Mam rodzinny biznes - sklep z pamiątkami nad morzem. I nie chcę brzmieć jak boomer, ale mam wrażenie, że ludzie dziś nie chcą pracować, ale chcą zarabiać.
Jako, że sklep otwarty w sezonie (kwiecień - wrzesień) to zatrudniamy osoby młode (16-20 coś lat), bo tylko oni są chętni do pracy w takim wymiarze. No i jest kurka dramat.
Kiedyś płaciliśmy dniówkami. Dziewoja przyszła do pracy. Była punktualna, pracowała jak mrówka, ogólnie byliśmy z niej bardzo zadowoleni. Po tygodniu się zwolniła przez "problemy ze zdrowiem". Dziwnym trafem w tamten weekend miała urodziny - ergo, przyjść na parę dni, dostać parę stówek i odejść, ch..j z pracodawcą. Teraz płacimy tak, że dziennie dostają 40% dniówki, resztę co 10 tego. Ot, zabezpieczenie. Przez to odeszła druga dziewoja. Bo ona potrzebuje codziennie całość i kropka. Okej, powodzenia na dalszej drodze.
Trzecia dziewoja zwolniła się, bo... dostała polecenie żeby schować telefon do torebki. Bo kiedy myślała, że nikt nie patrzy notorycznie esemesowała z chłopakiem, którego też traktowała jakby był co najmniej niepełnosprawny. Normalnie ludzie próbują się dostać do wieszaka, który wisi wysoko, a ona siedzi i pisze zamiast zdjąć wieszak kijem. Zwolniła się około 3 godziny po tym, jak ojciec kazał jej schować telefon. Żeby nie było. Miała co godzinę 10 minut przerwy, żeby zapalić i sprawdzić telefon i raz 45 żeby zjeść.
Czwarta nie przyszła, bo była koleżanką trzeciej, a to się nie godzi.
Piąty przyszedł do pracy pijany jak żul spod Biedronki, zataczał się normalnie.
Szósty i Siódma, parka. On - pantoflarz, ona lekko walnięta. Pracują trzy dni. Czwartego, ona wraca z przerwy tak pijana, że wywraca się z wieszakiem. Zostaje zwolniona. On odchodzi, bo jak to tak bez swej damy. Wczoraj zaprzyjaźniona Pani z restauracji w której zawsze jadam obiady wzięła mnie na bok. Oświadczyła, że: "ta twoja pracownica w brązowych włosach mnie okradła". Zonk. Jak to. Parka chodzi po miejscowości do miejsc w których wiedzą, że mamy lekką zniżkę po znajomości, zamawiają jedzenie "dla szefa". Dziewczyna próbowała zakosić puszkę coca coli. Na jedzenie nie mają, na alkohol zawsze.
Póki co, najlepiej sprawdza mi się chłop z wyrokiem, który kilka razy w tygodniu przychodzi na 13, bo ma odróbki. A mamy dopiero końcówkę lipca.
praca morze sezon
Plac normalnie to nie będziesz mieć problemu z pracownikami. Zatrudniasz nieodpowiedzialnych, bo za grosze nikt inny się nie zjawi. :)
Odpowiedz@boom_boom: Też mi coś takiego po głowie chodzi. "...zatrudniamy osoby młode (16-20coś lat), bo tylko oni są chętni do pracy w takim wymiarze." Coś mi mówi, że tylko oni są chętni do pracy na czarno. W dodatku pewnie od rana do wieczora, skoro jest 10 min. przerwy co godzina na fajka, a dodatkowo aż 45 na regenerację. Małolat - jak to małolat. Wygórowanych żądań nie ma. Dostanie z 7 dych dniówki - i tak się cieszy, bo to jest pięć stówek za tydzień. Zarobi swoje - idzie poszaleć. Wakacje w końcu ma. A jak się kaska skończy, to znów się zatrudni na trochę w jakiejś sezonówce.
Odpowiedz@Armagedon: "dodatkowo aż 45 na regenerację", to sarkazm? Bo godzinna przerwa obiadowa w pracy, pełen etat, 8 godzin dziennie, to norma.
Odpowiedz@Shi: w wielu miejscach pracowałem i takiej normy nie znam. Nie żebym był wyznacznikiem norm i wszystko widział, ale raczej nie jest to popularna praktyka. Pewnie są firmy co tak idą na rękę, ale nazwanie tego "normą" to chyba przesada.
