Poznałam swojego męża na początku studiów. Oboje ciężko pracowaliśmy, na dwóch technicznych kierunkach każde. Na studiach utrzymywałam się sama z dorywczej pracy i unijnego stypendium. Moi rodzice nie za bardzo poczuwali się do pomocy, a ja wolałam nie brać żeby potem nie musieć całe życie dziękować (taki typ człowieka ci moi rodzice, raz zrobili mi zakupy za 50 zł i przypominali mi o tym przez pół roku).
Po studiach, już jako małżeństwo, wyjechaliśmy za granicę. Przez kilka lat ciężko pracowaliśmy odkładając jak najwięcej kasy. Kiedy wróciliśmy do naszego małego mieszkania w Polsce, postanowiliśmy rozejrzeć się za domem.
Nie będę kłamać, odłożyliśmy dużo pieniędzy. Trochę się baliśmy, ale wydaliśmy trochę ponad 2 mln na dom w najlepszej okolicy jaka nas interesowała. Powiedzieliśmy o tym tylko rodzicom męża, moi nie utrzymywali kontaktu od dawna (wiadomo, telefon za granicę drogi, a jak ja nie zadzwoniłam to oni mnie ignorowali).
No i się zaczęło. Parada dawno niewidzianych krewnych, którzy gdzieś odnaleźli ogłoszenie sprzedaży naszego domu. Mieli dużo do powiedzenia na temat tego jak lepiej mogliśmy wydać te pieniądze. Oczywiście te plany uwzględniały też ich potrzeby.
Jakaś starsza ciotka (widziałam ją ostatni raz jak miałam z 8 lat) dzwoniła pytać czy może z nami zamieszkać bo już sobie nie radzi.
Kuzyn dzwonił czy załatwimy mu taką pracę jak nasza, bo też by chciał taka chatę. No i jak nam się udało tak nakraść?
Ale najgorzej było jak zadzwoniła moja mama. Powiedziała, że coś jej się w życiu ode mnie należy. Że utrzymywała mój tyłek tyle lat, a ja jej nawet nie powiedziałam że tyle kasy mam! Zaraz potem zapytała ile miesięcznie będę jej wpłacać, najlepiej gotówką, wiadomo. Była tak przekonana do swoich racji, tak pewna, że powinnam na kolanach dziękować za jej poświęcenia dzięki którym jestem gdzie jestem, że aż mnie zatkało. Muszę się do niej wybrać na poważną rozmowę, ale chyba nie mam sił.
Trzeba było zostać za granicą.
Rodzina
Przy takiej roszczeniowej mamuśce spodziewaj się pozwu o alimenty za 3... 2... 1...
Odpowiedz@Balam: W sumie może nie wiedzieć, że teoretycznie może się starać o alimenty. Ale nawet, jeśli wie, to szansa na to, że je dostanie i tak jest niewielka, bo wygląda na to, że głównym argumentem miałyby być zarobki autorki ;)
Odpowiedz@Ohboy: Nie potrzebuje innego argumentu. Jezeli matce nie starcza na zycie (a to latwo udowodnic, w Polsce po prawdzie wiekszosci ludzi nie stac na zycie, a jakos zyja i to niezle, cud gospodarczy), to przy wysokich zarobkach corki alimenty moga przyznac. I na dodatek z tego co widac, to nie rodzina patologiczna, autorka sie utrzymywala sama dopiero jako osoba dorosla, wiec dorastala na utrzymaniu rodzicow. Dura lex sed lex. To jest bandytyzm takich rodzicow, ale fakty sa faktami.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 czerwca 2021 o 10:33
@Samoyed: Nic z tego. O alimenty można pozwać dziecko, gdy rodzicom nie starcza na zaspokojenie PODSTAWOWYCH potrzeb życiowych. Czyli - nie mają co jeść i w co się ubrać, zalegają z czynszem, nie posiadają dochodu, lub jest on poniżej minimum egzystencji. Bez histerii.
