Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Większość z nas przechodziła przez to co najmniej raz w życiu: stres…

Większość z nas przechodziła przez to co najmniej raz w życiu: stres przed pierwszym spotkaniem, szykowanie się godzinami do wyjścia, paniczny bieg na autobus/pociąg/tramwaj/taksówkę (bo oczywiście jak człowiekowi zależy na czasie, to zawsze wyjdzie za późno), starania o wywarcie najlepszego pierwszego wrażenia i niecierpliwe czekanie na telefon - który nigdy nie dzwoni...
Tak, dzisiaj będzie o rozmowach o pracę :) Zaznaczę, że nie będzie tu narzekania na legendarne "Oddzwonimy, nawet jeśli nie będziemy zainteresowani", bo to bardziej taki zwrot grzecznościowy, niż realna obietnica ;)


1. Firma, związana z wyposażeniem biurowym, BOK. Pierwsze doświadczenie zawodowe (call center) miałam za sobą, ale wciąż byłam świeżakiem na rynku pracy. Jako biedna studentka,
na rozmowę przybyłam komunikacją miejską. Autobus wywiózł mnie w bezchodnikową okolicę - z gracją pijanej czapli, brodziłam sobie w wiosennym błocku. Czarne szpilki szybko zmieniły kolor na brąz. Na szczęście, pani kadrowa była wyrozumiała. I zachwycona moją osobą. Firma miała otworzyć swój telefoniczny BOK, pani stwierdziła, że mam szansę zostać kierowniczką i stworzyć nową strukturę w firmie od podstaw! Korporkowa ambicja została we mnie poważnie rozbudzona. Dostałam zaproszenie na rozmowę z prezesem.

Autobus ponownie wywiózł mnie w bezchodnikową okolicę. Tym razem owinęłam szpilki w eleganckie reklamówki :) Pan prezes jednak nie był nimi zainteresowany. Ani w ogóle moją osobą :( Rozmowa szybko zeszła na to, jak zorganizowana była praca w call center w którym wcześniej pracowałam. Odpowiadałam na pytania, ale z każdą minutą upewniałam się, że coś jest nie tak. Pan Prezes przyznał w końcu, że nie miał zamiaru mnie zatrudniać (bo miałam za małe doświadczenie), ale kazał kadrowej ściągać osoby, które by mogły mu podpowiedzieć, jak powinien funkcjonować BOK.

Niepotrzebnie zmarnowałam porządne reklamówki :(

Ciekawostka: Pan Prezes zapytał, czemu zwolniłam się z poprzedniej pracy. Powiedziałam, że między innymi dlatego, że panował zwyczaj odsyłania pracowników do domu, jeśli nie wyrabiali normy (praca na zlecenie). Pan nie wytrzymał
i zakrzyknął: "To genialne!" skrzętnie notując w notesiku :)

2. Również początki mojej kariery, sieciowy sklep odzieżowy. Rozmowa z kierowniczką sklepu. Miła pani nie zaprosiła mnie do swojego biura - bo takowego nie miała. Nie zaprosiła mnie do pokoju socjalnego - bo miał on rozmiary schowka na szczotki i nie był wyposażony w nic, na czym można by usiąść. Rozmowa odbyła się w kąciku dla dzieci, przy małym, czerwonym stoliku, na małych kolorowych krzesełkach - obydwie miałyśmy brody między kolanami :D

Im dłużej rozmawiałyśmy, tym bardziej upewniałam się w tym, że to nie jest oferta dla mnie - szczególnie w momencie, gdy pani Kierowniczka dowiedziała się, że mieszkam niedaleko sklepu. Autentycznie ucieszyła się, że nie będę miała wymówki, w postaci "ostatniego pociągu" - pozostałe pracownice nie za bardzo chciały zostawać po godzinach - tłumaczyły się, że nie dojadą do domu, bo ostatni środek transportu mają. Osoby pracujące w sieciówkach wiedzą, o co chodzi - sklep niby otwarty do 21:00, wychodzisz o 23:00, bo 5 minut przed zamknięciem ktoś wpada na zakupy, po obsłużeniu klientów musisz zrobić raporty, przeliczyć kasę, sprzątnąć sklep, zmienić ekspozycję i stawić się na 9:00 następnego dnia (system równoważny albo zlecenie). Podsumowując, pani Kierowniczka wprost mi zakomunikowała, że jeśli przyjmę ofertę, to będę zawsze zamykała sklep.

Ciekawostka: pani Kierowniczka była zawiedziona i zdziwiona moją odmową :)

3. Firma zajmująca się profesjonalnymi tłumaczeniami. Stanowisko: recepcjonistka.
Ogłoszenie super, bo jako jedno z nielicznych (a wiele ogłoszeń o pracę w swym życiu przejrzałam) zawierało konkretną informację o zarobkach. Wcale niemałych, jak na tamte czasy. Wysoka podstawa plus prowizja za pracę biurową i obdzwanianie stałych klientów, czy nie mają przypadkiem jakiś nowych zleceń - cud, miód i orzeszki.