Odpowiedz@Face15372: To zależy, jeśli pracujesz 8-16, to ciężko tam wcisnąć godzinną przerwę obiadową, ale jeśli 8-17, to najczęściej nadal jest to 8h + 1h przerwy. Danie pracownikowi przerwy na obiad, żeby zjadł po ludzku, a nie jedną ręką pisząc maila, a drugą gryząc kanapkę, to żadne pójście na rękę, a minimum przyzwoitości. Fakt, że wiele osób rezygnuje z przerwy na rzecz wcześniejszego wyjścia do domu. Fakt też, że są takie prace, gdzie przerwą to jest jak trzeba popracować :D więc wtedy chyba nikt przerwy specjalnie na jedzenie nie bierze.
Odpowiedz@Shi: To sobie poczytaj kodeks.15 minutowa przerwa jest płatna przez pracodawcę.Juz przerwy do 60 min kiedy pracownik może wyjść i np zjeśc obiad na mieście albo załatwić swoje sprawy nie sa płatne. I przez to wydłuża sie czas pracy. Moja kolezanka pracowała w firmie gdzie odgórnie było cos takiego narzucone i wychodziła do domu o 17 zamiast 16. Bo 3/4 młodych pracowników chciała takiej przerwy aby zjeść w knajpie. Mówimy tu oczywiście o pracy UOP
Odpowiedz@digi51: @Balbina: @Shi: Chyba wszystko zalezy od firmy. Ja pracuje w sporej. Zreszta zna na cala polske i chyba wiekszosc juz korzystala. Oczywiscie przy pracy zdalnej jem przy biurku lub robie sobie przerwy jak wiekszy luz jest. Jednak w biurze nikt nie liczy ile kto idzie do kuchni czy wc. Norma jest ze miedzy 12 a 14 pracownicy ida jesc obiad. Jedni w kuchni inni knajpie na dole. Czasem jest to 30minut, a czasem godzina. Zrezzta mamy tez pare pokoi do odpoczynku. Czasem pracodawca zapewnia nam masaż, co rok przed sezonem przeglad roweru i wiele wiecej. Nawet teraz na zdalnym są nie raz godzinne spotkania online, nie dotyczace pracy, np o stresie, zywieniu, sporcie itd Konkursy sa wlasciwoe caly czas. W zyciu nie wyobrazam sobie zmiany pracy, slyszac jaka przepasc potrafi byc w innym miejscu.
Odpowiedz@Face15372: Wydaje mi sie, ze Shi pomylily sie kraje. Na zachodzie godzinna przerwa to nie tylko norma, ale i wymog. U mnie na przyklad normalnym jest praca "7-miogodzinna" - z tym, ze w pracy jestes osiem godzin a o 12 wszyscy ida na przerwe na godzine. Normalnym jest tez, ze w poludnie nie dodzwonisz sie do zadnego urzedu, bo wszystko zamkniete. Dla mnie glupota - wolalabym wyjsc godzine wczesniej a zjesc przy biurku.
Odpowiedz@Ophelie: ja wole w trakcie pracy. Hest to takie odprezenie, zreszta zdrowiej jesc na spokojnie:) wieksza chec do pracy mamy, bardziej uwazna jestem itd:)
Odpowiedz@Ophelie: A w którym to kraju tak jest?
Odpowiedz@boom_boom: Nie, aby były normalne osoby do prac sezonowych, czyli takue, które nie mają umowy o pracę w normalnym miejscu cały rok bezrobocie musi być minimum na poziomie 10%, a jest na poziomie 5%, czyli takim że wszyscy którzy nie pracują to ludzie którzy nie chcą pracować, pracują na czarno lub są niezatrudnialni z różnych względów . Ile niby musiałaby wynosić pensja by normalna osoba zrezygnowała że swojej normalnej pracy na etat i poszla pracowac sezonowo? Wedlug mnie baaardzo duzo, kompletnie nie opłacalnie.
Odpowiedz@maat_: tyle, ile zarabiają kelnerki na Oktoberfest ;) Wiele z nich pracuje gdzieś normalnie na etacie, a na te 2.5 tyg biorą urlop (wypoczynkowy lub bezpłatny). Dziewczyna, która na co dzień pracuje w zaprzyjaźnionej agencji eventowej, dorabia tam sobie co roku i mówi, że z napiwków można wyciągnąć ok 20-25 tys euro (fakt, że nazapierdzielasz się jak dziki osioł).
