychowali i teraz poniosą konsekwencje, oby kuzynka się opamiętała i zmądrzała. Rodzice nie chcieli odciąć pępowiny - poprzez wkład finansowy w życie córki chcieli mieć prawo do ingerencji w jej wybory życiowe - sam napisałe.lś, że żywili nadzieję na wnuka, jeżeli młodzi szybciej się wybudują na swoim. Z jednej strony pasożytnictwo, z drugiej strony chęć kontroli i wywierania pośredniego nacisku i wielka afera o to, że obie strony chciały uzyskać coś innego. Ot wsio.

Odpowiedz
avatar Etincelle
5 5

@Balbina: tylko czy jeśli zaproponowali, że pomogą jej w spłacie kredytu, to znaczy, że Kasia już absolutnie nie może kupić nic, co wykracza poza zaspokajanie najbardziej podstawowych potrzeb?

Odpowiedz
avatar Balbina
-3 3

@Etincelle:cyt.(według nich) Nie wiem jakie sa kryteria podstawowych potrzeb. Dla jednych to będzie chleb z masłem dla drugich dwa razy w miesiącu obiad w restauracji. Moja córka ma kota(mieszanca z sybirakiem) Ile utrzymanie kosztuje to wiem,bo kupując karme dla swoich psów załatawiam też jego potrzeby. I nie jest to parę zlotych. Dodaj do tego zwirek,zabawki i opiekę medyczną.Kazda wizyta to koszt ponad setkę.I jezeli przeliczymy to wyjdą całkiem niezłe sumy. Jeden machnie ręką i powie jakoś to będzie a drugi uzbiera na kafle do łazienki. Nie mnie oceniać.

Odpowiedz
avatar Badziong
0 4

Mam tylko nadzieję, że wujostwo wytrzyma z tą decyzją do końca

Odpowiedz
avatar bazienka
-2 2

ja tam rozmiem, pracuja, okladaja i nic sobie kupic nie moga, bo fochy rodziny najlepiej jakby w rozpadajacych sie butach chodzili jak matka, wtedy byloby ok a jaki skandal by byl jakby za granice wyjechali na wczasy! przypomina, dorosli, pracujacy ludzie

Odpowiedz
Udostępnij