Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Oceńcie sami stopień piekielności, bo mi brakuje obiektywizmu… Uwaga, długie. Na początku…

Oceńcie sami stopień piekielności, bo mi brakuje obiektywizmu…
Uwaga, długie.

Na początku lipca niespodziewanie zmarła moja babcia. Owdowiła swojego drugiego męża, który dla mnie od urodzenia był po prostu dziadkiem. Dwa dni po pogrzebie dziadek nie odbierał telefonu. Ciocia znalazła go nieprzytomnego. Dziadek wstrzyknął sobie dużą dawkę insuliny (pozostałej po babci) i zażył relanium. Na stole zostawił krótki liścik pożegnalny. Ciocia wezwała karetkę, dziadek trafił na OIOM pod respirator - na łóżko, na którym tydzień wcześniej leżała jego żona.

Już po pierwszych badaniach dostaliśmy od lekarza informację, że jeśli dziadek wybudzi się ze śpiączki, to na 90 procent pozostanie w stanie wegetatywnym ze względu na rozległe uszkodzenia mózgu spowodowane niedocukrzeniem. Kazano nam poczekać do następnego tygodnia po odstawieniu leków utrzymujących śpiączkę. Potem mieliśmy dostać informację co do dalszych działań, tzn. tracheotomii, próby odłączenia od respiratora oraz założenia pega.

Na OIOMie w naszym szpitalu odwiedziny są możliwe jedynie przez godzinę dziennie. Przychodziliśmy codziennie, choćby na 10 minut, obserwując, jak dzieje się to, co zapowiedzieli wcześniej lekarze. Dziadek wybudził się ze śpiączki pozostając bez świadomości otoczenia. I choć po początkowym szoku oswoiłam się z widokiem dziadka w takim stanie, to każda wizyta na oddziale przyprawiała mnie o ból głowy. Powodem było zachowanie personelu. Co kilka dni pytałam, czy trzeba donieść dziadkowi kosmetyków do mycia, pampersów lub maszynek. Za każdym razem spotykałam się z obrażoną miną i opryskliwym tonem, o ile w ogóle ktoś raczył wstać z kanapy w pokoju socjalnym i oderwać oczy od telewizora, żeby odpowiedzieć na moje pytanie.

Niejednokrotnie podczas wizyt u dziadka pacjentom na łóżkach obok piszczała aparatura. Nie była to kwestia życia i śmierci, raczej kończący się lek, niemniej jednak dźwięki były bardzo głośne i powodowały nerwowe reakcje u mojego dziadka (przyspieszone tętno, zaciskanie, napinanie się - nie jestem specjalistą, więc nie potrafię wytłumaczyć, czemu na pewne rzeczy reagował niestety) i często trwało to kilkanaście minut, zanim personel się pojawiał.

Jednego dnia dziadek leżał w samym pampersie, bez żadnego okrycia. Akurat tego dnia poprosiłam pielęgniarkę o sprawdzenie, czy dziadek potrzebuje maszynek. Pani weszła ze mną do sali, spojrzała na dziadka, potem na mnie i czerwona na twarzy powiedziała: „ Żeby pani nie myślała, on jest nieprzykryty, bo ma stan podgorączkowy, a nie dlatego, że mamy go gdzieś.” Pozostawiłam to bez komentarza, pamiętając, że babcia mimo gorączki zawsze była przykryta. Moja 20-letnia kuzynka kiedyś podczas odwiedzin spytała pielęgniarki, czemu dziadek ma takie spuchnięte ręce. Nie było to pytanie złośliwe, oskarżające. Po prostu chciała się dowiedzieć. Co usłyszała? „No proszę pani, pani dziadek jest ciężko chory!!!” Aha…