Odpowiedz@digi51: spróbuj się w Niemczech dodzwonić czy wybrać do jakiegokolwiek urzędu czy banku między 12 a 14. Na wsiach Mittagspause mają również mniejsze sklepy, apteki, punkty usługowe i gabinety lekarskie. Sama zaliczyłam w Niemczech 5 pracodawców i w każdym miejscu 8-godzinny dzień pracy był w godz 8-17 lub 9-18 z godzinną przerwą na lunch, którą można było okazjonalnie, jeśli trzeba było wcześniej wyjść, skrócić sobie do pół godziny. Można tez oczywiście było przerwę w całości przepracowac, ale i tak trzeba było siedzieć do 18
Odpowiedz@Crannberry: z tą przerwą to prawda, aczkolwiek w wielu firmach nie ma przymusu brania przerwy, wtedy dodatkową godzinę pracy zapisuje się do puli nadgodzin. W sumie sama idea takiej przerwy, nawet obowiązkowej jest sensowna, bo niektórzy niby przerwy nie biorą, ale co 30min kibelek/kawka/papierosek/kanapeczka. Z bankami to fakt. Ale chyba tylko z bankami. Bo urzędy, jak pewnie sama wiesz, najczęściej mają po prostu otwarte do 12-13, a potem cześć, a nie żadna przerwa :D wiėkszość urzędowów, z którymi miałam do czynienia tylko raz w tygodniu ponownie otwiera o 14-15
Odpowiedz@digi51: Ja mieszkam we Francji. Ale jest tak chyba tez w Hiszpanii, Wloszech itd. A co do bankow i urzedow - nie u nas. U nas sa normalnie otwarte do 17-18 ale z przerwa w poludnie. To samo male sklepy, dziekanaty, poczty - wszystko. Generalnie pracownik ma niejako obowiazek zrobienia sobie przerwy bo w praktyce ta godzina nie jest platna. Czyli jesli przychodzisz na 8 a wychodzisz o 16 to tak naprawde pracujesz 7 godzin dziennie, a o 12-13 hulaj dusza piekla nie ma. Dla mnie jest to o tyle glupie, ze zabieram lunch z domu i jem go 10 minut. Wolalabym wtedy normalnie pracowac i skonczyc wczesniej ale nie moge. Oczywiscie mozesz nadgonic z robota i nie robic nadgodzin ale za nadgodziny przynajmniej placa. Z drugiej strony w pracy z klientem (naprzyklad na kasie) tez to sie nie oplaca, bo harujesz za darmo a wczesniej i tak nie wyjdziesz. (nie wiem czemu dostalam minusa za proste opisanie kraju w ktorym mieszkam)
Odpowiedz@digi51 A choćby w Norwegi. I od 1100 do 1200 lub czasem 1130 do 1230 (zależy od instytucji) to ni chuchu petenta nie uświadczysz, ani telefonicznie, ani osobiście..
Odpowiedz@Crannberry: 2.5 tygodnia Oktoberfest a 3 miesiące sezon nad morzem już widzisz błąd swego rozumowania? Skala zjawiska jest tak kolosalnie różna, że nawet nie wiem co mam Ci powiedzieć. Ile według ciebie dochodu netto dale taki sklep?
Odpowiedz@Balbina: sęk w tym, że ja się spotkałam tylko z godzinnymi przerwami na obiad, odpłatnymi w Polsce. Może specyfika branży, może fart... Nie wiem, ale nie dość, że była godzina przerwa na obiad to jeszcze nikt nie liczył na ile przerw na fajka idziesz lub ile kawę sobie robisz. Ważne by robota była zrobiona w terminie, więc jeśli jesteś zdolny to dobrze dla ciebie. I to nie była jakaś tajemnica czy coś, każdy wiedział, że niby jesteśmy 8h w pracy, a pracę wykonujemy przez 6h ostatecznie, łącznie z szefostwem. Z drugiej strony, przez to, że właśnie ważne by robota była zrobiona to czasem zostawało się charytatywnie na nadgodziny, ale serio czasem. W ciągu roku takich charytatywnych nadgodzin zrobiłam może z 8? Bo zazwyczaj jeśli robiłeś nadgodziny za free to następnego dnia mogłeś sobie tę godzinę czy dwie odebrać i wyjść wcześniej. Rzadko były nadgodziny bo deadliney były tak wyliczone, że nawet ja po lekach po których cholernie ciężko było mi się skupić się w nich mieściłam. Ale, jak mówiłam, może specyfika branży, że firmy robiły wszystko by nikt im pracowników nie podkradł. Ja jedyne na co mogłam obiektywnie* narzekać to wypłata, ale nie umiem się targowac i tego nie lubię, dlatego rzadko zagrzałam gdziekolwiek miejsca na dłużej. *obiektywnie, bo przeszkadzały mi rzeczy wpisane w specyfikę podbranży o których nie widziałam zanim się nie zatrudniłam lub takie o których myślałam że nie będą problemem, a okazały się nie dla mnie. Paradoksalnie to bym wolała nie mieć płatnych tak wielu i długich przerw ale za to elastyczne godziny pracy, by pracować więcej niż 6-8h gdy mam dobry flow lub móc nie przyjść w ogóle gdy się czuję ujowo. Na UoP'ie ciężko o aż taką elastyczność, bo w drogę wkracza BHP, które nakazuje więcej przerw (praca przy kompie, z samych wymogów prawa robi się jakieś 7h pracy dziennie przez obowiązkowe i odpłatne przerwy). Ach i nigdzie nie pisałam by godzinna przerwa, do tego odpłatna, była w kodeksie. Jedynie napisałam, że to norma. Bo dla mnie to jest norma, jeszcze nie spotkałam się z firmą z branży gdzie by jej nie było. W dodatku każda mówiła o tej przerwie na rozmowie o pracę jakby to właśnie była norma "oczywiście jest odpłatna godzinna przerwa na obiad", "OCZYWIŚCIE". To jak to inaczej odebrać jak nie za normę skoro ta przerwa jest "oczywista"?