Odpowiedz@Samoyed: Na szczęście nie masz racji. Armagedon dobrze mówi, do tego dochodzi możliwość podjęcia przez rodziców pracy. I jeżeli rodzice pracowali praktycznie całe życie (a nie ma mowy o tym, by robili to na czarno), to praktycznie nie ma szansy na alimenty. No i jeśli oboje żyją, to też sprawa jest utrudniona, bo to małżonek jest w 1 kolejności odpowiedzialny za pomoc swojej drugiej połówce. Swoją drogą rodzice nie utrzymywali autorki na studiach, więc to też jest argument na jej korzyść.
Odpowiedz@Armagedon: A gdzie tam masz napisane, ze posiada dochod, ze jest powyzej minimum? Ze ma sie w co ubrac i co jesc? Nie masz zadnych danych do oceny czy jest to mozliwe czy nie. Moze cale zycie jej rodzice pracowali na czarno i nie maja zadnej emerytury albo glodowa. Nie wiesz tego, to po co sie rzucasz? Ja tylko napisalam, ze jezeli udowodni, ze nie ma, ze nie moze, ze zyje ponizej minimum, to fakt, ze corka dobrze zarabia JEST koronnym argumentem. Jedynym sadowi potrzebnym.
Odpowiedz@Samoyed: No nie. Bo Ty się upierasz, że to dobre zarobki są argumentem. A to nie one są argumentem, tylko właśnie to, co wymieniła Armagedon. Dobre zarobki autorki umożliwiają jedynie pozwanie jej, natomiast nie można pójść do sądu i powiedzieć "Moja córka dużo zarabia, niech mnie utrzymuje". A autorka nigdzie nie wspomniała, że jej rodzice biedują.
Odpowiedz@Ohboy: W sadach rozmaitych do niektorych spraw mozesz miec dostep, nawet jako osoba trzecia, wystarczy zlozyc wniosek. Sa to materialy bez danych osobowych, do nauki np. dla aplikantow, do wykorzystania jako precedens itd. Idz, poczytaj, doedukuj sie, wtedy wroc i pogadamy co sie w sadach dzieje i jakie sa podstawy prawne, a raczej jak sa interpretowane.
Odpowiedz@Samoyed: Nie próbuj udawać znawcy prawa, bo już udowodniłeś, że nim nie jesteś. A w Polsce nie obowiązuje prawo precedensu.
Odpowiedz@Ohboy: "natomiast nie można pójść do sądu i powiedzieć "Moja córka dużo zarabia, niech mnie utrzymuje"." Oczywiście, że można. Po prostu sąd stwierdzi, że nie widzi podstaw. Ale złożyć wniosek o alimenty można zawsze i czasem wynik jest zaskakujący.
Odpowiedz@Ohboy: Jakiego znawcy prawa? Glupiutka jednak jestes :) To wiedza ogolnie dostepna, nie dla znawcow. Ale fakt, dla takich, ktorzy pouczaja innych o "zyciu", tylko na podstawie wlasnych wyobrazen to moze brzmiec jak wiedza tajemna...
OdpowiedzMatkę olej, jedynie znajdz dobrego papuga bo na 100% będzie pozew o alimenty. Reszta rodziny? Mów im o kredycie i że fajnie że się do ciebie odezwali, moze dorzucą się do rat?
OdpowiedzCiekawe ludzie rodziny mają, pozazdrościć. ;( Aczkolwiek i sam znam sytuację "ciekawego rodzeństwa", z szybciutkim przepisaniem mieszkania matki - jadącej na morfinie - na wnuka i już rzadziej węszę ściemnianie. I tylko się dziwię, w jakiej rodzinie mnie wychowano, że nie miał nikt takich zapędów...