Na nasze nieszczęście, podczas naszych wizyt dyżur miała najczęściej piekielna pani doktor (PD), z którą rozmowy przypominały nieśmieszną komedię. Przykładowo:
JA: Dzień dobry, pani doktor, chciałabym zapytać o pacjenta F. Zauważyłam, że ma gorączkę od kilku dni, czy to może być to zachłystowe zapalenie płuc, o którym mówiliście?
PD: Ale ja już pani tłumaczyłam, tu się już nic nie zmieni. Pan się już nie obudzi.
J: Nie pytam o to, czy się obudzi, tylko o gorączkę. Zauważyłam, że dostaje nowy antybiotyk.
PD: No oczywiście, że dostaje!! U pana zmian nie będzie, tak jak tłumaczyłam. Szukać ośrodka.
J: …. Ehm, dobrze, a jak kwestia planowanych zabiegów? Miałam dostać informację w tym tygodniu. (chodziło o tracheotomię itp.)
PD: No zabiegi będą wykonywane planowo.
J: A planowo to znaczy…?
PD (z wielkim oburzeniem): No takich pytań to proszę nie zadawać!! Planowo to znaczy planowo!!

Dzień po tej rozmowie przyszłam na wizytę i zastałam dziadka już z rurką. Kolejnego dnia oddychał już samodzielnie (tu szczególne podziękowania za poinformowanie o tym, że będzie próba odłączenia od respiratora…). I wisienka na torcie. Trzeciego dnia po tej rozmowie przy próbie odwiedzin dowiedziałam się, że dziadek został już przewieziony na oddział wewnętrzny. Gdzie odwiedzin nie ma. Przyznam, że nie wytrzymałam i zrobiłam małą awanturę.

Rozumiem, gdybyśmy przychodzili raz na tydzień i ciężko byłoby nas złapać. Ale przychodziliśmy codziennie. I prawie codziennie pytaliśmy. Tak trudno przekazać informacje? Rozumiem, że czasem decyzje podejmowane są tego samego dnia rano. Ale nikt mi nie powie, że nie ma rozmów na ten temat wcześniej i nie można rodzinie powiedzieć np. „Proszę się przygotować na to, że na dniach możemy pacjenta przewieźć na inny oddział.”

Dodatkowo pozostaje problem załatwiania dziadkowych spraw - z racji tego, że nie jesteśmy spokrewnieni, nie możemy w jego imieniu szukać ośrodka. Szpital odsyła nas do różnych instytucji, a instytucje do szpitala. Każdy umywa ręce. Twierdzą, że nie możemy starać się o bycie opiekunem prawnym, że oni już wniosek o ubezwłasnowolnienie wysłali…

I tak, wiem, że to, że nam udzielano jakichkolwiek informacji jako „obcym” było plusem. No cóż, szpital nas o pokrewieństwo nie pytał. Założyli, że jesteśmy krewnymi i tak nas traktowali. Dopiero niedawno przy kwestii załatwiania ośrodka dowiedzieli się, jak się sprawy mają. Także ich traktowanie nas nie było warunkowane tym, że jesteśmy niespokrewnieni. Z rozmów z innymi rodzinami dowiedzieliśmy się, że to ich standardowe zachowanie.
Pacjent nie może się poskarżyć, więc po co się starać?

Szpital

by mcdonaldowa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Error505
9 9

Ja myślę, że komunikacja w medycynie jest niezwykle ważna i trudna. Z jednej strony trzeba komunikować trudne decyzje a z drugiej okazywać empatię i cierpliwość. Skandaliczne jest natomiast to, że nikt o to nie dba. Ani na poziomie edukacji ani już w zawodzie.

Odpowiedz
avatar Habiel
14 14

@Error505: Gdy mój dziadek był w śpiączce zawinionej przez lekarzy (źle dobrali narkozę przed operacją) i zmarł, mój tato usłyszał od lekarza: "Dobrze, że się nie obudził, bo byście mieli tylko problem". Ogólnie lekarz miał rację, bo dziadek jak się okazało na operacji, miał przerzuty na praktycznie każdy organ, a mój tato już doświadczenie w tej kwestii-babcia odeszła na raka i bardzo długo podobno się męczyła (mnie nie było wtedy na świecie więc zdaję się na jego relację). Nie mówi się jednak takich rzeczy tuż po komunikacie, że twój ojciec zmarł.