Odpowiedz@Shi: Według art. 141 § 1 Kodeksu Pracy pracodawca ma prawo do wprowadzenia jednej przerwy niewliczanej do czasu pracy. Kodeks Pracy czas przerwy określa na maksymalnie 60 minut, ale może ona być krótsza. Przerwa ta jest przeznaczona na spożycie posiłku bądź załatwienie spraw osobistych. Informację o przerwie zapisuje się w umowie o pracę bądź regulaminie pracy. Jest to bezpłatna przerwa w pracy. Bezpłatna nie odpłatna.Według naszego kodeksu pracy Ale pewnie juz to jest w gesti potencjalnego pracodawcy..
Odpowiedz@maat_: Ty mnie nie zrozumiałaś (może wyraziłam się niejasno). Pytałaś (retorycznie) w swoim komentarzu, ile musiałby ktoś zarobić w pracy sezonowej, żeby opłacało mu się rzucić stałą. Podałam przykład, przy jakich warunkach finansowych ma to sens. I owszem, zgadzam się w pełni, w sklepiku nad morzem nie ma hooja, żeby się zarobiło nawet 1/10 tej kwoty, więc nie. Tam absolutnie nie ma to sensu, więc nikogo takiego się do takiej pracy nie znajdzie. Więc generalnie się zgadzamy
Odpowiedz@Ophelie: nie analizuj, dlaczego ktoś cię zminusował, bo nie dojdziesz. Minusy lecą, bo ktoś nie zgadza się z danym komentarzem (bo po co merytorycznie się do czegoś odnosić, łatwiej dać minus), bo nie lubi danego użytkownika, bo jest życiowym frustratem i stawianie minusów daje mu jakąś chwilową satysfakcję. O ile w pełni rozumiem minusowymi komentarzy, w których ktoś wypowiada się po chamsku, hejtuje o obraża innych użytkowników, czy przypierdziela się dla samego przypierdzielenia, często dopisując innym życiorys, to nie rozumiem idei minusowania sensownych, rzeczowych wypowiedzi. Nie zgadzam z czyimś punktem widzenia, to możemy podyskutować, ale ostentacyjne minusowanie czyichś wypowiedzi trąci przedszkolem (coś w stylu: „mieszkam we Francji, u nas jest tak” „a ja mieszkam gdzie indziej, u nas jest inaczej, więc minus”). A czego już kompletnie nie rozumiem, to np sytuacja sprzed bodajże roku, kiedy jedna użytkowniczka wrzuciła jakąś historię ze swoich studiów, ktoś spytał w komentarzu, jaki kierunek studiuje, ona odpowiedziała i jej odpowiedź na zadane pytanie została mocno zminusowana i oznaczona „poniżej poziomu”. Co aż tak poniżej poziomu jest w konkretnej odpowiedzi na zadane pytanie o kierunek studiów?