Odpowiedz@JayDiGriz: Prawda? Mam rodzine bardzo duza i bardzo rozna. Sa w niej bogaci, sa biedniejsi (nie ma skrajnej biedy, ale sa ludzie zyjacy od 1go do 1go), ale nikt sie nigdy tak nie zachowal wobec czlonkow rodziny. Jezeli ktos naprawde potrzebowal (jedno dziecko w rodzinie musialo miec operacje warta 500 tys. reszta rodziny sie zrzucila jak mogla, jezeli nie gotowka, to na przyklad organizacja koncertu na rzecz). I nie zyjemy szczegolnie blisko, z niektorymi sie calkiem nie widuje i mam wrazenie, ze jak pokolenie moich rodzicow sie skonczy, to i nasze kontakty sie skoncza). Chyba nawet nie znam nikogo, kto ma tego typu doswiadczenia rodzinne, dlatego mam wrazenie, ze to jest w najlepszym razie koloryzowane.
Odpowiedz@JayDiGriz: Masz szczęście. Moja rodzina by mnie zeżarła z kosteczkami, gdybym miała pieniądze (wiem, co robią między sobą).
Odpowiedz@Ohboy: mam, naprawdę mam. Gdyby nie ta rodzina, bym pewnie nie miał tego, co mam, na co zapracowałem.
OdpowiedzNic w Polsce nie zapewni Ci takiej nienawiści bliźnich, jak odniesienie sukcesu…
OdpowiedzFajna bajeczka. Najpierw wróciliście do mieszkania. A później się okazuje, że sprzedajecie dom.
Odpowiedz@krogulec: krewni odnaleźli ogłoszenie sprzedaży domu, który autorka kupiła...
Odpowiedz@krogulec: a dom za 2 mln z tego co zrozumiałam kupili za gotówkę:)
Odpowiedz@majkaf: A jaki to problem? Pracując w Norwegii czy Szwajcarii i nie mając na utrzymaniu dzieci spokojnie idzie we dwójkę w kilka lat tyle oszczędzić.
Odpowiedz@majkaf: a te 2 bańki odłożyli w zaledwie parę lat, jako absolwenci świeżo po studiach, bez żadnego doświadczenia poza dorywczą pracą w czasie studiów.
Odpowiedz@Kamaiou: ...ponieważ gadatliwi teściowie rozpowiedzieli wszem wobec, że autorka dom kupiła i w jakiej okolicy. A że w tej okolicy był tylko jeden dom na sprzedaż - to szybko wyśledzili ile on kosztował. Dziwne tylko, że sprzedany dom nadal figurował w ofercie jako dom na sprzedaż. No bo chyba krewni nie "odnaleźli ogłoszenia sprzedaży NASZEGO(???) domu" jeszcze zanim go autorka kupiła?
Odpowiedz@Armagedon: jeśli sprzedawany był przez pośrednika, to mnie to specjalnie nie dziwi. Bardzo często widzi się u pośredników ogłoszenia o nieruchomościach z notką „sprzedane”, a czasami bez takiej notki, bo nie zdążyli zaktualizować. Mieszkanie, które kupiłam rok temu jeszcze jakiś czas później figurowało jako „na sprzedaż” na portalu z ogłoszeniami, a przez kolejnych parę miesięcy na stronie pośrednika jako „sprzedane”
Odpowiedz@Crannberry: Znana mi osoba w jakieś 3 lata sama odłożyła, w Polsce, około 400 000 zł. I nie miała żadnego doświadczenia poza krótkimi praktykami, bo na studiach nie pracowała. Bywają i takie zawody, a w jakimś bogatym kraju spokojnie można oszczędzić jeszcze więcej.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 czerwca 2021 o 20:26
@Hatsumimi: aż to policzyłem. Niech będzie Norwegia. Najbardziej opłacalnym zawodem jest tam lekarz. W 2018 roku mediana zarobków lekarzy w tym kraju wynosiła 6213 euro miesięcznie, przyjmijmy nawet obecny kurs euro, wychodzi 28000 zł z groszami. Przyjmijmy bardzo optymistycznie, że odkłada nawet połowę miesięcznych zarobków, czyli 14000 zł. Żeby odłożył milion złotych potrzeba mu będzie niecałych 6 lat. Zaznaczam, że to przy założeniu, że odkłada połowę. https://biznes.interia.pl/praca/news-zarobki-i-koszty-zycia-w-norwegii,nId,3290907
Odpowiedz@HelikopterAugusto: a norweski podatek dochodowy?