Odpowiedz
avatar mcdonaldowa
3 3

@Error505 dokładnie… Staram się być empatyczna, stawiać się w ich położeniu. Ale gdzieś w tym wszystkim są granice.

Odpowiedz
avatar Error505
0 0

@Habiel: Dokładnie o to chodzi

Odpowiedz
avatar bloodcarver
6 14

"Na stole zostawił krótki liścik pożegnalny. Ciocia wezwała karetkę, dziadek trafił na OIOM pod respirator" - To jest najbardziej piekielne. Trzymacie człowieka przy życiu na siłę. Wiedząc że nie taki był jego wybór. Wiedząc, że nigdy już nie będzie żył nawet z namiastką normalności, że nigdy nie będzie komunikatywny. Zarówno wy, jako rodzina, jak i szpital który jest wykonawcą tego procederu, oraz prawo które wam na to pozwala, wszyscy jesteście po prostu bezlitośnie okrutni.

Odpowiedz
avatar Jarpadzie
5 9

@bloodcarver: ehh no to jest trochę przesada z Twojej strony. Nie wiem, czy jakbyś np. zobaczył że Twoja ukochana osoba przed chwilą właśnie się powiesiła/zażyła garść tabletek/podcięła sobie żyły to byś sobie stał i patrzył jak umiera (bo zapewnie zrobiła to sobie sama)? To tak nie działa niestety i zawsze ta druga osoba chce zrobić wszystko, żeby samobójca przeżył. Ciotka nie mogła wtedy wiedzieć, że dziadek będzie warzywem, bo lekarzem zapewne nie jest.. a eutanazja w Polsce niestety jest nielegalną. Okrutne to jest to co napisałeś.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 sierpnia 2021 o 15:26

avatar mcdonaldowa
7 7

@bloodcarver: @bloodcarver: Niestety, wezwanie pogotowia było pierwszą reakcją cioci. Chyba, że Ty widząc, że ktoś jest nieprzytomny najpierw szukasz listu, a potem siedzisz i czekasz, aż umrze. Po naszym krótkim śledztwie okazało się, że dziadek leżał tak od dnia poprzedniego od ok. 22:00. Wtedy sąsiadka widziała go ostatni raz. A ciocia znalazła go następnego dnia po południu. Dziadek wziął za mało insuliny, żeby umrzeć. Nie jesteśmy zwolennikami bezsensownego przedłużania życia. Konieczność utrzymywania go w tym stanie jest dla nas bardzo bolesna. Mieliśmy „nadzieję”, że nie będzie oddychał samodzielnie po odłączeniu od respiratora i odejdzie spokojnie, tak jak chciał. Niestety, dla niego, tak się nie stało.

Odpowiedz
avatar HelikopterAugusto
6 6

@bloodcarver: dlatego jak ktoś już chce sobie odebrać życie, to powinien zrobić to skutecznie, żeby nie stawiać rodziny w takiej sytuacji.

Odpowiedz
avatar Babcia_Jagi
5 5

Sytuacja zacznie sie zmieniac jak zaczniemy traktowac personel osrodkow medycznych normalnie a nie jak nadludzi. Ktos jest chamski i cie ignoruje? Opieprzyc. Ktos ci krewnego traktuje jal smiecia? Opieprzyc. Wybrali swoje zawody z pelna swiadomoscia