Odpowiedz@Crannberry: jako idealne podsumowanie Twojej wypowiedzi, z która się całkowicie zgadzam, przypadkiem wcisnął mi sie minus kiedy chciałam dać plusa, wybacz :D
Odpowiedz@Ophelie: hehe spoko :) Zobaczyłam punkty i moją pierwszą myślą było „No i już ktoś k…a zminusował” ;) Ale w sumie tej opcji nie wzięłam pod uwagę - ktoś może minus wcisnąć niechcąco, bo mu się palec omsknie
Odpowiedz@Crannberry: Na ekranie dotykowym na smartfonie nietrudno nie trafić tam, gdzie się chce. :-)
OdpowiedzW normalnych firmach w UK na przykład (nie mówię o zmywakach)
Odpowiedz@digi51: na pewno we Francji. Czas pracy na oddziale 09:00 - 17:00. Przerwa 12:00 - 13:00. Tylko na początku Polacy proponowali likwidację przerwy i wcześniejsze kończenie pracy. Ale po kilku miesiącach wszyscy zauważyli, że czas w pracy leci szybciej, wychodzą o 17:00 mniej zmęczeni, a pod koniec nie łapie się "zmuły". Inna sprawa, że tam jest też prawie dwie godziny dłuższy dzień, więc na późną wiosnę - lato - wczesną jesień, kończąc pracę o 17:00, mieliśmy jeszcze pół dnia dla siebie.
OdpowiedzMy też mieliśmy problem ze znalezieniem pracowników. Sezonowych, to już w ogóle nie da rady, a resztakandydatów kręciła jak mogła. Niby dorośli ludzie. Teraz mamy dwóch stażystów, świetne chłopaki. Jeden idzie akurat na studia kierunkowe, więc jeśli będzie chciał, to u nas ma zagwarantowaną umowę. Drugi chłopaczek będzie z nami tylko przez wakacje niestety. Szkoda, bo też jest świetny i chętnie byśmy go zatrzymali.
Odpowiedz40% codziennie, a reszta co miesiąc... Pracodawca ma obowiązek zapłacić za przepracowane godziny, łaski nie robicie. Chyba, że wszystko to jest zawarte w umowie (np. jako zwrot kosztów szkolenia czy coś w tym stylu), ale zakładam, że umowy żaden z kandydatów nie widział, więc w sumie zarówno wy, jak i wasi pracownicy jesteście siebie warci.
Odpowiedz@Librariana Nie wiem jak Tobie, ale mi pracodawca płaci za wszystkie przepracowane dni i godziny dopiero na koniec miesiąca. Nie ma obowiązku wypłacania "dniówek".
Odpowiedz@cn77: ok pod warunkiem, ze autor wyrownuje te 60% proporcjonalnie do przepracowanych dni, a nie ze zostajesz z tym 40% wyplaty przepracowawszy np. 3 tygodnie
Odpowiedzhmm, a jak to się ma do umów? umowy na czas określony to chyba nie można ot tak sobie zerwać, w sensie "wychodzę, bo moja dziewczyna wyszła" - za to jest dyscyplinarka; no chyba że pracownicy nie mają żadnych umów, ale to wtedy pracodawca piekielny druga rzecz - poważni ludzie szukają raczej pracy na stałe/na dłużej. Jak ktoś przychodzi do pracy z nastawieniem, że zarobi stówkę czy dwie żeby było na imprezę w weekend, to raczej ciężko oczekiwać zaangażowania...
Odpowiedz@marcelka: Nawet jak jest umowa i dyscyplinarka to jak jej nie pokażesz(tzn tego swiadectwa pracy)następnemu pracodawcy to kto będzie o tym wiedział poza tobą? Nikt. A co pan/pani robiła przez ten okres? Opiekowałam się chorą babcią.I kto to sprawdzi? A co do pracy na wakacje.Jak mi wiadomo nad morzem zawsze pracuje młodzież na czarno.Od xxxx lat. Nikt tam się nie bawi w umowy.I jak sa chętni na taką pracę to nie ma co sie burzyć.Ich sprawa i pracodawcy. Nie pochwalam tego procederu ale wyobrażcie sobie. Idzie do ZUS,zgłasza pracownika na umowę zlecenie a ten zwija się po paru dniach bo mu nie pasuje(albo warunki albo płaca albo zarobił na imprezę)Więc idzie i go wyrejestrowywuje. Przychodzi nastepny i apiać w kółko to samo. No to co na czarno.A jak jeszcze chętny dowie się że jak będzie zarejestrowany i mniej kasy dostanie "to szefie to ja bez umowy" Młodziez dziś tu,jutro tam.
Odpowiedz@Balbina: dlatego na miejscu autora historii poszukałabym jakieś kobiety w wieku emerytalnym, która chciałaby sobie do emerytury dorobić. mniejsza mobilność i większa odpowiedzialność.
Odpowiedz@marcelka: Jak napisała Ohboy emerytce byłoby trudno ciągnąć tyle godzin.Np 4 godziny przed zamknięciem stoiska a i owszem. Na imprezy już nie chodzi,dzieci dorosłe więc i pare groszy sie przyda.Ale 8-10 to padnie.