Odpowiedz@Hatsumimi: @Crannberry: @Ohboy: No to spróbujmy to wszystko jakoś uporządkować. Autorka wraz z mężem musieli odłożyć więcej niż 2 miliony. (Ponieważ chyba na głowę musieliby upaść, żeby cały zarobiony szmal pakować w domostwo, którego - póki co - nie mieliby za co wyposażyć i utrzymać, jak również utrzymywać siebie.) Zrobili to w kilka lat... no, niech będzie, że w dziesięć. Zatem policzmy. W uproszczeniu i zaokrągleniu, oczywiście w dół. I dotyczy to kwoty wyłącznie owych dwóch milionów, dla równego rachunku. Czyli: 2000000 (zarobek) : 120 (ilość przepracowanych miesięcy) = 16666,666 zł. Powiedzmy, że 16000 miesięcznie. Powiedzmy, że euro jest po 4 złote. Zatem musieliby ODKŁADAĆ (nie zarabiać) minimum 4000 euro miesięcznie. Miesiąc w miesiąc, przez 10 lat. Ciekawe, zatem, ile musieliby zarabiać, by móc w tym czasie jeść, ubrać się, wynajmować lokum i wnosić stosowne opłaty? Nie mieszkałam nigdy za granicą na stałe, więc nie wiem. Toteż zapytam o to Crannberry (jeśli zechce odpowiedzieć). No i jeszcze, jaki rodzaj pracy trzeba by wykonywać, żeby taką kwotę zarobić? I czy byłoby to dużo, czy mało, bo nie wiem jakie są przeciętne miesięczne pensje na "zachodzie". @Ohboy: O te same wyliczanki pokusiłam się pod twoją wypowiedzią. 400000 : 36(miesięcy) = 11111,111 zł W zaokrągleniu, 11 tysięcy oszczędności miesięcznie. Zatem kwota pensji - jakieś 15 tysięcy NETTO. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy, po jakich studiach i GDZIE tak dobrze płacą osobie bez doświadczenia?
Odpowiedz@Armagedon: Nie mogę :) Mogę Ci tylko powiedzieć, że opiera się to na umowach z klientami. Czasami umowy opiewają na 2000 zł, a czasami na 150 000 zł. Sama nie jestem bogata, ale nie rozumiem, czemu niektórym tak dziwne wydaje się, że ludzie potrafią zarobić grubą kasę w kilka lat. Zwłaszcza w tych czasach, gdy możliwości jest tak wiele i można pracować praktycznie na całym świecie.
Odpowiedz@Armagedon: Germania, kumpel 2 lata doświadczenia w polsce w kołchozie-montowni zagranicznej firmy jako automatyk, circa 4,2k na start na rękę zaraz po studiach automatyka i robotyka. Odłożył trochę kasy, porobił kursy, walnął niemiecki odpowiednik technicznej podyplomówki w mechatronice i elektroenergetyce i teraz sobie składa i programuje turbiny wiatrowe za niecałe 10k €, na rękę. Także się da - a szczególnie w dwie osoby.
Odpowiedz@Armagedon: Jak się postarasz, to w takim Zurychu idzie wyżyć w dwie osoby za 3500 franków miesięcznie (1500 na wynajem małego dwupokojowego mieszkania z dała od centrum i 2000 na życie). 16000 zł to niecałe 4000 franków. Muszą więc zarabiać 3750 chf na łebka, czyli mniej więcej tyle, co przeciętny kasjer w markecie. Z wykształceniem ma szanse zarobić dużo więcej, bo w Szwajcarii patrzą na papier bardziej niż w Polsce.