Pani Właścicielka, która zaprosiła mnie na rozmowę, od początku była do mnie nastawiona ciut negatywnie. Jednak brnęłam dzielnie - do momentu, w którym zapytała mnie, czy jestem gotowa pracować za same prowizje. Normalnie wyskoczył mi blue screen. Ale jak to? W ogłoszeniu była informacja o podstawie. Pani Właścicielka żachnęła się:
-Aaa, to żeby się do nas kandydaci zgłaszali :D

Ciekawostka: na jednym z portali o pracodawcach, ktoś oskarżył Firmę o wprowadzanie w błąd (ta nieszczęsna podstawa-widmo). W odpowiedzi, prawnik Firmy straszył użytkownika
pozwem o zniesławienie.

4. Sklep z ekskluzywną konfekcją męską. Stanowisko ekspedientki. Sklep miał powstać w centrum Dużego Miasta, w pewnej Popularnej Lokalizacji. Wysłałam CV. Po jakimś czasie otrzymałam maila zwrotnego że w odpowiedzi na ogłoszenie, przyszło tak wiele odpowiedzi, że szefostwu nie chce się czytać ich wszystkich. Żeby usprawnić system rekrutacji, proszą o przesłanie kilku zdjęć w stroju służbowym, tj. białej bluzce, szpilkach i spódnicy (była określona MAKSYMALNA długość, ale Wam jej nie podam, bo nie pamiętam, a kłamać nie lubię :)).

Ciekawostka: minęło kilka ładnych lat, bywam często w Popularnym Miejscu - sklepu ani widu ani słychu :(

5. Duży bank. Stanowisko: obsługa w punkcie.
Na miejscu przywitała mnie elegancka pani Kadrowa - ze smakiem dobrany drogi kostium, złoty zegarek, markowe okulary.
No jak nic, muszą tu dobrze płacić - pomyślałam naiwnie. Ze smutkiem poinformowała mnie, że już nie rekrutują na to stanowisko, ale mogą mi zaproponować inne. Powinnam była w tym momencie wyjść i nie marnować życia, ale ta wrodzona ciekawość.

Zamiast obsługi w punkcie, miałam obdzwaniać osoby, które złożyły wnioski kredytowe. Wszystkie, nawet te, których wnioski nie przeszły. Takim klientom, miałam wciskać inne produkty bankowe (pożyczki gotówkowe, limity kredytowe, debety). Zatrudnienie na pół etatu (a w ogłoszeniu był cały :)), z możliwością dorobienia do pełnego. Jeśli ze strony pracodawcy będzie taka potrzeba. A gdy taka potrzeba zaistnieje, wypłatę za cały miesiąc dawali w dwóch ratach: za pół etatu do 15 każdego miesiąca, za drugie pół do dwóch kolejnych tygodni.

Kiedy pani Rekruterka podała kwotę, prawie spadłam z krzesła, takie wrażenie na mnie zrobiła (kwota, nie rektuterka).
W tym momencie moja ciekawość została zaspokojona, więc się z panią pożegnałam.

Ciekawostka: 1000zł brutto. Tyle miała wynosić wypłata za pół etatu.

6. Mój osobisty faworyt. Wydawnictwo, back office.
Po przekroczeniu progu wydawnictwa, moim oczom ukazał się przestronny marmurowy hol. Urządzony jak biuro Glenn Close w "Diabeł ubiera się u Prady". Mijali mnie ludzie sukcesu, będący jednak jeszcze bardziej fensi i dizajnerscy niż w wyżej wspomnianym firmie - wszak w swoich kubkach typu take away mieli nie kawę a szejki proteinowe.

Kiedy podchodziłam do uśmiechniętej pani recepcjonistki, byłam olśniona i już wyobrażałam sobie siebie, jak pędzę ze swoim szejkiem proteinowym na spotkanie z naczelnym; po drodze witam się z przypadkowymi celebrytami, którzy akurat wpadli na wywiad.

Po usłyszeniu z kim jestem umówiona, pani recepcjonistka skierowała mnie do biura po drugiej stronie ulicy. Tam już marmurów nie było - były ciężkie, na wpół przerdzewiałe metalowe drzwi, obdrapana, zatęchła klatka schodowa i stara, trzeszcząca winda jak z horroru - wiecie, ta bez wewnętrznych drzwi. Przywitało mnie dwóch panów, skądinąd sympatycznych - ale kompletnie nie przygotowanych do roli rekruterów. Generalnie, to ja prowadziłam tę rozmowę i zadawałam panom pytania.

W ogłoszeniu wpisane były przeróżne biurowe obowiązki, a tymczasem okazało się, że od tego to jest oddzielny pracownik, a ja wraz z dwoma innymi osobami mam po prostu odbierać telefony (klątwa call center?). Trzeba też panom przyznać, że przynajmniej w innych kwestiach byli szczerzy.