OdpowiedzA ile płacisz za godzinę oraz jak wygląda grafik?
OdpowiedzA co za problem zatrudnić emerytkę/emeryta?
Odpowiedz@Bubu2016: Może warunki są zbyt ciężkie dla osoby starszej, np. jest bardzo gorąco i duszno, i nie ma żadnej klimy.
Odpowiedz@Ohboy: Takie warunki to akurat są zbyt ciężkie dla wielu osób, nie tylko emerytów.
Odpowiedz@gawronek: Oczywiście, sama źle znoszę upały, ale mimo wszystko młodsze osoby mają większe szanse na wytrzymanie ich.
OdpowiedzNooo... tylko że brzmisz jak boomer. Jeszcze tylko brakuje sztandarowego "za moich czasów to..." Tylko że czasy się zmieniły. Oczekujesz odpowiedzialności i poważnego podejścia od pracowników, oferując niepoważne i nieodpowiedzialne warunki - możesz się zaperzać, ale doskonale wiesz, o czym tu wszyscy mówią. Nikt poważny nie przyjdzie na czarno, za minimalną stawkę, na zasadzie "robisz 16 godzin jeśli jest pogoda, a jak nie ma pogody to nie przychodź". Macie w tym sklepie chociaż jakieś zaplecze socjalne, czy śniadanie je się w kucki za ladą, a na sika leci w krzaki? Może spróbujcie rozszerzyć profil sprzedaży, może zacząć handel online, cokolwiek żeby zatrudnić kogoś na stałe, na normalnych warunkach - to powinno rozwiązać problem. Albo w drugą stronę - ograniczcie asortyment tak, żeby to ogarnąć bez pracowników. I nie będzie problemu w ogóle.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 lipca 2021 o 17:05
@Meliana: Chyba nigdy nad naszym polskim morzem nie byłas i nie widziałaś tych straganów,bud i namiotów. Profil,he he dobre sobie,handel online. Dziewczyno o czym ty mówisz? Licza się tylko dwa-trzy miesiące i budy sie zamykają. Na stałe? a co ten pracownik będzie robił w styczniu i lutym np. Odsnieżał przed zamkniętym namiotem? Jeżeli mówimy o np Międzyzdrojach gdzie turyści sa cały rok to czynne są tylko stacjonarne sklepiki i knajpy.(namioty trzy na krzyż) Tam w zimie pracuje właściciel bo klient jeden na godzinę wchodzi. A jak pomyslimy o pipidówie koło Chałup to już sie zwijają w połowie wrzesnia bo nikogo praktycznie już nie ma. Licza się tylko letnie miesiące dla takiego przedsiębiorcy. I dlatego zatrudniają na umowę zlecenie albo na czarno. Bo pózniej z tego musza życ praktycznie do następnego lata.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 lipca 2021 o 18:27
@Meliana: Przeczytałam historię dwa razy i nie znalazłam wzmianki o zatrudnianiu na czarno i płaceniu minimalnej. Póki autorka historii nie wyjaśni wątpliwości, to w tym momencie zwyczajnie ją oczerniasz.
Odpowiedz@Balbina: Oj byłam i trochę też wiem o czym mówię. Autorka pisze o sklepie, nie o budce, namiocie czy straganie. Zakładam więc, że jest to raczej jakieś pomieszczenie zamknięte w budynku. Skoro i tak ściągają kontener zabawek, wisiorków, breloków czy innych cudów wianków, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ściągnąć je również w wersji bez nadruków w stylu "pozdrawiamy z Mielna" i to powystawiać również na Allegro chociażby. Znajomi rodziców żyli ze straganu na targowisku, towar również sezonowy - obrót mieli głównie w karnawale, w okresie komunijnym i latem, kiedy są wesela. Przyszła pandemia i im na rok targowiska zamknęli, imprez zakazali. I co? Mieli wybór albo coś wymyślić, albo tynk ze ścian żreć. Więc postawili sklep internetowy, wystawili co mieli i handlują teraz równolegle - z budy i z internetu. No, ale zawsze można też siąść i jojczeć o realiach i innych takich. @Bryanka: Może autorka jest białym krukiem i rzeczywiście ją oczerniam. A może po prostu znam nieco warunki pracy na takich stanowiskach.
Odpowiedz@Meliana: Opowiastka jest o podchodzeniu pracowników do wykonywanej pracy.A nie o zmienianiu się na inny profil albo dodawaniu do swojej działaności sprzedaży internetowej. -Jako, że sklep otwarty w sezonie (kwiecień - wrzesień)-
Odpowiedz@Balbina: A mój komentarz był o rozwiązaniach opisanego problemu, jakie mi przyszły do głowy. Praktycznie pod każdą historią ktoś coś radzi autorowi albo dzieli się refleksją w stylu "ja to bym na twoim miejscu..." - więc w czym nagle jest taki problem?