Odpowiedz@Hatsumimi: właśnie sobie porównałam w Lohnkalkulator porównanie zarobków brutto oraz netto między Niemcami i Szwajcarią i chyba podjęłam złą decyzję odnośnie wyboru kraju... Kasjer w Zurychu ma wyższe netto niż menedżer w korpo w Monachium... Zresztą w ubiegły weekend odwiedzałam w Zurychu kilkoro znajomych i patrząc jakie kwoty wydawali lekką ręką w kanjpie (przy szwajcarskich cenach 3 małe drineczki 1cl i coś do pochrupania wyszły około 100 euro, a wieczór się dopiero rozkręcał), zastnawiałam się, ile muszą zarabiać. Teraz już sobie wyobrażam. I tak, mieszkam z złym kraju ;)
OdpowiedzChciałam jednocześnie napisać "zrobiłam porównanie" i "porównałam wysokośc zarobków", i wyszedł jakiś dziwoląg, a minął juz dozwolony czas na edycję. Przepraszam.
Odpowiedz@Hatsumimi: Dzięki za wyczerpującą wypowiedź. Dobrze wiedzieć.
Odpowiedz@Crannberry: autor w sumie nie pisze o kraju, ale jako, że wszyscy uczepili się Szwajcarii to dodam anegdotkę :) Kilka lat temu musiałam tam jechać na trzymiesięczną delegację. W Polsce zarabiałam powyżej średniej krajowej (coś ok 6-7 brutto). Okazało się, że podczas mojego pobytu firma musiała wyrównać moją pensję do 6K CHF miesięcznie (moja pensja+dieta wynosiły chyba jedynie połowę tej sumy). Nie pamiętam jedynie czy to 6K CHF to była najniższa krajowa czy musieli mi zapłacić tyle co tamtejsza osoba na tym samym stanowisku. Po powrocie miałam już ładną sumkę na wpłatę do kredytu na mieszkanie. Ogólnie Szwajcaria bardzo sobie pilnuje, żeby za tanio nie było i coś takiego jaka tania siła robocza ze wschodu praktycznie nie istnieje.
Odpowiedz@helgenn: w pełni w to wierzę. Koleżanka opowiadała, że kiedy kupiła dom pod Zurychem i ściągała ekipe remontową z Polski, musiała przejść spory korowód łącznie z bodajże uzyskiwaniem pozwolenia od szwajcarskich związków zawodowych na wysokośc wynagrodzenia, które im wypłacała (które nie mogło wynosić mniej niż ileś tam franków. Dokładnie nie przytocze, bo opowiadała to długo i zawile, ale w każdym razie to nie Niemcy, gdzie ściągasz z Polski pana Mietka, a on od razu wchodzi i robi za tyle, na ile sie z nim umówisz. Ale i tak sie jej to ponoć bardzo opłaciło finansowe i było mniej skomplikowane niż branie miejscowej ekipy - szwajcarscy majstrzy mają ponoć bardzo ograniczone upranwinienia, coś typu: jeden może kłaść płytki na podłodze, drugo na ścianach, trzeci malowac ściany, czwarty sufity, a piąty kaloryfery, szósty podłacza wannę, a siódmy toaletę. Do tego musisz wynając jeszcze nadzorcę, tyw. Bauleitra, który będzie koordynował ich pracę.