Odpowiedz
avatar mcdonaldowa
1 1

@Babcia_Jagi Ja się długo powstrzymywałam, ale dzisiaj już coś we mnie pękło. Piguła wyskoczyła na moją ciocię, że „nie może jej udzielić informacji i ona nie będzie w razie śmierci obdzwaniać każdego, kto podał kontakt!!” Podały tylko dwie osoby, moja mama i moja ciocia… Nikt więcej oprócz nas tam nie przychodzi… Przesłałam mojej cioci stosowne przepisy na następną wizytę. Jako pasierbica jest powinowatą stopnia pierwszego, a więc osobą bliską w świetle prawa. Śmieszy mnie tylko to, że jak przynosiliśmy rzeczy dla dziadka - środki higieny, pampersy… to nie było żadnego ale. Kolejna rzecz to fakt, że poinformowali nas, że nie możemy się starać o bycie opiekunem prawnym dziadka. Co po skonsultowaniu się z prawnikiem okazało się nieprawdą. W tej chwili szpital skomplikował sprawę, bo sami złożyli papiery o ubezwłasnowolnienie i ustanowienie opiekuna, a mogliśmy zrobić to bezpośrednio my… I tylko czas dziadka w szpitalu się wydłuża, bo nie możemy szukać w jego imieniu ośrodka opieki.

Odpowiedz
avatar yfa
1 1

A od kiedyż to trzeba być krewnym, aby uzyskać informację o stanie zdrowia nieprzytomnej osoby? Powołując się na art. 31 ust. 6 ustawy o zawodach lekarza [...] mówisz, że jesteś osobą bliską i to wystarczy, aby to oni narażali się na złamanie prawa nie udzielając informacji. Możesz wziąć jakieś zdjęcia żeby to uprawdopodobnić i zgasić od razu wszelkie wątpliwości, jakie mogliby chcieć zgłaszać, żeby cię zbyć. W razie oporu dzwonisz po policję celem spisania notatki służbowej (bo żadnej interwencji oczywiście nie będzie w takiej sprawie) i uprzedzasz odmawiającego o celu, tj. zabezpieczeniu jego danych osobowych oraz pozyskaniu bezstronnego świadka (funkcjonariusza policji) zdarzenia celem ewentualnego wyciągnięcia konsekwencji prawnych. Spisanie takiej notatki jest szybkie i odbywa się na miejcu, patrol do takich rzeczy zwykle pojawia się dość szybko, a za uzyskanie wypisu z tej notatki na komisariacie płaci się jakieś niewielkie pieniądze.

Odpowiedz
avatar Baobhan_Sith
0 0

Bardzo przykro mi to czytać. Z takim traktowaniem spotkałam się 20 lat temu, gdy powoli umierała moja mama. Do dziś mnie telepie jak słyszę o naszej opiece i ochronie zdrowia. Tyle czasu a oni stoją w miejscu ze standardami. Nowi lekarze, pielęgniarki, salowe są tłamszeni przez starych "wyjadaczy". Jeszcze wody upłynie zanim zaczniemy być traktowani zwyczajnie jak ludzie a nie śmieci.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

Dlatego ja bardzo wspieram ratowników, salowe, opiekunów medycznych, techników i w ogóle większość ekipy pracującej w szpitalach w ich walkach o podwyżki, ale jak słyszę, że pielęgniary i lekarze jęczą, jak im źle, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Moja znajoma jest technikiem elektroradiologiem. Osoba potrzebna w szpitalu. Ile ma? Minimalną. Druga znajoma jest pielęgniarką. Ile ma? Cztery na rękę. I nie, to nie jest z nadgodzinami. Ale jesu, jak one mało zarabiają. I żeby choć traktowały cię jak człowieka, ale nie, 1/10 nie traktuje pacjenta jak gówna.

Odpowiedz
avatar timka
0 0

To i tak super, że po kilkunastu minutach ktoś przychodził, moja babcia nie była tak chora, ogólnie na co zmarła to nikt nie wie bo wypisali jej takie ogólne rzeczy po prostu jak miażdżyca chociaż nigdy nie miała stwierdzonej, w każdym razie była świadoma, chodząca a potem leżąca, miała założony cewnik i nieraz się zdarzyło, że podłoga była mokra bo na czas nie było zmienionego pojemnika na mocz. A babcia przecież w izolatce nie leżała tylko w sali z innymi. W ogóle jej leki nie wiem jak podawali bo jednego dnia miała napuchnięte nogi jak banie, na drugi było lepiej a za kolejne dwa znowu popuchnięte mocno.

Odpowiedz
Udostępnij