Odpowiedz@Meliana: To są dobre rady dla kogoś kto ma (według mnie) jedyne zródło dochodów z takiej działalności.Osoby mające sezonową sprzedaz nie będa ja rozwijały w tym kierunku bo wiąże się to z płaceniem ZUS przez cały rok,zaliczek na podatek jak i innych związanych z tym kosztów. A tak zawiesza działaność i ich nie ponosi. Sklepik może mieć na parterze domu albo wynajmować z od kogoś kto wie że w zimowych miesiącach nic nie zarobi ale w lecie kasa wpadnie. A te dyskusje o płacach można skomentować jednym. Skoro sa chętni na taki zarobek to co nam do tego? A jezeli są tacy a nie inni,to problem autora i on będzie się z nim bujał.
Odpowiedz@Balbina: typowe januszerskie podejscie, a potem placz w internetach, ze nikt nie chce robic. :)
OdpowiedzNie podałeś najważniejszej informacji, czyli stawki. Wnioskuję więc, że jest parszywa, dlatego przychodzą pracownicy na takim poziomie.
Odpowiedz@HelikopterAugusto Dokładnie, pracownik sezonowy na stanowisko sprzedawcy powinien mieć płacę taką samą jak inżynier z 10-letnim stażem.
Odpowiedz@cn77: a gdzie tak napisałem, mózgu?
Odpowiedz@cn77: Pracownika sezonowego należy traktować jak szmatę, nie powinien nawet minimum dostawać! Niech pracuje po 10 godzin dziennie i cieszy się, że ma robotę!1!
OdpowiedzOk, podsumujmy: 1. Zatrudniasz bez umowy (skoro pracownik jest w stanie rzucić pracę z dnia na dzień) 2. Płacisz grosze I zapewne (jak wszyscy janusze biznesu na tej stronie) tłumaczysz to sobie tym, że to jest lekka i łatwa praca, więc nie będziesz dawał umowy ani normalnych pieniędzy. Niestety wiele przedsiębiorców wciąż nie rozumie, że to nie oni wyznaczają ile praca na danym stanowisku jest warta tylko rynek pracy. Ani tego, że tracą czas na szukanie nowych pracowników co kilka dni, a mogliby go wykorzystać na coś innego. To trochę jakbyś uparł się na kupowanie butów za 20 zł, bo przecież „moim zdaniem tyle powinny kosztować buty” i musiał je wymieniać co dwa tygodnie.
OdpowiedzTo mi przypomina moją pracę nad morzem - w ogłoszeniu było napisane "kelnerka", a po przyjechaniu na miejsce okazało się, że do obowiązków KELNERKI należy zmywanie po 60 osobach dwa razy dziennie, mycie 3 pięter i schodów oraz od czasu do czasu sprzątanie w pokojach... Praca 7 dni w tygodniu, początkowo od 7 do 17, później wydłużyło się do 20 i doszedł jeszcze jeden posiłek, bo przyjechał turnus z emerytami i oczywiście kolejne zmywanie. Wypłata? 1500 zł miesięcznie, miałam darmowe zakwaterowanie i wyżywienie, ale w przeliczeniu wyszły mi tak żalosne grosze, że autentycznie się popłakałam. Plus tragiczny szef, który zacząl mnie traktować jak gówno po tym, jak bylam chora PÓŁ DNIA, bo wymiotowałam i mialam gorączkę. Od tamtej pory traktował mnie jak śmiecia. Żałuję, że nie rzuciłam tego w połowie i nie zostawiłam go samego tam... Nigdy wiecej pracy nad morzem.
Odpowiedz@Lana: Wspólczuję Ci,ale dzięki temu doswiadczeniu jesteś o niebo madrzejsza.I już nie dasz się następnym razem. A właśnie na mało asertywnych(a właściwie braku) bazuje większość nadmorskich biznesów. Znowu córki mojego kolegi dwa razy jeżdziły i sprzedawały w cukierni. Miały pokój nad lokalem,wyzywienie i pracowały na zmianę. Były bardzo zadowolone.Więc to ślepy traf na kogo trafisz.
OdpowiedzDo wszystkich, którzy zarzucają autorce zatrudnianie na czarno. Wiecie, że od ub. roku za osoby do 26 roku życia zatrudnione na umowie zlecenie/umowie o pracę nie odprowadza się podatku dochodowego, a jeżeli się uczą to również nie trzeba się martwić o ZUS? Więc trzeba po prostu podpisać umowę i dokumentować godziny pracy. I to wszystko. A ponieważ odpadają daniny dla państwa można bez problemu zapłacić takiej osobie wyższą stawkę.