Odpowiedz@Armagedon Da się. Personel medyczny średniego szczebla, pracujący 30 minut od Paryża: on i ona. Na rękę mają płacone 2000€ x2 = 4000€. Mieszkanie na terenie kliniki: 320€ czynszu (prąd, woda, ogrzewanie w cenie) i tą kwotę pobierała sobie klinika. Zostaje 3680. Obiady i podwieczorek po 50€ od łebka za miesiąc (resztę pokrywa klinika), mamy 3550€. Na ubrania, śniadania i rozrywki wydali ok 400€ miesięcznie (raczej zawyżam), zostaje 2750€. Nie doliczyłem premii rocznych i odebrania nadgodzin. 2750 x 12 miesięcy = 33000. 33000 x 10 lat = 330000€. 330000 x 4,50 = 1 485 000 zł. A mowa o zagraniczniakach, którzy w bardzo średnim szpitalu pracowali za kiepską dla lokalsów stawkę. Wyjechali tuż po studiach, teraz mają po 35 lat. Tyle, że oni nie mają najmniejszego zamiaru wracać do Polski, aby kupić dom i pracować w zawodzie za 2300 zł miesięcznie. Zmienili tylko klinikę na taką, gdzie płacą więcej, mieszka się przyjemniej i pracuje lżej.
Odpowiedz@Armagedon: Ludzie sporo odkładają za granicą, bo żyją jak robaki i często pracują na 2 etaty. Jest to jak najbardziej możliwe, tylko pytanie po co się tak męczyć po studiach, zamiast normalnie iść do pracy, rozwijać się, odłożyć na wkład własny i wziąć kredyt. Zwłaszcza, że po powiedzmy 10 latach w bezsensownej pracy już są mniej atrakcyjni na rynku pracy niż świeżo upieczony absolwent, bo raz, że przez te 10 lat stan wiedzy się zmienił i dwa, że doświadczenia w branży też nie mają.
OdpowiedzNie tylko dzieci moga wystepowac do rodziców o alimenty. Takze rodzic jesli np. na starosc lyb z powodu chroby obnizy mu sie standard zycu=iowy moze wystapic do swojego dziecka o alimenty. Oczywiscie wszystko bada Sad, i sytuacje finansowa rodzica i dziecka i wydaje wyrok co do wyskosci alimetow. Tak wiec jesli Twoja Matka ma prawne podstawy i dobregoi adwokata to ma realne szanse dostac od Ciebie alimenty. P.S. sorry za brak polskich liter
OdpowiedzMatce trzeba było się wyprzec i powiedzieć że to wynajmowane, albo, że macie pod opieką bo właściciele wyjechali na 5 lat
Odpowiedz@maat_: Ale niby czemu nie mogę przyznać się własnej matce, że mi się powodzi? Jak mnie to wkurza. Też zawsze tak byłam wychowywana: Jak ktoś ci mówi komplement odnośnie stroju, mów, że to stare łachy. Jak masz dom czy fajną furę, mów, że to nie twoje, tylko pożyczone. Jak jesz banana (30 lat temu to był rarytas), to nie tak ostentacyjnie, tylko ukradkiem, żeby inne dzieci z klasy nie widziały. Jak masz dobre oceny, to jesteś kujonem i nie będziemy cię lubić. Jak studiujesz, to nie przyznawaj się, jaki kierunek i że masz dobre oceny. O wszystkim, co pozytywne, opowiadaj dopiero po fakcie, bo jak nie, to na pewno ktoś ci pozazdrości i ci się noga powinie! Absolutnie nie opowiadaj o swoich sukcesach, bo nie daj Boże urazisz uczucia jakiegoś życiowego nieudacznika lub nieroba!
Odpowiedz@clockworkbeast: normalnej matce można wszystko opowiedzieć, a ona będzie dumna, że jej dziecko odniosło sukces. Pochwalisz sie kupnem domu, to ci jeszcze słoików narobi, żeby ci zdjąc z głowy gotowanie na czas przeprowadzki. Uważać trzeba na patologiczną, której "się należy", bo "cię urodziła i dupę podcierała", więc "masz jej dać". A swoja drogą, skąd się to bierze, ża jako naród nie umiemy przyjmować komplementów. Ktoś nas pochwali, że ładnie wyglądamy, że coś dobrze zrobiliśmy, że donieśliśmy jakiś sukces, to zamiast podziękować, to się krygujemy, że wcale nie i jeszcze mu wmawiamy, że nie ma racji
Odpowiedz@clockworkbeast: Bo wystapi o alimenty na siebie, dlatego.