Na pytanie, jak wygląda sprawa podwyżek i awansu w strukturach firmy, popatrzyli po sobie ze zdumieniem i odparli, że nie ma u nich czegoś takiego.
No, chyba że znajdę sobie jakieś dodatkową, potrzebną funkcję - jak na przykład pracownica, która nauczyła się wymieniać toner w drukarce, w związku z czym dostała kilkadziesiąt złotych podwyżki XD Jedyne pytanie, które mi zadano, dotyczyło mojej odporności psychicznej. Bo była u nich dziewczyna, która się popłakała po rozmowie z klientem. Ale w sumie to ten klient tak ją zwyzywał, że było to usprawiedliwione. I wywiązała się między panami na ten temat dyskusja, jacy ludzie są teraz nieodporni na stres.

Czy muszę wspominać, że pensja za takie warunki pracy była niesamowicie "kusząca"?

Na koniec rozmowy, panowie wyciągnęli umowę i zapytali, od kiedy mogę zacząć XD

rozmowy kwalifikacyjne

by Roskminka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar StaraLadyPank
14 14

Meryl Streep.To ona zagrała rolę Mirandy w "Diabeł ubiera się u Prady".

Odpowiedz
avatar Grav
1 5

Autorko, czy masz jakiś zespół kompulsywnego wciskania enter w środku zdania? Bo strasznie dużo zdań jest kompletnie bez sensu przełamanych. A tak bardziej ad rem, to mi kiedyś proponowano pracę w "agencji marketingowej", typu chamskie dzwonienie i żebranie o kasę. Byli bardzo zdziwieni, że im odmówiłem, bo chciałem UoP, a oni proponowali śmieciówkę.

Odpowiedz
avatar Meliana
8 14

@Grav: Obstawiam, że historia została napisana w jakimś edytorze tekstowym i bezpośrednio z niego wklejona, dlatego się tak rozjechała. Pomijając ten drobny zgrzyt, to dawno nie czytałam tutaj tak dobrze napisanego tekstu, który nie byłby autorstwa Cranberry.

Odpowiedz
avatar helgenn
4 4

Niezłe combo... W moim mieście pewna sieciówka prawie codziennie brała na nieodpłatny "dzień próbny", codziennie kogoś innego, czasem po dwie osoby. Zatrudniać nie mieli zamiaru, ale brakowało im rąk do sprzątania, więc tak sobie zorganizowali pomoc, ogłoszenie wisiało i wisiało, w końcu ludzie się zorientowali o co chodzi.

Odpowiedz
avatar Pantagruel
3 3

Przy 6 to jest typowe dla "nowoczesnych" firm które próbują być korposami, albo szczycą się, że korposem nie są. Szczególnie to widać jak firma jest z konkretnej ścisłej branży, np. agencja reklamowa, software house. Z moich doświadczeń to: 1) wysyłają na rozmowę jakąś typową młodą blondyneczkę z HR, która nie ma pojęcia na dany temat (np. grafika komputerowa). Ktoś wcześniej lepiej lub gorzej podsunął jej o co ma zapytać ale sama kompletnie nic nie kuma. Albo o zgrozo, nikt takiej kobitki nie przygotuje i rozmowa jest totalnie ogólnikowa, bez konkretów związanych z samym stanowiskiem. Raz zdarzył mi się młody koleś rekruter, który ewidentnie nie wiedział o co chodzi w pracy grafika i pogooglował sobie jakieś bezsensowne "tematy" (dostałam pytanie o historię firmy Adobe oraz o to co jest wektor). 2) czasami firma nie ogarnie i nie ma nikogo typowo kadrowo-pracowego, wyślą jednego grafika co akurat nie grzebie w projekcie i taki grafik kompletnie nie wie jak przeprowadzić rozmowę. Mnie na stanowisko seniora rekrutował chłopak z o wiele mniejszym doświadczeniem i wiedzą ode mnie, był bardzo zestresowany, w połowie rozmowy stwierdził, że to pertoli i gadaliśmy o rowerach bo oboje się nimi jaramy :)

Odpowiedz
avatar glan
8 8

Brawa dla autorki za nie dawanie się januszom biznesu. Gdyby wszyscy odrzucali takie pato-oferty janusze by wymarli z baku pracowników.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

Świetnie piszesz, super się czytało i wierzę w każde słowo, bo mam podobne doświadczenia. Tylko jednego nie ogarniam - jak to winda bez wewnętrznych drzwi? W sensie taka zasuwana na taką harmonijkową kratę?

Odpowiedz
avatar Koralik
0 0

@szafa: Nowoczesne windy mają drzwi podwójne, od zewnątrz i od wewnątrz kabiny. Stare windy mają tylko drzwi od zewnątrz, jak jedziesz windą to widzisz przesuwające się przed Tobą drzwi zewnętrzne, możesz się o nie oprzeć i wytrzeć plecami :P Można spotkać takie jeszcze w blokach budowanych za PRL, w latach 90 może jeszcze też, nie wiem.

Odpowiedz
Udostępnij