Odpowiedz@z_lasu: Nie wytlumaczysz
Odpowiedz@z_lasu: Dlaczego więc autor ukrywa stawkę? Gdyby godnie płacił, to by się tego nie wstydził.
Odpowiedz@Ohboy: Może dam przykład syna mojej kolezanki.Narobił długów. pracuje na czarno bo komornik by mu wszedł na konto. Zarabia grosze za godzinę w sklepie monoplowym.12 godzin Godzi się na taka stawkę bo według niego nie ma wyjścia. I nie w nadmorskiej miejscowości. Więc sa pracodawcy którzy to wykorzystują i sa pracownicy ktorzy się na to godzą A stawki nie musi podawać.Ta strona nie jest od tłumaczenia się nieznanym osobom.
Odpowiedz@Balbina: Ja to rozumiem, niektórzy żyją też w przeświadczeniu, że po prostu na czarno jest najlepiej. Natomiast jeśli ktoś zamieszcza tu historię, w której wypłata jest ważnym elementem, ale jej nie podaje (chociażby orientacyjnie), to musi liczyć się z tym, że wyjdzie na osobę, która wykorzystuje innych.
Odpowiedz@Ohboy: Nie ,opowiastka jest o podchodzeniu do pracy i jej olewaniu. A nawet oszukiwaniu innych. A kwestia płacy była poruszana w związku z niestawiennictwem. Jak płacili dniówki to pracowali dzień,dwa max tydzień. I wtedy przeszli na inny sposób płacy 40% dziennie na rękę reszta po 10 dniach.Rozumieja że trzeba się utrzymać(patrz piwko,buła i fajki) Dzięki temu mieli pewność ze na następny dzień delikwent stawi sie w pracy. I jeżeli temu komuś kto podjął się pracy na poczatku pasował sposób rozliczeń i płaca to nie wiem o co ten cały dym. To sprawa mniędzy nim i pracodawcą.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 lipca 2021 o 16:14
@Ohboy: To akurat jest proste. Żeby żaden internetowy "no name" nie bił piany, że gdyby zapłaciła złotówkę więcej to nagle uzdrowiłoby to całą sytuację. Tu piekielnością jest zachowanie pracowników. Zgodziłeś się na taką stawkę to pracuj. Jeżeli sądzisz, że zasługujesz na więcej - idź po podwyżkę. Jeżeli z jakichś powodów odchodzisz - daj znać chwilę wcześniej, żeby można było zorganizować zastępstwo. Tak zachowują się dorośli ludzie. Gnojki strzelają focha, udają, że pracują a chcą kasy jak za pracę, porzucają bez ostrzeżenia stanowisko pracy...
Odpowiedz@z_lasu: Piekielności może być kilka. Z jednej strony owszem, jak ktoś się zgodził na daną stawkę, to powinien normalnie pracować. Ale z drugiej, podczas rozmowy o pracę wszystko mogło zostać przedstawione jako proste i przyjemne, a na miejscu okazało się, że jest zupełnie inaczej. Ale zasada jest prosta: jak się oferuje gówniane pieniądze, to należy się spodziewać gównianych pracowników i nie płakać, że nie szanują pracy.
Odpowiedz@Ohboy: oj gdybasz,gdybasz. Gdyby babcia miała wąsy to by dziadkiem była.
Odpowiedz@z_lasu: Problem jest taki, że piszesz o normalnych ludziach. A normalni, niepiekielni za b. niskie stawki to rzadkość
OdpowiedzNo niestety taki jest urok sezonowych pracowników. Najlepszym wyjściem dla Ciebie byłoby nawiązanie współpracy z APT i wówczas nie będziesz miał aż takiego problemu. Tyle że podejrzewam, że taka współpraca kosztuje. No ale coś za coś.
OdpowiedzCo tu dużo mówić? Drodzy pracodawcy sami popsuliście pracowników. Jak przyjdzie ktoś serio ogarnięty, który pracuje uczciwie, to nie kwapicie się docenić człowieka, po przez podwyżkę czy zafundowanie szkoleń. Tylko orać człowieka do dna, a jak się zwolni "to przecież mam tuzin Ukraińców na jego miejsce". Takie są efekty... W każdej robocie w której pracowałem się przykładałem i tak w każdej byłem wykorzystywany ponad siły, a na koniec olany :/ .
Odpowiedz