Odpowiedz@Crannberry: dzięki, że to za mnie napisałaś, bo ja się obawiałam, że mnie tu żywcem zjedzą. Ale to samo cisnęło mi się na usta: my jako naród nie tylko nie potrfimy przyjmować komplementów, ale też nie potrafimy cieszyć się z czyjegoś powodzenia. Jak jeden jest bardziej ambitny, to zaraz znajdzie się dziesięciu, którzy będą usiłować ściągnąć go do siebie, na dno.
Odpowiedz@clockworkbeast: "ale też nie potrafimy cieszyć się z czyjegoś powodzenia" - a to na pewno. Niestety w Polsce sukcesem, nawet niewielkim, lepiej się chwalić, o czym sama się z resztą wielokrotnie przekonałam. Zaraz spróbują Cię przebić czymś innym jednocześnie sugerując, że ich rodzaj sukcesu jest lepszy, albo zminimalizują Twój wkład (że niby Twój sukces był kwestią szczęścia, oszustwa), lub stwierdzą, że gdyby oni mieli albo nie mieli czegoś to sami zrobiliby to szybciej, lepiej itd. Albo w ogóle będą mieli pretensje, że się chwalisz mimo, że sami o to zapytali... Niewielu znam ludzi, którzy jak usłyszą, że coś się komuś udało to po prostu się cieszą.
Odpowiedz@Imnotarobot To prawda. Tyle lat mieszkam poza Polską i jeszcze się na tym łapię. Tak naprawdę zaczęło się to zmieniać kilka lat temu, jak poszedłem na studia i zacząłem się więcej obracać między miejscowymi. Wcześniej mieszkałem i pracowałem z Polakami. Część z nich też zmieniła podejście i przyjaźnimy się do dzisiaj, ale wielu nie.
OdpowiedzJeśli chodzi o alimenty to spokojnie. Musieli by wykazać przed sądem iż nie mają na podstawowe potrzeby tzn brak pracy renty emerytury itd, a nie mają do dają. A co do pieniędzy. Kolega z osiedla zawsze był dobry z informatyki i programowania. Obecnie mieszka w USA i jest jakimś senior manager i zarabia duuużo $. Jak wpada do Polski do rodziców i czasem na piwo wyskoczymy to stwierdził iż zarabia tam ok 12x więcej niż na takim samym stanowsku w Polsce podstawa x kurs. Także odłożyć 1mln można.
OdpowiedzJak to przeczytałam to zrobiło mi się słabo. Nie wiem co kieruje takimi ludźmi jak opisani tutaj. Współczuję i życzę siły.
OdpowiedzWszystkie historie na piekielnych traktuję z przymrużeniem oka, ale ta jest słabo wykreowana, że historie na anonimowych są już bardziej wiarygodne.
OdpowiedzDla mnie to jest ściema. A dlaczego? " boje ciężko pracowaliśmy, na dwóch technicznych kierunkach każde. Na studiach utrzymywałam się sama z dorywczej pracy i unijnego stypendium." Nie wiem jak trzeba byłoby bardzo być inteligentnym by robić dwa kierunki techniczne, do tego pracować, chyba, że ta praca zajmowała maks 2h dziennie, nie twierdzę, że nie, ale mimo wszystko wg mnie to mało realne.
Odpowiedz@timka: Widać że mało życia znasz. Moja koleżanka ciągnęła jednocześnie trzy kierunki ale bez pracy bo rodzina bogata. Jak chcesz i wiesz ze nie masz na kogo liczyć tak jak w tej historii to zaciskasz zęby i zapierd.... ;)
Odpowiedz